niedziela, 30 listopada 2014

Lot próbny


   Rankiem Czkawka przechadzając się, zauważył Theoda obok studni. Wydawał się być dziwnie skupiony, jakby wypowiadał życzenie.
   Czkawka poklepał go po plecach.
- Witaj przyjacielu – powiedział, uśmiechając się na powitanie. Theod odwrócił wolno głowę i odwzajemnił uśmiech.
- Cześć, Czkawko – powiedział cicho.
- Coś się stało? – zapytał Wódz Berk, ale jego towarzysz zaprzeczył kiwnięciem głowy.
- Wszystko gra.
Czkawka oparł się o kamienne obramowani studni i popatrzył w czystą wodę.
- Nie chciałbyś mi dzisiaj pomóc? – zapytał. – Zobaczyłbyś, jak wygląda nasza współpraca ze smokami.
Theod zaśmiał się.
- Chcesz zrobić ze mnie Jeźdźca?
- A niby dlaczego nie? – Czkawka mówił całkiem poważnie. Theod spojrzał na niego ciemnymi, wyrozumiałymi oczami. – Smoki to bardzo pożyteczne i lojalne stworzenia. Mój ojciec zabił wiele z nich. Ja wiem, jak dzięki nim możemy zachować pokój.
- Myślisz, że smoki wystarczą, by zachować pokój? – pyta Theod. – Ludzie pozostają zawsze tacy sami.
- Teraz już to wiem, ale osoba, która wprowadziła nieufność wobec smoków już nie żyje – mruknął Czkawka twardym tonem, przypominając o momencie, kiedy Szczerbatek nie był sobą.
   Nagle na plac podleciała Astrid na Szczerbatku. Łuski smoka świeciły się od blasku świtu. Czkawka zauważył błysk w oku u Theoda na widok dziewczyny, ale starał się to zignorować.
- Cześć, chłopcy – zawołała wesoło, ale na tyle, by nie obudzić pozostałych Wikingów. Chociaż część z nich była już na nogach, wykonując normalne prace, to niektórzy, na przykład Sączysmark, dalej chrapali w najlepsze. – Naradzacie się przeciw mnie? – zapytała, całując Czkawkę na przywitanie. Theod odwrócił wzrok.
- Nie – odpowiada Czkawka z uśmiechem. Melancholia, która przekazał mu Theod zniknęła. – Po prostu Theod chce zostać Jeźdźcem Smoków.
Astrid wybałuszyła oczy.
- Naprawdę? – zapytała. Theod rzucił Czkawce obrażone spojrzenie, ale kiwnął głową.
- A więc dobrze, Pogromco Smoków – skrzyżował dumnie dłonie na piersi. Czkawka wzdrygnął się na nazwę, której nie słyszał od lat. Nazwę, która była nieprawdziwa. – Chcę poznać wasze zwyczaje.
- A więc lekcja pierwsza – powiedział Czkawka gniewnym tonem. – Jestem Treserem Smoków, nie ich Pogromcą. – po dłuższej chwili dopowiedział: - To Drago był Pogromcą. I barbarzyńcą.
Theod uniósł dłonie.
- Przepraszam, nie chciałem cię urazić. – powiedział, patrząc Czkawce w oczy.
   Na plac przyszli Szpadka i Mieczyk. Chociaż wyszli z domu o tej samej porze, nie wyglądali jakby szli razem, Czkawka zastanawiał się, czy w ogóle się do siebie odezwali od wczorajszej kłótni.
- Cześć, wszystkim – powiedziała Szpadka zmęczonym tonem. Pod jej oczami widać było cienie. Czkawka mimowolnie porównał ją z wypoczętą i uśmiechniętą Astrid.
Czkawka zaczął.
- Musimy jakoś przeszukać las. Ja lecę z Theodem, Astrid poleci na Płomieniu, a wy na Gronkielu – Czkawka przemyślał swój plan dokładnie. Jeśli poprosiłby o pomoc Sączysmarka, a nie Śledzika, mogłoby się to wydać podejrzane, a Mieczyk z pewnością by się oburzył. – Jakieś pytania?
Mieczyk podniósł rękę.
- Tak?
- Czy to prawda, że Gronkiele mają zanik mózgowy? – zapytał. Astrid zmarszczyła brwi.
- Nie? Pierwsze słyszę. – odpowiedział Czkawka.
- Ale ich Jeźdźcy owszem – dopowiedziała Szpadka, choć nie wyglądało, żeby dogadała się z Mieczykiem.
Theod uśmiechnął się.
- Nie sądzę, żeby Śledzikowi się to spodobało. – zwrócił się do Szpadki, ale i tak się śmiał.
Szczerbatek podszedł do Czkawki i trącił go pyszczkiem.
- Cześć, Mordko – wyszeptał, wdając się w pieszczoty ze smokiem. Astrid wzięła bliźniaków do Smoczej Akademii, gdzie była reszta smoków. Czkawka wiedział, że nawet gdyby po drodze zaczęli się znowu bić, Astrid dałaby im radę sama.
- Więc zapraszam – Czkawka wskazał na siodło. Theod popatrzył trochę krytycznie na lekkie siodło, ale usiadł. Czkawka zajął miejsce przed nim. Obrócił się do przyjaciela. – Po pierwsze, zamknij oczy. – nakazał. Theod wykonał polecenia posłusznie. Czkawka pomyślał, że Wódz naprawdę musi mu ufać.
   Szczerbatek wyskoczył pionowo w górę, a Theod w ostatniej chwili złapał się ramienia Czkawki.
- Acha i trzymaj się mocno - to Nocna Furia – zaśmiał się Czkawka, a Theod znowu przymknął oczy.
   Kiedy Szczerbek szybował już ponad chmurami, Czkawka pozwolił Theodowi otworzyć oczy. Lecieli nad Berk, lśniącym w blask słońca. Wschód był najpiękniejszą porą na loty na smokach.
   Czkawka usłyszał, jak Theod wstrzymuje oddech.
- Jaki cudowny widok. – szepnął. – Już wiem, czemu uwielbiacie latać na smokach.
 Czkawka zaśmiał się.
- Tak, każdy tak mówi. Trzymaj się! – wykrzyknął i złapał się mocniej siodła. Theod zrobił to samo. Lecieli w dół, z nienaturalną prędkością, a z ust Theoda, ku zdziwieniu Czkawki nie wydobył się żaden nawet najmniejszy krzyk.
   Kiedy lecieli nad wodą, Czkawka spojrzał na przyjaciela. Theod poza zmierzchwioną czupryną i szeroko otwartymi oczami, nie wydawał się szczególnie poruszony.
   Lecieli długi czas, cała trójka cieszyła się lotem. W końcu Czkawka wpadł na pomysł.
- Mogę pokazać ci coś jeszcze. – powiedział. Szczerbatek warknął. Dobrze wiedział, co jego Jeździec ma na myśli. Czkawka zwrócił się do niego: - Oj Mordko, tym razem wyjdzie.
   Szczerbatek wywrócił oczami. Czkawka ku zdziwieniu Theoda odpiął się od siodła i stanął na nim.
- Czkawka… Co ty robisz? – zaczął Theod.
- Spokojnie, tylko trzymaj się mocno, może trząść.
   Nagle młody Wódz skoczył w dół, tak jakby skakał na główkę do wody, tylko jakieś  pięćset metrów nad wodą. Z taką siłą powierzchnia wody by go zmiażdżyła.
   Czkawka słyszał świst skrzydeł Szczerbatka i już niedługo smok leciał w dół razem z nim, uśmiechając się.
   Kiedy znajdował się jakieś dziesięć metrów Czkawka mruknął ostrzegawczo do smoka, co było i tak zbędne.
- Uwaga.
   Tuż nad samą powierzchnia wody, Szczerbatek złapał go i skręcił tak, że teraz lecieli nad błękitną wodą.
   Theod oddychał głośno.
- Mogłeś zginąć – szepnął.
Czkawka uśmiechnął się.
- Już wiesz, czemu Astrid nie lubi, gdy lecę – zaśmiał się. Theod również się nieco uspokoił.
- Dobra, lećmy już do tego lasu – powiedział tylko.
   Kiedy już byli w lesie, na umówionym miejscu, zauważyli pod drzewami Astrid z bliźniakami, a tuż za nimi ogromne skrzydła Płomienia i łeb Sztukamięs.
   Obydwoje zeszli ze Szczerbatka, a Astrid zarzuciła Czkawce ręce na szyję.
- Jak się udała przejażdżka? – zapytała.
- No, Theod był zachwycony – zaśmiał się Czkawka, a Theod skwitował te słowa uśmiechem. – A ty nie miałaś problemów z bliźniakami?
Astrid wyglądała na zamyśloną.
- Znaczy myślałam, że lecą razem Sztukamięs, więc trochę zaczęli się kłócić, więc poleciałam ze Szpadką na Płomieniu.
- I Mieczyk się nie buntował, ze zabrałaś mu smoka, którego nauczył sztuczek? - spytał Czkawka z powątpieniem, ale Astrid zaczęła sugestywnie czyścić swój topór.
- Nie, wiesz, o dziwo nie – mrugnęła do niego. Szczerbatek podbiegł do Sztukamięs, żeby się z nią przywitać.
- Czkawka, właściwie jak mamy zacząć szukać naszego smoka? – mruknęła Szpadka, która dołączyła do nich razem z Mieczykiem. – Nie mamy żadnych śladów, ani nic.
Jeździec zastanowił się.
- Gdzie Wym i Jot mogliby się ukryć? – zapytał.
- Heloł, Czkawka, właśnie ci mówimy, że nie wiemy – warknął Mieczyk.
Astrid jednak zignorowała to.
- To nie są zbyt inteligentne smoki. Pewnie poszły tam, gdzie mają pożywienie. – mówiła.
- Świetny pomysł – wtrąciła się Szpadka. – Ale one jedzą prawie wszystko.
- Ale co lubią najbardziej? – drążył Czkawka.
Bliźnięta zamyślili się, co zdarzało się naprawdę rzadko.
- Smoczy miętkę – odburknął Mieczyk – Niby co innego mogą lubić smoki?
- Właśnie – Theod nie rozumiał. Czkawka wytłumaczył mu: – Smoczy miętka to sposób na obezwładnienie smoka. Działa mniej więcej tak jak koci miętka. Smoki ją uwielbiają.
Theod pokiwał głową.
- Z drugiej strony wyspy rośnie jej sporo – powiedział. Wikingowie wsiedli na smoki.
- Ooo, nie – powiedział Czkawka, kiedy Astrid usiadła na Płomienia. – Nie ma tak łatwo. Skoro Theod chce się uczyć naszych zwyczajów, to niech spróbuje zdobyć zaufanie smoka.
Astrid popatrzyła na Theoda.
- Czkawka, jesteś pewien? Płomień nie jest dobry jak na pierwszy raz.
Theod zaśmiał się.
- Dobra, spróbujmy, to co mam robić?
Czkawka dotknął łba Płomienia.
- Musisz zdobyć zaufanie smoka. Najczęściej można to zrobić dotykając jego pyska, najlepiej jeśli jest to miejsce między nozdrzami.
 Theod powoli zbliżył się do Płomienia, ale smok warknął.
- Czkawka, to zajmie pół dnia – wykrzyknęła Szpadka. Czkawka nakazał jej być cicho.
- Masz jakąś broń? – zapytał Wódz.
   Theod wyciągnął z pochwy miecz, a Tajfumerang ryknął, przewracając wodza Damorów. Czkawka próbował go powstrzymać.
- Theod, wyrzuć miecz – nakazał.
   Wódz posłusznie wykonał polecenie. Tajfumerang wykrzywił głowę zaciekawiony. Astrid miała się na baczności, znając możliwości smoka. Kiedy Wichura odeszła, zaczęła częściej latać na Płomieniu, przez co bardziej go poznała.
 - Dokładnie – mruknął Czkawka.
- Przecież na Szczerbatku masz Piekło – Theod nie do końca rozumiał.
- Ale Szczerbatek zna mnie na tyle dobrze, że wie, że nie zrobię mu krzywdy. – Nocna Furia zawarczała w geście aprobaty. – Płomień ciebie nie zna.
   Theod pokiwał głową, po czym wstał i bardzo wolno ruszył w stronę smoka. Płomień zamrugał i wyciągnął ku niemu łeb.
   Dłoń Damora i paszcza Tajfumeranga spotkały się, a Astrid odetchnęła cicho.
- Tak jest – szepnął Czkawka. – Teraz, cały czas trzymając dłoń na ciele smoka, wsiądź na jego grzbiet.
- Zwariowałeś? – huknęła Astrid. Theod uśmiechnął się.
- Spokojnie, skoro Czkawka twierdzi, że jestem na to gotów…
- Czkawka się często myli. – zauważyła Astrid, krzyżując dłonie.
   Jeźdźca mocno zdziwiło to, jak Astrid dba o dobro Theoda, co więcej, ukuła go zazdrość. Postanowił jednak nie dawać tego po sobie poznać.
- Dzięki za twoją wiarę we mnie, kochanie – odpowiedział tylko z uśmiechem, ale nie udało mu się rozbawić narzeczonej.
- Czkawka, tak jakby trochę nam się spieszy – mruknęła Szpadka, ale Wódz zignorował ją.
   Theod muskał delikatnie dłonią skórę smoka, po czym wsiadł delikatnie na jego grzbiet.
- Doskonale – pochwalił go Czkawka.
- Ale nie każesz mi teraz na nim lecieć, prawda? – zapytał Theod. Czkawka uśmiechnął się.
- To taki z ciebie Jeździec, przyjacielu? – Astrid obruszyła się.
- Czkawka, nie przesadzasz?!
- Dobra, co mam robić? – spytał Theod ignorując Astrid, ale Czkawka wiedział, że jej troska mu się podobała i tylko dlatego zgadza się na takie ryzyko.
- Możesz mówić do smoka, kiedy będziecie lecieć. Najważniejsze, żebyś mu zaufał. Trzymaj się mocno siodła. – instruował go Czkawka. Astrid zagrodziła mu droge do Płomienia.
- Może ja polecę z Theodem? – zapytała.
Czkawkę ogarnęła złość.
- Nie, Theod już leciał ze mną. Najwięcej da mu praktyka. – Astrid targał gniew. Czkawka domyślał się, że zaraz wybuchnie, ale wiedział też, że go posłucha, co niestety w tym przypadku musiał wykorzystać.
   Theod lekko dotknął stopą łusek Płomienia, tak jak pokazał mu Czkawka i smok z szybkością pioruna poszybował w niebo. Czkawka zaśmiał się i wskoczył na Szczerbatka, by z nim lecieć za Theodem, pomimo nawoływań Astrid.
   Bliźniacy musieli poczekać, w trójkę razem z Astrid nie zabraliby się na Sztukamięs. Astrid rozzłościła się na tyle, że pobiegła po Hakokła do Smoczej Akademii. Na szczęście, byli niedaleko Berk.
   Szczerbatek szybko dogonił Płomienia, choć wymagało to więcej wysiłku w przypadku Nocnej Furi. Tam, gdzie Płomień robił jeden ruch skrzydłami, Szczerbatek robił pięć.
- I jak ci idzie? – Czkawka próbował przekrzyczeć wiatr.
   Theod trzymał się kurczowo siodła, ale nie wyglądał na mocno spiętego, ale bardziej na czujnego. Jego czarne oczy błyszczały z podniecenia.
- Chyba dobrze – odpowiedział z uśmiechem.
- No dobra, więc teraz spróbuj skręcić – poradził mu Czkawka, po czym sam skręcił w prawo.
   Chwilę później Theod wyrównał z nim lot i znowu lecieli ramię w ramię.
- Super – wykrzyknął Theod.
- To co, wracamy? – zapytał Czkawka, ale, gdy się obejrzał, zauważył z tyłu jednego Gronkiela i Ponocnika. – Dobra, zmiana planów, lecimy nad lasami. Tylko nie leć za nisko, żeby nie zahaczyć skrzydłami.
   Lecieli dłuższy czas, ale nie znaleźli żadnych śladów. Jeżeli jednak mieli racje i w miejscu, które opisywał im Theod rosło dużo smoczej miętki, to tam powinni odnaleźć choćby ślad Zębiroga. Jednak Theod opisał im także wyspę, na której widział Furię i się pomylił.
   Nagle północne wiatry się wzmogły i uderzyły całą siłą w skrzydła Tajfumeranga, jako że były one największe. Theod nie potrafił manewrować smokiem i szybko ześlizgnął się z siodła. Szczerbatek zareagował równo z Jeźdźcem i oboje złapali go zanim naprawde zaczął się bać o swój upadek.
- Dzięki – wyszeptał Theod łapiąc dech.
- Nie ma za co – uśmiechnął się Czkawka. – Myślę, że Płomień może mieć duży problem z lotem w tych warunkach. Musze mu pomóc – powiedział, ale Theod spojrzał na protezę ogona Szczerbka.
- Że niby ja mam tu manewrować Nocna Furią? – Szczerbatek popatrzył czujnie na Czkawkę. Płomień raz pikował w dół, ku ziemi, a raz leciał zbyt wysoko.
- Musze mu jakoś pomóc – wykrzyknął Czkawka. Jeżeli Płomień uderzy w góry, to może to być tragedia…
   Nagle podleciała Astrid na Hakokle i złapała Czkawkę za ubranie, wciągając na siodło.
- Polecam się – warknęła nieprzyjemnie, po czym skoczyła na grzbiet Szczerbatka tuż przed Theodem. Czkawka czuł się winny tego, co się teraz działo. Nie przewidział sił natury.
   Przyspieszył tylko Ponocnika i już wkrótce był na równi z Płomieniem. Smok popatrzył na niego, jakby go o coś prosił.
- Spokojnie, mały – uspokajał go Czkawka, przypominając sobie moment, kiedy go znaleźli. Astrid i Theod byli już pewnie na ziemi.
   Czkawka zeskoczył na Płomienia, a Hakokieł przyszpilił się do grzbietu Tajfumeranga. Ponocniki miały również duże skrzydła, gdy Czkawka zostawił go ot tak, bez pomocy, mogłoby mu się stać to samo, co Płomieniowi.
   Byli tak blisko ziemi, gdy wicher zerwał się ponownie i wybił Jeźdźca z siodła. Czkawka był przyzwyczajony do lotu na Szczerbatku, dlatego nie zdążył dość szybko zareagować i poleciał w kierunku zachodniego lasu.
   Usłyszał tylko krzyki Astrid i dziwny szum tuz przed upadkiem…

Zachęcam do komentowania :P

czwartek, 27 listopada 2014

Ballada Wikingów


   Święta, które Pyskacz nazwał Margoriami, od imienia Malgora, trwały cztery dni. Wszyscy bawili się i ucztowali, nawet niewolnicy od tego czasu nabrali formy i uśmiechu. Czkawka spędził te dni w towarzystwie Astrid i Szczerbatka, choć oboje ciągnęło do poszukiwania Nocnej Furii.
- Astrid, proszę, nie myśl o tym, znajdziemy ją – zapewniał, gdy widział dziewczynę zmartwioną przy stole, ale jego słowa pomagały tylko na chwilę, jeden uśmiech, potem mina powracała. Czkawce zaświtał w głowie inny pomysł. Uklęknął przed krzesłem dziewczyny i spytał teatralnym tonem: - Mogę panią prosić?
   Astrid zaśmiała się, po raz pierwszy od kilku tygodni. Czkawka ucieszył się z tego faktu, ale zamiast wejść w wir bawiących się wyprowadził ją z Wielkiej Sali na zewnątrz.
- Hę, chyba chciałeś tańczyć – powiedziała Astrid, ale Czkawka objął ją delikatnie i stojąc w miejsce zaczął nucić. Dziewczyna uśmiechnęła się i oboje zaczęli lekko kołysać się na boki w rytmie mruczenia Czkawki.
W końcu Czkawka wyszeptał słowa piosenki, którą nucił:
- Żeglować mogę w sztormie też
  Nie czując wcale lęku
  I fali życia dam się nieść
  Gdy dasz swą rękę mi
  I słońca żar, i wielki mróz
  Wędrówki mej nie przerwie
  Gdy serce mi obiecasz już

   Astrid nie mogła wyjść z szoku.
- Czkawka, skąd ty to…
   Chłopak uśmiechnął się na wspomnienie o rodzicach, którzy śpiewali razem po raz ostatni. Sam nie wiedział, jak jego matka poradziła sobie z takim ciosem, jakim było odejście Stoicka. On sobie nie radził.
- Mama mnie uczyła – zaśmiał się cicho Czkawka, dotykając swoim nosem nosa Astrid. Dziewczyna popatrzyła mu w oczy i zaśpiewała dźwięcznym głosem:
- I kochać wiecznie będziesz.
   Obydwoje zaśmiali się i zaczęli razem śpiewać i tańczyć do starej pieśni Wikingów. Choć słowa na temat walk i podróży pasowały do startego rodu, walczącego ze smokami i zostającego na ziemi, to słowa o miłości pasowały idealnie.
   Kiedy skończyli tańczyć, znowu oboje zaczęli chichotać, a Astrid przytuliła się mocno do Czkawki.
- Och, Czkawka, dziękuję… - szepnęła. Chłopak odwzajemnił uścisk.
- Za co ty mi dziękujesz?
Astrid wytarła pojedynczą łzę.
- Bo moi rodzice również to tańczyli. Przypomniałeś mi o mojej mamie.
- A ty o moim ojcu. – powiedział Czkawka.
   Stali tak w miejscu wtuleni, a faktycznie żadne północne wichry nie mogły ich rozdzielić. W końcu usłyszeli, że drzwi do Wielkiej Sali się otwierają i wybiegają z nich Mieczyk i Szpadka. Wyglądali na skłóconych.
- Jesteś kretynem, bracie – warknęła Szpadka, - nie widzisz, że ona cię wykorzystuje?!
- Powiedziała amatorka Ponocników – sykknął Mieczyk, a Szpadka ruszyła w jego stronę z pięściami. Czkawka i Astrid zareagowali szybko, każdy złapał jednego bliźniaka.
- Ej, spokój – nakazała Astrid. – O co wam znowu poszło?
- Weźcie ode mnie tą idiotkę! Mama miała rację, że kiedyś mi dokopiesz i to ostro. – krzyczał dalej Mieczyk, próbując wyszarpać się Astrid, ale dziewczyna zacisnęła tylko mocniej ramiona, sprawiając przy tym tylko więcej bólu Wikingowi. Czkawka pomyślał, że nie chciałby być teraz na jego miejscu.
- Bo to raz,- prychnęła siostra. - Zawsze byłam od ciebie silniejsza i mądrzejsza. Poza tym to na tobie usiadł Gronkiel, nie na mnie!
- Może mam mówić teraz do Smarka „cześć szwagier”? – Mieczyk pomimo grymasu bólu dalej brnął w kłótnię.
- Przestańcie!! – krzyknęli razem Astrid i Czkawka, ale chłopak dodał jeszcze. – Serio kłócicie się o swoich partnerów?
- Tak! – powiedzieli razem bliźnięta.
Astrid wywróciła oczami.
- W ten sposób nie dojdziecie do porozumienia… - mruknęła, a Czkawka wpadł na pomysł.
- Ale w inny owszem. – powiedział, po czym wypuścił Szpadkę. Astrid zrobiła to samo z Mieczykiem, ale ku ich zdziwieniu, nie skoczyli ku sobie do gardeł. Mieczyk rozmasowywał obolałe ramiona. – Nie obchodzi was ani trochę gdzie jest wasz smok? – zapytał cicho. – Tacy z was wspaniali Jeźdźcy Smoków?
   Obydwoje odwrócili wzrok. Czkawka wiedział, że to jedyne, co ich może połączyć. W końcu odkąd zaczęły się ich problemy między sobą smok odszedł. Wódz przypuszczał, że powodem były ich kłótnie. Smoki zawsze godziły ich, albo przynajmniej nie dopuszczały, aby bliźniacy się nawzajem pozabijali.
- Mówiłem ci Czkawka – warknął Mieczyk krzyżując dłonie na piersi. – Odeszły.
- A nie domyślasz się nawet dlaczego? – zapytał Czkawka chłodno. – Popatrzcie na siebie. Myślicie, że jakikolwiek smok mógłby was znieść?
    Astrid popatrzyła na narzeczonego z uznaniem.
- Skarbie – powiedział do niej, ale dalej patrzył na Mieczyka i Szpadkę. – Jutro musimy wypełnić obowiązki.
- Jakie? – zapytała Astrid, choć dobrze znała odpowiedź. Na jej ustach pojawił się złośliwy uśmiech.
Bliźniacy popatrzyli na parę nie rozumiejąc.
- Odnalezienie Zębiroga Zamkogłowego i sprowadzenie go tu, do domu. – mówił, zerkając obydwojgu w oczy. – A spróbujcie nie stawić się na placu o świcie, to będziecie mieli do czynienia z zaślinionym Szczerbatkiem o poranku, a wierzcie mi, że tego nie chcecie.
   Bliźnięta obrócili się na piętach i odeszli, nie odzywając się do siebie. Astrid popatrzyła z dumą na Czkawkę, obejmując go w pasie.
- Mam genialnego narzeczonego – powiedziała szczerze.
- Już niedługo męża – uśmiechnął się Czkawka.

Katarina chciała trochę więcej romantyzmu. Włala, specjalnie dla Ciebie! ;) postaram się go wplatać więcej, o ile oczywiście dalej interesuje was mój blog ;))

środa, 26 listopada 2014

Pokój w Berk


  Czkawka szedł cały rozpromieniony, widząc jak Wikingowie cieszą się odzyskanym domem, a niewolnicy wolnością. Obok niego szła Astrid, trzymając go za rękę.
   Wódz przeprosił ja na chwilę i podszedł do Theoda.
- Jestem ci winien przeprosiny – powiedział, widząc zdziwienie na twarzy przyjaciela. – Byłem pewny, że to ty byłeś sojusznikiem Malgora. Przepraszam  - Czkawka patrzył mu w oczy, zamiast kruszyć się przed nim jak pies. Prawda była taka, że gdyby nie Damorowie to ich zwycięstwo nie byłoby takie pewne, pomimo siły złączonych niewolników, Wikingów i smoków.
- Nie, to ja muszę cię przeprosić – szepnął Theod, a jego wzrok powędrował ku Astrid, obejmującej Heatherę. Najwyraźniej obydwie dziewczyny się pogodziły. Czkawka przygryzł wargę, przypominając sobie w jakich okolicznościach opuścili to miejsce. – Co to za gość, który próbuje uwieść narzeczoną gospodarza… - te słowa powiedział tak cicho, że Czkawka ledwie je usłyszał.
Popatrzył mu w oczy.
- Twoja siostra też nie była święta – mruknął, ale jego twarz przybrała łagodne oblicze. – Ale jak już wspomniałeś jako gospodarz i wasz sojusznik nie mogę być pamiętliwy. Jeśli się zgodzisz, chcę abyście zostali na moim ślubie.
   Theod uśmiechnął się do niego z wdzięcznością, po czym rozłożył ramiona. Czkawka roześmiał się i obaj przytulili się jak bracia. Słyszeli okrzyki Damorów i Wikingów, którzy bardzo przychylnie przyjęli rozejm dwóch plemion. Sama Astrid uśmiechała się na ich widok.
   Czkawka odetchnął z ulgą, pomimo, że Berk było pełne trupów Łowców. Dwóch z nich poddało się, dlatego zostali jeńcami i uszli z życiem. Reszta walczyła do końca. Tym razem nie mogli okazać litości. To przez to, że Czkawka okazał trochę współczucia Łowcom oni wrócili do Berk.
   Pomimo, że całe Berk było teraz wolne od obcych, Czkawkę dręczyły złe myśli. Drago był taki pewny, że to, co powiedział utkwiło w sercu Czkawki na dobre.
   Cały dzień spędzili na sprzątaniu wioski i powrocie ze Smoczej Jamy, gdzie zostawili cały dobytek. Czkawka pomagał im na tyle, na ile mógł. Gdyby nie smoki, zajęłoby to pewnie wiele tygodni, ale Wikingowie uporali się z tym bardzo szybko. Wieczorem urządzili przyjęcie w Wielkiej Sali, na którym świętowali zdobytą wolność. Czkawka wiedział, co chce powiedzieć, więc, gdy wszyscy zajęli miejsca przy stole opijając się gorącym mlekiem jaka, przeszedł od razu do sprawy:
- Chciałbym w pierwszej kolejności podziękować naszym przyjaciołom Damorom, którzy powrócili, by nas wesprzeć – rozległy się gromkie brawa, Czkawka przerwał na chwilę. Kiedy ucichły dodał – Zawsze będziecie mile widzianymi gośćmi na Berk. Ci z was, którzy pragną zostać tutaj z nami maja ode mnie pozwolenie i przyjmiemy ich jako jednych z naszych – wiedział, do kogo się zwraca. Tanya, która siedziała na kolanach Mieczyka zarzuciła mu ręce na szyję. Obydwoje siedzieli wtuleni, słuchając dalej mowy Czkawki. Szpadka i Sączysmark siedzieli po drugiej stronie okrągłego stołu, ale nie było widać po nich takiej zażyłości, jak pomiędzy bliźniakiem Szpadki i siostrą Theoda. – Chcę także powiedzieć to samo do naszych przyjaciół wyrwanych z niewoli – Czkawka specjalnie odrzucił słowo „niewolnicy”. Już wcale nimi nie byli – Jeśli ktoś z was będzie chciał pozostać tutaj, to Berk może stać się jego domem. Reszta zawsze zostanie zapamiętana jako nasi przyjaciele. Jednocześnie chcę poinformować, że Damorowie pozostaną naszymi gośćmi do czasu moich zaślubin. – na to zdanie Astrid popatrzyła na Czkawkę w szczerym szoku. Czuł się winny, że nie poinformował jej o tym wcześniej, ale nic by to nie dało, bo dziewczyna i tak by się zgodziła na obecność plemienia.
   Kiedy zabawa rozpoczęła się na dobre i nawet Pyskacz wyrwał Valkę do tańca, a Chmuroskok chichotał swoim grubym niskim głosem, Czkawka poszedł na klif, gdzie siedział samotnie Szczerbatek. Wiedział, że przebywanie wśród tłumów trochę go męczy, czuł to samo.
- Co przyjacielu? Kolejne zwycięstwo… - mruknął, a Szczerbek trącił go głową. Czkawka pogłaskał smoka po łuskowatej szyi. – Teraz nie zaznamy spokoju bardzo, bardzo długo.
   Smok popatrzył w stronę lodowca, jakby na coś oczekiwał, po czym trącił swojego jeźdźca łapą.
- Nie martw się, nie ma po co odlatywać. – mówił Czkawka. – Teraz, gdy Malgor nie żyje, pewnie będzie tkwiła tu. – smok najwyraźniej twierdził inaczej, bo popatrzył na niego kocimi, zielonymi oczami. Czkawka domyślił się od wizji smoka, że leciała za Malgorem, chcąc się zemścić. Z uczuć Furii biła taka nienawiść do ludzi… – Chcesz jej szukać sam? – zapytał cicho. Szczerbek kiwnął głową. Czkawka westchnął. Był to pierwszy moment, kiedy przyjaciele musieli się rozstać. A Szczerbatek potrzebował ogona, który stworzył dla niego Czkawka bardzo dawno temu. Ogona, który pozwoli mu latać bez jeźdźca.
   Obydwoje pomyśleli o tym samym, ale Szczerbatek strącił jeźdźca z ziemi jednym machnięciem ogona tak, że Czkawka zbierał się z twardego podłoża. Jeździec musiał zapomnieć o swoim pomyśle. Wywrócił tylko oczami.
- Mogłeś mi to dać do zrozumienia w inny sposób! – warknął Czkawka. Szczerbek zachichotał.
   Nieoczekiwanie do jeźdźca i smoka doszła inne osoba, której obydwoje nie zauważyli.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś? – zapytała cicho Astrid Czkawka obrócił się w jej stronę i posmutniał.
- Jeśli chcesz, mamy jeszcze czas to odwołać – powiedział równie cicho jak ona, jakby chciał, żeby gwar zabawy zagłuszył jego słowa.
   Czkawka chciał dopowiedzieć coś jeszcze, ale nie zdążył, bo spotkał się z zimnymi ustami Astrid.
- To ja ciebie przepraszam, Czkawka. Nie powinnam była mieszać ci w głowie Nocną Furią. Mamy ważniejsze sprawy na głowie… - Czkawka wziął ją siłą na kolana, a Astrid krzyknęła tracąc równowagę.
- Na przykład? – zapytał tonem, jaki słyszała z jego ust tylko Astrid.
   Dziewczyna uśmiechnęła się i znowu go pocałowała. Można powiedzieć, że całe życie Czkawki wróciło do normy. Poza jednym drobnym szczegółem…

Mam nadzieję, że spodobał wam się koniec. Przez dłuższy czas pomijałam ten najważniejszy przecież w tym blogu temat, ale postaram się to nadrobić, kiedy w Berk zapanował spokój... no dobra, może nie całkiem :p

czwartek, 20 listopada 2014

Bitwa


   Wikingowie ruszyli przejściem, jeden za drugim. Wiedzieli, że plan był ryzykowny, ale skuteczny. Smoki miały za zadanie lecieć razem za Sączysmarkiem większym przejściem, naokoło. Miały dołączyć potem. Szczerbek nie mógł sam latać, więc Smark musiał udobruchać Hakokła i zająć miejsce Czkawki na siodle Nocnej Furii.
   Czkawka wyszedł pierwszy i zobaczył ciemną wioskę. Ani żadnego światła, choćby najmniejszego. Był środek nocy. Nawet wartownicy pewnie poprzysypiali.
- Wyłaźcie, droga wolna – powiedział, starając się zniżyć głos. Następny wyszedł Chwalistopa, ledwie przeciskając się przez ciasny tunel. Następny był Pyskacz, potem Podłysmark i reszta Wikingów.
- Dalej, dalej – mruczał Czkawka, pilnując przejścia. Kiedy zobaczył Astrid przechodząca przejściem, odwrócił wzrok.
   Czkawka zobaczył pięciu ludzi idących w ich stronę.
- Na ziemię! – nakazał cicho ale stanowczo. Rzucił wzrokiem na Astrid, upewniając się, że jest daleko, ale już jako cienie pięciu mężczyzn, Czkawka zauważył, że nie mają zbroi. – To nasi. – powiedział.
- Witaj, Czkawko – Włodiej wypowiedział te słowa swoim słowiańskim akcentem. – Witajcie Wikingowie – zwrócił się do reszty.
- Witaj, Włodieju – Czkawka popatrzył ze smutkiem na jego czterech towarzyszy. – Tylko tylu udało ci się zebrać?
Zęby Słowianina zabłyszczały w świetle księżyca.
- Nie, reszta czeka w jednej ze składowni. – rzekł, rozglądając się po Wikingach, podziwiając ich broń. – Wzięliście też dla nas?
Czkawka zrozumiał, o co mu chodzi.
- Pewnie, ale musimy się przedrzeć przez wartowników i dotrzeć do was. Jesteście pewni, że to bezpieczne?
Włodiej pokiwał głową. Jego blond włosy przyjaciel z kozią bródką uśmiechnął się chytrze.
- Szliśmy tą drogą do was, przyjacielu – Włodiej znów się uśmiechnął. Widać było po nim, że cieszy się z odzyskanej wolności. – Nie macie się czego obawiać.
- Wierzę ci – powiedział Czkawka, patrząc mu w oczy.
   Wódz zabrał ze sobą pięciu mężczyzn, silnych Wikingów i poszedł razem z ludźmi Włodieja. Przeszli koło tak dobrze znanych, a tak upiornie wyglądających teraz chat, w których wcześniej mieszkali. Czkawka przypominał sobie chwile z dzieciństwa, jak i z czasów mniej odległych, tak drobne elementy składały się w całość wspomnień, którymi darzył to miejsce.
   Doszli do baraku, gdzie Wikingowie wcześniej składowali żywność. Czkawka wiedział, że jego ludzie zabrali wszystko, zostawiając Łowców bez szansy na długie przybywanie na Berk. W dodatku są osłabieni. Nie mówiąc już niestety o niewolnikach…
- Włodiej, nie jesteście głodni? – zapytał Czkawka.
Słowianin popatrzył na niego ze spokojem.
- Nie, dziękuję. Dokarmiał nas jeden z waszych. – powiedział pewnie.
- Kto?
- Taki wysoki, szczupły Wiking, z długimi blond włosami. Nie powiedział imienia.
- Mieczyk… - wyszeptał Czkawka, stając w szoku. Znał go od tylu lat… Niemożliwe. Najwyraźniej okupacja Berk zmieniła każdego z nich. Tylko nie jego, nie Czkawkę.
   Otworzyli drzwi składowni. Czkawka dziwił się, że nie było tu żadnego wartownika. Zapytał o to Włodieja.
- Był jeden, ale go sprzątnęliśmy. – powiedział z dumą. Czkawka poczuł ucisk w żołądku. On sam nie potrafił zabijać, jak łatwo wychodziło to innym, pomyślał z odrazą.
   Za wielkimi drzwiami dosłownie setki niewolników kuliło się po ścianach i kątach spichlerzu. Jedni byli prawie nadzy, inni mieli skąpe odzienie. Czkawka domyślał się, że to pewnie ci, którzy są ważniejsi dla swoich panów. Dał znak Wikingom, którzy weszli pewnie do środka i rozdali broń tym, którzy na ich oko mogli walczyć.
- Nie bójcie się, jesteśmy przyjaciółmi – powiedział łagodnie. – Przyszliśmy tu, żeby wam pomóc, ale nie obędzie się bez waszej pomocy.
   Widział szok u wielu z tutejszych, trzy kobiety podbiegły do Czkawki i kłaniając się przed nim całowały mu dłonie z wdzięczności.
- Spokojnie – powiedział do nich łagodnie, ale stanowczo, wyrywając ręce. Nie powinni mu dziękować, nie robił dużo, tylko dawał im broń, oni walczyli sami. Zresztą to po części też jego wina, że ich niewola trwała tak długo. Powinien to przerwać już wtedy, gdy Malgor porwał Astrid.
   Chwalipięta i Pyskacz rozdawali broń mężczyznom, którzy chcieli walczyć. Czkawka wiedział, że Pyskacz spędził wiele nocy na wykuwaniu jej od czasu najazdu Łowców. Musiał też przecież wzbogadzić zbiory o te, które zabrali Damorowie. Chłopak zauważył, że stary Wiking ma zapuchnięte oczy i umęczony wyraz twarzy.
- Pyskacz, dobrze się czujesz? – zapytał, jakby pstrykając do niego palcami po długim transie.
- Co? Aa, tak, doskonale się czuję, a czemu pytasz? – pokazał swoje kamienne sztuczne zęby, ale zamiast uśmiechu wyszedł mu grymas. Czkawka zatrzymał go, gdy miał dać topór jasnookiemu chłopcu.
- Pyskacz, widzę jak wyglądasz. Ile nie spałeś?
Wiking prychnął.
- Nie takie czasy się pamięta, Czkawka – Pyskacz podał topór chłopakowi, który niemal się wywrócił dźwigając go. – Oo, ten jest za ciężki, poszukam czegoś innego – zwrócił się do niego. A potem mówiąc do Czkawki kontynuował przerwany wątek. – Razem z twoim ojcem łapaliśmy Ognioglizdy gołymi rękami, zjeżdżaliśmy po grzbiecie Ponocnika i pływaliśmy razem z Wrzeńcami. Myślisz, że kilka zarwanych nocy da mi radę? – zaśmiał się, majsterkując przy kikucie. – Czkawka, ten Wiking – wskazał na siebie – jest nie do zdarcia.
- Skoro tak uważasz – Czkawka wzruszył ramionami, ale martwił się o Pyskacza w dalszym ciągu.
   Kiedy każdy dostał już broń, ewentualnie coś do jedzenia, jeśli był głodny, wszyscy ruszyli jak jedna wielka armia pod Wielką Salę. Czkawka wiedział, że tam zastanie Malgora, a reszta czekała na innych Łowców, aby się zemścić i raz na zawsze uwolnić.
   Jeden z wartowników, widząc ich, zaczął głośno krzyczeć. To dobrze, pomyślał Czkawka, mamy wystarczający element zaskoczenia, a wolimy równą walkę. Co do takich zwyczajów Wikingowie byli naprawdę tradycyjni.
   Z Sali wybiegło sześciu Łowców, u każdego z nich na twarzy zagościł niepokój i strach, ale szybko zakryli to, atakując bez nakazu swojego przywódcy. Szczęśliwi z nie tak dawno odzyskanej wolności wojownicy rzucili się do kontrataku. Nie byli pod władzą Czkawki, więc nawet nie próbował ich zatrzymywać. Rozpoczęła się rzeź, reszta niewolników, biegła pomagać swoim przyjaciołom, Wikingowie wpatrywali się w Czkawkę.
   Trwało to tylko moment, bo z byłego centrum spotkań Berk wyszedł Malgor, z lekko zaniepokojoną twarzą. Zawołał coś do pozostałych po swoim języku i wszyscy wypadli z Wielkiej Sali. Czkawka wiedział, jak wielkie jest to pomieszczenie. Podczas gdy niewolnicy spali w nieocieplonym spichlerzu, oni wszyscy mieścili się w najlepszym miejscu na wyspie, ich miejscu. W żyłach Wodza zapłonął gniew, gdy przypomniał sobie Malgora siedzącego na tronie ojca.
- Witaj Malgorze – krzyknął, idąc swobodnie w jego stronę, jakby ignorując walki, które działy się wokół niego.
Łowca zaśmiał się.
- Naprawdę uważasz, że dasz sobie radę? A, no tak, w końcu macie smoki… - powiedział, posyłając młodemu wodzowi zjadliwy uśmiech.
   Koło Czkawki wylądował Szczerbatek, tuląc się do niego jak kociak. Czkawka odwzajemnił sympatię, przytulając do siebie jego łeb. Z siodła zszedł Sączysmark.
   Czkawka czuł, że za nim stanęła pozostała część Wikingów z Astrid i Valką na czele. Malgor zaśmiał się gardłowo.
- Brać ich! – ryknął zwierzęcym głosem.
   Wszyscy wzajemnie ruszyli na siebie, Wikingowie, niewolnicy i Łowcy, mijając dzielącą ich odległość w kilka sekund. Latały topory, włócznie i strzały. Słychać było szczęk ostrza, stykającego się z drugim, szał bitewny dorwał wszystkich. Czkawka widział tylko przez chwilę, jak Astrid wbija swój topór w jednego, wielkiego Łowcę, a drugiego powala kopniakiem. Ten widok utwierdził go w przekonaniu, że dziewczyna wie, co robi. Między pchnięciami i wymachiwaniem Piekłem zauważył też również i Valkę razem z Chmuroskokiem, która w otoczeniu również i pozostałych smoków szła jak burza, nie mając przy sobie żadnej broni – jedynie swój długi kij. Smoki broniły jej własna piersią, jak i również atakowały jej nieprzyjaciół.
   Czkawka ruszył wprost na Malgora, odpychając Łowców, próbujących go powstrzymać. Niektórym z nich zapalał ubrania Piekłem, innych powalam kopniakiem. Przerażało go mordowanie, nawet podczas walki. Był dokładnie jak Valka, ale nie można było powiedzieć, że kobieta jest słaba. On również nie jest. Szczerbatek dołączył do niego i Czkawka wskoczył mu na grzbiet zgrabnie. Malgor chyba zamierzał stchórzyć, widząc taką ilość napastników.
   Nagle od strony klifu wyleciała dziesiątka nowych, nieznanych Wikingom smoków, które zaczęły ich atakować. Czkawka przeraził się w duchu tym widokiem, ale widząc, jaką szkodę czyniły nowe smoki, musiał zostawić plan dorwania Malgora.
   Lecieli ze Szczerbkiem wprost na pierwszego smoka, był to błękitny Ponocnik, bardzo podobny z zewnątrz do Hakokła, który walczył niżej razem z Sączysmarkiem. Czkawka postanowił poradzić sobie samemu, zauważył, że Valka również próbowała przeciągnąć smoki na ich stronę.
   Ponocnik zawarczał, wysyłając w stronę smoka i jeźdźca serię płomieni. Czkawka ukrył jeźdźca skrzydłami, robiąc śrubę tuż nad ziemią. Odbili się znów i lecieli wprost na smoka.
- To co, jak za dobrych starych czasów? – szepnął Czkawka czule do smoka. Szczerbek złapał dech i strzelił plazmą tuż obok prawego skrzydła smoka. Czkawka uznał to za „tak”.
   Smok ocknął się, ale Szczerbek był na tyle blisko, że użył swojej władzy Alfy. Warcząc na smoka, jakby z nim rozmawiał, przałamał coś, co uniemożliwiało smokowi kontrolę nad sobą. Coś takiego Czkawka widział tylko raz…
    Jeździec poczuł, że ma złe przeczucia. Zostawił Ponocnika, wolnego, atakującego teraz Łowców razem ze smokami Berk i poleciał w stronę Malgora. Zauważył go na klifie, ale jego widok mu się nie spodobał. Zobaczył, że Łowca trzymał kogoś, uniemożliwiając mu ucieczkę. Ku swojemu przerażeniu zauważył, że to Astrid.
   Po skórze chłopaka przeszedł zimny dreszcz, jak wtedy, gdy widział ją umierającą. Pomimo tego, że teraz miała się dobrze, Malgor trzymał ją, wykręcając jej nadgarstek. Widząc skrzywienie na twarzy dziewczyny, ręka musiała już być skręcona. Astrid spojrzała na Czkawkę, oniemiałymi z bólu oczami i ruszyła ustami, układając je w jeden, krótki wyraz: uciekaj.
- Och, wreszcie, Władca Smoków – prychnął Malgor. – Zaczynaliśmy się już niepokoić – powiedział, przytulając swoją twarz do twarzy Astrid.
W Czkawce zapłonął gniew jak w nikim innym. Szczerbatek zaczerpnął powietrze, jakby chciał wypuścic plazmę.
- O, nie, nie, nie, nie – zacmokał Łowca, szczerząc swoje brudne zęby. – Nie chcemy przecież, by coś się stało przyszłej żonie Wodza Berk.
   Astrid próbowała nie krzyczeć, zaciskając zęby. Malgor nie zwalniał uścisku.
- Puść ją – powiedział Czkawka cicho. Głos mu zadygotał.
- Wybacz, Synu Stoicka – mówił Malgor swobodnie. – Ale dziewczyna już dość się nacierpiała przez Nocną Furię, nieprawdaż? Po co ma z nią cierpieć drugi raz? – zaśmiał się wskazując na Szczerbatka.
Czkawka nic nie rozumiał.
- Skąd ty…
- Chciałbym ci przedstawić Drago Krwawdonia, Największego Władcę Smoków, jaki stąpał po tej ziemi i mój sojusznik. – zza jego pleców wyszedł Drago. Zmienił się od czasu jego zniknięcia. Czkawka domyślił się jego obecności, tuż po przerwaniu łącza między nim a Ponocnikiem. Wróg miał o wiele więcej blizn na twarzy, niż ostatnim razem, gdy Czkawka go widział.
   Wódz wyciągnął z pochwy miech wykonany w gronkielowego żelaza, przechowywanego przez Pyskacza przez piętnaście lat. Piekło nic by tu nie zdziałało.
- Witaj, Czkawko – Drago uśmiechnął się na widok przyczyny jego największego upadku. Był to uśmiech pełen zemsty i nienawiści. – Widzę, że nie zmieniłeś się od naszego ostatniego spotkania.
- Puśćcie Astrid – rozkazał patrząc na Malgora oczami płonącymi gniewem. – Ona wam niczym nie zawiniła, to mnie chcecie.
- Nie do końca. – Malgor roześmiał się. – Nasz interes rozpoczął się właśnie od niej, nie pamiętasz? Przejechał wolną dłonią po jej twarzy. – Myślę, że to będzie mój największy okaz na rynku. Jak myślisz Drago? Rzym, czy Izrael?
   Szczerbatek ryknął przeraźliwie. Był równie wściekły, co jego przyjaciel. Malgor cofnął się delikatnie, ciągnąc za sobą Dziewczynę. Zapłakała cicho.
- Ach, Czkawka, chciałbym ci kogoś przedstawić – zamruczał Drago, przywołując do siebie smoka, opanowanego przez Pogromcę Smoków. To był ten sam smok, który zniewolił Astrid i niemal pozbawił ją śmierci. Druga Nocna Furia. Szczerbatek zaskomlał cicho. Łuski na jego grzbiecie zabłyszczały w kolorze błękitu, a smoczyca szarpała głową we wszystkie strony. Czkawka wiedział, że Szczerbek używa władzy Alfy, by uwolnić Furię spod władzy Drago.
- Myślisz, że ten głupi smok byłby w stanie wymusić na kimś taki stan, jaki był u Astrid? – mówił dalej Drago. – Ha, co prawda te smoki, są bardziej inteligentne od pozostałych, ale sam zobacz. O mało nie straciłeś dziewczyny przez te stworzenia. W dodatku jeszcze wcześniej ojca.
   Nie słuchaj go! – odezwał się głos w głowie Czkawki.
- Spójrz prawdzie w oczy – oczy Drago zabłyszczały. Malgor słuchał go uważnie. – Te stwory są po to, by gnębić ludzi.
- Nieprawda – powiedział Czkawka pewnie. – Szczerbatek uratował mi życie wielokrotnie. Robił to z własnej, nieprzymuszonej woli, a przez ciebie zabił mi ojca!! – wykrzyknął, zbliżając się do Pogromcy. Malgor ścisnął mocniej nadgarstek Astrid, która zajęczała cicho.
   Czkawka stanął jak wryty po raz kolejny. Złapali go. Nie może zrobić nic.
- Widzę, że cię nie przekonam – powiedział Drago i kiwnął na Malgora – Skończ z nią – mruknął, a Łowca wyciągnął błyskawicznie sztylet.
   Czkawka został pozbawiony wszystkich zmysłów oprócz wzroku. Tylko patrzył jak Malgor nagle krztusi się powietrzem i pada na ziemię, uwalniając Astrid. Zza pleców nieprzyjaciela wyłonił się Thoed, trzymając w dłonie zakrwawiony miecz, który Czkawka poznał od razu, jako dzieło Pyskacza.
   Astrid odturlała się na bok, cały czas trzymając dłoń. Czkawka oderwał od niej wzrok i zaatakował Drago. Theoda zaczęły atakować inne smoki, a obok Astrid skoczył Szczerbek, chroniąc ją własnym ciałem.
   Czkawka minął czubkiem miecza pierś Drago, ale wróg w ostatniej chwili wykonał unik, i uderzył go pięścią w pierś. Czkawka na chwilę zwolnił tempo, ale atakował nadal. Choć Drago był bez broni, nie licząc podłużnego kija, podobnego do tego, który zawsze nosiła przy sobie Valka, był silny i wystarczyło kilka uników i ciosów, aby Czkawka opadł z sił. Mężczyzna przewyższał go nei tylko doświadczeniem, ale i wzrostem i siłą. To nie była wyrównana walka.
   Czkawka upadł na kolana. Drago zaśmiał się.
- To tak walczy syn Stoicka? Tak zdobywa swoje dziedzictwo i broni bliskich? – warknął. – Dobrze, że ciebie nie widzi.
   Oczy Czkawki zaszły mgłą na wspomnienie o ojcu. Pamiętał, dokoła wszędzie lód, oczy Szczerbka, dziwnie wpatrujące się w niego. Ten wszechogarniający niepokój i bezsilność, atakująca go ze wszystkich stron. Nagle tak dobrze znane przez niego łapanie powietrza i tworzenia plazmy w gardle Furii i krzyki ojca. Wspomnienie ożyło. Nie widział nic innego. Słyszał w głowie tylko jeden głuchy strzał.
   Nagle wszystko od niego odeszło, wrócił znów do miejsca i czasu, w którym powinien się znajdować. Ale nie klęczał już na ziemi. Stał na prostych nogach i patrzył wprost w bezwładne ciało Drago, leżące przed nim. Z jego piersi sterczał miecz, który sekundę temu trzymał w dłoni Czkawka. Jak to możliwe, że Wiking nie pamiętał chwili wbicia miecza w ciało wroga?
   Czkawka opadł na kolana, tak jak całkiem niedawno. Tym razem nie dotarło do niego żadne wspomnienie. Próbował uspokoić zszargane nerwy, swój oddech i drżące dłonie.
   Ktos dotykał jego twarzy, przytulał go. Dopiero, gdy odwrócił wzrok od trupa zobaczył zadrapaną twarz Astrid, mającą w oczach łzy. Uczucie, które między nimi narosło przez bezsensowna kłótnię wygasło, jak życie Drago pełne nienawiści i gniewu.
   Nie mówili do siebie nic. Klęczeli, wtuleni w siebie, odgłosy walki ich nie dotyczyły, jakby zostali zabrani z Berk. Jakby byli całkiem gdzie indziej. Czkawka czuł bezmiar szczęścia, wiedząc, że wszyscy jego bliscy są bezpieczni, że Astrid jest cała i zdrowa, że sztylet, który widział w dłoni Malgora leżał u stóp Theoda, wpatrującego się w nich z łaskawym uśmiechem.
   Na szczęście całe zło powoli mijało wraz z ciemnością, która zagościła nad Berk.   

Dziękuję wam wszystkim za trwanie przy mnie. Nie martwcie sie, bitwa dobiegła końca, ale nie mój blog. mamy przed sobą jeszcze wiele ciekawych wątków i wspólnych przygód :)