Całe szczęście, że okręt nie
zacumował dalej. Czkawka nie mógł dłużej wytrzymać w lodowatej
wodzie. Co innego Szczerbek, ale smocza skóra się nie liczy. Wiking
zauważył coś dziwnego, mianowicie dosyć oryginalna budowę statku
wewnątrz. Zamiast normalnego pokładu, dokładnie na środku
znajdowało się miejsce, do którego można było zacumować
mniejsze łodzie. Widział też, że przejście prowadzi przez całą
szerokość, aż do końca okrętu. Cóż, statek był zacumowany
dziobem do wyspy, nic dziwnego, że mu to umknęło.
Pomyślał, że więcej wartowników stoi na górnym pokładzie niż na dolnym, przez które najwyżej mogły zaatakować ich chyba tylko ryby. Nie myśląc za wiele wypłynęli na powierzchnię.
Kiedy głowa Szczerbatka wynurzyła się wraz z jeźdźcem, Czkawka pierwsze, co zauważył, to białą z przerażenia twarz wartownika. Jednego. Szybko wyskoczyli ze smokiem z wody i związali oniemiałego ze strachu łowcę, kneblując go bardzo dokładnie.
Czkawka zauważył, że człowiek zemdlał, więc zamknął go w małym magazynie – zapewne na wino, sądząc po mdłym zapachu.
- Szczerbek, dziękuję przyjacielu, ale teraz muszę działać sam – wyszeptał, a smok popatrzył na niego ze szczera troską i niepokojem. Nie chciał zostawiać swojego jeźdźca samego.
Dotknął głowa nogi Czkawki, popychając go daleko w stronę wejścia w głąb okrętu. Wódz pogłaskał go po głowie.
- Choćby nie wiem co, nie wychodź z magazynu. Jeżeli usłyszysz krzyki masz uciekać, słyszysz mnie? - Szczerbek spojrzał na niego kocimi oczami, jakby go pospieszał. Czkawka wiedział, że Szczerbek i tak będzie go szukał po pewnym czasie. To, co teraz mówi do smoka jest bez sensu, bo smok i tak będzie próbował ocalić mu życie. Jak zawsze zresztą. On zrobiłby dla niego to samo.
Czkawka po prostu wyszedł z magazynu i wszedł w wąski korytarzyk. Nie widział nic, musiał zaufać swojemu słuchowi. Modlił się, żeby nie było tu żadnego wartownika. O dziwo, nie pomylił się. W tym korytarzu był sam.
Nagle usłyszał łomot, który rozproszył całkiem jego uwagę. Dochodził z następnych drzwi następnego korytarza. Na Thora, że chciało im się tyle tego budować?
Kiedy usłyszał jęki i krzyki tym bardziej pobiegł w tamtą stronę. Uchylając drzwi, nie wierzył w to, co widzi.
Na środku korytarzyka stała Astrid. Choć nie widział dokładnie, czy to ona, jego serce reagowało tak, jak reagować na nią powinno. Może to był instynkt, ale okazał się nieomylny.
- Czkawka? - spytała, dysząc ciężko.
Chłopak poczuł wielki ciężar zsuwający się z jego serca. Astrid podbiegła i rzuciła mu się na szyję. Wyczuwał, że jest cięższa o trzymany w jej dłoni topór. Skąd ona go wytrzasnęła? Dziewczyna nie przestaje go zaskakiwać, odkąd się poznali.
- Wiedziałam, że po mnie wrócisz, wiedziałam... - słyszał drżenie w jej cichym głosie, które pozwalało zachować mu trzeźwy i gotowy do walki umysł.
- Jak mógłbym cię zostawić? - zapytał Czkawka nie rozumiejąc. - Nie wyobrażam sobie tego...
Za Astrid stała dziewczyna, której wcześniej chłopak nie zauważył.
- Hej, przestańcie się migdalić i zobaczcie, że mamy towarzystwo. - warknęła, a drzwi, naprzeciw tych, którymi przyszedł Czkawka otworzyły się z hukiem i wtargnęło do nich trzech krępych osiłków.
No, czyli plan Czkawki na temat cichego wślizgnięcia się i uwolnienia Astrid legł w gruzach. Czkawka wyciągnął swój długi nóż z ostrymi zębami. Nie mógł użyć Piekła, bo nie chciał przecież spalić okrętu... jeszcze.
Astrid rzuciła toporem trafiając dokładnie w hełmy dwóch pierwszych łowców stojących jeden za drugim. Czkawka przebiegł przez ich przewrócone ciała i podbiegł do trzeciego, sprzedając mu kopniaka w klatkę piersiową. Szybko zamknął drzwi, z których przyszli, żeby oszczędzić pozostałym takiego samego losu.
Wódz wziął Astrid za rękę i chciał uciekać, ale dziewczyna mu się wyrwała. Spojrzał na nią, nie rozumiejąc, co to znaczy.
- Czkawka, nie możemy teraz tak uciec i zostawić tu tych ludzi. - spojrzała na dziewczynę, stojąca obok niej, która najprawdopodobniej potwierdziła. - Naida wie, jak ułożone są więzienia. Zaprowadzi nas. Szczerbatek jest bezpieczny?
Czkawka zorientował się, że powinien zamknąć otwartą z wrażenia szczękę. Nie spodziewał się po Astrid takiego ryzyka.
- Tak, jest w magazynie. - odparł.
Naida zaczęła majstrować przy prętach jednego więzienia. Czkawka miał szczęście, że wziął swój najlepszy nóż, zakończony ostrymi zębami. Przecięcie krat zajęło mu niewiele czasu, ku uciesze Naidy.
Słyszeli raz po raz głośne walenie do drzwi, ale starali się to ignorować. Wiedzieli, że łowcom nie zajmie dużo czasu obejście całego pokładu i zajścia ich z drugiej strony.
Astrid zajmowała się pomocą tym, którzy byli zbyt wystraszeni, żeby wyjść.
Kiedy otworzyli ostatnie więzienie, pobiegli wprost do pomieszczenia, do którego wpłynął Czkawka wraz z Szczerbatkiem. Nie widział innej drogi powrotnej, bardziej bezpiecznej niż ta. Stanęli na środku, otoczeni beczkami pełnymi jedzenia i picia, które miało wystarczyć łowcom.
Dopiero teraz zauważył, że jest z nimi około dziesięć osób. Zagwizdał, dając jasny znak Szczerbatkowi, który wyleciał z magazynu, strasząc niemiłosiernie uciekinierów.
Niektórzy nawet zemdleli z przerażania, inni wstrzymali tylko oddechy, jeszcze inni, cofnęli się w kierunku więzień, jakby woleli być zamknięci tam, niż być na wolności tu, z Nocną Furią. Czkawka domyślał się, że żaden z nich nie widział nigdy w życiu smoka.
Szczerbek podleciał do jeźdźca, witając się z nim czule. Chyba to zdziwiło pozostałych jeszcze bardziej niż widok na własne oczy tak pięknej bestii.
- Uwaga, kiedy dam wam znak, macie wskoczyć do wody i złapać się czegokolwiek – łapy, skrzydła, ogona – mówił Czkawka, a wszyscy spojrzeli na niego jakby kazał im pokonać uzbrojonych po zęby łowców. Pomimo, że zamknęli ostatnie drzwi, rozległ się wielki huk i do pomieszczenia wszedł człowiek, którego Czkawka podsłuchiwał na plaży. To ten, który miał ciemną brodę.
Uśmiechnął się wrogo, widząc wszystkich zebranych w jednym miejscu. Najwyraźniej nie zauważył Szczerbatka w panującej tu ciemności.
- No, no, no. - wyszczerzył zęby w paskudnym, jadowitym uśmiechu, na który, o dziwo pozwalała jego krępa postura. - Czyżby nasze psy próbowały uciekać?
Szczerbatek zawarczał głośno, pokazując wielkość swoich silnych skrzydeł. Uciekinierzy przerazili się go, lecz chyba kapitana statku bali się jeszcze bardziej, bo podeszli do Czkawki i Astrid.
- A to co za bydlę? - warknął, ale w tym momencie Czkawka nie zdążył zatrzymać smoka, który strzelił plazmą w wielkiego kapitana.
Człowiek usunął się w ostatnim momencie mocno wkurzony.
- Jak śmiesz? - krzyknął. Za nim ustawiło się więcej łowców, czekających na rozkazy.
Czkawka wyszedł naprzeciw.
- Jak ty śmiesz odbierać tym ludziom wolność?! - wykrzyczał, nie wytrzymując. Szczerbatek sunął się za nim, jak cień, bojąc się o swojego przyjaciela.
Kapitan popatrzył na niego z ledwie zauważalnym błyskiem w oku, który mógł oznaczać szacunek.
- A ty to kto, chłystku? - zapytał, a reszta jego towarzystwa wybuchnęła śmiechem.
Czkawka wziął skromnie do ręki Piekło, bawiąc się nim, jakby ignorował pytanie. Astrid patrzyła na niego z troską. Wiedziała dobrze, w co się pakuje jej ukochany.
Pomyślał, że więcej wartowników stoi na górnym pokładzie niż na dolnym, przez które najwyżej mogły zaatakować ich chyba tylko ryby. Nie myśląc za wiele wypłynęli na powierzchnię.
Kiedy głowa Szczerbatka wynurzyła się wraz z jeźdźcem, Czkawka pierwsze, co zauważył, to białą z przerażenia twarz wartownika. Jednego. Szybko wyskoczyli ze smokiem z wody i związali oniemiałego ze strachu łowcę, kneblując go bardzo dokładnie.
Czkawka zauważył, że człowiek zemdlał, więc zamknął go w małym magazynie – zapewne na wino, sądząc po mdłym zapachu.
- Szczerbek, dziękuję przyjacielu, ale teraz muszę działać sam – wyszeptał, a smok popatrzył na niego ze szczera troską i niepokojem. Nie chciał zostawiać swojego jeźdźca samego.
Dotknął głowa nogi Czkawki, popychając go daleko w stronę wejścia w głąb okrętu. Wódz pogłaskał go po głowie.
- Choćby nie wiem co, nie wychodź z magazynu. Jeżeli usłyszysz krzyki masz uciekać, słyszysz mnie? - Szczerbek spojrzał na niego kocimi oczami, jakby go pospieszał. Czkawka wiedział, że Szczerbek i tak będzie go szukał po pewnym czasie. To, co teraz mówi do smoka jest bez sensu, bo smok i tak będzie próbował ocalić mu życie. Jak zawsze zresztą. On zrobiłby dla niego to samo.
Czkawka po prostu wyszedł z magazynu i wszedł w wąski korytarzyk. Nie widział nic, musiał zaufać swojemu słuchowi. Modlił się, żeby nie było tu żadnego wartownika. O dziwo, nie pomylił się. W tym korytarzu był sam.
Nagle usłyszał łomot, który rozproszył całkiem jego uwagę. Dochodził z następnych drzwi następnego korytarza. Na Thora, że chciało im się tyle tego budować?
Kiedy usłyszał jęki i krzyki tym bardziej pobiegł w tamtą stronę. Uchylając drzwi, nie wierzył w to, co widzi.
Na środku korytarzyka stała Astrid. Choć nie widział dokładnie, czy to ona, jego serce reagowało tak, jak reagować na nią powinno. Może to był instynkt, ale okazał się nieomylny.
- Czkawka? - spytała, dysząc ciężko.
Chłopak poczuł wielki ciężar zsuwający się z jego serca. Astrid podbiegła i rzuciła mu się na szyję. Wyczuwał, że jest cięższa o trzymany w jej dłoni topór. Skąd ona go wytrzasnęła? Dziewczyna nie przestaje go zaskakiwać, odkąd się poznali.
- Wiedziałam, że po mnie wrócisz, wiedziałam... - słyszał drżenie w jej cichym głosie, które pozwalało zachować mu trzeźwy i gotowy do walki umysł.
- Jak mógłbym cię zostawić? - zapytał Czkawka nie rozumiejąc. - Nie wyobrażam sobie tego...
Za Astrid stała dziewczyna, której wcześniej chłopak nie zauważył.
- Hej, przestańcie się migdalić i zobaczcie, że mamy towarzystwo. - warknęła, a drzwi, naprzeciw tych, którymi przyszedł Czkawka otworzyły się z hukiem i wtargnęło do nich trzech krępych osiłków.
No, czyli plan Czkawki na temat cichego wślizgnięcia się i uwolnienia Astrid legł w gruzach. Czkawka wyciągnął swój długi nóż z ostrymi zębami. Nie mógł użyć Piekła, bo nie chciał przecież spalić okrętu... jeszcze.
Astrid rzuciła toporem trafiając dokładnie w hełmy dwóch pierwszych łowców stojących jeden za drugim. Czkawka przebiegł przez ich przewrócone ciała i podbiegł do trzeciego, sprzedając mu kopniaka w klatkę piersiową. Szybko zamknął drzwi, z których przyszli, żeby oszczędzić pozostałym takiego samego losu.
Wódz wziął Astrid za rękę i chciał uciekać, ale dziewczyna mu się wyrwała. Spojrzał na nią, nie rozumiejąc, co to znaczy.
- Czkawka, nie możemy teraz tak uciec i zostawić tu tych ludzi. - spojrzała na dziewczynę, stojąca obok niej, która najprawdopodobniej potwierdziła. - Naida wie, jak ułożone są więzienia. Zaprowadzi nas. Szczerbatek jest bezpieczny?
Czkawka zorientował się, że powinien zamknąć otwartą z wrażenia szczękę. Nie spodziewał się po Astrid takiego ryzyka.
- Tak, jest w magazynie. - odparł.
Naida zaczęła majstrować przy prętach jednego więzienia. Czkawka miał szczęście, że wziął swój najlepszy nóż, zakończony ostrymi zębami. Przecięcie krat zajęło mu niewiele czasu, ku uciesze Naidy.
Słyszeli raz po raz głośne walenie do drzwi, ale starali się to ignorować. Wiedzieli, że łowcom nie zajmie dużo czasu obejście całego pokładu i zajścia ich z drugiej strony.
Astrid zajmowała się pomocą tym, którzy byli zbyt wystraszeni, żeby wyjść.
Kiedy otworzyli ostatnie więzienie, pobiegli wprost do pomieszczenia, do którego wpłynął Czkawka wraz z Szczerbatkiem. Nie widział innej drogi powrotnej, bardziej bezpiecznej niż ta. Stanęli na środku, otoczeni beczkami pełnymi jedzenia i picia, które miało wystarczyć łowcom.
Dopiero teraz zauważył, że jest z nimi około dziesięć osób. Zagwizdał, dając jasny znak Szczerbatkowi, który wyleciał z magazynu, strasząc niemiłosiernie uciekinierów.
Niektórzy nawet zemdleli z przerażania, inni wstrzymali tylko oddechy, jeszcze inni, cofnęli się w kierunku więzień, jakby woleli być zamknięci tam, niż być na wolności tu, z Nocną Furią. Czkawka domyślał się, że żaden z nich nie widział nigdy w życiu smoka.
Szczerbek podleciał do jeźdźca, witając się z nim czule. Chyba to zdziwiło pozostałych jeszcze bardziej niż widok na własne oczy tak pięknej bestii.
- Uwaga, kiedy dam wam znak, macie wskoczyć do wody i złapać się czegokolwiek – łapy, skrzydła, ogona – mówił Czkawka, a wszyscy spojrzeli na niego jakby kazał im pokonać uzbrojonych po zęby łowców. Pomimo, że zamknęli ostatnie drzwi, rozległ się wielki huk i do pomieszczenia wszedł człowiek, którego Czkawka podsłuchiwał na plaży. To ten, który miał ciemną brodę.
Uśmiechnął się wrogo, widząc wszystkich zebranych w jednym miejscu. Najwyraźniej nie zauważył Szczerbatka w panującej tu ciemności.
- No, no, no. - wyszczerzył zęby w paskudnym, jadowitym uśmiechu, na który, o dziwo pozwalała jego krępa postura. - Czyżby nasze psy próbowały uciekać?
Szczerbatek zawarczał głośno, pokazując wielkość swoich silnych skrzydeł. Uciekinierzy przerazili się go, lecz chyba kapitana statku bali się jeszcze bardziej, bo podeszli do Czkawki i Astrid.
- A to co za bydlę? - warknął, ale w tym momencie Czkawka nie zdążył zatrzymać smoka, który strzelił plazmą w wielkiego kapitana.
Człowiek usunął się w ostatnim momencie mocno wkurzony.
- Jak śmiesz? - krzyknął. Za nim ustawiło się więcej łowców, czekających na rozkazy.
Czkawka wyszedł naprzeciw.
- Jak ty śmiesz odbierać tym ludziom wolność?! - wykrzyczał, nie wytrzymując. Szczerbatek sunął się za nim, jak cień, bojąc się o swojego przyjaciela.
Kapitan popatrzył na niego z ledwie zauważalnym błyskiem w oku, który mógł oznaczać szacunek.
- A ty to kto, chłystku? - zapytał, a reszta jego towarzystwa wybuchnęła śmiechem.
Czkawka wziął skromnie do ręki Piekło, bawiąc się nim, jakby ignorował pytanie. Astrid patrzyła na niego z troską. Wiedziała dobrze, w co się pakuje jej ukochany.
- Czkawka – wzruszył ramionami
skromnie. - Wiking, który wytresował smoka. - podrzucił Piekło,
obracając je w locie.
Kapitan zaśmiał się.
- Więc, jak śmiesz odzywać się do Malgora Trzeciego, Poskramiacza Północnych Mórz? - łowcy znów zawtórowali śmiechem, ale Czkawka odczekał cierpliwie.
- Wcale nie jesteś Poskramiaczem Mórz – powiedział, ignorując rozwścieczenie na twarzy wroga. - To mój ojciec, Stoick Ważki poskromił Północne Morza.
Wśród zgromadzonych ludzi rozległy się szepty pełne podziwu. Wielu z nich znało imię Stoicka, legendę wśród Wikingów.
- A więc jesteś synem Stoicka? - zapytał Malgor szczerze zdziwiony.
- Owszem – Czkawka pokiwał dumnie głową. Zawsze czuł się odrzucony w swojej rodzinie, bardzo często ojciec nie przyznawał się do niego, ale to nie zmieniało faktu, że Stoick zawsze był i będzie dla niego autorytetem. - I wybacz, Malgorze, ale czas się pożegnać – rzekł uruchamiając z Piekła zielony dym, bardzo znany na wyspie Berk. Zrobił kilka kółek w powietrzu szybkim ruchem, po czym po prostu zapalił gaz Zębiroga ogniem Śmiertnika Zębacza.
Gaz zapalił się z głośnym trzaskiem, od którego łowcy odskoczyli z następną falą zdziwienia. Szczerbatek wskoczył do wody, znając dobrze swoje zadanie. Niewolnicy, popędzani przez Astrid wskakiwali kolejno do lodowatej wody i nurkowali, próbując sięgnąć Nocnej Furii.
Czkawka próbował pilnować ich tyły, ale gdy minęła mgła niepokoju, wszyscy łowcy razem zaatakowali. Astrid krzyczała coś do narzeczonego, ale nie słyszał przez okrzyki bojowe. Widział tylko, że przy wejścia do wody stała sama Astrid, nawet Naidy nie było przy niej.
- Uciekaj – krzyknął Czkawka, uderzony przez Malgora. Kapitan złapał go za ramię, od którego oderwał się herb Berk, a sam Czkawka szczęśliwym trafem wpadł wprost do wody.
Kapitan zaśmiał się.
- Więc, jak śmiesz odzywać się do Malgora Trzeciego, Poskramiacza Północnych Mórz? - łowcy znów zawtórowali śmiechem, ale Czkawka odczekał cierpliwie.
- Wcale nie jesteś Poskramiaczem Mórz – powiedział, ignorując rozwścieczenie na twarzy wroga. - To mój ojciec, Stoick Ważki poskromił Północne Morza.
Wśród zgromadzonych ludzi rozległy się szepty pełne podziwu. Wielu z nich znało imię Stoicka, legendę wśród Wikingów.
- A więc jesteś synem Stoicka? - zapytał Malgor szczerze zdziwiony.
- Owszem – Czkawka pokiwał dumnie głową. Zawsze czuł się odrzucony w swojej rodzinie, bardzo często ojciec nie przyznawał się do niego, ale to nie zmieniało faktu, że Stoick zawsze był i będzie dla niego autorytetem. - I wybacz, Malgorze, ale czas się pożegnać – rzekł uruchamiając z Piekła zielony dym, bardzo znany na wyspie Berk. Zrobił kilka kółek w powietrzu szybkim ruchem, po czym po prostu zapalił gaz Zębiroga ogniem Śmiertnika Zębacza.
Gaz zapalił się z głośnym trzaskiem, od którego łowcy odskoczyli z następną falą zdziwienia. Szczerbatek wskoczył do wody, znając dobrze swoje zadanie. Niewolnicy, popędzani przez Astrid wskakiwali kolejno do lodowatej wody i nurkowali, próbując sięgnąć Nocnej Furii.
Czkawka próbował pilnować ich tyły, ale gdy minęła mgła niepokoju, wszyscy łowcy razem zaatakowali. Astrid krzyczała coś do narzeczonego, ale nie słyszał przez okrzyki bojowe. Widział tylko, że przy wejścia do wody stała sama Astrid, nawet Naidy nie było przy niej.
- Uciekaj – krzyknął Czkawka, uderzony przez Malgora. Kapitan złapał go za ramię, od którego oderwał się herb Berk, a sam Czkawka szczęśliwym trafem wpadł wprost do wody.
Powiem tyle: BOSKIE.
OdpowiedzUsuńJeju cudowne *.*
OdpowiedzUsuńNaprawdę?? :) bo tutaj chyba za dużo popuściłam fantazji xd
OdpowiedzUsuń