czwartek, 30 października 2014

Zwycięzca to ten, kto podnosi się po przegranej


   Czkawka widział już namiot, który zamieszkiwała szamanka, ale nie zatrzymywał się i biegł dalej. Wreszcie rozsunął materiał i zauważył Astrid, jeszcze bardziej bladą niż wcześniej, z kroplami potu na czole i grymasem na wąskich ustach. Cały czas walczyła i wyglądała jak wojowniczka.
   Chłopak usiadł obok niej i nakreślił na jej czole suchymi już dłońmi runę, która oznaczała smoka. Gothi patrzyła z otwartymi oczami, ale nie informowała go o niczym, zresztą Pyskacza już przy nich nie było, siedziała tylko Valka.
    Czkawka modlił się w duchu do Thora, wypowiadając tylko co chwilę „błagam, Astrid, obudź się, proszę”. Tak samo, jak ze Stoickiem, przypomniał sobie scenę walki z Drago, kiedy widział bezwładne ciało ojca, nawet wtedy wyglądającego bohatersko. Astrid była tą samą silną dziewczyną, co wcześniej, ale wyglądała jak Astrid, którą Czkawka znał dobrze. Która targały emocje, których nigdy nie potrafiła ukrywać. Która była szczera, często złośliwa, ale kochająca ponad wszystko, wierna i lojalna swoim przyjaciołom. Była uosobieniem Wikinga, którego Czkawka szukał sobie całe życie.
   Nie wiedział, czy runa na czole pomoże, a kiedy mijało sporo czasu, a z dziewczyną nic się nie działo, w oczach Czkawki pojawiły się łzy. Oparł głowę o dłoń dziewczyny i zapłakał cicho.
- Nie zostawiaj mnie – wyszeptał cicho.
   Czekał chwilę, łkając cicho, czuł, że nikt, nawet Valka albo Szczerbatek nie zastąpi tej pustki, którą czuł teraz.
   Poczuł, że ktoś głaszcze jego głowę i rozczesuje mu włosy, ale był pewien, że to Valka, więc chciał ją odepchnąć, ale zauważył, że palce Astrid poruszają się lekko. Spojrzał z radością na dziewczynę, która uchyliła lekko zmęczone powieki.
- Nigdy – usłyszał ledwie słyszalnie, ale słowa kosztowały ją wiele, bo jej oczy zamknęły się szybko.
- Astrid! – krzyknął przerażony Czkawka.
Valka podeszła do niego szybko, unosząc ręce w uspokajającym geście.
- Nie, spokojnie, ona śpi. – uśmiechnęła się ze łzami w oczach. – Czkawka, udało ci się.
    Chłopak spojrzał na wycieńczoną narzeczoną. Nie miał pewności, czy stan Astrid utrzyma się długo, ale słyszał ciche wydechy, potwierdzające słowa mamy.
   Valka podeszła i przytuliła go mocno. Czkawka nie opierał się. Czuł, że jest mu potrzebna czyjaś bliskość. Gothi opuściła namiot, zostawiając ich samych.
- Dasz sobie radę, synu – powiedziała pewnie. – Astrid jest silna.
- Ale czy wystarczająco? – zapytał drżącym głosem.
Valka odetchnęła cicho.
- Aż serce boli, jak się tak na was patrzy… - szepnęła, a Czkawka spojrzał na nią pytającym wzrokiem. – Wy się naprawdę kochacie – powiedziała to, ale w sposób, jakby wiedziała o tym już dawno.
- Nie wyobrażam sobie życia bez niej – wyznał szczerze.
W zielonych oczach Valki pojawiły się łzy.
- Tak bardzo przypominasz mi twojego ojca. – powiedziała nagle.
   Teraz to Czkawka powinien ją przytulić, ale chciał się czegoś koniecznie dowiedzieć. Czegoś, o co nigdy nie pytał ani ojca, ani matki.
 - Jak się poznaliście? – zapytał.
Valka usiadła wygodniej, wbijając wzrok w jeden punkt leżący gdzieś obok zapalonej świecy.
- To było bardzo dawno temu. On wyglądał całkiem jak ty, ale był bardziej… - nie wiedziała, jak to określić, ale Czkawka wiedział dokładnie o co jej chodzi.
- Wyglądał na silniejszego niż ja. – powiedział wprost. Valka uśmiechnęła się przepraszająco.
 - Wybacz, synu – mruknęła. – Ja szkoliłam się na Arenie, tak jak wy, on również. Ale twój ojciec nie był wtedy taki, jakiego ty go znałeś. Był wpatrzony w siebie, arogancki i sprytny, przez co zajmował pierwsze miejsce w każdym naszym zadaniu. Można powiedzieć, że był taką Astrid, ale nie sądzę, żeby była aż tak wredna jak on – Valka słyszała od Czkawki opowieści i smoczym szkoleniu i o pozostałych uczniach. 
   Czkawka popatrzył na śpiąca dziewczynę.
- Chyba nie wiesz, jaka była – zaśmiał się.
- Możliwe. W każdym razie, radziłam sobie dość kiepsko, szczerze mówiąc, wcale, a twój ojciec zawsze ze mnie drwił. – mrugnęła do syna z uśmiechem. – Nie martw się, ja też miałam ostry język i tak doszło między nami do trwałego konfliktu, który trwał bardzo, bardzo długo. Aż sami zaczęliśmy zapominać, o co tak naprawdę się kłócimy. Ech… nie wspominaj o tym Psykaczowi, aż do teraz robi mi różne aluzje.
   Czkawka wykonał gest, jakby zamykał kluczem usta, a potem ten klucz wyrzucał, Valka zaś kontynuowała.
- Tak jak opowiadałeś, byłam takim tobą, tyle, że ja całe szkolenie oblałam, a tobie się udało poznając Szczerbatka. Tak, czy inaczej często się sprzeczaliśmy z twoim ojcem, ale połączył nas Pyskacz. Zaprzyjaźniłam się z nim pierwszego dnia szkolenia, nie wiedząc, że jest przyjacielem Stoicka. Pewnego dnia zaprosił mnie i jego na piknik, oczywiście żadne z nas o tym nie wiedziało, że będzie też drugie. – na czole Valki pojawiła się zmarszczka. – Nie potrafisz wyobrazić sobie większej kłótni, Czkawka. W końcu obraziłam się i odbiegłam, zostawiając ich samych, a schowałam się w Smoczej Jamie.
Czkawka wydawał się być zaskoczony.
- Naprawdę?
- Tak, ale wtedy w tym miejscu było największe leże smoków znane Wikingom. Twój ojciec wrócił i uratował mnie – wzruszyła ramionami. – A zaatakowało nas pięć smoków. Wtedy nie wiedziałam, że po prostu broniły swojego terytorium.
   Od tego czasu zaczęliśmy się ze Stoickiem bardziej dogadywać, okazało się, że mamy ze sobą wiele wspólnego, a ja poznałam Stoicka jako miłego i wrażliwego mężczyznę, nie następcę wodza i zadufanego w sobie chłopaka, jakim się wydawał.
   Wkrótce się w sobie zakochaliśmy i to bez opamiętania. –odetchnęła, patrząc na Czkawkę czujnym wzrokiem.
- Nie wiedziałem, że wasza historia była na tyle podobna do mojej i Astrid – chłopak spojrzał na swoją narzeczoną, jakby bał się, że jej stan się pogorszył, ale jej twarz wydawała się bardziej różowa, a pot z czoła zniknął. Spała dokładnie tak, jaką ją wiedział wiele razy. Spokojna i bezpieczna.
   Nagle do namiotu wszedł Śledzik, dysząc ciężko. Valka i Czkawka odwrócili głowy w tym samym momencie.
- Czkawka, na placu zebrał się tłum Wikingów, ojciec Sączysmarka do nich przemawia, boję się, że wywołają bunt.
- Ale jak to? Z jakiego powodu? – zapytał wódz, nie rozumiejąc.
- Lepiej chodź to zobaczyć – mówił dalej Śledzik.
   Czkawka spojrzał na dziewczynę z utęsknieniem, ale Valka położyła mu dłoń na ramieniu.
- Idź, ja z nią zostanę. – obiecała. Czkawka chciał zostać przy Astrid, ale wiedział, że wystarczająco zaniedbał swoje obowiązki wobec Berk.
   Kiedy wyszedł z namiotu zauważył wszystkich ludzi z wioski, stojących na środku centralnej części Jamyi Podłysmarka przemawiającego do zebranych. Czkawka miał wrażenie, że to Sączysmark, niewiele różnili się od siebie z ojcem, może tylko ilością zmarszczek i siwych włosów.
- Ludzie, nie dajcie się oszukiwać!! – krzyczał, machając rękami. – To co się dzieje to wina wodza! To wódz powinien być tu, kiedy nas zaatakowano. – wiele osób potrząsnęło głowami, wsłuchiwając się w mówcę. Czkawka przepchnął się na środek placu.
- Tak więc, jestem, Jongersonie. – powiedział, unosząc głowę pewnie jak jego ojciec. – Dlaczego boisz się powiedzieć mi prosto w twarz tego, co mówisz innym?
Ojciec Smarka wyglądał na zbitego z tropu, ale szybko się opamiętał.
- A czemu ty zostawiłeś swoją wyspę na pożarcie obcym? Co, bycie wodzem już ci się znudziło? – Czkawka otworzył szeroko oczy, nie miał pojęcia skąd w starym Jongersonie tyle zawiści. – Czy aby na pewno jesteś synem Stoicka? Gdyby żył twój ojciec nie doszłoby do czegoś takiego.
   Czkawka wstrząsnęły te słowa. Przez całe swoje Zycie próbował udowodnić właśnie Stoickowi, ile jest wart. Chciał mu pokazać, że jest Wikingiem. Teraz musiał udowadniać innym, że jest wodzem. Czemu wciąż musi coś komuś udowadniać. Odetchnął wolno i spojrzał Wikingowi w oczy.
- Jeśli tak wierzysz w mojego ojca, to jak możesz oburzać się jego decyzją, żebym to ja go zastąpił? – po placu przeszły szepty. Zwrócił się do pozostałych, mówiąc głośniej, żeby każdy usłyszał. – Tak, wiem. Nigdy nie zajmę miejsca mojego ojca, bo nie jestem niego wart, ale wiem jedno. Każdy, kto jest Wikingiem, każdy, kto chce bronić swoją rodzinę i walczyć, każdy, komu zależy na odzyskaniu tego, co należy do niego, otrząśnie się z porażki zarówno mojej, jako wodza, jak i naszej wspólnej. Ale prawdziwy zwycięzca to nie ten, kto potrafi wygrać, ale ten kto podnosi się po przegranej.
   Nastała cisza, której nikt nie ważył się przerwać.
- Ale czy na pewno wiesz, co robić, skoro siedzisz całymi dniami w namiocie Gothi i wychodzisz z niego załamany? Może kto inny powinien zostać tu wodzem? Może jesteś za słaby? – Podłysmark nie zamierzał zrezygnować.
   Czkawka przypomniał sobie słowa matki, która mówiła mu, że był za słaby, bo urodził się za wcześnie. Miał dość wmawiania mu, że jest za słaby. Kątem oka zobaczył Pyskacza, który uśmiechał się do niego, zagrzewając go do walki. Postanowił więc kontynuować.
- Astrid umiera. – powiedział wprost. Wielu z tych, którzy nie widzieli Czkawki niosącego ją do namiotu Gothi zamarło w szoku. Znali ją tak dobrze jak on, wszyscy ją uwielbiali. – Chcę… chcę być przy niej, nawet jeśli miałoby to oznaczać chwilowe porzucenie moich obowiązków. Ale co ty zrobiłbyś, Podłysmarku, gdyby twój syn umierał?! – zapytał, a na twarzy Wikinga pojawiło się zdumienie, ale po chwili rozpacz.
- Ty chyba nie wiesz, w jakim stanie jest mój syn, przyjacielu – wyszeptał tak, że usłyszał jedynie Czkawka.
   Chłopak popatrzył mu w oczy.
- Chcę z nim porozmawiać. – zawyrokował, a w tyle usłyszał Pyskacza, nawołującego gapiów do rozejścia się.
   Jorgenson zaprowadził go do wejścia jaskini, w której za kratami trzymano kilka osób. Czkawka, co prawda wiedział, że Sączysmark jest tam przetrzymywany, bo nie słuchał rozkazów, ale nie wiedział, w jak strasznym stanie tam siedzi. Zobaczył jego zmęczoną twarz, podkrążone oczy, żadnej iskry, którą zawsze miał Sączysmark.
- Od trzech dni nic nie je – wyszeptał Podłysmark. – Jak tak dalej pójdzie, umrze z głodu.
Czkawce żal było przyjaciela, pomimo tych wszystkich kłótni i waśni.
- Zostawisz nas? – zapytał Jorgensona, który kiwnął głową i odszedł ze łzami w oczach. Jeszcze nigdy nie widział, żeby ojciec Sączysmarka tak się o niego zamartwiał. W domu chłopaka było istne spartańskie wychowanie, dlatego przyjaciel był, jaki był.
   Sączysmark zdawał się nie zauważyć, że ktoś przyszedł go odwiedzić. Czkawka zmartwił się tym bardziej jego stanem. Zamknął za sobą kraty i usiadł tak jak przyjaciel na ziemi.
- Oni kazali mi z tobą porozmawiać? – warknął Sączysmark zamiast powitania. Jego czarne włosy wystające spod hełmu zasłaniały mu pół twarzy.
- Nie, przeszedłem sam. – Czkawka przybliżył się niepewnie. – Co się dzieje? I o co chodzi z ta Szpadką?
Sączysmark spojrzał w oczy towarzyszowi. Jego własne zaświeciły od łez.
- Czkawka, to moja wina – powiedział poważnie. – To moja wina, że ona tam została. My… Pokłóciliśmy się, ona pobiegła w stronę lasu, a ja wróciłem.
Nie wiedziałem, że ona tam została. Czkawka, zrobiłbym wszystko, żeby to cofnąć…
Sączysmark był zrozpaczony. Czkawka położył mu dłoń na ramieniu.
- Sączysmark, spokojnie. I to wyrzuty sumienia
zmusiły cię do nieposłuszeństwa? – wódz pogubił się, tak jak wcześniej, gdy Śledzik opowiadał mu, co się stało.
- Nie, po prostu, wiem, co mogą jej tam zrobić, o ile jeszcze nie zrobili. Mogą ją
torturować, Czkawka. Pytać, gdzie podziali się wszyscy… Ja muszę jej pomóc, muszę!
   Czkawka nie pomyślał o tym. Faktycznie, Sączysmark miał rację. Musieli działać.
- Przygotuj Hakokła. Zaraz wracam. – powiedział twardo, na co przyjaciel zareagował szokiem.
- Jak to, zgadzasz się? – zapytał.
Wódz zatrzymał się przy otwartych już kratach celi.
- Są sprawy ważne i ważniejsze. Szpadka też jest moją przyjaciółką.
   Bał się tylko jednego. Nie będzie przy Astrid. Co, jeśli ona…

Młaa! ;D zaniedbuję was, wiem, ale wiecie jak to jest - rok szkolny ;-; mam nadzieję, że wam się spodoba, jak zwykle proszę o recenzję :P

czwartek, 23 października 2014

Wizje smoczycy


Całą noc Czkawka spędził przy materacu, na którym leżała nieprzytomna Astrid. Nie wiedział, co ma dalej robić i co będzie, jeśli stanie się najgorsze. Przecież Astrid była taka silna… Nie mogła tak po prostu się poddać jakiejś Furii…
   Chłopak nagle zerwał się z miejsca. Jeżeli ten smok szkodzi Astrid, trzeba go schwytać i zmusić do zaprzestania. Nigdy nie myślał o przemocy i nigdy nic go ku temu nie pchało, ale tym razem nie miał wyboru. Otarł łzy i wsiadł na Szczerbatka.
   Wylecieli wzdłuż jednego z tuneli, którymi wleciały tu smoki. Czkawka nie widział nieba, ale miał przeczucie, że jest tuż przed świtem. Jeżeli jakakolwiek Nocna Furia jest gdzieś niedaleko to on ją znajdzie.
   Pędzili obydwoje między obłokami pod nocnym niebem, niezauważalni, szybcy. Przez jedną godzinę zdążyli przeszukać niemal całe Berk. Nie zdołali tylko polecieć nad Mroźną Rozpadlinę, gdzie cały czas utrzymywały się lodowce.
   Kiedy zatrzymali się na lodowym pagórku, skutym lodem zauważyli czarną sylwetkę, schowaną u wylotu jaskini wykutej w lodzie. Ta sama sylwetka pokazała się im wśród zachodzących chmur. Czkawka zsiadł z siodła i pozwolił Szczerbatkowi działać. Smok podskoczył ciekawie w stronę czarnego stworzenia, które było cały czas czujne, sądząc po pozie, która tak dobrze znał Czkawka.
   Szczerbatek próbował obwąchać przybysza, ale smok zawarczał gardłowo. Czkawka chciał powstrzymać Szczerbka, nim dojdzie między smokami do walki, ale wiedział też, że Szczerbek jako Alfa ma nad wszystkim pełną kontrolę.
   Czarna Furia chyba to wyczuła, bo zaczęła się wycofywać z głową spuszczoną nisko, koło ziemi. Czkawka wystraszył się, że ucieknie, ale zauważył też, że smok nie ma innej drogi ucieczki, bo tył stanowi prosta ściana.
   Błękitne oczy smok skierował w stronę Wikinga i w tym momencie Czkawka zauważył podobieństwo, które go uderzyło. Takie same oczy miała Astrid.
   Wyciągnął dłoń w stronę smoka, cały czas patrząc mu w oczy. Chciał, żeby smok mu zaufał. Wiedział, że wtedy może sprowadzić smoka do Smoczej Jamy i choć było to niebezpieczne, miał na względzie władzę Alfy przyjaciela.
   Smok skręcił ciekawie łeb i spojrzał na Szczerbatka. Alfa najwyraźniej namawiał swojego pobratymca do zaufania jeźdźcowi.
   Nagle morskie oczy smoka otworzyły się gwałtownie i Czkawka zobaczył coś przed sobą. Wioskę, podobną do tej w Berk, ale domy były do połowy okryte śniegiem, co nigdy się nie zdarzało, przynajmniej nie na wyspie. Widział oczami smoka wściekłych Wikingów, ubranych równie ciepło, jak ich domy. Nagle łeb smoka obrócił się w bok i Czkawka zauważył trzy małe Nocne Furie, na widok których zmiękło mu serce. Po niebie latały setki ognistych pocisków – należących zarówno do smoków, jak i do ludzi. Smok-Czkawka zauważył przed sobą wielkiego Wikinga o jadowitym spojrzeniu i ciemnym, krótkim zaroście. Niemożliwe, ale poznał tą postać. Malgor.
   Mężczyzna wziął swój topór i próbował wbić w gładkie, smocze ciało, ale smok uskoczył. W końcu Wiking uśmiechnął się i zerknął na resztę smoczej rodziny Furii, jęczącą ze strachu przeraźliwie.
   W tym momencie wizja się urwała, a Czkawka zauważył przed sobą te same błękitne oczy.
- Szczerbatek, to nie ma sensu. On nam nie zaufa. Zmuś go, żeby poleciał z nami.
   Ale Szczerbek wcale nie słuchał jeźdźca. Podszedł do Furii, a jego ciało zaświeciło na niebiesko, dokładnie tak, jak wtedy, gdy walczyli z Drago Krwawdoniem i jego Alfą. Smoki zderzyły się głowami i drugi smok jakby „przejął” błysk Szczerbka, zaczynając od głowy, aż do samego końca ogona.
   Czkawka nie mógł uwierzyć w to, co widzi. Smoki jakby stały się jednością przez jedną sekundę. W końcu smok, a chyba raczej smoczyca zamrugała gwałtownie i cofnęła się. Szczerbek przechylił głowę, jak to miał w zwyczaju, kiedy się nad czymś zastanawiał. Jego ciało przestało świecić.
   Czkawka chciał spróbować jeszcze raz. Wyciągnął dłoń i podszedł do smoczych, która zapatrzyła się na niego błękitnymi oczami, tak jak wcześniej. Już spodziewał się nowej fali wizji, a raczej wspomnień smoka, kiedy poczuł pod palcami miękkie łuski. Ale to nie była głowa Szczerbatka.
   Jako pierwszy dotknął nie tylko jednej Nocnej Furii. Teraz obok niego stała druga, najprawdopodobniej jedyna smoczyca tego gatunku, którą poczuł się odpowiedzialny bronić.
   Cały czas patrząc w te niebieskie, ogromne oczy, miał świadomość, że te same oczy odbierają życie jego ukochanej. Nie wiedział, co ma teraz zrobić, miał nadzieję, że coś wymyśli.
   Smoczyca przesłała mu kolejny obraz – widział teraz Astrid leżącą w namiocie Gothi. Czuł uczucia, jakie pokazywała mu smoczyca. Zdawało się, że pyta ona jeźdźca, co stało się Astrid, jakby sama nie wiedziała jak działa na dziewczynę.
- Ty jej to zrobiłaś – powiedział Czkawka spokojnie, ale jego głos drżał. – Ona umiera… - jego głos zadrżał tak jak nigdy, po policzkach popłynęły łzy.
   Smoczyca popatrzyła na niego smutnie, po czym po jej mordce popłynęła jedna, wielka łza. Czkawkę naszła szybka myśl. Jeżeli ślina Nocnej Furii leczy, to co dopiero łzy! Dotknął lekko smoczej skóry i złapał łzę.
   Natychmiast w myślach Czkawki pojawił się obraz jego samego, dotykającego czoła dziewczyny. Smoczyca podeszła do Czkawki i zapłakała cicho, przytulając się do niego.
   Czuł, że smok tak naprawdę nie wiedział, co robi i źle się z tym czuje, o dziwne, miał w sobie tak samo ludzkie uczucia jak i Wikingowie. Co innego Szczerbatek, który spędził wśród ludzi pięć lat, ale dzika Nocna Furia? Czkawka musiał zahamować swoje naukowe zapędy, wiedział, że teraz najważniejsza jest Astrid.
   Wsiadł na Szczerbatka i popatrzył poważnie na smoczych. Próbowała mu coś przekazać, jęcząc, jakby naśladowała język ludzi. Niemożliwe, ale musiała spędzić trochę czasu na przebywaniu z ludźmi, bo jak inaczej mogłaby się nauczyć ich języka, a raczej dźwięków, wydawanych przez ludzi? Nagle Czkawka uświadomił sobie, że w swoich wizjach, może też przesyłać dźwięki, przecież widziała, że Astrid leży w namiocie Gothi… One przesyłają sobie wzajemnie informacje! Czkawka nie mógł uwierzyć, ale to prawda. A może to smoczyca wydobywała je z dziewczyny?
   Czkawka poczuł, że jeszcze wróci, żeby zbadać możliwości smoka.
- Dziękuję – szepnął tylko, patrząc w oczy koloru morza.

Trochę krótki, ale musiałam ;) mam nadzieje, że następny będzie lepszy :P

poniedziałek, 20 października 2014

Walka Astrid


- Ale jak to się…? – Astrid była w szoku, tak samo, jak Czkawka.
- No normalnie, ja nie wiem, kłóciliśmy się, bo… nieważne, a potem ona i Sączysmark się poszemrali i jeden pobiegł w jedną, a druga w drugą stronę i tyle ich widziałem. Potem rozmawiałem z Sączysmarkiem, kiedy wszyscy wpadli w panikę, a on, że nie wie gdzie Szpadka, no to ja…
- Poczekaj, poczekaj – Czkawka próbował cokolwiek zrozumieć z tej paplaniny. – Czyli ani ty, ani Sączysmark, ani nikt na tej wyspie nie wie konkretnie, gdzie jest Szpadka?
- Wiemy, że obcy ją złapali, kiedy grabili wyspę. Zdaje się, że ją zamknęli w jednej z dolnych piwnic Wielkiej Sali. Musieliśmy też przymknąć u nas, w Jamie, Sączysmarka i Mieczyka, bo obydwoje kilka razy prawie się wymknęli nocnym wartom, bo chcieli ją ratować.
- Ale co ma z tym wszystkim Sączysmark?! – wykrzyknęła Astrid, manewrując dłońmi w nerwowym geście. Czkawce wydawała się nawet zabawna taka mocno wkurzona, ale wolał się z tym nie afiszować, bo mógł jeszcze dostać po głowie od własnej narzeczonej.
Śledzik zarumienił się.
- Lepiej niech sam wam to powie. Obiecałem.
    Czkawka nic z tego nie rozumiał, ale byli już u wylotu tunel, więc wolał dowiedzieć się wszystkiego od mamy.
    Smocza Jama okazała się wielkim placem, wyglądającym jak ten w wiosce, na którym palono teraz herb Berk. Były tu maleńkie chaty, przypominające trochę też te u góry, ale nie były tak samo ozdobione, przypominające ciała smoków. Było stąd sześć wyjść – jedno największe prowadziło nie na zewnątrz, ale do Sali, w której były obrady.
   Czkawka pobiegł tam od razu, razem ze Szczerbatkiem, bo wiedział, że tam znajdzie mamę. Otworzył wielkie drzwi i zauważył czterech Wikingów – Valkę, Pyskacza, Flegmę i ojca Sączysmarka. Na twarzy Valki pojawiło się zdumienie i ulga, które natychmiast przysłoniło rozbicie i rozpacz, z jaką próbowała walczyć.
- Czkawka – szepnęła z westchnieniem ulgi i przytuliła syna. – Jesteś cały… Myślałam, że jak przylecicie… że was złapią i…
- Nic się nie stało, mamo. – powiedział Czkawka pewnie i zwrócił się do pozostałych.
- Jakieś straty?
   Pierwszy zwrócił się Pyskacz, który jak zawsze miał spokój ducha i bezpośredniość, z jaką zwracał się nawet do Stoicka, wodza wioski, chociaż jego przyjaciela.
- Nic się nie stało, damy radę, Czkawka. – powiedział dosyć poważnie, ale uśmiechnął się, pokazując swój żelazny ząb. – Pytanie, co robimy dalej?
- Jak to co? Atak. – Czkawka uśmiechnął się. Całe życie walczył z tym, że nie był prawdziwym Wikingiem. Dopiero teraz poznawał sam siebie i miał pewność, że jest wśród swoich, tym bardziej, że reszta narady zareagowała krzykami entuzjazmu. Żaden Wiking nie będzie siedział cicho, kiedy jego wyspa zostaje oblężona.
   Do głosu doszła Flegma, której ciężki hełm opadał na czoło. Wyglądała na naprawdę silną kobietę, w porównaniu z Valką, chociaż Czkawka, jak i wszyscy pozostali, wiedział, że jego mama sprawia tylko takie pozory.
- Czkawka, możemy zaczekać, aż skończą im się zapasy. – powiedziała ze spokojem, ale w dłoni trzymała topór. – Mamy tutaj w bród jedzenia, a oni tam tylko gołą ziemię. Możemy zaatakować, gdy osłabną.
- To jest myśl – pochwalił ją Pyskacz.
- Chwila, mamy tu siedzieć i czekać, modląc się, że nie starczy im żarcia? – warknął ojciec Sączysmarka. Już wiadomo, po kim chłopak ma gadane.
- Spokojnie, przecież nie powiedziałam, że będziemy tu zagrzewać miejsca kilka miesięcy. Myślę, że nie mają tego sporo, skoro nie są stąd. – Czkawka przypomniał sobie przeszukiwanie domów i rozmowę dwóch obcych, którą podsłuchał.
- Flegma ma rację – rzekł powoli. - Podsłuchałem rozmowę dwóch przybyszów. Przeszukują nasze domy, palą wszystko, co znajdują, część rzeczy tylko zatrzymują. Oni ewidentnie czegoś szukają, a myślę, że chodzi tu o jedzenie, skoro nie interesuje ich złoto, ani żelastwo.
   Usłyszeli szelest i jęki od strony drzwi. Wszyscy się obrócili i zauważyli Astrid, podpierającą się o futrynę drzwi, którą w ostatnim momencie złapał Szczerbatek. Dziewczyna cała się trzęsła, a jej włosy były mokre od potu. Czkawka szybko ją podniósł i wziął na ręce.
- Astrid, Astrid, obudź się, Astrid! – próbował poklepać ją po twarzy, ale nie potrafił utrzymać dziewczyny jedna ręką. Poczuł, że całe jego ciało drętwieje, widząc na wpół przytomną dziewczynę. – Astrid, błagam, nie zasypiaj, Astrid!
Valka dołączyła do Czkawki, od razu dotykając rozpalonego czoła dziewczyny.
- Jest rozpalona jak Ponocnik! – wykrzyknęła. - Szybko, zabierz ją do Gothi. – powiedziała, jako jedyna zachowując zimną krew, podczas, kiedy Czkawka nie potrafił się uspokoić. 
   Cała drogę Czkawka starał się mówić do dziewczyny, która miała lekko otwarte powieki. Wiedział, że jeżeli dziewczyna zaśnie, może się nie obudzić, a nie chciał tego powtarzać po śmierci Stoicka. Sam czuł się jakby odbierano mu część jego jestestwa.
   Namiot Gothi był ukryty w zaułku na końcu Smoczej Jamy, gdzie wiedźma bardzo schludnie się urządziła.
   Valka mówiła coś szybko do szamanki, a Czkawka położył dziewczynę na słomianym materacu, które zastępowało kobiecie łóżko.
    Czkawka siedział koło Astrid, nie mogąc się uspokoić. Wiedział, że jeżeli straci jeszcze jedną bliską mu osobę, to się całkiem załamie. Valka najwyraźniej się tego domyśliła, bo trzymała chłodne ręce na ramionach syna. Łzy Czkawki kapały na otwarte dłonie dziewczyny, podczas, gdy Gothi wypowiadała swoje zaklęcia.
   Gothi dotknęła czoła Astrid, tak jak wcześniej Valka i zaczęła coś pisać na piasku koło swoich stóp. Szczęście, że był z nimi Pyskacz, który odszyfrowywał pismo starszej kobiety.
- Gothi mówi, że to jest smocze działanie.
Kobieta popatrzyła na Valkę i zaniepokoiła się lekko.
- Twierdzi, że nawet Valka nie zna możliwości tego smoka, bo nigdy się z nim nie spotkała. – mówił dalej Pyskacz.
- Mamo, co to za smok? – spytał Czkawka rozpaczliwie.
- Nie mam pojęcia, naprawdę – wyznała szczerze. – Nie wiesz co się działo Astrid? Jeśli wiesz cokolwiek to mów, raczej żaden smok nie ma działania natychmiastowego na człowieka.
Czkawka pomyślał krótko, bo przypomniał sobie rozmowy z Astrid i te dziwne wizje, które widziała.
- Astrid zaczęła coś widzieć. Przewidziała to, że wioska zostanie zaatakowana. To dzięki niej przylecieliśmy wcześniej. Bała się, że Gothi wybrała ją jako swoją następczynię – starsza pani pokiwała głową, dając do zrozumienia, że Astrid daleko do bycia szamanką. – Miała wizje. Opowiadała mi, że widzi płonące strzały i nasza wioskę, te wizje często się pojawiały.
Gothi wyciągnęła swoją długą laskę i walnęła Szczerbatka prosto w głowę, która wystawała z końca namiotu.
- Co ty robisz?! Przestań! – krzyknął Czkawka, ale Gothi wyciągnęła tylko palec wskazujący i pokazała nim na Szczerbatka. Smok schował się za Valką, która pogłaskała go po wielkiej, płaskiej głowie.
Pyskacz otworzył szeroko usta ze zdziwienia.
- Gothi twierdzi, że to wina Szczerbatka. – Valka prychnęła.
- Niemożliwe, przecież Astrid ma do czynienia ze Szczerbatkiem całe pięć lat! Chyba, że…
Wstała szybko, a na jej twarzy pojawiło się niepohamowane zdumienie.
- Nigdy się z nim nie spotkałam… Czkawka, to musi być inna Nocna Furia!! Możliwe, że samica, skoro ma właściwości inne od Szczerbatka. – smok wydawał się być dziwnie ożywiony. Z jednej strony cieszył się, że mówią o jego pokrewieńcu, ale z drugiej bardzo lubił Astrid i chciał, żeby znowu go głaskała po twardych łuskach, tak jak to zawsze robiła z Wichurą.
- Widzieliśmy chyba jedną – powiedział Czkawka. – Tu, niedaleko. Ale nie zdążyliśmy przyjrzeć się jej dłużej, bo spieszyliśmy się na Berk.
- Czekaj... Tu?! – Valka i Gothi wymieniły spojrzenia. Czkawka naprawdę nie wiedział, jak kobiety to robią. – To już chyba wiemy, skąd biorą się te wizje. – powiedziała wolno. – Smok przesyła je do Astrid, ale chyba nie wie, jak silne są jego myśli.
Staruszka pokiwała głową.
- Musimy znaleźć coś, co jest silnie związane z Nocną Furią… Coś, co mogłoby w jakiś sposób przyzwyczaić organizm Astrid do łączności ze smokiem…
Szamanka narysowała coś, co Pyskacz odczytał ze zdziwieniem.
-  Gothi twierdzi, że jad Szczerbatka ma lecznicze właściwości, a że Szczerbatek nie ma jadu…
- Ślina! – wykrzyknęła Valka. – No jasne, jak mogłam o tym nie pomyśleć. Czkawka, gdybyś część swojej nogi cały czas smarował śliną Nocnej Furii, to wtedy całość by się zrosła.
Czkawka spojrzał na swojego smoka.
- Serio? – Szczerbatek zaśmiał się gardłowo.
Pyskacz uśmiechnął się na widok ich rozmowy.
- Ale patrz, jaką masz piękną protezę. A kto ją wykonał? – zapytał pusząc się jak Śmiertnik Zębacz.
- Dobra, nieważne – powiedział Czkawka. – Jak ma stosować tą ślinę Szczerbka? – zapytał. – Raczej nie będzie jej nacierać?
Valka popatrzyła współczująco na Astrid.
- Myślę, że podanie jej doustnie będzie najlepszym pomysłem.
   Czkawka skrzywił się na samą myśl.
- Poważnie?
- Spokojnie, Gothi zrobi z tego trunek, doda kilku ziół. Powinna wyzdrowieć… - zatrzymała się, gdy Gothi znów nakreśliła kilka runów.
- Co ona mówi? – zapytał Czkawka niecierpliwie.
Pyskacz westchnął.
- Gothi nie jest pewna, czy tym razem ślina Szczerbatka poskutkuje. Mówi, że najgorsza będzie noc. Jeśli się uda, rano powinna stanąć na nogi, ale jeżeli nie…
- Astrid umrze – dokończył Czkawka, patrząc na dziewczynę. Nie mógł na to pozwolić. Po prostu musiał coś zrobić.

niedziela, 19 października 2014

Niespodzianek ciąg dalszy


- Aaaach! – krzyknęła Astrid, trzęsąc się cała i trzymając za głowę. Czkawka czuł się bezradny.
- Astrid, już dobrze, co widzisz? – zapytał, głaszcząc ją po głowie i uspokajając.
Dziewczyna otworzyła szeroko błękitne oczy. Chmury przybrały kolor granatowo-fioletowy, a słońce wtopiło się w tą ciemną głębię. Widzieli już niedaleko wyspy, które dobrze znali, latając na smokach. Berk powinno być tuż tuż.
- Deszcz strzał. Zapalających. Wszystkie w kierunku Berk. Czkawka, szybciej, błagam… - zapłakała. Myśli niszczyły ją całą od środka, na to ani on, ani Szczerbatek nie mogli poradzić nic.
- Robimy, co możemy, Astrid. Jesteśmy niedaleko.
   Szczerbatek wyskoczył znów w powietrze, jakby chciał potwierdzić słowa jeźdźca. Mieli wiele lotów za sobą, a ten nie należał do najprzyjemniejszych. Poczuli ostry zapach siarki, który nie spodobał się nawet odpornemu Szczerbatkowi.
- Leć niżej – polecił cicho Czkawka.
- Skąd ten odór? Tu nigdy tak nie śmierdzi – mruknęła Astrid, zatykając nos.
- Przyjrzyjmy się – dolatywali już do Berk. Widzieli wieczorne, strzeliste brzegi wyspy. Wyglądała tak, jak ją zapamiętali, ale wyczuwali tu coś innego… Nie, tu nie chodziło o siarkę. Po prostu nastrój na wyspie nie był taki sam.
- Wyżej, Mordko! – krzyknął nagle Wiking i smok w tym samym momencie wyskoczył pionowo do góry, jak to Nocne Furie.
   Czkawka zauważył czarne okręty, które zajmowały pół nadbrzeża Thora i cały port. To nie są statki, jakie znał. Jeśli Astrid miała rację, wioska miała ogromne kłopoty, a jego jako wodza przy nich nie było…
   Rozmyślając nad tym w powietrzu, między obłokami, nie zauważył czarnego stworzenia, które bacznie im się przypatruje szaro-błękitnymi, kocimi oczami. Smok nadstawił długie uszy, jakby chciał uchwycić każde ich zdanie. Była w nim dzikość, drapieżność, delikatność. Nocna Furia! Czkawka nie mógł uwierzyć własnym oczom, tak samo jak Astrid. Szczerbek zareagował nieco inaczej, bo skoczył wprost do smoka, ale nie zdążył go złapać, bo Furia rozpłynęła się w ciemnych chmurach.
    Szczerbatek rozglądał się rozpaczliwie na boki i skomlał głośno, niczym pies. Czkawka nie mógł mu na to pozwolić, mogli zostać usłyszani.
- Mordko, cicho, znajdziemy go – szepnął, głaszcząc łeb smoka. – Obiecuję.
   Skręcili znów w stronę wyspy, ale nie ważyli się podlecieć zbyt blisko. Za duże ryzyko. Ale Czkawka wiedział, skąd mogli usłyszeć wszystko, co działo się na wyspie. Podlecieli tuż obok Wielkiej Sali, szybcy jak błyskawica. Lądowanie zajęło im nieco ponad sekundę, bo Szczerbatek zabrał Astrid w bezpieczne miejsce, tak, jakby razem z jeźdźcem uzgodnili niemy plan. Dziewczyna już chciała protestować, ale wiedziała, że musi siedzieć cicho i wykonywać rozkazy narzeczonego, jeśli nie chce narobić mu większych kłopotów, niż te w które właśnie wlazł.
   Czkawka podkradł się koło wielkich, drewnianych drzwi Sali, które tak dumnie pokazywały Wikingom, że tu są bezpieczni i że tu mają schronienie. Gdzie są teraz?
 - Co macie? – warknął barczysty mężczyzna o rudej brodzie, którą Czkawka już wcześniej gdzieś widział, tylko nie pamiętał, gdzie.
- Kilka złotych pucharów, posążki ich bożków i topór Stoicka. – oznajmił człowiek, ubrany w stare łachmany. Czkawka domyślił się, że nie cieszył się dużym szacunkiem wśród reszty. Ale jakim prawem obcy wtargnęli do jego domu? Jakim prawem wzięli sobie rzeczy jego ojca?!
   Musiał siłą rozumu powstrzymywać się, żeby jego emocje nie wyszły na wierzch i żeby nie udusił na miejscu rudobrodego wojownika. Schował się tylko jeszcze bardziej w cień, ale zaraz pod dłonią wyczuł miękkie łuski, wskazujące na nos Szczerbatka.
- Lecimy – szepnął, wsiadając w pośpiechu na smoka. Dalej nie wiedział, jakim cudem obcy nie zauważyli ich obecności. Ostatnie, co zauważył w wiosce to jedno, wielkie ognisko pośrodku placu, na którym płonął krzyż Berk.

- Czego się dowiedziałeś? – zapytała Astrid.
- Niewiele – wyznał chłopak szczerze. – Nie słuchałem długo, ale na Berk nie ma smoków, nasi musieli je ukryć, a skoro je ukryli…
- To sami nie pozostali w Berk – dopowiedziała. Czkawka skupił się na myśleniu, gdzie mogli się schować. Tylko jedno miejsce mogło posłużyć im za schronienie, o ile Wikingowie pozostali w Berk. Jednak tunele do Smoczej Jamy wiły się przez całą wyspę i teraz mogli się znajdować wszędzie. Co więcej, większość przejść musiało zostać zasypanych.
   Znali jedno, bardzo ukryte przejście, zresztą bardzo bliskie sercu Czkawki. Wiedział, że jeżeli reszta myśli o jego powrocie to Pyskacz i Valka na pewno zostawili ten jeden wciąż otwarty. Krucze Urwisko, miejsce, gdzie Szczerbatek został uwięziony przez niezdolność latania i to tam znalazł go potem Czkawka.
   Nie myśląc wiele, polecieli prosto w stronę Urwiska.
- Czkawka, co jeśli znajdziemy naszych? Poddamy się? – zapytała Astrid czujnym tonem. Wiedział, że ona nigdy się nie podda obcym, oblegającym Berk.
- Nie, będziemy walczyć – mrugnął do niej Czkawka, a Szczerbek wydał zadowolony pomruk.
   Już po chwili byli w Kruczym urwisku i rozglądali się za przejściem. Zaglądali dosłownie wszędzie – w zaułki, między krzakami, nawet próbowali nurkować – nic z tego. Dopiero po chwili zauważyli wysoką postać schowaną między dwa wielkie głazy. Tam Czkawka szkicował Smoczą Furię – teraz siedział tam Śledzik, a raczej chyba spał, bo gdyby ich zauważył, na pewno by się ucieszył i przywitał się z nimi.
- Śledzik!! – krzyknęła Astrid, zrywając chłopaka z kryjówki.
Upadł prosto na półkę z kamienia. Auu, pomyślał Czkawka krzywiąc się.
Śledzik zasyczał, podnosząc się.
- Czy zawsze musisz to robić? – zapytał blondynkę, która właśnie pomagała mu wstać.
- Śledzik, ja to pytanie zadaje jej odkąd ją poznałem – mruknął Czkawka, ale spotkał się z zirytowanym spojrzeniem dziewczyny.
   Chłopak podszedł i uścisnął Czkawkę, tak, że wódz zachłysnął się powietrzem. Znaczy, Śledzik zawsze miał dużo siły, ale teraz to chyba zaczął jeść głazy razem ze Sztukamięs.
- Czkawka, jak to dobrze, że jesteś – powiedział przyjaciel z ulgą w głosie.
- Dzięki – powiedziała Astrid, krzyżując ręce.
- Znaczy ty też, Astrid. – całe szczęście Szczerbek nurkował za rybami, bo pewnie też by o sobie przypomniał.
- Dobra, do rzeczy, Śledzik, wszyscy cali? – zapytał Czkawka, nie mogąc już wytrzymać.
- Tak, Czkawka, nikomu nic nie jest, ale ci obcy… To nie są Wikingowie, nie mają takich zwyczajów jak my.
- Tak, zauważyłem. – w Czkawce zbierała się wściekłość.
- Lepiej, jeśli porozmawiasz o tym z Valką – powiedział Śledzik wrócił na swoje miejsce między odłamkami skał, gdzie włożył rękę w szczelinę i zaciągnął ledwie widoczną na tle kamieni dźwignię.
   Natychmiast w ścianie otworzyło się wąskie przejście. Na tyle wąskie, że Szczerbek ledwie się tam zmieścił. Pozostałe smoki musieli zabrać do Jamy innymi przejściami.
    Tunel wyglądał bardzo zwyczajnie – znaczy jedyne „ozdoby” jakie mogli tu znaleźć to płonące pochodnie co jakieś siedem metrów. Mmm, brzmi bardzo wyrafinowanie.
- Pierwszy raz jestem w tym tunelu – wyznał Czkawka, a pozostali popatrzyli do niego, jakby powiedział, że chce skoczyć z klifu.
- Jak to? Stoick musiał cię kiedyś zabierać…
- Ojciec nigdy nie wtajemniczał mnie w swoje sprawy, Śledzik. Myślę, że nie chciał mnie jako swojego następcę od początku. Dopiero potem zmienił zdanie.
Astrid położyła mu dłoń na ramieniu.
- Czkawka, nieważne to, co było, tylko ważne to, co jest teraz. A teraz jesteś jego następcą. – szepnęła, a Śledzik pokiwał głową.
- Tak, taki ze mnie wódz, że na Berk najechali najeźdźcy, lepiej ruszajmy – mruknął niepocieszony.
- Właśnie, Czkawka, o czymś ci nie powiedziałem. – Śledzik stanął nagle w miejscu. Szczerbatek zaczął go obwąchiwać.
- O czym?
- Nie wszyscy zdążyli uciec. – powiedział Śledzik drżącym głosem, po czym Czkawka wyczuł poczucie winy jeźdźca.
- A więc kto został na wyspie? – zapytała Astrid, nie wytrzymując napięcia.
- Szpadka. – odpowiedział krótko Śledzik.

Co was tak mało ludzie? :(( mam wrażenie, że wam się ten blog nie podoba, bo coraz mniej osób go odwiedza i komentuje.
Mam prośbę dla tych, którzy są związani z JWS i dla pozostałych również. Pomóżcie mi wypromować tego bloga! A jeśli nie spodoba się wam cokolwiek, to mi to mówicie ;))