poniedziałek, 6 października 2014

Zniewolony niewolnik


   Czkawka pędził na Szczerbatku niczym wiatr. Cały dzień mieli przy sobie broń, w razie nagłego ataku. Teraz, skryci w mroku mieli przewagę. Nikt nie pokona Nocnej Furii po ciemku. To po prostu niemożliwe.
- Widzisz tu cokolwiek? – wraz z Czkawką leciał Tymon, mężczyzna o stalowoszarych oczach, który najwyraźniej zaufał Czkawce na tyle, by z nim lecieć na smoku. Jeździec dowiedział się o nim tyle, że służył w galijskiej armii, do czasu, aż nie został złapany przez łowców.
- Przyzwyczaiłem się – uśmiechnął się Czkawka. Wiedział, że jego lot może być zgubny, ale i tak cieszył się z tej możliwości. Przypominał sobie słowa Valki, że kiedy leci, czuje się wolna. Byli tacy sami. Dwie dusze targane błyskawicami i huraganami.
   Wreszcie dolecieli na palący się pokład. Łowcy, a raczej część, która została próbowała ugasić jeszcze okręt, reszta za pewne od razu uciekła. Całe szczęście, bo mogli wślizgnąć się niezauważeni. Czkawka pamiętał, że na dole, pod pokładem, czyli po drodze, którą tu przybyli, jest zacumowanych siedem łodzi. Na pewno została choć jedna, na której mogłoby się pomieścić dziewięć osób.
   Biegli jak najszybciej w dół schodów, jednocześnie uważając na skrzypienie suchego drewna pod łapami Szczerbka. Kiedy byli w ciemnym pomieszczeniu, ale usłyszeli szum wody obijającej się o podłogę statku, odetchnęli z ulgą. Udało im się wślizgnąć niezauważonym.
- Bierzemy jedną, czy od razu dwie? – spytał Tymon, odwiązując cumy jednej ze średnich łódek.
- Na jednej się pomieścicie – powiedział Czkawka.
- Pomieścimy? – Tymon był zdziwiony. – Zostawisz nas?
Czkawka westchnął.
- Mówiłem wam, że jestem w trakcie drugiej podróży, nie mogę z wami zostać. – nie mógł wytrzymać wzroku Gala. Pomimo potężnego spojrzenia i muskulatury, Tymon miał miękkie serce. – Zresztą nie mogę zostawiać mojej wyspy na długo … Mam swoje obowiązki.
- Ach, no tak – mruknął Tymon. - Coś o tym wiem. Tyle, że ja nie byłem za dobrym wodzem. Moja wioska spłonęła do szczętu, przeżyłem tylko ja.
   Czkawka oniemiał z szoku. Tak bardzo współczuł Tymonowi, jednocześnie dziwiąc się, że Gal zdobył się na tyle zaufania wobec niego.
   Przypomniał mu się sen – spalone Berk i wzdrygnął się na tą myśl.
- Szczerze ci współczuję, przyjacielu – powiedział jeździec.
Tymon wzruszył ramionami.
- Pomóż mi z tymi cumami. Musimy odpłynąć jak najszybciej. – odrzekł tylko.
   Drzwi otworzyły się jak poprzednim razem. Wypadli z nich również łowcy, ale mieli twarze wykrzywione przerażeniem.
Jeden dobiegł do Czkawki, zanim Szczerbatek zdążył się zorientować.
- Panie – błagał na kolanach. – Proszę pomóż nam wydostać się ze statku. – widok mężczyzny był tak ujmujący, że Czkawka musiał walczyć sam ze sobą, chcąc mu pomóc. Tymon podszedł i kopnął go.
- Odejdź, Grymaree. – warknął, zamieniając się z wrażliwego i cichego Tymona w rozjuszoną bestię. – Nareszcie to ty błagasz o litość, nie niewolnicy.
Czkawka powstrzymał go.
- Bronisz go?! – wykrzyczał wściekły Gal.
- Nie, mam inny pomysł - rzekł do niego, po czym zakomendował. – Wchodźcie do łódki, ale bez żadnych sztuczek. Ja i Nocna Furia płyniemy z nami – powiedział dużo mniej miło, wiedząc, że smok budzi grozę w wojownikach.
Czkawka bał się, że jego miękkie sumienie znów wprowadzi go w kłopoty i to nie małe, ale widział, że łowcy jak zostawiali wszelką broń na podłodze, obok cumów. Tymon wybrał sobie dość spory topór i wsiadł razem z nimi, rzucając Czkawce nieufne spojrzenie.
   Pewnie żałuje, że mi zaufał – pomyślał Czkawka. Westchnął ciężko i zawiązał czubek grubej marynarskiej liny wokół dzioba łodzi, a drugi koniec do siodła Szczerbka. Wsiadł na smoka i dał mu jasny znak do zanurzenia się z powrotem w lodowatą wodę. I jeźdźcowi, i smokowi nie podobał się ten pomysł, ale nie mieli wyboru.
   Pociągnęli łódź pod wodę, wiedząc, że to jedyna możliwa droga ucieczki. Wkrótce drewniane belki lizane płomieniami ognia spadły do wody, ale na szczęście oni byli już bezpieczni. Czkawka miał tylko nadzieję, że łowcy ani Tymon nie wypadną z ciągniętej pod woda łódki. Kiedy wreszcie wypłynęli, Szczerbek otrzepał się, mało co nie strącając Czkawki z siodła.
-Ej, uważaj na jeźdźca – udał obrażonego. Smok zaśmiał się i obrócił się, niczym beczka, przez co Wikingowi zaszumiało w uszach. – Co ty byś beze mnie zrobił przyjacielu, hm? Lepiej pomyśl, bo możesz nie mieć zbyt wielu okazji.
Szczerbatek zawarczał. Czkawka podrapał go za uchem niczym domowego pupila.
- Oj no dobra, dobra…
   Wiking spojrzał przez ramię na łódź. Widział sześciu łowców i Tymona, siedzącego na pokładzie. Wylewali właśnie wodę z pokładu, pomagając smokowi lecieć. Łódź nie była wcale taka lekka do ciągnięcia nawet przez Nocną Furię.
   Czkawka próbował wypatrzeć w ciemności Astrid i resztę, ale zauważył tylko ruch na plaży i ogniste pociski.
   Przeraził się na tą myśl i odciął łódź, gotując się do ataku na oprawców Astrid. Wiedział, że to na plaży potrzebują pomocy. Nie pomyślał w tym momencie o nieszczęsnym Tymonie…
   Dolecieli do plaży szybko, niczym pocisk. Tak jak się domyślał, reszta łowców zaatakowała wspólnie na wystraszonych niewolników na plaży. Widział taką możliwość już wcześniej, ale zarówno on jak i Astrid byli uzbrojeni po zęby. Przygotowali się dobrze na tę podróż. Już lądując na plaży zauważył, że walka jest jak najbardziej wyrównana. Jeden błysk plazmy i dwóch łowców leżało powalonych na mokrym piasku. Astrid walczyła z trzema i najwyraźniej dawała sobie radę. Czkawka nie próbował wystawiać ją na próbę – dał znak Szczerbatkowi, po czym oboje podbiegli do dziewczyny.
   Rozbroiła jednego z napastników kopniakiem w dłoń, po czym wbiła topór w tarczę drugiego. Z biegiem lat ubyło jej siły, a przybyło sprytu. Widać, nauki Czkawki nie poszły w las.
   Walczyli ramię w ramię, aż garstka łowców – mniej więcej tylu, ilu było na łodzi uciekła. Łódź! Czkawka wsiadł na zmęczonego już Szczerbatka i popędzili z powrotem na łódź, Astrid wskoczyła na siodło za Wodzem.
- Astrid, czemu z nimi nie zostaniesz? – zapytał, dopiero wyczuwając za sobą jej obecność.
- Powiedzmy, że źle znoszą rozłąkę z tobą – zaśmiała się. Pomimo, że Czkawka wyczuwał sarkazm, uśmiechnął się sam do siebie.
  Wskoczyli na małą łódź, gotowi do ataku. Wiking żałował, że pozwolił łowcom wejść na łódź. Widział teraz dokładnie jednego z nich, trzymającego Tymona ze sztyletem przy jego gardle.
- No, no, no – warknął jeden z nich, prawdopodobnie ten, którego Gal nazwał Grymaree. – Nasz wybawca!
Reszta zawtórowała śmiechem.
- Wypuść naszego przyjaciela – powiedział łagodnie Czkawka, na co reszta wybuchnęła jeszcze większym śmiechem, niż wcześniej.
- Niby czemu miałbym to zrobić? – warknął łowca. – Spaliłeś nasz okręt, odebrałeś niewolników i zabiłeś naszego przywódcę.
- Nie zabiłem Malgora – powiedział Czkawka.
- To w takim razie, gdzie on jest? – krzyknął Grymaree. Łowcy pokiwali głowami.
Nastała cisza.
- Uratowałem wam życie – zaczął Czkawka. – Pozwalam wam odejść, nie robiąc wam żadnej krzywdy pomimo, że to wy, czyniliście zło tyle lat tym ludziom – wskazał na Tymona. Z miłego głosu ton Czkawki przeszedł w ostry krzyk. Astrid otworzyła szeroko usta. Nie widziała ukochanego w takiej sytuacji. Najwyraźniej nie wytrzymał.
- Za to nam płacą. A ty za kogo się uważasz, że śmiesz nas pouczać? Może i jesteś synem Stoicka, ale najwyraźniej twój ojciec nie byłby zadowolony z twojej przyjaźni z potworami, nie uważasz? – Grymaree zapewne znał Stoicka, skoro śmiał tak twierdzić. Czkawka uśmiechnął się zjadliwie.
- Nie przyjaźnię się z wami – warknął, na co łowca przybliżył sztylet do gardła Tymona. Czkawka czuł, że przesadził.
- Lepiej uważaj, Wikingu. Nie warto zadzierać z łowcami niewolników. – Czkawka zauważył mały sztylet, leżący pod jego nogami – zapewne któryś z uratowanych musiał go upuścić. Podniósł go i obrócił w dłoniach, jakby się nim bawił.
- Musze cię o czymś poinformować – powiedział wolno. Nagle chwycił ostrze i rzucił wprost w Grymaree’go. Zaczepił się o pasmo tkaniny niedaleko ramienia i wbił się głęboko w maszt, przybijając łowcę jak motyla do kolekcji. Tymon odskoczył od niego, cudem unikając ostrza. – Z Wikingami nikt nie zadziera.
   Łowcy patrzyli na niego, głęboko zdziwieni. Astrid i Szczerbatek ruszyli do ataku, ochraniając Tymona. Czkawka doskoczył do Grymaree’a i chwytając go za koszulę wrzucił wprost do wody.
   Z resztą łowców postąpili tak samo. Zanim dopłynęli do plaży, ludzie, których uwolnili Wikingowie – czyli dziewięciu wcześniejszych niewolników, siedziało już w łodzi. Zdążyli zapakować dość jedzenia na podróż wraz z Astrid, a Szczerbatek przeniósł ich na suchą już łódź. Czkawka wiedział, że smok potrzebuje wypoczynku, a na łodzi nie mógł odpocząć – nie wytrzymałaby pod jego ciężarem, a tym bardziej nie odpowiadała mu wielkością.
   Pożegnali się więc z ludźmi, którzy zawdzięczali im życie i odlecieli na południe, szukając dalej Nocnych Furii.
   Astrid wtuliła się w Czkawkę.
- Nie wiedziałam, że mój narzeczony potrafi tak nagadać bandzie obrzydliwych łowców. – powiedziała z zachwytem. Czkawka już miał odpowiedzieć – ja też nie, ale poprzestał na wersji dużo bardziej dumnej.
- Jeszcze nie jednym cię zaskoczę – powiedział, całując ją.

3 komentarze:

  1. Czkawka pokazał na co go stać :) Dawaj więcej takich wątków :D!

    OdpowiedzUsuń
  2. Coś cudownego i jak patrzę na to, ile mam jeszcze do przeczytania... Nie wiem, czy chciałabym już skończyć, czy to przedłużać jak najbardziej... ��

    OdpowiedzUsuń