sobota, 4 lipca 2015

Opieka

   Czkawka jak każdego ranka doglądał spraw Berk, jednocześnie spacerując ze Szczerbatkiem. Smok wolałby oczywiście długi i szalony lot, ale towarzystwo jego przyjaciela chyba mu wystarczało. Od kilku dni tak naprawdę nic nie zaprzątało głowy wodza, bo Akademia spisywała się naprawdę nieźle bez jego doglądania, a Hassa jak się okazało szybko przystosował się do panującej na wyspie atmosfery. Ku swojej uldze, Czkawka nie musiał już szukać kowala, bo chłopak szybko zabrał się do roboty. Na wieść, że pół swojego życia spędził w kuźni, Czkawka przyjął go od razu. Poza tym, jeśli był naprawdę synem pyskacza, musiał odziedziczyć zdolności po swoim utalentowanym ojcu.
   Ostatnio nawet Czkawce udało się zabrać Mel na wspólny lot po raz drugi. Tym razem jednak widział po dziewczynce, że mniej bała się Szczerbatka, a może latanie zafascynowało ją tak bardzo, że zapomniała o strachu. Tak czy owak, częściej zbliżała się do smoka, nie mówiąc o tym, że pogłaskała go na pożegnanie. Szczerbatek oczywiście bardzo chętnie brał udział w pomyśle Czkawki, bo miał nadzieję na pieszczoty dziewczynki no i oczywiście mógł latać ze swoim jeźdźcem, co sprawiało mu wiele radości.
- To co, Mordko, lecimy? - spytał, dotykając swojego siodła, gdy przejrzał już chyba całą wioskę i porozmawiał z jej mieszkańcami.
   Smok nie musiał odpowiadać, pokazując mu łobuzersko jęzor. Czkawka wskoczył na siodło i już po chwili obaj wzbili się z siłą w powietrze. Miejsce, które było pod nimi coraz rzadziej przypominało Czkawce to samo miejsce, w którym się urodził i wychował, gdy jego plemię jeszcze zabijało smoki. Nie chodzi już o samo nastawienie Wikingów, ale nawet o wystrój wyspy. Wszystko, co zostało zmienione lub dodane od tamtej pory miało swój cel, albo by wspomagać Wikingów, albo by udogodnić życie smokom. Jeźdźcy zadbali też o motywy i barwy, więc dużo domów i budynków ozdabiały ręczne rysunki. Właśnie te kolorowe farby przypominały Czkawce o zbliżających się Wyścigach Smoków.
   Lecieli tak - smok i jeździec, gdy nagle zauważyli dobrze im znaną postać, idącą spokojnie po klifie. Astrid trzymała w rękach chyba jakąś książkę, co zdołał zaobserwować Czkawka i nie zwróciła uwagi na podlatującego w jej stronę jeźdźca.
   Czkawka zsiadł szybko ze Szczerbatka, głaszcząc go przy tym pod brodą i podbiegł do ukochanej.
- Cześć, skarbie - powiedział, całując ją w policzek. Astrid zamrugała gwałtownie, jakby wystraszyła się Czkawki, ale szybko odnalazła się w sytuacji.
- Och, cześć, Czkawka - odparła smętnie, dalej wbijając wzrok w stronnice księgi.
- Ktoś tu wstał chyba dzisiaj lewą nogą - drążył dalej Wiking. Szczerbatek wiernie za nim podążał.
- Ja? Nie, no skąd - mruknęła Astrid, jakby próbowała nie dać po sobie poznać markotnego humoru.
- Spokojnie, twój książę jest tuż obok - Czkawka wypiął dumnie pierś, maszerując obok. Ku jego uldze na twarzy dziewczyny pojawił się uśmiech przez jego wygłupy.
- Taki książę, a nie wie, co niepokoi królewnę? - spytała z powątpieniem Astrid, a Czkawka podrapał się z zażenowaniem po głowie. Na jego reakcję dziewczyna zachichotała.
- No dobra, tę rundę wygrałaś - przyznał wódz, drapiąc głowę Nocnej Furii, przyglądającej mu się, jakby naprawdę był jakimś księciem.
- Jak każdą, Czkawka - westchnęła Astrid, przytrzymując w zębach kawałek węgla, a drugim coś dopisując w książce.
   Wódz zatrzymał ją w końcu za ramię.
- No hej, nie możesz mi powiedzieć? - stęknął, gdy już naprawdę wyczerpały się jego pomysły na temat, co może niepokoić dziewczynę. Astrid w końcu poddała się mężowi, gdy ten spróbował sięgnąć jej ust z nad lektury.
   Szczerbatek mruczał coś pod nosem, ignorując całującą się parę.
- To powiesz mi? - zapytał Czkawka, dalej stykając się z Astrid nosami.
   Dziewczyna westchnęła.
- Wiesz... od kilku dni nigdzie nie mogę znaleźć Mel. Nie przychodzi na zajęcia, nikt jej nie widział. Chciałam ją nawet odwiedzić, ale...
- Zaraz, moment - powstrzymał ją Czkawka, równie zaniepokojony. - Latałem z nią jakieś kilka dni temu.
- No tak, ale od tamtej pory nikt nie wie, co się z nią dzieje. Praktycznie nie wychodzi z domu. - powiedziała Astrid, wzruszając ramionami.
- Dobra, sprawdzę to - obiecał jej Czkawka, zerkając na gotową do lotu Furię. - Ale ty się już tym nie przejmuj - poprosił.
- Skoro mój książę się tym zajmie... - mruknęła Astrid, posyłając mu całusa, choć nie wyglądała na pocieszoną.
   Czkawka nie czekając na specjalną prośbę, wsiadł na Szczerbka i obaj poszybowali znów w stronę Berk, szukając po drodze małej Mel. Wódz zauważył tylko Grubego i Wiadro, szykujących się do odprawy na porcie oraz Sączyślina Jorgensona, idącego radośnie z Wielkiej Sali. Poza nimi nikt nie przemieszczał się po wiosce, bo nie była to wyjątkowo pracowita pora. Tym bardziej, że lata w Berk ostatnio bywały naprawdę upalne. Przez chwilę Czkawka pozazdrościł Grubemu i Wiadru ich pracy - przynajmniej będą nad wodą.
- Nie widzisz jej? - zapytał Szczerbatka, rozglądając się. Smok jęknął tylko w odpowiedzi. Naprawdę polubił małą dziewczynkę i to nie tylko ze względu na swojego jeźdźca.
- Dobra, leć do jej domu. - powiedział Czkawka.
   Dom Mel i jej mamy znajdował się na krańcu osady, z prostego powodu - jej mama nigdy nie wybaczyła smokom utraty męża i podobnie do Pleśniaka nie zamierzała nawiązywać przyjaźni z tymi stworzeniami. Nic dziwnego więc, że ludzie w Berk rzadko widywali ostatnio jej córkę.
   Gdy dolecieli, lądując przy tym gładko jak piórko, Czkawka zawahał się przed drzwiami. Astrid już próbowała ją odwiedzić, przypomniał sobie, ale postanowił spróbować, stukając w heblowane drzwi.
   Odczekali chwilę ze smokiem, ale nikt nie odpowiedział. Szczerbatek spojrzał zachęcająco na drzwi i Czkawka posłuchał jego rady, wchodząc do środka.
   Wokół panował mrok, wszystkie okna były pozamykane. Czkawce przeszło przez myśl, że strach przed smokami to jedno, a umiłowanie samotności to drugie, gdy nagle usłyszeli hałas po swojej lewej stronie, jakby cała zbrojownia starej kuźni Pyskacza, którą teraz dziedziczył Hassa, spadła z hukiem na podłogę.
   Oczy jeźdźca zdołały przyzwyczaić się już do panującej ciemności i Czkawka zauważył po tamtej stronie Mel, stojącą wśród brudnych metalowych misek i półmisków.
- Mel, coś się stało? - spytał Czkawka, rozglądając się po zagraconym pomieszczeniu.
- Nie, nie, nic - odpowiedziała cicho dziewczynka drżącym głosem.
- Na pewno? - dopytywał się jeździec, podnosząc z podłogi część misek, która poturlała się pod jego nogi. W sumie nogę.
- Tak, bardzo przepraszam - odparła Mel, zostawiając miski i rzucając się ku drzwiom, z których dobiegało ciche zawodzenie.
   Czkawka popatrzył zagadkowo na smoka i sam ruszył za dziewczynką. Wiedział, że w tym domu smoki nie są uznawane za przyjaciół, więc nakazał przyjacielowi zaczekać na niego na zewnątrz.
   Gdy jeździec wszedł za Mel do małej sieni, zauważył, że na łóżku leży jej mama, przykryta futrem jaka i to ona wydawała te odgłosy. Przy jej twarzy paliła się mała świeca, ukazując jej spoconą i zmęczoną twarz. Za pewne nie czuła się najlepiej.
   Mel usiadła obok niej, wykręcając w dłoni mokrą ścierkę i położyła mamie opiekuńczo na głowę, jakby miało to jej pomóc w cierpieniu. Czkawka był zszokowany widokiem, jaki zobaczył. Więc to dlatego mała nie przychodziła do Akademii, pomyślał. Opiekowała się chorą mamą.
- Mógłby wódz wyjść? - rzekła piskliwie Mel, obracając się na moment. Na jej policzkach jeździec zauważył zaschnięte łzy. Za nic nie mógłby teraz wyjść.
- Od jak dawna twoja mama choruje? - zapytał zamiast tego, zbliżając się do dziecka.
   Mel otarła głośno nos.
- Od kilku dni, ale nie potrafię jej pomóc. - odpowiedziała cicho, ocierając mamie pot z czoła.
- Dlaczego nie poprosiliście nikogo o pomoc? Nie wezwaliście Gothi? - zdziwił się Czkawka. Mel skrzywiła się.
- Moja mama jej nie znosi. Zresztą nie miałaby jak się dostać do jej chaty.
- Mel, przecież mogłem tu przywieźć Gothi - westchnął Czkawka i nie czekając na odpowiedź dziewczynki, wyszedł z domu i wsiadł na Szczerbatka.
   Po drodze opowiedział szybko smokowi całe zajście. Nocna Furia zrozumiała go doskonale i szybowała szybciej ku podniebnej chacie staruchy. Czkawka nie musiał długo przekonywać wieszczki, by z nim poleciała. Od razu porzuciła wszystko, co do tej pory robiła, ruszając z pomocą. Czkawka wiedział, że w niektórych sprawach ważne jest szybkie reagowanie, a nie wiadomo, co dolegało mamie Mel, więc tym sprawniej musiała pójść pomoc.
   Gothi, trzymając się o lasce, dotarła do pomieszczenia, w którym leżała bezwiedni mama dziewczynki, przyglądając się jej dokładnie. Nawet jeśli Mel mówiła prawdę i jej mama rzeczywiście nie znosiła wieszczki, to nie wydała żadnego pomruku, nawet, jeśli miała świadomość, że Gothi jest przy niej, co było mało prawdopodobne.
   Mel cały czas asystowała staruszce, aż Gothi spojrzała znacząco na Czkawkę. Jeździec zrozumiał w lot, o co chodzi wieszczce, więc przykucnął przy progu, szepcząc:
- Mel, podejdź do mnie.
   Dziewczynka bez słowa wykonała prośbę, oglądając się wciąż w stronę mamy. Czkawka objął ją troskliwie i wyszeptał jej do ucha:
- Myślę, że twoja mama potrzebuje odpoczynku. Już dość zrobiłaś, daj teraz działać Gothi.
   Mel znów spojrzała w tył, jakby w ciągu tych kilku słów wodza jej mama mogła nagle wyzdrowieć. Gothi położyła dłoń na mokrym czole kobiety i uścisnęła jej rękę. Pozostałych czynności, jakie wykonywała, Czkawka nie rozumiał i chyba nie chciał zrozumieć. Są sprawy, w których tylko starsze plemion mają wystarczającą wiedzę i nikt ich nie zastąpi.
- Ona mnie potrzebuje - powiedziała poważnie dziewczynka i w tym momencie wydawała się Czkawce o wiele dojrzalsza, niż wskazywałby na to jej wiek.
- Potrzebuje fachowej opieki, Mel - powiedział jeździec z przekonaniem. - Nikt nie jest w stanie jej pomóc tak, jak Gothi, nawet ktoś tak opiekuńczy, jak ty.
   Stali tak może pół godziny, patrząc na dziwne i tajemnicze umiejętności wieszczki. Gothi wyciągała ze swojego poręcznego pakunku różne substancje i wlewała je wprost do gardła kobiety. Chyba musiała znać chorobę, skoro podawała swoje medykamenty, pomyślał Czkawka. Znów do jego głowy wpadła szybka myśl, gdy zerknął do głównego pokoju, na leżącą na podłodze Nocną Furię, która nie potrafiła zostawić Wikinga samego w obcym domu.
- Szczerbatku - zwrócił się do smoka, dalej trzymając Mel za ramię, jakby próbował dodać jej otuchy. - Leć po Śledzika. Tylko on potrafi porozumieć się z Gothi.
   Smok kiwnął szybko głową i wyskoczył jak z procy z drewnianej chaty, gnając na swoich czterech łapach w stronę wioski. Nocne Furie naprawdę potrafiły szybko biegać, gdy zaszła taka potrzeba. A Szczerbatek rozumiał, że właśnie teraz była ta szczególna potrzeba.
- Mama nie chciałaby, żeby tyle osób było w jej domu - mruknęła pod nosem Mel, ale jakby do siebie. Czkawka nie wiedział, jak ma dodać otuchy małej.
   Gdy jednak wrócił Szczerbatek ze Śledzikiem, okazało się, że wcale nie musiał uspokajać dziewczynki. Ona sama podbiegła do smoka, obejmując go. Najwyraźniej smok był najlepszym lekarstwem na strachy i smutki u dzieci. Interesujące...
   Gothi rozsypała garść piachu na podłogę i napisała swoją laską kilka runów. Czkawka rozpoznał niektóre z nich, ale były to stare runy i nawet z tak dobrym okiem nie potrafił ich zrozumieć. Śledzik natomiast znał i prastare runy i te nowożytne, więc odczytanie słów Gothi nie było dla niego skomplikowane.
- Mówi, że jeśli gorączka... - Czkawka nagle zasłonił usta przyjaciela ręką, oglądając się do pokoju, w którym Mel głaskała Szczerbatka.
- Ciszej - syknął. - Chyba nie chcesz jej jeszcze bardziej straszyć?
- A, no dobrze, przepraszam, Czkawka - stęknął Śledzik, ściszając głos. - tak, czy inaczej, Gothi mówi, że jeśli gorączka utrzymuje się od kilku dni, to jest to naprawdę poważny stan. Mówi też, że po podaniu jej lekarstw, gorączka albo spadnie, albo...
- Nie kończ - poprosił Czkawka. Nie chciał wyobrażać sobie, że Mel miałaby zostać sierotą. Dokąd miałaby się wtedy udać? Nie miała w Berk żadnej innej rodziny.
- Gothi obiecała, że przy niej zostanie przez tą noc, ale mówi też, że ktoś musi się zająć małą. - dokończył Śledzik.
   Czkawka kiwnął głową. To było jasne, że Mel nie powinna siedzieć tu z ciężko chorą mamą. To dla dziecka ogromny cios. Miał tylko nadzieję, że Astrid nie będzie miała nic przeciwko, jeśli dziewczynka na trochę zostanie u nich. Przynajmniej do wyzdrowienia jej mamy. Drugiej opcji nawet nie chciał brać pod uwagę.
- Dzięki, Śledzik - szepnął Czkawka, kładąc rękę na ramieniu przyjaciela.
- Mogę siedzieć przy Gothi przez pewien czas - zaoferował się Śledzik. - Ktoś musi cię powiadomić, jeśli coś się zmieni.
- To dobry pomysł - pochwalił go wódz. - Na pewno dasz radę?
- Czkawka, chcesz mnie teraz obrazić? - Śledzik skrzyżował dłonie, wpatrując się z lekkim uśmieszkiem w towarzysza. - Po prostu zajmij się swoimi obowiązkami. Aa, i weź ze sobą Mel. Ja i Sztukamięs zajmiemy się resztą.
- Acha, - odparł jeździec, przypominając sobie o czymś. - Pamiętaj, że w tym domu nie toleruje się zbytnio smoków. Gdyby nie to, jak Mel reaguje na Szczerbatka, wolałbym, żeby czekał na mnie na zewnątrz.
- Dobrze, zapamiętam - obiecał Śledzik, kiwając głową. Jego pyzate policzki śmiesznie się poruszyły przy tym ruchu.
   Czkawka miał przed sobą teraz prawdziwe wyzwanie - jak przekonać małą dziewczynkę, żeby zostawiła mamę pod opieką Gothi? Wszedł do pokoju, w którym Mel siedziała na podłodze, przyciskając do siebie nogi. Koło niej drzemał Szczerbatek.
- Mel - Czkawka podrapał się po głowie, jak zawsze, gdy czuł nie niezbyt pewnie. - Gothi uważa, że powinnaś chwilę odpocząć. Ona i Śledzik dadzą sobie radę w doglądaniu twojej mamy, możesz mi wierzyć.
   Dziewczynka wydawała się za bardzo oszołomiona całym tym zajściem, by zrozumieć słowa jeźdźca. Czkawka obiecał sobie, że Mel nie dowie się nigdy, jak wielkie jest ryzyko, że jej mama nie poradzi sobie z rosnącą gorączką.
- Ale na pewno nie będzie mnie potrzebować? - zająknęła się, znów zerkając w stronę łóżka. Naprawdę bardzo ją kocha, pomyślał Czkawka. Wiedział, że gdyby Valka zachorowała, zachowywałby się tak samo.
   Szczerbatek uchylił leniwie powieki. Najwyraźniej usłyszał szept swojego jeźdźca.
- Jesteśmy o tym przekonani - odparł, wiedząc, że autorytet Gothi niewiele skutkuje przy dialogach z małą. Ta rodzina, jak na Wandali, miała naprawdę dziwne podejście do tradycji. W sumie on też się wykazał, przełamując tradycję zabijania smoków, więc miał w tych sprawach doświadczenie.
- Jeśli to pomoże mojej mamie... - zaczęła Mel, ale szybko znów stała się podejrzliwa. - Ale będę ją mogła potem odwiedzić?
- Jestem tego pewny - obiecał jej w tym momencie Czkawka. Wiedział, że stąpa po cienkim lodzie.
- Dobrze - zgodziła się cicho Mel. Jeździec nie poznawał, że to ta sama rozemocjonowana i bystra dziewczynka, która uczęszczała na zajęcia w Smoczej Akademii. Miała podkrążone oczy i wyglądała na wygłodniałą. Że też wcześniej nie zauważył jej nieobecności w Berk... Nie mógł sobie tego wybaczyć, ale z drugiej strony niecodziennie sprawdzał zmagania jeźdźców z ich uczniami, co ani na chwilę nie zgasiło jego wyrzutów sumienia.

   Czkawka siedział przy palenisku wieczorem, ogrzewając dłonie, jednocześnie przyglądając się śpiącej obok niego Mel. Dziewczynka po zjedzeniu dość dużej porcji jak na nią, zapadła od razu w sen. Wódz cały czas nie potrafił pojąć, jak takie małe dziecko miało w sobie tak wiele siły, by dbać o siebie i mamę przez ten czas.
   Szczerbatek wygrzewał się tuż obok nóg jeźdźca, rozkoszując się ciepłem paleniska.
- Myślisz, że jak Astrid zareaguje, gdy zobaczy, że mamy gościa? - spytał smoka Czkawka. Szczerbatek także patrzył na małą niemal z troską. Faktycznie, wiele przeszła. Najpierw śmierć ojca, teraz choroba matki...
   Wódz odgarnął z czoła brązowe kosmyki dziewczynki, które przeszkadzały jej w spokojnym śnie. Przez chwilę trzymał rękę w górze, po czym pogłaskał dziecko po policzku troskliwie. Sam nie wiedział, skąd wzięło mu się na taką ckliwość wobec małej. Szczerbatek przyglądał mu się z ciekawością.
- No co? - burknął jeździec, gdy do domu weszła jego wybranka.
   Astrid postawiła obok drzwi swój topór, ziewając przeciągle.
- Czkawka, ale miałam dziś dzień... - zaczęła, ale jeździec szybko nakazał jej gestem milczenie. Dopiero wtedy Astrid zauważyła śpiącą Mel.
- Och - zdołała wydobyć z siebie tylko.
   Czkawka zrelacjonował jej krótko sytuację Mel, gdy tylko jego żona zajęła miejsca tuż obok, głaszcząc jak to miała w zwyczaju Szczerbatka. Ten smok miał naprawdę szczęście do pieszczot. Gdy Czkawka skończył opowiadać, Astrid wydawała się bardzo poruszona.
- Dobrze zrobiłeś, sprowadzając ją tutaj. Nie powinna oglądać matki w takim stanie... - przez moment Czkawka przypomniał sobie, że przecież matka dziewczyny też chorowała, czego efektem był jej skok z klifów. Jak mógł przez chwilę zastanawiać się, jak zareaguje Astrid na obecność Mel, gdy widział w jej twarzy tyle współczucia.
- Śledzik i Gothi są cały czas przy jej mamie. - dopowiedział Czkawka. - Myślę, że powinienem zmienić, przynajmniej Śledzika. Już wystarczająco długo tam siedzi.
   Astrid kiwnęła głową, klękając obok dziewczynki. Jej małe usteczka poruszały się rytmicznie, gdy Mel oddychała.
- Taka maleńka, a tyle wycierpiała - szepnęła Astrid, po czym pocałowała ją w czoło. - Niech sobie śpi, ja będę mieć na nią oko.
- Kochana jesteś - odparł tylko Czkawka, po czym zwrócił się do swojego smoka. - Zostajesz, czy idziesz ze mną?
   Szczerbatek zerknął najpierw na jeźdźca, potem na Astrid, po czym westchnął szeroko. Nie było wątpliwości, czy woli zostać, czy pałętać się po wiosce po nocy. Czkawka uśmiechnął się słabo.
- Zapamiętam to sobie, mazgaju - mruknął, nieco rozbawionym tonem, zamykając za sobą drzwi.

6 komentarzy:

  1. Rewelacyjny rozdział. Normalnie genialny. Opieka nad małą Mel i to poruszanie Czkawki i Astrid. Boziu, ale oni są cudowni. Powinni zostać rodzicami. Oczywiście za jakiś czas... :P. Japa sama mi się cieszyła na ten rozdział. I to jak Czkawka glaskal małą po policzku. Albo jak As pocalowala czoło dziewczynki ^.^ <3 Just, czy Ty aby czegoś nie kombinujesz, hmmm? :D
    A co do małej Mel. Rzeczywiście musi być inteligentna i bardzo dojrzała jak na swój wiek, że radziła sobie z chora matką. Mam nadzieję, że ona wyzdrowieje. Bo Mel nie przeżyje śmierci kolejnego rodzica :( Jest taka słodka! I super, że przekonuje się do smoków. Piszesz po prostu GENIALNIE. Dawaj trochę talenta! :D
    Na chwilę wrócę do Czkawki i Astrid. Nie dość, że super małżeństwo, to jeszcze przykladni rodzice. Choć jak wyobrażam sobie Czkawke jako ojca było by to mniej więcej tak, ze nauczył by dzieciaka latać na smoki prędzej niż jego dziecko zaczęło by chodzić xD A Astrid.... cóż. Dała by swojej córce/synowi topór? Mam zbyt duża wyobraźnię.....

    Jestem ciekawa, co Ty kombinujesz. No cóż... myślę, ze "przygotowujesz" Czkawke i As do rodzicielstwa? Ale pewnie się mylę, więc już nie snuje domysłów xD

    Ok, więc życzę Ci duuuużo weny i czytelników oraz abyś szybko uradowala nas następnym rozdziałem ^^ Pozdrowionka ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. To ma się skończyć (ta sytuacja) "adopcją"??? Ojoj, błąd systemu.
    A tak właściwie, to gdzie mieszkasz, znaczy się, w której strefie czasowej?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ostatnio "mój budzik" ten taki w głowie zmienił sb czas i teraz piszę tylko jakoś po 1 :)) hhahaha, spoko, wszystko w normie

      Usuń
  3. Po przeczytaniu tytułu, wiedziałam, że coś się święci odnośnie Mel. I miałam rację! To straszne, że taka mała, a przez chorobę matki musiała, tak szybko, no wiesz "dorosnąć". Piękne zjawisko. Jestem bardzo poruszona tym rozdziałem. Dotarłaś do mnie, w szczególny sposób. Czułam się jakbym była tam z Czkawką i patrzyła na słodko śpiąca Mel. Oni są takimi cudownymi rodzicami, że ♡.♡
    Ty na pewno coś planujesz, lecz co dowiemy się na pewno później. Dzisiaj szczególnie zachwyciłaś mnie słownictwem. Ubóstwiam twoje pisanie, jesteś moim bóstwem! Nie wyobrażam sobie, jak Czkawka mógł wątpić to, iż Astrid może być niezadowolona z pobytu małej dziewczynki u nich w domu? No jak on może! Ale i tak jej strasznie kochany, taki ckliwy a jednocześnie dalej pozostaje tym Czkawką. A As? Toż to dopiero cudowna ISTOTA. Jakie szczęścia ma Czkawka, że ma taką cudowną żonę (jak to fantastycznie brzmi ❤).

    Tym rozdziałem jestem mega rozemocjonowana. Normalnie jestem jak ciepłe kluski, chyba oglądnę jakiś horror, bo całkiem skapcanieje.

    A swoją drogą. Masz talent i to większy ode mnie i się nie kłóć. Kocham cię za całą twórczość!

    A gdzie mieszkasz? Tak, rzeczywiście u mnie mówi się "na polu". A masz może Fb, lub coś żebyśmy mógłby o czymś pogadać? Swoją drogę jeśli miałabyś jakieś pytania odnośnie mojej historii to pisz w zakładce: Pytania, lub gdzieś indziej. :*

    Fantastico, toć to już kończę, chyba...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach właśnie, już podaje linka : facebook.com/justdreamie
      Zapraszam chętnie popiszę:)))

      Usuń
  4. Ja tak tu tylko szybko coś napiszę!
    Biedna Mel :c Opiekowała się matką przez tyle czasu i to jeszcze sama.
    Jak na swój wiek to ogromny wyczyn.
    Mam nadzieję, że jej nie zabijesz ani nic jej nie zrobisz :3
    Szkoda Mel :C mam nadzieję, że troskliwie się nią zajmie świeżo upieczone małżeństwo :3
    Taka kochana ^^
    Rozdział bardzo fajny, przyjemnie się go czytało i w ogóle :)
    Kocham i czekam na next ♥

    OdpowiedzUsuń