sobota, 30 sierpnia 2014

Zwyczaje Wikingów

Nastał piękny, chłodny świt. Rosa błyszczała się w świetle wschodzącego słońca, a Szczerbatek, jak to miał w zwyczaju, bawił się lśniącymi kroplami. Czkawka przypatrywał się wiosce, którą musiał porzucić na kilka tygodni. Wiedział, że mama godnie go zastąpi, ale miał pewne obawy.
   Zobaczył, że ktoś wychodzi z domku niedaleko centrum wioski. Nie wiedział, że Theod tak wcześnie wstaje. Rozglądał się na boki, ale na szczęście nie widział Czkawki. Wódz miał wrażenie, że jego przyjaciel nie chce być obserwowany. Czkawka już chciał lecieć za nim, kiedy usłyszał za sobą cichy głos.
- Cześć, Czkawka. Wszystko w porządku? – zapytała Heathera, stojąc obok nie spodziewającego się wodza. Czkawka podskoczył ze strachu, zaś jego smok roześmiał się na swój sposób.
- Kobieto – zaczął, zwracając się do przyjaciółki. – Nigdy więcej mi tego nie rób. – mówił, oddzielając każde słowo chwilą ciszy.
   Heathera uśmiechnęła się, co Czkawkę nieco podniosło na duchu. Nie wiedział czemu, uśmiech jego bliskich zawsze dawał mu radość, a tym bardziej Heathery, skoro uśmiechała się dużo rzadziej od innych.
   Dziewczyna zaczesała włosy do tyłu, żeby pokazać całą swoją gładką twarz.
- Czkawka, jak to będzie z tym wyjazdem? – zapytała smutno. Najwyraźniej czar rozbawienia już prysł.
- O co ci chodzi? – Czkawka nie rozumiał.
Heathera zatrzepotała rzęsami.
- Co jeżeli nie wrócisz? – próbowała udawać obrażoną. Przez chwilę Czkawka miał wrażenie, że dziewczyna próbuje go uwieźć.
   Odsunął się od niej, bojąc tak naprawdę, że ich znajomość może pójść za daleko. Udawał, że ogląda się za plecy.
- Wrócę, na pewno. Pytanie, czy coś znajdziemy. Jesteś pewna, że to była Nocna Furia? Nie chcę lecieć bez sensu…
- Tak myślę – powiedziała. – Inaczej nie pozwalałabym ci lecieć, wiem, że to dla ciebie ważne… - tym patrzeniem w oczy naprawdę zaczynała wkurzać wodza.
- Muszę iść, zobaczyć, co u Astrid… - mruknął, ale Heathera, złapała go za rękę.
Czkawka popatrzył na nią urażony.
- Chciała, żebyś ją zabrał, czy ty tego chciałeś? – spytała chłodno. Czkawka czuł, że nie rozumie, co dziewczyna ma na myśli. Naprawdę chciał zobaczyć, co u Astrid.
- A co to za różnica? – warknął niegrzecznie. Był naprawdę poirytowany bezpośredniością dziewczyny.
Heathera podeszła do niego bardzo blisko. Szczerbatek cicho warczał, dobrze wiedział, co się dzieje.
- Jak dla mnie ogromna – wyszeptała, całując go. Czkawka odepchnął ją szybko, ku zdziwieniu dziewczyny. Miał dość tego, jak się zachowuje. Wystraszył się tym bardziej, że Astrid to przeczuwała.
   Spojrzał na nią wściekle i odszedł bez słowa. Czuł łzy Heathery za jego plecami, ale nie mógł bądź nie chciał zrobić nic. Prawdziwa przyjaciółka nie chciałaby rozwalić ich związku, Czkawka przynajmniej nigdy by czegoś takiego nie zrobił.
   Nie chciał iść do Astrid. Czuł wielką dziurę w swoim sumieniu, nawet jeżeli nie zrobił nic. Poszedł prosto do mamy. Musiał to komuś powiedzieć. Szczerbatek biegł za nim. Próbował go nawet zatrzymać i spytać, jak to smoki, ale zignorował przyjaciela. Chciał po prostu jak najszybciej być w domu. Tak, może i zachowywał się dziecinnie, ale chciał być jak najdalej od Heathery i, niestety, jak najdalej od Astrid.
   Wszedł do domku i trzasnął głośno drzwiami tuż przed nosem Szczerbka. Dopiero potem o nim pomyślał, ale przyjaciel zawsze miał wejście przez jego pokój, które wykorzystał. Valka właśnie przygotowywała śniadanie.
- Co się stało? – spytała mama, patrząc na niego, jakby przed chwilą stoczył bitwę z drugą Czerwoną Śmiercią.
- Nie wiem, jak ci to powiedzieć – powiedział szczerze. – Chcę lecieć. Już, zaraz. Nie chcę dłużej czekać. – podjął już decyzję. Miał czekać, aż podpiszą rozejm, ale nie chciał, aby Astrid spędziła z Heatherą choć chwilę.
- Jak to… już? – Valka, mało nie upuściła wrzątku na podłogę, w porę pod jej dłońmi pojawił się Szczerbek. – Ale Czkawka, wiesz, że rozejm…
- Tak, wiem, ale ufam Theodowi, w dodatku jestem już spakowany. – mama patrzyła mu w oczy, nie dowierzając. Nie oszuka jej, dobrze wie w co się pakuje jej syn.
- Ale…
- Mamo, Theod boi się smoków. Jakim cudem miałby z nimi walczyć? – Czkawka naciskał. – Poza tym Damorowie nie walczą, my walczymy. Skończmy temat…
   Nie czekając na opinię mamy, Czkawka poszedł do pokoju, zapakować dodatkową porcję smoczy miętki i szkiców Szczerbatka.
- Jesteś tego absolutnie pewien? – zapytała go mama, stojąc w progu. Czkawka miał nadzieję, że nie zada tego pytania. Niczego nie był pewien. Nie był pewien, czy ślub w ogóle będzie, jeśli Astrid się dowie… Doskonale wiedział, jaka była zazdrosna. Czuł, że musi to powiedzieć Astrid, tak, żeby nie usłyszała tego od Heathery.
- Tak, jestem pewien – powiedział smutno. Jego głos drżał, ale Czkawka nie mógł pokazać po sobie nic więcej.
- A więc dobrze. – Valka podeszła do niego i nakreśliła mu run na czole. Wiedział, że tak rodzice życzą szczęścia swoim pociechom, kiedy opuszczają dom. Stary zwyczaj Wikingów. Czkawka czul, że zaraz się rozklei, ale trzymał się dzielnie, przytulając mamę.
- Wrócę niedługo – obiecał.
- Wiem, kochanie – głos mamy drżał podobnie do jego głosu. Nie wiedział, że Valka również może zatęsknić choćby przez kilka tygodni nieobecności syna. Wszystkie myśli nieznośnie krążyły wokół Heathery.
   Czkawka wziął na plecy swój mały pakunek i zabrał Szczerbatka, który dalej był obrażony. Całe szczęście, że jeździec wziął zapas smoczy miętki, będzie mógł trochę udobruchać przyjaciela.
   Nie minęła chwila, kiedy byli już u Astrid. Miała rozczochrane włosy i zaspane oczy, ale i tak wyglądała pięknie. Cały czas sumienie Czkawki nie dawało mu normalnie funkcjonować.
   Nie musiał nalegać, żeby wylecieli wcześniej, Astrid od kilku dni się pakowała, tym bardziej szybciej się przygotowała i ruszyli w drogę.
   Życie w Berk jeszcze nie ruszało. Mieli jakąś zasłonę przed decyzją Czkawki.
  Zanim odlecieli, Astrid chciała jeszcze stanąć na klifie. Zeszła ze Szczerbka i ku prawdziwemu zdziwieniu położyła coś na gołej ziemi.
- Astrid,… co ty…? – zaczął Czkawka, widząc, że to maleńka figurka szybującego Szczerbatka.
- To taki stary zwyczaj – Astrid uciszyła go, zamykając mu usta jednym palcem. – Każdy Wiking przed podróżą zostawia swoją podobiznę na krawędzi swojego terytorium. Wiesz, dla Thora. – wzruszyła ramionami.
- To dlaczego tam jest Szczerbek? – Czkawka nie do końca zrozumiał. – On nie jest Wikingiem. – smok prychnął.
Astrid uśmiechnęła się. Tak pięknego uśmiechu Czkawka jeszcze w życiu nie widział.
- Szczerbatek to symbolika naszej podróży. Trochę wgłębiłam się w te sprawy i pytałam Gothi. – pocałowała go w policzek. – Już dobrze, ruszajmy. – usiadła za nim na siodle, wtulając się w niego.
   Czkawka zarumienił się.
- Nie przypomina ci to czegoś? – zapytał ze śmiechem. Astrid nie rozumiała. – Nasz pierwszy lot… - wspomniał, na co Astrid zareagowała rumieńcem, tak jak on.
- Widzę, że zrobiłeś się strasznym romantykiem – roześmiała się.
- Dla ciebie wszystko – powiedział, choć w jego przekonaniu zabrzmiało to jak obietnica, którą chciał spełnić.

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Sen o ogniu

- I powiedz, co ja mam zrobić? – zapytał Szczerbatka, opowiedziawszy cała rozmowę ze Szpadką przyjacielowi.
   Szczerbek wywrócił oczami, dając Czkawce jasna odpowiedź.
- Myślisz, że mam się tym nie przejmować? Ech, łatwo ci powiedzieć Mordko, twoim jedynym problemem jest moja i twoja niepełnosprawność – mruknął, a Czkawka warknął przeciągle. Jeździec czuł, że coś jeszcze trapi przyjaciela, ale nie chciał o to pytać. Po prostu poczuł, że musi jak najszybciej odnaleźć drugą Nocną Furię.
   Kiedy przylecieli na wyspę, było już ciemno, a na klifie czekała na nich… Heathera. Tak, widział ją dobrze, ale zdumiało go, czemu przyjaciółka czeka na niego. Szczerbatek lekko sfrunął na ziemię, a dziewczyna podbiegła do niego szybko.
- Czkawka, moglibyśmy porozmawiać? – zapytała nieśmiało.
- Jasne, jak widzisz nie mam specjalnego zajęcia. – Szczerbek fuknął i odszedł niepocieszony. Raju, chyba wszyscy dzisiaj się na niego uwzięli.
   Heathera ruszyła ścieżką w stronę Plaży Thora.
- Widzisz, Czkawka, martwię się o moją siostrę. – powiedziała wprost, jak to miała w zwyczaju. Jej oliwkowe oczy lśniły dziko w blasku pełnego księżyca. Czkawka dopiero zobaczył, jak bardzo się zmieniła od czasu, gdy znaleźli ją na tej samej plaży, do której teraz zmierzali. Dziewczyna nabrała więcej kobiecych kształtów, zarówno jak Astrid, ale nie to na Czkawce zrobiło największe wrażenie. Jej twarz przybrała chłodny wyraz, jakby coś odebrało jej choć trochę beztroski, której miała w sobie. Nawet zaczęła spinać włosy, nie wiązać w ciasny warkocz, przez co wyglądała o wiele dojrzalej, niż Astrid. Cóż, trzeba przyznać, że uśmiechnięta Astrid bardziej mu się podobała niż poważna Heathera, jednak w tej dziewczynie była jakaś tajemnica, która go do siebie niebezpiecznie przyciągała. – Martwię się, czy powinna z nami odjeżdżać.
- Chcesz, żeby została na Berk? – zapytał Czkawka. Odrodziły się w nim wyrzuty sumienia, jak zawsze, gdy cos obiecywał, a potem wszystko się zmieniało. Powiedział Szpadce, że wszystko się zmieni, gdy Tanya wyjedzie. Co jeśli nie?
- Widzę, że jest zakochana w Mieczyku z wzajemnością. Nie wiem, czy powinniśmy ich rozdzielać… - zawahała się. Czkawka położył jej dłoń na ramieniu.
- Heathero, posłuchaj mnie. Jutro chcemy wyruszyć z Astrid szukać Nocnej Furii. Może to zająć trochę czasu. Może zostawmy ich samym sobie na jakiś czas, a potem zobaczymy, co z tym zrobić? Z tego, co słyszałem, Theod obiecał, że zostaniecie do naszego powrotu…
   Heathera rzuciła mu się na szyję.
- Dziękuję, Czkawka. Sama nie wiedziałam, co z tym zrobić. – uśmiechnęła się delikatnie, o ile można to uznać za uśmiech i odeszła.
   Czkawka poczuł dreszcz, gdy zobaczył nieopodal Astrid, stojącą spokojnie koło domu Beatrice, siostry Pyskacza. Podszedł do niej, jakby się spodziewał nagany.
- Astrid, ja tylko… - zaczął się tłumaczyć, ale Astrid popatrzyła na niego chłodno.
- Już po twoim podłym humorze? – mruknęła, po czym odwróciła się na pięcie i chciała odejść, ale Czkawka złapał ją za ramię.
- Wybacz, skarbie, to się nie powtórzy. I powiem ci, że tak, mój humor się poprawił po locie ze Szczerbatkiem. – wyznał.
- Nie po rozmowie z Heatherą? – zapytała złośliwie, ale na jej twarzy pojawił się uśmieszek, z którym zawsze robiła sobie z niego żarty.
   Pocałował ją w czoło.
- Teraz mam doskonały humor – powiedział, patrząc jej w oczy.
- To bardzo dobrze – obrzuciła go wzrokiem podziwu, który tak mu się podobał. – Będę mogła ci go zepsuć w czasie podróży – szepnęła, pokrzywiając mu się. Szczerbatek odleciał w stronę twierdzy.
   Czkawka sam nie wiedział, co ma myśleć na temat zachowania dziewczyny. Chyba chciała w jakiś sposób zasłonić swoją zazdrość o chłopaka, a to, że była zazdrosna wiedział na pewno. Poszedł po prostu za nią i za Szczerbatkiem do twierdzy, gdzie zgromadzone było połowa Berk i całe plemię Damorów, wraz z Theodem i jego rodziną na czele.
   Czkawka zdążył tylko opowiedzieć Astrid o spotkaniu ze Szpadką, oczywiście pomijając ostatnie słowa przyjaciółki, gdy usiedli obok Theoda przy Wielkim Stole, przy którym zazwyczaj odbywały się narady.
    Theod jak zwykle podarował Astrid uśmiech, od którego Czkawce zrobiło się niedobrze. Cała twierdza rozbrzmiała od skocznej muzyki i tak oto Wikingowie zaczęli kolejny dzień zabawy z powodu gości.
   Czkawka modlił się, żeby Theod nie zaprosił Astrid do tańca a na to był tylko jeden sposób – zaprosić narzeczoną jako pierwszy. W taki oto sposób – ku szoku Astrid, odebrał ją spod łap Theoda, który patrzył na nich z grymasem na twarzy.
- Jeszcze raz cię przepraszam za tamto – mruknął Czkawka, wbijając wzrok w wodza.
- Zignorujmy to – powiedziała wesoło. – Theod zaczyna mnie wkurzać – wyznała szczerze, przez co Czkawka odetchnął z ulgą. – Cały czas się na mnie gapi.
- A wiesz, że postanowił tu zostać podczas naszej wyprawy tylko dlatego, że miał nadzieję, że ty również zostajesz? – Czkawka wyszczerzył zęby we wrednym uśmiechu. – Najwyraźniej mam konkurencję. – szepnął, całując ją w policzek.
- Daj spokój, Czkawka, nie wierzę mu. – powiedziała, ignorując zaloty chłopaka. – I ty też nie powinieneś.
- Ej, wylatujemy po zawarciu sojuszu. – Czkawka machnął ręką.
- Brak wodza to doskonała okazja do ataku, Czkawka, nie lekceważ tego – mruknęła gniewnie. Wódz myślał nad jej słowami, ale postanowił nie dawać tego po sobie poznać. Przyciągnął ją bliżej do siebie i wyszeptał tylko:
- Teraz widzę, że posiadanie takiej żony u swojego boku jest bardziej korzystne dla wyspy niż mi się wydawało. – powiedział.
   Astrid uniosła brew do góry.
- Więc tylko dlatego poprosiłeś mnie o rękę? – udając, że jest obrażona. – Bo to korzystne?
Czkawka miał ochotę ugryźć się w język, ale wiedział, że musi teraz odpowiedzieć na to pytanie.
- A czy całowałbym ciebie i był przy tobie, tylko gdybym kierował się dobrem wyspy? Równie dobrze mógłbym wybrać Heatherę… - i w tym momencie zrozumiał swój błąd, ale i tak było za późno, bo Astrid obróciła się i chciała odejść. Czkawka przyciągnął ją na siłę, tłumacząc się.
- Gdyby zależało mi tylko na dobru wyspy to mógłbym wybrać Heatherę, ale mam w nosie to co jest korzystne bądź nie, Astrid – powiedział całkiem szczerze. Pomimo, że wiedział, że narzeczona mu wierzy, na jej oczach pojawiła się mgła. – Skarbie, przepraszam, źle się wyraziłem. To wszystko.
- Tak więc, czemu jej nie wybrałeś? – zapytała całkiem poważnie.
- Bo wybrałem ciebie. – rzekł, przytulając ją.

   Tej nocy Czkawka miał koszmar. Śniła mu się jego wyspa – znana od urodzenia i tak bliska jego sercu, ale była jakaś inna. Stał na środku Wielkiego Placu, tam gdzie jego przyjaciele urządzili przyjęcie na cześć przybycia Damorów, ale Plac był pusty, co było rzadkością na wyspie. Nie widział żywej duszy, ani tutaj, ani w innych częściach wioski. Próbował  wołać po imieniu każdego Wikinga, ale było to na marne. W końcu, doszedł do granic wioski i zauważył ślady po ogniu. Większość domów po tej stronie wyspy była spalona. Żył ze smokami dość długo, by odróżnić ich ogień, ale to nie był ogień smoków. Wiedział, że Berk zostało zaatakowane przez ludzi, dlatego nie znalazł żadnego Wikinga.
   Wystraszył się i pobiegł prosto do swojego domu, ale nie znalazł tam ani Szczerbatka, ani mamy. Nagle przypomniał sobie o jeszcze jednym, bardzo ważnym domu, który musiał sprawdzić. Biegł jak najszybciej prosto do Astrid. Czuł tak wielkie przerażenie i grozę jak jeszcze nigdy.
   Zastał to samo, co w innych domkach, ale tym razem zalał go niewyobrażalny ból, który zaczął się od wejścia do Domu Wodza. Jeszcze nigdy w życiu tak się nie bał.
   Całe szczęście, ten okropny sen się skończył. Kiedy Czkawka otworzył oczy, które były dziwnie mokre, zauważył, że obok jego łóżka stoi Szczerbatek z zielonymi oczami wbitymi wprost w niego. W tych oczach widział troskę, przez co coś kazało mu go uspokoić.
- Spokojnie, Szczerbek, to tylko zły sen – powiedział, tak naprawdę do siebie, ale wolał o tym nie mówić.
   Usłyszał kroki na schodach i po chwili w drzwiach pojawiła się jego mama, trzymając  w dłoni zapaloną świecę.
- Coś się stało? – wykrzyknęła, ale uspokoiła się, widząc jego w łóżku i Szczerbatka siedzącego obok przyjaciela. – Krzyczałeś – mruknęła, usprawiedliwiając się.
- Tak, miałem zły sen – przyznał Czkawka. Jego mama usiadła obok niego na łóżku, jakby był małym dzieckiem.
- Jaki? – zapytała.
- Co jaki? – Czkawka poczuł się urażony. – Sen to sen, po co nad tym dyskutować?! – miał ochotę śnić o locie ze Szczerbatkiem, a nie o pustej wiosce.
Valka roześmiała się.
- Może Stoick ci tego nie mówił, ale sny zawsze biorą się z czegoś. – mówiła dalej. – Ja sama zauważyłam, że coś cię gryzie od powrotu.
Czkawka wywrócił oczami.
- Nic mi nie jest, po prostu Astrid trochę mnie wystraszyła. – mruknął, obrażony.
- Trochę, że aż tak krzyczałeś przez sen? Dziwię się, że tu nie przybiegła. – powiedziała, śmiejąc się.
- No dzięki ci wielkie.
- Przepraszam, co ci powiedziała? – zapytała, głaszcząc go po włosach całkiem jak Astrid.
   Czkawka odetchnął. Wiedział, że i tak nie ukryje tego przed mamą. Usiadł naprzeciw niej i spojrzał jej w oczy z bólem, przypominając sobie koszmar. Tak naprawdę cieszył się z jej obecności, bo tylko potwierdzała, że to tylko zły sen.
- Astrid twierdzi, że nasza wyprawa pozostawia Berk samą, bez obrony, a to oznacza, że jest świetnym celem dla wrogów. – powiedział, głaszcząc Szczerbatka, który, korzystając z sytuacji, położył się obok Czkawki.
- Ma sporo racji. – powiedziała Valka, zastanowiwszy się.
- Dzięki, mamo. – mruknął niepocieszony.
- I to cię tak zabolało? – zapytała. – To ci się śniło?
- Śniła mi się opustoszała wioska. A kiedy zobaczyłem, że nie ma ciebie, ani Szczerbatka – popatrzył na przyjaciela, jakby chciał podkreślić swoje słowa. – potem jeszcze pusty dom Astrid…
- Acha, więc tego boi się najdzielniejszy Wiking w historii? – zaśmiała się.
- Najdzielniejszy to był tata – powiedział, smutniejąc.
Valka pokręciła przecząco głową.
- Każdy czasem się czegoś boi. Stoick także się bał. O ciebie. – powiedziała, patrząc mu w oczy.
- O mnie?
- Tak, za każdym razem kiedy pakowałeś się w kłopoty, po jego skórze przechodziły ciarki – mówiła to całkiem szczerze. – Mówił mi to.
- Więc twierdzisz, że…
- Czkawka, boisz się nie smoków, nie ciemności, nie wody, tak jak Pyskacz – tutaj obydwoje się uśmiechnęli. – Boisz się o bliskich. I to jest twoja największa słabość.
- Dzięki za podsumowanie – mruknął.
- O kogo się boisz najbardziej? – Valka zignorowała gniewny ton syna.
- O Szczerbatka, o ciebie… - czekał chwilę, nie wiedząc, czy wyznawać mamie wszystko. W końcu zdecydował, zauważywszy, że mama wychwyciła jego zwątpienie. -… i o Astrid.
Valka uśmiechnęła się.
- W takim razie możesz być spokojny, dwójkę z nich zabierasz ze sobą. – głaskała Szczerbatka, z czego smok był bardzo zadowolony, nawet zaczął mruczeć.
- Ej, przestań – Czkawka zwrócił się do smoka. – Szczerbek, zaślinisz mi kołdrę… - mruknął, ale nie na wiele to pomogło.
- Odpręż się i nie myśl o tym – rzekła Valka. – Jutro już wyruszacie. – mrugnęła do niego, po czym wzięła do ręki świeczkę i ruszyła w dół, po schodach.
   Czkawka nie mógł zasnąć jeszcze przez chwilę. Cały czas zdawał sobie sprawę z tego, co powiedziała mu mama. Myślał, że bał się wiele więcej rzeczy, ale w sumie mama miała rację. Ciekawe, że zawsze dręczyły go koszmary, gdy obok nie było Astrid. Jego mama chyba zdawała sobie z tego sprawę, mówiąc to ostatnie z tym dziwnym, tajemniczym uśmiechem. Miał nadzieję, że nic nie zepsuje jutrzejszego dnia…


Musze wam powiedzieć, że strasznie będzie mi brakowało pisania :/ bardzo spodobało mi się to opowiadanie i ciężko mi będzie zrobić tygodniową przerwę, ale obiecuję, że w poniedziałek znów wracam! <3

niedziela, 17 sierpnia 2014

Korzeń... Znowu

Czkawka był na wyspie położonej na zachód od Berk. Miał nadzieję, że Szczerbatek zaraz przyleci z Astrid. Zastanawiał się nad mapą Theoda i porównywał ze swoją. Znana przez niego połowa mapy się zgadzała, reszty nie mógł wiedzieć i musiał zdecydować, czy zaufać Theodowi.
   Zaplanował dokładnie całą podróż, choć wiedział, że może zająć tygodnie. Nocne Furie wcale nie są ufnymi stworzeniami. Zawsze Szczerbatek mógł ją zmusić siłą woli jako Alfa, ale wiedział, że smok raczej unikał tak radykalnych rozwiązań.
   Ślęczał nad kawałkami pergaminu i rozmyślał nad jutrzejszą wyprawą. Co jeśli się nie uda? Stracą tyle cennego czasu… Czkawka wyobraził sobie te kilka tygodni z Astrid i wszystkie złe myśli nagle zniknęły. Cieszył się na samą wyprawę, nie tylko na jej cel.
   Kiedy zauważył sylwetkę przyjaciela, dryfującą po niebie, niczym sokół, zaczął szybko składać wszystkie mapy. Chciał zrobić niespodziankę Astrid i zaplanował wszystko bardzo starannie. Wystarczyło tylko jej o tym powiedzieć.
   Odetchnął z ulgą, gdy zobaczył swoją narzeczoną zsiadającą ze Szczerbatka. Pogłaskała go za lot i uśmiechnęła się do Czkawki. Szczerbatek ułożył się na skałach, na które grzało ciepłe, wiosenne słońce.
- Co się stało, że nasz wódz siedzi tutaj sam? – zapytała zalotnie Astrid, na co Czkawka zareagował z entuzjazmem.
- Widzisz, bo jest taka sprawa… - zaczął, zastanawiając się jak dobrać słowa.
- No?
   Czkawka przyciągnął ją do siebie bardzo blisko.
- Pamiętasz naszą ostatnią rozmowę? – zapytał. Astrid miała ochotę zmusić go do logicznego wytłumaczenia jego zachowania. Jak na inteligentnego Wikinga, Czkawka zawsze się przy niej motał.
- Jaką rozmowę , Czkawka? – spytała Astrid, wzdychając.
- Theod twierdził, że widział Nocną Furię na Północnych Wyspach Brytyjskich. Narysował nawet wyspę, na której widział smoka.
   Mina Astrid wciąż się zmieniała. Najpierw widział, że jest szczęśliwa, ale stawała się bardziej czujna i ostrożna z każdą chwilą.
- Co jeśli to znowu zasadzka? – zapytała Astrid.
- Od Theoda? Myślałem, że mu ufasz – powiedział, rozdrażniając ją jak dzikiego smoka.
- Ja? Jemu? Proszę cię, nigdy w stu procentach… - próbowała się usprawiedliwiać, ale Czkawka się roześmiał, przytulając ją do siebie.
- A mi ufasz? – zamruczał. Szczerbatek patrzył na nich z dziwną miną, którą Czkawka wolał zignorować.
   Astrid w ramach odpowiedzi pocałowała go.
- Nie odpowiedziałaś – nadąsał się Czkawka. Jego narzeczona roześmiała się szczerze.
- Mam nie ufać mojemu przewodnikowi podróży? – mrugnęła, podchodząc do Szczerbka.
   Szczerbatek polubił ją znacznie bardziej niż kiedy miała Wichurę. Może dlatego, że teraz on był jej głównym pieszczochem, a może po prostu smok bardzo chciał jej pomóc walczyć z żalem.
- Astrid, wszystko jest gotowe. Jeśli chcesz możemy wyruszyć jutro. – powiedział Czkawka, próbując jak najszybciej zamknąć ten rozdział. Wiedział, że jeżeli coś przed nią ukryje, to mama będzie musiała go zastąpić na stałe.
- Już jutro? – zapytała z powagą. – Dobrze, Czkawka.
   Jeździec nie był do końca przekonany.
- Żadnego „Nie zdążę się przygotować!”, „Co ja zabiorę?” , czy „Nie jestem gotowa.”? Po prostu zwykłe „Dobrze”?! – Czkawka nie mógł wyjść z podziwu. W wielu względach Astrid była inna od znanych mu dziewczyn, ale w tym momencie przeszła sama siebie. Poczuł, że żołądek zaplata mu się w ciasny węzeł, widząc minę Astrid.
   Jej oczy wyglądały, jakby były zrobione ze szkła.
- Czkawka, chcę jak najszybciej zapomnieć o mojej samotności. – powiedziała drżącym głosem. Szczerbatek wtulił się jej pod ramię.
   Wódz nie wiedział, co ma powiedzieć. Czemu wcześniej o tym nie pomyślał? Mógł od razu znaleźć Furię, a nie zastanawiać się, co powiedzą inni na temat jego podróży.
- Skarbie, - zdobył się w końcu na odwagę, że przemówić do narzeczonej, ale jego głos brzmiał strasznie cicho, jakby szeptał. – Zrobię co w moje mocy, żeby ci pomóc. Choćbyśmy mieli pokonać drugą Czerwoną Śmierć – obiecał.
   Astrid otarła szybko łzy i opadła w ramiona Czkawki. Stali tak chwilę, spleceni ze sobą, dopóki Szczerbatek nie chciał wracać.

   Całe szczęście, Valka była w domu. Czkawka postanowił zostawić Astrid z mamą, by mogły spokojnie porozmawiać. Wiedział, że tylko on i Valka potrafią uspokoić rozdygotaną dziewczynę. Tyle, że Czkawka nie potrafił nic w takim momencie powiedzieć, mógł tylko być obok niej, a Valka mogła coś przenieść do głowy Astrid, żeby ta się mniej martwiła.
   Czkawka postanowił odwiedzić Szpadkę i zobaczyć, co u niej. Czasem obawiał się o Tanyę, znając zwariowane pomysły Szpadki. Zobaczył, że drzwi są otwarte, więc po prostu tam wszedł.
- Cześć, Szpadka – powiedział, widząc ją ze smoczym korzeniem, którego próbowała ukryć za plecami.
- Oo, cześć, Czkawka. Ja tylko… - skopała jakiś przedmiot pod drewniany stolik.
Szczerbek próbował wyciągnąć ów przedmiot spod stołu, ale Szpadka go odepchała, tak samo jak Czkawka. Smoki dość dziwnie reagują na smoczy korzeń…
- Szpadka, co to jest? – zapytał, wskazując pod stół.
- Jak to co, przecież stół, nie?
Czkawka zamknął drzwi za Szczerbatkiem, starając się nie urazić przyjaciela.
- Ja mówię o tym, co jest pod stołem, Szpadka. – próbował sięgnąć pod mebel, ale Szpadka go zatrzymała. – I po co ci w ogóle ten smoczy korzeń? Wyrzuć to, bo będą kłopoty.
- Ja tam… smoka trzymam. – powiedziała, odkładając korzeń.
Czkawka podniósł jedna brew.
- Smoka, powiadasz?
- Tak – pokiwała głową. – Straszliwca.
- No więc skoro tak, to po co ci ten korzeń? – zapytał znowu. Szpadka strasznie się motała przy odpowiedziach, skąd wiedział, że coś kombinuje.
- Testuję go. – powiedziała szybko.
- Testujesz? Przecież wiemy, że Straszliwce reagują na korzeń tak jak wszystkie smoki.
Szpadka wywróciła oczami. Zauważył, że jest dość nieschludnie uczesana jak na… no, Szpadkę.
- Nie wszystkie. Wrzeńce, na przykład, nie.
- Wrzeńce?! – wykrzyknął Czkawka podnosząc stolik, ale jedyne co znalazł, to mały, okrągły kamień wielkości piłki. Nie musiał pytać, by wiedzieć, że to jajo Wrzeńca. – Szpadka, jak możesz być taka głupia? – krzyknął. – Przecież, jeżeli to maleństwo się wykluje, to zmiecie całe Berk.
- Nie wrzeszcz na mnie, okej? – warknęła Szpadka. – Gdyby nie ty i twoi goście nie musiałabym go zabierać z Plaży Thora.
- A co Damorowie mają z tym wspólnego?! – krzyknął Czkawka, nie wytrzymując. Przypomniał sobie Śledzika i jego nauki o szybkim uspokajaniu.  Spróbował nabrać powietrza i wypuścić, byle jak najwolniej, ale to średnio podziałało.
- To, że ta dziunia zabiera mi mojego smoka, więc muszę wytresować własnego. Nie mam zamiaru dzielić smoka z tym zdrajcą, zresztą on też nie – powiedziała, tupiąc nogami. Czkawka niemal widział, jak całe nerwy z niej schodzą. Miał nadzieję, że smoczy korzeń nie działał także na nich.
- Masz na myśli Tanyę i Mieczyka? Co oni mają ze sobą wspólnego? – zapytał Czkawka dalej nie rozumiejąc.
- No sama nie wiem, totalnie do siebie nie pasują. Popatrz na mojego śmierdzącego i leniwego brata i na Tanyę. – Czkawka wyobraził ich sobie razem i aż zadrżał ze współczucia dla Tanyi. – Widzisz? A jeszcze laska ostatnio latała na Jocie. Coś jest nie halo! – najwyraźniej próbowała przemówić Czkawce do rozumu.
- Czekaj, czyli ty myślisz, że Tanya chce ci odebrać smoka?
- I brata – potwierdziła.
- Przecież to chore – Czkawka walnął się z całej siły w czoło, jak to robił zawsze przy bliźniakach. – Słuchaj, nie musisz tresować nowego smoka. Niedługo Damorowie wyjadą, a Mieczyk zostanie tu, w Berk – teraz to Czkawka próbował przekonać dziewczynę. Swoim uporem przypominała mu Astrid, choć dziewczyny na ogół były raczej przeciwieństwami. Nagle wyobraził sobie Berk, kiedy on, Astrid i Szczerbatek wyruszą w poszukiwaniu Nocnej Furii.
- Wmawiaj sobie, co chcesz ja i tak wytresuję własnego smoka. – gdyby Czkawka rozmawiał z Sączysmarkiem, mógłby go uderzyć, ale Szpadkę chyba nie wypada. Nie?
- O nie, odniesiesz go z powrotem na miejsce. – powiedział Czkawka stanowczo, chociaż wiedział, że bliźniaki i tak go nigdy nie słuchają.
- Czkawkuś – powiedziała pieszczotliwie, czego nie robiła nigdy. Przynajmniej nie do Czkawki. – Proszę, pozwól mi go wychować. Nie chcę zawsze wszystkiego dzielić z bratem. Już raz wytresowałam Wrzeńca. A zresztą to będzie mój smok zapasowy. – powiedziała z miną dziecka.
- Smok zapasowy? – jeździec nie mógł uwierzyć w to, co słyszał.
- No na wypadek, jak mój brat odpłynie z tą zołzą – mruknęła, podnosząc korzeń.
- Powiedz mi na Thora po co ci ten korzeń?! – nie wytrzymał zadając znowu to pytanie.
- A to… jest prezent dla Tanyi. Chciałam zrobić z tego perfumę dla mojej przyjaciółki – rzekła z udawaną dobroczynnością.
Czkawka otworzył szeroko oczy.
- Szpadka, ja wiem, że ty nie lubisz Tanyi, ale nie możesz! – wykrzyknął, odbierając jej korzeń. – To by rozwiązało nas sojusz natychmiastowo, a nie chcę żeby tak było, dla dobra Berk. Mogę na tobie chociaż raz polegać i mieć pewność, że odniesiesz jajo na miejsce? – zapytał.
- Okej, ale nie obiecuję, że znowu znajdę to samo miejsce.
- Super, - powiedział Czkawka, ignorując niepełną obietnicę. – Ja zaniosę korzeń Śledzikowi. Jak zwykle – powiedział już do siebie. Chociaż na jednego z przyjaciół mógł polegać.
   Kiedy już miał wychodzić, Szpadka zaczepiła go.
- Acha, Czkawka, na twoim miejscu nie ufałabym tym nowym. – powiedziała poważnie. Chwila, Szpadka i powaga? To rzadkie zjawisko. – Widziałam, jak Theod kręci się wokół Astrid. Na twoim miejscu miałabym na tą dwójkę oko.
   Pomimo, że Czkawka nie zawsze wierzył Szpadce, to tym razem jej słowa uderzyły go jak rozpędzony Gronkiel. Zaraz, rozpędzony? Okej. Jego logika najwyraźniej zawodzi. W jego wyobraźni pojawił się mimowolnie obraz Astrid i Theoda, przez co wódz trzasnął drzwiami Szpadki, nawet nie żegnając się z przyjaciółką.
   Kiedy wracał od Śledzika zauważył na swojej drodze Astrid i obraz wyobraźni boleśnie do niego powrócił. Dziewczyna próbowała go przytulić, ale Czkawka odepchnął ją delikatnie i wsiadł na Szczerbatka.
- Czkawka, co ci jest? – zapytała zdziwiona dziewczyna. Nie widziała, żeby Czkawka się tak zachowywał.
- Nic, mam podły nastrój – mruknął. – Dalej, Mordko – szepnął do smoka i obaj odlecieli w zachodzący horyzont.
   Czkawka czuł, że powrót będzie trudny i dla niego i dla Astrid, ale na razie rozkoszował się lotem, a jego troski pozostały na Berk.

piątek, 15 sierpnia 2014

Smocza ospa

   Dzień zapowiadał się słonecznie, gdy Czkawka wyszedł z domu. Szczerbatek obudził go jak zwykle o świcie na mały lot. Szkoda tylko, że Czkawka pół nocy rozmawiał z Astrid, póki dziewczyna nie zasnęła w jego łóżku. Nie miał serca jej budzić, więc pewnie spała tam nadal.
   Ziewnął głośno, widząc minę przyjaciela.
- No co? – zapytał, a Szczerbek posłał mu spojrzenie w dół wioski. Czkawka podążył za wzrokiem Nocnej Furii i zauważył Mieczyka skradającego się pod drzwi Tanyi.
   Wsiadł na Szczerbatka i postanowił sprawdzić, co przyjaciel chce od ich gościa.
- Yyy, cześć Czkawka – przywitał się Mieczyk, wyraźnie chowając coś za plecami.
Wódz zmierzył Mieczyka surowym wzrokiem.
- Cześć. Co tam chowasz? – zapytał.
   Mieczyk wyciągnął zza pleców bukiet trójlistka kwitnącego, czerwieniejąc się niemal tak samo, jak kwiaty, które trzymał.
   Czkawka otworzył szeroko oczy, tak jak wtedy, gdy zobaczył Tanyę tańczącą z bliźniakiem.
- No co? – warknął Mieczyk. – To dla Śledzika.
- Dla Śledzika? – Czkawka miał ochotę paść ze śmiechu, ale starał się zachować powagę.
- No tak, on… eee… Próbuje znaleźć lekarstwo na smoczą ospę. – powiedział Mieczyk.
Czkawka zszedł ze Szczerbatka, który zaczął chichotać na swój smoczy sposób.
- Gdzie ty tu masz jakąś smoczą ospę? – zapytał znowu Czkawka z powątpieniem.
- Ten, no… Ja jestem zarażony – rzekł drapiąc się po całym ciele. – Uwierz mi, stary, nie chcesz zobaczyć pryszczy.
Czkawka pomimo, że wiedział, że przyjaciel go oszukuje odsunął się od niego, chichocząc.
- To nie jest zabawne – mruknął Mieczyk, całkiem poważnie. – Mogę od tego umrzeć. Czkawka, chcę, żebyś pochował mnie razem z Wymem i Jotem, ale bez mojej wrednej siostry, okej?
   Czkawka kiwnął z powaga głową i zabrał Szczerbatka nad klif, skąd odlecieli. Mieczyk zostawił kwiaty na progu Tanyi i uciekł do Smoczej Akademii.
   Czkawka nadal śmiał się, lecąc, czuł nawet, że Szczerbatka to śmieszy.
- Smocza ospa, słyszałeś? – Czkawka nie mógł wyjść z podziwu dla Mieczyka. Jego przyjaciel się zakochał! I to w Tanyi! Kto jak kto, ale Mieczyk? – Dobrze, że nie wymyślił czegoś gorszego. Jeszcze zacząłby w to wierzyć. – wywrócił oczami. Tak, w kłamstwa Mieczyka wierzył tylko on sam.
   Czkawka próbował swoje nowe skrzydła, ku trosce Szczerbatka. Nie lubił tracić swojego jeźdźca na gołym niebie. Już raz skończyło się to niemal tragicznie.
   Kiedy wrócił do wioski razem ze Szpadką i Śledzikiem sprzątnęli z placu pozostałości po wczorajszym przyjęciu. Chcieli skończyć, zanim Damorowie się obudzą. Gdyby nie pomoc Astrid, która przyszła zaraz, gdy zaczęli, mogliby nie zdążyć.
- Gdzie Sączysmark? – spytała nagle Astrid. Szpadka wzruszyła ramionami, a Śledzik zrobił skwaszoną minę.
- Uuu, nie jest z nim dobrze. Czkawka, lepiej ty z nim pogadaj – rzekł, patrząc z przestrachem na Astrid. Dobrze wiedział, że ta dwójka jakoś nie najlepiej się dogaduje. – Znajdziesz go w karczmie.
Czkawka ruszył wprost do karczmy, słysząc za plecami głos Astrid.
- Śledzik, to była jakaś sugestia? – zapytała Astrid delikatnym głosem, który omamiał ofiary jak przynęta.
- Niee – głos Śledzika zaczął się trząść, Szpadka wybuchnęła śmiechem. – Po prostu, Czkawka wie jak z nim rozmawiać.
- Aa, więc ja niby nie wiem?! – Astrid najwyraźniej oczekiwała wyjaśnień. Czkawka już zaczynał mu współczuć. Wolał trzymać się z daleka od wkurzonej Astrid, mimo jak na niego działała.
   Czkawka wszedł do pełnej od gości karczmy i przywitał się z Brygide, właścicielkę karczmy. Kobieta była dobrze zbudowana oraz, z czym kojarzyli ją wszyscy w Berk, miała ogromne dłonie. Jednak wszyscy bez względu na to, jak bardzo była niezdarna szanowali ją za wyśmienite potrawy podawane w karczmie. Czkawka spytał ją, czy nie widziała Sączysmarka, a kobieta pokazała swoim wielkim palcem stolik pod ścianą. Gdyby nie wskazówka Brygide, wódz nigdy by nie znalazł przyjaciela.
- Sączysmark, dobrze się czujesz? – zapytał, klepiąc przyjaciela po ramieniu i siadając naprzeciw niego.
   Jeździec nie wyglądał najlepiej. Miał włosy zlepione potem i pogrążone oczy, a do tego krwiście czerwony nos. Czkawka dobrze znał tą chorobę. Zapadł na nią po śmierci Stoicka i, gdyby nie Astrid, za pewne dalej wyglądałby tak jak przyjaciel, o ile nie gorzej.
- Chodź, - powiedział, chwytając go pod ramię. – Trzeba cię zabrać, zanim Brygide wtłoczy w ciebie kolejne litry miodu.
Sączysmark wyszarpnął się, tracąc równowagę.
- Zostaw mnie – warknął, podciągając nosem. – Nie mam po co wracać. Całe moje szczęście odpłynęło, przyjacielu. – położył się jak małe dziecko i zaczął płakać. Czkawka nigdy nie widział go w takim stanie. Postanowił poprosić o pomoc Szczerbatka. Sam nie dałby rady z upitym jeźdźcem.
   Nie minął kwadrans, a Sączysmark leżał na siodle Szczerbatka, pochlipując cicho i opowiadając, co mu się przydarzyło w życiu… jakby Czkawka sam o tym nie wiedział.
- A ty wiesz, że ona… - otarł głośno nos. – Ona, nawet mnie lubiła. Gdyby nie ten… ten…
- Mieczyk? – podsunął wódz, wywracając oczami.
- Co?! Jaki Mieczyk? Mieczyk ma Tanyę – powiedział obruszony Sączysmark. Czkawka już nic nie rozumiał.
- To o kim ty człowieku mówisz?
- O Heatherze. Widać, że przez cały czas mnie nie słuchałeś – zachlipał smętnie. – Nawet ty mnie nie rozumiesz…
   Czkawka zignorował płacz Sączysmarka i skupił się na przytrzymaniu go w siodle. Kiedy byli już pod domem przyjaciela, Czkawka odetchnął z ulgą. Całe szczęście, że nie zauważył go nikt z Damorów. Jak miał usprawiedliwić zachowanie przyjaciela?
   Jeździec padł twarzą na łóżko, zapominając o całym bożym świecie. Dzięki ci, Thorze – pomyślał Czkawka, widząc go w bezpiecznym miejscu. Miał pewność, że po drzemce będzie mu lepiej.
   Wychodząc, spotkał Theoda. Podskoczył z wrażenia, wpadając na Szczerbatka.
- Wybacz, Mordko – mruknął, uspokajając przyjaciela.
- Przepraszam, nie chciałem cię wystraszyć – powiedział Theod, poprawiając burzę czarnych włosów. Jego oczy były utkwione na Szczerbatku, jak zawsze gdy smok był w pobliżu. Czkawka czuł szacunek i strach promieniujący od Theoda.
- Nic się nie stało – Czkawka wzruszył ramionami.
- Chciałbym ci podziękować za wczorajsze przyjęcie – powiedział Theod, uśmiechając się. – Moi ludzie jeszcze nigdy tak się nie bawili.
- Ty wiesz, że moi też? – poklepał przyjaciela po ramieniu. Theod roześmiał się szczerze.
   Czkawka zauważył Sztukamięs lecącą w stronę domu Śledzika. Kto ją wypuścił z Akademii? – pomyślał.
   Theod zwrócił się do wodza, jednak patrzył na Szczerbatka.
- Nie jest u was częstym widokiem Nocna Furia, hę? – zapytał. Szczerbatek oblizał zęby, jakby specjalnie go strasząc. Czkawka nie wierzył, że smok nie zdawał sobie sprawy, że wywołuje przerażenie na młodym wodzu.
   Czkawka odetchnął ciężko.
- No, niestety. Od pięciu lat szukamy podobnego smoka. Kto wie, może kiedyś go znajdziemy – Czkawka pogłaskał Szczerbatka pod szyją.
- Żartujesz? – zapytał Theod. – Tam skąd pochodzimy jest jeszcze jeden, ale tamtejsi druidzi wierzą, że to stworzenie jest darem boga nieba.
- Jeszcze jeden?! – Czkawka nie mógł uwierzyć własnym uszom, Szczerbatek zatrząsł się ze zniecierpliwienia. Jeździec najchętniej wskoczyłby na smoka i odleciał. – Nie, to… wspaniale, cudownie! – ujął smoka za szyję i zaczął z nim tańczyć jak szaleniec. – Słyszałeś Mordko? Jeszcze jeden!
Theod uśmiechnął się na ich widok. Najwyraźniej rozumiał więcej, niż się Czkawce wydawało.
- Tak właśnie myślałem, że to cię ucieszy. – rzekł Theod, siadając na progu domu Sączysmarka. – Jeżeli chcesz, mogę rozrysować ci mapę, jak dotrzeć do tej wyspy.
   Czkawka przypomniał sobie pułapkę Albrechta, kiedy Wiking stworzył mapę Wyspy Nocy, na której oczywiście czekała na nich zasadzka. Od tego czasu jest bardziej ostrożny, ale to nie oznacza, że nie ma próbować.
- Jesteś pewien, że to Nocna Furia? – zapytał z nadzieją.
- Słyszałem tylko świst powietrza, gdy leciała. Potem domy Piktów roztrzaskiwały się w proch. Z tego, co słyszałem, Szczerbatek – wymawiając jego imię, jakby się kłaniał smokowi. – ma taka samą taktykę.
   Czkawka nie mógł wyjść z szoku.
- Domy Piktów? – zdumiał się Czkawka. – Gdzie to jest?
- Północne Wyspy Brytyjskie, z tego co wiem. Wierz mi Czkawka, znamy dobrze tamte rejony.
- Więc czemu postanowiliście wrócić do chłodnej loży Wikingów? – zapytał Czkawka.
- Bo to tu się urodziliśmy. – Tego argumentu Czkawka nie mógł przebić. On też by tak zrobił na miejscu Theoda. Zresztą, myślał o Heatherze, która tu została.
   Z zamyślenia wyrwało Czkawkę chrapanie Sączysmarka, które było słychać nawet na progu. Zauważył, że nie zamknął drzwi i szybko naprawił ten błąd.
- Czkawka, chciałbym podpisać rozejm, o ile będzie to możliwe jutro rano. – powiedział Theod, wstając. – Chyba, że zrezygnowałeś – uśmiechnął się do niego.
- Nie, nie zrezygnowałem, przyjacielu – boleśnie pamiętał widok Astrid i Theoda razem, jednak bezpieczeństwo wioski było na pierwszym miejscu. – Od jutra nasze klany będą już braćmi – mrugnął do niego porozumiewawczo.
Theod wpatrywał się w Czkawkę czujnie.
- Wiem, że chciałbyś poszukać Nocnych Furii jak najszybciej, dlatego chciałbym zostać do twojego powrotu. Moi ludzie mogliby obronić Berk, gdyby coś się stało w czasie twojej podróży. Rozumiem, że twoja narzeczona zastąpi cię w sprawach wielkiej wagi? – zapytał, a Czkawka czuł, że jego cierpliwość się wykańcza. Choć był wdzięczny Theodowi za chęć pomocy, to wiedział, dlaczego przyjaciel to robi. Chce wykorzystać moment, gdy Czkawki nie będzie w pobliżu, by spędzić czas z Astrid. Całe szczęście, że obiecał jej, że zabierze ją w tę podróż.
- Wybacz, Theodzie, ale moja mama zajmie się moimi obowiązkami. Rozmawiałem z nią nawet na ten temat i zgodziła się. Astrid poleci ze mną. – choć twarz Theoda nie miała żadnego wyrazu, czuł, że nie jest tym faktem pocieszony.
- A więc tym bardziej przyda ci się pomoc.
- Zgoda. – powiedział Czkawka.
- Ach, i mam jeszcze jedno pytanie. – Theod zawrócił nagle.
- Jakie?
- Mógłbym się dzisiaj przejść po wyspie z moimi ludźmi? Nie chcę robić kłopotu, tu, w wiosce a chcielibyśmy pooddychać świeżym powietrzem.
- Nie ma sprawy – Czkawka czuł ulgę, że Theoda nie będzie w pobliżu Astrid choć ten jeden dzień. Czuł, że im szybciej odnajdzie Furię, tym lepiej, ale miał już w planie spędzić cały ten dzień z narzeczoną.

czwartek, 14 sierpnia 2014

Drugi Szczerbek

   Pomimo, że Czkawka bardzo lubił Theoda i świetnie się ze sobą czuli, chciał, żeby w końcu odczepił się od Astrid. Tak, był zazdrosny i to strasznie, tym bardziej, że Astrid rozmawiała z Theodem przez połowę przyjęcia, a z Czkawką tańczyła tylko jeden taniec, o ile można to nazwać tańcem.
   W końcu Theod poprosił Astrid do tańca, co całkiem wytrąciło Czkawkę z równowagi. Usiadł na skraju klifu, z dala od ludzi. Musiał się uspokoić, a nie chciał nikomu zrobić krzywdy. W odpowiednim momencie pojawił się Szczerbatek.
   Czkawka tylko marzył, żeby odlecieć i zostawić swoje problemy za sobą. Usiadł na przyjaciela i razem odlecieli w nocne niebo. Szczerbatek wyczuł jego podły nastrój i spojrzał na niego zielonymi oczami.
- Nic mi nie jest, Mordko – mruknął, krzyżując ręce i pocierając, bo z daleka od wrzawy przyjęcia, nie było mu już tak ciepło.
   Szczerbatek zamruczał posępnie. Dobrze wiedział, że Czkawce coś jest.
   Oblecieli dokoła całą wyspę, Czkawka starał się nie patrzeć na tańczących pośrodku placu. W końcu zdecydowali, że polecą w jedyne miejsce, gdzie mogą nacieszyć się tylko sobą i, w przypadku Czkawki, spokojnie pomyśleć.
   Wybrali jedną z ścian klifu, otoczoną tak bujną roślinnością, że nie można było się do niej dostać inaczej niż na smoku. Usiedli na klifie, patrząc w wodę, setki stóp w dół.
   Czkawka położył się na wilgotnym mchu i zasłonił oczy ramieniem. Szczerbatek usiadł obok niego, patrząc na jeźdźca ze smoczą troską.
- Czyżbyś wyrwał się z przyjęcia, Czkawka? – usłyszał głos Valki z tyłu klifu. Obrócił się szybko, wyrwany z odpoczynku.
- Tak, Astrid zabawia gości – rzekł, dopiero zdając sobie sprawę ze swoich słów. Valka usiadła obok niego, obserwując go tak jak Szczerbek.
- Coś cię gnębi, synu? – zapytała.
   Czkawka mógł mieć tajemnice przed wszystkimi, ale nie przed własną matką. Tylko ona go w pełni rozumiała.
- Chodzi o Astrid – mruknął, zrezygnowany. Nie mógł ukryć bardziej wrażliwej części swojej duszy. Jako wódz musiał dbać o reputację, nie mógł pokazywać swoich słabych punktów, a prawda była taka, że byli nimi jego bliscy. – Ona… nie ma dla mnie czasu, a nawet jeśli ma, to woli spędzić go z Theodem. – powiedział, poważniejąc.
- Jesteś o nią zazdrosny? – zgadła.
- Nie, nie jestem zazdrosny – warknął, nagle wstając. Przypomniał sobie, że Astrid zareagowała tak samo, przy pierwszym spotkaniu z Heatherą. Uspokoił się trochę, widząc zdumienie na łagodnej twarzy Valki. – Po prostu… do ślubu zostało niewiele czasu i… nie chcę, żeby sprawy się pokomplikowały.
- Och, Czkawka… - westchnęła, podnosząc kij, który zawsze miała w prawej dłoni. – Zazdrość nie zawsze jest zła. Pokazuje, że naprawdę ci na kimś zależy, jednak w większym stopniu prowadzi do stałych konfliktów, co może tylko zniszczyć wasz związek.
   Czkawka myślał nad słowami mamy. Może faktycznie przegiął? Nie chciał stracić Astrid.
- Ufasz jej? – zapytała nagle Valka.
Czkawka obrócił się w jej stronę.
- Powierzyłbym jej własne życie. – powiedział pewnie.
- W takim razie zaufaj jej. Kiedy Damorowie odpłyną, znów wszystko wróci do normy.
 Oby – dokończył w myślach Czkawka.
- Mamo, mógłbym cię o coś prosić…

   Zabawa zaczynała się już kończyć, gdy Czkawka wrócił ze Szczerbatkiem na Berk. Chodził między gośćmi, witając się z co niektórymi, często wyglądał w tłumie swoich przyjaciół. Zauważył Szpadkę przy stole, ślęczącą nad jagnięciną. Zdziwił się, że przy Szpadce nie było Mieczyka.
   Podszedł i przywitał się z blondynką.
- Gdzie Mieczyk? – zapytał od razu, jego reakcja była naturalna, nawet jeśli się kłócili, zawsze byli razem.
   Szpadka, pokazała trzymaną w dłoni kością w środek tłumu, gdzie Mieczyk tańczył z Tanyą. Czkawka otworzył szeroko oczy. Mieczyk i dziewczyna? To znaczy, Szpadka też była dziewczyną no, ale… Wiecie, o co chodzi.
- Nie lubię jej od samego początku. – warknęła Szpadka, ale patrząc na Czkawkę, opamiętała się. – Znaczy wiesz, jest za mądra na mojego brata. – mruknęła. – Idę zobaczyć, co u Wyma i Jota.
   Czkawka pokręcił głową, patrząc na samotną bliźniaczkę. Najwyraźniej nie tylko jemu, przyjazd Damorów dał w kość.
   Niedaleko Szpadki siedział Sączysmark, zapatrzony w tą samą parę, na którą patrzyła Szpadka. Tyle, że chyba jemu nie chodziło o Mieczyka…
   Co się tu dzieje? – myślał Czkawka. Nie widział jeszcze swoich przyjaciół tak skłóconych. Na szczęście na widok Śledzika z Heatherą, odetchnął z ulgą. Znaczy, widział Śledzika z nosem w książce i Heatherę, udającą zaciekawienie, gdy jej towarzysz opowiadał jej za pewne o Gronkielu. Przynajmniej on zachowywał się… no jak Śledzik.
   Theod siedział na swoim miejscu i rozmawiał z Pyskaczem, ale Czkawka nie mógł nigdzie znaleźć Astrid.
   Po przeszukaniu niemal całej wioski znalazł ją na progu własnego domu. Astrid zobaczywszy go, poczerwieniała ze złości.
- Gdzie ty byłeś? – krzyknęła, podchodząc do niego. Czuł, że zaraz go uderzy, ale cieszył się jej reakcją.
- Martwiłaś się? – zapytał, wyraźnie uradowany.
- Pewnie, że się martwiłam idioto! – wykrzyknęła, machając rękami. – Jak mogłeś mnie tak zostawić?! Pyskacz mówił, że odleciałeś, a ja nie wiedziałam nic…
    Czkawka uciszył ją pocałunkiem. Astrid spojrzała na niego z większym spokojem.
- Nie rób mi tego, Czkawka. – szepnęła, przytulając się do niego. Znów Czkawka poczuł, że miał w ramionach cały swój świat. Brakowało mu tylko Valki i Szczerbatka.
- Myślałem, że jesteś zajęta – powiedział, przyjmując obojętny ton.
    Astrid szybko pojęła, o co chodzi.
- Jesteś zazdrosny o Theoda? – zapytała, kładąc ręce na biodrach i przyglądając mu się uważnie.
- Nie, skąd. – powiedział, mijając ją i otwierając drzwi domu wodza. – A jest coś, o co miałbym być?
   Astrid nie dawała się łatwo zbyć, weszła z nim do domu. W pomieszczeniu siedziała Valka, zupełnie ignorując ich obecność, więc weszli po schodach na górę. Astrid szczelnie zamknęła za sobą drzwi.
- Czkawka, jak możesz być zazdrosny o Theoda? – prychnęła narzeczona, upewniwszy się, że Valka ich nie usłyszy.
- Mówiłem ci, że nie jestem zazdrosny. – Czkawka przypomniał sobie scenę z przyjazdu gości. – Prędzej ty jesteś zazdrosna o Heatherę i byłaś o nią zazdrosna od początku. Mam rację?
   Dziewczyna bardzo starannie ukrywała prawdziwe emocje, ale Czkawka i tak je rozpoznał.
- Jesteś niemożliwy, Czkawka. – powróciła stara, dobra Astrid, która chętnie nadziałaby go na swój topór. – Jak śmiesz wmawiać mi coś takiego?
   Przypomniał sobie czasy, kiedy ich relacje wyglądały tylko w ten sposób. Zaśmiał się w myślach i uśmiechnął do Astrid, próbował ją nawet przytulić, ale go odepchnęła.
   Gdyby była to inna dziewczyna, pewnie zaczęłaby ryczeć i pobiegłaby do siebie, ale nie Astrid. Ta dziewczyna wpatrywała się w niego hardo, jakby chciała przekonać go samym spojrzeniem błękitnych oczu, że ma rację.
- Co się z tobą dzieje, Czkawka? – zapytała i przez chwilę jej oczy zamigotały. – Nie poznaję cię ostatnio.
- Przepraszam, Astrid – wódz czuł się głupio, że oskarżał ją o takie bzdury. Valka miała rację. Za dużo zazdrości prowadzi do rozpadu związku. Nie mógł stracić Astrid.
   Dziewczyna wskoczyła mu w ramiona, całując go. W tym momencie metalowa noga Czkawki nawaliła i obydwoje upadli na łóżko, śmiejąc się do rozpuku.
   Przez okno wleciał Szczerbatek, przekrzywiając głowę jak kot, obserwujący myszy w klatce. Astrid wtuliła się w wodza, słuchając bicia jego serca. Czkawka rozczesywał jej włosy. Trochę żałował, że nie nauczyła go robić warkoczy.
- Mam dla ciebie niespodziankę, kochanie – szepnął nagle. Astrid popatrzyła na niego czujnie. Nie lubiła niespodzianek. Wiedziała, że Czkawka się z nią droczy. – Rozmawiałem z mamą. Zastąpi mnie, gdy będziemy szukać Nocnych Furii.
   Astrid otworzyła szeroko usta ze zdziwienia, a Czkawka je zamknął chichocząc.
- Zgodziła się, naprawdę? – zdumiała się. – Rozmawiałam z nią kilka dni temu. Powiedziała, że nie chce…
   Czkawka oparł się, chcąc dobrze widzieć dziewczynę. Astrid naprawdę pięknie wyglądała w rozpuszczonych włosach. Jeżeli na przyjęciu z okazji przyjazdu nowych sojuszników wyglądała tak pięknie, to co dopiero na ich ślubie.
- To dziwne, mi powiedziała, żebyśmy polecieli i się nie martwili. – Szczerbek zamruczał mu nad uchem, aż Czkawka odskoczył, spadając z łóżka.
   Astrid roześmiała się szczerze, a Szczerbek pomógł wstać swojemu jeźdźcy. Widać, że nie mógł usiedzieć spokojnie, zrozumiawszy rozmowę Wikingów. Jego mina mówiła: ”Kiedy wyruszamy?”.
   Czkawka pomyślał, że z dwiema Nocnymi Furiami, niechybnie by zwariował.

środa, 13 sierpnia 2014

Przyjęcie

Świtało, gdy Czkawkę obudził znajomy dotyk języka Szczerbatka.
- Mordko… - mruknął, wycierając się ze śliny. Zauważył, że dalej jest u Astrid. Spała obok niego, nieświadoma obecności Szczerbatka. Próbował sobie przypomnieć, co tu robi. Ach, no tak, pocieszał ją. Pamiętał tyle, że padł z wykończenia i razem zasnęli. O dziwo, Astrid zawsze uspokajała się w jego ramionach, więc nie chciał zostawić ją samą sobie.
   Ucałował dziewczynę w czoło i okrył kocem z owczej wełny. Musiał zabrać Szczerbatka, bo jego smok zawsze budził go o świcie na poranny powietrzny spacer.
   Teraz ziewając głośno i zamykając za sobą drzwi domku Astrid, zauważył, że cała wioska budzi się powoli ze snu. Ciekaw był, jak czują się jego goście, ale nie mógł dłużej czekać, Szczerbatek chciał już lecieć. Siedział i przekręcał słodko głowę, patrząc na swojego jeźdźca.
- Co jest, Szczerbek? – zapytał Czkawka, głaszcząc go po głowie. Szczerbatek wyraźnie wskazywał mu, że pyta o Astrid. – Mam nadzieję, że nic jej nie będzie – szepnął. – Ty też tęsknisz za Wichurką, prawda?
   Szczerbatek zwiesił smutno głowę. Czkawka dokładnie pamiętał tę scenę. Wszystkie smoki, wraz z Alfą – Szczerbatkiem, kłaniające się poległej Wichurze. Nie wiedział, że smoki przeżywają w ten sposób śmierć bliskich. Pamiętał krzyki Astrid: „Nie, to moja wina, moja! Wichura, nie odchodź, zostań, błagam…”.
   Nie mógł znieść widoku rozpaczy ukochanej. Myślał, że ona dalej wierzy, że to była jej wina, ale to nieprawda. Tak samo, jak Szczerbatek nie zabił Stoicka, bo został wykorzystany jako narzędzie Alfy.
   Wsiadł na smoka i odleciał. Jego myśli wirowały wysoko w niebie, razem z nimi. Wtedy wszystko było dużo prostsze. Zastanawiał się dalej, czy istnieją inne Nocne Furie. Jego mama mówiła, że owszem, ale na pewno nie tutaj. Więc gdzie?
- Nocne Furie nie są przyjaciółmi wiecznych lodów i zimna – mówiła mama, głaszcząc Chmuroskoka. – Szczerbatek musiał być na nie wyjątkowo odporny, że zaleciał tak daleko od domu.
- Tak więc są inne smoki? – zapytał Czkawka z nadzieją. Nawet Szczerbatek patrzył na nią pytająco.
Valka roześmiała się.
- Czkawka, świat jest wielki. Jestem tego absolutnie pewna.
   Pomimo, że Szczerbatek nic nie mówił, Czkawka wiedział dobrze, jak bardzo potrzebuje towarzystwa innej Furii. Ostatnio nawet rzadziej bawił się z innymi smokami, może to też ze względu na brak Wichury, która przecież była jego najczęstszą towarzyszką zabaw.
   Oblecieli wyspę dokoła, gdy zauważył flotę niedaleko Berk. Nie wyglądała na zbrojną. Na pewno nie należała ani do Dagura, ani do Albrechta. Nie znał tego herbu. Skrzyżowany młot i miecz. Wyglądała jak flota kupców, toteż Czkawka postanowił zaczekać na nią przy porcie.
   Gdy była już niedaleko, usłyszał za sobą głos.
- Wybacz, że cię nie ostrzegłem, Czkawko. – powiedział Theod, z uśmiechniętym wyrazem twarzy. – To moja flota. Nie mieliśmy, gdzie się podziać, bo od dawna szukamy bezpiecznej przystani i chciałbym cię prosić o schronienie dla moich ludzi.
   Pomimo przyjaznego nastawienia przyjaciela, Czkawka czuł żal do wodza, że nie powiedział mu o jego planach. Wiedział, że jego ludzie bez problemu pomieszczą się na wyspie.
- O ile nie będzie z nimi kłopotów, to mogą zostać – powiedział Czkawka.
Theod uśmiechnął się z wdzięcznością.
- Moi ludzie to rzemieślnicy, Czkawka. Daj im kawałek metalu, a zrobią z niego wszystko. Ale nie są wojownikami.
Czkawka kiwnął głową.
- Wybacz, ale twoi ludzie to na pewno Wikingowie? – roześmiał się wódz. – Wszyscy, których znam nie mogli się obyć bez broni. – Czkawka ze wstydem przypomniał sobie czasy, kiedy sam próbował zapolować na Nocną Furię.
Theod spojrzał na niego w szczerym zdziwieniu.
- Przecież znam jednego Wikinga, który zawsze kierował się rozsądkiem, a nie siłą. Nie mów, że zmieniłeś się od tego czasu, Czkawko. – chłopak sam zaczął się nad tym zastanawiać.
- Widzisz, Theod, o niektóre rzeczy warto walczyć. – powiedział pewnie Czkawka, głaszcząc Szczerbatka.
Theod przytaknął mu.
   Do portu przybił pierwszy statek. Wyskoczyła z niego dziewczyna łudząco podobna do Heathery, ale o wiele od niej młodsza. Miała taki sam uśmiech jak Theod, Czkawka nawet nie pytał go o pokrewieństwo.
   Dziewczyna ukłoniła się nisko przed Czkawką.
- Wybacz, Jeźdźcu Nocnej Furii, że się ośmielam, ale chciałabym ciebie prosić o gościnę w imieniu moich towarzyszy. – spojrzała na swojego brata, który pochwalił ją kiwnięciem głowy. Czkawka domyślał się, że ciężko było zmusić dziewczynę do tak uprzejmego zwrócenia się do wodza Berk. Znał młodzieńczy zapał tak dobrze, że jeszcze z niego dobrze nie wyrósł, a dziewczyna bardzo przypominała mu siebie sprzed lat.
Czkawka roześmiał się.
- Udzielam wam mojej gościny, przyjaciele. – Szczerbatek czujnie obserwował ludzi na pokładzie. – Mógłbym poznać twoje imię? – zapytał, a dziewczyna momentalnie się zaczerwieniła.
- Przepraszam, Wodzu. Na imię mi Tanya. – ukłoniła się znowu.
Czkawka położył jej dłoń na ramieniu.
- Tanyo, nie musisz się kłaniać za każdym razem, gdy do mnie mówisz – młody wódz uśmiechnął się.
   Nie zauważył, że dołączyła do nich Astrid.
- Witaj, Theodzie – rzekła, uśmiechając się do przyjaciela Czkawki. Podeszła do narzeczonego i ucałowała go delikatnie. – Cześć, skarbie. Czyżbyśmy mieli nowych gości?
- Na imię mi Tanya – odpowiedziała dziewczyna, próbując się ukłonić, przypomniawszy sobie jednak słowa Czkawki.
- Bardzo mi miło. – powiedziała Astrid. – Myślę, że jesteś zmęczona tak długą podróżą. Chodź, pokażę ci, gdzie możesz odpocząć. – po czym zabrała siostrę Theoda w głąb wioski.
Kiedy odeszli, Theod zwrócił się bezpośrednio do Czkawki. Jego ludzie zaczęli wypakowywać bagaże.
- Przepraszam cię za moją siostrę. Trochę brak jej ogłady. – szepnął.
- Theodzie, nie pamiętasz jacy my byliśmy w tym wieku? – zapytał Czkawka, śmiejąc się. – Co ja mówię, dalej taki jestem – wzruszył ramionami, a Theod wybuchnął śmiechem.
   Damorowie okazali się bardzo przyjacielskim ludem, ale też bardzo zaradnym. Kiedy Czkawka oprowadzał ich po wyspie, najwięcej czasu spędzili w kuźni Pyskacza, gdzie podziwiali zbrojomistrza przy pracy. Theod obiecał, że w ramach podziękowania za gościnę, pomogą Pyskaczowi.
   Niedługo potem Czkawka zwołał swoich przyjaciół do twierdzy, prosząc ich o przygotowania przyjęcia na cześć nowych gości. Śledzik był odpowiedzialny za jedzenie, Sączysmark za zadbanie o rozrywkę, zaś Mieczyk i Szpadka… Cóż, Czkawka kazał im pomóc Sączysmarkowi, bo wiedział, że nie na wiele zdadzą się ich chęci.
- Czkawka, to może my porozstawiamy stoły, co ty na to? – zapytał Mieczyk. Czkawka był zdziwiony, że Mieczyk po raz pierwszy wpadł na dobry pomysł.
- Ten stół i tak jest od ciebie mądrzejszy, głąbie – prychnęła Szpadka, poprawiając włosy.
- A może zacznijmy od pozbycia się mojej wrednej siostry? – Mieczyk uderzył o jej hełm, co wydało głuchy dźwięk.
- Ja mam lepszy pomysł! – wykrzyknął Sączysmark z drugiego końca sali. – Pozbądźmy się bliźniaków – uśmiechnął się zjadliwie do bijącej się dwójki.
Czkawka złapał się za głowę. Czuł, że przyjęcie okaże się klapą.
- Nie martw się, Czkawka – powiedział Śledzik, głaszcząc Sztukamięs. – Ja wszystkiego dopilnuję.
Wódz pozwolił sobie na oddech ulgi. Wiedział, że może liczyć na Śledzika.
- Dobrze, zaraz wrócę i zobaczę, jak idą przygotowania.
   Czkawka postanowił odwiedzić Heatherę i zapytać, jak się czuje w Berk, ale coś kazało mu iść w przeciwnym kierunku. Wiedział, że Astrid nie będzie zadowolona. Ale przecież Astrid normalnie rozmawiała z Theodem i to jak rozmawiała! Poczuł złość i poszedł wprost do domku, w którym spali Theod i Heathera. Niestety, nikt mu nie odpowiedział.
   Usiadł na progu i patrzył jak Pyskacz ukazuje Damorom swój hak. Za pewne opowiadał im historię, w jaki sposób stracił rękę. Czkawka uśmiechnął się w myślach. Był zazdrosny o Astrid, i to jak zazdrosny! Przez tyle czasu Sączysmark starał się o względy Astrid, ale Czkawka nie czuł się zazdrosny, bo wiedział, co Astrid o nim myśli. Z Theodem było inaczej i Czkawka boleśnie to sobie uświadamiał.
   Szczerbatek trącił go łbem, jakby chciał go pocieszyć.
- Daj mi spokój, Szczerbek – powiedział, odtrącając przyjaciela. Szczerbatek nie dał się odepchnąć i zrzucił Czkawkę z progu, dociskając go głowa do ziemi, w ramach zabawy.
- Mówił ci już ktoś, że jesteś złym smokiem? – warknął Czkawka, ale nie mógł powstrzymać chichotu, widząc wkurzoną minę smoka. Szczerbatek oblizał mu twarz i cofnął się, czekając, aż Czkawka wstanie.
- Blee. Obleśne stworzenie – mruknął Czkawka, żeby Szczerbatek usłyszał, wycierając się ze śliny.
   Szczerbatek roześmiał się gardłowo. Gdyby go dobrze nie znał pomyślałby, że chciałby w niego strzelić plazmą.
   Cały dzień minął mu na rozmowie z Theodem na temat przyszłych planów. Dowiedział się do niego, że nie tylko szukają miejsca na zadomowienie się, ale także sojuszników. Czkawka pomyślał, że dobrze byłoby mieć tak wspaniałych ludzi po swojej stronie, tym bardziej, że pomysły i wynalazki Theoda bardzo go inspirowały.
   Kiedy nadszedł wieczór, Czkawka ze zdumieniem odkrył, że jego przyjaciele urządzili wspaniałe przyjęcie na świeżym powietrzu. Noc była spokojna, więc stoły postawili na wprost twierdzy, na wielkim placu, a wszelkie ozdoby najczęściej składały się z błyszczącego żelastwa Pyskacza i owczej wełny. Zdziwił się, że można z tych dwóch przedmiotów stworzyć tak wspaniałą dekorację, a tym bardziej był zdziwiony, że jego przyjaciele wywiązali się z jego prośby.
   Theod był oczarowany całym przyjęciem. Po obfitej uczcie Mieczyk i Szpadka rozpoczęli tańce, co Damorowie przyjęli z uznaniem. Okazali się wspaniałymi tancerzami, ku zaskoczeniu mieszkańców Berk.
   Niedługo dołączyła do nich Astrid, ubrana w skromną sukienkę ozdobioną miękkim kożuchem, z rozpuszczonymi włosami. Czkawka zamarł z wrażenia, Theod tak samo.
   Narzeczona uśmiechnęła się do Czkawki, wyciągając go na parkiet. Był jej wdzięczny za to, że odciągnęła go od Theoda, który coraz bardziej go irytował zainteresowaniem Astrid.
- Czy aby nie przeszkadzam, Słynny Pogromco Smoków? – zapytała z przekąsem. Czkawka zmarszczył brwi. Nie podobało mu się, jak zwrócił się do niego kiedyś Albrecht. Nie był wcale pogromcą smoków, on je tresował. Wiedział, że Astrid się z nim droczy.
- Astrid, ja nie umiem tańczyć – wyszeptał, tak, aby pozostali go nie słyszeli.
- Nic się nie martw, kochanie – zaśmiała się, całując go w policzek, co przecież on miał w zwyczaju. – Ja też nie.
   Astrid opowiedziała mu cały swój dzień, rozmowy z Tanyą i Heatherą oraz powitanie Damorów przez mieszkańców Berk. Powiedziała również, że Mieczyk i Sączysmark są pod wrażeniem Tanyi i starają się o jej względy. Czkawka nie mógł w to uwierzyć. Znaczy… To, że Sączysmark to możliwe, ale Mieczyk? Zastanawiał się co na to Szpadka.
   Długo bujali się rytmicznie objęci w uścisku. Czkawka czuł się dobrze, trzymając ją w ramionach. Wystarczyła tylko chwila z Astrid, żeby odzyskiwał siły i chęci do bycia wodzem.
- Astrid… - zaczął niepewnie.
- Tak, Czkawka?
- Moja mama twierdzi, że na pewno istnieją gdzieś Nocne Furie…
- Chcesz je znaleźć? – zapytała. Wiedziała, jak czuje się Szczerbatek, wierząc, że jest jedyny.
- Jeszcze nie wiem, gdzie, ale muszę je znaleźć. Dla Szczerbatka. – obiecał. Jego smok zapewne doglądał okolicę, od kiedy Czkawka zrobił mu ogon, dzięki któremu mógł latać sam. Szczerbatkowi często towarzyszył Chmuroskok, jednak wiedział, że tym razem jego mama także wybrała się na wieczorny lot. Dalej czuła się obco wśród ludzi, a tym bardziej, jeśli było ich teraz o wiele, wiele więcej. Nie miał jej tego za złe. Sam chciał się uwolnić od bycia wodzem, choć na jeden dzień.
- Czkawka… - szepnęła Astrid, a chłopak domyślał się, co powie.  „Nie puszczę cię samego na tak niebezpieczna wyprawę. A co jeśli to znowu zasadzka?”. – Zgadzam się, ale pod jednym warunkiem.
Czkawka nie mógł wyjść z podziwu.
- Jakim?
- Weźmiesz mnie ze sobą. Skoro mam znaleźć smoka, chcę, żeby to była Nocna Furia.
   Czkawka podniósł ją i zatoczył z nią piruet.
- Bez ciebie i tak daleko bym nie odleciał – roześmiał się, całując ją.

Specjalnie dla Kelsey ;) Mam nadzieję, że ci się spodoba :D


wtorek, 12 sierpnia 2014

Wódz Damorów

   Łopot wielkich skrzydeł Szczerbatka uspokajał jego jeźdźca coraz bardziej. Czkawka odetchnął z ulgą. Kiedy został wodzem, nie miał zbyt wiele czasu dla siebie. Praktycznie w ogóle nie miał czasu. Żałował tylko, że nie wziął ze sobą Astrid. Wiedział, że jej także tego brakuje. Tym bardziej po śmierci Wichury.
   Wreszcie Szczerbatek skręcił w znajomym kierunku i ich oczom ukazała się Berk. Czkawka czuł dumę, że tak piękna wyspa należy do niego i to on ma nad nią panować. Tyle tylko, że nie do końca wiedział jak, no i nie miał doświadczenia Stoicka. Ach, Stoick, pomyślał sobie i łzy naciekły mu do oczu. Tak bardzo tęsknił za swoim ojcem, że żałował każdej chwili kłótni, każdego konfliktu, jaki między nimi wystąpił, a przecież dopóki nie odnalazł Szczerbatka, ojciec dawał mu do zrozumienia, jak bardzo nie akceptuje jego jako syna.
   Jego rozmyślania przerwał widok Astrid, czekającej już na nich na wyspie. W sercu Czkawki coś się zmieniło, jak zawsze, gdy myślał o dziewczynie. Nie wie, jakim cudem, jej osoba wywoływała u niego tak silne emocje. Przecież na długo przed Szczerbatkiem strasznie go nienawidziła. A teraz mogłaby za niego oddać życie, zresztą z wzajemnością. Patrząc na nią zakochiwał się w niej od nowa.
   Szczerbatek dokładnie wyczuł jego nastrój i uśmiechnął się do niego szczerbatą mordką, od której dostał swoje imię.
- Ej, no co się cieszysz? – odparł Czkawka nieco zażenowany całą tą sytuacją. Było mu dość głupio, że jego najlepszy przyjaciel znał tak dobrze jego myśli.
   Kiedy wreszcie wylądowali, Astrid rzuciła mu się na szyję, całując czule. Wiedział, że mógłby ją całować godzinami, ale nie mieli tyle czasu dla siebie. Zapatrzył się w jej błękitne oczy, na chwilę tracąc świadomość, co dzieje się naokoło. Astrid uśmiechnęła się do niego, widząc jego minę.
- Co ci jest, Czkawka? – spytała podchwytliwie, jakby domyślając się odpowiedzi.
- Ty mi jesteś, skarbie – wyszeptał jej do ucha. Astrid zarumieniła się, po czym przybrała oficjalny ton, jakby składała meldunek.
- Przyjechał wódz wioski Damorów z południowych wysp. Powiedział, że chce się z tobą spotkać. – mówiła to tonem, którego Czkawka tak bardzo nie lubił. Wyczuwał w jej głosie napięcie, przez co czuł, że musi ją chronić. To uczucie było naprawdę silne.
   Okrążył ją i poszedł wprost do twierdzy. Szczerbatek szedł za nim, po chwili usłyszał też kroki Astrid. Czuł, że nie będzie to łatwe spotkanie i miał wiele obaw. Jego cel – utrzymanie pokoju dzięki smokom, stawał się coraz bardziej nierealny, bo wszyscy traktowali smoki jako broń, dzięki której Czkawka mógłby podbijać ich wioski. A przecież Czkawce było dobrze tu, w Berk, gdzie już i tak miał wystarczająco dużo problemów.
   Otworzył wielkie drzwi twierdzy, czując coraz większy strach. Nigdy nie słyszał o plemieniu Damorów, tym bardziej był zaciekawiony, że pochodzili w wysp południa. Astrid zaplotła swoje palce o jego, jakby chciała przesłać mu cały spokój, jaki w niej panował. Od czasu, kiedy straciła Wichurkę bardzo się zmieniła – stała się jeszcze twardsza niż przedtem, hę, no o ile to możliwe, i bardzo spokojna, jakby już nic nie mogło ją ruszyć. Bardzo się niepokoił o jej stan psychiczny. Wiedział, że śmierć Wichury nią wstrząsnęła. On nie wyobrażał sobie życia bez Szczerbatka.
   Jego oczom ukazał się wielki stół – dobrze mu znany, bo przecież to tu po raz pierwszy czytał Smoczą Księgę, przy którym siedział mężczyzna o czarnych włosach i młodzieńczym zaroście. Mógł być w jego wieku, może niewiele starszy, w każdym razie Czkawka wierzył, że złapią jakiś kontakt. Wódz spojrzał swoimi czarnymi oczami na Szczerbatka, jakby starał się go objąć jednym spojrzeniem. Obok niego siedziała dziewczyna, której w pierwszej chwili nie poznał. Heathera, nie kto inny, siedziała obok wodza Damorów. Czyżby była jego żoną? – zastanawiał się.
   Na ich widok dziewczyna wybiegła im na przywitanie.
- Czkawka! – wykrzyknęła, rzucając mu się na szyję i całując w policzek. Czkawka spojrzał od razu na Astrid, u której przez sekundę widział zazdrość. Oczywiście, dziewczyna powie, że wcale nie jest zazdrosna o niego, ale on bardzo dobrze wiedział, że kłamie.
- Cześć, Heathero – powiedział, uśmiechając się przyjaźnie, czując, że robi błąd.
   Heathera już raz namieszała w ich spokojnym życiu w Berk. Czkawka nie mógł jej przecież odepchnąć, tym bardziej, że nigdy nie walczyły o niego dwie dziewczyny. Nie mógł się przyzwyczaić, że Astrid go kocha, a co dopiero, że Heathera może też do niego coś czuć.
- Astrid! – przytuliła przyjaciółkę. Czkawka odetchnął z ulgą.
- Witaj, jestem Czkawka, wódz Berk. – przedstawił się swojemu gościowi, zostawiając dziewczyny same sobie. – Miło cię gościć na naszej wyspie.
Wódz wstał i uśmiechnął się po przyjacielsku, a Czkawka poczuł, że zna ten uśmiech.
- Czkawka? To naprawdę ty? Niebywałe! – wykrzyknął, po czym podszedł do niego i objął go w śmiertelnym uścisku, niczym Śledzik.
- Czy my się… znamy? – zapytał.
- Nie poznajesz mnie? – zapytał gość, smutniejąc. – To ja, Theod.
   Czkawka spojrzał w swoje wspomnienia i przypomniał sobie nieznajomego. Kiedyś, na długo przed tym, gdy w Berk stacjonowały smoki, znalazł na plaży chłopca, ciężko rannego, którego ludzie z wioski opatrzyli i nakarmili.
   Był to pierwszy przyjaciel Czkawki. Chłopcy z upływem czasu bardzo się polubili i Theod został u nich na stałe. Łączyła ich logika myślenia i szalone pomysły, przez co Czkawka poczuł, że ktoś go naprawdę akceptuje. Niedługo potem w wiosce wybuchł pożar, prawdopodobnie wywołany przez któregoś ze smoków i Theod zniknął. Czkawka bardzo rozpaczał za swoim przyjacielem, ale w głębi duszy miał nadzieję, że nic mu nie jest.
   Najwyraźniej miał rację.
- Theod, przyjacielu! – wykrzyknął. – Gdzieś ty się podziewał?
   Słyszał zdziwione szepty gapiów, którzy przybyli do twierdzy powitać gościa. Niestety, Berk pod względem plotek było bardzo dobrym miejscem.
- Chwila, znacie się? – spytała Heathera, uśmiechając się widząc ich razem. Astrid także zdawała się mile zaskoczona całą tą sytuacją.
- Tak, ale tak dawno… Co ci się stało? – zapytał Czkawka.
- Musiałem uciekać. Widzisz, ja… Ja boję się smoków – przyznał czerwieniejąc ze wstydu.
- Współczuję ci, przyjacielu. – Czkawka pokazał Szczerbatkowi, aby odszedł na pewną odległość i nie straszył gościa. Smok rozumiał go i bez tego. Przysiadł obok drzwi. – A skąd wy… - spojrzał na Heatherę, a potem znowu na Theoda. – Jesteście parą?
Obydwoje ryknęli śmiechem. Dopiero teraz Czkawka zauważył ich podobieństwo.
- Nie, jesteśmy rodzeństwem, Czkawko. – wyjaśniła Heathera, a młody wódz poczuł się głupio.
Astrid zachrząkała cicho, dając do zrozumienia, że chciałaby być przedstawiona.
- Ach, tak, wybacz mi, słońce. – uśmiechnął się do blondynki, przez co Heathera otworzyła usta ze zdziwienia. Ujął dłoń swojej dziewczyny, pokazując ją w świetle paleniska. – To jest Astrid, moja narzeczona.
   Thoed spojrzał na nią z podziwem, który nie za bardzo spodobał się Czkawce. Przyjaciel ujął jej dłoń i ucałował jak dżentelmen.
- Nie wiem, jak długo szukałeś tak pięknej dziewczyny, ale najwidoczniej zajęło ci to bardzo wiele czasu. – Astrid zarumieniła się.
- Miło cię poznać, przyjacielu Czkawki. – powiedziała dziewczyna tonem, który był zarezerwowany tylko dla niego, dla Czkawki. Poczuł ukłucie zazdrości, tak niepokojące, jako że nigdy go przecież nie czuł.
- Słyszałem, że oswoiliście smoki, ale nie wiedziałem, że to prawda. – powiedział Theod z podziwem. – Ku mojemu zdziwieniu okazało się, że to możliwe. Jak ci się udało, Czkawka?
   Czkawka przywołał do siebie Szczerbatka, który próbował pokazać się gościowi w całej swojej okazałości jak domowy pupil, co rozbawiło oboje wodzów. Theod jednak wyczuwalnie starał się trzymać od smoka z daleka, jakby oglądał piękną bestię, którą Szczerbatek jednak był.
- Widzisz, Szczerbatek to nie tylko jakaś broń, czy sposób obrony. – smok zawarczał cicho, jakby nie wiedział, co Czkawka ma na myśli. – Jest moim najlepszym przyjacielem – kontynuował, głaszcząc swojego smoka po wielkiej głowie koloru nocnego nieba.
- Obydwoje kilkakrotnie uratowali sobie życie – wyjaśniła Astrid.
- Czy ty też posiadasz smoka? – zapytał, a w oczach Astrid zalśniły łzy.
- Przepraszam – wyszeptała tylko i odeszła, łkając.
Czkawka chciał biec za nią, ale nie mógł zostawić swoich gości samych.
- Co się jej stało? – zapytał Theod. – Nie chciałem jej urazić, mam nadzieję, że mi wybaczy.
- Widzisz – wyjaśnił Czkawka. – Astrid straciła swojego smoka miesiąc temu. Jeszcze dotąd się nie pozbierała. Strasznie tęskni za Wichurą.
   Theod wydawał się zbity z tropu. Widać, że spodobała mu się Astrid, przez co Czkawkę dopadał coraz większy gniew.
   Po krótkim oprowadzeniu nowych gości po wyspie (wiele miejsc pamiętała Heathera, niestety Theod pamiętał mniej od siostry), Czkawka pożegnał się grzecznie i zaprosił ich do domków, w których mogliby odpocząć po ciężkiej podróży. Po upewnieniu się, że gościom niczego nie potrzeba, pobiegł prosto do Astrid, odprawiając przy tym Szczerbatka.
- Wybacz, mały – szepnął, przytulając go. – Ale ty jesteś zmęczony, a ja muszę sprawdzić, co u niej. Wracaj do domu, zaraz wrócę.
   Nocna furia odbiegła z werwą w stronę domu wodza. Czkawka zapukał w drzwi Astrid. Nikt nie otworzył. Drzwi były otwarte, więc wszedł do środka. Mieszkanie było puste na pierwszy rzut oka, ale Czkawka wszedł po schodach na górę, do sypialni Astrid.
   Zobaczył ją płaczącą na łóżku, co tylko rozbiło jego serce jeszcze bardziej.
- Astrid, kochanie – wyszeptał, siadając na łóżku. Dziewczyna wtuliła się w niego popłakując. Czekał cierpliwie, aż jej przejdzie, wiedział, że może tylko pogorszyć sprawę.
- Czkawka, ja nic nie mogłam zrobić nic… Tak za nią tęsknię. Często siedzę na skale i nawołuję Śmiertnika… - płakała jeszcze bardziej, trzęsąc się przy tym okropnie. - Ona już nie wróci… - szepnęła z pewnością, jaką miała stara dobra Astrid.
- Nie, Astrid. Wichurka już nie wróci. – powiedział Czkawka. – Nigdy nie będzie tak wspaniałego smoka jak ona, ale to nie znaczy, że twojego rozbitego serca nie może poskładać inny smok.
- Chcesz… chcesz powiedzieć, że mam znaleźć drugiego smoka? – wychlipała. Nawet płacząc wyglądała pięknie.
- Tak myślę, Astrid. Powiedz, nie chciałabyś znowu być panią nieba i latać na smoku, z którym łączy cię tak wielkie uczucie jak przyjaźń? Zastanów się, kochanie. – Czkawka czuł, że jego słowa budują w Astrid zwątpienie, ale niczego nie był tak pewien jak swoich słów. – Proszę, Astrid, nie mogę patrzeć jak cierpisz… - spojrzał jej w oczy, widząc tak wielką tęsknotę, że bał się, co będzie jeśli straci Szczerbatka.
- Pocałuj mnie, Czkawka – poprosiła cicho. Młody wódz uśmiechnął się, wiedząc, że wraca jego bratnia dusza.


No dobra, jest pierwszy rozdział, mam nadzieję, że się spodoba :))