piątek, 17 kwietnia 2015

Dzik

- Co mam robić? - spytał Czkawka swoją mamę. Jego dłonie nadal drżały. - Nie mogę teraz go szukać... Astrid.
- Nie może nic wiedzieć - postanowiła Valka ostro. - To nie jest dobra wiadomość, na pewno wiesz, że to on?
- Tak, jestem tego pewny - mruknął wódz, jeszcze raz przyglądając się listowi.
- Udawaj, że tego nie znalazłeś - powiedziała wolno jego towarzyszka. - Dopóki znalazłeś jedynie list i nic się nie wydarzyło to może to być jedynie groźba. Nie wariujmy. A zresztą na razie i tak nic z niego nie wywnioskujemy, będziemy się zastanawiać po waszym weselu - obiecała.
   Niedługo potem Astrid wciągnęła swojego męża do Wielkiej Sali, gdzie dalej Wikingowie bawili się i tańczyli. Czkawka nie mógł bawić się i śmiać jak wcześniej, mając cały czas w głowie fragment pieśni zacytowany w liście od Theoda. Wiedział, że Damor jest przebiegły, ukrył coś między linijkami tego tekstu, to pewne. Im bardziej Czkawka poszukiwał odpowiedzi, tym bardziej czuł pustkę w swoim umyśle. Astrid nabrała podejrzeń, że coś się stało, gdy zauważyła męża samotnego przy stole.
- Co się stało? - spytała, kładąc rękę na jego ramieniu z troską. Czkawka dotknął dłoni Astrid, chcąc jej przekazać, że nic mu nie jest, ale wiedział, że musi znaleźć coś naprawdę dobrego, żeby się wykręcić, a nigdy nie umiał dość dobrze kłamać.
- Wypiłem trochę za dużo miodu, to wszystko - co prawda przed otwarciem prezentów naprawdę źle się czuł, ale jego ogłupienie napojem minęło, gdy znalazł ten list i jego złe samopoczucie zastąpił strach.
   Dziewczyna westchnęła i usiadła mężowi na kolanach, przytulając się mocno do jego torsu.
- Chyba wiem, o co chodzi, Czkawka - mruknęła. Jeździec przez moment przestraszył się, że Astrid znalazła ten list przed Valką, ale po chwili dziewczyna dopowiedziała: - Przeraża mnie to, co mówią inni, że teraz założymy własną rodzinę, że już nie będzie tak kolorowo, że będziemy się więcej kłócić...
- Co? - spytał Czkawka z uśmiechem, na moment zapominając o Theodzie - Kto tak mówi? Nic się nie zmieni, obiecuję.
   Astrid spojrzała jeźdźcowi w oczy, wspominając ich pierwszy wspólny lot na Szczerbatku.
- I tak się zmieniło, nie sądzisz? - zaśmiała się, pokazując rząd śnieżnobiałych zębów.
- Może, ale już nic nie stanie nam na drodze - Czkawka mrugnął do dziewczyny i ucałował jej szyję, chłonąć słodki zapach morskiej bryzy, którym pachniała. Zawsze kojarzyła mu się z morzem, początkowo myślał, że to przez jej morski kolor oczu, ale nawet sam charakter czasem przypominał wzburzone morze podczas sztormu lub słoneczną promenadę - tajemniczą i piękną zarazem.
- Gdzie Szczerbatek? - spytała Astrid nagle, rozglądając się za smokiem.
- Pewnie w Smoczej Akademii - Czkawka wzruszył ramionami. - Zauważyłem, że często podchodzi pod kraty, żeby dotrzymać Iskrze towarzystwa.
   Jeźdźczyni westchnęła.
- Niedługo ją wypuszczę.
- A jak ucieknie? - spytał od razu wódz.
- Kiedyś słyszałam coś takiego, że ci, którzy nas kochają prędzej czy później do nas wrócą. - powiedziała. Tak, Theod musi ją naprawdę kochać, skoro wciąż wraca na Berk, dodał jej mąż w myślach. - Czkawka - mruknęła Astrid, znów skupiając na obie jego uwagę. - Naprawdę źle wyglądasz.
- Już ci to mówiłem - chłopak wzruszył ramionami. Jego żona pocałowała go w policzek, mówiąc:
- Idź się położyć, ja zabawię gości. Coś mi mówi, że to jeszcze długo potrwa. - w zasadzie wesela Wikingów trwały od zmierzchu jednego dnia do zmierzchu dnia drugiego, więc rzeczywiście, ktoś musiał się zająć gośćmi, tym bardziej, że Pyskaczowi nie wychodziło to za dobrze, ale stary Wiking był po prostu pijany.
   Czkawka złapał się za głowę. Obiecał sobie, że odpocznie tylko chwilę i wróci tutaj, by pomóc Astrid. O dziwo, dziewczyna bardzo dobrze radziła sobie z rozmowami nie tylko z kobietami Berk, ale także z wojownikami. Przez pół wesela rozmawiała z nimi i śmiała się, popijając gorące mleko jaka i miód. Miała naprawdę mocny umysł, skoro niedługo potem mężczyźni dokoła padali jak muchy, a sama Astrid nie wyglądała ani trochę gorzej, miała jedynie bardziej zaróżowione policzki niż zwykle.
   Wódz wyszedł z Sali, zostawiając wewnątrz swoją żonę. Nie bał się o nią, dobrze ją znał. Już prędzej bałby się o tego Wikinga, który próbowałby zrobić jej krzywdę. Nagle stanął mu przed oczami Theod. Nie, uspokoił się w myślach, w Sali znajduje się całe Berk, każdy stanąłby murem za jego wybranką, jest bezpieczna.
   Westchnął jeszcze raz, kierując się do domu, ale nagle coś przykuło jego uwagę. Spojrzał na księżyc, niby to ze znudzenia. Nów. Przeszedł go dreszcz na wspomnienie treści listu.
- Idź spać, Czkawka - mruknął sam do siebie. - Jutro coś wymyślisz.

...

   Obudził go wrzask, który wyrwał go z otępienia jak wyrywa się kolec w palca. Boleśnie. Czkawka zasłonił szybko uszy, ale zerwał się z łóżka, jakby się paliło. Zauważył, że świta, promienie słońca przenikały przez belki i odbijały się od ścian, w bajeczny sposób oświetlając pokój jeźdźca.
   Wybiegł z domu i zauważył trzęsącą się Flegmę, okrytą ciepłym szalem. Pewnie wychodziła z Wielkiej Sali.
- Co się stało? - spytał Czkawka, dobiegając do niej. Kobieta trzęsła się tak bardzo, że nie potrafiła z siebie wydusić nic więcej oprócz krzyków.
   Flegma uniosła przed siebie drżący palec i wskazała na plac. Czkawka zmrużył oczy, ale w blasku promieni wschodzącego słońca nie potrafił nic zobaczyć, musiał podejść bliżej.
   Ludzie z Wielkiej Sali zaczęli się już gromadzić na zewnątrz, jeden z Wikingów wziął drżącą Flegmę w ramiona i spróbował wypytać ją tak jak wcześniej Czkawka.
   Tymczasem wódz skierował się w stronę placu, mając coraz więcej myśli pod czaszką. Coś było nie tak, to pewne. Gdy się zbliżył, zauważył leżące na placu ciało, którego nie mógł jeszcze poznać, choć rysy były znane.
   W końcu pojął, że zna tego człowieka i zna go bardzo dobrze. To Pyskacz. Chłopak obiegł szybko jego ciało, myśląc początkowo, że stary Wiking po prostu był tak upity, że stracił przytomność właśnie w tym miejscu, gdy szedł do chaty. Obrócił ciało przyjaciela, ale już zauważył krew na jego lewej piersi i tą samą ciecz na brodzie.
- Nie... - szepnął, jego głos przeszedł w panikę, jak całe jego dygoczące ciało. - Nie, nie, nie, Pyskacz! - krzyczał, jakby chciał w ten sposób obudzić starego Wikinga.
   Wokół zebrali się wszyscy Wikingowie. Z tłumu wybiegła Astrid. Jej oczy rozszerzyły się, gdy zobaczyła rozpaczającego Czkawkę i ciało Pyskacza leżące na placu. Dobiegła do Wikinga i spytała jedynie:
- Jak...? - po czym jej dłonie zaczęły drżeć tak samo jak dłonie Czkawki, kiedy zasłoniła nimi swoją twarz, rozpaczając. - Pyskacz... - szeptała tylko co chwila.
   Oprócz nich słyszeli jeszcze kilka głosów płaczących razem z nimi. Po chwili dołączyła do nich również Valka, przytulając Astrid do siebie.
   Czkawka w jednym momencie pojął list, gdy zobaczył runy wypisane na piersi Pyskacza oznaczające dzika. Poranek obwieści ostatni oddech dzika - to była wskazówka! Jakim cudem jej nie rozgryzł? Wtedy "dzikiem" mógł być każdy. Teraz wszystko się ułożyło jak fragmenty układanki.
- Udawaj, że tego nie znalazłeś - wycharczał, rzucając matce wściekłe spojrzenie. Valka próbowała przeprosić go spojrzeniem, jej policzki były mokre od łez. Umysł Czkawki oświecił przebieg wypadków, który nastąpił. - Śpiew słowika... - spojrzał w stronę słońca, przytomniejąc jeszcze bardziej, po czym zwrócił oczy na swoje splamione krwią Wikinga dłonie. - Nów. Wczoraj. - oczy Valki świdrowały go wzrokiem, zaczynając wreszcie rozumieć to tak, jak on. - On to zaplanował - zaśmiał się Czkawka tak pustym i wypranym z emocji głosem, że ktoś z zewnątrz pomyślałby, że chłopak w końcu zwariował. Ale nie zrobił tego. Jego serce rozszczepiło się na setki małych kawałków. - To on... On go zabił... - Czkawka chwycił swoją głowę, próbując zakryć uszy, matka dobiegła do niego i złapała jego dłonie, zanim choć wpadło mu do głowy, by zrobić sobie krzywdę.
- Czkawka, uspokój się - nakazała, ale wzrok wodza błądził gdzieś daleko, szukając przyjacielskiej duszy Pyskacza.
- On to zrobił, on wiedział - mówił tylko na okrągło. - Pyskacz... - nadmiar emocji w końcu przygniótł chłopaka, którego umysł spowiła żałoba.
   Przypomniał sobie jeden moment, właściwie nie wiedział, czemu akurat ten. Siedział z ojcem i Pyskaczem w Wielkiej Sali i rozmawiali żywo, dopóki Pyskacz nie zaczął wspominać walki przy boku Stoicka.
- Żebyś widział jak twój ojciec osłonił mnie własną piersią przed atakiem Midrasa, to było niesamowite - podniósł dłonie do góry, unosząc w jednej z nich kawałek skrzydełka kuropatwy. Czkawka zaśmiał się, a miał wtedy z dziesięć lat.
- Przestań, Pyskacz, to wyglądało trochę inaczej - Stoick popatrzył na przyjaciela z uśmiechem.
- A jak? Zawsze się jakoś broniliśmy, co nie?
- No tak, ale wtedy chciałem ci powiedzieć, że wyglądasz jak zad jaka - zaśmiał się wódz. Czkawka usiadł obok Pyskacza.
- Często walczyliście? - spytał.
- Młody to chyba nie najlepszy... - zaczął Pyskacz, ale przerwał mu Stoick.
- Niech pyta, w końcu się może dowie czegoś porządniejszego niż te jego bajki o chochlikach i trolach. - Czkawka zastanowił się szybko nad kolejnym pytaniem. Następnej szansy mógł nie mieć, jego ojciec był w wyjątkowo dobrym humorze.
- A więc nie boicie się, że w końcu, no wiecie... Możecie umrzeć? - spytał Czkawka, spoglądając ze strachem na ojca, jakby to jego życie miał najbardziej na względzie.
   Stoick zaśmiał się znowu, jakby Czkawka powiedział coś śmiesznego.
- Synu, śmierć dla Wikinga jest chwałą, nie ma nic lepszego, no bo zobacz. Po tych wszystkich walkach, zamartwianiu się, odchodzi ze świata, ale zostaje wyryty w pamięci innych - tutaj wskazał swoją głowę.
- Ty też tak myślisz, Pyskacz? - chłopak zwrócił się do Wikinga, który próbował schować się za kuflem mleka.
- Yhymn, tak. W końcu gdyby nie to, to nie walczyłbym z twoim ojcem, tak czy nie? - Czkawka spodziewał się jakiejś dużo ciekawszej odpowiedzi, więc westchnął tylko. - Poza tym jest stypa - mrugnął do Stoicka, który zakrył sobie twarz dłonią.
- Synu, nie martw się tym, sęk w tym, żeby życie przeżyć tak, żeby twoje męstwo sławili w pieśniach, a twoje imię pamiętali nawet ci najmniejsi.
   Czkawka przełknął głośno ślinę. Ta myśl go przerażała. Nie lepiej byłoby zostać w bezpiecznym Berk niż wyruszać na wojnę, walczyć za bliskich i tak dalej? Przecież życie jest jedno, po co ryzykować?
- Nauczysz się kiedyś - ciągnął dalej Stoick. - że życie i bezpieczeństwo innych jest ważniejsze i cenniejsze niż twoje życie.
- Dokładnie - mruknął Pyskacz, stawiając na stole swój kufel. - Co jemy?
   Teraz Czkawka siedział samotny na placu, w jego ramionach drżała jeszcze Astrid. Obydwoje znali Wikinga najbardziej ze wszystkich tu obecnych, dlatego nie opuszczali jego ciała na krok. Pozostali Wikingowie wracali do chat, rozpaczając cicho za przyjacielem wielu z nich.
- Trzeba wyprawić pogrzeb - szepnęła Astrid, spoglądając ostrożnie na męża. - Czkawka, słyszysz mnie?
   Chłopak był jakby w jakimś nieładzie, na skraju własnej psychiki, która stawała się zmieniać, przeciskać przez szpary wspomnień, żeby wyjść na nowo na zewnątrz i dać sobie radę z całym  ciężarem, jaki go przygniótł. Zwrócił wzrok po raz ostatni na przyjaciela. Jego blond wąsy rozwiane wokół tęgiej szyi, hełm na twardej głowie, metalowy kikut zamiast jednej dłoni, grube palce w drugiej.
- Był pijany, gdy... - zaczął Czkawka, ale nie chciał dokańczać tego pytania. Jego głos brzmiał, jakby usychał z pragnienia.
   Astrid kiwnęła dłonią.
- Właśnie wracał do domu.
- Przynajmniej nic nie czuł - szepnął, wstając.
- Co zamierzasz? - spytała cicho Astrid. Czkawka zamrugał gwałtownie, jakby chciał odepchnąć od siebie widok zakrwawionego przyjaciela.
- Tarczymłot, łódź - zwrócił się do wysokiego Wikinga, siedzącego nieopodal na kamieniu. - Flegmo, płótna. - oboje kiwnęli głowami i ruszyli w jedynie sobie znanych kierunkach. Czkawka rozejrzał się. Dokoła stało kilkunastu Wikingów czekających na rozkazy. Wszyscy zapłakani z nadąsanymi minami. Czkawka wiedział, że jeśli nie zajmie się pracą, to szybko się załamie po stracie tak bliskiej osoby. Doskonale wiedział, kogo szukać. Sęk w tym, że chciał to zrobić sam. - Wszyscy do domów - powiedział twardo jak przystało na wodza - zamknąć się i nie wychodzić, aż do wieczora. Spotkamy się wszyscy na klifie, by uczcić pamięć o Pyskaczu. Wesela nie będzie - dodał sucho, Astrid kiwnęła głową, patrząc na męża. - Rozejść się.
   Po czym wstał, zamierzając samemu dopilnować przygotowanie łodzi dla Pyskacza. Spojrzał w tył na żonę.
- Idziesz? - szepnął.
   Dziewczyna zdjęła z siebie cienki szal i przykryła nim ciało przyjaciela.
- Zostanę przy nim. Ty idź.
   Czkawka kiwnął i ruszył w stronę portu. Ledwie zniknął za skałą, gdzie nikt nie mógł go zauważyć, kiedy jego nogi straciły oparcie i chłopak runął na kolana, szlochając za przyjacielem. Nie mógł pokazać innym słabości, bo w tym momencie to oni potrzebowali wsparcia. A jemu nie miał kto już pomóc. Ostatnia osoba, która mogłaby mu w tym momencie pomóc odeszła.

haha, to znowu ja kochani ;) Tylko mi się tu nie dąsać i nie przyzwyczajać zanadto do szybkiego tempa mojego pisania :)) co to to nie, skarby ;** mam wenę, to ją wykorzystam, mam nadzieje, że wam się spodoba ;)

9 komentarzy:

  1. Sól! Sól! Pieprz! Pieprz!
    O jeju! O jeju! O jeju!
    Pierwsza! Zawsze chciałam to napisać.
    Jak ty nas kochasz ( za to, że dodałaś nowy rozdział tak szybko) i naprawdę nie lubisz - sama wiesz za co.
    Czyli jednak tajemniczy "miód" jest to Ognista pod świetnym kamuflażem.
    A może Astrid pachnęła mu morzem, bo de facto ją tam znalazł?
    Zgiń, spłoń, przepadnij Theodzie.
    Czyli Ty teraz działasz na zasadzie George'a Martina? Ktoś Ci mówi, że to jego ulubiony bohater, a potem nagle umiera.
    Ale dlaczego Pyskacz? Nie mogła być to na przykład Flegma czy Sączyślin? ( chociaż nie. Sączysmark by się załamał i byłby nie do życia. Co nie służyło by z pewnością Szpadce.) No nie wiem. Ktokolwiek, ale nie on!
    I nici z weselicha, a ja się już tam miałam wybierać.
    NIE zabijaj Valki. Wtedy z Czkawki pozostanie roślinka, podlewana tylko przez Astrid.
    A spróbujesz to razem z innymi czytelniczkami zrobimy Ci wjazd na chatę. Przygotuj bunkier.
    Jeszcze puściłam sobie taką smutną piosenkę i nagle Pyskacz umarł.
    Pisałam już, że bardzo, bardzo, ale to bardzo mocno życzę temu przebrzydłemu Theodowi śmierci? I to takiej bardzo bolesnej i powolnej. W stylu Martina. Już zaczęłaś się wczuwać w klimat.
    Ale rozumiem. Przyjaciółka pokazywała mi zdjęcie, na którym pisało: "Czasami w opowiadaniu trzeba kogoś zabić, tak profilaktycznie, aby w przyszłości nie biegać z nożem po mieście". Prawdziwe.
    Niech Ci Odyn sprzyja! - i pilnuje, abyś nie zabiła kolejnego "dobrego bohatera". Theoda zabijaj ile wlezie.

    Pozdrawiam
    ~córka kochającego tatusia z twarzami na sukience z Biedronki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahahahahahah żebyś wiedziała, niedawno zaczęłam ogl Grę o tron, więc to pewnie dlatego. Nie. Planowałam uśmiercić Pyskacza od dawna, szukałam jedynie okazji. Tak, to chyba na tyle w końcu ktoś musi przygotować bunkier...

      Usuń
  2. Nieee...Uwielbiam Pyskacza i jego teksty. Bez niego to już nie to samo :( Proszę, niech Theod zapłaci za to w końcu! Co za łajza, zamiast stanąć do walki to pisze jakieś zagadki?! Nie mogę się doczekać, kiedy Czkawka skopie mu 4 litery. Podziwam Cię, że nas nie opuszczasz i dodatkowo dajesz nn rozdział :) Szkoda, że Pyskacz zginął, ale jest jeden plus: nie jest przeslodzone, nie ożywa cudownie ( nienawidzę tego). Mam nadzieję, że szybko dodasz nn, lecz jeśli nie to nic nie szkodzi, wierny fan poczeka :D. Oby wena Cię nie opuszczała i dziękuję za kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  3. :/
    Smutny i straszny rozdział. Nie powiem nic więcej. Okropnie mi smutno. On był najlepszy... ❤
    Nie, nienawidzę cię. Kocham cię za twój talent. Tylko się rozryczałam..... ♡.♡
    Mam nadzieję, że będzie w następnym rozdziale przepiękny jego pogrzeb. Coś takiego jak pogrzeb Stoika w filmie. Oglądałam go narazie 8 razy i za każdym się pobeczałam.... :'(
    Wybacz, ale z nadmiaru smutku nie umiem napisać jakiegoś lepszego komentarza. Przepraszam za poprzedni kom, wybacz.
    Czekam na kolejny rozdział. Boje się, ale mam prośbę. Jak będzie Thoed to niech Czkawka tak mu przywali, że niech umrze. Albo w męczarniach. Ohohoho wizja męczącego Thoeda - kuszące! Hehehe!
    To przez ten rozdział taka jestem!
    Wychodzę
    • Niech cię tam prowadzą bogowie Asgardu... Blalabla... ❤

    P.S. Oglądałaś może jakiś film Marvela?
    Bay!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, z Marvelem nic mnie nie łączy poza tym że piszę bloga na temat Wielkiej Szóstki, a podobno postacie z tego filmu pochodzą z komiksów. To wszystko ;)

      Usuń
    2. Ahha, bo bogowie naszych wikingów np. Thor ma swój film. Ja jestem w tych filmach zakochana więc jest mega podnieta. Ulubieni ludzie z filmów z dodatkiem moich kochanych wikingów ❤ kocham!
      😊

      Usuń
    3. Kochana założyłam nowego bloga: nigdyniebedziedobrze.blogspot.com. Jeśli znajdziesz chwilkę wpadnij. :) ❤ Jest on o Hiccstird. ♡.♡

      Usuń
  4. Aaaaaa......!!!!
    Już myślałam że sobie odpuściłaś. A tu nagle wchodze i widze 3 rozdziały. Nawet nie wiesz jak się hahałam!
    Pewnie wszyscy w szkole patrzą na mnie jak na idiotkę bo się popłakałam na środku korytarza!!!!
    Wiesz.... Czytam sobie czytam i dochodze do końca rozdziału a tu nagle twoje "haha" i straciłam rezon. Musiałam dochodzić do siebie przez całą majce.
    Mam nadzieje, że w następnym rozdziale będzie piękny pogrzeb Pyskacza i pojawi się w końcu Theod.
    Co do szybkiego tempa to ja takie strasznie lubie (co nie oznacza że nie lubie ckliwych scen miłosnych)

    OdpowiedzUsuń