czwartek, 30 października 2014
Zwycięzca to ten, kto podnosi się po przegranej
Czkawka widział już namiot, który zamieszkiwała szamanka, ale nie zatrzymywał się i biegł dalej. Wreszcie rozsunął materiał i zauważył Astrid, jeszcze bardziej bladą niż wcześniej, z kroplami potu na czole i grymasem na wąskich ustach. Cały czas walczyła i wyglądała jak wojowniczka.
Chłopak usiadł obok niej i nakreślił na jej czole suchymi już dłońmi runę, która oznaczała smoka. Gothi patrzyła z otwartymi oczami, ale nie informowała go o niczym, zresztą Pyskacza już przy nich nie było, siedziała tylko Valka.
Czkawka modlił się w duchu do Thora, wypowiadając tylko co chwilę „błagam, Astrid, obudź się, proszę”. Tak samo, jak ze Stoickiem, przypomniał sobie scenę walki z Drago, kiedy widział bezwładne ciało ojca, nawet wtedy wyglądającego bohatersko. Astrid była tą samą silną dziewczyną, co wcześniej, ale wyglądała jak Astrid, którą Czkawka znał dobrze. Która targały emocje, których nigdy nie potrafiła ukrywać. Która była szczera, często złośliwa, ale kochająca ponad wszystko, wierna i lojalna swoim przyjaciołom. Była uosobieniem Wikinga, którego Czkawka szukał sobie całe życie.
Nie wiedział, czy runa na czole pomoże, a kiedy mijało sporo czasu, a z dziewczyną nic się nie działo, w oczach Czkawki pojawiły się łzy. Oparł głowę o dłoń dziewczyny i zapłakał cicho.
- Nie zostawiaj mnie – wyszeptał cicho.
Czekał chwilę, łkając cicho, czuł, że nikt, nawet Valka albo Szczerbatek nie zastąpi tej pustki, którą czuł teraz.
Poczuł, że ktoś głaszcze jego głowę i rozczesuje mu włosy, ale był pewien, że to Valka, więc chciał ją odepchnąć, ale zauważył, że palce Astrid poruszają się lekko. Spojrzał z radością na dziewczynę, która uchyliła lekko zmęczone powieki.
- Nigdy – usłyszał ledwie słyszalnie, ale słowa kosztowały ją wiele, bo jej oczy zamknęły się szybko.
- Astrid! – krzyknął przerażony Czkawka.
Valka podeszła do niego szybko, unosząc ręce w uspokajającym geście.
- Nie, spokojnie, ona śpi. – uśmiechnęła się ze łzami w oczach. – Czkawka, udało ci się.
Chłopak spojrzał na wycieńczoną narzeczoną. Nie miał pewności, czy stan Astrid utrzyma się długo, ale słyszał ciche wydechy, potwierdzające słowa mamy.
Valka podeszła i przytuliła go mocno. Czkawka nie opierał się. Czuł, że jest mu potrzebna czyjaś bliskość. Gothi opuściła namiot, zostawiając ich samych.
- Dasz sobie radę, synu – powiedziała pewnie. – Astrid jest silna.
- Ale czy wystarczająco? – zapytał drżącym głosem.
Valka odetchnęła cicho.
- Aż serce boli, jak się tak na was patrzy… - szepnęła, a Czkawka spojrzał na nią pytającym wzrokiem. – Wy się naprawdę kochacie – powiedziała to, ale w sposób, jakby wiedziała o tym już dawno.
- Nie wyobrażam sobie życia bez niej – wyznał szczerze.
W zielonych oczach Valki pojawiły się łzy.
- Tak bardzo przypominasz mi twojego ojca. – powiedziała nagle.
Teraz to Czkawka powinien ją przytulić, ale chciał się czegoś koniecznie dowiedzieć. Czegoś, o co nigdy nie pytał ani ojca, ani matki.
- Jak się poznaliście? – zapytał.
Valka usiadła wygodniej, wbijając wzrok w jeden punkt leżący gdzieś obok zapalonej świecy.
- To było bardzo dawno temu. On wyglądał całkiem jak ty, ale był bardziej… - nie wiedziała, jak to określić, ale Czkawka wiedział dokładnie o co jej chodzi.
- Wyglądał na silniejszego niż ja. – powiedział wprost. Valka uśmiechnęła się przepraszająco.
- Wybacz, synu – mruknęła. – Ja szkoliłam się na Arenie, tak jak wy, on również. Ale twój ojciec nie był wtedy taki, jakiego ty go znałeś. Był wpatrzony w siebie, arogancki i sprytny, przez co zajmował pierwsze miejsce w każdym naszym zadaniu. Można powiedzieć, że był taką Astrid, ale nie sądzę, żeby była aż tak wredna jak on – Valka słyszała od Czkawki opowieści i smoczym szkoleniu i o pozostałych uczniach.
Czkawka popatrzył na śpiąca dziewczynę.
- Chyba nie wiesz, jaka była – zaśmiał się.
- Możliwe. W każdym razie, radziłam sobie dość kiepsko, szczerze mówiąc, wcale, a twój ojciec zawsze ze mnie drwił. – mrugnęła do syna z uśmiechem. – Nie martw się, ja też miałam ostry język i tak doszło między nami do trwałego konfliktu, który trwał bardzo, bardzo długo. Aż sami zaczęliśmy zapominać, o co tak naprawdę się kłócimy. Ech… nie wspominaj o tym Psykaczowi, aż do teraz robi mi różne aluzje.
Czkawka wykonał gest, jakby zamykał kluczem usta, a potem ten klucz wyrzucał, Valka zaś kontynuowała.
- Tak jak opowiadałeś, byłam takim tobą, tyle, że ja całe szkolenie oblałam, a tobie się udało poznając Szczerbatka. Tak, czy inaczej często się sprzeczaliśmy z twoim ojcem, ale połączył nas Pyskacz. Zaprzyjaźniłam się z nim pierwszego dnia szkolenia, nie wiedząc, że jest przyjacielem Stoicka. Pewnego dnia zaprosił mnie i jego na piknik, oczywiście żadne z nas o tym nie wiedziało, że będzie też drugie. – na czole Valki pojawiła się zmarszczka. – Nie potrafisz wyobrazić sobie większej kłótni, Czkawka. W końcu obraziłam się i odbiegłam, zostawiając ich samych, a schowałam się w Smoczej Jamie.
Czkawka wydawał się być zaskoczony.
- Naprawdę?
- Tak, ale wtedy w tym miejscu było największe leże smoków znane Wikingom. Twój ojciec wrócił i uratował mnie – wzruszyła ramionami. – A zaatakowało nas pięć smoków. Wtedy nie wiedziałam, że po prostu broniły swojego terytorium.
Od tego czasu zaczęliśmy się ze Stoickiem bardziej dogadywać, okazało się, że mamy ze sobą wiele wspólnego, a ja poznałam Stoicka jako miłego i wrażliwego mężczyznę, nie następcę wodza i zadufanego w sobie chłopaka, jakim się wydawał.
Wkrótce się w sobie zakochaliśmy i to bez opamiętania. –odetchnęła, patrząc na Czkawkę czujnym wzrokiem.
- Nie wiedziałem, że wasza historia była na tyle podobna do mojej i Astrid – chłopak spojrzał na swoją narzeczoną, jakby bał się, że jej stan się pogorszył, ale jej twarz wydawała się bardziej różowa, a pot z czoła zniknął. Spała dokładnie tak, jaką ją wiedział wiele razy. Spokojna i bezpieczna.
Nagle do namiotu wszedł Śledzik, dysząc ciężko. Valka i Czkawka odwrócili głowy w tym samym momencie.
- Czkawka, na placu zebrał się tłum Wikingów, ojciec Sączysmarka do nich przemawia, boję się, że wywołają bunt.
- Ale jak to? Z jakiego powodu? – zapytał wódz, nie rozumiejąc.
- Lepiej chodź to zobaczyć – mówił dalej Śledzik.
Czkawka spojrzał na dziewczynę z utęsknieniem, ale Valka położyła mu dłoń na ramieniu.
- Idź, ja z nią zostanę. – obiecała. Czkawka chciał zostać przy Astrid, ale wiedział, że wystarczająco zaniedbał swoje obowiązki wobec Berk.
Kiedy wyszedł z namiotu zauważył wszystkich ludzi z wioski, stojących na środku centralnej części Jamyi Podłysmarka przemawiającego do zebranych. Czkawka miał wrażenie, że to Sączysmark, niewiele różnili się od siebie z ojcem, może tylko ilością zmarszczek i siwych włosów.
- Ludzie, nie dajcie się oszukiwać!! – krzyczał, machając rękami. – To co się dzieje to wina wodza! To wódz powinien być tu, kiedy nas zaatakowano. – wiele osób potrząsnęło głowami, wsłuchiwając się w mówcę. Czkawka przepchnął się na środek placu.
- Tak więc, jestem, Jongersonie. – powiedział, unosząc głowę pewnie jak jego ojciec. – Dlaczego boisz się powiedzieć mi prosto w twarz tego, co mówisz innym?
Ojciec Smarka wyglądał na zbitego z tropu, ale szybko się opamiętał.
- A czemu ty zostawiłeś swoją wyspę na pożarcie obcym? Co, bycie wodzem już ci się znudziło? – Czkawka otworzył szeroko oczy, nie miał pojęcia skąd w starym Jongersonie tyle zawiści. – Czy aby na pewno jesteś synem Stoicka? Gdyby żył twój ojciec nie doszłoby do czegoś takiego.
Czkawka wstrząsnęły te słowa. Przez całe swoje Zycie próbował udowodnić właśnie Stoickowi, ile jest wart. Chciał mu pokazać, że jest Wikingiem. Teraz musiał udowadniać innym, że jest wodzem. Czemu wciąż musi coś komuś udowadniać. Odetchnął wolno i spojrzał Wikingowi w oczy.
- Jeśli tak wierzysz w mojego ojca, to jak możesz oburzać się jego decyzją, żebym to ja go zastąpił? – po placu przeszły szepty. Zwrócił się do pozostałych, mówiąc głośniej, żeby każdy usłyszał. – Tak, wiem. Nigdy nie zajmę miejsca mojego ojca, bo nie jestem niego wart, ale wiem jedno. Każdy, kto jest Wikingiem, każdy, kto chce bronić swoją rodzinę i walczyć, każdy, komu zależy na odzyskaniu tego, co należy do niego, otrząśnie się z porażki zarówno mojej, jako wodza, jak i naszej wspólnej. Ale prawdziwy zwycięzca to nie ten, kto potrafi wygrać, ale ten kto podnosi się po przegranej.
Nastała cisza, której nikt nie ważył się przerwać.
- Ale czy na pewno wiesz, co robić, skoro siedzisz całymi dniami w namiocie Gothi i wychodzisz z niego załamany? Może kto inny powinien zostać tu wodzem? Może jesteś za słaby? – Podłysmark nie zamierzał zrezygnować.
Czkawka przypomniał sobie słowa matki, która mówiła mu, że był za słaby, bo urodził się za wcześnie. Miał dość wmawiania mu, że jest za słaby. Kątem oka zobaczył Pyskacza, który uśmiechał się do niego, zagrzewając go do walki. Postanowił więc kontynuować.
- Astrid umiera. – powiedział wprost. Wielu z tych, którzy nie widzieli Czkawki niosącego ją do namiotu Gothi zamarło w szoku. Znali ją tak dobrze jak on, wszyscy ją uwielbiali. – Chcę… chcę być przy niej, nawet jeśli miałoby to oznaczać chwilowe porzucenie moich obowiązków. Ale co ty zrobiłbyś, Podłysmarku, gdyby twój syn umierał?! – zapytał, a na twarzy Wikinga pojawiło się zdumienie, ale po chwili rozpacz.
- Ty chyba nie wiesz, w jakim stanie jest mój syn, przyjacielu – wyszeptał tak, że usłyszał jedynie Czkawka.
Chłopak popatrzył mu w oczy.
- Chcę z nim porozmawiać. – zawyrokował, a w tyle usłyszał Pyskacza, nawołującego gapiów do rozejścia się.
Jorgenson zaprowadził go do wejścia jaskini, w której za kratami trzymano kilka osób. Czkawka, co prawda wiedział, że Sączysmark jest tam przetrzymywany, bo nie słuchał rozkazów, ale nie wiedział, w jak strasznym stanie tam siedzi. Zobaczył jego zmęczoną twarz, podkrążone oczy, żadnej iskry, którą zawsze miał Sączysmark.
- Od trzech dni nic nie je – wyszeptał Podłysmark. – Jak tak dalej pójdzie, umrze z głodu.
Czkawce żal było przyjaciela, pomimo tych wszystkich kłótni i waśni.
- Zostawisz nas? – zapytał Jorgensona, który kiwnął głową i odszedł ze łzami w oczach. Jeszcze nigdy nie widział, żeby ojciec Sączysmarka tak się o niego zamartwiał. W domu chłopaka było istne spartańskie wychowanie, dlatego przyjaciel był, jaki był.
Sączysmark zdawał się nie zauważyć, że ktoś przyszedł go odwiedzić. Czkawka zmartwił się tym bardziej jego stanem. Zamknął za sobą kraty i usiadł tak jak przyjaciel na ziemi.
- Oni kazali mi z tobą porozmawiać? – warknął Sączysmark zamiast powitania. Jego czarne włosy wystające spod hełmu zasłaniały mu pół twarzy.
- Nie, przeszedłem sam. – Czkawka przybliżył się niepewnie. – Co się dzieje? I o co chodzi z ta Szpadką?
Sączysmark spojrzał w oczy towarzyszowi. Jego własne zaświeciły od łez.
- Czkawka, to moja wina – powiedział poważnie. – To moja wina, że ona tam została. My… Pokłóciliśmy się, ona pobiegła w stronę lasu, a ja wróciłem. Nie wiedziałem, że ona tam została. Czkawka, zrobiłbym wszystko, żeby to cofnąć…
Sączysmark był zrozpaczony. Czkawka położył mu dłoń na ramieniu.
- Sączysmark, spokojnie. I to wyrzuty sumienia zmusiły cię do nieposłuszeństwa? – wódz pogubił się, tak jak wcześniej, gdy Śledzik opowiadał mu, co się stało.
- Nie, po prostu, wiem, co mogą jej tam zrobić, o ile jeszcze nie zrobili. Mogą ją torturować, Czkawka. Pytać, gdzie podziali się wszyscy… Ja muszę jej pomóc, muszę!
Czkawka nie pomyślał o tym. Faktycznie, Sączysmark miał rację. Musieli działać.
- Przygotuj Hakokła. Zaraz wracam. – powiedział twardo, na co przyjaciel zareagował szokiem.
- Jak to, zgadzasz się? – zapytał.
Wódz zatrzymał się przy otwartych już kratach celi.
- Są sprawy ważne i ważniejsze. Szpadka też jest moją przyjaciółką.
Bał się tylko jednego. Nie będzie przy Astrid. Co, jeśli ona…
Młaa! ;D zaniedbuję was, wiem, ale wiecie jak to jest - rok szkolny ;-; mam nadzieję, że wam się spodoba, jak zwykle proszę o recenzję :P
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Nie znajduję juz słów do opisania twojego opowiadania. Naprawdę, nie wiem co mam napisać! <3
OdpowiedzUsuńZapraszam też na moje opowiadanie, proszę, Lie, potrzebuję twojej recenzji.
http://inna-historia-czkawki.blogspot.com/?m=1
Dołączam się do komentarza powyżej
OdpowiedzUsuńPrzyczepię się tylko (chociaż wątpię, czy ktoś to przeczyta, skoro ten blog powstał tak dawno), że o ile się nie mylę, ojciec Smarka nazywa się Sączyślin
OdpowiedzUsuń