poniedziałek, 3 listopada 2014

Tak wiele decyzji, tak mało czasu.


Wielka Sala była praktycznie otoczona niewolnikami. Choć Czkawka wiedział, że było to przypadkowe, wyglądało to, jakby wszyscy na jeden sygnał podeszli pod najważniejsze miejsce dla Wikingów.
   Próbowali się wślizgnąć, ale drogę zagrodziła im straż.
- Puśćcie nas – powiedział Czkawka spokojnym głosem, ale strażnik uderzył go w twarz, stawiając na nogi Sączysmarka.
- Ej!!
   Drugi ze strażników spojrzał na niskiego Wikinga, jakby mu się przyglądał.
- Chciałeś czegoś? – warknął przeciągle strażnik, przyglądający się chłopakowi.
Sączysmark spojrzał na Czkawkę, który ocierał zakrwawione ust wierchem dłoni.
- Nie, wybaczcie – po czym skłonił się i udając pokornego niewolnika, odszedł trzymając Czkawkę.
   Kiedy byli już dalej od wejścia do miejsca spotkań ludzi z Berk, Sączysmark zapytał:
- Nic ci nie jest?
Czkawka uśmiechnął się blado.
- Teraz już wiem, jak ich traktują.
- Ach, idioto, podszedłeś do nich jak równy z równym. To chyba proste, że traktują ich inaczej! – teraz gdy troska Sączysmarka minęła stał się tak samo arogancki jak przedtem.
Czkawka zaśmiał się, co było trochę nie na miejscu.
- Przynajmniej mam dalej wszystkie zęby.
   Sączysmark wywrócił oczami.
- Dobra, jak działamy? Przecież musimy tam jakoś wejść…
   Czkawka zerknął na dzbany, które były w większości domów w Berk, a które nosili teraz niewolnicy do Wielkiej Sali. Niektóre były tak pokaźne, że strażnicy nie widzieli twarzy wchodzących do środka.
- Chyba mam pomysł – powiedział.
   Już po chwili Czkawka i Sączysmark dołączyli się do tłumu idących w kierunku Wielkiej Sali. Wybrali największy dzban, który był w zasięgu, bo po pierwsze – mogli nieść go razem, a po drugie – zasłaniał połowy ich sylwetek.
    Kiedy jakimś cudem wyminęli czujnych strażników i dostali się do środka, zauważyli, że Malgor i reszta jego głównych dowódców na dobre rozgościła się w Berk. Wszędzie tam, gdzie gościły ławy i paleniska, ogrzewające zimą ponure miejsce, teraz znajdowały się góry najróżniejszych kosztowności, które zostały skradzione z domów nieobecnych Wikingów. Flegma miała rację, szukali jedzenia. Widząc tak wielką ilość ludzi przybyłych na Berk, zarówno ludzi wolnych – łowców, jak i niewolników, tyle jedzenia, ile cudem ocalało po ucieczce Wikingów, nie wystarczyło.
   Jeźdźcy szybko schowali się za jedną z dziesięciu kolumn, podtrzymujących kamienny sufit. Wiedzieli, że schody do dolnych piwnic, służących teraz za lochy, znajdowały się w pomieszczeniu po prawej stronie od miejsca dla wodza. To miejsce zawsze przypominało Czkawce jego ojca, dumnego i potężnego Stoicka Ważkiego, który zawsze powtarzał, że trzeba dbać o swoich. Jego syn nie zdążył tego zrealizować.
   Wielka Sala była pusta, tylko dwóch niewolników gasiło paleniska i rozsuwało ławy, robiąc miejsce dla większej ilości łupów.
   Niepostrzeżenie wślizgnęli się do dolnych pięter, ale usłyszeli głosy w dalszej części piwnic, więc schowali się za ścianą, z której uderzył ich niepokojący widok.
   Na środku ciasnego korytarza zauważyli dwóch wysokich mężczyzn, w jednym z nich Czkawka rozpoznał Malgora, drugi był pewnie jednym z ważniejszych łowców, skoro znajdował się po prawej stronie przywódcy.
   Na podłodze leżała postać, której początkowo nie zauważyli. Czkawka musiał zatkać usta Sączysmarkowi, z których wydał się cichy jęk na widok posiniaczonej Szpadki.
- Zapytam jeszcze raz, lepiej, żebyś powiedziała prawdę. – warknął Malgor, jeszcze bardziej wściekły niż wtedy, gdy część niewolników uciekła za sprawą Czkawki. Przywódca łowców złapał ją za tunikę i podniósł nad ziemię. – Gdzie zwiała reszta Wikingów?
   W słabym świetle zawsze delikatna twarz Szpadki wyglądała, jakby została przeorana toporem. Na policzku widać było jeszcze otwarte rany. W dodatku, pomimo, że dziewczyna zawsze była szczupła, teraz wyglądała na przeraźliwie chuda, jakby nie jadła kilka dni.
- Śpieszy ci się to wiedzieć, hę? – warknęła Szpadka słabym głosem. Czkawka budził podziw dla zmaltretowanej dziewczyny, która wykrzesała z siebie tyle odwagi, by stawić czoło swojemu oprawcy. – Nie znajdziesz ich. Może i umrę, ale wy także pomrzecie z głodu.
   Czkawka zauważył, że oczy Sączysmarka zabłyszczały od łez. Czy między nimi stało się coś, o czym wódz nie wiedział, czy w jeźdźcu nagle obudziła się taka wrażliwość? Chyba to pierwsze.
   Malgor rzucił dziewczyną o twardy grunt. Sączysmark niemal wyrwał się z mocnych objęć Czkawki, ale chłopak nie mógł pozwolić, żeby teraz zaprzepaścili wszystko. Malgor powiedział coś swojemu towarzyszowi, po czym odszedł, powiewając przy tym grubą, futrzaną peleryną. Kiedy potwierdzili, że samozwańczy Pogromca Mórz już odszedł, wyskoczyli ze swojej kryjówki uzbrojeni w topór i Piekło.
   Łowca, który najprawdopodobniej robił za tutejszego kata, sądząc po dobrym zapasie różnych ostrzy, spojrzał na nich z przerażeniem w oczach, ale nie zdążył wypowiedzieć ani słowa, bo Czkawka uderzył go w głowę Piekłem. Kat zapadł w długi sen, co było aktem łaskawości wobec niego, pomimo tego, co zrobił przyjaciółce Czkawki.
   Sączysmark uniósł dziewczynę tak, że w słabym blasku pochodni widać było jej posiniaczoną twarz. W dziewczynie ledwie mogli rozpoznać arogancką Szpadkę, którą znali.
   Czkawka popatrzył pytająco na Sączysmarka, którego czułe spojrzenie na dziewczynę, dało wodzowi wiele do myślenia.
- Chodźmy z tego syfu – warknął Sączysmark, biorąc na ręce dziewczynę. Czkawka wiedział, że swoim tonem Jorgenson chciał odepchnąć od siebie wszelkie pytania na temat zażyłości między nim, a Szpadką.
   Zauważyli, że Malgor siedzi na miejscu Stoicka, co tylko rozwścieczyło Czkawkę.
- Czkawka, nie! – Sączysmark próbował przywołać jeźdźca do porządku, ale nie mógł poradzić nic, trzymając w ramionach dziewczynę.
   Wódz w ostatniej chwili się pohamował i schował za kolumną, gdy wzrok Malgora powędrował w jego kierunku. Tuz za nim stał Sączysmark.
- Czkawka, co ty robisz? Uspokój się, nabijesz mu guza potem – wywrócił oczami. Czkawka wiedział, że przyjaciel nie wie, jak bardzo ruszyło to młodego wodza. Stoick był wspaniałym i wielkim człowiekiem, a jego miejsce zajął taki, taki… potwór!
- Tu nie o to chodzi – mruknął, ale widząc minę Sączysmarka, zrezygnował z dalszej rozmowy.
   Niemal udało im się przejść, ale strażnik – ten, który uderzył Czkawkę, wszczął alarm.
- Obcy!!- ryknął swoim potężnym głosem. Czkawka popatrzył mu w oczy i warknął dziko. Wszyscy spojrzeli na niego, jakby miał z niego wyskoczyć jakiś potwór, ewentualnie smok, ale tylko Sączysmar wiedział, że nawołuje Nocną Furię.
   Po chwili niebo błysnęło od płomieni Koszmara Ponocnika i błysnęło pod wpływem plazmy Nocnej Furii. Ludzie stanęli przerażeni – zarówno łowcy, jak i niewolnicy. Z Wielkiej Sali wybiegł Malgor, ale Czkawka i Sączysmark byli już koło klifu, wykorzystując nieuwagę reszty.
   Malgor biegł w ich stronę razem z innymi łowcami, a Czkawka modlił się, żeby Szczerbatek dał radę bez wykorzystania ogona. Sączysmark skoczył z klifu, lądując na grzbiecie Hakokła, który chyba po raz pierwszy posłuchał swojego jeźdźca. Czkawka przystanął, czekając na Szczerbka.
   Malgor wykoprzystał sytuację.
- Brać go, chłopcy! – warknął, a dziesięciu łowców skoczyło naraz na niego. Czkawka jedyne, co mógł zrobić, to wyciągnąć Piekło i spróbować wystraszyć napastników wybuchem spowodowanym dymem Wyma i ogniem Wagry, smoczycy Flegmy, również Śmiertnika, tak jak Wichura.
   Łowcy powstrzymali się, ale tylko na sekundę. W ostatnim momencie na wojowników runęło coś ciężkiego. Coś, co wyszczerzyło się, widząc swojego jeźdźca.
- Nareszcie, Szczerbek – westchnął Czkawka z ulgą, wskakując na smoka.
Na twarzy Malgora malowała się nienawiść.
- Dorwę cię bękarcie Stoicka!! – krzyczał.
  
   Czkawka, wróciwszy do Smoczej Jamy nie zauważył Sączysmarka i Szpadki, pewnie byli teraz u Gothi. Ruszył tam, ale nie żeby zobaczyć swoich przyjaciół, tylko, żeby sprawdzić, czy Astrid czuje się lepiej.
   Kiedy wszedł do namiotu zauważył tylko Szpadkę, leżącą na świeżej pościeli na sienniku Gothi, Sączysmarka, trzymającego omdlałą dziewczynę za rękę i łkającego cicho i samą kobietę, szykującą napar z tajemniczych ziół w kącie namiotu. Ani śladu Astrid.
- Gdzie jest Astrid? – zapytał Czkawka, czując, jak żołądek mu się zapada.
Gothi uśmiechnęła się do niego, a Sączysmark powiedział cicho, pozwalając sobie na cień uśmiechu:
- Lepiej sam ją o to spytaj.
   Czkawka wybiegł z namiotu trącając wkurzonego Szczerbatka. Tak, Czkawka ostatnio nie poświęcał mu tyle uwagi, co zwykle, ale smok musiał zrozumieć uczucia jeźdźca.
   Szczerbek powlókł się na miejsce, gdzie spoczywały smoki, a Czkawka obiecał sobie, że wynagrodzi mu ten czas.
   Czkawka zobaczył w oddali matkę żywo gawędzącą z dziewczyną, której chłopak szukał. Co prawda, Astrid wyglądała na osłabioną, ale szła powoli, podtrzymywana przez swoją przyszłą teściową. Widząc narzeczonego, rozpromieniła się. Obydwoje wypowiedzieli szeptem swoje imiona. Czkawka podbiegł do nich, delikatnie obejmując swoją ukochaną, jakby była ze szkła. Valka z rozmysłem zostawiła ich samych.
- Astrid, myślałem, że ty… - zaczął, ale nie chciał dokańczać, bo najgorsze się przecież nie zdarzyło.
- Spokojnie, Czkawka, żyję. Czuję się dobrze, chce walczyć. – powiedziała a Czkawka popatrzył na nią zbolałym wzrokiem.
- Zwariowałaś? – wyszeptał.
- Nie, Czkawka, to moja wina. – chłopak, nie wiedział, co ma odpowiadać. Astrid naprawdę zarzuca sobie to, co się stało.
- Posłuchaj mnie. Nikt nie jest tu winny, tak musiało być. – mówił spokojnym, ale pewnym głosem. Oczy dziewczyny błyszczały dziko, jakby już szykowała się do walki. – Poza tym nie chcę cię stracić. A wiem, że to możliwe, jeśli ten smok znowu zyska nad tobą władzę. Lepiej zostań z Gothi.
Astrid uśmiechnęła się nagle.
- Za późno. – powiedziała, wykorzystując okazję, że może zbić Czkawkę z tropu. – Uzgodniłam to z Valką. Powiedziała, że poleci ze mną za Nocną Furią. Muszę się w pełni zorientować, dlaczego zaistniało łącze między nami.
- Jakie łącze?! – wykrzyknął Czkawka, cofając się, jakby Astrid poraziła go węgorzem. – Astrid, nigdzie nie idziesz, nawet jeśli miałbym cię przykuć do skały, albo zamknąć tak jak Sączysmarka.
Astrid odetchnęła głośno. Czuł, że próbuje złapać swoje emocje na wodzy, a rzadko jej to wychodziło.
- Czkawka, między mną a tym smokiem postało łącze, dlatego wysyła mi swoje obrazy i uczucia. Chcę zobaczyć, dlaczego ja, a dlaczego nie na przykład… ty. – mówiła mocno manewrując rękami. Resztę powiedziała szeptem zbliżając swoją twarz do twarzy Czkawki – Jeżeli nie znajdę odpowiedzi nigdy nie będę miała pewności czy to nie wróci i czy ciebie nie stracę.
    Po raz pierwszy to Czkawka chciał się rozpłakać z bezsilności, nie ona. Co miał jej więcej powiedzieć? Że przez ostatnie dwa dni dygotał na myśl, że może ją stracić? Nie wiedział, co ma dalej robić, po prostu rzucił złamane spojrzenie dziewczynie i odszedł.
   Potrzebował lotu. Teraz, zaraz.

Taki dłuuugi :) Jeśli ktoś potrzebuje mojego fb czy chciałby po prostu pogadać, to proszę:
https://www.facebook.com/justdreamie
Raczej jestem otwarta na nowe znajomości :D mam nadzieję, że tym razem nie przegięłam z akcją :D

7 komentarzy:

  1. Uratowałaś mnie bo muszę coś przeczytać przed snem żeby wgl spać a jak zaczęłam czytać inne opowiadanie to się załamałam :-P

    OdpowiedzUsuń
  2. Akcja jest fajna ale jest tam smutny Czkawka aż się chce go przytulić. :-( Czekałam i się doczekałam. Bardzo fajny :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale bym Czkawkę przytuliłaaaa ^^
    Mega, super, świetne, mega. Jak mam jeszcze nazywać tego bloga? Nie ma słów! <3

    OdpowiedzUsuń
  4. CZADOWE !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! czekam na next :D kocham po prostu twoje opowiadania

    OdpowiedzUsuń
  5. Podpisuje się obiema rękoma (choć jestem tylko praworęczna) pod wszystkimi powyższymi komentarzami

    OdpowiedzUsuń