wtorek, 14 października 2014

Bycie szamanką


- Dzień dobry, kochanie – zaszczebiotał Czkawka, widząc przymrużone oczy Szczerbka. Smok oblizał się tylko, smakując powietrze, ale najwyraźniej jego panu było za mało, bo musiał dodać: - Czy nasza Mordka już się wyspała?
   Lewe skrzydło podwinęło się, trącając ramię Czkawki.
- Auu… - mruknął, a Szczerbatek zaśmiał się mrużąc zmęczone oczy.
   Usłyszeli dość ciężki huk. To tylko Astrid położyła wielką torbę ze świeżymi rybami obok łapy smoka. Czkawka musiał ją zostawić na dwie godziny samą. Wiedział jak radzi sobie z tym, co ją obciąża i zauważył wygładzone ostrze topora. Wiele rzeczy się zmienia, ale nie Astrid. Ona zawsze będzie taka sama, tak samo wyjątkowa.
- Będziesz tak stał i się gapił? – warknęła niezbyt przyjemnie. Czkawka uśmiechnął się, po czym podszedł do swojej narzeczonej i mocno przytulił, trzymając jej brodę na wysokości swojej twarzy.
- Dalej jesteś na mnie zła? – zapytał delikatnie. Astrid odetchnęła zwiewnie, jak wcześniej Wichura przy lądowaniu.
- Nie jestem na ciebie zła, Czkawka – szepnęła, całując go w policzek. – Ale komuś chętnie bym przetrzepała tyłek.
- Tak, wiem – Czkawka wyszczerzył się, jak Szczerbek kiedy dostaje ryby, a no właśnie Szczerbek – Czkawka spojrzał przez ramię i zobaczył pałaszującego smoka. – Malgorowi – mrugnął do dziewczyny, która roześmiała się szczerze.
- Dobra, pakujmy się lepiej. – powiedziała i chwyciła pustą torbę po pstrągach, po czym stanęła jak wryta, a jej oczy zaszły mgłą.
- Skarbie? – Czkawka próbował ją obudzić, ale na nic to się zdało. – Astrid, co ci jest?
   Dziewczyna spojrzała nagle na widnokrąg, zakończony spokojną falą błękitnego oceanu.
- Musimy wrócić. – powiedziała nagle.
- Coo?! Ale przecież zdecydowaliśmy, że lecimy po Furię, Astrid? – Czkawka próbował przemówić narzeczonej do rozumu, ale ta się uparła.
- Czkawka, nie kłoć się ze mną, proszę. Ja po prostu wiem, ze musimy wracać.
- Niby skąd? – zapytał Wiking. Nie potrafił wyjaśnić tego, co się właśnie stało.
- Czkawka!! – krzyknęła nagle. – Błagam cię, po prostu lećmy. – jej twarde spojrzenie dało jeźdźcowi do zrozumienia, że nie żartuje i jest w pełni świadoma tego, czego chce.
- Dobrze, poczekaj chwilę – szepnął zrezygnowany, po czym poszedł po resztę drobnych pakunków, które położyli na polanie, żeby Szczerbek mógł się wygodnie wyspać. Sam smok patrzył na Astrid niczym kot, który prosi o mleko. Zdawał sobie sprawę, że nie odnajdą towarzysza.      
- Wybacz, Mordko – mruknął Czkawka na odchodnym.


   Lecieli wzbijając się w białe obłoki niczym w miękką wełnę. Przez całą drogę Czkawka nie odezwał się ani razu, ku rozpaczy Astrid.
- Czkawka, ile razy mam ci powtarzać, że nie wiem, co mnie ciągnie do Berk? Przepraszam… - mówiła drżącym głosem. – Po prostu widziałam uciekających ludzi i palące się chaty i zachciałam tam być, żeby pomóc innym i…
- Astrid, niby skąd ci się to wzięło, co? – zapytał twardo Wiking. – Nie mów, że masz wizje jak Gothi – sam próbował się roześmiać, ale chyba mu to nie wyszło, bo dalej był w kiepskim humorze.
- Nie wiem, naprawdę. Może wybrała mnie podświadomie na swoja następczynię? Chyba tak to się dzieje? – dziewczyna sama nie wiedziała, co ma myśleć. Może faktycznie miała widzieć to, co Gothi – miejscowa wieszczka i najstarsza kobieta  wśród plemienia. Nie wiedziała skąd ma te wszystkie myśli, ale zalewały jej głowę jak fala plażę.
   Astrid bała się, po pierwsze nie nadawała się do bycia szamanką, miała za ostry temperament, a po drugie był przecież Czkawka. Nie mogła go teraz zostawić, gdy przybyło tyle spraw i tyle obowiązków…
- Hej, skarbie, co ci jest? – zapytał Czkawka, opierając jej brodę o ramię. Tym razem to ona leciała przed nim. Astrid patrzyła na głębię chmur, próbując znaleźć tam niedługo Berk.
- Ja.. nie wiem, co się dzieje, Czkawka. Musze porozmawiać z Gothi, nie chcę być szamanką, nie chcę! – zapłakała. Czkawka próbował ją przytulić, ale musiał też trzymać się siodła, więc zbytnio nie wychodziło mu ani jedno, ani drugie.
- Nie wierzę, że ty możesz być szamanką, już prędzej Szpadka się na nią nadaje – oboje wybuchnęli śmiechem, dziewczyna wytarła łzy.
- Wiesz, rozmawiałam z Mieczykiem przed wyprawą – powiedziała nagle Astrid.
- Tak?
- On chyba naprawdę jest zakochany w tej Tanyi… - mruknęła po namyśle. – Jest taki nieogarnięty, dziwnie się zachowuje…
- Bo wcześniej było niby inaczej? – zapytał Czkawka, wywracając oczami.
- No, ale wiesz, u niego to norma. Wiesz co mi powiedział? - Szczerbatek przekręcił głowę zaciekawiony. – „Astrid, nie dorastasz Tanyi do pięt.” – rzekła poważnie, naśladując głos Mieczyka, ale bardziej przypominała Czkawkę naśladującego swojego ojca. Cała trójka zaśmiała się.
Czkawka schylił się i pocałował Astrid w szyję.
- Ja uważam inaczej – wyszeptał.
- Czkawka, góra! – wykrzyknęła, w ostatniej chwili skręcając w lewo. Góra wyłoniła się zza mgły, dosłownie przed nimi. – Co ci strzeliło? – wykrzyknęła. – Ostatnio jesteś strasznie rozkojarzony.
- No przepraszam, naprawdę, po prostu… dużo tego – Czkawka podrapał się po głowie. Astrid ma rację. Rzadko kiedy zachowuje się, no, jak on, jak Czkawka. Całe to bycie wodzem, walka o Astrid z Theodem, Heathera i jej podchody, w dodatku cała ta misja i troska o ocalonych niewolników.
Astrid uśmiechnęła się, a na jej policzkach zagościła czerwień.
- A o tym co mówiłeś pogadamy już na Berk.

1 komentarz: