czwartek, 20 listopada 2014

Bitwa


   Wikingowie ruszyli przejściem, jeden za drugim. Wiedzieli, że plan był ryzykowny, ale skuteczny. Smoki miały za zadanie lecieć razem za Sączysmarkiem większym przejściem, naokoło. Miały dołączyć potem. Szczerbek nie mógł sam latać, więc Smark musiał udobruchać Hakokła i zająć miejsce Czkawki na siodle Nocnej Furii.
   Czkawka wyszedł pierwszy i zobaczył ciemną wioskę. Ani żadnego światła, choćby najmniejszego. Był środek nocy. Nawet wartownicy pewnie poprzysypiali.
- Wyłaźcie, droga wolna – powiedział, starając się zniżyć głos. Następny wyszedł Chwalistopa, ledwie przeciskając się przez ciasny tunel. Następny był Pyskacz, potem Podłysmark i reszta Wikingów.
- Dalej, dalej – mruczał Czkawka, pilnując przejścia. Kiedy zobaczył Astrid przechodząca przejściem, odwrócił wzrok.
   Czkawka zobaczył pięciu ludzi idących w ich stronę.
- Na ziemię! – nakazał cicho ale stanowczo. Rzucił wzrokiem na Astrid, upewniając się, że jest daleko, ale już jako cienie pięciu mężczyzn, Czkawka zauważył, że nie mają zbroi. – To nasi. – powiedział.
- Witaj, Czkawko – Włodiej wypowiedział te słowa swoim słowiańskim akcentem. – Witajcie Wikingowie – zwrócił się do reszty.
- Witaj, Włodieju – Czkawka popatrzył ze smutkiem na jego czterech towarzyszy. – Tylko tylu udało ci się zebrać?
Zęby Słowianina zabłyszczały w świetle księżyca.
- Nie, reszta czeka w jednej ze składowni. – rzekł, rozglądając się po Wikingach, podziwiając ich broń. – Wzięliście też dla nas?
Czkawka zrozumiał, o co mu chodzi.
- Pewnie, ale musimy się przedrzeć przez wartowników i dotrzeć do was. Jesteście pewni, że to bezpieczne?
Włodiej pokiwał głową. Jego blond włosy przyjaciel z kozią bródką uśmiechnął się chytrze.
- Szliśmy tą drogą do was, przyjacielu – Włodiej znów się uśmiechnął. Widać było po nim, że cieszy się z odzyskanej wolności. – Nie macie się czego obawiać.
- Wierzę ci – powiedział Czkawka, patrząc mu w oczy.
   Wódz zabrał ze sobą pięciu mężczyzn, silnych Wikingów i poszedł razem z ludźmi Włodieja. Przeszli koło tak dobrze znanych, a tak upiornie wyglądających teraz chat, w których wcześniej mieszkali. Czkawka przypominał sobie chwile z dzieciństwa, jak i z czasów mniej odległych, tak drobne elementy składały się w całość wspomnień, którymi darzył to miejsce.
   Doszli do baraku, gdzie Wikingowie wcześniej składowali żywność. Czkawka wiedział, że jego ludzie zabrali wszystko, zostawiając Łowców bez szansy na długie przybywanie na Berk. W dodatku są osłabieni. Nie mówiąc już niestety o niewolnikach…
- Włodiej, nie jesteście głodni? – zapytał Czkawka.
Słowianin popatrzył na niego ze spokojem.
- Nie, dziękuję. Dokarmiał nas jeden z waszych. – powiedział pewnie.
- Kto?
- Taki wysoki, szczupły Wiking, z długimi blond włosami. Nie powiedział imienia.
- Mieczyk… - wyszeptał Czkawka, stając w szoku. Znał go od tylu lat… Niemożliwe. Najwyraźniej okupacja Berk zmieniła każdego z nich. Tylko nie jego, nie Czkawkę.
   Otworzyli drzwi składowni. Czkawka dziwił się, że nie było tu żadnego wartownika. Zapytał o to Włodieja.
- Był jeden, ale go sprzątnęliśmy. – powiedział z dumą. Czkawka poczuł ucisk w żołądku. On sam nie potrafił zabijać, jak łatwo wychodziło to innym, pomyślał z odrazą.
   Za wielkimi drzwiami dosłownie setki niewolników kuliło się po ścianach i kątach spichlerzu. Jedni byli prawie nadzy, inni mieli skąpe odzienie. Czkawka domyślał się, że to pewnie ci, którzy są ważniejsi dla swoich panów. Dał znak Wikingom, którzy weszli pewnie do środka i rozdali broń tym, którzy na ich oko mogli walczyć.
- Nie bójcie się, jesteśmy przyjaciółmi – powiedział łagodnie. – Przyszliśmy tu, żeby wam pomóc, ale nie obędzie się bez waszej pomocy.
   Widział szok u wielu z tutejszych, trzy kobiety podbiegły do Czkawki i kłaniając się przed nim całowały mu dłonie z wdzięczności.
- Spokojnie – powiedział do nich łagodnie, ale stanowczo, wyrywając ręce. Nie powinni mu dziękować, nie robił dużo, tylko dawał im broń, oni walczyli sami. Zresztą to po części też jego wina, że ich niewola trwała tak długo. Powinien to przerwać już wtedy, gdy Malgor porwał Astrid.
   Chwalipięta i Pyskacz rozdawali broń mężczyznom, którzy chcieli walczyć. Czkawka wiedział, że Pyskacz spędził wiele nocy na wykuwaniu jej od czasu najazdu Łowców. Musiał też przecież wzbogadzić zbiory o te, które zabrali Damorowie. Chłopak zauważył, że stary Wiking ma zapuchnięte oczy i umęczony wyraz twarzy.
- Pyskacz, dobrze się czujesz? – zapytał, jakby pstrykając do niego palcami po długim transie.
- Co? Aa, tak, doskonale się czuję, a czemu pytasz? – pokazał swoje kamienne sztuczne zęby, ale zamiast uśmiechu wyszedł mu grymas. Czkawka zatrzymał go, gdy miał dać topór jasnookiemu chłopcu.
- Pyskacz, widzę jak wyglądasz. Ile nie spałeś?
Wiking prychnął.
- Nie takie czasy się pamięta, Czkawka – Pyskacz podał topór chłopakowi, który niemal się wywrócił dźwigając go. – Oo, ten jest za ciężki, poszukam czegoś innego – zwrócił się do niego. A potem mówiąc do Czkawki kontynuował przerwany wątek. – Razem z twoim ojcem łapaliśmy Ognioglizdy gołymi rękami, zjeżdżaliśmy po grzbiecie Ponocnika i pływaliśmy razem z Wrzeńcami. Myślisz, że kilka zarwanych nocy da mi radę? – zaśmiał się, majsterkując przy kikucie. – Czkawka, ten Wiking – wskazał na siebie – jest nie do zdarcia.
- Skoro tak uważasz – Czkawka wzruszył ramionami, ale martwił się o Pyskacza w dalszym ciągu.
   Kiedy każdy dostał już broń, ewentualnie coś do jedzenia, jeśli był głodny, wszyscy ruszyli jak jedna wielka armia pod Wielką Salę. Czkawka wiedział, że tam zastanie Malgora, a reszta czekała na innych Łowców, aby się zemścić i raz na zawsze uwolnić.
   Jeden z wartowników, widząc ich, zaczął głośno krzyczeć. To dobrze, pomyślał Czkawka, mamy wystarczający element zaskoczenia, a wolimy równą walkę. Co do takich zwyczajów Wikingowie byli naprawdę tradycyjni.
   Z Sali wybiegło sześciu Łowców, u każdego z nich na twarzy zagościł niepokój i strach, ale szybko zakryli to, atakując bez nakazu swojego przywódcy. Szczęśliwi z nie tak dawno odzyskanej wolności wojownicy rzucili się do kontrataku. Nie byli pod władzą Czkawki, więc nawet nie próbował ich zatrzymywać. Rozpoczęła się rzeź, reszta niewolników, biegła pomagać swoim przyjaciołom, Wikingowie wpatrywali się w Czkawkę.
   Trwało to tylko moment, bo z byłego centrum spotkań Berk wyszedł Malgor, z lekko zaniepokojoną twarzą. Zawołał coś do pozostałych po swoim języku i wszyscy wypadli z Wielkiej Sali. Czkawka wiedział, jak wielkie jest to pomieszczenie. Podczas gdy niewolnicy spali w nieocieplonym spichlerzu, oni wszyscy mieścili się w najlepszym miejscu na wyspie, ich miejscu. W żyłach Wodza zapłonął gniew, gdy przypomniał sobie Malgora siedzącego na tronie ojca.
- Witaj Malgorze – krzyknął, idąc swobodnie w jego stronę, jakby ignorując walki, które działy się wokół niego.
Łowca zaśmiał się.
- Naprawdę uważasz, że dasz sobie radę? A, no tak, w końcu macie smoki… - powiedział, posyłając młodemu wodzowi zjadliwy uśmiech.
   Koło Czkawki wylądował Szczerbatek, tuląc się do niego jak kociak. Czkawka odwzajemnił sympatię, przytulając do siebie jego łeb. Z siodła zszedł Sączysmark.
   Czkawka czuł, że za nim stanęła pozostała część Wikingów z Astrid i Valką na czele. Malgor zaśmiał się gardłowo.
- Brać ich! – ryknął zwierzęcym głosem.
   Wszyscy wzajemnie ruszyli na siebie, Wikingowie, niewolnicy i Łowcy, mijając dzielącą ich odległość w kilka sekund. Latały topory, włócznie i strzały. Słychać było szczęk ostrza, stykającego się z drugim, szał bitewny dorwał wszystkich. Czkawka widział tylko przez chwilę, jak Astrid wbija swój topór w jednego, wielkiego Łowcę, a drugiego powala kopniakiem. Ten widok utwierdził go w przekonaniu, że dziewczyna wie, co robi. Między pchnięciami i wymachiwaniem Piekłem zauważył też również i Valkę razem z Chmuroskokiem, która w otoczeniu również i pozostałych smoków szła jak burza, nie mając przy sobie żadnej broni – jedynie swój długi kij. Smoki broniły jej własna piersią, jak i również atakowały jej nieprzyjaciół.
   Czkawka ruszył wprost na Malgora, odpychając Łowców, próbujących go powstrzymać. Niektórym z nich zapalał ubrania Piekłem, innych powalam kopniakiem. Przerażało go mordowanie, nawet podczas walki. Był dokładnie jak Valka, ale nie można było powiedzieć, że kobieta jest słaba. On również nie jest. Szczerbatek dołączył do niego i Czkawka wskoczył mu na grzbiet zgrabnie. Malgor chyba zamierzał stchórzyć, widząc taką ilość napastników.
   Nagle od strony klifu wyleciała dziesiątka nowych, nieznanych Wikingom smoków, które zaczęły ich atakować. Czkawka przeraził się w duchu tym widokiem, ale widząc, jaką szkodę czyniły nowe smoki, musiał zostawić plan dorwania Malgora.
   Lecieli ze Szczerbkiem wprost na pierwszego smoka, był to błękitny Ponocnik, bardzo podobny z zewnątrz do Hakokła, który walczył niżej razem z Sączysmarkiem. Czkawka postanowił poradzić sobie samemu, zauważył, że Valka również próbowała przeciągnąć smoki na ich stronę.
   Ponocnik zawarczał, wysyłając w stronę smoka i jeźdźca serię płomieni. Czkawka ukrył jeźdźca skrzydłami, robiąc śrubę tuż nad ziemią. Odbili się znów i lecieli wprost na smoka.
- To co, jak za dobrych starych czasów? – szepnął Czkawka czule do smoka. Szczerbek złapał dech i strzelił plazmą tuż obok prawego skrzydła smoka. Czkawka uznał to za „tak”.
   Smok ocknął się, ale Szczerbek był na tyle blisko, że użył swojej władzy Alfy. Warcząc na smoka, jakby z nim rozmawiał, przałamał coś, co uniemożliwiało smokowi kontrolę nad sobą. Coś takiego Czkawka widział tylko raz…
    Jeździec poczuł, że ma złe przeczucia. Zostawił Ponocnika, wolnego, atakującego teraz Łowców razem ze smokami Berk i poleciał w stronę Malgora. Zauważył go na klifie, ale jego widok mu się nie spodobał. Zobaczył, że Łowca trzymał kogoś, uniemożliwiając mu ucieczkę. Ku swojemu przerażeniu zauważył, że to Astrid.
   Po skórze chłopaka przeszedł zimny dreszcz, jak wtedy, gdy widział ją umierającą. Pomimo tego, że teraz miała się dobrze, Malgor trzymał ją, wykręcając jej nadgarstek. Widząc skrzywienie na twarzy dziewczyny, ręka musiała już być skręcona. Astrid spojrzała na Czkawkę, oniemiałymi z bólu oczami i ruszyła ustami, układając je w jeden, krótki wyraz: uciekaj.
- Och, wreszcie, Władca Smoków – prychnął Malgor. – Zaczynaliśmy się już niepokoić – powiedział, przytulając swoją twarz do twarzy Astrid.
W Czkawce zapłonął gniew jak w nikim innym. Szczerbatek zaczerpnął powietrze, jakby chciał wypuścic plazmę.
- O, nie, nie, nie, nie – zacmokał Łowca, szczerząc swoje brudne zęby. – Nie chcemy przecież, by coś się stało przyszłej żonie Wodza Berk.
   Astrid próbowała nie krzyczeć, zaciskając zęby. Malgor nie zwalniał uścisku.
- Puść ją – powiedział Czkawka cicho. Głos mu zadygotał.
- Wybacz, Synu Stoicka – mówił Malgor swobodnie. – Ale dziewczyna już dość się nacierpiała przez Nocną Furię, nieprawdaż? Po co ma z nią cierpieć drugi raz? – zaśmiał się wskazując na Szczerbatka.
Czkawka nic nie rozumiał.
- Skąd ty…
- Chciałbym ci przedstawić Drago Krwawdonia, Największego Władcę Smoków, jaki stąpał po tej ziemi i mój sojusznik. – zza jego pleców wyszedł Drago. Zmienił się od czasu jego zniknięcia. Czkawka domyślił się jego obecności, tuż po przerwaniu łącza między nim a Ponocnikiem. Wróg miał o wiele więcej blizn na twarzy, niż ostatnim razem, gdy Czkawka go widział.
   Wódz wyciągnął z pochwy miech wykonany w gronkielowego żelaza, przechowywanego przez Pyskacza przez piętnaście lat. Piekło nic by tu nie zdziałało.
- Witaj, Czkawko – Drago uśmiechnął się na widok przyczyny jego największego upadku. Był to uśmiech pełen zemsty i nienawiści. – Widzę, że nie zmieniłeś się od naszego ostatniego spotkania.
- Puśćcie Astrid – rozkazał patrząc na Malgora oczami płonącymi gniewem. – Ona wam niczym nie zawiniła, to mnie chcecie.
- Nie do końca. – Malgor roześmiał się. – Nasz interes rozpoczął się właśnie od niej, nie pamiętasz? Przejechał wolną dłonią po jej twarzy. – Myślę, że to będzie mój największy okaz na rynku. Jak myślisz Drago? Rzym, czy Izrael?
   Szczerbatek ryknął przeraźliwie. Był równie wściekły, co jego przyjaciel. Malgor cofnął się delikatnie, ciągnąc za sobą Dziewczynę. Zapłakała cicho.
- Ach, Czkawka, chciałbym ci kogoś przedstawić – zamruczał Drago, przywołując do siebie smoka, opanowanego przez Pogromcę Smoków. To był ten sam smok, który zniewolił Astrid i niemal pozbawił ją śmierci. Druga Nocna Furia. Szczerbatek zaskomlał cicho. Łuski na jego grzbiecie zabłyszczały w kolorze błękitu, a smoczyca szarpała głową we wszystkie strony. Czkawka wiedział, że Szczerbek używa władzy Alfy, by uwolnić Furię spod władzy Drago.
- Myślisz, że ten głupi smok byłby w stanie wymusić na kimś taki stan, jaki był u Astrid? – mówił dalej Drago. – Ha, co prawda te smoki, są bardziej inteligentne od pozostałych, ale sam zobacz. O mało nie straciłeś dziewczyny przez te stworzenia. W dodatku jeszcze wcześniej ojca.
   Nie słuchaj go! – odezwał się głos w głowie Czkawki.
- Spójrz prawdzie w oczy – oczy Drago zabłyszczały. Malgor słuchał go uważnie. – Te stwory są po to, by gnębić ludzi.
- Nieprawda – powiedział Czkawka pewnie. – Szczerbatek uratował mi życie wielokrotnie. Robił to z własnej, nieprzymuszonej woli, a przez ciebie zabił mi ojca!! – wykrzyknął, zbliżając się do Pogromcy. Malgor ścisnął mocniej nadgarstek Astrid, która zajęczała cicho.
   Czkawka stanął jak wryty po raz kolejny. Złapali go. Nie może zrobić nic.
- Widzę, że cię nie przekonam – powiedział Drago i kiwnął na Malgora – Skończ z nią – mruknął, a Łowca wyciągnął błyskawicznie sztylet.
   Czkawka został pozbawiony wszystkich zmysłów oprócz wzroku. Tylko patrzył jak Malgor nagle krztusi się powietrzem i pada na ziemię, uwalniając Astrid. Zza pleców nieprzyjaciela wyłonił się Thoed, trzymając w dłonie zakrwawiony miecz, który Czkawka poznał od razu, jako dzieło Pyskacza.
   Astrid odturlała się na bok, cały czas trzymając dłoń. Czkawka oderwał od niej wzrok i zaatakował Drago. Theoda zaczęły atakować inne smoki, a obok Astrid skoczył Szczerbek, chroniąc ją własnym ciałem.
   Czkawka minął czubkiem miecza pierś Drago, ale wróg w ostatniej chwili wykonał unik, i uderzył go pięścią w pierś. Czkawka na chwilę zwolnił tempo, ale atakował nadal. Choć Drago był bez broni, nie licząc podłużnego kija, podobnego do tego, który zawsze nosiła przy sobie Valka, był silny i wystarczyło kilka uników i ciosów, aby Czkawka opadł z sił. Mężczyzna przewyższał go nei tylko doświadczeniem, ale i wzrostem i siłą. To nie była wyrównana walka.
   Czkawka upadł na kolana. Drago zaśmiał się.
- To tak walczy syn Stoicka? Tak zdobywa swoje dziedzictwo i broni bliskich? – warknął. – Dobrze, że ciebie nie widzi.
   Oczy Czkawki zaszły mgłą na wspomnienie o ojcu. Pamiętał, dokoła wszędzie lód, oczy Szczerbka, dziwnie wpatrujące się w niego. Ten wszechogarniający niepokój i bezsilność, atakująca go ze wszystkich stron. Nagle tak dobrze znane przez niego łapanie powietrza i tworzenia plazmy w gardle Furii i krzyki ojca. Wspomnienie ożyło. Nie widział nic innego. Słyszał w głowie tylko jeden głuchy strzał.
   Nagle wszystko od niego odeszło, wrócił znów do miejsca i czasu, w którym powinien się znajdować. Ale nie klęczał już na ziemi. Stał na prostych nogach i patrzył wprost w bezwładne ciało Drago, leżące przed nim. Z jego piersi sterczał miecz, który sekundę temu trzymał w dłoni Czkawka. Jak to możliwe, że Wiking nie pamiętał chwili wbicia miecza w ciało wroga?
   Czkawka opadł na kolana, tak jak całkiem niedawno. Tym razem nie dotarło do niego żadne wspomnienie. Próbował uspokoić zszargane nerwy, swój oddech i drżące dłonie.
   Ktos dotykał jego twarzy, przytulał go. Dopiero, gdy odwrócił wzrok od trupa zobaczył zadrapaną twarz Astrid, mającą w oczach łzy. Uczucie, które między nimi narosło przez bezsensowna kłótnię wygasło, jak życie Drago pełne nienawiści i gniewu.
   Nie mówili do siebie nic. Klęczeli, wtuleni w siebie, odgłosy walki ich nie dotyczyły, jakby zostali zabrani z Berk. Jakby byli całkiem gdzie indziej. Czkawka czuł bezmiar szczęścia, wiedząc, że wszyscy jego bliscy są bezpieczni, że Astrid jest cała i zdrowa, że sztylet, który widział w dłoni Malgora leżał u stóp Theoda, wpatrującego się w nich z łaskawym uśmiechem.
   Na szczęście całe zło powoli mijało wraz z ciemnością, która zagościła nad Berk.   

Dziękuję wam wszystkim za trwanie przy mnie. Nie martwcie sie, bitwa dobiegła końca, ale nie mój blog. mamy przed sobą jeszcze wiele ciekawych wątków i wspólnych przygód :)

8 komentarzy:

  1. Piękne chce mi sie płakać :* kocham twoje opowiadania czekam na kolejną historię <3 :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A co z Nocną Furią (tą drugą)? Przecież Astrid miała mieć drugiego smoka, prawda?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie, jeszcze do tego dojdziemy :) smok trzyma się z daleka od ludzi, a Wikingowie maja dość problemów żeby go szukać :p

      Usuń
  3. Jak zwykle next super :) i czekam na kolejną część :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Nic dodać, nic ująć. <3
    Płakać się chce. ;'}

    OdpowiedzUsuń
  5. Że tak powiem, jeszcze zatańczymy na ich weselu :-D Czkawka wpadł w furie.. ale dzienna ^^

    OdpowiedzUsuń