piątek, 10 lipca 2015

Wylęgarnia

   Poranny, zimny wiatr północy zawitał do Berk zaraz po wschodzie słońca. Najwyraźniej słoneczna i ciepła pogoda, która trwała od kilku dni, minęła jak cały smutek wiszący nad wyspą od śmierci Pyskacza. Wikingowie pracowali z werwą, jakby silny wiatr nie był im straszny. Jeźdźcy smoków jednak mieli inne plany co do dzisiejszego pochmurnego dnia.
   Valka biegała po wyspie, szukając syna, dopóki nie znalazła go jak zwykle w kuźni Hassy.
- Czkawka, wreszcie cię znalazłam - zasapała się biegiem, stojąc w progu. Chmuroskok doskoczył do niej, ale nie próbował wejść za swoją jeźdźczynią, wiedząc, że to się źle skończy i dach budynku może tego nie wytrzymać.
   Wódz wstał od drewnianego stołu, przy którym pił z Hassą wrzątek z liśćmi mięty i spojrzał wyczekująco na mamę.
- Coś się stało? - zapytał spokojnie, choć przez chwilę bał się, bo Valka nie przybiegałaby do kuźni, gdyby tego nie wymagała sytuacja.
- Zapomniałeś? - Valka złapała się pod boki ze złością. Jej mina nie wróżyła nic dobrego. Hassa zadrżał ledwie widocznie, patrząc na mamę wodza.
   Czkawka sięgnął do umysłu, zastanawiając się, o czym mógł zapomnieć. Nagle go olśniło, a wódz wyskoczył ze swojego miejsca, jak oparzony, prawie zwalając drewniany stolik razem w dwoma pustymi kubkami.
- Wybacz, Hassa, dokończymy rozmowę kiedy indziej - odparł, mijając Valkę w drzwiach. Jeźdźczyni uśmiechnęła się do siebie, widząc zdenerwowanie syna.
- Co my byśmy zrobili bez tego naszego Czkawki - westchnęła, zwracając się do Hassy, który uśmiechnął się lekko, stając obok niej.

   Śledzik przeglądał Podręczny Opis Zdarzeń, jednocześnie opierając się o swoją Sztukamięs, gdy czekał na wodza na Arenie. Wszyscy już poszli, nie czekając na wodza. W końcu spóźniony zjawił się w bramie Areny, a za nim biegł Szczerbatek, uderzając czarnym ogonem o podłoże w pędzie.
- Już poszli? - zapytał Czkawka, ocierając spocone czoło.
- Tak, już pół godziny temu - odparł Śledzik, chowając wolno książkę do torby. - Nigdy nie byłeś taki zalatany, Czkawka. Co się ostatnio z tobą dzieje?
- Wybacz, Śledzik - mruknął Czkawka, siadając na Furię. - Może pogadamy o tym kiedy indziej i dogonimy resztę? - zapytał pochmurnie. Ten dzień nie należał do jego najlepszych, a dopiero się zaczął, jednak dla Mel był szczególnie ważny.
   Szczerbatek wyleciał z pędem z Areny, zostawiając daleko w tyle Sztukamięs i Śledzika, uczepionego jej tułowia. Wiatr wyginał gładkie skrzydła Nocnej Furii, ale smok miał zbyt dużo siły, by wichura zdołała go znieść na wyspę. Szczerbatek leciał tak, jakby siła uderzającego go powiewu, w ogóle nic mu się robiła, choć Czkawka musiał się mocno trzymać jego grzbietu, by nie spaść.
   Sztukamięs miała trochę większy kłopot z utrzymaniem się w powietrzu. Jej grube, twarde ciało wiatr łatwiej znosił, niż mogłoby się to wydawać po małych skrzydełkach. Śledzik natomiast radził sobie doskonale z lotem z nią, gdyż utrzymywał tępo i pilnował, by jego smoczyca nie obróciła się przy mocniejszym powiewie.
   W końcu obaj jeźdźcy dolecieli do Smoczej Skały, czyli miejsca, zwanego wcześniej przez Pyskacza Wylęgarnią. Była to duża, przestrzenna jaskinia, ciepła w środku, w której smoki składały swoje jaja, ponieważ większość z nich, aby się wykluć, wpadała do wrzącej lawy, pluskającej cicho na końcu jaskini. Smocza Skała znajdowała się niedaleko Berk, dzięki czemu Wikingowie mieli łatwy dostęp do jaj i mogli je lepiej chronić, a lawa pod powierzchnią nie zagrażała wiosce, nawet, gdyby w pewnym momencie wybuchła.
   Czkawka przypomniał sobie z uśmiechem wydarzenie, kiedy razem z pozostałymi znaleźli jaskinię, a było to dokładnie dwa tygodnie po pierwszych Wyścigach Smoków w Berk.

   Czkawka leciał spokojnie na Szczerbatku, chyba jako jedyny z pozostałych jeźdźców, którzy usilnie chcieli go zirytować swoimi głupimi i niebezpiecznymi sztuczkami. Mieczyk i Szpadka lecieli wprost na wielką, kamienną górę, po czym w ostatniej chwili zawracali i omijali górę łukiem. Gdyby walnęli z obecną szybkością w skałę, nie tylko smoki byłyby ofiarami ich wariactw.
- Ej, przestańcie, nie chcę was znowu zbierać ze skał - warknął, przypominając sobie ich ostatni lot, który skończył się wieloma siniakami, a w przypadku bliźniaków złamaniami, gdy wykonywali swoje manewry w Berk.
- Daj spokój - uśmiechnął się do niego Sączysmark zjadliwie. - Im mniej jeźdźców, tym lepiej.
- Bo czujesz się bardziej wyjątkowy? - prychnęła Astrid, lecąca obok syna wodza.
- Ja już jestem wyjątkowy - obraził się chłopak, posyłając Astrid obrażone spojrzenie.
   Dziewczyna wywróciła oczami i popatrzyła na Czkawkę ciekawie.
- Obiecałeś mi, że pokażesz swój manewr z wiatrem - przypomniała mu, podlatując Wichurą tuż obok nietoperzych skrzydeł Szczerbatka.
- Nie sądzisz, że do tego potrzebny jest wiatr? - spytał ją Czkawka z uśmiechem. Astrid obruszyła się zabawnie.
- Na Wyścigach niemal nie było wiatru, a jednak dałeś radę. - podpuszczała go. Syn wodza zawahał się przez moment, widząc pytające spojrzenie Astrid. Nie chciał jej zawieźć, a wiedział, że podsłuchujący to wszystko Sączysmark na pewno wykorzysta ich rozmowę przeciwko Czkawce.
   Szczerbatek zamruczał, patrząc się na jeźdźca z pewnością, więc Czkawka zaryzykował. Oboje zapikowali w dół, nie rozkładając skrzydeł aż do momentu, gdy łeb Nocnej Furii prawie uderzył o taflę wody. Wtedy wzbili się wysoko w powietrze i Szczerbatek zwinął skrzydła, robiąc beczkę. Jeszcze trochę, myślał Czkawka, wyczuwając siłę skrzydeł smoka. W końcu, gdy znaleźli się na stabilnej wysokości, Szczerbatek zamiast lecieć poziomo, nagle rozłożył swoje skrzydła pionowo, obracając się wokół własnej osi. Siła ich spadania była tak wielka, że Czkawce zakręciło się w głosie od tego manewru. Skrzydła smoka przechyliły się lekko i teraz smok opadał jak nasiona jesionu, trzymając skrzydła w idealnym skosie. Na widok tak wolno spadającego smoka, kręcącego się wokół, jeźdźcy zaniemówili. Czkawka jednak wyrównał lot, powracając do zwykłej, poziomej linii, a wiatr delikatnie wpadał pod skrzydła Furii, unosząc ją lekko. Szczerbatek wysłał naprzód plazmę, najwyraźniej ucieszony swoją udaną sztuczką. Czkawka pogłaskał go po głowie, szepcząc:
- Dobra robota, Mordko.
   Jeźdźcy zrównali się z nim, wykrzykując słowa podziwu w kierunku niezrównanych mistrzów lotu. Nawet Sączysmark wydawał się być pod wrażeniem, gdy powiedział smętnie:
- Nieźle.
   Astrid jednak wydawała się być zbyt skupiona, by silić się na słowa.
- Myślisz, że ja dałabym radę? - zapytała. Wichura zawarczała ze zdziwieniem, jeźdźczyni jednak poklepała ją z uczuciem po grzbiecie.
- Chyba w snach - uśmiechnął się Czkawka. Szczerbatek zarechotał po swojemu. Wichura zionęła w ich stronę, reagując na kpiący wybuch smoka.
- A może mały zakład? - spytała, wciąż nie rezygnując. Jej blond włosy powiewały na wietrze jak chorągiew.
- Astrid, Wichura ma nieproporcjonalnie dłuższe nogi od grzbietu - głos Śledzika odbił się od skał. Czkawka tak naprawdę nie wiedział, skąd wziął się chłopak, ale był mu wdzięczny za odciąganie jeźdźczyni od jej zamiarów. - To się nie uda.
- Zakład? - spytała ponownie, kierując swoje zacięte spojrzenie na głowę Akademii. Czkawka westchnął.
- Nie zrób nic głupiego - mruknął tylko, patrząc z troską w oczy dziewczyny. Hoffersonówna wzruszyła ramionami i już wkrótce pikowała z Wichurą w stronę morza, tak jak wcześniej Szczerbatek.
   Błękitne skrzydła smoczycy usiane żółtymi plamami ani na moment nie zachwiały się, ale Astrid potrafiła zachować w Wichurze jej pewność siebie. Zdołały już wzbić się w powietrze, wykonując pionową beczkę, znacznie trudniejszą i bardziej skomplikowaną od tej, którą zrobił Szczerbatek, ale równie skuteczną. Czkawka patrzył z podziwem na jeźdźczynię, wczepioną w siodło dla większego oporu.
- Dajesz, Astrid! - wykrzyknął Sączysmark. Nie było w tych słowach niczego dziwnego, bo Smark wiedział, że jeśli dziewczynie się powiedzie, utrze nosa Czkawce, z czego byłby niezmiernie zadowolony.
   Wichura obracając się jak opadający nosek jesionu, obracający się wokół własnej osi przed upadkiem. Nagle podmuch wiatru zawiał od strony przeciwnej i Wichura została posłana wprost na ogromne skały. Astrid już zauważyła zagrożenie, ale siła, z jaką udało jej się wprowadzić skrzydła smoczycy w ruch, nie pozwalała jej na zmianę kierunku, a przynajmniej nie teraz.
   Czkawka otworzył szeroko oczy i ruszył z przerażeniem w stronę dziewczyny, która zaczynała tracić kontrolę nad własnym smokiem.
- Wichura! - wykrzyknęła z przerażeniem, zanim Szczerbek nie wybił smoczycy z rytmu, ochraniając przed zderzeniem z górą.
   W całym zderzeniu szybkiej Nocnej Furii i silnego Śmiertnika Zębacza było coś niezwykle potężnego, jak w spotkaniu piorunów z ziemią. Jeźdźcy patrzyli na to z szokiem, nie wiedząc, jakim cudem Wichura odzyskała panowanie nad swoimi skrzydłami. Niestety, Astrid pod wpływem uderzenia zerwała się z siodła i poleciała w dół, ku spienionym wodom morza.
   Czkawka zareagował błyskawicznie, skacząc za nią. Smoki bowiem były zbyt zajęte uspokajaniem się po nagłym wypadku z górą. Wichura zatrzepała głową ze smoczym jękiem, próbując wznieść się na cienkich skrzydłach. Dopiero wtedy zauważyła straconą jeźdźczynię. Szczerbatek również piszczał po zalewającym jego ciało bólu, wiedząc, że zaraz przejdzie. Spojrzał w dół za Czkawką w chwili, gdy Wichura zapikowała ponownie w morze, ku swojej Astrid.
- Co się tam na Thora dzieje? - wykrzyknął Śledzik, stając w siodle. Smoki pozbawione jeźdźców zachowywały się, jakby straciły obroże i nie wiedziały co ze sobą zrobić. Jeźdźcy pozbawieni dwóch najlepszych towarzyszy również nie wiedzieli, czy mają pomóc, czy dać czas ich smokom na ratunek.
   Czkawka zdołał już wypłynąć na powierzchnię, rozchlapując na boki wodę. Astrid ruszała zamaszyście rękami tuż obok.
- Czkawka! - krzyknęła, zauważając jeźdźca.
   W tym momencie woda z morza, która wydawała im się tak cicha i spokojna, gdy nad nią wcześniej lecieli zaczęła robić lej, jakby pod powierzchnią znajdował się otwór, przez który woda wlewała się pod dno. Syn wodza wiedział, jak kończy się zadarcie z lejem. Smoki były jednak jeszcze zbyt wysoko, by im pomóc.
- Astrid, złap się mnie - zawołał, a dziewczyna przywarła do niego, jakby za chwile mieli razem odlecieć.
   Wir pochłonął ich, wciągając pod wodę. Wichura i Szczerbatek byli tuż nad powierzchnią, ale spóźnili się dosłownie o kilka sekund, bo ich jeźdźcy zostali pożarci przez wir i wciśnięci z siłą pod wodę, która wlewała się pod skałę.
   Gdy lej pochłonął wystarczająco dużo wody, by zalać dziurę, woda uspokoiła się, a między skałami zaległa cisza, która przerażała swoją bezczynnością.
   Bliźniaki, Sączysmark i Śledzik wpatrywali się w to z szokiem i przerażeniem, podczas gdy Nocna Furia skomlała za swoim przyjacielem, przekrzykując jedynie jęczenie Wichury.
- Czy jest szansa...? - zapytał cicho Sączysmark. Śledzik ze łzami w oczach opuścił w głowę.
- Nie, Sączysmark. Odeszli.

   Czkawka obudził się i wypluł tyle wody, że dziwił się, że jeszcze żyje. Jego płuca musiały byc wypełnione cieczą po brzegi. Obejrzał się dokoła, próbując zrozumieć położenie w jakim się znalazł. Wiedział, że na całym archipelagu znajdowało się naprawdę wiele ukrytych pod ziemią jaskiń, w których znajdowało się powietrze, ale po raz pierwszy miał okazję zobaczyć jedną z nich z bliska, nie licząc tej w samym Berk. Dzięki ci Odynie, wyszeptał, wiedząc, że gdyby jaskinia nie wciągnęła powierzchniowej wody, a zwykły wylot, siła docisnęłaby jego i Astrid do dna i pozostawiłaby ich tak, umierających.
- Astrid - wycharczał, przypominając sobie o samym wypadku. - Astrid!
   Rozglądał się dokoła, powłócząc nogami po mokrym piasku. Dokoła widział tylko czarną wodę, która cisnęła ich tutaj. Pamiętał tylko, jak przyciśnięty do dziewczyny został wciągnięty w nurt.
- Astrid! - to już nie było nawoływanie, tylko błaganie.
   Nagle zza małej, osadowej skały wychyliła się dziewczyna, trzymając się mocno za głowę. Po jej twarzy poznał, że czuje się tak samo źle, jak on.
- Tutaj jestem - odpowiedziała cicho. Czkawka czuł, jak cały strach z niego schodzi, widząc całą i zdrową blondwłosą Astrid Hofferson, jęczącą gdzieś po drugiej stronie małego wybrzeża w jaskini.
   Dobiegł do niej i chwycił w ramiona, po raz drugi dziś dziękując Odynowi za pomoc. Astrid wydawała się tak słaba, że Czkawka trzymał ją w ramionach dwa razy dłużej, niż zamierzał, czując, że gdyby odszedł, ciało dziewczyny padnie, wgłębiając się w szaro-granatowy piach.
- Gdzie my jesteśmy? - zdołała wystękać Astrid, dalej trzymając się za głowę. Musiała mocno oberwać, gdy wir wciągnął ich między skałami do jaskini.
- Myślę, że pod skałą - odparł cicho Czkawka, patrząc w niewidoczny za ciemnością sufit. - Szczerbatek ratując ciebie i Wichurę odbił się od skały, może otworzył wtedy tą jaskinię. - zastanawiał się na głos.
- Wszystko jedno. Lepiej znajdźmy wyjście - wymruczała Astrid, wstając. Jej nogi jednak odmówiły posłuszeństwa i gdyby nie Czkawka, upadłaby w piach, tak jak zakładał jeździec.
- Teraz? W takim stanie? - zapytał. - Może zaczekajmy na resztę.
   Astrid usiadła niezbyt zachwycona, patrząc w oczy synowi wodza.
- Już widzę bliźniaków, którzy lecą, by nam pomagać - warknęła. Czkawka nie mógł się z nią nie zgodzić.
- Może oni nie - odpowiedział uśmiechem. - Ale mój ojciec i Pyskacz na pewno coś zrobią.
   Dziewczyna westchnęła, rozkopując nogą mały dołek w piaszczystym podłożu. Czkawka zajął miejsce obok niej, nie przejmując się tym, że piasek jest zimny i mokry. W końcu jakby nie było, jego ubranie nie było suche.
- To kto w końcu wygrał zakład? - spytała Astrid z małym uśmieszkiem, spoglądając na jeźdźca.
- Wiesz - Czkawka podrapał się po głowie. - Gdyby nie ta beczka...
- Och, przestań - żachnęła się, uśmiechając. - Powiedz po prostu, że jestem tak samo dobra jak ty.
   Czkawka zaśmiał się. I cała ta jej sprzeczka i podpuszczanie miało na celu udowodnienie mu czegoś? Nie potrafił często zrozumieć zachowań, które go tylko śmieszyły.
- Z czego się śmiejesz? - spytała Astrid, próbując zachować powagę.
- Z niczego - odparł Czkawka. - Jesteśmy w tak beznadziejnej sytuacji, że pozostaje nam tylko się śmiać.
   Czarna woda zaszumiała, dając im do zrozumienia, że ta droga ucieczki nie wchodzi w grę. Musieliby przepłynąć pod prąd tunelem wody, którym tu wlecieli, co nawet przy ich umiejętnościach graniczyło z cudem.
- Albo próbować znaleźć wyjście - Astrid kiwnęła głową w stronę czarnej, rozciągającej się za ich plecami połaci. Jeśli znajdą wyjście i wyjdą na powierzchnię, przetrwają. Jeśli nie, będą musieli je chyba wykuć. -Wiesz przecież, że wiele podziemnych jaskiń łączy się z innymi, a te z kolei mają wyjścia. Może ta do nich należy.
- A co jeśli nie? - zapytał Czkawka, patrząc w oczy dziewczyny, jednocześnie zastanawiając się, skąd brało się słabe światło w podziemnej jaskini.
- Wtedy będę zmuszona do twojego towarzystwa, aż do mojej nieuchronnej śmierci - mruknęła zabawnie, ale chwyciła chłopaka za rękę, wstając.
   Czkawka dołączył do niej, pomagając jej iść po piasku, przez który najpierw musieli przebrnąć, by dostać się do wnętrza jamy. Dziwne, że Astrid odniosła rany, gdy on nie czuł nic, poza kilkoma siniakami na plecach i nogach. Ciekaw był, kiedy woda zdołała ich rozłączyć.
   Astrid dzielnie pokonywała kolejne metry piasku, aż w końcu jej noga odchyliła się na bok, a Czkawka złapał ją za talię, znów pomagając jej uniknąć upadku.
- Dziękuję - szepnęła, stając prosto. - Kompletnie nie wiem, gdzie musiałam się tak walnąć. Nic nie pamiętam od mojego upadku z Wichury.
   Jeździec zarumienił się, wiedząc dokładnie, jak obejmowali się, zanim nurt zabrał ich pod górę, ale wolał o tym nie wspominać.
   Szli tak ramię w ramię, dotykając wolnymi rękami ścian wydrążonego naturalnie szybu, którym mieli nadzieję wrócić na powierzchnię. Czkawka ani na moment nie puścił talii dziewczyny, bojąc się, że Astrid znów się zakołysze w miejscu i naprawdę upadnie. A może, do czego bałby się przyznać przed samym sobą, lubił dotyk dziewczyny. Astrid trzymała rękę na jego ramieniu, idąc miarowo. Po jakimś kwadransie ich miarowego marszu, dziewczyna jednak zaczęła głośno dyszeć, choć przeszli być może jedną staj od piaszczystego wylotu tunelu.
- Astrid, może chcesz odpocząć? - zapytał Czkawka, starając się jej nie rozwścieczyć tym pytaniem, ale dziewczyna chętnie usiadła, przecierając czoło. Nie widzieli w tej części tuneli nic, mogli jedynie wyczuwać dotykiem kierunek, w którym szli.
   Syn wodza westchnął cicho, zastanawiając się nad wyjściem, po czym usiadł przy dziewczynie, by ją asekurować, gdyby chciała jednak podjąć dalszy trud podróży na powierzchnię. Astrid odnalazła dotykiem jego rękę, ale nie zamierzała wstać, trzymając ją tak po prostu. Czkawka czuł się zażenowany tą sytuacją, ale na szczęście nikt nie mógł go zobaczyć, więc nie zamierzał tym razem odpychać od siebie dziewczyny. Splótł swoje palce z jej palcami, jakby chciał jej dodać przez to otuchy.
- Naprawdę wierzysz, że twój ojciec zacznie nas szukać? - zapytała cicho. Czkawka kiwnął głową, dopiero uświadamiając sobie, że Astrid przecież i tak go nie widzi, więc odpowiedział od razu.
- Jestem o tym przekonany.
   Usłyszał ciche westchnięcie, zanim Astrid znów przemówiła. Przez chwilę przyszło mu do głowy, że trzymają się za ręce tylko po to, by móc się odnaleźć w ciemności. Ta myśl go jednak zasmuciła.
- Mój ojciec jest w podróży. Pewnie nawet się nie dowie, gdzie jestem. - wyszeptała ze smutkiem. Czkawka miał ochotę ją przytulić. Zawahał się jednak. Świadomość, że chyba po raz pierwszy są z Astrid sam na sam trochę go stresowała.
- Nie myśl tak - odpowiedział, głaszcząc jej rękę w przypływie współczucia. - Gdyby ojciec nie wysłałby go z Johannem, na pewno by cię szukał, jestem tego pewien.
   Odpowiedziała mu tylko cisza. Gdzieś w głębi tunelu słychać było szum, który wydawał się brzmieć tylko jak woda.
- Czkawka - zaczęła znowu Astrid, puszczając jego dłoń nagle. W jej głosie usłyszał nutę drżenia. - Pamiętasz naszą ostatnią rozmowę?
- Nie - skłamał Czkawka. Jak mógłby o niej zapomnieć, zastanawiał się, przypominając sobie twierdzę i to, jak go wtedy pocałowała. Astrid chyba uwierzyła w to, więc nie do końca umiała poznawać, kiedy kłamie, a może jej umiejętności kończyły się tylko na obserwacji.
- Wtedy, po Wyścigach - próbowała mu przypomnieć. - Nie wiem, co mi się wtedy stało. Mam wrażenie, że ci się narzucam.
   Czkawka był zaskoczony szczerością dziewczyny, ale zaraz szybko spróbował ja uspokoić, wiedząc, do czego może prowadzić ta rozmowa.
- Nie, to ja zachowałem się jak kompletny idiota. Nie wiem, co mi wtedy odbiło z tym Smarkiem. Nie unikałem cię, przysięgam. Po prostu nie chcę, żebyś myślała, że to co wygaduje Sączysmark to prawda. Poza tym... - poczuł na wargach dotyk, który poznałby nawet w tak gęstej ciemności jak ta. Do dziś nie wiedział, jakim cudem Astrid odnalazła jego usta swoimi.
- Szpadka miała rację - zachichotała. - Bardzo łatwo wymusić na chłopaku szczerość, jeśli użyje się do tego odpowiednich metod.
   Czkawka uśmiechnął się na grę Astrid. W normalnych okolicznościach miałby do niej żal, że z niego zakpiła, ale czuł się lżejszy, gdy powiedział jej to wszystko.
   Przyciągnął ją do siebie delikatnie i zatopił się w jej usta z pasją. Na plecach poczuł przyjemny dreszcz, jak zawsze, gdy ich usta stykały się ze sobą, a ostatnio ich pocałunki zaczynały trwać coraz dłużej. Nie chciał, by szybko wyszli z tej jaskini. Po raz pierwszy od dawna mogli być ze sobą szczerzy, nie sugerując się zdaniem innych.
- Więc nie żałujesz tamtej rozmowy po Wyścigach? - zapytał podejrzliwie Czkawka. Astrid zaśmiała się głośno. Jej głos odbił się echem po ścianach jaskini.
- Czkawka, każdy, kto cię całował nigdy tego nie pożałował - odpowiedziała, a Czkawka poczuł, że jego policzki znów stają się czerwone. - Mam nadzieję, że tylko ja miałam taką okazję - dodała z nutą naburmuszenia w głosie.
- O to nie musisz się martwić - zachichotał. - Nikt inny nie miał na tyle odwagi, by spróbować.
   Astrid prychnęła.
- Myślę, że gdybym się założyła ze Smarkiem, to by to zrobił.
   Jeździec poczuł, jak jego żołądek się przewraca, na myśl o Sączysmarku.
- Żartujesz?
   Astrid zachichotała ponownie, ale ku zdziwieniu Wikinga nie odpowiedziała. Tunel wypełnił się nową, rześką atmosferą, jakby śmiech dziewczyny wypełnił po brzegi powietrze klaustrofobicznego przejścia.
- Pomożesz mi wstać? - spytała, dotykając głośno ściany. Czkawka bez słowa wstał i znów złapał Astrid pod ramię, tym razem z mniejszym strachem.
   Wędrówka okazała się prosta, bo im dalej szli, tym grunt robił się gładszy, a wkrótce usłyszeli nawet podejrzany szum i bulgot. To niemożliwe, żeby tu również była woda, pomyślał Czkawka, wiedząc, że cały czas szli jednak lekko pod górę. Dopiero, gdy zauważyli czerwoną poświatę, zrozumieli, co tak dziwnie bulgocze.
- Lawa? - spytała Astrid, patrząc na jeźdźca. Przez słabe światło płomienistej cieczy mógł wreszcie zobaczyć jej bladą ze zmęczenia twarz.
- Czy koło nas jest jakaś wyspa z choćby uśpionym wulkanem? - zastanawiał się na głos Czkawka. - Chyba, że to jakieś podziemne zasoby magmy. - Trzeba by to później zbadać, dodał w myślach.
- Na to wygląda - mruknęła Astrid. - Mniejsza o to, chętnie bym się przy niej zagrzała.
   Czkawka przez pół drogi próbował jakoś ją ogrzać, ale sam czuł, jak zimna woda jego stroju nieprzyjemnie chłodzi jego podatną na zimno skórę. Astrid musiała mieć to samo.
   Minęli jeszcze kilka korytarzy i wkrótce znaleźli się tuz przy wrzącym, wściekle czerwonym płynie, który zatrzymany tuż za skalną obręczą, wydawał się wcale nie płynąć, tylko stać w miejscu. Astrid usiadła zaraz obok i zaczęła trzeć ramiona. Czkawka dołączył do niej, rozglądając się.
   Z tej części tunelu, która zdawała się być dużym, pełnym pomieszczeniem wychodziły trzy odnogi w tym ta, z której przyszli. Jedna musiała prowadzić na powierzchnię, łudził się Czkawka.
- Nie możemy tu długo zostać - mruknął. - Zaraz będzie nam się chciało pić - jak na zawołanie poczuł w ustach pustkę, która nieznośnie dawała o sobie znać.
- Tak, wiem - westchnęła Astrid. - A jak wyjdziemy, to dalej będziesz mnie odtrącał? - zapytała.
- To znowu jakaś gra? - w swoim głosie wyczuł cień irytacji.
- Żadna tam gra - burknęła Astrid. - Oboje nazywamy siebie przyjaciółmi i jesteśmy nimi, ale kiedy Smark zaczyna swoje gatki ty obrażasz się i uciekasz. Czkawka, o co ci chodzi? - odparła, cały czas trąc swoje chłodne ramiona.
   Czkawka nie odpowiedział, wpatrzony w płomieniście rudą lawę. Zastanawiało go, czy gdyby zrobili tu miejsce, w którym mogliby zostawiać smocze jaja, to byłyby tu one bezpieczne i miałyby szansę na wyklucie. Ta myśl pochłonęła go na chwilę, do czasu, aż przerwała ją Astrid swoim zniecierpliwionym tonem.
- Czkawka - mruknęła, przywołując go na ten świat.
- Jeszcze się tego nie domyśliłaś? - zapytał cicho, gubiąc wzrok na podłożu.
   Astrid nie odpowiedziała, ale jakimś cudem wiedział, że na niego patrzy. Łatwo było wyczuć czyjś wzrok, a jej wyczuwał za każdym razem, gdy to robiła. Nie wiedział wtedy, czy go ignorować, czy próbować odwzajemnić. Teraz jednak wybrał pierwszą opcję.
- Czego miałabym się domyślić? - dopytywała go delikatnie, ale nie potrafił określić, czy domyśliła się prawdy i tylko udaje, czy naprawdę czuje pustkę w umyśle, zastanawiając się nad jego słowami.
   Czkawka westchnął i zamknął oczy. Lawa tryskała uspokajająco, cicho chlupiąc.
- Tego, że nigdy nie będę potrafił traktować cię tylko jak przyjaciółkę. Smark ma po prostu rację i wie to, dlatego się ze mną drażni.
   Nastała głucha cisza, tylko lawa nie uspokoiła się jeszcze furcząc i mamrocząc coś pod swoją płonącą powierzchnią. Ubrania jeźdźców wyschły już zupełnie, gdy bezgłośnie postanowili znów wyruszyć w wędrówkę. Czkawka wybrał skalistą drogę naprzeciwko kręgu lawy i tą właśnie drogą ruszyli wolno, trzymając się dalej bez słowa.
   Cała wędrówka z tunelu z lawą zajęła im pół godziny i to wolnym tempem, ale w końcu zobaczyli przed sobą oślepiające światło zachodzącego słońca. Spędzili w tej przeklętej jaskini cały dzień, ale udało im się wyjść.
- Na Odyna, udało się - wykrzyknęła rozradowana Astrid, rzucając się Czkawce na ręce. Jeździec z uśmiechem podniósł ją i obrócił, ciesząc się z takiego obrotu sprawy. Ta przygoda mogła się skończyć tragicznie.
- Tak, udało - potwierdził, ale nagle przybrał groźny ton. - Ale gdyby nie to jak nas urządziłaś, nie wpadlibyśmy do tego tunelu - przypomniał jej. Astrid nagle puściła go, ale nie zdjęła z twarzy uśmiechu.
- Tak i nie usłyszałabym od ciebie czegoś, na co chyba nie byłoby stać wielkiego syna Stoicka Ważkiego - prychnęła, odrzucając w tył swoje blond włosy przybrudzone czarnym pyłem jaskini.
- Taka jesteś cwana? - spytał Czkawka z uśmiechem. Astrid szturchnęła go lekko.
- Ty mi lepiej powiedz, kto wygrał ten zakład - powiedziała. Na horyzoncie już widoczne były dobrze znane skrzydła ich smoków oraz pozostałych jeźdźców.
- A jeśli będzie, że ty, to jaka jest wygrana? - zapytał, krzyżując ręce. Astrid wystawiła mu język.
- Pewnie, że wygrałam, a nagrodę mogę sobie darować, otrzymałam ją w jaskini. - odpowiedziała.
   Czkawka przyglądał się jej z niemałym podziwem. Nie przestawała go zaskakiwać. W końcu westchnął i zerknął w stronę nadlatujących przyjaciół.
- Nie wiem, jak ty, ale ja bym jeszcze został w tej jaskini - zaśmiał się.
- Myślałam, że będziesz to wspominał jako moją głupotę, a tu proszę - wystawiła mu język. - Powinnam częściej wpadać na głupie pomysły.
- I tak na nie wpadniesz - zachichotał a Astrid wystawiła mu język, zaplatając włosy.

   Smocza Skała błyszczała na tle wschodzącego coraz to wyżej słońca, przedstawiając swoją zawartość, jak otwarta księga. Czkawka stanął dokładnie w tym samym miejscu, na którym skończyło się jego wspomnienie. Chyba nigdy nie był tak wylewny, jak tam w jaskini, pomyślał sobie, wchodząc do środka. Śledzik podreptał za nim. Smoki zostały na plaży, głośno nawołując swoich jeźdźców. Dobrze wiedziały, że nie mogą wchodzić co smoczego legowiska, w którym umieszczone były wszystkie znalezione jaja na Berk i w jej okolicach. Smoczątka mogłyby czuć się przerażone, widząc dorosłe smoki całkiem innego gatunku, niż one.
   Śledzik i Czkawka szybko dotarli do reszty - czyli dość dużej grupy uczniów Akademii, a raczej obu grup połączonych ze sobą w tym jakże ważnym dla nich dniu. Pod ścianą stali bliźniacy, Sączysmark i Astrid, rozmawiający z pojedynczymi grupkami dzieciaków. Mel stała tuż przy nodze Astrid, ale gdy zauważyła Czkawkę, pobiegła na jego ręce bez zawahania.
   Wódz uśmiechnął się, biorąc małą na ręce i przytulając mocno.
- Chyba nie zaczęliście beze mnie? - zapytał. Mel uśmiechnęła się szeroko. Od śmierci jej mamy minął pełny miesiąc, a dziewczynka coraz częściej się uśmiechała. W tym dniu było to wysoce ozasadnione. Śledzik patrzył dalej ciekawie na przyjaciela, trzymającego na rękach sześcioletnią dziewczynkę. Jeźdźcy dalej nie potrafili się nadziwić trudnej decyzji Czkawki i Astrid.
   Ta ostatnia dołączyła do nich, najwyraźniej nie tak zachwycona jak jej mała poprzedniczka. Czkawka postawił Mel na ziemi, całując w policzek Astrid.
- Spóźniłeś się - mruknęła, wpatrując się w niego gniewnie.
- Wiem, przepraszam, coś mnie zatrzymało - skłamał i obrócił się, wiedząc, że Astrid i tak wykryje kłamstwo. Mel za to to kupiła. - Coś przegapiłem?
- Właściwie to nie. Niektórzy nadal się zastanawiają nad wyborem smoka - powiedziała, patrząc z uśmiechem na Mel.
- Jeszcze nie patrzyłam na jajka - usprawiedliwiła się.
- A Astrid ci opowiadała, jak przyniosła do Berk całą masę jaj Gronkieli? - zapytał, wkurzając ukochaną jeszcze bardziej.
- Czkawka!
- I co się stało potem? - zagadnęła Mel, mrugając ciekawsko oczami. najwyraźniej zignorowała wściekłą minę Astrid, którą teraz spowiła czerwień zawstydzenia.
- Lepiej niech ona ci to opowie - wybronił się jeździec chwytając małą za rączkę.
- Dobra, to teraz ustawcie się wszyscy pod ścianą w rzędzie i będziecie kolejno wybierali swoje smoki - powiadomił ich Śledzik, a uczniowie wyjątkowo go posłuchali, przepychając się przy początku kolejki.
   Mel stanęła skromnie na samym końcu.
- Jak myślisz, jakie jajo wybierze? - zapytała Czkawkę Astrid, podchodząc bliżej niego.
- Nie wiem - mruknął, głaszcząc brodę z namysłem, gdy przyglądał się dziewczynce. - Nie należy do osób, które preferują brak ryzyka.
   Astrid westchnęła.
- Za dużo czasu z tobą przebywa - mruknęła, przytulając się jednak do piersi męża.
   Pierwszy z dzieciaków, wysoki Szczypczyk o rudych, krótko ściętych włosach i startym fartuchu po swoim ojcu, piekarzu podszedł do kręgu lawy, bacznie obserwując leżące w małych grupkach jajka. Najpierw spojrzał na grupkę niebieskich, skalnych jaj, wyglądających bardziej jak kamienie z białymi wystawkami, ale szybko zmienił zdanie ku rozpaczy Śledzika.
   W końcu chłopiec wybrał jajo Koszmara Ponocnika, błyszczące jak płomienie liżące stale lawę. Zadowolony wrócił na miejsce, trzymając w dłoni rdzawy kamień.
- Kto następny? - zapytał Śledzik, odznaczając coś na swoim pergaminie, który musiał wyciągnąć niedawno.
- Kiedy będą się wykluwać smoki? - zapytał Czkawka szeptem. Wiedział, że powinien skierować to pytanie do Valki, która była inicjatorką pomysłu z Wylęgarnią i wyborem smoka. Szkoda, że jej tu nie było, ale powiedziała, że musi coś zbadać w głębi wyspy.
- Pomyśleliśmy, że gdyby nagle wszystkie smoki zaczęły się wykluwać pod wpływem lawy, to mielibyśmy duży kłopot z ogarnięciem jedynastki dzieci i tylu samo smoków. - odparła Astrid rozsądnie. Czkawka kiwnął głową. Ostatnio miał dość sporo obowiązków wodza, dlatego to jego mama decydowała w sprawach Akademii.
   Dzieci co chwilę zmieniały się, wybierając swoje własne smocze jaja i odchodząc pod ścianę. Smoki wykluwały się pod wpływem temperatury, nie kiedy zdołały urosnąć do pełnych rozmiarów, jak na przykład u ptaków, dlatego schowane pod grubą powłoką smoki mogły siedzieć w swoich skorupach nawet dwadzieścia lat.
   Uczniowie Akademii często reagowali radością i oklaskami, gdy ich towarzysz wybierał swoje smocze jajo, ale gdy z szeregu wystąpiła najmłodsza z nich, cisza zapadła ciężko jak ogromny głaz.
   Mel wyszła nieśmiało na środek i popatrzyła niepewnie na Czkawkę, który uśmiechnął się do niej zachęcająco.
   Dziewczynka obejrzała z bliska wszystkie jaja, niektóre dotknęła ręką, jakby badała ich twardość, ale w końcu stanęła na środku niezdecydowana. Wtedy jej wzrok spoczął na dwóch samotnych skorupach o ciemnofioletowym kolorze z białymi żyłkami. Zmarszczyła brwi i podeszła niepewnie do skalnej półki, ukrytej na samym końcu korytarzyka.
   Czkawka otworzył szeroko oczy.
- Co to za jaja, Czkawka? - zapytała szeptem Astrid. Jej mąż nie wiedział, czy jest bardziej zdumiony, czy przerażony tym, co widział, więc nieprędko jej odpowiedział.
   Mel wyciągnęła jedno z jaj, oglądając je z uśmiechem. Powłoka jaja zadrżała w rękach dziewczynki, ale ta tylko uśmiechnęła się, wracając na miejsce.
- Wybrała Wandersmoka - szepnął Czkawka, wodząc za dziewczynką. Astrid tworzyła szeroko usta.

Ta-ta-dam :D miałam nazwać rozdział Wandersmok, ale sądziłam, że szybko się połapiecie jakiego smoka wybierze Mel dlatego specjalnie zmieniłam nazwę :d na pewno myśleliście, że to jaja Nocnych Furii, co? :p wszystko w swoim czasie :3

12 komentarzy:

  1. Hej a co z nocna furia astrid? :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Aaaaa... Nocna Furia będzie zarezerwowana dla dzieciaka wodza? Na to liczę :D
    Dosia, może Just po prostu zapomina o niej wspomnieć?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zapominam, po prostu piszę z perspektywy Czkawki, a on przez dłuższy czas nie ma z nią do czynienia albo na krótko i nie jest to istotne ;))

      Usuń
  3. Jaki długi rozdział, yeeej *.*
    Straszliwie piękny. To wspomnienie, cudowne. Ich rozmowa, pocałunek, awwwwww ♡.♡ jak słodko ❤

    Normalnie tylko słodycz się leje. ❤
    Wybór smoczków? Ciekawe. Tak, myślałam, że te jaja to jaja Nocnej Furii. Ale nas zaskoczyłaś i to Wandersmoczek - wspaniale.
    Rozdział - GENIALNY ❤

    Czekam na next :) :*

    Pozdrowionka ^^

    nigdyniebedziedobrze.blogspot.com - nowy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeeej, zaraz poczytam *-*

      Usuń
    2. Hej, gdzie można zobaczyć ten manewr z wspomnienia? Użyłaś go z filmu lub serialu, czy sama wymyśliłaś?

      Usuń
  4. Dajesz, Mel! Mała wie, co dobre xD Widać, że lubi ryzyko jak Czkawka. :P Nie no, wg mnie to świetny pomysł. Bynajmniej jest oryginalnie.
    A co do sytuacji w jaskini. Rewelacja. Po prostu bomba!! Powinnaś robić to wcześniej, no pisać jak Czkawka i As zostali parą ♡♡to takie słodkie. Fajnie, ze byli szczerzy. No i dobrze zrobił im ten wypadek :P

    Przyznam się, ze ja też myślałam, że to jaja nocnej furii. Ale wandersmok też jest super. Nie tak jak Szczerbatek czy Iskra ale też jest super. :)
    Dziewczyno, co ja mogę Ci jeszcze powiedzieć? Jesteś genialna!

    Życzę weny I obyś jak najszybciej dodała nn. :)) ♡♡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak wlaśnie myślałam że oryginalnie bo jakby Iskra i Szczerbatek mieli potomstwo to całość byłaby nudna a jeszcze jakby Mel wybrała Nocną Furię to krzyżyk na drogę i nara xD

      Usuń
    2. Hahahaha. Masz w 100000% rację :D

      Usuń
  5. Jaki długi :o *.*
    Piękny!
    Ja już kurde myślę: ,,O to na pewno Nocna Furia" czytam dalej a tu Wandersmok :D
    Myślę, że Nocną Furię przyszykowałaś dla pierworodnego Czkawusia :3 Jak to słodki brzmi - Czkawka tatą xD As cudowną matką :3 ale jednak dosyć porywczą xD Z jego wspomnienia wywnioskowałam, że As bardzo lubi konkurować ze swoim mężem xD Może się mylę ale odnoszę takie wrażenie. Oni są cudowni :3 Czkawka przełamał pierwsze lody i już czuję że wstąpili w związek który tak ładnie rozkwita ♥.♥ Mel jest suuuper słodka :* Nie da się jej nie pokochać :* Kurcze to ich małżeństwo jest takie słodkie ^^ ten cały buziak w policzek ♥ awwww *.* lepszy niż w usta! Taaaak słodko!!!!!
    Kochana cudowny ten rozdział! Najlepszy!
    Ja nie wiem skąd ty bierzesz takie pomysły xD zdradź swój sekret ^^ ♥
    Piękny i wspaniały! Nic dodać nic ująć! Czekam na nexta kochana ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój sekret to dziwne to coś w mojej głowie :3 i dziękuję bardzo xd

      Usuń
  6. Myślałam że Mel dostanie małą NF ale szczerze Wandersmok na smoka Mel to leprzy pomysł

    OdpowiedzUsuń