sobota, 11 października 2014

Nigdy nie mów nigdy


- Nie tak, w prawo! – krzyczał Śledzik, pokazując Szpadce właściwy kierunek.
- Jakbyś tutaj był to też by ci się myliło – zaskrzeczała, skręcając głowę Wyma. Stali na gładkiej półce skalnej i szukali przejścia do Smoczej Jamy. Było to miejsce, które stanowiło dla Wikingów bezpieczny przystanek, w razie koniecznej ewakuacji.
   Wracali właśnie znad wodospadu obejrzawszy wodopoje, co zawsze było zadaniem Astrid. Dziwnie się czuli mając na  głowie tyle obowiązków, a już zwłaszcza Śledzik, który miał ich najwięcej, bo był ze wszystkich najbardziej odpowiedzialny.
- Zabieraj ten łeb sprzed mojej twarzy! – warknął Sączysmark, odpychając łeb Wyma. Mieczyk był przecież zajęty Tanyą, a Szpadka potrzebowała partnera do lotu, bo na Zębirogu da się latać tylko podwójnie. Szkoda, że Sączysmark nie był tak odporny na gaz Wyma jak Szpadka, czy Mieczyk.
- Nie moja wina, że śmierdzisz tak bardzo, że Wym się Toba zainteresował – mruknęła, pokazując mu język.
- Możecie się chociaż na chwile uciszyć? – zapytał Śledzik, szukając czegoś w notatniku. Nad jeźdźcami w ogóle nie dało się zapanować, a teraz kiedy nie ma Czkawki, stało się to niemożliwe.
- To nie ja śmierdzę gazem smoka – mruknął Sączysmark, po czym Śledzik usłyszał tak głuchy brzdęk, że aż się odwrócił.
- Co jest? – Sztukamięs odskoczyła do tyłu. Zauważył hełm Szpadki leżący na ziemi i Sączysmarka głaszczącego głowę.
- Idiotka! – wykrzyknął Wiking. Śledzik uderzył się w głowę i westchnął głośno.
- Dobra, wracajmy już lepiej do Berk – mruknął i skręcił w stronę wioski.
   Nie minęła godzina od nich odlotu, a na Berk już wszyscy wstali, pomimo, że jeźdźcy wylecieli o świcie. Wioska wcześnie budziła się do życia. Śledzik poleciał prosto do Valki, która zapewne o tej porze siedziała u Pyskacza.
   Zsiadł z Sztukamięs i podbiegł do kuźni, zostawiając bijących się jeźdźców samych sobie. Jeśli coś się stanie będzie przynajmniej na nich, nie na niego, bo on zdawał raport… Heh, bardzo sprytnie, pomyślał Śledzik.
- Dzień dobry, Śledziku – zawołała Valka, zauważając go w progu. Siedziała obok Pyskacza i jadła razem z nim śniadanie. Pyskacz podobno już wcześniej obiecał jej i Stoickowi, że to on będzie gotował – Śledzik nie miał okazji poznać sposobu gotowania mamy Czkawki, ale ci, którzy próbowali w każdym razie nie polecają. – Jak poranne obowiązki?
- Spisujemy się – uśmiechnął się do niej Śledzik. Bardzo lubił Valkę i miał do niej wielki szacunek za wiedzę i umiejętności wobec smoków, którymi dysponowała. Chciał, żeby pokazała mu ich jak najwięcej. – Zanotowałem szkody, jakie wyrządziła powódź. – pokazał jej swój notatnik.
Spojrzała na niego z uznaniem.
- Śledzik, nie wiedziałam, że jesteś tak obowiązkowy – mruknęła. – Mogę przejrzeć? – zapytała.
Wiking zarumienił się.
- Jasne.
   Valka z szacunkiem wpatrywała się we wcześniejsze notatki Śledzika dotyczące smoków, podczas, gdy Pyskacz popijał ciepłe mleko.
- Śledzik, czy Czkawka nie wspominał, kiedy wróci? – zapytał niby ot tak, ale chłopak wyczuł, że starszy Wiking tęskni za synem Stoicka.
- Niestety, nawet się nie pożegnaliśmy – powiedział ze smutkiem.
- A tych dwoje już się pogodziło? – Pyskacz zerknął w stronę krzyków – prawdopodobnie Sączysmarka i Szpadki. Śledzik wzruszył ramionami.
- Nie sądzę żeby w ogóle się pogodzili. – Pyskacz majstrował przy swoim dorabianym zębie, myśląc nad czymś.
- Uwierz mi, Śledziku, że niektórzy wydają się być wrogami od kołyski, a potem stają przy ślubnym kobiercu. – spojrzał na Valkę, która na moment zarumieniła się.
- Nie wiem, o kim mówisz.
- No przecież ty i Stoick…
- Ucisz się, Pyskaczu – mruknęła nieprzyjemnie, ale uśmiechnęła się do siebie, jakby wspominała etap swojej młodości.
- Mógłbym się dowiedzieć, jak to było? – zapytał Śledzik tak cichym i nieśmiałym głosem, jakby bał się, że ze szczupłego ciała Valki wyskoczy Wandersmok.
- Kiedyś ci wyjaśnię – mrugnął do niego Pyskacz, a mama Czkawki skończyła przeglądać notatnik Śledzika.
- Jestem pod wielkim wrażeniem, nie wiedziałam, że to ty zapisujesz informacje w Smoczej Księdze – Śledzik znowu się zarumienił. To był dobry dzień, może Valka zgodzi się pokazać mu kilka trików, pomyślał.
- I tak nie mam zbyt wielu informacji na temat smoków… - zaczął nieśmiało, ale w drzwiach kuźni stanął Theod.
- Witam cię, Valko. – powiedział dość ponuro.
- Witaj Theodzie – rzekła Valka z uśmiechem. Obydwoje wyglądali jak przybysze z całkiem obcych sobie światów. – Potrzebujesz czegoś?
- Nie, po prostu… Chcę z tobą porozmawiać na osobności – rzekł, patrząc czujnie na Śledzika, jakby chłopak mógł mu w jakiś sposób zaszkodzić. Jeździec przypatrywał się czujnie niedoszłemu sojusznikowi w równym stopniu. Zauważył, że wódz wygląda na wyjątkowo pobudzonego – jego krótko przystrzyżone czarne włosy wyglądały na rozczochrane, co dziwne bo Śledzik jako przyjaciel Czkawki wiedział, że wódz musi dbać o swój wizerunek. Zielone oczy rzucały złowrogie spojrzenia po całej kuźni. Śledzik zaczynał coś podejrzewać, co więcej, czuł, że coś tu nie gra.
   Valka wstała i poszła z młodym wodzem zapewne do Wielkiej Sali.
   Śledzik zabrał swój notatnik i wrócił na środek wioski tam, gdzie zostawił Szpadkę i Sączysmarka, ale nie zauważył dwójkę przyjaciół, tylko Wyma i Jota, goniących końcówki swojego ogona. Smoki tak mądre, jak ich właściciele, pomyślał z niesmakiem.
   Cały dzień spędził raczej na obowiązkach i pomaganiu Valce, ale zauważył też, że po rozmowie z Theodem jest dziwnie zamyślona… Znaczy, Valka przejęła wiele zachowań od smoków i takie typowe zamyślenie nie występowało u niej często – chyba że się czymś naprawdę martwiła. Śledzik wykorzystał chwilę, kiedy sprawdzali nowe siodło dla Sztukamięs i zapytał ją delikatnym tonem:
- Coś ciebie trapi? – od samego poznania Valka kazała im mówić sobie na „ty”. Kobieta spojrzała na niego z zamysłem, a na jej spokojnej twarzy pojawiły się drobne zmarszczki.
- Nie, nic mi nie jest. Po prostu, jest tu o wiele inaczej bez mojego syna…
- Zgadzam się – Śledzik nie pokazywał tego często, ale w sumie z Czkawką łączyło go najwięcej – zamiłowanie do nauki, smoki, ciekawość świata. Jeśli się temu dobrze przyjrzeć to mógł powiedzieć, że Czkawka jest jego najlepszym przyjacielem – oczywiście nie licząc Sztukamięs, której poświęcał najwięcej czasu. - Nie chcę wnikać w prywatne sprawy, ale czy to rozmowa z Theodem tak cię zasmuciła? -  Valka była dla wszystkich jeźdźców jak przybrana smocza mama, nic dziwnego, że każdy się o nią martwił.
- Tak, Śledziku, ale Theod również martwi się o swoich. - odparła. Śledzik czuł, że chce mu coś powiedzieć.
- To znaczy?
Valka westchnęła. Ze spiętych włosów wysmyknął się jeden siwy kosmyk.
- Kilka Damorów natrafiło w lasach na ślady ludzi. Ludzie z Berk zbadali je. W tamte tereny Berk nikt się nie zapuszczał, a poza tym Wiadro twierdził, że widział kilku uzbrojonych Wikingów niedaleko wschodnich lasów – żaden z nich nie był ani jednym z nas ani nie wyglądał jak Damor.
- Czyli przypuszczacie, że ktoś nas obserwuje? – zapytał Śledzik.
- Theod tak uważa. Twierdzi, że nie czują się bezpieczni na Berk.
- To brednie! – wykrzyknął Śledzik. – Nie ma bezpieczniejszego miejsca niż Berk!
- Może i nie, ale Theod o tym nie wie. – Valka usiadła obok śpiącego Chmuroskoka i głaskała jego grube łuski. – Musimy ich przekonać. Mógłbyś zwiększyć ilość nocnych patroli?
- Robi się – powiedział Śledzik, przykładając dwa palce do głowy. – Chociaż bez Nocnej Furii nie będziemy tak skuteczni…
- Możliwe, ale jeżeli misja Czkawki i Astrid się uda, zyskamy dwie Nocne Furie – mrugnęła do niego.
   Śledzik sam nie wiedział, co ma właściwie myśleć. Z jednej strony lubił i szanował Damorów, ale z drugiej nie miał do nich zaufania, a w szczególności do Theoda.
   Postanowił jednak przelecieć się wraz z Sztukamięs po okolicy, tak jak prosiła Valka. Pomyślał o Sączysmarku, który mógłby mu towarzyszyć. Jest na tyle aktywny, że nie zmęczy się nocną zmianą, a przynajmniej na pewno nie da mu tego po sobie poznać.
   Już był pod domem przyjaciela, kiedy zauważył otwarte okno i światło zapewne z kominka. Nigdy nie lubił podsłuchiwać, ale coś go ku temu pchnęło.
   Zerknął przez okno i zobaczył Szpadkę siedzącą obok Sączysmarka. Nie wyglądali tak jak zawsze – znaczy na ogół jedno chce dokopać drugiemu, tak mniej więcej wyglądały ich relacje, ale teraz Śledzik widział, że są pogrążeni w rozmowie. Postanowił postać dosłownie minutkę i posłuchać, o czym mówią, oczywiście, to nie było podsłuchiwanie.
 - Na serio Mieczyk jest aż tak irytujący? Znaczy nie mówię, że nie, ale każdy z nas jest zdziwiony, że spodobał się no… komuś w ogóle. – głos Sączysmarka był spokojny, wyprany z pewności siebie, jaką słyszeli od niego praktycznie odkąd go poznali. Śledzik miał wrażenie, że słyszy jakiegoś innego starego przyjaciela.
- Nawet nie wiesz jaki jest wkurzający. – Szpadka zaciskała z wściekłości pięści. – Widzimy się praktycznie tylko wieczorem, kiedy przychodzi od tej laluni. I tylko gada całkiem jak nie on!
Śledzik otworzył ze zdziwienia usta, ale nie odezwał się nic.
- Nie łam się, mała – Sączysmark otoczył Szpadkę ramieniem. Zaraz, co? – W końcu mają niedługo wyjechać chyba, nie?
Szpadka głośno wytarła nos o rękaw.
- No niby tak, ale co będzie, jeżeli wróci Czkawka i razem z Theodem zgodzą się na zostanie Tanyi z nami? – głos Szpadki zadrżał. Po raz pierwszy w życiu Śledzik usłyszał coś tak niezwykłego. Szpadka NIGDY nie dawała po sobie poznać, że coś ją trapi. W każdym razie on tego nie zauważył. Jak to możliwe, że nie zauważył też zażyłości pomiędzy nią a Sączysmarkiem?
 - Wtedy zawsze możesz latać ze mną – roześmiał się jeździec, ale to chyba nie poprawiło nastroju dziewczyny, jednak tym bardziej szokowało podsłuchującego Śledzika. – Ja bardzo się cieszę, że Heathera niedługo stąd wyjedzie… Nie mogę już znieść jej obecności na Berk.
- Dalej ją kochasz? – westchnęła Szpadka, jakby próbowała wyrwać się z myślenia o bracie.
- Nie. Po tym, jak zobaczyłem ją całująca Czkawkę…
- Coo?! – wykrzyknęła Szpadka to, co wypowiedział w myślach Śledzik. – Kiedy?
- Tuż przed ich misją. Nie wiem, czy Astrid wie…
- Niemożliwe! – wykrzyknęła Szpadka.
- Myślę, że ten ślub się jednak odbędzie. Czkawka okropnie się wkurzył na Heatherę…
- Czyli, że ona jego…
- No najwyraźniej. – Sączysmark wyglądał na wkurzonego. Pomimo, że wyraz twarzy miał dość łagodny, jego nagły chód wydał się Śledzikowi dość ironiczny.
- Ale on dalej za Astrid?
- I bardzo dobrze. W końcu Heathera poczuje się tak, jak ja się czułem. – mruknął, kopiąc jakiś gliniany dzban.
   Nastała chwila ciszy. Szpadka siedziała ze wzrokiem wbitym w podłogę, a Sączysmark próbował się uspokoić.
   W końcu dziewczyna wstała i podeszła do jeźdźca.
- Dzięki, że mnie wysłuchałeś – powiedziała, ot tak, jakby mówiła, że na zewnątrz świeci księżyc.
- Ty mnie przecież też. – Sączysmark wzruszył ramionami, a jego rozmówczyni, jakby się nad czymś zastanawiała. W końcu zrobiła coś, co Śledzikowi by NIGDY, ale to NIGDY do głowy nie przyszło. Pocałowała go krótko, obróciła się na pięcie i ruszyła ku drzwiom.
   Śledzik był tak skonsternowany, że prawie zapomniał odejść od okna, gdzie przecież Szpadka by go zauważyła. Zdążył tylko uchwycić zarumienione spojrzenie Sączysmarka, który odprowadzał dziewczynę wzrokiem do drzwi.
   Ten dzień Śledzik na pewno zapamięta na długo…
 
Bujaaa! To znowu ja :D Mam nadzieję, że was ten pomysł na ciąg dalszy zmiótł z ziemi, bo mnie tak samo xD Co wam będę żałować emocji ;DD

6 komentarzy:

  1. Iiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii- leże i nie wstaję

    OdpowiedzUsuń
  2. supcio xD akurat od tygodnia myślałam nad dziewczyną dla mieczyka i że za nią bedzie latał jak piesek xdd i czytam tu twojego bloga i pacze ze coś jest już xDD myślimy podobnie xdd też pisze ale w zeszycie (tiaa 2 zeszyty to nwm czy tak dużo xd nie tylko o jak wytresować smoczki ) xdd pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. supcio xD akurat od tygodnia myślałam nad dziewczyną dla mieczyka i że za nią bedzie latał jak piesek xdd i czytam tu twojego bloga i pacze ze coś jest już xDD myślimy podobnie xdd też pisze ale w zeszycie (tiaa 2 zeszyty to nwm czy tak dużo xd nie tylko o jak wytresować smoczki ) xdd pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Aaaaaaaaaaaaaanajlepszyshipwjwsever xdkochamcię

    OdpowiedzUsuń