środa, 3 grudnia 2014
Jedna iskra wznieca płomień
- Czkawka, Czkawka – jeździec słyszał nad sobą głos Astrid. Zmartwiony głos. – Thorze, Theod, co jeśli on…
Czkawka otworzył oczy. Świat wkoło niego zawirował.
- Czkawka! – wykrzyknęła zanim Theod zdążył cokolwiek odpowiedzieć, po czym poczuł jej ramiona obok swojej twarzy. Za pewne go przytulała.
- Gościu, to było genialne! – słyszał podekscytowany głos Mieczyka, ale nie mógł go jeszcze zobaczyć, wszystko według niego wirowało. – Gdybyś widział swój epicki upadek! Nie mógłbyś tego powtórzyć? Ja bym sprowadził resztę…
Czkawka zobaczył wreszcie Szczerbatka, który stał nad nim, a za nim, trochę dalej Mieczyka. Astrid siedziała obok niego, Theoda jeszcze nie zauważył.
- Walnijcie go, bo ja to zrobię – mruknął, a po chwili usłyszał syk Mieczyka, który oberwał ogonem Nocnej Furii.
- Czkawka, jak się czujesz? – pytała Astrid cicho. Jej głos dygotał. Jeździec domyślał się, że wystraszył ją całą ta sytuacją.
- Nie za dobrze, głowa mnie boli. – odpowiedział.
- Nie dziwię się, jakbym ja spadła ze stu metrów, też by mnie bolała głowa. – mruknęła Szpadka bez entuzjazmu.
Czkawka spróbował usiąść, ale zawroty głowy mu na to nie pozwoliły. Astrid pomogła mu położyć się z powrotem.
- Jakim cudem żyję? – zapytał, ale nie uzyskał odpowiedzi. W końcu do wszystkich dołączył Theod, który najwyraźniej trzymał się z tyłu. On również wyglądał na przejętego.
- Czkawka, przepraszam, gdyby nie ja i ta cała sytuacja…
- Jak przeżyłem? – zapytał znowu Czkawka, ignorując go.
Astrid i Theod rzucili sobie wymowne spojrzenia.
- Poobijałeś się o gałęzie, stąd ten cały ból głowy. To Szczerbatek cię złapał. – powiedział poważnie.
Czkawka popatrzył w oczy swojemu smokowi.
- Dzięki, Mordko – szepnął, a smok przytulił się do jego twarzy, przymykając oczy. Astrid miała w oczach łzy.
- Mówił ci ktoś, że jesteś kompletnym idiotą? – warknęła. Czkawka chciał się roześmiać, ale widząc jej minę zrezygnował. Spróbował znowu usiąść, tym razem się udało bez chęci zwymiotowania i ostrego napadu migreny.
- Nie, wszyscy uważają mnie za geniusza – odpowiedział z uśmiechem. Astrid odwróciła wzrok.
- Ej, mnie też – rzekł Mieczyk, pusząc się dumnie.
- A wiesz, kto to geniusz? – zapytała go Szpadka.
- Nie – odparł.
Theod ciągle wyglądał na poruszonego. Pewnie ciągle się obwiniał, domyślił się Czkawka. Usiadł prosto i poruszył nogami – najpierw jedną potem drugą.
- Kręgi najwyraźniej nie uszkodzone – mruknął, po czym obrócił się na bok i chciał wstać, ale zachwiał się i złapał go Szczerbek.
- Dzięki – powtórzył Czkawka, klepiąc go. – Theod, to nie jest twoja wina. – zwrócił się do młodego wodza. – Nie moglibyśmy tego przewidzieć, a to moja głupota to sprawiła, nie twoja.
- Tak, ale to się wzięło od tych naszych „zakładów” – mruknął Theod. – Oboje zachowaliśmy się jak dzieciaki.
- Z tym się zgodzę – warknęła Astrid. Czkawka widział ją już nie raz mocno rozgniewaną, ale teraz pewność siebie biła od niej na kilometr. - A teraz wszyscy wsiadać mi na smoki i wracamy do Berk. – krzyknęła, a pozostali zrozumieli, że nie chcą z nią dyskutować. O ile dyskusja była tu możliwa. – Bliźniaki na Sztukamięs, ja z Theodem na Płomieniu. – Czkawkę uszczypnęło okropne uczucie, które zjawiło się od dnia przyjazdu Damorów. – Lecimy nad warstwą chmur, tam wiatr jest słabszy.
Czkawka rzucił wściekłe spojrzenie, ale sam nie wiedział komu. Chyba wszystkim po kolei, ale usiadł na Szczerbatku i posłuchał Astrid.
Pomimo już słabszych zawrotów głowy, Czkawka nie miał problemu z lotem. Po tylu latach było to dla niego bardziej naturalne niż chodzenie. Szczerbatek leciał pewnie, domyślał się, że jego jeździec nie może kierować nim tak, jak podczas ich powietrznych wyczynów.
Jeździec miał na głowie inny problem. Obok niego leciał rudawobrązowy Płomień z rozłożystymi skrzydłami, ale to nie smok budził w Czkawce taką złość, tylko jego jeźdźcy. Najbardziej chyba denerwowało Czkawkę to, jak Theod obejmował Astrid podczas lotu. Leciał z nim i wiedział, że Theod czuł się na siodle na tyle pewnie, że nie musiał się go nawet kurczowo trzymać. Wiedział również, że Theod wykorzystuje możliwość bliskości z Astrid i palce Czkawki zaciskały się na siodle z taką siłą, że niemal go wgniatały.
Szczerbatek warknął na jeźdźca, czując jego napięcie. Zabrzmiało to tak, jakby smok pytał go, co się dzieje.
- Nic, Mordko – mruknął. – Zazdroszczę ci bycia smokiem. Ty przynajmniej nie masz takich problemów…
Nocna Furia wystrzeliła z paszczy plazmą daleko do przodu, aż w końcu wcelowała w chmury. Okazało się, że są dość grube.
- Co ty na to? – zapytał go Czkawka. – Zmywamy się stąd?
Smok podleciał niżej, na równi z gęstymi chmurami, a potem zniknął pod warstwą i wkrótce Czkawka nie widział jeźdźców, ku swojej uldze.
- Dzięki Mordko, że jesteś ze mną – szepnął, na co smok obrócił się i popatrzył jeźdźcowi w oczy. Czkawka wiedział, że zawsze może liczyć na smoka. Co innego na Astrid…
…
Czkawka i Szczerbatek przylecieli dużo później niż pozostali Wikingowie. Theod zamknął się u siebie w domu i nie wychodził z niego do końca dnia, a Astrid szukała wszędzie narzeczonego.
- Gdzieś ty był? – krzyczała, gdy Szczerbatek wylądował na klifie.
- Rozprostować się. Dzięki za troskę – warknął.
Myślał, że teraz Astrid odejdzie i pewnie znowu nie odezwą się do siebie przez kilka dni, ale ku jego uldze Astrid nie dała się tak łatwo zbyć. Czkawka ruszył w stronę swojego domu. Szczerbatek już tam był i właśnie wskakiwał do pokoju Czkawki przez okno.
- Możesz mi powiedzieć o co ci teraz chodzi? Bo wydaje mi się, że nie rozumiem – ton Astrid zdawał się być trochę rozgoryczony.
Czkawka nie obracał się do niej przez całą drogę do domu.
- A to niby faceci mają się domyślać takich spraw – mruknął, a Astrid nie wytrzymywała.
Czkawka otworzył drzwi, ale ich nie zamknął, jakby dawał sugestię Astrid, żeby dalej szła za nim. W głównym pokoju zobaczył Valkę smażącą rybie plastry na palenisku. Chmuroskok spojrzał na nich czujnie.
- Cześć, mamo – powiedział, po czym ruszył na górę po schodach, a Astrid dalej szła za nim.
- Przyznaj, że jesteś zazdrosny i tyle – krzyczała, trzaskając drzwiami. – Witaj, Valko – powiedziała dużo spokojniej, po czym kontynuowała dialog z Czkawką. – To ty to sobie zrobiłeś, on nie był niczemu winny!
- Przecież mówiłem mu to samo! – krzyczał Czkawka. Jeszcze nigdy nie był tak wkurzony jak teraz. – Nie słyszałaś? A może byłaś zajęta czymś innym?
- Jesteś niemożliwy! – w pokoju siedział nieporuszony Szczerbatek, przysłuchujący się kłótni. – Jak możesz mi zarzucać coś takiego?! To nasz gość!
- Taak, dlatego traktujesz go z najwyższą kulturą? – Czkawka w końcu się odwrócił. Jego spojrzenie było tak twarde, że Astrid zaniemówiła na moment.
Na dole słychać było czyjś głośny oddech. Oboje domyślili się, że Chmuroskok dba, żeby ogień z paleniska nie wygasł. Nagle Czkawka stracił apetyt, pamiętając śledzie, które w zeszłym tygodniu piekła jego mama.
- Po prostu powiedz mi, że jesteś o mnie zazdrosny i skończmy już ten temat – warczała Astrid. Czkawka odwrócił wzrok.
- Specjalnie to robisz, prawda? – domyślił się Czkawka. Choć to zazwyczaj kobiety wnikają i zgadują więcej emocji i myśli, to jednak Czkawka chyba miał ten kobiecy pierwiastek, bo bardzo szybko zrozumiał intencje Astrid.
- Przyznaj to! – Astrid zignorowała pytanie Czkawki. Mówiła z takim gniewem, który najwyraźniej udzielił się Czkawce.
Młody Wódz nie wytrzymał.
- Taak! Jestem zazdrosny, cholernie zazdrosny!! – wykrzyknął. Pewnie słyszało go całe Berk, ale wcale się tym nie przejmował. – Na Odyna, możesz przestać?!!
Astrid uśmiechnęła się pod nosem i pocałowała go. Czkawka cały dygotał z wściekłości, ale wykorzystał to, przytulając i całując dziewczynę z większą siłą. Szczerbatek zaryczał cicho i wyskoczył przez okno.
...
Czkawka szedł właśnie przez Berk wczesnym rankiem. Obok niego dreptał delikatnie Szczerbatek, cały wyglądał na rozradowanego.
- A ty z czego się tak cieszysz? – zaśmiał się Czkawka. Smok strzepnął z siebie białe drobinki, które dopiero teraz Czkawka zauważył. Śnieg w Berk. Znaczy, że niedługo będzie zima.
Cały czas Jeździec rozmyślał o swoim przebudzeniu i o gładkich, nagich ramionach Astrid otulających go. Dziewczyna pewnie jeszcze słodko spała w jego domu. Czkawka nie wiedział już co ma myśleć o wczorajszym dniu. Chciał pamiętać tylko wieczór.
Nagle z rozmyślania wyrwał go Pyskacz.
- Cześć, Czkawka – zawołał wesoło. – Wejdziesz na śniadanie?
Wódz popatrzył na oblizującego się Szczerbatka. Smok wiedział, że stary Wiking ma zawsze zapas ryb.
- Chętnie – odpowiedział Czkawka z uśmiechem.
Siedząc już w ciasnej i przytulnej kuźni Pyskacza i popijając gorące mleko jaka, Czkawka prowadził luźną pogawędkę z kowalem.
- Nadchodzi zima. Przydałoby się zgromadzić więcej jedzenia, kiedy puch przykryje wioskę, może nam się przydać. – powiedział Pyskacz i pociągnął łyk z kubka przytwierdzonego do drewnianego kikuta. Jemu mróz nigdy nie dawał się we znaki.
- Tak, myślałem już o tym – powiedział Czkawka. – przydałoby się pomóc rybakom. Dzisiaj weźmiemy smoki.
- Możemy też zapolować w lesie – podsunął Pyskacz.
- Dobry pomysł – zgodził się Czkawka. – Tylko czy przez większe połowy i myślistwo zwierzyna nie ucieknie? – spytał.
- Eee tam, zwierzęta tutaj dzikie jak i my – Pyskacz wesoło podrygiwał w miejscu. – Bez obaw, twój ojciec nie takie rzeczy robił podczas zimowych mrozów.
- Tak? Co jeszcze robił? – spytał Czkawka z zaciekawieniem.
Pyskacz usiadł i zamyślił się.
- Dużo żywności kupował od innych plemion. Płacił im głowami smoków – mruknął Pyskacz.
Czkawka wypluł mleko, które właśnie miał w ustach.
- Coo?! – wykrzyknął. Szczerbek wysunął łeb z zapasu ryb i zawarczał dziko. – Czemu ja nic o tym nie wiedziałem? – zapytał.
- No, Stoick nie ładował ciebie w te sprawy. Byłeś jeszcze dzieckiem, kiedy jeszcze walczyliśmy ze smokami.
Czkawka czuł niesmak na myśl, co robił jego ojciec. Wiedział, że jako wódz musiał chronić swoich, ale kosztem głów niewinnych głodowi Wikingów smoków?
- Musimy wpaść na lepszy pomysł – powiedział Czkawka z pewnością.
Pyskacz znowu łyknął z kubka i popatrzył przez okno na białe płatki, padające delikatnie na ziemię, by zaraz się stopić.
- No tak, musimy. Tylko pytanie czy zdążymy przed mrozami. – mruknął, wzdychając. – Ludzie mogą głodować.
Czkawka westchnął. Bycie wodzem nie było łatwe, a Wikingów przecież przybywało. Skoro jego ojciec nie radził sobie wiele lat temu z dostarczeniem odpowiedniej ilości jedzenia do Berk, jak jemu ma się udać przy dwa razy większej ilości Wikingów, na dodatek z Damorami, już nie mówiąc o wielkich smokach.
Jedyny sposób nasunął się Czkawce od razu, nie bacząc na uczucia jakie wiązały go z Theodem przez jego stosunki z Astrid.
- Jeśli ślub odbędzie się przed mrozami, to Damorowie odpłyną wcześniej – pomyślał na głos. – Wtedy łatwiej będzie zaspokoić głód naszych.
Pyskacz uśmiechnął się.
- Serce wodza – szepnął, a Czkawka przypomniał sobie słowa matki. Skąd Pyskacz o tym wiedział? Valka i Pyskacz spędzali ze sobą tyle czasu, że pewnie wiking wiedział to od mamy Czkawki. Pomimo, że Pyskacz zawsze należał do małej rodziny Czkawki, to, przez przyjaźń jego matki i Pyskacza, przybliżył się do niej jeszcze bardziej. Chłopak domyślał się, że bardzo często rozmawiali i wspominali jego ojca. – A właśnie, słyszałem, waszą kłótnię z Astrid wczoraj wieczorem. - Pyskacz oparł się o okno.
- Tak, trochę się poprztykaliśmy – przyznał Czkawka, patrząc w dal.
- Ale już w porządku, tak? – zapytał Pyskacz poważnym tonem. W jego głosie nie było słychać ani grama ironii. Czkawka bardzo rzadko rozmawiał z nim w ten sposób.
Wódz zarumienił się. Niestety, było już po świecie a w dodatku siedzieli koło okna, przez co światło dnia nie pozwalało Czkawce ukryć swojego zażenowania.
- Tak, można tak powiedzieć – mruknął, zasłaniając się trochę od strony okna.
Pyskacz rzucił mu dość dziwne spojrzenie.
- Dobra, dobra, wiem o co chodzi. Nie urodziłem się wczoraj. – zaśmiał się. – Mówią, że Wiking bez cienia zrozumienia to nie Wiking. – po czym popatrzył znowu na Czkawkę podejrzliwie. – Ale wnioskuję, że było ciekawie?
- Pyskacz… - warknął Czkawka. Stary Wiking uniósł do góry obie ręce.
- Dobra, dobra, spokojnie, bo gadasz jak twój ojciec. – po czym wstał i wylał resztę zimnego już mleka do płomieni. Żar buchnął z pieca.
- Czyli jednym słowem wszyscy przerywają pracę i do sieci – mruknął Czkawka. Chciał mieć niewygodny temat jak najszybciej za sobą.
- Tak jest! – wykrzyknął Pyskacz, wymachując hakiem. – Ja mam już dość całego tego wykuwania broni. Chcę wakacji! I to najlepiej takich na ciepłej plaży, jedząc sobie smaczny, morski posiłek i opowiadając tubylcom o swoich przygodach.
Czkawka i Szczerbatek spojrzeli na siebie.
- Pomyślimy nad tym – obiecał. – Musimy iść, ogłosić coś innym. – mruknął. – Dzięki za śniadanie!
- Tak, chyba masz za co. Twoja mama i gotowanie to tak, jak ja i balet – powiedział, zmieniając końcówki kikuta.
Czkawka wyobraził sobie Pyskacza w małych pantofelkach i połyskującej spódniczce.
- To cześć – mruknął, krzywiąc się.
Jak wam się podoba?? :) mam nadzieję że nie przegięłam :pp
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Fajna lektura do czytania w pociągu, zwłaszcza jak ludzie patrzą na ciebie jak na głupą że się cieszysz do telefonu :-D Jak dla mnie to było bardzo dużo do przegięcia.. ja tam z chęcią bym poczytała dalej co się działo przed tymi kropkami ;> niedobra jesteś bo przerwałaś tu akurat :-D Bardzo mi się podobało że ona tak go uspokoiła to zawsze działa ^^
OdpowiedzUsuńHahahhaha, ja wiem, ty byś chciała więcej takich momentów xdd
OdpowiedzUsuńNie, oczywiście, że nie przegięłaś. Mnie się bardzo podoba, szczególnie, jeśli c.d.n. jest DŁUGI jak ten XD
OdpowiedzUsuńRozdział świetny tak samo jak wszystkie poprzednie, które już ponadrabiałam. Zazdrosny Czkawka... Nie dziwię się, że chłopak się wścieka. Każdy byłby wkurzony... Mam nadzieję, ze razem z Astrid jakoś się przez to przeprawią, przejdą, poradzą sobie, tak, jak zawsze sobie radzili. Bardzo mi się podobało <3 Pozdrawiam i czekam na więcej.
OdpowiedzUsuń