Światło. Wszechogarniające i pełne
zwykłości, jak gdyby Czkawka dalej był na Berk. Całe szczęście
ktoś otoczył cieniem jego przymknięte powieki. Uchylił je lekko i
zobaczył Astrid.
Miała wystraszoną twarz, ale odetchnęła z ulgą, widząc, ze jemu nic nie jest.
- Czkawka... - szepnęła, całując go delikatnie, jakby bała się, że coś mu zrobi.
- Udało nam się? - zapytał słabym głosem, nie chcąc, żeby przerywała.
Szczerbatek podszedł do niego, trącając go opiekuńczo płaską głową.
- Tak, nic mi nie jest – powiedział, drapiąc jego twarde łuski.
- To Szczerbatek cię ocalił – mówiła Astrid. - Reszta z nas była już na plaży, a Szczerbatek zanurzył się i po chwili wrócił z tobą.
- Chodź tu Mordko – powiedział Czkawka z wyolbrzymioną czułością. - Smoczek wrócił, żeby uratować swojego jeźdźca, o jak mi miło – trzymał go za uszy i kręcił raz w jedną, raz w drugą stronę. Mina Nocnej Furii była nie do podrobienia. Wyglądał, jakby chciał złapać jeźdźca za ubranie i wrzucić z powrotem do wody. Wyszarpał mu swoje uszy z cienkich dłoni i uderzył głową w brzuch Czkawki. Wiking zaczerpnął ze świstem powietrze, podczas gdy Szczerbatek chichotał na swój smoczy sposób. - Dobra, tym razem wygrałeś. - wstał, otrzepując się. Czuł, że musi odpocząć, ale zauważył jeszcze płonący okręt i zwątpienie narosło w nim jak płomienie liżące burty statku.. Wiedział, że łowcy na pewno przypłyną za nimi, kiedy ich statek zostanie spalony. Wcale nie byli bezpieczni.
Zobaczył, że Astrid siedzi skulona i rysuje palcem na białym piasku. Usiadł obok niej, czekając aż mu się zwierzy. Byli kimś więcej niż parą. Byli najlepszymi przyjaciółmi.
- Skarbie, tak się bałam – widać, że stres ją obciążał. Czkawka przytulił ją mocno. Doskonale wiedział, że to ona, nie on potrzebował wsparcia.
- Też się bałem – wyznał. - Bałem się o ciebie...
Czkawka zauważył, że słońce było na tyle wysoko, że było mu za gorąco w swoim ubraniu. Cóż, pochodził z chłodniejszych okolic.
- Zrobił ci coś? - spytał czujnie Czkawka, chcąc tak naprawdę dowiedzieć się, czy Astrid zadarła z Malgorem. Wiedział doskonale jaka jest impulsywna i nie boi się rozmawiać, ba, nawet grozić mężczyznom znacznie potężniejszym od niej. Przypomniał mu się jego sen, ta pustka bez najważniejszych osób w jego życiu...
- Nie widziałam go, aż do wtedy – powiedziała, wzruszając ramionami. Nie miała przecież po co kłamać, Czkawka ufał we wszystko, co mówiła. - Czkawka, ty nie masz herbu – zauważyła, patrząc na jego prawe ramię, na którym wcześniej spoczywała podobizna herbu narysowana przez Śledzika.
- Tak, zgubiłem go gdzieś na pokładzie, nie przejmuj się – czuł się dziwnie pusto. Krzyż Berk dodawał mu otuchy i odwagi, wiedział za co walczył. A teraz? Teraz miał przygnębioną twarz Astrid przed sobą, która mimo zakrwawionego policzka wyglądała ślicznie. Chwila! Krew?
- Astrid, co ci jest? - zapytał, dotykając lekko gładkiej skóry.
- Aa, to – najwyraźniej nie zauważyła tego wcześniej, ale Czkawka poczuł, że dziewczyna chce coś przed nim ukryć. - Nic mi nie jest Czkawka, to ty wyglądasz jak tysiąc nieszczęść.
- Och, dzięki, skarbie już mi lepiej – mruknął, a dziewczyna roześmiała się.
Przytulił ją do siebie mocno, gładząc delikatnie zraniony policzek. Najlepiej chciałby się zmienić w kamień i pozostać w takiej pozycji, żeby zawsze trzymać ją w ramionach.
Przypomniał sobie moment, kiedy przebudził się w swoim domu, który pewnie dalej wyglądał tak samo, jak kiedyś. Nie leżał jednak w swoim łóżku, tylko na zaścielonej podłodze koło kominka, ale okryty był trzema warstwami futer. Obok niego leżała blada jak trup dziewczynka, której uratował życie. Przez chwilę bał się, że jednak jednak nie zdążył jej pomóc, ale jej klatka piersiowa poruszała się lekko, pokazując, że oddycha. Odetchnął, ale zauważył nad sobą trzy osoby – swojego ojca i dwójkę Wikingów, prawdopodobnie małżeństwo. Domyślał się, że to rodzice blond dziewczynki.
Stoick zauważył, że Czkawka się przebudził i przysiadł obok niego.
- Czkawka, coś ty znów narobił? - krzyknął na oniemiałego ze zdziwienia chłopaka.
- Co się...
Ruda broda Stoicka zawirowała ze gniewem.
- Synu, nie możesz się bawić jak normalne dzieci, musisz zawsze wpadać kłopoty?
Chłopiec naprawdę nie wiedział, co się dzieje dokoła niego. Para Wikingów patrzyła na niego z gniewem.
- Co ja znów zrobiłem? - wykrzyczał do ojca, chcąc dowiedzieć się zarzutów. Jak to zwykle w Berk bywało, co się nie stało, zawsze wina Czkawki.
Stoick tracił cierpliwość.
- Potrafiłem przymknąć oko na twoje wybryki w kuźni Pyskacza, czy na wygłupy na polu Pleśniaka, ale bieganie po lodzie to lekka przesada nie uważasz?
- Jakie bieganie... Tato, ta dziewczyna się topiła na środku zatoki. Jak miałem jej nie pomóc? - zapytał, ale Stoick zaśmiał się, nie tracąc wściekłej miny.
- Ty ocaliłeś ją? - mówił akcentując każdy wyraz. - A nie na odwrót?
Kobieta o blond warkoczach długości połowy jej ciała, która najprawdopodobniej była matką dziewczyny, sądząc po podobieństwie, zwróciła się w stronę chłopca:
- Astrid nie byłaby na tyle głupia, żeby włazić na tak cienki lód. - powiedziała pewnie. Najwyraźniej nie znała córki na tyle dobrze, ale o tym wiedział tylko Czkawka, jednak w głowie chłopaka zaszumiało. Astrid? Więc tak ma na imię, myślał, patrząc na długie rzęsy poruszone nagłym ruchem. Dziewczynka usiadła szybko, jakby ktoś miał ją zaatakować. Matka ją przytuliła.
- Astrid, skarbie, nic ci nie jest? - pytała oniemiałą dziewczynkę.
- To może niech ona powie, jak to naprawdę wyglądało. - zasugerował Stoick.
Ojciec dziewczynki oparł dłoń o jej ramię.
- Córeczko, to ty wpadłaś do wody, czy próbowałaś uratować tego chłopca? - zapytał, a dziewczyna błyskawicznie zwróciła wzrok na Czkawkę. Czuł się głupio, znosząc jej dociekliwy wzrok, tym bardziej, że jej oczy miały barwę morza, dokładnie takiego, w jakim prawie utonęła.
- Nie wiem – odparła.
Czkawka odetchnął lekko, nie dając po sobie poznać napięcia. Wiedział, że jeżeli Stoick będzie trwał przy swojej wersji wydarzeń, Czkawce znowu się oberwie za niewinność.
- Przypomnij sobie, pamiętasz, kiedy wpadałaś do wody? - dziewczynka zamrugała gwałtownie, wpatrując się w płomienie kominka.
- Chyba tak – odparła cicho.
- Kto wpadł pierwszy do wody, ty czy on? - zapytał Stoick pokazując na Czkawkę. Syn wodza miał już dość tej dociekliwości. Widział zmęczenie na twarzy dziewczynki i oburzało go to, że nie dadzą im spokojnie odpocząć.
- Nie wiem, nie widziałam go.
- Więc to on wpadł pierwszy? - rodzice nie dawali jej spokoju.
Czkawka popatrzył w oczy dziewczynki, modląc się na Odyna, żeby powiedziała prawdę, albo chociaż nie kłamała. Dostrzegł błysk w jej błękitnych oczach, po czym usłyszał odpowiedź.
- Siedział na plaży, potem go nie widziałam, aż do teraz.
- Czyli to ty wpadłaś do wody? - zapytała mama Astrid. Czkawka zobaczył w jej oczach przerażenie, które w jednym momencie go zmroziło. Nie wiedział, co zmusiło go do tego czynu.
- Nie, to nie tak. Ja stałem na tym lodzie i wtedy lód pękł. - Czkawka już wiedział, że pakuje się w spore kłopoty, ale nie mógł wytrzymać przerażenia dziewczynki, musiał jej pomóc. Zresztą kary dostawał praktycznie codziennie, był uodporniony. - Wtedy Astrid wskoczyła do wody i uratowała mnie.
Dziewczyna patrzyła na niego w szczerym szoku. Jak przez mgłę pamiętał wtedy krzyki Wikingów skierowane w jego stronę. Ten jeden wzrok błękitnych oczu uświadomił go, że tak powinien był się zachować od początku. Dalej pamięta te same oczy. Teraz nabrały więcej temperamentu, ale nadal patrzą na niego z wdzięcznością i przeprosinami, już nie przez jedną sytuację, ale przez całe dzieciństwo.
Oderwał się od wspomnień i, nie przestając głaskać policzka Astrid, zwrócił wzrok ku rozbitkom. Teraz, gdy zliczył ich dokładnie widział dziewięć niezwykle wycieńczonych i wystraszonych ludzi. Zastanawiał się, czy gdyby Astrid została na okręcie dłużej, wyglądałaby tak jak oni. Przytulił ją mocniej do siebie.
Wysoki i niezwykle umięśniony mężczyzna z wieloma bliznami na rękach niósł suche drewno na ognisko. Miał stalowo szare, mocne oczy, które pokazywały, ile przeszedł w życiu.
Obok niego siedziała staruszka, zauważył, że posługuje się z mężczyzną językiem podobnym do gestów Gothi. Siedziała na piasku i układała drewno w ładną stertę. Obok niej siedziała dziewczynka o brązowej skórze. Czkawka zapatrzył się na nią dłuższy czas, bo nigdy nie widział czarnoskórego dziecka, w ogóle człowieka. Dziewczynka wyglądała na wystraszoną, zupełnie jak mała Astrid, wtedy przy podtopieniu. Tuliła się do staruszki, jak do babci.
Reszta niewolników... czekaj, wolnych ludzi, tak lepiej, siedziała na plaży rozkoszując się słońcem, którego zapewne dawno nie widzieli.
Zostawił Astrid obok Szczerbatka i podszedł do tych ludzi. Czuł, że chciał ich poznać, chciał wiedzieć, przez co przeszli.
- Jak się czujecie? - zapytał umięśnionego mężczyznę. - Potrzeba wam czegoś?
Napotkał tylko silne dość wrogie spojrzenie, które kazało mu się zamknąć. Poczuł się dość nieswojo, bo nie dość, że uratował im życie i chce im pomóc, to zostaje przez nich odrzucony.
- Nie ma sensu, Czkawka. - nie zauważył obok Naidy. Teraz w mocnym świetle dnia widział wyraźnie bliznę wzdłuż prawego policzka, ale poza tym zielone oczy i kruczoczarne oczy. Tak strasznie przypominała mu Heatherę, tyle że Naida miała cały czas na ustach kpiący uśmiech, najwyraźniej jeszcze nie mogła zdobyć się na prawdziwy. - Są zbyt wystraszeni, nie wiedzą, co mają zrobić. Daj im czas, jeszcze ci podziękują.
Czkawka usiadł obok niej na piasku. Cieszył się, że chociaż z nią może porozmawiać.
- Skąd znasz moje imię? - było to pierwsze pytanie, jakie przyszło mu na myśl. Oczywiście, wiedział, że od Astrid, ale chciał wiedzieć, co o nim jeszcze powiedziała.
- Astrid mi mówiła – wzruszyła ramionami i nagle spojrzała na niego wrogo. - Nigdy jej nie zrań, Czkawka. Bo takiej jak ona nie znajdziesz. - w jej spojrzeniu było tyle pewności, że Czkawce zrobiło się głupio.
Spojrzał w oczy Naidy równie zimno, jak ona w jego.
- Nigdy nie popełniłbym takiego błędu. Kocham Astrid – jego głos zabrzmiał niemal jak warknięcie, ale nie spodziewał się wrogości dziewczyny.
Naida wzruszyła znowu ramionami, trawiąc słowa Czkawki.
- Każdy z was tak mówi. - wyszeptała ledwie słyszalnie.
Czkawka miał już zapytać, o co jej chodzi, ale dziewczyna powiedziała nagle.
- Dziękuję w imieniu wszystkich. Nawet nie wiesz, ile dobrego dla nas zrobiłeś. - jej zielone oczy dalej patrzyły na niego dziko. Zastanawiał się, czy traktuje tak wszystkich, czy tylko mężczyzn. Co oni musieli jej zrobić?
- Jak długo to potrwa... No wiesz, zanim się uspokoją?
Silny mężczyzna zmierzył go wzrokiem, jakby sprawdzał, czy Naida jest przy nim bezpieczna.
- Czkawka, - Naida próbowała mówić szeptem, bo jej towarzysz pewnie mówił w tym samym języku. - Niektórzy z nas cierpieli wiele lat, inni nie znają innego życia. Myślisz, że ich niewola zaczęła się i skończyła na statku?
Jeździec pokiwał w zadumaniu głową. Dobrze zdawał sobie z tego sprawę. Szczerbek wsadził mu głowę pod pachę, próbując zwrócić na siebie jego uwagę. Czkawka spojrzał szybko na Astrid, aby się upewnić, że siedzi z dwiema szczupłymi kobietami.
Podrapał smoka po łuskach i dopiero teraz zauważył przerażone oczy pozostałych.
- Czy twój przyjaciel... – zaczęła delikatnie Naida, starając się nie obrazić Szczerbatka. - nie obraź się, ale czym on jest?
Szczerbek błyskawicznie zwrócił na nią uwagę, ale ku uldze Czkawki tylko obwąchał rozdygotaną z przejęcia dziewczynę.
- Szczerbatek jest smokiem – wzruszył luźno ramionami, kiedy smok usiadł obok niego, dalej spoglądając na Naidę. - Szukamy drugiej Nocnej Furii dla Astrid, ona straciła swoją smoczycę.
Naida pokręciła w zrozumieniu głową, nie pytała już o nic.
- Czkawka, – zaczepiła go znowu. - oni zaatakują znowu. Bez żadnej strategii nie mamy szans, dobrze o tym wiesz.
- Tak, myślałem o tym – powiedział wprost.
- I?
- Mam pomysł. - otworzył szeroko oczy. Naprawdę go miał, co więcej, mógł się udać.
Miała wystraszoną twarz, ale odetchnęła z ulgą, widząc, ze jemu nic nie jest.
- Czkawka... - szepnęła, całując go delikatnie, jakby bała się, że coś mu zrobi.
- Udało nam się? - zapytał słabym głosem, nie chcąc, żeby przerywała.
Szczerbatek podszedł do niego, trącając go opiekuńczo płaską głową.
- Tak, nic mi nie jest – powiedział, drapiąc jego twarde łuski.
- To Szczerbatek cię ocalił – mówiła Astrid. - Reszta z nas była już na plaży, a Szczerbatek zanurzył się i po chwili wrócił z tobą.
- Chodź tu Mordko – powiedział Czkawka z wyolbrzymioną czułością. - Smoczek wrócił, żeby uratować swojego jeźdźca, o jak mi miło – trzymał go za uszy i kręcił raz w jedną, raz w drugą stronę. Mina Nocnej Furii była nie do podrobienia. Wyglądał, jakby chciał złapać jeźdźca za ubranie i wrzucić z powrotem do wody. Wyszarpał mu swoje uszy z cienkich dłoni i uderzył głową w brzuch Czkawki. Wiking zaczerpnął ze świstem powietrze, podczas gdy Szczerbatek chichotał na swój smoczy sposób. - Dobra, tym razem wygrałeś. - wstał, otrzepując się. Czuł, że musi odpocząć, ale zauważył jeszcze płonący okręt i zwątpienie narosło w nim jak płomienie liżące burty statku.. Wiedział, że łowcy na pewno przypłyną za nimi, kiedy ich statek zostanie spalony. Wcale nie byli bezpieczni.
Zobaczył, że Astrid siedzi skulona i rysuje palcem na białym piasku. Usiadł obok niej, czekając aż mu się zwierzy. Byli kimś więcej niż parą. Byli najlepszymi przyjaciółmi.
- Skarbie, tak się bałam – widać, że stres ją obciążał. Czkawka przytulił ją mocno. Doskonale wiedział, że to ona, nie on potrzebował wsparcia.
- Też się bałem – wyznał. - Bałem się o ciebie...
Czkawka zauważył, że słońce było na tyle wysoko, że było mu za gorąco w swoim ubraniu. Cóż, pochodził z chłodniejszych okolic.
- Zrobił ci coś? - spytał czujnie Czkawka, chcąc tak naprawdę dowiedzieć się, czy Astrid zadarła z Malgorem. Wiedział doskonale jaka jest impulsywna i nie boi się rozmawiać, ba, nawet grozić mężczyznom znacznie potężniejszym od niej. Przypomniał mu się jego sen, ta pustka bez najważniejszych osób w jego życiu...
- Nie widziałam go, aż do wtedy – powiedziała, wzruszając ramionami. Nie miała przecież po co kłamać, Czkawka ufał we wszystko, co mówiła. - Czkawka, ty nie masz herbu – zauważyła, patrząc na jego prawe ramię, na którym wcześniej spoczywała podobizna herbu narysowana przez Śledzika.
- Tak, zgubiłem go gdzieś na pokładzie, nie przejmuj się – czuł się dziwnie pusto. Krzyż Berk dodawał mu otuchy i odwagi, wiedział za co walczył. A teraz? Teraz miał przygnębioną twarz Astrid przed sobą, która mimo zakrwawionego policzka wyglądała ślicznie. Chwila! Krew?
- Astrid, co ci jest? - zapytał, dotykając lekko gładkiej skóry.
- Aa, to – najwyraźniej nie zauważyła tego wcześniej, ale Czkawka poczuł, że dziewczyna chce coś przed nim ukryć. - Nic mi nie jest Czkawka, to ty wyglądasz jak tysiąc nieszczęść.
- Och, dzięki, skarbie już mi lepiej – mruknął, a dziewczyna roześmiała się.
Przytulił ją do siebie mocno, gładząc delikatnie zraniony policzek. Najlepiej chciałby się zmienić w kamień i pozostać w takiej pozycji, żeby zawsze trzymać ją w ramionach.
Przypomniał sobie moment, kiedy przebudził się w swoim domu, który pewnie dalej wyglądał tak samo, jak kiedyś. Nie leżał jednak w swoim łóżku, tylko na zaścielonej podłodze koło kominka, ale okryty był trzema warstwami futer. Obok niego leżała blada jak trup dziewczynka, której uratował życie. Przez chwilę bał się, że jednak jednak nie zdążył jej pomóc, ale jej klatka piersiowa poruszała się lekko, pokazując, że oddycha. Odetchnął, ale zauważył nad sobą trzy osoby – swojego ojca i dwójkę Wikingów, prawdopodobnie małżeństwo. Domyślał się, że to rodzice blond dziewczynki.
Stoick zauważył, że Czkawka się przebudził i przysiadł obok niego.
- Czkawka, coś ty znów narobił? - krzyknął na oniemiałego ze zdziwienia chłopaka.
- Co się...
Ruda broda Stoicka zawirowała ze gniewem.
- Synu, nie możesz się bawić jak normalne dzieci, musisz zawsze wpadać kłopoty?
Chłopiec naprawdę nie wiedział, co się dzieje dokoła niego. Para Wikingów patrzyła na niego z gniewem.
- Co ja znów zrobiłem? - wykrzyczał do ojca, chcąc dowiedzieć się zarzutów. Jak to zwykle w Berk bywało, co się nie stało, zawsze wina Czkawki.
Stoick tracił cierpliwość.
- Potrafiłem przymknąć oko na twoje wybryki w kuźni Pyskacza, czy na wygłupy na polu Pleśniaka, ale bieganie po lodzie to lekka przesada nie uważasz?
- Jakie bieganie... Tato, ta dziewczyna się topiła na środku zatoki. Jak miałem jej nie pomóc? - zapytał, ale Stoick zaśmiał się, nie tracąc wściekłej miny.
- Ty ocaliłeś ją? - mówił akcentując każdy wyraz. - A nie na odwrót?
Kobieta o blond warkoczach długości połowy jej ciała, która najprawdopodobniej była matką dziewczyny, sądząc po podobieństwie, zwróciła się w stronę chłopca:
- Astrid nie byłaby na tyle głupia, żeby włazić na tak cienki lód. - powiedziała pewnie. Najwyraźniej nie znała córki na tyle dobrze, ale o tym wiedział tylko Czkawka, jednak w głowie chłopaka zaszumiało. Astrid? Więc tak ma na imię, myślał, patrząc na długie rzęsy poruszone nagłym ruchem. Dziewczynka usiadła szybko, jakby ktoś miał ją zaatakować. Matka ją przytuliła.
- Astrid, skarbie, nic ci nie jest? - pytała oniemiałą dziewczynkę.
- To może niech ona powie, jak to naprawdę wyglądało. - zasugerował Stoick.
Ojciec dziewczynki oparł dłoń o jej ramię.
- Córeczko, to ty wpadłaś do wody, czy próbowałaś uratować tego chłopca? - zapytał, a dziewczyna błyskawicznie zwróciła wzrok na Czkawkę. Czuł się głupio, znosząc jej dociekliwy wzrok, tym bardziej, że jej oczy miały barwę morza, dokładnie takiego, w jakim prawie utonęła.
- Nie wiem – odparła.
Czkawka odetchnął lekko, nie dając po sobie poznać napięcia. Wiedział, że jeżeli Stoick będzie trwał przy swojej wersji wydarzeń, Czkawce znowu się oberwie za niewinność.
- Przypomnij sobie, pamiętasz, kiedy wpadałaś do wody? - dziewczynka zamrugała gwałtownie, wpatrując się w płomienie kominka.
- Chyba tak – odparła cicho.
- Kto wpadł pierwszy do wody, ty czy on? - zapytał Stoick pokazując na Czkawkę. Syn wodza miał już dość tej dociekliwości. Widział zmęczenie na twarzy dziewczynki i oburzało go to, że nie dadzą im spokojnie odpocząć.
- Nie wiem, nie widziałam go.
- Więc to on wpadł pierwszy? - rodzice nie dawali jej spokoju.
Czkawka popatrzył w oczy dziewczynki, modląc się na Odyna, żeby powiedziała prawdę, albo chociaż nie kłamała. Dostrzegł błysk w jej błękitnych oczach, po czym usłyszał odpowiedź.
- Siedział na plaży, potem go nie widziałam, aż do teraz.
- Czyli to ty wpadłaś do wody? - zapytała mama Astrid. Czkawka zobaczył w jej oczach przerażenie, które w jednym momencie go zmroziło. Nie wiedział, co zmusiło go do tego czynu.
- Nie, to nie tak. Ja stałem na tym lodzie i wtedy lód pękł. - Czkawka już wiedział, że pakuje się w spore kłopoty, ale nie mógł wytrzymać przerażenia dziewczynki, musiał jej pomóc. Zresztą kary dostawał praktycznie codziennie, był uodporniony. - Wtedy Astrid wskoczyła do wody i uratowała mnie.
Dziewczyna patrzyła na niego w szczerym szoku. Jak przez mgłę pamiętał wtedy krzyki Wikingów skierowane w jego stronę. Ten jeden wzrok błękitnych oczu uświadomił go, że tak powinien był się zachować od początku. Dalej pamięta te same oczy. Teraz nabrały więcej temperamentu, ale nadal patrzą na niego z wdzięcznością i przeprosinami, już nie przez jedną sytuację, ale przez całe dzieciństwo.
Oderwał się od wspomnień i, nie przestając głaskać policzka Astrid, zwrócił wzrok ku rozbitkom. Teraz, gdy zliczył ich dokładnie widział dziewięć niezwykle wycieńczonych i wystraszonych ludzi. Zastanawiał się, czy gdyby Astrid została na okręcie dłużej, wyglądałaby tak jak oni. Przytulił ją mocniej do siebie.
Wysoki i niezwykle umięśniony mężczyzna z wieloma bliznami na rękach niósł suche drewno na ognisko. Miał stalowo szare, mocne oczy, które pokazywały, ile przeszedł w życiu.
Obok niego siedziała staruszka, zauważył, że posługuje się z mężczyzną językiem podobnym do gestów Gothi. Siedziała na piasku i układała drewno w ładną stertę. Obok niej siedziała dziewczynka o brązowej skórze. Czkawka zapatrzył się na nią dłuższy czas, bo nigdy nie widział czarnoskórego dziecka, w ogóle człowieka. Dziewczynka wyglądała na wystraszoną, zupełnie jak mała Astrid, wtedy przy podtopieniu. Tuliła się do staruszki, jak do babci.
Reszta niewolników... czekaj, wolnych ludzi, tak lepiej, siedziała na plaży rozkoszując się słońcem, którego zapewne dawno nie widzieli.
Zostawił Astrid obok Szczerbatka i podszedł do tych ludzi. Czuł, że chciał ich poznać, chciał wiedzieć, przez co przeszli.
- Jak się czujecie? - zapytał umięśnionego mężczyznę. - Potrzeba wam czegoś?
Napotkał tylko silne dość wrogie spojrzenie, które kazało mu się zamknąć. Poczuł się dość nieswojo, bo nie dość, że uratował im życie i chce im pomóc, to zostaje przez nich odrzucony.
- Nie ma sensu, Czkawka. - nie zauważył obok Naidy. Teraz w mocnym świetle dnia widział wyraźnie bliznę wzdłuż prawego policzka, ale poza tym zielone oczy i kruczoczarne oczy. Tak strasznie przypominała mu Heatherę, tyle że Naida miała cały czas na ustach kpiący uśmiech, najwyraźniej jeszcze nie mogła zdobyć się na prawdziwy. - Są zbyt wystraszeni, nie wiedzą, co mają zrobić. Daj im czas, jeszcze ci podziękują.
Czkawka usiadł obok niej na piasku. Cieszył się, że chociaż z nią może porozmawiać.
- Skąd znasz moje imię? - było to pierwsze pytanie, jakie przyszło mu na myśl. Oczywiście, wiedział, że od Astrid, ale chciał wiedzieć, co o nim jeszcze powiedziała.
- Astrid mi mówiła – wzruszyła ramionami i nagle spojrzała na niego wrogo. - Nigdy jej nie zrań, Czkawka. Bo takiej jak ona nie znajdziesz. - w jej spojrzeniu było tyle pewności, że Czkawce zrobiło się głupio.
Spojrzał w oczy Naidy równie zimno, jak ona w jego.
- Nigdy nie popełniłbym takiego błędu. Kocham Astrid – jego głos zabrzmiał niemal jak warknięcie, ale nie spodziewał się wrogości dziewczyny.
Naida wzruszyła znowu ramionami, trawiąc słowa Czkawki.
- Każdy z was tak mówi. - wyszeptała ledwie słyszalnie.
Czkawka miał już zapytać, o co jej chodzi, ale dziewczyna powiedziała nagle.
- Dziękuję w imieniu wszystkich. Nawet nie wiesz, ile dobrego dla nas zrobiłeś. - jej zielone oczy dalej patrzyły na niego dziko. Zastanawiał się, czy traktuje tak wszystkich, czy tylko mężczyzn. Co oni musieli jej zrobić?
- Jak długo to potrwa... No wiesz, zanim się uspokoją?
Silny mężczyzna zmierzył go wzrokiem, jakby sprawdzał, czy Naida jest przy nim bezpieczna.
- Czkawka, - Naida próbowała mówić szeptem, bo jej towarzysz pewnie mówił w tym samym języku. - Niektórzy z nas cierpieli wiele lat, inni nie znają innego życia. Myślisz, że ich niewola zaczęła się i skończyła na statku?
Jeździec pokiwał w zadumaniu głową. Dobrze zdawał sobie z tego sprawę. Szczerbek wsadził mu głowę pod pachę, próbując zwrócić na siebie jego uwagę. Czkawka spojrzał szybko na Astrid, aby się upewnić, że siedzi z dwiema szczupłymi kobietami.
Podrapał smoka po łuskach i dopiero teraz zauważył przerażone oczy pozostałych.
- Czy twój przyjaciel... – zaczęła delikatnie Naida, starając się nie obrazić Szczerbatka. - nie obraź się, ale czym on jest?
Szczerbek błyskawicznie zwrócił na nią uwagę, ale ku uldze Czkawki tylko obwąchał rozdygotaną z przejęcia dziewczynę.
- Szczerbatek jest smokiem – wzruszył luźno ramionami, kiedy smok usiadł obok niego, dalej spoglądając na Naidę. - Szukamy drugiej Nocnej Furii dla Astrid, ona straciła swoją smoczycę.
Naida pokręciła w zrozumieniu głową, nie pytała już o nic.
- Czkawka, – zaczepiła go znowu. - oni zaatakują znowu. Bez żadnej strategii nie mamy szans, dobrze o tym wiesz.
- Tak, myślałem o tym – powiedział wprost.
- I?
- Mam pomysł. - otworzył szeroko oczy. Naprawdę go miał, co więcej, mógł się udać.
Twoje Opowiadanie Jest Niesamowite !
OdpowiedzUsuńZakochałam sie w twoich opowiadaniach <3 Kiedy następna część ?
OdpowiedzUsuńW opowiadaniach? Czyli drugiego bloga też czytałaś? Haha xD mam nadzieję, że niedługo :**
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejną część :) Już nawet nie wiem jakich słów używać by nazwać twój blog :) jest niesamowity
OdpowiedzUsuń