sobota, 7 lutego 2015

Zemsta

   Słońce wisiało wysoko, gdy bliźniacy wrócili na Berk. Wyglądali na przerażonych, w dodatku jak najszybciej chcieli rozmawiać z Czkawką. Nie było to trudne, bo wódz stał na placu wraz z Tanyą i Astrid. Mieczyk biegnąc, niemal się wywrócił, więc stojący tam spojrzeli na bliźniaków z przerażeniem.
- Czkawka! - krzyczeli zasapani, mimo że przecież prawie cały czas lecieli na smokach. To strach ich tak paraliżował. - Czkawka...
- Spokojnie, co się stało? - dociekał wódz.
- Czkawka, na Frigg jest Theod!! - wykrzyknęła Szpadka, gdy Mieczyk podpierał się o nią, łapiąc oddech. Tanya widząc Mieczyka w takim stanie i usłyszawszy o powrocie brata prawie zemdlała, w ostatniej chwili złapała ją Astrid.
   Kiedy dziewczyna pomogła Tanyi stanąć prosto, zauważyła, że Czkawki już przy nich nie ma. Właśnie biegł w kierunku Smoczej Akademii, gdzie zostawił Szczerbka z innymi smokami. Astrid dobrze wiedziała, co to znaczy.
- Czkawka, nie!! - wrzasnęła i ruszyła pędem za ukochanym, zostawiając Tanyę na środku placu.
   Obydwoje biegli szybciej, niż kiedykolwiek, ale to Czkawka miał utrudnione zadanie przez protezę nogi i wkrótce Astrid złapała go siedzącego na Szczerbatku i przygotowanego do wylotu z Akademii.
- Nie rób tego, Czkawka - błagała, po jej policzkach ciekły łzy. Po starciu z Theodem wiedziała, że Damor jest po prostu szalony i że nikt nie może przewidzieć jego zachowania. Tym bardziej Czkawka był w niebezpieczeństwie, bo zaślepiła go zemsta.
- Astrid, odsuń się - warknął tylko. W jego oczach płonął ogień, którego żaden Wiking ani smok jeszcze u jeźdźcy nie widział. Dziewczyna nie posłuchała, co więcej, wskoczyła na siodło za wodzem.
- W takim razie lecę z tobą - odparła hardo. Czkawka prychnął wściekle, ale na jego twarzy pojawił się uśmieszek. Astrid zachowywała się trochę jak nieposłuszne dziecko.
   Wódz najpierw sam zszedł z siodła, po czym chwycił Astrid za rękę, zmuszając do zejścia. Dziewczyna potknęła się i wylądowała w jego ramionach. Czkawka spojrzał jej w oczy.
- Zostaniesz tu - to nie było pytanie, tylko stwierdzenie. Narzeczona pokręciła głową, ale Czkawka wstrząsnął jej ramionami, jak gdyby chciał przywołać ją do porządku. - Zostajesz tu, jasne?!
- Czkawka, nie rób tego... - wyszeptała. Po jej policzku spłynęła samotna łza. - To moja sprawa.
- Nie, to moja sprawa, że cię skrzywdził i to moja sprawa, że wpuściłem go do Berk. Teraz tylko po sobie sprzątam - warknął, a usta Astrid otworzyły się w zdumieniu. Czy to był naprawdę jej Czkawka? Ten, który nad życie kochał smoki i nie potrafił krzywdzić innych? Ten, który nie uznawał przemocy i nie znał nienawiści? Przez chwilę dziewczyna miała wrażenie, że to nie jeździec, którego pokochała.
- Czkawka, błagam... - powtórzyła tylko drżącym głosem. Jej narzeczony uciszył jej błagania jednym, czułym pocałunkiem. Astrid bała się, że po raz ostatni dotyka jego ciepłych warg, to uczucie ją przerastało. Wódz wszedł na smoka i po prostu odleciał, Astrid nie zatrzymywała go. Znała go doskonale. Nic na świecie nie jest w stanie go powstrzymać.
   Nie rozpaczała ani nie płakała. Po prostu otworzyła wielkie odrzwia Akademii, gdzie odpoczywały smoki i dojrzała w tle Wandersmoka. Był najszybszy i najpotężniejszy z obecnych tu smoków i był jej teraz potrzebny. Dobiegła do niego niczym błyskawica, dobrze wiedziała, że szans na dogonienie Nocnej Furii nawet na tak wspaniałym smoku jest niemal niemożliwe. Tym bardziej, że Szczerbatek na wpół odczuwał emocje jeźdźca, a z taką furią, jaką czuł teraz Czkawka, mogli tam dolecieć nawet w minutę.
   Założenie siodła na Wandersmoka o imieniu Onyks zajęło jej pół minuty. Gdy już miała wsiadać, zauważyła jedyną broń w okolicy - łuk z jedną strzałą założoną na cięciwę. Nie miała przy sobie nic, a chciała pomóc Czkawce, więc chwyciła go i wskoczyła na smoka. Kilka sekund później już wzbijała się w gęste chmury. Oby się tylko nie spóźniła...

...

   Pogoda jakby obrała nastrój panujący w całym Berk. Chmury czekały, żeby zapłakać, gdy pojedynek się skończy. A prawda była taka, że możliwość na opłakiwanie wodza Berk była dość spora. Czkawka nie przejmował się tym wcale. W jego krwi buzowała zawziętość. Pamiętał przerażone oczy Astrid i sińce pod jej oczami. Pamiętał ból i wyrzuty sumienia, które rozrywały jego serce.
   W jednej chwili przypomniał sobie słowa ojca - "Musimy dbać o naszych". A jak on zadbał o Astrid? Jakie dał jej bezpieczeństwo, wpuszczając do Berk tego potwora?
- Szybciej - syknął Czkawka. Szczerbatek nienawidził, kiedy mu rozkazywano, jednak w tym momencie przyspieszał bez buntu. Smok cały dygotał albo ze strachu o jeźdźca, albo z podniecenia przed zbliżającą się walką. Rozwalenie Damora zajęłoby mu kilka minut, może nawet tylko dwa splunięcia. Wiedział jednak o ludziach dość sporo, by domyślić się, że Theoda musi zabić sam Czkawka.
   Frigg nie różniło się niczym, odkąd byli tu dwa dni temu. Drzewa uginały się pod brzmieniem, jakie nadały uczucia jeźdźców temu miejscu. Tym razem nie była to radość, ale cisza, jakby przed burzą. Zamilkły wszystkie stworzenia od ptaków do większych zwierząt, jak rysie.
   Czkawka zsiadł ze Szczerbatka i wyciągnął Piekło, przedzierając się przez chaszcze. Nasłuchiwał każdego szmeru, jakby obawiając się ataku znienacka. Szczerbatek przytulił łeb do jego talii. Jeździec odwrócił się zaskoczony. Smok spojrzał na niego z troską. Prawda była taka, że mógłby oszukać każdego - mamę, Astrid, nigdy nie mógł oszukać smoka.
- Nic mi nie będzie, Mordko - szepnął, dotykając jego łba, tak, jak za pierwszym razem, gdy połączyła ich przyjaźń. Wiele się od tego czasu zmieniło. Czkawka poczuł, że chce zacząć wszystko od początku, cofnąć się do tamtego momentu, powtórzyć wszystko, co zdarzyło się aż do spotkania z Drago, by zapobiec śmierci ojca. Mógłby przekonać Krwawdonia, by przeszedł na ich stronę. Mógłby nie przyjąć Damorów pod swój dach, nie wyruszyć w podróż za Nocną Furią. Mógłby zabić Theoda przy pierwszej okazji. Mógłby. Dlaczego tego nie zrobił? Bo miał zbyt miękkie serce. To nie jest serce wojownika, a nim właśnie się stał. Czkawka, pomyślał sam do siebie, pora wydorośleć. Świat nigdy nie będzie idealny, nigdy nie będzie pokojowo nastawiony.
   Jeździec otworzył oczy i zobaczył przed sobą łuski koloru nocnego nieba. Prawdziwe niebo przybrało szarą barwę, zasłaniając słońce, niczym podczas nocy polarnej.
- Będziesz ze mną? - spytał cicho. Smok popatrzył mu w oczy tak głęboko, jakby zerkał w jego duszę, po czym kiwnął głową, zupełnie jak człowiek. Czkawka uśmiechnął się pod nosem. Zrobił z tego stworzenia człowieka. Czy teraz Szczerbatek też miał zabijać, krzywdzić i nienawidzić?
   Nagle usłyszeli szelest niedaleko na polanie. Czkawka wybiegł w tamtą stronę, ale zatrzymał się, widząc nieprzyjaciela.
   Theod stał na polanie, jakby nigdy nic i uśmiechał się do Czkawki, dokładnie tak, jak tego pechowego dnia, gdy przybył z resztą Damorów do Berk. Od czasu ich ostatniego spotkania zarósł, jakby żył w lesie przez te kilka tygodni. W dodatku w jego oczach widział blask, dzięki któremu ledwie poznał wroga. Była to pewność. Czy Theod naprawdę był tak pewny zwycięstwa?
   Czkawka przypomniał sobie chwile, kiedy wielu patrzyło na niego w ten sposób. I wygrał z nimi. Dlaczego wódz Damorów miałby stanąć mu na drodze?
- Czkawko, przyjacielu - rzekł Theod z kpiną na twarzy. Wódz Berk czuł, że za chwile eksploduje, jak w chwili, gdy zabił Drago.
- Milcz - warknął, zbliżając się. - Jak śmiałeś podnosić rękę na Astrid?! Po tym, co dla ciebie zrobiliśmy...
- O nie - kpiące spojrzenie wroga zmieniło się momentalnie w gniew. - Nienawidzę, gdy pokazuje mi się coś, czego nie mogę mieć. Widziałeś, że pomiędzy mną i Astrid coś zaiskrzyło, ale musiałeś to zniszczyć.
- Co ty w ogóle wygadujesz?! - wykrzyknął Czkawka. - Astrid nigdy cię nie kochała, dobrze o tym wiesz!
   Oczy Theoda błysły szaleństwem. Czkawka zrozumiał, że nie warto rozmawiać z Theodem, bo Damor nie jest przy zdrowych zmysłach.
- Po co zostałeś na Berk? - spytał Czkawka. - Przecież nie zachowasz tu życia. Nie masz szans ze mną i Szczerbatkiem.
   Theod uśmiechnął się złośliwie.
- Z Nocną Furią nie mam szans, chyba, że sam mam Nocną Furię.
   Czkawka opuścił z przerażenia Piekło. Modlił się do Thora, żeby słowa Theoda były tylko żartem, ale wódz Damorów krzyknął:
- Iskra!
   Zza jego pleców wyszła smoczyca, którą Czkawka spotkał już wcześniej wraz ze Szczerbatkiem, gdy Astrid przez nią zachorowała i niemal straciła życie. Obie Nocne Furie zaczęły do siebie warczeć... nie, skomleć! Jakby nie chciały krzywdzić siebie nawzajem. Czkawka czuł, że Szczerbatek nie będzie chciał z nią walczyć.
   Theod zaśmiał się na ten widok, po czym krzyknął na smoka, a ten ukłonił się ze strachem, by jeździec mógł na niego wsiąść.
- Drago... - szepnął Czkawka, poznając metody, jakie stosował na Furii. - To ty go tu sprowadziłeś! Dlatego uciekliście z Berk!
- Tak, miałem nadzieję, że ten stary dureń ciebie zniszczy, ale oczywiście musiałeś go zabić! Moi ludzie nie wiedzieli nic, zaczęliby paplać. Nawet moje durne siostrunie nie miały o niczym pojęcia. Iskra - zwrócił się do smoka. - rób swoje.
   Smoczyca otworzyła paszczę, a akurat ten gest Czkawka znał bardzo dobrze. W gardle Iskry błysnęła plazma, a jeździec nie zdążyłby umknąć.
   Sekunda. Tyle zajął Szczerbatkowi skok przed Czkawkę. Jego łuski były odporne nie tylko na ogień, ale także na plazmę, choć Czkawka wiedział, że nawet gdyby tak nie było, smok i tak naraziłby swoje życie, by ratować jeźdźca.
- Dziękuję - wyszeptał, patrząc w zielone oczy smoka, jakby widział je po raz pierwszy. Szczerbatek prychnął i kiwnął łbem, wskazując siodło. Wódz automatycznie na nie wszedł.
- Zadarłeś nie z tym Wikingiem co trzeba - krzyknął, do Theoda, gdy już siedział na Nocnej Furii. Smok ryknął dumnie, jak na Alfę przystało, a Iskra cofnęła się z przestrachem. Jeździec rzucił swojej smoczycy zawistne spojrzenie, po czym Iskra skoczyła na dwóch łapach pionowo w górę i zaczęła wzbijać się w powietrze.
   Szczerbatek i Czkawka nie stali obojętnie, zaczęli gonić człowieka i smoka.
   Słońce musiało właśnie zachodzić, ale przez tak gęste chmury nie widzieli, gdzie dokładnie miałoby to być. Niebo pociemniało jeszcze bardziej, tym razem nie było to korzystne ani dla Czkawki, ani dla Theoda, bo ich szanse były wyrównane... No prawie. Bo Czkawka i Szczerbatek latali razem od ponad dziesięciu lat, a Theod nie mógł długo opanowywać sztuki latania na smoku. Tak, czy siak, obie Nocne Furie były ledwie widoczne w otaczających ich ciemnościach.
   Czkawka wyrównał lot. I tak nie widzieli już Theoda. W końcu Szczerbatek wypatrzył go tuż przed nimi.
- Dalej - szepnął Czkawka i oboje popędzili w jego kierunku, przecinając ciszę rykiem błyskawicy. Gdy dolecieli niemal do samej Iskry, Szczerbatek zawahał się, po czym ruszył w górę, ale smoczyca i tak go dojrzała.
- Mordko, co jest? - spytał Czkawka, nie rozumiejąc zachowania smoka. Szczerbatek zaskamlał cicho. Czkawka w jednym momencie zrozumiał. W tej walce, smok nie mógł mu pomóc, po prostu nie potrafił zabić smoka własnej rasy. Tym bardziej, że mogłaby to być ostatnia samica tego gatunku. - Nie martw się, wystarczy, że mnie osłonisz.
   Szczerbatek popatrzył na niego z nadzieją w zielonych oczach.
- Jesteś ze mną? - spytał jeździec, dotykając łba smoka.
   Nagle niebo przecięły nietoperze skrzydła, niemal zwalając Czkawkę ze Szczerbka. To była Iskra.
   Czkawka usiadł pewniej na siodle i ruszyli znów za Theodem, tym razem Czkawka miał inny plan. Gdzieś za sobą widział pioruny. To zły omen, nawet jeśli Furie były odporne na błyskawice.
   Gdy lecieli nad Iskrą, Czkawka odpiął się od siodła i skoczył w dół, wprost na grzbiet smoczycy, ale nie taki miał zamiar. Chwycił ubranie Theoda, po czym pociągnął go razem ze sobą w dół. Oboje spadali, ale to Czkawka był górą. Dobrze wyszkolił te manewry. Gdy spadali uderzył Theoda w twarz dwa razy, po czym, po puszczeniu się rozprostował ręce i nogi i pofrunął w górę, wypychany przez prąd powietrza. Wódz Damorów spadał w dół, krzycząc z przerażenia.
   Czkawka zerknął przez ramię i zauważył, że Szczerbek używa woli Alfy, by wyzwolić Iskrę spod władzy Theoda. Smoczyca wyglądała, jakby walczyła z pokusą złapania jeźdźca i wolą Alfy. W końcu jednak Szczerbatek wygrał, a Nocna Furia szarpnęła się po raz ostatni i spadła w dół za Theodem, jak kamień rzucony w wodę. Szczerbatek zaczął za nią łkać, ale najpierw złapał na grzbiet Czkawkę i obaj ruszyli za smoczycą.
   Gnali bez tchu, smoczyca obracała się w wirze powietrza, spadając do otwartego morza.
   W końcu Szczerbatek chwycił ją łapami, tak, jak chwycił Czkawkę, ratując mu życie po walce z Czerwoną Śmiercią. Czkawka miał nawet wrażenie, że smok czule obejmuje Nocną Furię, jakby dbał o nią. Ciekaw był, czy tak samo trzymał jego, on sam tego nie pamiętał, był przecież nieprzytomny.
- Wracajmy na Berk - wódz poklepał smoka, rzucając ostatnie spojrzenie w fale. Miał nadzieję, że Theod już nie wróci. Szansa na przeżycie była minimalna.
   Gdy wzbili się w powietrze, Czkawka rozpoznał znajome pioruny. Lizały skrzydła Wandersmoka, na którym siedziała dumnie Astrid. Jej blond włosy wirowały na wietrze wkoło jej głowy, ale dziewczyna wyglądała bardzo dostojnie. Odetchnęła na widok narzeczonego.
- Całe szczęście, że żyjesz. - powiedziała opanowanym tonem, ale Czkawka widział na jej policzkach jeszcze niezaschnięte łzy.
   Uśmiechnął się tylko i oboje polecieli w stronę Berk. Czkawka dotknął głowy Szczerbatka, mrucząc mu do ucha:
- Dzięki, Mordko.

  

11 komentarzy:

  1. Rewelacyjny rozdział! Bardzo mi się spodobał, kocham opisy emocji, szczególne zemsty. Czytało się bardzo przyjemnie i jestem ciekawa co będzie dalej :). Z niecierpliwością czekam na następny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jak ja na wasze komentarze co do nich :)) dziękuję ;*

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Ale coś czuje ze ten duren przeżył. Osobiscie bym go znalazł na ziemi u upewnil sie ze już nie skrzywdzi bliskich mi osób

      Usuń
    2. Mieczyk, nie psuj mi akcji! haha :P

      Usuń
    3. Ahahha :) cos za dobrze Cie rozumiem czyż nie? :) dobra dobra bede cicho ;)

      Usuń
    4. Nie nie nie, nie uciekaj :D najwyżej na privie możesz mi pomysły podsuwać hahah

      Usuń
    5. Nie uciekam spoko ale nie będę spojlowal ;)

      Usuń
  3. Jezuuu piękny!!!! :-)))) Jestem bardzo szczęśliwa że tak szybko się pojawił.:-D Jest super i te emocje kiedy Czkawka spadał z Theodem w dół.Ta adrenalina gdy się to czyta!!!Jest bomba należą ci się spore gratulacje i mam nadzieję że kolejny będzie tak samo świetny jak ten.;-) I widzę że wena twórcza ci powraca.Mam nadzieję że już jej nie zgubisz i dalej będą powstawać tak świetne blogi;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojejku, Diano, sprawiłaś, że się zarumieniłam :DD bardzo dziękuję za miłe słowa

      Usuń
    2. Niemazaco :-) W imieniu wszystkich czytających twój doskonały blog DZIĘKUJĘ kofamy Cię i twoją wyobraźnię <3

      Usuń