sobota, 25 lipca 2015

Ciężar obowiązków

   Czkawka leżał o poranku w swoim łóżku. Nie mógł jeszcze wstawać, zresztą dobrze wiedział, czym to grozi, gdyby zobaczyła go przypadkowo Astrid, a raczej wolał się jej nie narażać. Szczęście, że Astrid tymczasem zajmowała się Akademią i obowiązkami męża wraz z Valką, jak obiecała. Szczerbatek chrapał jeszcze obok, rozwijając długi ogon po całym pomieszczeniu.
   Nagle do sypialni weszła Mel, stukając głośno po drewnianych deskach. Czkawka nie spał już, wpatrując się z uśmiechem w drzwi, w których pojawiła się dziewczynka.
- Ups, nie chciałam cię budzić. - powiedziała, widząc zaspanego jeźdźca.
- Nie obudziłaś - odparł Czkawka. Czarna powieka Szczerbatka uniosła się nagle, oglądając dokładnie pokój. Jego szczerbata mordka nieco wyszczerzyła się, widząc Mel.
   Dziewczynka usiadła przy Czkawce, patrząc na niego uważnie.
- Dobrze się czujesz? - zapytała z troską.
- O wiele - westchnął z ulgą. - Chociaż trochę jeszcze boli. - nagle przypomniał sobie o czymś. - Nie powinnaś iść na zajęcia? - spytał.
   Mel zarumieniła się lekko.
- No, dobra, powinnam. Kilka minut nie robi różnicy.
- Mel... - zaczął Czkawka dość ostrym tonem. Dziewczynka uśmiechnęła się przepraszająco i otuliła delikatnie jeźdźca, starając się, by go nie trącić w bok.
- Zaraz pójdę - obiecała cicho. Szczerbatek zamruczał, skradając się w stronę łóżka. Czkawka odwzajemnił uścisk małej.
- Jesteś niemożliwa, jak Astrid - zaśmiał się. - A w ogóle to kiedy zniknęła?
   Mel usiadła, wzruszając ramionami. Szczerbatek położył na jej kolanach swoją wielką głowę, prosząc się o pieszczoty.
- Czy ja wiem, nie słyszałam, jak wychodziła. Musiała to zrobić wcześnie - odpowiedziała z namysłem.
- Ale zawzięta - zachichotał Czkawka, po czym wytłumaczył Mel, o co chodzi w ich małym zakładzie. Dziewczynka słuchała z uwaga, a gdy jeździec skończył, zaczęła się głośno śmiać.
- To śmieszne - odparła. - Ale mogę sędziować, mi to bez różnicy.
- Nie wierzę, że Astrid da radę - wyznał Czkawka. - Wiem, co musi robić zajmując moje miejsce i nawet moja mama nie zdoła jej pomóc.
   Mel uśmiechnęła się chytrze, po czym założyła na ramię swoją małą torbę i czmychnęła przez drzwi, żegnając się z wodzem.
   Czkawka westchnął, patrząc na Szczerbatka.
- Zanudzę się tu na śmierć - jęknął, nasłuchując oddalających się kroków.
   Nocna Furia zarechotała wrednie, pokazując mu język. Czkawka spojrzał na niego spod brwi.
- Może idź odwiedź Iskrę, co? - burknął.


   Astrid spacerowała właśnie po Berk, patrząc na trzymany przez nią topór, który miała zanieść Sączyślinowi Jorgensonowi. Hassa naprawdę się postarał, pomyślała, gładząc ostrze. Chyba poprosi go, by wykonał coś takiego także dla niej. Czkawka pewnie nie będzie niczego potrzebował. Sam tworzy swoją broń. Myśląc o mężu naszła ją jednocześnie lekka złość i troska. Jej ukochany w nią nie wierzy, ale ona mu pokaże, że stać ją na to, by go zastąpić. Innej opcji nie widzi. Jednak, gdy przypominała sobie wydarzenia z wczorajszego dnia i widok Czkawki, padającego w progu domu z zakrwawionym ubraniem...
   Przystanęła nagle, zdając sobie sprawę jak bardzo niebezpieczna to była misja. W dodatku zabrała na nią Mel! Jak mogła być aż tak nieodpowiedzialna!
   Przygryzła wargę, idąc szybciej do Jorgensona. Miała dzisiaj jeszcze kilka spraw, a ramię wciąż ją pobolewało. Może Czkawka miał rację i jeszcze jeden dzień powinna zostać w domu...
- Cześć, Astrid - przywitał ją Sączysmark, stojąc przy drzwiach domu swoich rodziców. - Coś się stało?
- Zastępuję dzisiaj Czkawkę - powiedziała bez zbędnych niedomówień. - Mogę zostawić ci topór dla twojego ojca?
- A może mnie w jakiś sposób zachęcisz? - spytał złośliwie.
- Smark! - warknęła Astrid.
- Dobra, ale ojciec właśnie wyszedł. Daj mi go, to rzucę mu gdzieś przy stole, sam zobaczy jak wróci.
   Dziewczyna wywróciła oczami, podając ostrze jeźdźcowi.
- Jak to dobrze, że zawsze jesteś taki skory do pomocy - mruknęła.
- Cały ja - odparł Sączysmark, kładąc topór przy progu. - Aha, no właśnie, co tam u Czkawki?
- Nie za dobrze - powiedziała, krzywiąc się. - Gdybyś go wczoraj widział... Myślałam, że zwariuję, jak zobaczyłam go całego zakrwawionego...
- Wyluzuj - uśmiechnął się zjadliwie. - Gdyby nie Czkawka, tamci by nas dopadli. Da sobie radę.
- Eee, czekaj chyba pomyliłam domy - parsknęła Astrid. - I przyjaciół.
- Nie mów mu tego - ostrzegł ją Sączysmark, mierząc ją uważnym spojrzeniem.
- W porządku. Gdzie Szpadka? - spytała od niechcenia, jednak nie wiedziała, że przyjaciel zaraz obleje się rumieńcem.
- U siebie, o co ci chodzi? - burknął.
   Astrid zatrzepotała rzęsami ze zdziwieniem, poprawiwszy bandaż, oplatający szczelnie jej ramię.
- O nic. Po prostu pytałam, gdzie Szpadka. - odparła poważnie.
   Sączysmark popatrzył na nią tępym spojrzeniem, nie wiedząc, co odpowiedzieć.
- Yyyy, dobra, byłabym wdzięczna, gdybyś mi pomógł - zaczęła Astrid, widząc, że rozmowa się jakby nie klei. - Nie uczysz dzisiaj z Akademii?
- Nie, skąd - mruknął. - Mogę pomóc.
- No proszę - uśmiechnęła się Astrid. - Naprawdę cię nie poznaję.
- Tylko smoki się nie zmieniają - warknął Sączysmark, idąc smętnie za blondynką. Astrid wyczuła w tych słowach coś więcej niż luźną sugestię.
   Niedługo potem okazało się, że Gruby i Wiadro mieli problemy na polu. Smoki stratowały część ich zbiorów, które zaopatrzały wyspę w żywność. Astrid rozejrzała się dokoła, oceniając wielkość szkód.
- Myślę, że da się to w jakiś sposób naprawić - odparła, uznając, że tylko mały odsetek zbóż i warzywa została zniszczona.
   Poczuła na plecach chłodny podmuch wiatru. Nie musiała się obracać, by wiedzieć, że to Chmuroskok. Valka zeskoczyła ze smoka dumnie, machając przed sobą swoją smoczą laską. Powitała uśmiechem synową oraz resztę Wikingów.
- Widziałam z góry, że coś się stało z plonami - mruknęła, głaszcząc swojego smoka. Chmuroskok wcisnął głowę pod jej ramię, mrużąc oczy.
- Tak, gdyby Wiadro nie zostawił Byka i Czerwa na środku pola, do niczego by nie doszło - warknął Gruby, wskazując na blondsłowego przyjaciela.
   Astrid zerknęła na dwa smoki - Byka i Czerwa, schowane za domem, jakby było im wstyd za całą tę sytuację. Byk był żółto-czerwonym Ponocnikiem o ostrych zębach i zawziętym spojrzeniu, choć oczywiście swoim temperamentem nie dorównywał Hakokłowi, a Czerw to zielony Śmiertnik o spokojnym usposobieniu, dopóki Byk nie zaczynał go drażnić. Sączysmark wzruszył ramionami i podszedł do smoków, by je uspokoic. Astrid natomiast znów zajęła się Wikingami, którzy zaczynali się kłócić.
- Ja? Czerw potrzebował odrobiny ruchu, nie mogłem go trzymać wiecznie na polanie. - usprawiedliwiał się Wiadro, poprawiając swoje wiadro na głowie.
- No, gdybyś nie posłał go razem z Bykiem na środek pola, nic by się nie stało. - warczał rozdrażniony Gruby. Na codzień Wiking ten był raczej spokojny, chyba, że chodziło o jego plony czy zwierzęta.
- Ej... - wtrąciła się Astrid, ale obydwaj ją zignorowali, kłócąc się dalej. Wyglądali, jakby zaraz miało dojśc do rękoczynów, co u Wikingów przychodziło niezwykle łatwo. Ot, błahostka.
   Valka spojrzała krzywo na Astrid, zostawiając jej pełne pole do popisu. Jako żona Stoicka na pewno często łagodziła spory, obruszyła się Astrid. Mogłaby mi pomóc. Nagle przyszło jej do głowy, że jeźdźczyni chcę ją poddać próbie, a ona nie zamierzała jej zawieźć.
- Wiadro... - zaczęła znów Astrid, ale znów niegrzecznie jej przerwano.
- Gdybyś trzymał swoje łapska z dala od pól, nic by się nie stało! - Gruby wymachiwał rękami, przekrzykując stojącą obok blondynkę. - Ale ty zawsze zazdrościłes mi moich zbiorów!
- Twoich zbiorów? - zapytał tępo Wiadro. - Myślałem, że mamy wspólne zbiory...
- No to źle myślałeś! - wykrzyknął Gruby, dźgając palcem w pierś Wikinga. - Od dzisiaj będę miał swoje zbiory i będę je chronił przed twoim niewydarzonym smokiem!
   Byk ryknął dziko, wskazując ostre kły. Sączysmark rzucił Astrid ostrzegawcze spojrzenie i spróbował uspokoić smoka. Miał w końcu w tych sprawach doświadczenie.
- A tak w ogóle to... - zaczął znów Gruby ostro.
- Cisza!! - wrzasnęła Astrid, nie wytrzymując. Obaj Wikingowie spojrzeli na nią z szokiem tak, jak pozostała część wioski, która słyszała jej krzyk. Valka uśmiechnęła się do siebie.
   Astrid rzuciła Wiadru i Grubemu rozzłoszczone spojrzenie, próbując się uspokoić.
- Ustalmy jedno: zbiory są zniszczone, więc ktoś musi je naprawić. Pole należy do was obydwu, ale Wiadro ponosi odpowiedzialność za szkody - kiwnęła w stronę smętnego blondyna. - Jeśli macie problemy ze smokami, możecie wypuszczać je w pobliżu wioski, a nie w stronę pól. Jestem pewna, że wmieszałyby się w tłum innych smoków i nie stanowiłyby zagrożenia, a przynajmniej nie czyniłyby szkód na polach.
   Gruby próbował coś powiedzieć, ale tym razem Astrid znów mu przerwała.
- A co do podziału pól, to wszystkie pola należą do Berk - warknęła. - i jednocześnie przez to do was. Skoro chcecie równego podziału, to może podzielimy też równo części ziem przylegające do poszczególnych domów Wikingów?!
   Spojrzała wyczekująco na Wiadro i Grubego, którzy kiwnęli głowami w zrozumieniu. Astrid przetarła czoło, na którym zebrał się już perlisty pot, po czym ruszyła w stronę Berk, mrucząc coś pod nosem. Sączysmark i Valka dołączyli do niej szybko.
- To było genialne! - zaśmiał się jeździec. - Spójrz na ich miny.
- Odynie - jęknęła Astrid, nie oglądając się jednak za siebie. - Dlaczego mi nie pomogłaś? - stęknęła, patrząc na Valkę.
   Jeźdźczyni uśmiechnęła się chytrze.
- Bo wiedziałam, że dasz sobie radę, Astrid. - położyła dłoń na jej ramieniu, po czym zerknęła znów na Wikingów, którzy zabierali się do pracy. - ale nie sądziłam, że aż z takim skutkiem...
   Astrid uśmiechnęła się słabo. Było dopiero południe, a ona już padała z sił.
- A jak z wodopojami? I kopaniem studni? Nie ma żadnych problemów?
   Valka pokręciła przecząco głową.
- Sprawdziłam dokładnie plany Śledzika, za dwa dni powinny być gotowe. Śledzik obiecał, że dokończy je po powrocie z Akademii. - Valka spojrzała na Astrid uważnie, próbując jakby odkryć jej emocje. - Dobrze się czujesz? - zapytała z troską.
   Jeźdźczyni kiwnęła hardo głową, choć rzeczywiście nie czuła się najlepiej.
- Skończę to, co mam do roboty i pójdę odwiedzić Czkawkę. Nie powinien siedzieć sam - powiedziała, zastanawiając się, jakie pomysły mogłyby przyjść do głowy samotnemu jeźdźcowi. Znała go na tyle, by wiedzieć, że pomysły Czkawki często sprowadzały na nich kłopoty . No, wyjątkiem było stworzenie Akademii, co było naprawdę udanym pomysłem.
- Mel z nim jest - powiedziała Valka, uśmiechając się lekko. - Da sobie radę.
   Astrid uśmiechnęła się lekko, po czym pożegnała Valkę, która znów leciała na patrol Berk i ruszyła z Sączysmarkiem drogą.
- Kto by pomyślał, że Astrid da sobie radę jako wódz - zarechotał. - Ty, może pogadaj z Czkawką, niech ci odda tą funkcję, co?
   Jeźdźczyni przystanęła, wlepiając rozzłoszczone spojrzenie w Wikinga. Sytuacja na polu wkurzyła ją mocno i jeszcze się nie uspokoiła.
- Ty tak na serio, czy żarty sobie stroisz? - warknęła, patrząc na zacięte spojrzenie Sączysmarka i sterczące spod hełmu czarne włosy.
- Wyluzuj, przecież wiem, że nie dasz rady - próbował się usprawiedliwić, ale szybko zarobił cios w ramię, od którego aż jęknął. Astrid uśmiechnęła się triumfalnie, przechodząc obok Wikinga.
- To co ja mam właściwie gadać? - jęknął Sączysmark. - Ej, poczekaj!


   Gdy Astrid skończyła część swoich obowiązków, postanowiła, że odwiedzi swojego męża, tak jak to obiecała Valce. Mel przechodziła przez drogę razem z Lindą, jej przyjaciółką z Akademii. Obie były tego samego wzrostu, z tym, że Linda miała jasne włosy, co było u Wikingów dość popularne. Pomachała Astrid z uśmiechem, idąc w stronę portu.
- Gdzie idziecie? - zapytała Astrid, patrząc na oddalające się dziewczynki. Mel przystanęła.
- Idziemy łowić ryby nad zatokę - odpowiedziała, wyraźnie podekscytowana. - Tanya obiecała, że nas tego nauczy.
   Astrid uśmiechnęła się, słysząc, że Tanya jakoś odnalazła się w Berk. Co prawda, nie uczyła w Akademii, jak choćby Mieczyk i Szpadka, ale szybko znalazła sobie inne zajęcie - wymyślała różne zabawy dla dzieci, gdy kończyły już naukę. Co więcej, wychodziło jej to naprawdę dobrze, bo dogadywała się z dziećmi jak nikt. Szkoda, że Czkawka nie mógł jej dołączyć do listy nauczycieli w Smoczej Akademii.
   Westchnęła, wchodząc do domu i rzucając swoją torbę koło drzwi. Szczerbatek o tej porze pewnie latał z Iskrą, uśmiechnęła się. Jak to dobrze, że Nocna Furia znalazła swoją drugą połówkę, pomyślała z nadzieją. Wiedziała, że to więź smoków trzyma tu Iskrę oraz jej znajomość ze smoczycą. Często latały razem i, czego Astrid nie chciała powiedzieć Czkawce, ćwiczyły przed zbliżającym się Wyścigiem Smoków. Zamierzała wziąć w nich udział po raz pierwszy odkąd straciła Wichurę.
   Jej myśli nagle posmutniały, przypominając sobie ukochaną smoczycę. Z takim humorem weszła do sypialni, ale zauważyła tylko puste łóżko. Ogarnął ją gniew. Nie, jeśli Czkawka poleciał ze Szczerbatkiem, to...
   Nagle usłyszała ruch obok siebie, przy drewnianym biurku Czkawki. Jeździec siedział tam, nieco skrzywiony, szkicując coś w swoich szkicownikach. Na widok żony, uśmiechnął się szczerze.
  Astrid wystraszyła się początkowo i odskoczyła w bok, łapiąc się za serce.
- Na bogów! - wykrzyknęła, próbując się uspokoić. - Czkawka, wystraszyłeś mnie...
   Jeździec wstał, nie przestając się uśmiechać i odłożył swoje notatniki, wyraźnie uradowany jej obecnością. Astrid widząc ten sam pewny siebie uśmiech czuła na ciele lekkie drżenie, jak zawsze gdy jeździec był blisko.
- Nie chciałem cię wystraszyć - powiedział cicho, całując ją dłuższą chwilę w usta. Astrid zamrugała, patrząc w zielone oczy jeźdźca, błyskające ciekawością.
- Nie powinieneś wstawać - odparła tylko szorstko, objęta z mężem w uścisku. Czkawka wywrócił oczami.
- Taa, jakbyś przeczytała całą smoczą księgę cztery razy, też byś wolała paść po kilku krokach niż dalej leżeć - burknął. Astrid roześmiała się szczerze. Była wykończona, ale mimo to widząc męża poczuła się znacznie lepiej.
   Objęła go lekko, uważając na bok i położyła mu głowę na ramieniu, chłonąc zapach jego skóry. Uwielbiała to robić. Czkawka przegładził jej włosy palcami, jakby rozkoszował się ich dotykiem, po czym pocałował ją w czoło.
- Jak dzisiejszy dzień? - zapytał w końcu. Astrid wolała nie odpowiadać. Była wystarczająco zmęczona, by położyć się zaraz obok Czkawki i spać kilka dni.
- Nie było tak źle - odparła. - Twoja mama nawet powiedziała mi coś miłego - pochwaliła się, rzucając mu dumny uśmiech.
- Zawsze myśli o tobie tylko dobrze - rzekł Czkawka, głaszcząc czule jej policzek. - Wiem, bo często mi mówi, że natrafiłem na prawdziwy skarb.
- A ty jej słuchasz? - zapytała Astrid, naigrawając się z jeźdźca.
   Czkawka uśmiechnął się szeroko, po czym wymruczał po swojemu:
- Nie musi mi tego mówić. Dobrze wiem, na kogo trafiłem.
   Astrid objęła go jeszcze mocniej, czując jak wszystkie troski z niej spływają, przy dotyku z ciałem jeźdźca.
- Sączysmark i Szpadka chyba coś do siebie mają - zaczęła, przypominając sobie rozmowę z przyjacielem. Opowiedziała swojemu mężowi o tym, gdy obaj usiedli na łóżku. Czkawka skrzywił się, czując znów ból w boku, ale słuchał bardzo uważnie. Astrid uwielbiała to w Czkawce, że zawsze jej słuchał, nie ważne, czy plotła od rzeczy, czy opowiadała mu historie, które opowiadał jej kiedyś jej ojciec. To samo rozmarzone spojrzenie, ale ten sam bystry umysł, zaśmiała się w myśli.
- Dopiero to zauważyłaś? - zaśmiał się, obejmując ją ramieniem. Astrid zamrugała gwałtownie, odpychając lekko jeźdźca.
- Serio? - zapytała.
- No tak - Czkawka wzruszył ramionami, jakby w ogóle nie dziwiła go ta sytuacja. - Czego się dziwisz? Sączysmark zarywa do niej od...
- Od pierwszych Wyścigów Smoków, gdy wpadła mu w ręce - przypomniała sobie. Szpadka potem przez kilka tygodni narzekała na swojego brata, przez którego wyszedł cały ten cyrk. Gdyby Mieczyk nie zaryzykował takiego manewru, jego siostra wciąż trzymałaby się Wyma, zamiast wpadać wprost w ramiona Sączysmarka.
- Właśnie - przytaknął skromnie Czkawka. - Może za kilka lat, kto wie, odbędzie się drugie wesele.
   Astrid spojrzała na niego z politowaniem.
- Że niby Szpadka miałaby... Przecież ona go nienawidzi! - zachichotała, wyobrażając ich sobie razem.
   Czkawka patrzył na nią jednak z powagą.
- Ty chyba dawno nie gadałaś ze Szpadką - mruknął pod nosem. Astrid przemyślała jego słowa. Właściwie rzadko rozmawiały ze Szpadką jak to dziewczyny na temat chłopaków. W przypadku Astrid i tak było wszystko jasne.
   Jeździec zamyślił się na chwilę, po czym szybko wstał i podszedł znów do biurka, szukając czegoś w książce. Astrid zmarszczyła brwi.
- Znalazłem coś, co mnie zastanowiło - odparł. - Mel wczoraj dała mi coś, co wyglądało jak kopia herbów tych dwóch statków.
- Czkawka... - zaczęła Astrid, kręcąc z głową.
- Coś jest nie tak! - przerwał jej krótko. - Mel ma rację, przecież kłusownicy łapią smoki, a nie strzelają do nich!
- Więc co zamierzasz? - warknęła blondynka. - Chcesz zaraz wsiadać na Szczerba i lecieć ich szukać?
- Nie, skąd - skrzywił się Czkawka, siadając obok z materiałem w ręku.
   Astrid wzięła delikatnie materiał z jego dłoni, oglądając go. Na jednej połowie chustki widniał herb trójgłowego smoka na zielonym tle, na drugim trzy czarne miecze na pomarańczowym zachodzie słońca.
- Znalazłem jeden herb w księgach mojego ojca. To ród Hoodów, mieszkańców południowych wysp. Mój ojciec znał tamtejszego wodza, ale nie byli sojusznikami. Powiedzmy, że byli obojętni naszemu plemieniu - opowiadał, gdy Astrid patrzyła czujnie w jego mądre oczy. - Ich tereny zostały jednak doszczętnie zniszczone przez smoki, co tłumaczyłoby, dlaczego strzelali do naszych smoków. Poza tym jeden z łuczników, ten który się do nas zwracał, znał nasz język. To na pewno oni!
   Astrid zmrużyła oczy, zastanawiając się szybko. To naprawdę bardzo dziwne.
- W takim razie co z tym drugim herbem? - zapytała, oddając mu kawałek chustki.
- Tego nie wiem - przyznał Czkawka. - Ale w księgach herbów nic o tym nie napisano. Więc nie chodzi tu o ród...
- Może o profesję - zaczęła Astrid. - A może Hoodowie sprzymierzyli się z jakimś rodem spoza wysp? - zapytała.
   Czkawka kiwnął głową, z zainteresowaniem.
- Cóż, połowę układanki już mamy - powiedział z namysłem.
   Astrid westchnęła, oplatając dłonie wokół jego karku. Czkawka uśmiechnął się do niej znów, jakby cała maska miłośnika tajemnic i nauki nagle zniknęła, uosabiając znów tego samego wrażliwego i pewnego siebie wodza.
- Nigdy nie dajesz za wygraną, co? - mruknęła, przyglądając mu się czujnym wzrokiem. Znała każdy milimetr jego twarzy. Od rudawobrązowej czupryny okalającej jego czoło, do cienkiej blizny na jego brodzie.
- Nie - odpowiedział Czkawka, przyciągając ją do siebie. - Zresztą ty jesteś na to dowodem - dodał cicho.
   Astrid zamknęła oczy, czując na szyi ciepły oddech jeźdźca. Nareszcie wszystko wraca do normy, pomyślała, korzystając z chwili, gdy Czkawka jest tylko jej, gdy nie ma żadnych obowiązków, gdy Szczerbatek nie wyciąga go na przejażdżkę, a Berk nie zagraża niebezpieczeństwo.
- Nigdy więcej mnie tak nie strasz - wyszeptała cicho, mając na myśli wczorajszy wieczór. Jeszcze chwila i... Och, nawet wolała o tym nie myśleć. Zadrżała lekko, wyobrażając sobie, jak wyglądałoby Berk bez Czkawki. Musiałaby stąd odejść, pomyślała z goryczą. Nie zniosłaby widoku Berk, które przypominałoby jej nieznośnie o jej stracie.
   Czkawka ujął jej podbródek i przyjrzał jej się uważnie. Pewnie jej oczy już lśniły od łez, pomyślała z poirytowaniem. Kiedyś rzadko co powodowało u niej płacz. Co się z nią stało po śmierci Wichury?
- Nic się nie stało, Astrid - powiedział pewnie, by wytępić w jej sercu wątpliwości. - Widzisz, żyję. - podniósł do góry ręce, jakby chciał jej się zaprezentować.
   Astrid odwróciła wzrok, ale nie odpowiedziała. Czkawka westchnął i pocałował ją z uczuciem, wodząc miękkimi ustami od jej warg, do słonych łez, które już spływały po jej gładkich policzkach.
- Nawet bogowie nie zdołali by mnie od ciebie oddzielić - mruknął między kolejnymi pocałunkami. Astrid uśmiechnęła się niemrawo.
- Nawet ich nie kuś - odpowiedziała, zamykając z rozkoszą oczy.

Ta daaam! :3 myślę że trochę słodyczy nie zawadzi, postaram się jeszcze coś napisać przed środą. Dedykuję ten rozdział wszystkim czytelnikom, bo nie umiałabym wybrać pomiędzy wami :D taka jestem. Piszcie komy, bo nie mogę się doczekać waszych reakcji ^^


  

niedziela, 19 lipca 2015

Troska kosztem siebie

   Zanim jednak smoki doleciały do Berk, Czkawka przebił się do swojej świadomości i obudził się, uczepiony kurczowo Szczerbatka. Smok wyglądał na nieco spokojniejszego, widząc przytomnego jeźdźca.
- Co się stało, Mordko? - spytał troskliwie, próbując przypomnieć sobie całą sytuację. Czuł ból po swojej prawej stronie. Gdy tam spojrzał, aż stęknął, widząc zakrwawiony strój i siodło. - O nie... - szepnął. Jego dłonie też były z krwi.
   Valka podleciała bliżej, najwyraźniej zauważając już fakt, że jej syn zdołał utrzymać swoją przytomność. Na jej twarzy malował się strach. Za nią, przytulona mocno do jeźdźczyni siedziała Mel, spoglądając z taką samą miną na rannego jeźdźca swoimi wielkimi, zielonymi oczami.
- Czkawka, jak się czujesz? - spytała Valka, gładząc szyję Chmuroskoka.
- Sam nie wiem - ból zaczynał się rozprzestrzeniać. Niedługo jego umysł znów eksploduje, a przed twarzą zatańczą gwiazdy. Dobrze jednak, że nie spadł z siodła, gdy stracił przytomność. - To Mel cię znalazła? - spytał, patrząc z uwagą na dziewczynkę.
- Znalazłyśmy się obie - powiedziała Valka, wciąż wbijając wzrok w krwawiący bok syna. - W czasie lotu. Czkawka, Berk jest już niedaleko.
- Tak, wiem - odparł, poznając te tereny. Jeszcze kilka minut i zobaczą wioskę. - Co z Astrid?
   Valka wzruszyła ramionami.
- Mam nadzieję, że Iskra doleciała na Berk. - jej głos drżał, gdy to mówiła. Albo bardzo martwiła się o swoją synową, albo cała ta sytuacja ją przerastała.
   Czkawka wyjął z kieszeni siodła czerwony materiał, który służył jako zapas, jeśli proteza przy ogonie Szczerbatka spłonęłaby, i przyłożył sobie do boku, odwracając przy tym twarz, by Valka i Mel nie widziały, jaki sprawia mu to ból. Strzała nadal tam tkwiła. Nie miał na tyle odwagi, by ją wyciągnąć. Poza tym wtedy na pewno straciłby świadomość, a tego nie chciał. Musiał najpierw zobaczyć, co z Astrid.
   Berk ukazało się przed nimi, jak fatamorgana na pustyni, błyszcząc przepychem gładkich skał i kolorowych chorągwi. Obraz znów migotał przed oczami wodza. Zagryzł zęby, wiedząc, że to pomaga. Szczerbatek zajęczał.
- Spokojnie - szepnął, głaszcząc jego głowę. - To minie. Dam radę.
   Smok obruszył się, słysząc te słowa. Bardzo martwił się o swojego jeźdźca. Usta Czkawki na moment wygięły się krzywo w uśmiechu.
   W końcu dolecieli na wyspę, zauważając już z daleka czarne skrzydła Iskry. A jednak, doleciała, pomyślał wódz, oddychając spokojniej. Smoczyca stała tuż pod drzwiami jego domu. Zastanawiał się, czy Gothi już tam jest. Może potem zdoła pomóc i jemu, pomyślał.
   Gdy Szczerbatek przystanął obok Iskry, jego jeździec stracił panowanie i zsunął się po jego grzbiecie na ziemię, stękając głośno. Valka podbiegła do niego, by mu pomóc, chwytając jego jedno ramię, drugie zaś dźwigał Szczerbatek, skomląc cicho. Mel podążała za nimi jak cień.
- Trzeba zawołać Gothi - mówiła pod nosem Valka. Na jej czole perlił się pot.
- Niech najpierw zobaczy Astrid - upierał się jeździec, który zaczynał tracić z nią kontakt wzrokowy. Szczerbatek podniósł nieco łeb, by zrównać jedno ramię jeźdźca z drugim, które trzymała Valka. Czkawka znów stęknął z bólu, gdy smok się przemieścił.
- Astrid nic nie jest - odparła Valka. - Popatrz na siebie! Twoja rana jest gorsza.
   Gdy weszli do domu wodza, Gothi rzeczywiście już tam była, gotując w garnku świeże bandaże. Czkawka zdążył tylko zobaczyć przed sobą przestraszoną Astrid, siedzącą w fotelu z czystym bandażem na ramieniu, zanim przed jego oczami znów zapanowała ciemność.

   Obudził się znów chyba po kilku godzinach. Czuł odprężające ciepło w miejscu, gdzie strzała przebiła skórę. Leżał w swoim łóżku - poznał to po zagłębieniach w belkach stropu, po których kiedyś skakał Szczerbatek. Gdy obrócił głowę na bok, zobaczył smoka, który położył głowę obok jego jedynej nogi, patrząc w jeźdźca ze skupieniem zielonych oczu.
- Cześć, Mordko - powiedział słabo, muskając jego nos swoją dłonią. Smok pojaśniał trochę, widząc, że zmagania Gothi dały jakiś rezultat.
   Zaraz, jakby na zawołanie, do pokoju weszła Astrid. W tle słychać jeszcze było głos Valki dobiegający z dołu. Miała usztywniony bark, ale wciąż poruszała się z gracją. Najwyraźniej Valka miała rację i Czkawka niepotrzebnie się przejmował jej stanem zdrowia.
   Astrid popatrzyła czujnie na męża, widząc, że już się czuje lepiej. Usiadła wolno tuż obok niego na łóżku, nieco spychając Szczerbatka, który mruknął niezadowolony. Astrid jednak podrapała go czule za uchem i smok się nieco uspokoił, dalej patrząc na jeźdźca.
- Czkawka, co ty sobie myślałeś? - spytała cicho z westchnieniem, wpatrując się w jego zielone oczy, które wyglądały, jakby ukrywały się za gęstą mgłą.
   Czkawka ścisnął jej dłoń, zamykając oczy. Ból zelżał, ale nadal go czuł.
- Wtedy, gdy zgodziłem się na to, by Mel z nami leciała, czy wtedy, gdy przywiązywałem cię do Iskry? - spytał słabym głosem. Zanim otworzył oczy, poczuł na ustach intensywny dotyk ust Astrid, które z namiętnością nakazywały mu się uciszyć. Jego ręka powędrowała natychmiast do jej policzka i karku, gładząc go lekko. Szczerbatek mruknął z niezadowoleniem.
- Nie wstawaj - syknęła Astrid, odrywając się od Czkawki, gdy chciał ja objąć. - Masz teraz odpoczywać.
   Czkawka położył się niechętnie, wpatrując się w błyszczące szafirem oczy. Dźwięki za drzwiami nieco przycichły. Ciekawe, czy Mel poszła już spać.
- Odkąd się tu zjawiłaś, nie chcę odpoczywać - szepnął, uśmiechając się po swojemu. Astrid wywróciła oczami, całując jego policzek.
- Ja nie wiem, jak ja z tobą czasami wytrzymuję - mruknęła, ale również się uśmiechnęła, patrząc na bandaże, owijające starannie jego brzuch. Na środku krew przebiła materiał, ale tylko lekko. Rana powinna się wkrótce zacząć goić.
- Jak twoje ramię? - zapytał nagle wódz, patrząc na jej bark. Astrid popatrzyła się na bandaże lekko, jakby widziała je po raz pierwszy. - Nic mi nie jest. Po lekach Gothi nic już nie czuję.
   Czkawka odetchnął. Nie liczyło się dla niego, jak czuł się on sam, grunt, że nic nie stało się jego ukochanej. Usłyszeli cichy stukot do drzwi, który odwrócił ich uwagę od siebie.
- Proszę - zawołała Astrid, nie odsuwając się ani o milimetr od męża. Czkawka z zainteresowaniem zauważył, że jeszcze kilka lat temu, Astrid uciekłaby od niego, udając, że nic między nimi nie zaszło, a na jej gładkie policzki wystąpiłyby rumieńce. Zresztą na jego własnych również.
   Mel weszła nieśmiało do pokoju, wisząc na heblowanej klamce. Na widok Astrid i Czkawki uśmiechnęła się, ukazując rząd śnieżnobiałych ząbków.
- Jak się czujesz? - spytała nieśmiało. Wciąz mówienie do wodza na "ty", zamiast "wodzu" sprawiało jej trudności. Czkawka jednak nalegał, by traktowała go z troszkę mniejszym dystansem.
- Trochę lepiej - odparł, spoglądając na swoją ukochaną. - A jak tam nasza mała bohaterka? - spytał z uśmiechem, gdy Mel zajęła miejsce jeszcze bliżej niego od Astrid, która ja objęła. Szczerbatek obrócił się i odszedł obrażony.
- Ja? - Mel wydawała się być zdziwiona. Dziwne, ale w rozwalonym warkoczu i cienkich kosmykach na twarzy wyglądała dużo lepiej niż w ciasnych, spiętych włosach, które zaplatała jej Astrid.
- No tak - przyznał Czkawka. - Przecież, gdyby nie ty, dalej siedzielibyśmy pod pokładem.
   Dziewczynka wydawała się zbita z tropu.
- Ale gdyby mnie tam nie było, Astrid nie zostałaby ranna i ty pewnie też...
   Czkawka podniósł bezwiednie dłoń i ścisnął w niej dwie chuderlawe rączki Mel. Zachwycające, że coraz częściej miał nawet gesty podobne do swojego ojca. Był z tego powodu bardzo dumny.
- Bogowie tak chcieli, to się musiało stać. A ty uratowałaś całą sytuację. - odparł. - Wandersmok trafił w dobre ręce.
   Mel obróciła się w tył, spoglądając na Astrid. Jeźdźczyni kiwnęła głową, popierając męża.
- Burza chyba wróciła do Berk - powiedziała dziewczynka, przypominając sobie o smoku. - Nie widziałam jej.
- Smoki są mądre, Mel. Same znają drogę do domu lepiej od nas. - odparł Czkawka, patrząc z uwagą na siedzącą przy nim rozmówczynię. Astrid przytuliła ja do siebie, głaszcząc po brązowych włoskach.
   Siedzieli tak jakiś czas w ciszy, która najwyraźniej im nie przeszkadzała. Czkawka pierwszy raz od wielu dni mógł się zrelaksować, choć nie tak, jakby tego chciał. Ranny bok wciąż przypominał o sobie w dość bolesny sposób. W końcu do pokoju wpadł Szczerbatek, przeskakując zwinnie nad całym dużym łóżkiem Czkawki i padając na podłogę gładko niczym kot. Wikingowie spojrzeli na niego ze zdziwieniem, ale sekundę przed zrozumieli, czego aż tak boi się Szczerbatek, chowający się za szafą.
   Najwyraźniej Gothi przyrządzała gulasz z węgorzy, który świetnie działał na rany postrzałowe. Czkawka na samą myśl się skrzywił. Już raz ojciec kazał mu jeść ten gulasz, więc doskonale znał jego ohydny smak. Na ustach Astrid też zagościł grymas.
- Co się stało Szczerbatkowi? - spytała ciekawie Mel, spoglądając na smoka nerwowo.
- Boi się węgorzy - Astrid wzruszyła ramionami, wstając. - Prawie każdy smok się ich boi.
- Aha - odparła Mel, marszcząc brwi. Czkawka zareagował tak samo, gdy Szczerbatek odskoczył od niego, widząc, że trzyma w rękach smakowitego węgorza. Smoki to doprawdy nie pojęte stworzenia.
- Idę porozmawiać z twoją mamą i Gothi - powiedziała Astrid, wychodząc. - Postarajcie się go trochę uspokoić - dodała, patrząc troskliwie na Nocna Furię.
   Czkawka westchnął i spojrzał na schowanego za wysoką szafą smoka. Wpadł na ciekawy pomysł. Tuż obok niego leżała torba, w której leżało troszkę smoczy miętki, zebranej kilka dni temu z pól Grubego i Wiadra. Czkawka pozbierał wszystkie kępki i podał je Mel. Dziewczynka znów wyglądała na zdziwioną.
- Co to jest? - spytała, trzymając w dłoni cienkie, bladozielone listki.
- Idź do Szczerbatka i pogłaszcz go tym po łuskach - podpowiedział jej jeździec, mrugając do niej zachęcająco.
   Dziewczynka nie znając celu tego zabiegu, podeszła i wtarła zielsko w skórę smoka. Szczerbatek zamruczał gardłowo i wyciągnął ku niej szyję, jakby wskazywał jej, w którym miejscu ma go połaskotać cieniutkimi ziołami.
   Mel zaśmiała się cicho, widząc jak Nocna Furia wygina się i pręży, mrucząc jak najprawdziwszy kot.
- Co ja mu takiego zrobiłam? - spytała, oglądając się na zmęczonego jeźdźca. Czkawka uśmiechnął się lekko, przypominając sobie moment, w którym on odkrył tajemnicze właściwości tej rośliny, gdy podczas nieudanego lotu na smoku wpadli razem w kępę smoczej miętki.
- To smoczy miętka, Mel - odpowiedział cicho. - Smoki ja uwielbiają.
- Ale właściwie czemu? - dociekała, siadając znów koło Czkawki. Szczerbatek szedł za nią jak zahipnotyzowany, wąchając przy tym trzymane w jej dłoniach gałązki. - Czemu nie jakaś inna roślina?
   Czkawka uśmiechnął się, słysząc te pytania.
- No proszę, czyżby kogoś tu zainteresowały badania nad roślinami? Chyba powinnaś się zgłosić do Śledzika, on jest specjalistą od tych spraw.
   Mel westchnęła cicho, spoglądając na wodza smutno. Jej ciemne kosmyki opadły jej na twarz. Szczerbatek wcisnął głowę pod dłoń Czkawki, domagając się pieszczot. Chyba już zapomniał, że obraził się na jeźdźca.
- Co to za mina? - spytał Czkawka lekkim tonem. Mimo wszystkich dzisiejszych problemów, jednak zdołał zachować swój niepowtarzalny humor.
- Widziałam to, co robiłeś wtedy, na statku. - szepnęła. - Nie bałeś się, broniąc Szczerbatka?
- Jasne, że się bałem - przyznał Czkawka. - Zawsze się boję. Bałem się o ciebie, o Szczerbatka, o Astrid. O pozostałych - miał na myśli jeźdźców i ich smoki, ale nie chciał wymieniać wszystkich. Dziwnie mogłoby to zabrzmieć, gdyby powiedział, że bał się też o Sączysmarka.
- W takim razie dlaczego tam poleciałeś? - spytała Mel.
- Bo musiałem znaleźć moją mamę. Poza tym, gdyby nas wtedy nie złapali i tak musiałbym coś zrobić z tymi kłusownikami. Byli zbyt blisko naszej wyspy.
   Mel pokiwała głową z zamyśleniem, ale coś chyba przyszło jej do głowy, bo dziewczynka zmarszczyła brwi i zaczęła grzebać w lewej kieszeni. Wyciągnęła z niej małą, zwiewną chustkę z dwoma znakami po dwóch osobnych stronach - te same znaki, co na dwóch żaglach kłusowników.
   Czkawka wziął od niej materiał, przyglądając mu się dokładnie. Skądś znał te herby. Tylko nie wiedział, skąd.
- To naprawdę kłusownicy? - spytała Mel. - Bo mieli broń i strzelali do Szczerbatka i innych smoków. A kłusownicy chyba by do nich nie strzelali.
   Chyba że komuś zależało na martwych smokach, pomyślał Czkawka. Ale Mel miała rację. jemu też coś tu nie grało. Tylko jeszcze nie wiedział, co. Barwy żagli wciąż łopotały o granice jego umysłu, poszukując znaczenia.
   Astrid w końcu weszła do pokoju, trzymając się pod boki. Jej ramię jednak było tak mocno zabandażowane, że szybko zrezygnowała ze swojego gestu.
- Dobra, lepiej dajmy naszemu jeźdźcowi chwilę pospać - rzekła do Mel, rozczesując palcami jej zburzone włosy. Czkawka lubił towarzystwo małej, ale musiał przyznać, że czuł się naprawdę zmęczony po dzisiejszym dniu.
   Mel skrzywiła się lekko, ale przytuliła się do jeźdźca delikatnie, mrucząc ciche "dobranoc" i wyszła z pokoju. Szczerbatek ruszył za nią, jakby oczekiwał, że może miała przy sobie dalej smoczą miętkę. Czkawka popatrzył za dziewczynka, dalej zastanawiając się nad dziwnymi żaglami.
- Ja i Valka cię jutro zastąpimy - powiedziała dumnie Astrid, uśmiechając się do męża.
- Dwie kobiety, rządzące wyspą? - parsknął śmiechem. - No to brzmi jak dobry żart.
   Astrid obruszyła się na te słowa, wpatrując się w Czkawkę wzrokiem węża.
- Śmieszy cię to? Zrobimy to dużo lepiej od ciebie - prychnęła, poprawiając włosy.
   Czkawka odchrząknął krótko, wiedząc, że chyba posunął się odrobinę za daleko. Astrid wpatrywała się w niego gniewnie, oczekując reakcji.
- Wiesz, nie sądzę... - zaczął uspokajająco.
- Może mały zakład? - warknęła Astrid. No to skończyło się szczęśliwe pożycie, pomyślał Czkawka, hamując się przed wybuchem śmiechu.
- A jaka będzie nagroda? - spytał czarująco. Jego żona spojrzała na niego, jakby chciała go uderzyć, zawahała się jednak, spoglądając na jego owinięty bandażem brzuch.
- Nagrodę wybierze ten, kto wygra - powiedziała tylko krótko.
- Więc kto sędziuje? - zapytał Czkawka. Coraz bardziej podobał mu się ten plan. Znał bardzo dobrze Astrid i wiedział, że nie wszystkie jej pomysły przechodzą, a im bardziej dziewczyna się stara, tym większe szkody potem ponosi całe Berk. - Nie mogę się stąd ruszyć, więc nie wiem, jak wam idzie. Ktoś musi mi o tym donosić.
- Szpadka? - zaproponowała Astrid, uśmiechając się chytrze do jeźdźca.
- Może ktoś mniej przekupny? -Czkawka skrzywił się, wyobrażając sobie, jak łatwo by przegrał, gdyby Astrid przeciągnęła bliźniaczkę na swoją stronę.
- To może Sączysmarka? - warknęła Astrid sarkastycznie, wywracając oczami. Może i Wiking nie przepadał za Czkawką, ale prawda była taka, że ich rywalizacja skończyłaby się z tym samym skutkiem, co w przypadku Szpadki, tyle że odwrotnym. Faceci jednak zawsze obierają swoją stronę.
- Mel - pomyślał na głos Czkawka. - Nie będzie umiała wybrać między nami - próbował przekonać ją Czkawka, widząc minę żony. - Poza tym i tak pewnie będzie koło was.
- Zgoda, ale nie jestem pewna, czy to sprawiedliwe - mruknęła jeźdźczyni, rozplątując włosy jedną ręką. Trochę marnie jej to szło, ale jakoś sobie poradziła.
- Niesprawiedliwym jest szantażować chorego męża - poskarżył się, robiąc obrażoną minę. Astrid wystawiła mu język.
- Nawet nie wiesz, ile strachu najadła się przez ciebie dzisiaj twoja niesprawiedliwa żona - burknęła, robiąc obrażoną minę.
- Twój chory mąż również - mruknął Czkawka, którego powieki lekko się zamykały. Chyba naprawdę powinien się przespać.
   Astrid usiadła na łóżku, wbijając wzrok w podłogę.
- Nawet nie pomyśleliśmy, co stanie się z Mel, jeśli my kiedyś nie wrócimy. - powiedziała cicho. Czkawka obudził się szybko, słysząc te słowa. Na samą myśl, po plecach przebiegły mu ciarki.
- Zawsze ktoś z nas wróci - próbował ją uspokoić. - I myślę, że Mel zdaje sobie z tego sprawę. Dzisiaj widziała, jak to wygląda, gdy była z moją mamą.
   Astrid zrobiła przerażoną minę.
- To ona tam była z wami?! - wykrzyknęła.
   Czkawka usiadł, ignorując ból w boku, przeszywający jego ciało.
- Tak, moja mama i ona spotkały się pod drodze i po prostu Mel z nią poleciała. Ani przez chwilę nie była w niebezpieczeństwie, Astrid. Chmuroskok doskonale sobie poradził tam, na statku.
   Mimo to jeźdźczyni ani na moment się nie uspokoiła. Coś nadal ją niepokoiło.
- A czy... ona widziała, jak obrywasz? - spytała cicho.
   Czkawka kiwnął bezwiednie głową, przypominając sobie jak przez mgłę moment, w którym strzała przeszyła jego ciało. Ból jeszcze mu o tym boleśnie przypominał.
- Zastanawiam się, czy podjęliśmy słuszną decyzję - odparła Astrid po dłuższym namyśle. W jej oczach pojawiły się łzy. - Nie byłaby szczęśliwsza u kogoś innego? I po co ja ją w ogóle wzięłam, sama nie wiem, co mi strzeliło do głowy.
   Wódz widząc jej rozdarcie, otworzył przed nią ramiona, przywołując ją do siebie. Astrid bez namysłu  przytuliła się do jego torsu. Łzy płynęły obficie z jej błękitnych oczu. Czkawka zastanawiał się, czy dziewczyna ma rację, ale prawda była taka, że sam o tym myślał i to niejednokrotnie. Jedynym sposobem na dowiedzenie się, czy ich przypuszczenia były prawdziwe, było spytanie dziewczynki.

Jak myślicie, kto wygra ten zakładzik?? :D przepraszam że tak długo, ale nie wyrabiam, pisząc teraz szczególnie dwa blogi :) mam nadzieję, że mi wybaczycie

piątek, 17 lipca 2015

Walka w płomieniach

   Jeźdźcy, tak jak myślał Czkawka, zostali wrzuceni pod pokład jako więźniowie. W jednej dużej kabinie, w której przechowywano żywność, czuć było ostry zapach wschodnich ziół, ale zapach to wszystko, co mogli w tym momencie zauważyć, bo gdy klapa się zamknęła, toczyła ich gęsta ciemność.
   Zanim oczy Czkawki przyzwyczaiły się do ciemności, ten skulił się, przykładając nogi do związanych dłoni Mieczyka.
- Mieczyk - szepnął, sprowadzając jeźdźca na ziemię. - Sięgnij do mojego buta i wyjmij Piekło. Szybko!
   W kącie pomieszczenia dały się słyszeć jakieś jęki. Czkawka przekręcił się znów, by pomóc Mieczykowi odnaleźć dotykiem skrytkę na broń.
- Zaraz - mruknął bliźniak. - Który to ma być but?
- Mam jednego buta! - syknął Czkawka, a Mieczyk wyraźnie pokiwał głową.
   Oczy wodza zdołały już po części przyzwyczaić się do światła. Drobne błyski słoneczne wlewały się przez szczeliny w podłodze pokładu.
- Dobra, jest! - zawołał Mieczyk, wyciągnąwszy Piekło.
- Zamknij dziób! - warknął Sączysmark, zanim zrobił to Czkawka. - Usłyszą nas.
   Czkawka poczuł w dłoni zimny metal broni i otworzył część, która zapłonęła żywym ogniem Śmiertnika. Zaczął po kolei rozcinać węzły, co nie było takie łatwe, gdy miał związane ręce z tyłu. Parę razy przypalił sobie skórę, ale zdołał spalić część węzłów, a resztę po prostu rozerwał. Potem sięgnął szybko do nóg i przepalił kolejne sznury.
- Czkawka, szybciej - jęknął Śledzik.
- To nie takie proste - odpowiedział mu wódz. - Nigdy nie widziałem takich węzłów...
   Kiedy zdołał się jednak od nich uwolnić, odszukał wzrokiem lśniących blond włosów i podążył za tym widokiem. Astrid leżała pod ścianą. Jej głowa leżała bezwiednie na podłodze wśród spróchniałych desek. Czkawka zaczął po kolei rozcinać liny, wiążące dziewczynę. Nie wiedział, czy sznury nie uciskały jej w sposób, w który krew dalej mogłaby płynąć z rany na ramieniu. Gdy przepalił wszystkie jej sznury, pogładził jeźdźczynię po policzku, przyglądając się jej. Astrid paliła gorączka, ale dziewczyna bezwiednie uchyliła powieki.
- Czkawka, nie mamy czasu! - syknął Sączysmark, a jeździec z roztargnieniem podbiegł do niego i zaczął tak samo jak wcześniej przecinać węzły.
   Gdy Sączysmark został uwolniony, Czkawka dał mu Piekło, by rozwiązywał resztę przyjaciół, a sam znów wrócił do swojej ukochanej.
- Astrid, słyszysz mnie? - spytał, kładąc jej lśniącą od jasnych włosów głowę na kolana.
- Słyszę - ledwie poruszyła ustami, wymawiając to słowo, a jej twarz wygiął grymas bólu. - Dam radę. - dodała po chwili, próbując wstać. Czkawka poczuł na kolanie gorącą ciecz. Krew dalej płynęła małymi strużkami.
   Szybko wstał i rozdarł sobie kawałek spodniej tuniki, po czym zawiązał ją w miejscu, w którym Astrid zraniono strzałą. Najwyraźniej grot musiał być większy, niż im się początkowo zdawało. Gdyby strzelili ją choćby dwa razy, nie wiadomo, czy miałaby jakiekolwiek szanse.
   Czkawka przytrzymywał ramię dziewczyny, ignorując zapach krwi, drażniący go w nozdrza. Astrid trzymała się twardo, ale jej oczy znów zachodziły mgłą. Szpadka podbiegła do niej i przycisnęła jej dłoń do karku w dziwny sposób. Czkawka chciał ją powstrzymać, ale Astrid zapadła w głęboki sen, który nie nadwyrężał jej sił.
- Co zrobiłaś? - spytał przyjaciółkę. Reszta jeźdźców stała już za nimi.
- Nie wiem - przyznała Szpadka. - Gothi tak robiła, kiedy Pyskacz się skarżył na ból pleców. Chwilę pospał i wracał do formy.
   Jeźdźcy spojrzeli po sobie ze zdziwieniem, ale nie odpowiedzieli nic. Czkawka wziął na ręce śpiącą dziewczynę i przytulił ją do siebie, jakby chciał ją osłonić przed atakiem obcych.
- Co robimy? - spytał Sączysmark, patrząc na Czkawkę.
- Czekamy na coś, co odwróci ich uwagę. - mówił wódz, patrząc na przyjaciół. - Sączysmark, weź Piekło, będziesz mnie osłaniał, oboje pójdziemy uwolnić smoki. Bliźniaki musicie odwrócić uwagę od nas, Śledzik, pomożesz im.
   Jeźdźcy kiwnęli głowami, a Mieczyk i Szpadka ucieszyli się z funkcji im przydzielonej. W kącie pod pokładem ktoś jęknął. Oczy wszystkich zwróciły się na tajemniczego więźnia.
   Sączysmark wyciągnął z kieszeni po boku swój krótki sztylet i stanął przed Czkawką, trzymając go w jednej dłoni. Drugą dzierżył dumnie Piekło.
- Mamo, to ty? - spytał Czkawka ciemność.
   Usłyszeli męski głos. Nie mówił w ich języku, ale najwyraźniej coś szeptał. Czkawka otworzył szeroko oczy, spoglądając na jeźdźców.
- Nie zostawimy go tak. Sączysmark, rozetnij mu więzy.
   Jeździec przysunął się do obcego i obrócił w dłoni swój sztylet. Rozcięcie węzłów zajęło mu dłużej niż Czkawce, ale gdy odwrócił obcego do światła, Szpadka zasłoniła usta dłonią, a Śledzik zwymiotował w kąt pomieszczenia.
- Co mu się stało? - zapytał Mieczyk, przyglądając się twarzy mężczyzny.
   Jego policzki przecinały dwie rany wielkości ostrza. Najwyraźniej obcy kłusownicy lubili znęcać się nad swoimi więźniami. Czkawka zadrżał na myśl o związanym na pokładzie Szczerbatku. Musieli się spieszyć.
- Czkawka, tam na górze na nas czekają - przypomniał mu Sączysmark. - Poza tym bliźniaki i Śledzik nas nie obronią. No popatrz tylko na niego... - wódz nie musiał patrzeć w tył, wystarczyło mu to, co słyszał.
- Coś wymyślę - odparł jeździec, gdy nagle coś łupnęło o pokład, a cała załoga wpadła w panikę. Dźwięk, który Czkawka usłyszał przed uderzeniem mógł oznaczać tylko jedno.
- Na pokład! - ryknął i sam zaczął biec jako pierwszy po wąskich stopniach. Astrid jęknęła bezwiednie w jego ramionach. Była tak lekka, że jeździec dopiero przypomniał sobie o jej obecności.
   Jeźdźcy biegli tuż za nim, strzegąc jego pleców. Nad statkiem latał czarny cień Nocnej Furii, jednak nie tej, która Czkawka miał nadzieję widzieć. Nad obiema łajbami latała Iskra, plując wściekle plazmą w najważniejsze części pokładu. Stalowy ster właśnie strzelił w momencie, w którym Czkawka i pozostali wyszli spod pokładu, rozrzucając na boki kawałki metalu. Nad żaglami latał także Chmuroskok, warcząc dziko. Na jego grzbiecie siedziała Valka. Czkawka odetchnął z ulgą. Spojrzał w bok i zobaczył smoki uwiązane łańcucham. Szczerbatek ryknął z radością, widząc jeźdźca. Czkawka podbiegł do niego i położył lekko Astrid na pokładzie.
- Sączysmark, Piekło! - zawołał, a biegnący obok Wiking podrzucił mu broń, ruszając w kierunku swojego smoka.
   Czkawka chwycił Piekło i zaczął przepalać łańcuchy, ale praca ta była mozolna i ciężka, a potrzebowali już teraz rozwalić te podłe łańcuchy.
   Tuż obok pojawił się jeden z kłusowników z bronią, wyraźnie zamierzając ugodzić Astrid. Zanim to jednak zrobił, Czkawka złapał go pod rękę, obrócił i uderzył łokciem w twarz, nokautując. Tak ich nie powstrzymam, pomyślał i jego wzrok pognał w górę ku Nocnej Furii.
- Iskra! - krzyknął, machając do smoka. Właśnie teraz potrzebował pomocy smoczycy.
   Ku jego zdziwieniu przyleciała od razu, machając skrzydłami mocno, by odepchnąć strzały, które w nią leciały. Czkawka wyciągnął z kieszeni sznur i podniósł swoją ukochaną. Iskra z zaangażowaniem patrzyła, jak jeździec przywiązuje dziewczynę do jej grzbietu.
- Błagam cię, zanieś ją do Berk. - jego głos drżał, nie mówiąc już o rękach, które wciąż dygotały, myśląc o tym, jak niebezpieczna będzie obecność jeźdźców na pokładzie, gdy zniknie Iskra i jej ataki plazmą. Musiał jednak wybrać w tym wypadku dobro Astrid. O resztę zadba sam.
   Iskra obróciła łeb i warknęła do kłusowników, biegnących w jej kierunku, aż zdecydowali się na ucieczkę. Czkawka poklepał ją po karku, na znak, że już skończył, po czym jej gładkie, czarne skrzydła zwinęły się, a mięśnie naprężyły do skoku. Sekundę później czarny cień snuł się między chmurami, a jedynym dowodem jej obecności na statku były błyszczące jasne pasma, falujące tuż przy uszach smoczycy.
   Gdy kłusownicy podążyli wzrokiem za uciekającą smoczycą, ich gniew skierował się ku wodzowi Berk, który przepędził bezcenną Nocną Furię z ich włości. Czkawka uśmiechnął się do nich złośliwie, stając przed Szczerbatekiem. Smok głośno jęknął, wiedząc, co ma zamiar uczynić jeździec.
- Pięciu na jednego? - spytał Czkawka, rozglądając się. - To niesprawiedliwe.
   Wszyscy na raz ruszyli do ataku, machając na przemian nożami i maczetami w kierunku chłopaka. Wódz unikał zgrabnie ich ataków, jednocześnie wydobywając z Piekła całe zapasy gazu, jakie zamieścił tam w jednym naboju. Kłusownicy nie wykryli podstępu i już gdy jeden nóż śmignął Czkawce koło ucha, jeździec wycofał się i podpalił gaz Zębiroga. Zdziwił się, że kłusownicy wcześniej nie zrozumieli, co jest grane. Chyba, że nie byli kłusownikami...
   Ta strona pokładu wybuchła cała, podpalając jednocześnie stare, zbutwiałe belki. Czkawka machnął w kierunku jeźdźców, którzy sprawnie ratowali swoje smoki. Ich wrogowie zostali na chwilę unieszkodliwieni.
   Szczerbatek warknął, gdy jeden z napastników się do niego zbliżył. Włosy na ciele Czkawki zjeżyły się ze strachu.
- Szczerbatek! - wrzasnął, biegnąc w tamtą stronę, ale Valka była szybsza. Chmuroskok skoczył wprost na kłusownika, przygniatając go całym ciężarem do podłoża. Czkawka mimo to nie zatrzymał się, przeskakując trochę poparzonych gazem kłusowników. Jeden z nich szybko dźwignął się na nogi i naciągnął łuk.
   Czkawka podbiegł do smoka i zaczął znów podpalać jego łańcuchy, jakby wcześniejsze zmagania wcale się nie liczyły. Wtedy poczuł ból w prawym boku. Na pokładzie działo się piekło. Chmuroskok jednym zionięciem ognia podpalił trzech atakujących wcześniej Czkawkę. Wódz tylko dotknął krwawiącego boku i wciąż przerywał łańcuchy. Szczerbatek popatrzył na niego błagalnie, spoglądając na jego bok, z którego wciąż sterczała strzała.
- Później, Mordko - szepnął jeździec, zagryzając zęby z bólu. Przed oczami miał tylko lśniące srebrem łańcuchy.
   Bliźniaki i Sączysmark pomagali jeszcze Śledzikowi w przełamywaniu ogniw wiążących Sztukamięs. Wtedy Czkawka zauważył siedzącą potulnie za Valką Mel. To ona zwołała pomoc, pomyślał sobie. Zaczynał już tracić świadomość.
   Gdy w końcu węzły łańcuchów Szczerbatka spadły z łoskotem na podłogę, Chmuroskok rozwalił dobre pół statku, który zanurzał się coraz bardziej. Czkawka otarł ze znużeniem krew z policzka, pewnie draśniętego, gdy zagazowywał przestrzeń między kłusownikami i usiadł na smoku, który wystartował w powietrze, jak ciśnięty z procy.
   Niedługo dołączył do niego także i Chmuroskok, zostawiając za sobą wrak statku. Valka ściągnęła z twarzy maskę, pokazując niezwykle troskliwą twarz. Kształty i kolory mieszały się powoli Czkawce w głowie.
- Czkawka, jesteś ranny! - usłyszał, zanim nad jego światem zapanowała ciemność.




Wohooo kochani, wiem, że czekacie :3 sorki, mój tatuś nie respektuje tego, że prowadzę kilka blogów i teraz muszę trochę ponadrabiać :3

Chciałabym was zaprosić do przeczytania mojego drugiego bloga, który jest moją inwencją twórczą:

http://niezniszczalni-opowiadanie.blogspot.com/

Oraz na świetny blog także o JWS, który osobiście bardzo mi przypadł do gustu, a mianowicie blog SuperHero*.* :

http://nigdyniebedziedobrze.blogspot.com/

wtorek, 14 lipca 2015

Poświęcenie

   Cała czwórka siedziała dokoła małego stolika, na którym spoczywało na poduszce małe, fioletowe jajo, pokryte białą pajęczyną linii. Szczerbatek mlaskał głośno nad głową Astrid spożywając dorsza.
- Szczerbatek! - skarciła go Astrid, ocierając włosy ze śliny, ale smok zarechotał tylko i wtulił się w dziewczynę. - No patrz, zrobił się arogancki - wskazała Czkawce jego smoka. - Zupełnie jak jego jeździec!
- Ma zły dzień - Czkawka zwrócił się do smoka, jakby usprawiedliwił Astrid, ignorując jej piorunujące spojrzenie.
- Mogliście mnie wcześniej powiadomić, że to Wandersmok - wyszeptała smutno Mel, której broda oparta była o krawędź stolika.
- Nic się nie stało, kochanie - szepnęła do niej Astrid, przytulając ją do siebie.
- Tak - potwierdził Czkawka. - możesz go przecież wytresować na takiego milusiego smoczka, jakim jest Szczerbatek - zaszczebiotał w stronę smoka, który zerknął na jeźdźca z zażenowaniem. - Co nie, Szczerbol?
   Smok zawarczał na te słowa, a Mel wybuchnęła śmiechem. Nie bała się już wcale Szczerbatka, co więcej, Nocna Furia często zasypiała przy niej w jej pokoju, a ona czuła się w jej towarzystwie bezpiecznie. Mimo to Czkawka skończył swoje dręczenie zaraz po odpowiedzi smoka.
- Myślałaś już nad imieniem? - zapytała ją Astrid, całując troskliwie w policzek. Uwielbiała rozpieszczać małą.
- Nie jestem jeszcze pewna, czy będzie to chłopiec, czy dziewczynka - broniła się. - Może powinnam zaczekać.
- Wiesz, będziesz miała trochę czasu, zanim smok się wykluje - wtrącił się Czkawka, drapiąc Szczerbatka pod brodą. - Możesz w zasadzie pomyśleć nad obiema opcjami.
- Tak, to dobry pomysł - potwierdziła Astrid, wyjątkowo zgadzając się ze swoim mężem.
   Mel westchnęła.
- A kiedy on się wykluje? - zapytała. Nikt z nauczycieli nie powiadomił uczniów, że jaja po prostu wrzuca się do lawy, bo gdyby to zrobili, Berk czekałaby zagłada małych, zionących wszędzie ogniem stworzonek.
- W swoim czasie - odparł Czkawka. - Teraz musisz się wyjątkowo pilnie uczyć o Wandersmokach, żeby cię nie zaskoczył.
- Nikt nigdy nie wytresował Wandersmoka, prawda? - zapytała smutno Mel. Była niezwykle inteligentna, pomyślał Czkawka. Albo przeczytała już cały smoczy podręcznik, co i tak było nie lada wyczynem jak na sześciolatkę.
- Masz szansę zostać pierwszą osobą, która go wytresuje - powiedział po namyśle Czkawka.
   Mel zadrżała na samą myśl.
- Nie bój się - Astrid znów przytuliła dziewczynkę, rzucając Czkawce zezłoszczone spojrzenie. - Będziemy mieć na was oko poza tym Szczerbatek nie da cię skrzywdzić, prawda?
   Smok jakby w potwierdzeniu oblizał policzek Mel, aż dziewczynka zachichotała.
- Chciałabym dać radę. W końcu wszyscy myślą, że dam, bo mieszkam z wami - popatrzyła wyczekująco na Astrid i Czkawkę, którzy poczuli się, jakby to nie o nich mówiła. Może rzeczywiście byli wzorem w oczach dzieci, pomyśleli oboje.
- Dasz radę, bo sama sobie poradzisz - powiedział pewnie Czkawka. - My będziemy ci tylko podpowiadać, Mel.
- Dokładnie - uśmiechnęła się do męża Astrid. - A teraz idź już lepiej spać, bo twój Wandersmok nie wytrzyma naszego gadania i sam się wykluje - po czym załaskotała dziewczynkę, która odskoczyła ze śmiechem i ruszyła w stronę pokoju Czkawki, który teraz należał do niej. Ściana naprzeciw jej łóżka miała duże okno, przez które kiedyś wychodził Szczerbatek. teraz gdy Mel miała smoka, okno czekało, aż smok się wykluje i wtedy będzie mógł spać obok jej łóżka. Oczywiście, jak już dorośnie.
- Dobranoc - zawołała na pożegnanie, a Szczerbatek poleciał za nią, muskając ogonem okoliczne półki ku przerażeniu Astrid. Całe szczęście, że nic nie narozwalał.
- Dobranoc - odpowiedzieli razem Czkawka i Astrid.
   Małżeństwo usiadło na kanapie przykrytej grubym, niedźwiedzim futrem i odetchnęło z powagą
- Kłopoty to się dopiero zaczną, Czkawka - powiedziała cicho Astrid, kładąc głowę na ramieniu męża.
- Nie będzie tak źle - odparł z uśmiechem. - Ten dom wytrzymał już jednego smoka klasy uderzeniowej, więc wytrzyma też drugiego.
   Astrid przygryzła wargę, celowo coś ukrywając przed mężem. Czkawka widział, że coś jest na rzeczy, skoro dziewczyna przyjmuje niewygodna pozę - obejmując kolano dłońmi.
- Hmm? - zapytał Czkawka, patrząc na nią uważnie.
- Nie, nie mogę ci nic powiedzieć, bo się nie zgodzisz - mruknęła, obracając wzrok.
   Czkawka przyciągnął ją do siebie.
- Kolejny głupi pomysł? - zapytał, a dziewczyna szybko przypomniała sobie wydarzenie ze Smoczą Skałą kilka lat temu.
- Można tak powiedzieć.
- To nie zdziw się, że się nie zgodzę - zaśmiał się Czkawka, przytulając ją mocniej.
   Astrid westchnęła tylko, nasłuchując czujnie kroków smoka po pokoju Mel i śpiewających Straszliwców Straszliwych za oknem, które jak zawsze rozpoczynały swój nocny repertuar.
- Jestem padnięty - stęknął Czkawka, kładąc głowę na ramieniu Astrid, tak jak to ona zrobiła wcześniej. Dziewczyna uśmiechnęła się, głaszcząc go czule po włosach i całując w czoło.
- Tak, mój jeździec jest zmęczony nadążaniem za grupką dzieci, o których zapomniał. Ujmujące.
   Czkawka nagle usiadł prosto, patrząc z niedowierzaniem na Astrid, która śmiała się w najlepsze.
- Wielkie dzięki za odrobinę współczucia z twojej strony - odparł, uśmiechając się delikatnie.
- Masz go na co dzień - mruknęła Astrid, wstając.

   Noc już dawno wisiała nad Berk, gdy ciszę przerwał jęk. Czkawka zerwał się z łóżka, nasłuchując uważnie. Szczerbatek spał smacznie u jego nóg, wróciwszy od śpiącej Mel. Astrid chrapała cicho tuż obok. Jej blond włosy były porozwalane na poduszce w kompletnym nieładzie. Gdy Czkawka nagle usiadł, nasłuchując, powieki dziewczyny uchyliły się.
- Słyszałaś to? - zapytał ze zdenerwowaniem. Na pewno coś słyszał.
- To Szczerbek, Czkawka, idź spać - jęknęła Astrid, kładąc się na drugi bok. Czkawka zmarszczył brwi i przykrył ją kołdrą, wymykając się.
   Szczerbatek już czujny podążył za ubierającym się w pośpiechu jeźdźcem, który wyszedł przez duże okno na zewnątrz. Smok zrobił to samo.
- Ty to słyszałeś, prawda?
   Nocna Furia jęknęła i kiwnęła głową, co miało oznaczać w języku smoczo-ludzkim "tak". Szczerbatek coraz częściej naśladował zachowania swoich nordyckich przyjaciół.
   Czkawka pobiegł w stronę placu, na którym stał już Sączysmark i Szpadka. Myślał, że wyszli z domu, słysząc ten dziwny odgłos, ale najwyraźniej byli tu już wcześniej, sądząc po ich zawstydzonych twarzach.
- Ej, słyszeliście ten dziwny odgłos? - zapytał znów Czkawka. Miał nadzieję, że to nie są jakieś odgłosy tylko w jego głowie, ale skoro Szczerbatek też je słyszał, to nie było z nim jeszcze tak źle.
   Szpadka kiwnęła głową, mówiąc z przekonaniem:
- To przed chwilą? Już pół nocy coś tak jęczy.
   Czkawka zawarczał z poirytowaniem.
- To czemu mnie nie obudziliście?! - zapytał, ale Sączysmark próbował go jakoś uspokoić.
- Czkawka, Straszliwce każdej nocy jęczą i jakoś nie budzimy cię z tego powodu.
- Tym razem to nie Straszliwce - zamyślił się Czkawka, trzymając dłoń na głowie swojego smoka. - Moja mama wróciła? - spytał spokojniej, spoglądając na parę Wikingów.
   Sączysmark i Szpadka popatrzyli po sobie i oboje się wykrzywili.
- W jej domu nie świeciło się światło, więc chyba nie - odparła Szpadka, wzruszając ramionami.
- O nie - jęknął Czkawka. - Znajdźcie smoki i dołączcie do mnie, moja mama może potrzebować pomocy.
   Jeźdźcy wyjątkowo nie protestowali, tylko pobiegli w dwóch różnych kierunkach po swoje smoki, słuchając wodza.
   Czkawka wskoczył na Szczerbatka i oboje za chwilę znajdowali się w powietrzu, pod gęstą warstwą nocnych chmur. Jedyne oświetlenie stanowiły gwiazdy i księżyc, zawieszone wysoko na niebie oraz światło nielicznych pochodni w Berk, które przypominały wciąż o swojej obecności. To one pomagały Wikingom odnaleźć swoje miecze i topory, gdy wymagała tego sytuacja, ale tym razem Czkawka nie budził nikogo więcej, nawet Astrid. Jeśli jego mamie coś się stało, to on musi jej pomóc.
   Lecieli nad Berk, obszukali każdy zakamarek, co przy zdolnościach Nocnej Furii było banalnie proste nawet w kompletnej ciemności, gdy dołączyła do nich reszta.
   Najpierw na niebie zabłysnęła lekko skóra Hakokła, na którego szyi siedział Sączysmark. Bliźniaki lecieli tuż obok, Mieczyk chyba spał, sądząc po jego śmiesznej pozycji. Śledzika nigdzie nie było.
- Sory, Czkawka - mruknął Sączysmark, gdy był już przy Szczerbatku. Czerwone skrzydła Hakokła poruszały się wolno i leniwie, jakby smok także był w słabej drzemce. - Nie zdołaliśmy obudzić Śledzika. No i zapomnieliśmy o Astrid.
- Nie, to dobrze, że jej nie obudziliście - odparł jeździec i ruszył na północ. Smoki szybko przystosowały się do szybkiego tempa Furii. - Lepiej, żeby została z Mel.
   Nastała cisza, przerywana tylko odgłosem ruchu smoczych skrzydeł. W końcu jednak Szpadka odezwała się.
- Co was tak wzięło z tą Mel? - spytała ze zdziwieniem. - Całe Berk się nad tym zastanawia.
- No właśnie - poparł ją Sączysmark, zagłuszając donośne chrapanie Mieczyka. - Tak ci się spieszy robić za ojca?
   Czkawka wywrócił oczami i nie odpowiedział na te zaczepki. Szczerbatek zawarczał w stronę Sączysmarka, który uniósł ręce w geście rezygnacji.
- Spokojnie, próbuję tylko wytłumaczyć twojemu jeźdźcowi, że jego plany przeszukiwania nowych wysp i tresury całkiem wzięły w łeb. Ale jak kto woli - prychnął, łapiąc znów rogów Hakokła, jak sterów.
   Szpadka skrzywiła się.
- On ci i tak na to nie odpowie - powiedziała, jakby usprawiedliwiając Czkawkę. - Gdzie lecimy?
- Wszędzie - odparł Czkawka nieco zeźlonym głosem. - Musimy znaleźć moja mamę.
- Ale dźwięk dochodził z południa - zaczęła Szpadka, pokazując przeciwny kierunek.
   Czkawka zawrócił natychmiast swojego smoka i pognał w kierunku południa, głośno przy tym narzekając.
- A nie mogłaś mi tego powiedzieć wcześniej? - krzyknął, bo wiatr zagłuszał jego głos.
- Woleliśmy cię trochę powkurzać - odparła z uśmiechem i walnęła Mieczyka pięścią w ramię, by go obudzić. Jeździec prawie spadł z siodła, łapiąc bezwiednie swój hełm.
- Co, gdzie? - zapytał, próbując ogarnąć swoje położenie. - Gdzie ja jestem?
- Na Jocie, który nie wygląda na specjalnie zachwyconego - warknęła Szpadka. - Usiądź prosto, bo spadniesz.
- Uuu, moja siostra, jaka troskliwa - zadziwił się Mieczyk.
- Nie, po prostu do lotu na naszym smoku trzeba dwóch jeźdźców, wiesz? - odparła zjadliwie.
- Hmmm, ciekawe... - zaczął chłopak. - A jakby było mnie pół, to czy wtedy się liczy, czy też nie możesz latać? Albo jakbyś ty przytyła...
- O nie - Szpadka przybrała groźny ton. - Nie przytyłabym!
- Jasne, ty się chyba nie oglądałaś w lustrze, siostra. - mruknął Mieczyk, prawdopodobnie tylko po to, by wkurzyć Szpadkę, która zaczęła się bacznie obserwować, jakby rzeczywiście przybyło jej kilka kilo.
- Nie jest tak źle, piękna - zaczepił ją Sączysmark, puszczając oko. Czkawka słuchał z zażenowaniem ich dyskusji, ale tak naprawdę trochę się za nimi stęsknił.
   Szpadka wywróciła oczami, ignorując jego zaczepkę, ale jej policzki stały się ciemnoróżowe, co w świetle księżyca widać było jak na dłoni.

   Słońce już dawno wisiało między chmurami, gdy jeźdźcy w końcu wrócili ze swojej nocnej wyprawy. Astrid i Mel czekały już na placu na Czkawkę, wyczekując szczupłego cienia Nocnej Furii. Gdy w końcu zauważyły na widnokręgu czarne skrzydła smoka, zareagowały podekscytowaniem i ulgą.
   Czkawka i Szczerbek zatrzymali się tuż obok nich, a pozostali jeźdźcy stanęli tuż obok, schodząc z jękiem zmęczenia ze swoich siodeł.
- Mam dość - warknął Mieczyk, który najwięcej spał podczas tej drogi.
- Ja też - dodała jego siostra, prostując plecy.
   Mel odskoczyła od Astrid i pognała na ręce Czkawki, który ze smutkiem schodził z siodła. Astrid już wyczuła, że poszukiwania zakończyły się porażką.
- Wyspana? - zapytał Czkawka z wysilonym uśmiechem dziewczynkę, która objęła mocno jego szyję.
- Ja tak, ale Astrid chyba nie - odszepnęła, a jeździec uśmiechnął się tym razem prawdziwie. - Radziłabym jej nie prowokować.
- Hola hola, wszystko słyszę! - zawołała jeźdźczyni, podchodząc do męża. Przywitawszy go czułym pocałunkiem, jakby ignorowała obecność małej. - Nie udało się? - spytała cicho.
- Nie. Moja mama nie mówiła ci, gdzie leci? - zapytał z chrypą w głosie.
- Nikomu nic nie powiedziała. Może odwiedza Smocze Sanktuarium, albo poleciała na polowanie z Chmuroskokiem... - Astrid próbowała go jakoś uspokoić.
- Albo znów szuka kłusowników - zakończył jej wywód Czkawka, patrząc jej chłodno w oczy. Był tak zmęczony, że nie było siły, by potrafił patrzeć optymistycznie na całą tą sprawę.
   Astrid westchnęła ciężko i chwyciła Mel za rękę.
- Idziemy oglądać tęczowe pstrągi - powiedziała mu. - Ty idź się lepiej prześpij. Dołączymy do ciebie później.
- Mi to pasuje - odparł Czkawka, ziewając.
   Pożegnał się z Mel i oboje ze Szczerbatkiem wrócili do domu, powłócząc nogami. Tak głośny jęk, który słyszał w nocy nie mógł dochodzić z daleka, myślał, zanim dotarł do swojego miękkiego i ciepłego łóżka, które wciągnęło go do reszty. Nie minęła sekunda, a oczy jeźdźca zamknęły się.
   Szczerbatek również zaczął chrapać na swoim posłaniu, nie przejmując się tym, że jego ogon leży na progu do sypialni Czkawki.

- Znalazłeś coś? - spytał wódz, patrząc wymownie na Śledzika, który wrócił z dziennego poszukiwania. Astrid zsiadała właśnie z szarego grzbietu Burzy, która zawarczała złowrogo. Jej jeźdźczyni jednak wydawała się nieporuszona groźnym pomrukiem jej smoka.
- Tak, na wschodzie widzieliśmy dwie duże łajby, ale ani śladu Val... znaczy twojej mamy - odparł Śledzik, rumieniąc się. Nikt z jeźdźców tak naprawdę nie wiedział, jak ma zwracać się do matki wodza.
   Astrid podeszła do rozmawiających i przytuliła Czkawkę.
- Powinieneś to zobaczyć - powiedziała. - Najlepiej, weźmy wszystkich jeźdźców. Podejrzanie wyglądały mi te łodzie - brwi dziewczyny skrzywiły się, gdy to mówiła, jednak i tak w oczach męża wyglądała pięknie.
- Ale ty zostaniesz w domu z Mel - upierał się, patrząc w niebieskie oczy Astrid, która obróciła się i zgrabnie podeszła do Burzy, majsterkując przy siodle. Wyglądała, jakby puściła słowa wodza mimo uszu.
- Jadę z tobą - odparła. - A Mel zabieramy z nami.
   Czkawka zdziwił się i oburzył, słysząc tak głupi pomysł.
- Zwariowałaś? To niebezpieczne. Zostań z Mel w domu - naciskał. Sztukamięs zaskomlała, słysząc jego złowrogi ton. Gronkiel miał wiele szacunku do wodza Berk, ale czasem odczuwała strach, gdy stawał się pewny siebie. Nie był już tym samym chuderlawym chłopcem, który pomógł Śledzikowi ją wytresować.
- Wystraszyłeś ją - zauważył Śledzik, głaszcząc swojego smoka w uspokajającym geście.
   Obaj jeźdźcy zignorowali ich.
- Jesteś moim mężem, Czkawka, ale to nie znaczy, że będę robić, co mi rozkażesz. Nie puszczę cię samego, a Mel będzie bezpieczna przy moim boku - powiedziała pewnie, ostrząc lśniący topór.
   Czkawka spojrzał jej w oczy z naciskiem, ale dziewczyna zaczęła tylko gwizdać pod nosem, nie patrząc na niego.
- Astrid, nie rozkazuję ci, tylko cię proszę. Zostań w domu - znów nalegał, tym razem delikatniej. Nie mógł znaleźć sposobu na dziewczynę, a wiedział, że jeżeli poleci, może narazić na niebezpieczeństwo siebie i małą.
- Ale ja podjęłam już decyzję, skarbie - odparła, wzruszając ramionami. Jej złociste włosy zalśniły w słońcu jak świt jutrzenki.
- To ja może powiadomię resztę - burknął Śledzik, odchodząc ze Sztukamięs.
   Astrid posłała Czkawce całusa i poszła do domu wodza po Mel. Czkawka westchnął. Na Thora, może podjął złą decyzję, biorąc ją za żonę, zastanawiał się ironicznie. To nieco poprawiło mu humor, ale wiedział, że i tak będzie musiał mieć oko na nie obie.
   Minął kwadrans a pięć smoków już leciało w kierunku wschodnich szczytów archipelagu, muskając lekko mroźne powietrze skrzydłami. Mel siedziała spokojnie przed Astrid, opatulona w futra i nie odezwała się ani razu, wyraźnie podekscytowana wyprawą.
- Daleko to było? - spytał Czkawka, przekrzykując wicher, który już trochę osłabł od wczorajszego dnia, ale nadal był na tyle silny, by odpychać smoki od kierunku ich lotu.
- Nie jestem pewien - zaczął Śledzik, spoglądając z prośbą na swoją wcześniejszą towarzyszkę. - Astrid?
- Gdzieś za tymi szczytami! - krzyknęła, zasłaniając twarz od wiatru. - Nie jest ci zimno? - spytała siedzącą przed nią dziewczynkę.
- Nie - odparła cicho Mel. - Mieszkałam na wzgórzu, więc często dokuczał nam taki wiatr.
- No to nie miałaś za fajnie - Szpadka uśmiechnęła się do niej z sympatią. - Ale i tak bym to wolała, niż mieszkanie z moim bratem, wierz mi.
- Odszczekaj to! - krzyknął Mieczyk, lekko oburzony.
- Ani myślę. Ostatnio to ty miałeś myć kabinę, a jak zwykle spadło na mnie przez twoje schadzki z Tanyą, myślisz, że nie wiem?
   Mieczyk zarumienił się, ale nie odpowiedział. Szpadka zaśmiała się gardłowo.
- Chciałbym wam przypomnieć, że to nie wieczorek towarzyski - przekrzyczał ich Czkawka. - Prawie jesteśmy na miejscu.
- I dobrze - stęknął Sączysmark. - Bo jeszcze chwila i zepchnąłbym ich z tego Zębiroga.
- Nie ty jeden - westchnęła Astrid, po raz pierwszy od niepamiętnych czasów zgadzając się z Wikingiem.
   Czkawka popatrzył w przód, ku dwóm statkom opisywanym przez Astrid. Stały przy grani po zachodniej części Wyspy Zielnej, kołysząc się lekko na wietrze. Ani śladu Chmuroskoka i jego mamy.
- Lecimy w stronę klifów - krzyknął Czkawka.
   Wszystkie smoki ruszyły w tamtym kierunku, trzepocząc skrzydłami, zanim dotknęły łapami ziemi. Mel zeszła szybko z siodła, ale Astrid ją powstrzymała.
- Nie, ty zostań w siodle - powiedziała jej szeptem. Dziewczynka skinęła smętnie głową i wykonała rozkaz. Usta Czkawki wygięły się w lekkim uśmiechu.
   Reszta jeźdźców podeszła do krawędzi klifu, by obserwować stamtąd dwa okręty. Czkawka wyjął z kieszeni swojego stroju małą, składaną lunetę i przyłożył ją do oka. Zaraz obok siebie poczuł ciepły oddech Astrid.
- Co widzisz? - spytała, ledwie poruszywszy wargami.
   Czkawka podał jej lunetę.
- Widzę kilkunastu uzbrojonych ludzi, trzy klatki na średniej wielkości smoki. Nie muszę chyba powiadamiać, kogo mamy przed sobą.
- Czyli kogo? - spytał Mieczyk.
- Ty weź ty się lepiej skup, no pewnie, że Berserków - warknął Sączysmark.
- Nie, nie Berserków - jęknął Czkawka. - Nawet lepiej tego nie mów, błagam. To kłusownicy.
   Łodzie nie miały tego samego herbu na żaglach. Na jednej widniał trójgłowy smok na zielonym tle, na drugim zaś trzy miecze, skrzyżowane ze sobą. Oba statki wyglądały, jakby przypadkowo spotkały się na morzu.
- Myślisz, że tam może być twoja mama? - spytał cicho Śledzik drżącym głosem, wyciągając głowę nad Sączysmarkiem.
- Schowaj się - syknęła Astrid, ale w tym momencie smoki zaryczały gniewnie, a Szczerbatek skoczył przed Burzę, by chronić Mel.
   Za jeźdźcami zebrała się duża grupa wrogich kłusowników, trzymających łuki i topory. Jeden z nich o czarnej szczecinie wyszedł naprzód, wyciągnąwszy przed siebie kuszę.
- Kolejni jeźdźcy? Słodko - zaśmiał się. W jego głosie Czkawka wyczuł wyższość.
- Kolejni? - zapytał cicho. Astrid spojrzała na męża ze smutkiem.
- Podnieście ręce - zawył tajemniczy kłusownik, podchodząc z kuszą coraz bliżej. Jego towarzysze naciągnęli cięciwy. - I tak nie macie szans.
   Wtem Astrid odskoczyła od reszty w stronę Burzy i machnęła dłońmi, by przegnać smoka. Mel krzyknęła głośno, gdy smoczyca poderwała się do lotu.
- Leć do Berk! - krzyknęła Astrid, zanim pierwsza strzała nie ugodziła jej w ramię.
   Mel zapłakała, ale złapała się szyi smoczycy, która trzepotała usilnie skrzydłami. Zanim kłusownicy wystrzelili następne strzały w stronę jeźdźczyni, Czkawka już tam był ze swoją tarczą. Już nic nie mogli poradzić na fakt, że jeden smok im uciekł. Na pozostałe rzucili swoje ciężkie sieci, przeplatane metalem. Szczerbatek spalił sieć, lecącą w jego kierunku, zanim zastygła na jego ciele, ale Czkawka dał mu znak, by się poddał, zanim smokowi groziłoby coś gorszego.
   Astrid trzymała się za krwawiące ramię, zaciskając zęby. Czkawka objął ją czule ramieniem.
- To moja wina, Czkawka - dwie samotne łzy spłynęły jej po policzku. - Musiałam chronić Mel.
- Wiem to - szepnął jeździec, zanim ktoś nie wyrwał mu tarczy i nie przyszpilił obojga do ziemi. Smoki wrzeszczały, widząc jak kłusownicy brutalnie zawiązywali ciężkie sznury wokół nadgarstków ich jeźdźców.
- Bierzcie łapy! - krzyknął Sączysmark, ale zaraz został uciszony przez jednego z wrogów ciosem w twarz. Czkawka syknął, widząc ślad po uderzeniu na policzku przyjaciela.
   Oczy Astrid bledły z każdą chwilą i każdą kroplą krwi z rany na ramieniu.
- Pomóżcie jej - błagał Czkawka. - Ktoś musi zatrzymać krwotok.
- Mogła o tym pomyśleć, zanim straciliśmy smoka - syknął chudy kłusownik z łukiem w ręku.
- Jeźdźczyni smoków jest więcej warta niż pięć Koszmarów Ponocników - warknął Czkawka, podnosząc się. Hakokieł ryknął urażony, ale jeździec nie zwrócił na niego uwagi, mówiąc dalej. - Chcecie pozwolić jej umrzeć?
   Dwóch mężczyzn spojrzało po sobie bez słowa, po czym podeszło do najwyraźniej swojego dowódcy, wymieniając z nim kilka słów.
   Śledzik podturlał się w kierunku Czkawki.
- Co zamierzasz? - szepnął.
- Na razie chronić Astrid - szepnął, patrząc na swoją ukochaną, która traciła powoli przytomność. Prawy rękaw jej tuniki był czerwony z krwi. - Potem zobaczymy.
- Gorzej być nie może - jęknęła Szpadka.
   Chudy kłusownik wrócił z pasem skóry i siłą podniósł Astrid z ziemi. Czkawka znów próbował się podnieść, widząc grymas bólu na twarzy dziewczyny, ale uniemożliwiły mu to węzły na nogach. Kłusownik zawiązał mocno pas nad krwawiącą raną, po czym niezbyt delikatnie wyciągnął jej strzałę. Astrid jęknęła cicho, osuwając się w ciemność.
- Weźcie ją - warknął kłusownik do swoich towarzyszy. Ktoś dźwignął z siłą Czkawkę na nogi i pociągnął w stronę urwiska, koło którego były skalne stopnie. To tędy dostali się tu ich nieprzyjaciele, pomyślał.
   Bliźniacy zaczęli się szamotać, ale szybko jeden z uzbrojonych napastników ogłuszył jeźdźca, zadając mu cios w tył głowy. Wypadło na Szpadkę, którą trudno było odróżnić od brata.
- Szpadka! - krzyknął Sączysmark, nie patrząc na to, czy znów nie oberwie ciosu w twarz.
   Czkawka cały czas spoglądał to na niesioną przez kłusowników Astrid, to na związywaną na klifie Nocną Furię. Serce łamało mu się, gdy widział, jak dwie z czterech najważniejszych osób w jego życiu zostały brutalnie obezwładnione przez obcych. Nie miał pewności, czy pod pokładem jednej z łajb nie siedzi trzecia z nich. Całe szczęście, że Mel była bezpieczna...
  

   Dziękuję za wytrwałość. Muszę wam powiedzieć że super się bawiłam na weselichu i było mega tak z moich prywatnych spraw.
   Mam pytanie: ma ktoś konto na sod? Podawajcie swoje nazwy jak coś :pp

piątek, 10 lipca 2015

Wylęgarnia

   Poranny, zimny wiatr północy zawitał do Berk zaraz po wschodzie słońca. Najwyraźniej słoneczna i ciepła pogoda, która trwała od kilku dni, minęła jak cały smutek wiszący nad wyspą od śmierci Pyskacza. Wikingowie pracowali z werwą, jakby silny wiatr nie był im straszny. Jeźdźcy smoków jednak mieli inne plany co do dzisiejszego pochmurnego dnia.
   Valka biegała po wyspie, szukając syna, dopóki nie znalazła go jak zwykle w kuźni Hassy.
- Czkawka, wreszcie cię znalazłam - zasapała się biegiem, stojąc w progu. Chmuroskok doskoczył do niej, ale nie próbował wejść za swoją jeźdźczynią, wiedząc, że to się źle skończy i dach budynku może tego nie wytrzymać.
   Wódz wstał od drewnianego stołu, przy którym pił z Hassą wrzątek z liśćmi mięty i spojrzał wyczekująco na mamę.
- Coś się stało? - zapytał spokojnie, choć przez chwilę bał się, bo Valka nie przybiegałaby do kuźni, gdyby tego nie wymagała sytuacja.
- Zapomniałeś? - Valka złapała się pod boki ze złością. Jej mina nie wróżyła nic dobrego. Hassa zadrżał ledwie widocznie, patrząc na mamę wodza.
   Czkawka sięgnął do umysłu, zastanawiając się, o czym mógł zapomnieć. Nagle go olśniło, a wódz wyskoczył ze swojego miejsca, jak oparzony, prawie zwalając drewniany stolik razem w dwoma pustymi kubkami.
- Wybacz, Hassa, dokończymy rozmowę kiedy indziej - odparł, mijając Valkę w drzwiach. Jeźdźczyni uśmiechnęła się do siebie, widząc zdenerwowanie syna.
- Co my byśmy zrobili bez tego naszego Czkawki - westchnęła, zwracając się do Hassy, który uśmiechnął się lekko, stając obok niej.

   Śledzik przeglądał Podręczny Opis Zdarzeń, jednocześnie opierając się o swoją Sztukamięs, gdy czekał na wodza na Arenie. Wszyscy już poszli, nie czekając na wodza. W końcu spóźniony zjawił się w bramie Areny, a za nim biegł Szczerbatek, uderzając czarnym ogonem o podłoże w pędzie.
- Już poszli? - zapytał Czkawka, ocierając spocone czoło.
- Tak, już pół godziny temu - odparł Śledzik, chowając wolno książkę do torby. - Nigdy nie byłeś taki zalatany, Czkawka. Co się ostatnio z tobą dzieje?
- Wybacz, Śledzik - mruknął Czkawka, siadając na Furię. - Może pogadamy o tym kiedy indziej i dogonimy resztę? - zapytał pochmurnie. Ten dzień nie należał do jego najlepszych, a dopiero się zaczął, jednak dla Mel był szczególnie ważny.
   Szczerbatek wyleciał z pędem z Areny, zostawiając daleko w tyle Sztukamięs i Śledzika, uczepionego jej tułowia. Wiatr wyginał gładkie skrzydła Nocnej Furii, ale smok miał zbyt dużo siły, by wichura zdołała go znieść na wyspę. Szczerbatek leciał tak, jakby siła uderzającego go powiewu, w ogóle nic mu się robiła, choć Czkawka musiał się mocno trzymać jego grzbietu, by nie spaść.
   Sztukamięs miała trochę większy kłopot z utrzymaniem się w powietrzu. Jej grube, twarde ciało wiatr łatwiej znosił, niż mogłoby się to wydawać po małych skrzydełkach. Śledzik natomiast radził sobie doskonale z lotem z nią, gdyż utrzymywał tępo i pilnował, by jego smoczyca nie obróciła się przy mocniejszym powiewie.
   W końcu obaj jeźdźcy dolecieli do Smoczej Skały, czyli miejsca, zwanego wcześniej przez Pyskacza Wylęgarnią. Była to duża, przestrzenna jaskinia, ciepła w środku, w której smoki składały swoje jaja, ponieważ większość z nich, aby się wykluć, wpadała do wrzącej lawy, pluskającej cicho na końcu jaskini. Smocza Skała znajdowała się niedaleko Berk, dzięki czemu Wikingowie mieli łatwy dostęp do jaj i mogli je lepiej chronić, a lawa pod powierzchnią nie zagrażała wiosce, nawet, gdyby w pewnym momencie wybuchła.
   Czkawka przypomniał sobie z uśmiechem wydarzenie, kiedy razem z pozostałymi znaleźli jaskinię, a było to dokładnie dwa tygodnie po pierwszych Wyścigach Smoków w Berk.

   Czkawka leciał spokojnie na Szczerbatku, chyba jako jedyny z pozostałych jeźdźców, którzy usilnie chcieli go zirytować swoimi głupimi i niebezpiecznymi sztuczkami. Mieczyk i Szpadka lecieli wprost na wielką, kamienną górę, po czym w ostatniej chwili zawracali i omijali górę łukiem. Gdyby walnęli z obecną szybkością w skałę, nie tylko smoki byłyby ofiarami ich wariactw.
- Ej, przestańcie, nie chcę was znowu zbierać ze skał - warknął, przypominając sobie ich ostatni lot, który skończył się wieloma siniakami, a w przypadku bliźniaków złamaniami, gdy wykonywali swoje manewry w Berk.
- Daj spokój - uśmiechnął się do niego Sączysmark zjadliwie. - Im mniej jeźdźców, tym lepiej.
- Bo czujesz się bardziej wyjątkowy? - prychnęła Astrid, lecąca obok syna wodza.
- Ja już jestem wyjątkowy - obraził się chłopak, posyłając Astrid obrażone spojrzenie.
   Dziewczyna wywróciła oczami i popatrzyła na Czkawkę ciekawie.
- Obiecałeś mi, że pokażesz swój manewr z wiatrem - przypomniała mu, podlatując Wichurą tuż obok nietoperzych skrzydeł Szczerbatka.
- Nie sądzisz, że do tego potrzebny jest wiatr? - spytał ją Czkawka z uśmiechem. Astrid obruszyła się zabawnie.
- Na Wyścigach niemal nie było wiatru, a jednak dałeś radę. - podpuszczała go. Syn wodza zawahał się przez moment, widząc pytające spojrzenie Astrid. Nie chciał jej zawieźć, a wiedział, że podsłuchujący to wszystko Sączysmark na pewno wykorzysta ich rozmowę przeciwko Czkawce.
   Szczerbatek zamruczał, patrząc się na jeźdźca z pewnością, więc Czkawka zaryzykował. Oboje zapikowali w dół, nie rozkładając skrzydeł aż do momentu, gdy łeb Nocnej Furii prawie uderzył o taflę wody. Wtedy wzbili się wysoko w powietrze i Szczerbatek zwinął skrzydła, robiąc beczkę. Jeszcze trochę, myślał Czkawka, wyczuwając siłę skrzydeł smoka. W końcu, gdy znaleźli się na stabilnej wysokości, Szczerbatek zamiast lecieć poziomo, nagle rozłożył swoje skrzydła pionowo, obracając się wokół własnej osi. Siła ich spadania była tak wielka, że Czkawce zakręciło się w głosie od tego manewru. Skrzydła smoka przechyliły się lekko i teraz smok opadał jak nasiona jesionu, trzymając skrzydła w idealnym skosie. Na widok tak wolno spadającego smoka, kręcącego się wokół, jeźdźcy zaniemówili. Czkawka jednak wyrównał lot, powracając do zwykłej, poziomej linii, a wiatr delikatnie wpadał pod skrzydła Furii, unosząc ją lekko. Szczerbatek wysłał naprzód plazmę, najwyraźniej ucieszony swoją udaną sztuczką. Czkawka pogłaskał go po głowie, szepcząc:
- Dobra robota, Mordko.
   Jeźdźcy zrównali się z nim, wykrzykując słowa podziwu w kierunku niezrównanych mistrzów lotu. Nawet Sączysmark wydawał się być pod wrażeniem, gdy powiedział smętnie:
- Nieźle.
   Astrid jednak wydawała się być zbyt skupiona, by silić się na słowa.
- Myślisz, że ja dałabym radę? - zapytała. Wichura zawarczała ze zdziwieniem, jeźdźczyni jednak poklepała ją z uczuciem po grzbiecie.
- Chyba w snach - uśmiechnął się Czkawka. Szczerbatek zarechotał po swojemu. Wichura zionęła w ich stronę, reagując na kpiący wybuch smoka.
- A może mały zakład? - spytała, wciąż nie rezygnując. Jej blond włosy powiewały na wietrze jak chorągiew.
- Astrid, Wichura ma nieproporcjonalnie dłuższe nogi od grzbietu - głos Śledzika odbił się od skał. Czkawka tak naprawdę nie wiedział, skąd wziął się chłopak, ale był mu wdzięczny za odciąganie jeźdźczyni od jej zamiarów. - To się nie uda.
- Zakład? - spytała ponownie, kierując swoje zacięte spojrzenie na głowę Akademii. Czkawka westchnął.
- Nie zrób nic głupiego - mruknął tylko, patrząc z troską w oczy dziewczyny. Hoffersonówna wzruszyła ramionami i już wkrótce pikowała z Wichurą w stronę morza, tak jak wcześniej Szczerbatek.
   Błękitne skrzydła smoczycy usiane żółtymi plamami ani na moment nie zachwiały się, ale Astrid potrafiła zachować w Wichurze jej pewność siebie. Zdołały już wzbić się w powietrze, wykonując pionową beczkę, znacznie trudniejszą i bardziej skomplikowaną od tej, którą zrobił Szczerbatek, ale równie skuteczną. Czkawka patrzył z podziwem na jeźdźczynię, wczepioną w siodło dla większego oporu.
- Dajesz, Astrid! - wykrzyknął Sączysmark. Nie było w tych słowach niczego dziwnego, bo Smark wiedział, że jeśli dziewczynie się powiedzie, utrze nosa Czkawce, z czego byłby niezmiernie zadowolony.
   Wichura obracając się jak opadający nosek jesionu, obracający się wokół własnej osi przed upadkiem. Nagle podmuch wiatru zawiał od strony przeciwnej i Wichura została posłana wprost na ogromne skały. Astrid już zauważyła zagrożenie, ale siła, z jaką udało jej się wprowadzić skrzydła smoczycy w ruch, nie pozwalała jej na zmianę kierunku, a przynajmniej nie teraz.
   Czkawka otworzył szeroko oczy i ruszył z przerażeniem w stronę dziewczyny, która zaczynała tracić kontrolę nad własnym smokiem.
- Wichura! - wykrzyknęła z przerażeniem, zanim Szczerbek nie wybił smoczycy z rytmu, ochraniając przed zderzeniem z górą.
   W całym zderzeniu szybkiej Nocnej Furii i silnego Śmiertnika Zębacza było coś niezwykle potężnego, jak w spotkaniu piorunów z ziemią. Jeźdźcy patrzyli na to z szokiem, nie wiedząc, jakim cudem Wichura odzyskała panowanie nad swoimi skrzydłami. Niestety, Astrid pod wpływem uderzenia zerwała się z siodła i poleciała w dół, ku spienionym wodom morza.
   Czkawka zareagował błyskawicznie, skacząc za nią. Smoki bowiem były zbyt zajęte uspokajaniem się po nagłym wypadku z górą. Wichura zatrzepała głową ze smoczym jękiem, próbując wznieść się na cienkich skrzydłach. Dopiero wtedy zauważyła straconą jeźdźczynię. Szczerbatek również piszczał po zalewającym jego ciało bólu, wiedząc, że zaraz przejdzie. Spojrzał w dół za Czkawką w chwili, gdy Wichura zapikowała ponownie w morze, ku swojej Astrid.
- Co się tam na Thora dzieje? - wykrzyknął Śledzik, stając w siodle. Smoki pozbawione jeźdźców zachowywały się, jakby straciły obroże i nie wiedziały co ze sobą zrobić. Jeźdźcy pozbawieni dwóch najlepszych towarzyszy również nie wiedzieli, czy mają pomóc, czy dać czas ich smokom na ratunek.
   Czkawka zdołał już wypłynąć na powierzchnię, rozchlapując na boki wodę. Astrid ruszała zamaszyście rękami tuż obok.
- Czkawka! - krzyknęła, zauważając jeźdźca.
   W tym momencie woda z morza, która wydawała im się tak cicha i spokojna, gdy nad nią wcześniej lecieli zaczęła robić lej, jakby pod powierzchnią znajdował się otwór, przez który woda wlewała się pod dno. Syn wodza wiedział, jak kończy się zadarcie z lejem. Smoki były jednak jeszcze zbyt wysoko, by im pomóc.
- Astrid, złap się mnie - zawołał, a dziewczyna przywarła do niego, jakby za chwile mieli razem odlecieć.
   Wir pochłonął ich, wciągając pod wodę. Wichura i Szczerbatek byli tuż nad powierzchnią, ale spóźnili się dosłownie o kilka sekund, bo ich jeźdźcy zostali pożarci przez wir i wciśnięci z siłą pod wodę, która wlewała się pod skałę.
   Gdy lej pochłonął wystarczająco dużo wody, by zalać dziurę, woda uspokoiła się, a między skałami zaległa cisza, która przerażała swoją bezczynnością.
   Bliźniaki, Sączysmark i Śledzik wpatrywali się w to z szokiem i przerażeniem, podczas gdy Nocna Furia skomlała za swoim przyjacielem, przekrzykując jedynie jęczenie Wichury.
- Czy jest szansa...? - zapytał cicho Sączysmark. Śledzik ze łzami w oczach opuścił w głowę.
- Nie, Sączysmark. Odeszli.

   Czkawka obudził się i wypluł tyle wody, że dziwił się, że jeszcze żyje. Jego płuca musiały byc wypełnione cieczą po brzegi. Obejrzał się dokoła, próbując zrozumieć położenie w jakim się znalazł. Wiedział, że na całym archipelagu znajdowało się naprawdę wiele ukrytych pod ziemią jaskiń, w których znajdowało się powietrze, ale po raz pierwszy miał okazję zobaczyć jedną z nich z bliska, nie licząc tej w samym Berk. Dzięki ci Odynie, wyszeptał, wiedząc, że gdyby jaskinia nie wciągnęła powierzchniowej wody, a zwykły wylot, siła docisnęłaby jego i Astrid do dna i pozostawiłaby ich tak, umierających.
- Astrid - wycharczał, przypominając sobie o samym wypadku. - Astrid!
   Rozglądał się dokoła, powłócząc nogami po mokrym piasku. Dokoła widział tylko czarną wodę, która cisnęła ich tutaj. Pamiętał tylko, jak przyciśnięty do dziewczyny został wciągnięty w nurt.
- Astrid! - to już nie było nawoływanie, tylko błaganie.
   Nagle zza małej, osadowej skały wychyliła się dziewczyna, trzymając się mocno za głowę. Po jej twarzy poznał, że czuje się tak samo źle, jak on.
- Tutaj jestem - odpowiedziała cicho. Czkawka czuł, jak cały strach z niego schodzi, widząc całą i zdrową blondwłosą Astrid Hofferson, jęczącą gdzieś po drugiej stronie małego wybrzeża w jaskini.
   Dobiegł do niej i chwycił w ramiona, po raz drugi dziś dziękując Odynowi za pomoc. Astrid wydawała się tak słaba, że Czkawka trzymał ją w ramionach dwa razy dłużej, niż zamierzał, czując, że gdyby odszedł, ciało dziewczyny padnie, wgłębiając się w szaro-granatowy piach.
- Gdzie my jesteśmy? - zdołała wystękać Astrid, dalej trzymając się za głowę. Musiała mocno oberwać, gdy wir wciągnął ich między skałami do jaskini.
- Myślę, że pod skałą - odparł cicho Czkawka, patrząc w niewidoczny za ciemnością sufit. - Szczerbatek ratując ciebie i Wichurę odbił się od skały, może otworzył wtedy tą jaskinię. - zastanawiał się na głos.
- Wszystko jedno. Lepiej znajdźmy wyjście - wymruczała Astrid, wstając. Jej nogi jednak odmówiły posłuszeństwa i gdyby nie Czkawka, upadłaby w piach, tak jak zakładał jeździec.
- Teraz? W takim stanie? - zapytał. - Może zaczekajmy na resztę.
   Astrid usiadła niezbyt zachwycona, patrząc w oczy synowi wodza.
- Już widzę bliźniaków, którzy lecą, by nam pomagać - warknęła. Czkawka nie mógł się z nią nie zgodzić.
- Może oni nie - odpowiedział uśmiechem. - Ale mój ojciec i Pyskacz na pewno coś zrobią.
   Dziewczyna westchnęła, rozkopując nogą mały dołek w piaszczystym podłożu. Czkawka zajął miejsce obok niej, nie przejmując się tym, że piasek jest zimny i mokry. W końcu jakby nie było, jego ubranie nie było suche.
- To kto w końcu wygrał zakład? - spytała Astrid z małym uśmieszkiem, spoglądając na jeźdźca.
- Wiesz - Czkawka podrapał się po głowie. - Gdyby nie ta beczka...
- Och, przestań - żachnęła się, uśmiechając. - Powiedz po prostu, że jestem tak samo dobra jak ty.
   Czkawka zaśmiał się. I cała ta jej sprzeczka i podpuszczanie miało na celu udowodnienie mu czegoś? Nie potrafił często zrozumieć zachowań, które go tylko śmieszyły.
- Z czego się śmiejesz? - spytała Astrid, próbując zachować powagę.
- Z niczego - odparł Czkawka. - Jesteśmy w tak beznadziejnej sytuacji, że pozostaje nam tylko się śmiać.
   Czarna woda zaszumiała, dając im do zrozumienia, że ta droga ucieczki nie wchodzi w grę. Musieliby przepłynąć pod prąd tunelem wody, którym tu wlecieli, co nawet przy ich umiejętnościach graniczyło z cudem.
- Albo próbować znaleźć wyjście - Astrid kiwnęła głową w stronę czarnej, rozciągającej się za ich plecami połaci. Jeśli znajdą wyjście i wyjdą na powierzchnię, przetrwają. Jeśli nie, będą musieli je chyba wykuć. -Wiesz przecież, że wiele podziemnych jaskiń łączy się z innymi, a te z kolei mają wyjścia. Może ta do nich należy.
- A co jeśli nie? - zapytał Czkawka, patrząc w oczy dziewczyny, jednocześnie zastanawiając się, skąd brało się słabe światło w podziemnej jaskini.
- Wtedy będę zmuszona do twojego towarzystwa, aż do mojej nieuchronnej śmierci - mruknęła zabawnie, ale chwyciła chłopaka za rękę, wstając.
   Czkawka dołączył do niej, pomagając jej iść po piasku, przez który najpierw musieli przebrnąć, by dostać się do wnętrza jamy. Dziwne, że Astrid odniosła rany, gdy on nie czuł nic, poza kilkoma siniakami na plecach i nogach. Ciekaw był, kiedy woda zdołała ich rozłączyć.
   Astrid dzielnie pokonywała kolejne metry piasku, aż w końcu jej noga odchyliła się na bok, a Czkawka złapał ją za talię, znów pomagając jej uniknąć upadku.
- Dziękuję - szepnęła, stając prosto. - Kompletnie nie wiem, gdzie musiałam się tak walnąć. Nic nie pamiętam od mojego upadku z Wichury.
   Jeździec zarumienił się, wiedząc dokładnie, jak obejmowali się, zanim nurt zabrał ich pod górę, ale wolał o tym nie wspominać.
   Szli tak ramię w ramię, dotykając wolnymi rękami ścian wydrążonego naturalnie szybu, którym mieli nadzieję wrócić na powierzchnię. Czkawka ani na moment nie puścił talii dziewczyny, bojąc się, że Astrid znów się zakołysze w miejscu i naprawdę upadnie. A może, do czego bałby się przyznać przed samym sobą, lubił dotyk dziewczyny. Astrid trzymała rękę na jego ramieniu, idąc miarowo. Po jakimś kwadransie ich miarowego marszu, dziewczyna jednak zaczęła głośno dyszeć, choć przeszli być może jedną staj od piaszczystego wylotu tunelu.
- Astrid, może chcesz odpocząć? - zapytał Czkawka, starając się jej nie rozwścieczyć tym pytaniem, ale dziewczyna chętnie usiadła, przecierając czoło. Nie widzieli w tej części tuneli nic, mogli jedynie wyczuwać dotykiem kierunek, w którym szli.
   Syn wodza westchnął cicho, zastanawiając się nad wyjściem, po czym usiadł przy dziewczynie, by ją asekurować, gdyby chciała jednak podjąć dalszy trud podróży na powierzchnię. Astrid odnalazła dotykiem jego rękę, ale nie zamierzała wstać, trzymając ją tak po prostu. Czkawka czuł się zażenowany tą sytuacją, ale na szczęście nikt nie mógł go zobaczyć, więc nie zamierzał tym razem odpychać od siebie dziewczyny. Splótł swoje palce z jej palcami, jakby chciał jej dodać przez to otuchy.
- Naprawdę wierzysz, że twój ojciec zacznie nas szukać? - zapytała cicho. Czkawka kiwnął głową, dopiero uświadamiając sobie, że Astrid przecież i tak go nie widzi, więc odpowiedział od razu.
- Jestem o tym przekonany.
   Usłyszał ciche westchnięcie, zanim Astrid znów przemówiła. Przez chwilę przyszło mu do głowy, że trzymają się za ręce tylko po to, by móc się odnaleźć w ciemności. Ta myśl go jednak zasmuciła.
- Mój ojciec jest w podróży. Pewnie nawet się nie dowie, gdzie jestem. - wyszeptała ze smutkiem. Czkawka miał ochotę ją przytulić. Zawahał się jednak. Świadomość, że chyba po raz pierwszy są z Astrid sam na sam trochę go stresowała.
- Nie myśl tak - odpowiedział, głaszcząc jej rękę w przypływie współczucia. - Gdyby ojciec nie wysłałby go z Johannem, na pewno by cię szukał, jestem tego pewien.
   Odpowiedziała mu tylko cisza. Gdzieś w głębi tunelu słychać było szum, który wydawał się brzmieć tylko jak woda.
- Czkawka - zaczęła znowu Astrid, puszczając jego dłoń nagle. W jej głosie usłyszał nutę drżenia. - Pamiętasz naszą ostatnią rozmowę?
- Nie - skłamał Czkawka. Jak mógłby o niej zapomnieć, zastanawiał się, przypominając sobie twierdzę i to, jak go wtedy pocałowała. Astrid chyba uwierzyła w to, więc nie do końca umiała poznawać, kiedy kłamie, a może jej umiejętności kończyły się tylko na obserwacji.
- Wtedy, po Wyścigach - próbowała mu przypomnieć. - Nie wiem, co mi się wtedy stało. Mam wrażenie, że ci się narzucam.
   Czkawka był zaskoczony szczerością dziewczyny, ale zaraz szybko spróbował ja uspokoić, wiedząc, do czego może prowadzić ta rozmowa.
- Nie, to ja zachowałem się jak kompletny idiota. Nie wiem, co mi wtedy odbiło z tym Smarkiem. Nie unikałem cię, przysięgam. Po prostu nie chcę, żebyś myślała, że to co wygaduje Sączysmark to prawda. Poza tym... - poczuł na wargach dotyk, który poznałby nawet w tak gęstej ciemności jak ta. Do dziś nie wiedział, jakim cudem Astrid odnalazła jego usta swoimi.
- Szpadka miała rację - zachichotała. - Bardzo łatwo wymusić na chłopaku szczerość, jeśli użyje się do tego odpowiednich metod.
   Czkawka uśmiechnął się na grę Astrid. W normalnych okolicznościach miałby do niej żal, że z niego zakpiła, ale czuł się lżejszy, gdy powiedział jej to wszystko.
   Przyciągnął ją do siebie delikatnie i zatopił się w jej usta z pasją. Na plecach poczuł przyjemny dreszcz, jak zawsze, gdy ich usta stykały się ze sobą, a ostatnio ich pocałunki zaczynały trwać coraz dłużej. Nie chciał, by szybko wyszli z tej jaskini. Po raz pierwszy od dawna mogli być ze sobą szczerzy, nie sugerując się zdaniem innych.
- Więc nie żałujesz tamtej rozmowy po Wyścigach? - zapytał podejrzliwie Czkawka. Astrid zaśmiała się głośno. Jej głos odbił się echem po ścianach jaskini.
- Czkawka, każdy, kto cię całował nigdy tego nie pożałował - odpowiedziała, a Czkawka poczuł, że jego policzki znów stają się czerwone. - Mam nadzieję, że tylko ja miałam taką okazję - dodała z nutą naburmuszenia w głosie.
- O to nie musisz się martwić - zachichotał. - Nikt inny nie miał na tyle odwagi, by spróbować.
   Astrid prychnęła.
- Myślę, że gdybym się założyła ze Smarkiem, to by to zrobił.
   Jeździec poczuł, jak jego żołądek się przewraca, na myśl o Sączysmarku.
- Żartujesz?
   Astrid zachichotała ponownie, ale ku zdziwieniu Wikinga nie odpowiedziała. Tunel wypełnił się nową, rześką atmosferą, jakby śmiech dziewczyny wypełnił po brzegi powietrze klaustrofobicznego przejścia.
- Pomożesz mi wstać? - spytała, dotykając głośno ściany. Czkawka bez słowa wstał i znów złapał Astrid pod ramię, tym razem z mniejszym strachem.
   Wędrówka okazała się prosta, bo im dalej szli, tym grunt robił się gładszy, a wkrótce usłyszeli nawet podejrzany szum i bulgot. To niemożliwe, żeby tu również była woda, pomyślał Czkawka, wiedząc, że cały czas szli jednak lekko pod górę. Dopiero, gdy zauważyli czerwoną poświatę, zrozumieli, co tak dziwnie bulgocze.
- Lawa? - spytała Astrid, patrząc na jeźdźca. Przez słabe światło płomienistej cieczy mógł wreszcie zobaczyć jej bladą ze zmęczenia twarz.
- Czy koło nas jest jakaś wyspa z choćby uśpionym wulkanem? - zastanawiał się na głos Czkawka. - Chyba, że to jakieś podziemne zasoby magmy. - Trzeba by to później zbadać, dodał w myślach.
- Na to wygląda - mruknęła Astrid. - Mniejsza o to, chętnie bym się przy niej zagrzała.
   Czkawka przez pół drogi próbował jakoś ją ogrzać, ale sam czuł, jak zimna woda jego stroju nieprzyjemnie chłodzi jego podatną na zimno skórę. Astrid musiała mieć to samo.
   Minęli jeszcze kilka korytarzy i wkrótce znaleźli się tuz przy wrzącym, wściekle czerwonym płynie, który zatrzymany tuż za skalną obręczą, wydawał się wcale nie płynąć, tylko stać w miejscu. Astrid usiadła zaraz obok i zaczęła trzeć ramiona. Czkawka dołączył do niej, rozglądając się.
   Z tej części tunelu, która zdawała się być dużym, pełnym pomieszczeniem wychodziły trzy odnogi w tym ta, z której przyszli. Jedna musiała prowadzić na powierzchnię, łudził się Czkawka.
- Nie możemy tu długo zostać - mruknął. - Zaraz będzie nam się chciało pić - jak na zawołanie poczuł w ustach pustkę, która nieznośnie dawała o sobie znać.
- Tak, wiem - westchnęła Astrid. - A jak wyjdziemy, to dalej będziesz mnie odtrącał? - zapytała.
- To znowu jakaś gra? - w swoim głosie wyczuł cień irytacji.
- Żadna tam gra - burknęła Astrid. - Oboje nazywamy siebie przyjaciółmi i jesteśmy nimi, ale kiedy Smark zaczyna swoje gatki ty obrażasz się i uciekasz. Czkawka, o co ci chodzi? - odparła, cały czas trąc swoje chłodne ramiona.
   Czkawka nie odpowiedział, wpatrzony w płomieniście rudą lawę. Zastanawiało go, czy gdyby zrobili tu miejsce, w którym mogliby zostawiać smocze jaja, to byłyby tu one bezpieczne i miałyby szansę na wyklucie. Ta myśl pochłonęła go na chwilę, do czasu, aż przerwała ją Astrid swoim zniecierpliwionym tonem.
- Czkawka - mruknęła, przywołując go na ten świat.
- Jeszcze się tego nie domyśliłaś? - zapytał cicho, gubiąc wzrok na podłożu.
   Astrid nie odpowiedziała, ale jakimś cudem wiedział, że na niego patrzy. Łatwo było wyczuć czyjś wzrok, a jej wyczuwał za każdym razem, gdy to robiła. Nie wiedział wtedy, czy go ignorować, czy próbować odwzajemnić. Teraz jednak wybrał pierwszą opcję.
- Czego miałabym się domyślić? - dopytywała go delikatnie, ale nie potrafił określić, czy domyśliła się prawdy i tylko udaje, czy naprawdę czuje pustkę w umyśle, zastanawiając się nad jego słowami.
   Czkawka westchnął i zamknął oczy. Lawa tryskała uspokajająco, cicho chlupiąc.
- Tego, że nigdy nie będę potrafił traktować cię tylko jak przyjaciółkę. Smark ma po prostu rację i wie to, dlatego się ze mną drażni.
   Nastała głucha cisza, tylko lawa nie uspokoiła się jeszcze furcząc i mamrocząc coś pod swoją płonącą powierzchnią. Ubrania jeźdźców wyschły już zupełnie, gdy bezgłośnie postanowili znów wyruszyć w wędrówkę. Czkawka wybrał skalistą drogę naprzeciwko kręgu lawy i tą właśnie drogą ruszyli wolno, trzymając się dalej bez słowa.
   Cała wędrówka z tunelu z lawą zajęła im pół godziny i to wolnym tempem, ale w końcu zobaczyli przed sobą oślepiające światło zachodzącego słońca. Spędzili w tej przeklętej jaskini cały dzień, ale udało im się wyjść.
- Na Odyna, udało się - wykrzyknęła rozradowana Astrid, rzucając się Czkawce na ręce. Jeździec z uśmiechem podniósł ją i obrócił, ciesząc się z takiego obrotu sprawy. Ta przygoda mogła się skończyć tragicznie.
- Tak, udało - potwierdził, ale nagle przybrał groźny ton. - Ale gdyby nie to jak nas urządziłaś, nie wpadlibyśmy do tego tunelu - przypomniał jej. Astrid nagle puściła go, ale nie zdjęła z twarzy uśmiechu.
- Tak i nie usłyszałabym od ciebie czegoś, na co chyba nie byłoby stać wielkiego syna Stoicka Ważkiego - prychnęła, odrzucając w tył swoje blond włosy przybrudzone czarnym pyłem jaskini.
- Taka jesteś cwana? - spytał Czkawka z uśmiechem. Astrid szturchnęła go lekko.
- Ty mi lepiej powiedz, kto wygrał ten zakład - powiedziała. Na horyzoncie już widoczne były dobrze znane skrzydła ich smoków oraz pozostałych jeźdźców.
- A jeśli będzie, że ty, to jaka jest wygrana? - zapytał, krzyżując ręce. Astrid wystawiła mu język.
- Pewnie, że wygrałam, a nagrodę mogę sobie darować, otrzymałam ją w jaskini. - odpowiedziała.
   Czkawka przyglądał się jej z niemałym podziwem. Nie przestawała go zaskakiwać. W końcu westchnął i zerknął w stronę nadlatujących przyjaciół.
- Nie wiem, jak ty, ale ja bym jeszcze został w tej jaskini - zaśmiał się.
- Myślałam, że będziesz to wspominał jako moją głupotę, a tu proszę - wystawiła mu język. - Powinnam częściej wpadać na głupie pomysły.
- I tak na nie wpadniesz - zachichotał a Astrid wystawiła mu język, zaplatając włosy.

   Smocza Skała błyszczała na tle wschodzącego coraz to wyżej słońca, przedstawiając swoją zawartość, jak otwarta księga. Czkawka stanął dokładnie w tym samym miejscu, na którym skończyło się jego wspomnienie. Chyba nigdy nie był tak wylewny, jak tam w jaskini, pomyślał sobie, wchodząc do środka. Śledzik podreptał za nim. Smoki zostały na plaży, głośno nawołując swoich jeźdźców. Dobrze wiedziały, że nie mogą wchodzić co smoczego legowiska, w którym umieszczone były wszystkie znalezione jaja na Berk i w jej okolicach. Smoczątka mogłyby czuć się przerażone, widząc dorosłe smoki całkiem innego gatunku, niż one.
   Śledzik i Czkawka szybko dotarli do reszty - czyli dość dużej grupy uczniów Akademii, a raczej obu grup połączonych ze sobą w tym jakże ważnym dla nich dniu. Pod ścianą stali bliźniacy, Sączysmark i Astrid, rozmawiający z pojedynczymi grupkami dzieciaków. Mel stała tuż przy nodze Astrid, ale gdy zauważyła Czkawkę, pobiegła na jego ręce bez zawahania.
   Wódz uśmiechnął się, biorąc małą na ręce i przytulając mocno.
- Chyba nie zaczęliście beze mnie? - zapytał. Mel uśmiechnęła się szeroko. Od śmierci jej mamy minął pełny miesiąc, a dziewczynka coraz częściej się uśmiechała. W tym dniu było to wysoce ozasadnione. Śledzik patrzył dalej ciekawie na przyjaciela, trzymającego na rękach sześcioletnią dziewczynkę. Jeźdźcy dalej nie potrafili się nadziwić trudnej decyzji Czkawki i Astrid.
   Ta ostatnia dołączyła do nich, najwyraźniej nie tak zachwycona jak jej mała poprzedniczka. Czkawka postawił Mel na ziemi, całując w policzek Astrid.
- Spóźniłeś się - mruknęła, wpatrując się w niego gniewnie.
- Wiem, przepraszam, coś mnie zatrzymało - skłamał i obrócił się, wiedząc, że Astrid i tak wykryje kłamstwo. Mel za to to kupiła. - Coś przegapiłem?
- Właściwie to nie. Niektórzy nadal się zastanawiają nad wyborem smoka - powiedziała, patrząc z uśmiechem na Mel.
- Jeszcze nie patrzyłam na jajka - usprawiedliwiła się.
- A Astrid ci opowiadała, jak przyniosła do Berk całą masę jaj Gronkieli? - zapytał, wkurzając ukochaną jeszcze bardziej.
- Czkawka!
- I co się stało potem? - zagadnęła Mel, mrugając ciekawsko oczami. najwyraźniej zignorowała wściekłą minę Astrid, którą teraz spowiła czerwień zawstydzenia.
- Lepiej niech ona ci to opowie - wybronił się jeździec chwytając małą za rączkę.
- Dobra, to teraz ustawcie się wszyscy pod ścianą w rzędzie i będziecie kolejno wybierali swoje smoki - powiadomił ich Śledzik, a uczniowie wyjątkowo go posłuchali, przepychając się przy początku kolejki.
   Mel stanęła skromnie na samym końcu.
- Jak myślisz, jakie jajo wybierze? - zapytała Czkawkę Astrid, podchodząc bliżej niego.
- Nie wiem - mruknął, głaszcząc brodę z namysłem, gdy przyglądał się dziewczynce. - Nie należy do osób, które preferują brak ryzyka.
   Astrid westchnęła.
- Za dużo czasu z tobą przebywa - mruknęła, przytulając się jednak do piersi męża.
   Pierwszy z dzieciaków, wysoki Szczypczyk o rudych, krótko ściętych włosach i startym fartuchu po swoim ojcu, piekarzu podszedł do kręgu lawy, bacznie obserwując leżące w małych grupkach jajka. Najpierw spojrzał na grupkę niebieskich, skalnych jaj, wyglądających bardziej jak kamienie z białymi wystawkami, ale szybko zmienił zdanie ku rozpaczy Śledzika.
   W końcu chłopiec wybrał jajo Koszmara Ponocnika, błyszczące jak płomienie liżące stale lawę. Zadowolony wrócił na miejsce, trzymając w dłoni rdzawy kamień.
- Kto następny? - zapytał Śledzik, odznaczając coś na swoim pergaminie, który musiał wyciągnąć niedawno.
- Kiedy będą się wykluwać smoki? - zapytał Czkawka szeptem. Wiedział, że powinien skierować to pytanie do Valki, która była inicjatorką pomysłu z Wylęgarnią i wyborem smoka. Szkoda, że jej tu nie było, ale powiedziała, że musi coś zbadać w głębi wyspy.
- Pomyśleliśmy, że gdyby nagle wszystkie smoki zaczęły się wykluwać pod wpływem lawy, to mielibyśmy duży kłopot z ogarnięciem jedynastki dzieci i tylu samo smoków. - odparła Astrid rozsądnie. Czkawka kiwnął głową. Ostatnio miał dość sporo obowiązków wodza, dlatego to jego mama decydowała w sprawach Akademii.
   Dzieci co chwilę zmieniały się, wybierając swoje własne smocze jaja i odchodząc pod ścianę. Smoki wykluwały się pod wpływem temperatury, nie kiedy zdołały urosnąć do pełnych rozmiarów, jak na przykład u ptaków, dlatego schowane pod grubą powłoką smoki mogły siedzieć w swoich skorupach nawet dwadzieścia lat.
   Uczniowie Akademii często reagowali radością i oklaskami, gdy ich towarzysz wybierał swoje smocze jajo, ale gdy z szeregu wystąpiła najmłodsza z nich, cisza zapadła ciężko jak ogromny głaz.
   Mel wyszła nieśmiało na środek i popatrzyła niepewnie na Czkawkę, który uśmiechnął się do niej zachęcająco.
   Dziewczynka obejrzała z bliska wszystkie jaja, niektóre dotknęła ręką, jakby badała ich twardość, ale w końcu stanęła na środku niezdecydowana. Wtedy jej wzrok spoczął na dwóch samotnych skorupach o ciemnofioletowym kolorze z białymi żyłkami. Zmarszczyła brwi i podeszła niepewnie do skalnej półki, ukrytej na samym końcu korytarzyka.
   Czkawka otworzył szeroko oczy.
- Co to za jaja, Czkawka? - zapytała szeptem Astrid. Jej mąż nie wiedział, czy jest bardziej zdumiony, czy przerażony tym, co widział, więc nieprędko jej odpowiedział.
   Mel wyciągnęła jedno z jaj, oglądając je z uśmiechem. Powłoka jaja zadrżała w rękach dziewczynki, ale ta tylko uśmiechnęła się, wracając na miejsce.
- Wybrała Wandersmoka - szepnął Czkawka, wodząc za dziewczynką. Astrid tworzyła szeroko usta.

Ta-ta-dam :D miałam nazwać rozdział Wandersmok, ale sądziłam, że szybko się połapiecie jakiego smoka wybierze Mel dlatego specjalnie zmieniłam nazwę :d na pewno myśleliście, że to jaja Nocnych Furii, co? :p wszystko w swoim czasie :3