czwartek, 26 lutego 2015

Wybuch

   Jeździec zeskoczył ze Szczerbatka, niemal potykając się o własną protezę.
- Czkawka! - krzyczała za nim Astrid, ale chłopak był już obok kuźni. Drzwi nie mogły się same otworzyć, więc pomógł im jednym kopniakiem. Z wnętrza budynku buchnął żar, połączony z duszącym dymem.
   Wódz nie zastanawiał się ani chwili. Chciał wbiec do środka, gdy Astrid złapała go za rękę.
- Czkawka, błagam, nie... - w jej oczach pojawiły się łzy i raczej nie były spowodowane ohydnym powietrzem wypływającym z wewnątrz.
   Czkawka obrócił się raz w stronę Astrid, po czym musnął jej usta swoimi i odszedł. Szczerbatek towarzyszył mu cały czas. Astrid widząc smoka nieco uspokoiła się - na tyle, by przypomnieć sobie, co ma robić.
- Co tak stoicie?! - krzyczała do Wikingów, którzy podeszli oszołomieni do kuźni. - Przynieście wodę!
   Sama ruszyła pędem w stronę studni, nie czekając na reakcję innych.
   Czkawka szedł przez kuźnię, kaszląc i krztusząc się, ale nie ustępował. Musiał znaleźć mamę, po prostu czuł, że tu jest.
- Mamo! - krzyknął raz, po czym zadławił się zjadliwym powietrzem i zakaszlał głośno. Usłyszał głos gdzieś w kącie i nie czekając na zaproszenie pobiegł tam.
   W ciemności zauważył spoconą twarz mamy opartą o wielki brzuch Pyskacza.
- Czkawka, pomóż mi - prosiła, jej oczy były mgliste, jakby kobieta powoli odpływała z tego świata.
   Jeździec uklęknął przy Wikingu, starając się go podnieść. Szczerbatek pomógł mu i założyli starego Wikinga na siodło, zanim z sufitu zaczęły opadać płonące bele. Valka wstała, po czym znów opadła. Naprawdę brakowało jej tlenu, nie wiadomo, ile tu siedziała od rozpoczęcia pożaru. Czkawka dźwignął ją do góry, zarzucając sobie jej ramię na plecy.
- Idź - krzyknął do Szczerbatka, a raczej wycharczał, bo jego głos zmienił się diametralnie przez kilka minut tkwienia w palącym się budynku.
   Czkawka widział już światło dnia, nie zamierzał ustąpić. Valka zemdlała, więc musiał ją ponieść. Jeszcze kilka metrów, powtarzał sobie, dam radę. Gdy Szczerbatek minął próg, a wódz szedł tuż za nim, nagle ze stropu zerwała się belka, przygniatając wodza i jego mamę.
- Czkawka! - krzyczała Astrid, która widziała już wychodzącego ukochanego oraz urwanie się części dachu wprost na niego. Szczerbatek szybko zerwał się, by ratować jeźdźca, zostawiając Pyskacza w rękach pozostałych Wikingów.
   Gdy pozostała cześć dachu zawaliła się, Szczerbatek znów był w kuźni. Astrid padła na kolana, szlochając. Strach wypełnił całe jej serce. Nie potrafiła jednak ugasić iskry nadziei, która nadal się w niej tliła. To Nocna Furia, powtarzała sobie. Pomoże mu, pomoże, jak wtedy...
   Kiedy Wikingowie zaczęli z wolna płakać i zwieszać głowy, zapadnięty dach poruszył się, a z pod niego sterczały dwa czarne skrzydła. Astrid znała je bardzo dobrze. Wstała i pobiegła chwiejnie w stronę pogorzeliska. Niemal nie widziała ognie przez łzy. Wiedziała, że musi znaleźć Czkawkę.
   W końcu wszyscy usłyszeli ryk, który bardzo dobrze znali. Astrid zebrała się i krzyknęła:
- Pomóżcie, trzeba ich wyciągnąć!! - jej głos był wyjątkowo mocny, przez wezbrane w nim emocje. - Jazda!
   Wikingowie ruszyli w stronę byłej kuźni, by pomóc przygniecionemu wodzowi.
   Każdy podnosił i odrzucał kolejne warstwy budynku, aż w końcu udało im się odkryć Szczerbatka, który ledwie oddychał. Smoki miały o wiele bardziej odporne płuca, niż ludzie, uświadomiła sobie Astrid. W dodatku Szczerbatkowi udało się wyjść na zewnątrz i zaczerpnąć choć trochę świeżego powietrza, Czkawce i Valce nie.
    Kiedy Wikingowie odkryli smoka, szybko podnieśli jego skrzydła, ukazując wodza i jego mamę pokrytych sadzą i kurzem. Obydwoje stracili przytomność. Kilku silnych mężczyzn wzięło bezwiedne ciała na ręce i przenieśli niedaleko kuźni, w bezpieczne miejsce.
   Astrid podbiegła do ciała Czkawki. Wzięła jego rękę i zaczęła całować, modląc się do Odyna, by ukochany otworzył oczy. Valka leżała obok Czkawki, zwiędła niczym wiosenny kwiat. Gothi podeszła do niej i położyła dłoń na szyi, po czym uśmiechnęła się słabo.
- Żyje? - spytał Sączysmark drżącym głosem. Stał tuż za Astrid, dziewczyna nie widziała go. Całą swoją uwagę skierowała na narzeczonego.
   Gothi kiwnęła głową. Oczy wszystkich skierowane były teraz wyczekująco na Czkawkę. Astrid patrzyła na szamankę, pochlipując. Gothi podeszła do jeźdźca i dotknęła w ten sam sposób jego szyi. Jej twarz rozjaśnił uśmiech. Wszyscy Wikingowie odetchnęli z ulgą. Zapanowała cisza, przerywana jedynie ciężkim kaszlem Pyskacza, który odzyskał przytomność.
   Astrid przytuliła do siebie bezwiedną twarz Czkawki, dziękując Odynowi w duchu. Sączysmark nagle krzyknął:
- Co to za zbiegowisko? Nawet nie mają czym odetchnąć, rozejść się!

   Ktoś podłożył lniane materace pod ciała nadal nieprzytomnych Wikingów. Astrid cały czas czuwała na równi ze Szczerbatkiem, który ślęczał przy niej smutno. Obydwoje stali się swoimi towarzyszami w tej ciężkiej sytuacji. Co prawda, Gothi  wyczuła tętno u obojgu, ale ich stan mógł się zmienić w każdej chwili.
   Po pół godzinie Valka odzyskała przytomność. Spojrzała najpierw na Szczerbatka i Chmuroskoka, będącego w pobliżu, potem na Astrid.
- Czkawka - jęknęła. Jej usta były niemal nieruchome, ale dziewczyna zrozumiała.
- Żyje - szepnęła. Valka zamknęła oczy z ulgą. Astrid złapała ją za rękę, próbując jej dodać otuchy.
   Po kilku minutach obudził się Czkawka, walcząc ze skutkami długotrwałego braku oddechu. Astrid odetchnęła z ulgą. W jej oczach pojawiły się łzy ulgi.
- Wreszcie - szepnęła. Szczerbatek stał obok niej, spoglądając na jeźdźca przenikliwie. Dziewczyna pogłaskała smoka.
   Czkawka uchylił oczy. Valka dotknęła jego dłoni. Była zbyt słaba, by podejść bliżej. Oboje z synem wyglądali, jakby zmaltretowała ich sama sadza, nie duszący dym. Całe ich ubrania, skóra i włosy były czarne.
   Astrid nachyliła się do ukochanego i wyszeptała:
- Kocham cię.
   Czkawka spojrzał na nią dużo bardziej obecnym wzrokiem, niż wcześniej.
- Ja ciebie bardziej - powiedział. Valka dźwignęła się wolno na nogi.
- Czkawka, trzeba było się ratować - mruknęła. - Cudem uszliśmy z życiem, wiesz o tym? - głos jej dygotał. Astrid dobrze wiedziała, jak matka mogła się czuć, przecież czuła to samo, gdy widziała opadający kawałek dachu prosto na Czkawkę.
- Nie zostawiłbym cię - szepnął wódz - nie chcę cię znowu stracić.
   W oczach Valki zaświtały łzy. Kobieta usiadła szybko i złapała się za głowę. Obok niej był już Sączysmark, ku zaskoczeniu Astrid.
- Nie tak szybko - mruknął do mamy wodza.
   Valka westchnęła, masując skronie. Czkawka oparł się na jednym łokciu. Nie chciał popełnić tego samego błędu, co mama, więc wstawał powoli.
- Gdzie Pyskacz? - spytała. Chmuroskok zbliżył się, żeby podłożyć swoją głowę pod jej ramiona, pomajgając jeźdźczyni wstać.
- Jest zdrowy, Gothi go bada - powiedziała Astrid. Valka odetchnęła z ulgą.
- Właściwie co się stało, co spowodowało ten wypadek? - zapytał Sączysmark, choć to pytanie tkwiło w ustach Czkawki.
- Pyskacz pracował i nagle potknął się i zemdlał, upuszczając na ziemię roztopione żelazo, które pewnie się zapaliło. Próbowałam go dobudzić, ale on... Czkawka, wiesz, że nie mogłabym go tak zostawić - kobieta szukała wsparcia w zielonych oczach syna.
- Żelazo? Jakim cudem...? - zapytał Czkawka bardziej siebie, niż mamy. Valka wzruszyła ramionami.
- Tego nie wiem.
   Szczerbatek pomógł wstać jeźdźcowi, tak jak zrobił to Chmuroskok ze swoja jeźdźczynią. Astrid cały czas obserwowała narzeczonego, Valka była pod nadzorem Sączysmarka. Oboje z Czkawką stawiali wolno kroki, krzywiąc się przy tym. Ziemia wirowała im przed oczami.
- Nie obraźcie się, ale najpierw przydałoby się was umyć - uśmiechnął się Sączysmark, a Astrid zamierzyła się, by go kopnąć. - No co, mówię prawdę - oburzył się.
   Czkawka i Valka spojrzeli po sobie. Wódz posmutniał.
- Potem, Smark. Najpierw muszę coś zobaczyć. - po czym dreptając dość krzywo poszedł w stronę spalonej kuźni, z której jeszcze dymiły się ostatnie suche belki.Szczerbatek szedł obok niego.
- Co chcesz zrobić? - spytała Astrid, doganiając ich.
- Muszę coś sprawdzić - brwi Wikinga zmarszczyły się. Astrid dotknęła jego brudnej z sadzy twarzy wierzchem dłoni.
   Westchnęła cicho.
- Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby coś ci się stało, Czkawka - zadygotała na samą myśl. Narzeczony przytulił ją.
- Jestem synem Stoicka Ważkiego, skarbie - uśmiechnął się. - Nawet smoki to za mało, by mnie zabić, co dopiero pożar.
   Astrid odepchnęła go delikatnie, wiedząc, że nie odzyskał jeszcze pełnej sprawności nad swoim ciałem.
- Nawet nie żartuj, skoczyłabym z klifu, gdybyś zginął - powiedziała ze szczerością. Czkawka nagle spoważniał.
- Astrid, nie zrobiłabyś tego - wyszeptał. Szczerbatek przytulił się do dziewczyny, rozumiejąc, o co chodzi.
- Wierz mi, zrobiłabym - odpowiedziała ze łzami w oczach. - A teraz pójdziesz do Gothi, żeby sprawdziła, czy naprawdę nic ci nie dolega, potem sprawdzisz, to co chciałeś.

Cześć kochani, mam nadzieję, że czekaliście z utęsknieniem! <3 oto next, nie pytajcie naprawdę kiedy kolejny rozdziałek, bo mam mase spraw na głowie, zwłaszcza jeśli chodzi o szkołę muzyczną ;* cierpliwości. Mieczyk, to było speszial for you :p nie zabijaj, chciałeś dwa nowe rozdziały na wtorek ;)

niedziela, 22 lutego 2015

Spotkanie zakochanych

   Następnego dnia Czkawka starał się nie myśleć o wczorajszym dniu, choć i tak nie mógł się skupić na niczym, co robił do tej pory. Gdy pomagał Pyskaczowi w kuźni po południu, nie raz upuścił coś przypadkiem, albo zrobił coś nie tak.
- Czkawka, coś ci jest? - spytała Valka, widząc roztrzepanie syna.
- Nie, nie, wszystko gra - mruknął jeździec, paląc żelazo, które starał się jedynie podgrzać.
- Uważaj, - krzyknął Pyskacz, odbierając mu oręż. - sam potrafię to świetnie spalić i bez twojej pomocy.
- Wybacz - rzucił jedynie Czkawka. Valka wzięła go na bok.
   Gdy stali w miejscu, gdzie stary Wiking nie mógł ich usłyszeć, Valka spytała ponownie:
- O co chodzi? Tylko tym razem nie mów, że nic, bo i bez twojego spojrzenia widzę, że kłamiesz.
   Czkawka westchnął.
- Chodzi o Astrid. To ona wytresowała Iskrę. Nie udało się ani tobie, ani mnie - Valka otworzyła szeroko usta ze zdziwienia.
- Astrid? No, kto by się tego spodziewał - uśmiechnęła się. - Dziewczyna jest niesamowita, nie uważasz?
   Czkawka westchnął.
- Tak, jest niesamowita, ale pokłóciliśmy się o to wczoraj i to dość ostro. Wiesz, ona zarzuca mi, że ja za bardzo ryzykuję, że w ogóle nie myślę, co się stanie, kiedy mnie tu zabraknie...
- A ona robi to samo, spędzając czas z Iskrą, tak? - domyśliła się Valka. Czkawka westchnął ponownie. Jego mama położyła mu dłoń na ramieniu. - Czkawka, czasem mamy różne pomysły i dopiero na koniec zastanawiamy się, jak to się mogło skończyć. Myślę, że powinniście spędzić trochę czasu ze sobą. Tak dawno nie rozmawialiście, nic dziwnego, że się nie dogadujecie.
   Czkawka spojrzał w zielononiebieskie oczy mamy.
- Chyba masz rację... - mruknął.
- Wezmę dzisiaj na siebie twoją robotę u Pyskacza, jakoś mu to wytłumaczę, a ty znajdź Astrid - mrugnęła do syna. - Tylko błagam cię, nie kłóćcie się znowu.
- Postaram się - powiedział Czkawka, po czym ruszył na zewnątrz, głaszcząc głowę Szczerbatka.
   Wódz szukał Astrid po całej okolicy - oczywiście najpierw zaczął od Akademii, bojąc się, że to tam przesiaduje jego narzeczona. Zobaczył tylko Iskrę schowaną w cieniu, w swoim kącie. Czkawka wsiadł więc na siodło i leciał dalej. W końcu zauważył ukochaną, idącą środkiem placu. W dłoniach trzymała dwa Straszliwce Straszliwe, które zapewne były pod opieką Gothi.
   Czkawka wpadł na pomysł. Kazał Szczerbatkowi się nie wychylać i oboje schowali się za pobliskim domem. Gdy Astrid była blisko, oboje wyskoczyli i w ciągu ułamka sekundy chwycili oniemiałą dziewczynę, a Straszliwce pouciekały z jej rąk, bojąc się Nocnej Furii.
- Czkawka! - krzyknęła dziewczyna, zauważywszy ukochanego, trzymającego ją w ramionach. - Jak mogłeś, zabiję cię za to! - krzyczała, choć na jej ustach widniał uśmiech.
- Będziesz miała masę czasu, żeby to zrobić - zaśmiał się Czkawka.

...

   Oboje usiedli na klifie. Tutaj nikt nie mógł im przeszkodzić. Szczerbatek bawił się promieniami słońca, prześwitującymi przez cienkie listki, łapiąc je i ganiając po ziemi, jak mały kot. Czkawka uśmiechnął się na ten widok.
- Myślałam, że dalej jesteś na mnie obrażony za wczoraj - zaczęła Astrid, bawiąc się strzępkami trawy, trzymanymi w dłoniach.
- Nie potrafię się na ciebie długo gniewać, przecież wiesz - Czkawka uśmiechnął się do dziewczyny. - Tylko martwię się o ciebie. Wiesz... ryzyko to część tego kim jestem, a jestem wodzem. Nie mogę siedzieć bezpiecznie w domu, gdy zagraża nam niebezpieczeństwo.
- A ja zostałam wychowana na wojowniczkę, Czkawka. Wiem, co mam robić, nie musisz się mną stale opiekować.
   Czkawka przypatrzył się narzeczonej od jej błękitnych oczu, mieniących się w słońcu jak dwa diamenty po mały nosek, nakrapiany jasnymi piegami, po blond włosy, skręcone na czole i splecione w skromny warkocz, puszczony na jednym z silnych ramion. Ubrana była jak zwykle w czerwoną tunikę, a barkach miała kaptur obszyty futrzanym kołnierzem. Czkawka poczuł, jak bardzo tęsknił za ich wspólnymi chwilami i jak bardzo mu to było potrzebne. Valka miała rację. Oddalili się od siebie i to bardzo.
- Co mi się tak przyglądasz? - spytała Astrid.
- Zaczynałem już zapominać jaka jesteś piękna - szepnął Czkawka. Kiedyś mówiąc jej coś takiego pewnie zacząłby się jąkać, albo czerwienić. Teraz był pewny swoich słów, a Astrid słyszała je już wiele, wiele razy...
   Astrid uśmiechnęła się. Jej policzki poczerwieniały delikatnie.
- I dlatego porwałeś mnie z Berk? - spytała. Czkawka przybliżył się.
- Nie, to nie było porwanie. To było wymuszone spotkanie przez wodza - Astrid uśmiechnęła się, po czym pocałowała Czkawkę delikatnie w policzek. Spojrzała na swojego narzeczonego, po czym przytuliła się, mówiąc:
- Cieszę się, że możemy pobyć razem chociaż chwilę.
- Ja bardziej - szepnął jej do ucha Czkawka, na co Astrid zareagowała śmiechem.
- Z czego się śmiejesz? - spytał jeździec, mrużąc oczy.
- Jesteś dzisiaj wyjątkowo wylewny, nie uważasz?
- Nie, jestem po prostu szczery. - powiedział Czkawka, wzruszając ramionami.
   Astrid westchnęła, przytulając się ciaśniej do wodza. Siedzieli tak dłuższy czas, ciesząc się swoją obecnością, gdy w końcu Czkawka przemówił:
- Dowiedziałem się wczoraj od Pyskacza, że moi rodzice wzięli ślub, mając tyle, co my.
   Astrid otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia.
- Żartujesz!
- Nie, mówię prawdę. Zdziwiło mnie to, przecież nie wyglądają na takie wyjątki. - Czkawka wolał nie wspominać, że Pyskacz chciał go odwlec od myśli o ślubie z Astrid. Dziewczyna mogłaby to źle zrozumieć.
- Bohaterski wódz Berk i szalona jeźdźczyni smoków? Błagam ciebie, Czkawka - Astrid uśmiechnęła się. Rzeczywiście, ich małżeństwo nie było normalne. Nie mówiąc już o tym, że dzięki nim urodził się Czkawka.
- No, może masz rację - zaśmiał się wódz.
- A więc... na kiedy planujesz nasz ślub? - spytała Astrid, chuchając sobie w grzywkę, która zafalowała pod wpływem jej oddechu.
Czkawka uśmiechnął się chytrze.
- I myślisz, że ci powiem? - tradycją Wikingów było, że gdy mężczyzna planował ślub z kobietą, to nigdy nie znała czasu ani miejsca. Narzeczony po prostu porywał swoją wybrankę i stawiał przy ślubnym kobiercu. W ten sposób pokazywali, że chcą by bogini małżeństwa, Frigg była zawsze z nimi, nie tylko w konkretnych i zaplanowanych sytuacjach.
- Nie mów, że chcesz korzystać z tradycji, hę? Bo jeszcze ucieknę i mnie nie znajdziesz - zaśmiała się.
- Naprawdę uciekłabyś ode mnie? - zamruczał Czkawka. Astrid udawała, że się zastanawia.
- Wiesz, musiałabym to przemyśleć. - dzisiaj uśmiechała się bez końca. Czkawka cieszył się, że wprawił ją w tak dobry humor.
- Osz ty - mruknął jeździec, chwytając narzeczoną w ramiona i dotykając jej warg swoimi. Wódz pomyślał, że równie dobrze bogini Skadi mogłaby ich teraz zamienić w skałę, tak jak teraz stali, by mogli być złączeni pocałunkiem przez wieczność.
   W końcu oboje rozdzielili się, ale Czkawka i tak głaskał policzek Astrid.
- Żałuję tylko, że wcześniej nie dałam ci szansy - wyszeptała dziewczyna.
- Tak? Kiedy? - spytał jeździec.
- Na długo przed tym, gdy znalazłeś Szczerbatka. Mogłabym być dla ciebie milsza, zauważać to, co dla mnie robiłeś.
- A co robiłem? - Czkawka udawał, że nie rozumie o co dziewczynie chodzi. Astrid zmarszczyła brwi.
- Och, dobrze wiesz. Nie muszę ci tego tłumaczyć.
- Ale ja chciałbym - mrugnął do niej Czkawka.
- A więc dobrze, próbowałeś mnie podrywać na wszelkie możliwe sposoby - wódz roześmiał się. - Pamiętam raz poszliśmy łowić ryby z Pyskaczem...
- O nie, nie mów. - jeździec próbował jej przerwać. Niestety, bezskutecznie, bo Astrid kontynuowała ze śmiechem.
- ... a Sączysmark złowił takiego pstrąga - wskazała długość około półtora łokcia. - Chciałeś go pobić, aż w końcu wpadłeś do wody razem z siecią i Pyskacz musiał ciebie wyłowić.
- A co to ma wspólnego z podrywaniem ciebie? - zaśmiał się Czkawka.
- To, że zawsze próbowałeś udowadniać innym, że jesteś od nich lepszy i myślę, że ja też byłam tego powodem - Astrid pokazała mu język.
- O, toś ty taka? - zapytał Czkawka, po czym chwycił dziewczynę, podniósł ją i zakręcił dokoła. Nie chciał się przyznać do tego, że miała sporo racji.
- A jak tam Pyskacz? Nie wkurzy się, że go zostawiłeś? - zapytała Astrid. Marszcząc brwi.. Chyba nie do końca udało jej się wyluzować i zapomnieć o obowiązkach. Czkawka westchnął.
- Mama powiedziała, że to załatwi. Najczęściej Pyskacz jej słucha, więc...
   Astrid westchnęła.
- To dobrze - mówiła. - Nie chciałabym, żeby mój przyszły mąż narobił sobie problemów przez jedną głupią wyprawę.
- Głupią? - prychnął Czkawka, udając obrażonego. - To ja się zrywam z roboty specjalnie, żeby pobyć z moją złośliwą wybranką - tutaj dotknął teatralnie swojego serca, a Astrid zachichotała - a ona mówi, że to jest głupie?
- Jak tak dramatyzujesz to owszem - śmiała się jeźdźczyni, całując Czkawkę. Szczerbatek pchnął ich oboje, że o mały włos nie upadli.
- Co jest? - spytał Czkawka przyjaciela, kiedy zauważył czarny dym ulatujący nad Berk.
   Czkawka wskoczył szybko na siodło, ciągnąc za sobą Astrid, która zareagowała tak samo. Lecieli jak najszybciej, bojąc się, że mogło stać się coś złego. Wioska nie powinna ot tak dymić i to jeszcze tak czarnym i potężnym dymem. Coś tu nie grało i to na pewno nie było coś dobrego.
- Skąd ten dym się bierze? - Astrid próbowała przekrzyczeć wiatr, bo siedziała za wodzem i mógł jej nie słyszeć.
- Nie mam pojęcia - okrzyknął, po czym mruknął do smoka: - Szczerbatku, skąd to paskudztwo się bierze?
   Smok wskazał ruchem głowy kuźnię Pyskacza. Czkawka poczuł, że jego ciało drętwieje w przypływie strachu o najbliższych. Mama. Pyskacz.
- Szybciej, błagam - szepnął, Astrid ścisnęła go w pasie, chcąc mu dodać otuchy.
   Oboje modlili się do Odyna, żeby Wikingom nic się nie stało.

Moi kochani! :* dziękuję wszystkim wytrwałym, którzy są z moim blogiem... praktycznie od zawsze :) to dzięki wam chcę mi się pisać. Dziękuję także osobom, które dopiero co znalazły mojego bloga ;) mam nadzieję, że wam się podoba, ale widząc wasze komentarze... aż serducho rośnie.

Ostatnio mam problemy z internetem, poza tym piszę tez inne blogi. Jeśli jesteście ich ciekawi, to bardzo proszę o zerknięcie, bo wiem, że ten blog może wam niestety nie wystarczać :D :
http://wielka-szostka-we-re-heroes.blogspot.com/
http://jack-frost-queen-elsa.blogspot.com/
Pozdrawiam was wszystkich i bardzo dziękuję, a że jest wieczór, to życzę smoczych snów ;)

czwartek, 12 lutego 2015

Tresura

   Czkawka codziennie przesiadywał u Iskry dwie, trzy godziny, tyle samo siedziała u niej Valka. Nie mogli sobie pozwolić na dłuższe treningi, bo przecież Czkawka miał swoje obowiązki jako wódz, a Valka pomagała czy to Pyskaczowi, czy synowi.
   Nie odzywali się do siebie, jedynie rzucali rozbawione spojrzenia - tak dla zasady. Żadne z nich nie chciało zdradzić sobie cokolwiek ze swoich treningów.
   Iskra natomiast z dnia na dzień zaczynała oswajać się z ludźmi i reagowała na nich dużo spokojniej. Czkawka domyślił się, że po tym, co zrobił Malgor jej rodzinie, na pewno nie będzie chciała od razu współpracować. Potrzebował więcej czasu, ale jego treningi z Nocną Furią były dużo trudniejsze niż nawet początkowo ze Szczerbkiem. Można by sądzić, że Czkawka miałby fory w zakładzie, bo pomagał mu Szczerbatek, ale to Valka bardziej znała się na ich smoczej naturze, przez co szanse były wyrównane.
   Czkawka wymyślił jeden, stały rodzaj treningów. Przychodził do Iskry wraz ze Szczerbkiem, kłaniał się jej i mówił:
- Jak tam nasza piękność? - co do Śmiertników pochlebstwa dawały bardzo wiele, ale na Nocną Furię to nie działało. Czkawka westchnął i wyciągnął zza pazuchy dorsza, zwiniętego Pyskaczowi podczas pomocy w jego kuźni. - Zgłodniałaś? - zapytał.
   Następnie kładł rybę na ziemi i siadał dwa kroki od niej. Szczerbatek patrzył na rybę chytrze, ale opanowywał się na spojrzenie jeźdźca.
- Nie. - mówił krótko Czkawka, a Szczerbek oblizał mu twarz długim jęzorem. - Mordko, spokój, już!
   Oczywiście podczas ich dziecięcej kłótni, Iskra wsunęła rybę, nawet niezauważona. Czkawka wzdychał, po czym wyciągał notes i zaczynał ją szkicować węglem.
   Gdy ukończył rysunek, pchnął notes w kierunku smoczycy. Jej ciekawość zwyciężyła. Iskra zerkała leniwie na szkic i mruczała, przyglądając mu się i zerkając na Czkawkę.
   Potem jeździec podchodził bliżej z wyciągniętą dłonią, ale smoczyca warczała i uciekała do drugiego kąta Akademii. Czkawka wzdychał i wziął notes, po czym obydwoje ze Szczerbatkiem wychodzili.
- Musimy coś zrobić - powiedział do Szczerbka po kolejnej nieudanej próbie. - Mojej mamie na pewno idzie lepiej. Mordko, masz jakiś pomysł?
   Szczerbatek pokręcił głową, całkiem jak człowiek, patrząc przy tym Czkawce w oczy. Wódz westchnął.
- Jak udało mi się wytresować taką bestię, jak ty, co? - zapytał. Szczerbatek nagle usiadł i zamachał ogonem. Czkawka chyba zrozumiał. Połączyły ich eksperymenty nad ogonem - Czkawka czuł się wtedy zobowiązany pomóc mu w lataniu, a smok chciał się wydostać z Kruczego Urwiska. Oboje w ten sposób jakoś się dogadali i zaczęli próbować różnych opcji i manewrów.

...

   Pewnego wieczora, gdy Czkawka pomagał właśnie Pyskaczowi w kuźni, a Valka myła smoki wraz z Sączyślinem i Flegmą, wódz dowiedział się czegoś szokującego.
- Tak to jest, Czkawka. Baby zawsze będą wchodzić nam na głowę - mruknął Pyskacz, polerując swój metalowy ząb.
   Czkawka zapalił w piecu i otrzepał dłonie brudne z sadzy. Szczerbatek przyglądał się temu z zaciekawieniem.
- Akurat chyba bym wolał, żeby jedna wchodziła mi na głowę - zaśmiał się. Pyskacz popatrzył na niego z poważną miną.
- Czkawka... jesteś jeszcze młody, już chcesz się babrać w małżeństwo?
   Wódz westchnął. Chciał i to bardzo. Szczerze mówiąc, miał nadzieję, że dzięki temu, Astrid i on będą sobie jeszcze bardziej bliżsi, a tego im ostatnio bardzo brakowało.
   Chłopak podzielił się z Pyskaczem swoimi myślami.
- Wiesz, nie chcę cię zniechęcać, ale Astrid jest dość... cięta i nie da sobą pomiatać. Już nie wiem, jak z nią wytrzymujesz - zaśmiał się.
   Czkawka poczuł się rozgniewany.
- To nie jest śmieszne, Pyskacz. Ona myśli, że ja specjalnie odkładam ten ślub, a po prostu... mam tyle na głowie, że...
- Tak, wiem, wiem - mruknął stary Wiking. - Najpierw ta akcja z Nocną Furią, potem z Damorami... Nie bądź taki w gorącej wodzie kąpany. Stoick też zawsze taki był.
   Czkawka przysiadł przy skromnym stoliku i podparł się dłonią, by lepiej słyszeć. Czuł, że zaraz uśnie.
- Mojemu ojcu też tak się spieszyło do ślubu? - zapytał sennie.
   Pyskacz potknął się o wiadro i byłby pewnie upadł, gdyby nie złapał się Marudy.
- Dzięki o Thorze, że cię nie oddałem do adopcji - mruknął z ulgą, po czym zauważył, że Czkawka czeka na odpowiedź. - Aaa, pytałeś o coś.
- Tak, czy mój ojciec też chciał wziąć ślub tak szybko.
- Wiesz, ślub w wieku dwudziestu dwóch lat to w ogóle głupota, no ale... Tak, Stoick miał tyle samo, gdy wziął ślub.
   Czkawka poderwał się nagle.
- Co?! Naprawdę? A ile miała wtedy mama?
   Pyskacz podrapał się kikutem po wąsach. Jego spokój zaczynał działać wodzowi na nerwy.
- Dwadzieścia jeden, o ile się nie mylę. Nie wiem, idź ją spytaj - mruknął, po czym zabrał się za ogrzewanie stali.
   Czkawka nie mógł w to uwierzyć. Nie, żeby miał rodziców za takich starych, ale sam fakt, że pobrali się tak wcześnie, już znaczył coś więcej. Przez cały czas myślał, że może ich ślub był złym pomysłem, przynajmniej w tym wieku. W końcu większość Wikingów pobierała się, mając trzydzieści czy czterdzieści lat.
   Z rozmyślania wyrwał go głos Pyskacza, który zaczął śpiewać pod nosem.
- ... a wtedy sypnął śnieg. Hej! Aha, właśnie, Czkawka, widziałem niedawno Astrid - powiedział, wyglądając zza pieca.
- Gdzie? - wódz zmarszczył brwi.
- A szła w stronę Akademii... - mruknął Pyskacz, po czym kontynuował swoją piosenkę. Ani Czkawka, ani Szczerbatek nie mieli ochoty tego słuchać, więc wyszli z kuźni i postanowili sprawdzić, czy Astrid nic nie jest, w końcu, jeśli poszła w kierunku Akademii, to mogła wpaść w kłopoty, będąc tak blisko dzikiej Nocnej Furii.
   Kilka minut później byli już pod Akademią. Czkawka zadrżał, gdy zobaczył, że Astrid siedzi na środku placu, a obok niej leży Iskra.
   Miał ochotę wbiec tam i wyrwać Astrid z Akademii, po czym nawtykać jej, jaka jest nieodpowiedzialna, ale widok smoczycy i dziewczyny zszokował go jeszcze bardziej, gdy postał pod kratą odrobinę dłużej.
   Astrid rozmawiała z Iskrą. Przynajmniej tak to wyglądało. Szeptała jej jakieś słówka, a smoczyca wydawała się jakby ogłuszona. W dodatku, dziewczyna głaskała Furię po twardych łuskach, jakby próbowała ją uśpić. Czkawka musiał się przyjrzeć, by zobaczyć po ciemku blond włosy Astrid i ciemne ciało smoka, splecione ze sobą.
   Szczerbatek zawarczał cicho, przez co oczy Iskry i Astrid zwróciły się w stronę Czkawki i jego smoka. Smoczyca zawarczała wściekle, wyskoczywszy w jednej sekundzie z wygodnej pozycji i szykując się do ataku. Czkawka popatrzył z przerażeniem na Astrid, szepcząc jej imię.
   Iskra szykowała się do plucia plazmą, Szczerbatek także przygotowany był na atak, gdy dziewczyna skoczyła między Wikinga a smoczycę, wymachując dłońmi.
- Już, stój, spokojnie, nic ci nie zrobią - powiedziała spokojnie, zatrzymując smoczycę w miejscu. Iskra prychnęła i wróciła na swoje stałe miejsce, czyli do kąta, skąd rzucała wszystkim czujne spojrzenia.
   Astrid popatrzyła na Czkawkę wściekle, po czym przeszła pod kratą.
- Po co się zjawiłeś? Już prawie się udało. - rzuciła narzeczonemu, po czym ruszyła w stronę wioski.
   Czkawka potrzebował kilku sekund, żeby wyjść z szoku.
- Aastrid! - krzyknął, goniąc dziewczynę. - Co to było?
- Co? - Astrid udawała, że nie rozumie o co mu chodzi.
- No... to - Czkawka zaczął gestykulować, jak zawsze, gdy się czymś przejął. - Od tygodnia próbuję i ja i moja mama a ty po prostu wbijasz do Akademii i głaszczesz Iskrę?
   Narzeczona zaśmiała się.
- No, faktycznie, to było coś - dodała z uśmiechem, odchodząc, ale Czkawka stanął jej na drodze. Szczerbatek wiernie mu towarzyszył.
- Coś?! I ty mówisz, że to ja jestem nieodpowiedzialny i ryzykuję życie? Astrid, przy tobie można umrzeć ze strachu! - wykrzyknął, nie wytrzymując. W ogóle nie rozumiał kobiet, naprawdę.
- To już wiesz, kochanie, co ja przechodzę za każdym razem, gdy odstawiasz mi takie numery - prychnęła, kując palcem tors Czkawki. - Poza tym, dlaczego uważacie, że tylko ty i Valka możecie mieć dostęp do Iskry? Mnie też chyba wolno spróbować.
   Wódz odetchnął. Musiał się uspokoić, bo inaczej mógłby powiedzieć ukochanej coś, czego by żałował. Odchrząknął, po czym powiedział spokojnie:
- Astrid, to wcale nie tak, po prostu...
- Macie ten durny zakładzik, tak? - warknęła Astrid. - Wiesz, po tobie mogłabym się tego spodziewać, ale Valka?
- A kto inny byłby na tyle głupi, żeby się za to zabrać?! - wykrzyknął Czkawka. Z sąsiedniego domu wyszła Flegma, ale widząc poirytowanych wodza i jego narzeczoną obróciła się na pięcie na progu i wróciła do chaty. - Wiesz przecież, że Nocna Furia to czyste szaleństwo. Szczerbatek dał się wytresować, ale samica to coś, czego nie znamy.
- A więc zamierzasz ją trzymać pod kloszem cały czas? - zapytała Astrid. Jej błękitne oczy zaświeciły w blasku księżyca. Przez moment Czkawka miał wrażenie, że rozmawia tak naprawdę z Iskrą, bo kolor oczu miały identyczny.
- Zamierzam bronić swoich, tak, jak obiecałem to ojcu. Powiedz mi, chcesz mi pomóc, czy przeszkodzić? Bo jak na razie, lepiej wychodzi ci to drugie - warknął, po czym wsiadł na Szczerbatka i poleciał do domu, zostawiając Astrid samą.

Mi się jakoś nie spodobał ten rozdział, powiem wam szczerze :/ nie wiem, jakoś dziwnie mi się to pisało, ale jestem ciekawa waszych opinii.

poniedziałek, 9 lutego 2015

Zakład

   Kiedy Czkawka leciał wraz z Astrid do Berk, zauważył, że na klifie zebrała się niemal cała wioska. Widząc go, wszyscy wykrzyknęli radośnie, podnosząc ręce do góry. Wielu z Wikingów miało w dłoniach broń, toteż różne topory i miecze skierowane były w stronę nieba, które zaczęło płakać. Czkawka zastanawiał się, czy opłakiwało poległego Theoda.
   Coś w jego duszy szeptało cicho, niespokojnie. Wódz nie czuł się ani bezpiecznie, ani radośnie. Przeczuwał, że to jeszcze nie koniec. Miał ochotę wrócić i sprawdzić, czy ciało Theoda wypłynie, ale spojrzał na łapy Szczerbatka, które opiekuńczo obejmowały Iskrę i zrezygnował z tego pomysłu. Kiedy Theod wróci, on będzie gotowy.
   Deszcz rozpadał się bardziej, gdy dolecieli do wyspy. Każdy chciał teraz uściskać Czkawkę, ale on przeprosił ich i leciał dalej ze Szczerbatkiem do Akademii. Głosy cichły, Czkawka domyślił się, że Wikingowie dojrzeli w mroku drugą Nocną Furię, trzymaną przez smoka.
   Astrid wciąż leciała za jeźdźcem. Gdy znaleźli się w Smoczej Akademii, Szczerbatek delikatnie położył smoczycę na placu, a reszta smoków schowała się w obawie przez niebezpieczną i nową istotą. Astrid zaprowadziła Wandersmoka do kryjówki i po chwili wróciła do Czkawki, który klęczał obok łba smoczycy. Szczerbatek wołał do niej smoczym głosem, ruszając ją co chwilę pyskiem.
   Oczy Czkawki zrobiły się nagle wielkie. Chyba wziął pod uwagę możliwość, że smoczyca może się nie dobudzić. Ale niby dlaczego?
- Czkawka - zaczęła Astrid, zbliżając się do ukochanego, ale nagle błękitne oczy Iskry otworzyły się i smoczyca odskoczyła w tył, lądując na murze. Czkawka dobiegł szybko do Astrid w ostatniej chwili, by wcisnąć ją w szczelinę drzwi do kryjówki, po czym zatrzasnął je. Astrid zaczęła walić pięściami w odrzwia, ale prawdziwe piekło działo się na zewnątrz.
   Kiedy smoczyca ogarnęła, że została zamknięta w Akademii, oblatując dokoła i szukając wyjść, zaczęła atakować Szczerbatka i Czkawkę. Oboje byli chwilowo zamroczeni całą sytuację, więc tylko bronili się, jednocześnie pilnując, by Iskra nie zrobiła sama sobie krzywdy.
   Do Akademii przez szparę wielkości tej, przez którą Czkawka wepchnął Astrid do kryjówki wślizgnęła się Valka. Iskra zerknęła na nią, po czym strzeliła ostatnią plazmą - to było jej szóste splunięcie. Czkawka krzyknął, ale Valka była na tyle gibka i zwinna, że odskoczyła jak błyskawica, a plazma wypaliła dość sporą dziurę w murze.
- Coś ty zrobił, Czkawka - wykrzyknęła, wyciągając w przód swoją laskę w kierunku smoka. - Rozwścieczyłeś ją - warknęła, kłaniając się Iskrze.
   Smoczyca przekręciła głowę na bok zafascynowana całkiem jak Szczerbatek. Valka wykonała w jej stronę kilka lekkich kroków, jakby ignorowała smoczycę, po czym uklęknęła na jedno kolano. Czkawka przyglądał się temu z rosnącym zaciekawieniem i strachem. Iskra zeszła z metalowej siatki otaczającej ze wszystkich stron Akademię i ruszyła w stronę matki chłopaka. Czkawka wzdrygnął się na ten widok, Iskra mogłaby ją rozszarpać jednym kłapnięciem wielkiej szczęki.
   Valka klęczała dalej, wpatrując się smoczycy uporczywie oczy, po czym wyciągnęła w przód dłoń. Iskra obwąchała ją, po czym usiadła na przeciwko i po prostu obserwowała Valkę. Mama Czkawki usiadła także i obie siedziały tak, patrząc na siebie. Wódz chciał pomówić z Astrid, ale bał się, że uśpiona czujność Nocnej Furii zostanie zachwiana, gdy się ruszy choćby o krok.
   Szczerbatek nie miał z tym problemu. Podleciał do Czkawki i wtulił się w niego. Jeździec spojrzał na Iskrę, po czym odwzajemnił uścisk. Zauważył, że smoczyca patrzy na nich dziwnie, jakby nie mogła zrozumieć, co robią.
- Co jest. Mordko? - szepnął, a Szczerbek polizał go. - Ej, nie pozwalaj sobie - zaśmiał się, cały czas kątem oka obserwując Iskrę.
   W końcu Nocna Furia zignorowała całkiem Valkę i ruszyła w stronę jeźdźca i smoka. Czkawka spojrzał błagalnie na matkę. Choć miał styczność z różnymi smokami, to wiedział, że na Nocną Furię nie ma "instrukcji". Sam nie wiedział, jakim cudem zdobył serce Szczerbatka, ale nie miał pewności, czy tym razem też mu się powiedzie.
   Iskra obwąchała Czkawkę tak, jak wcześniej Valkę, a Szczerbatek prychnął po smoczemu. Smoczyca warknęła na niego.
- Już, spokojnie - szepnął Czkawka, patrząc jej w oczy. - Nie zrobimy ci krzywdy.
   Iskra zwróciła wzrok na Szczerbka, po czym, ku zdziwieniu Valki i Czkawki, przytuliła się do smoka z czułością. Szczerbatek obserwował ją czujnie.
- Ona mu dziękuje - wymruczała Valka, tak, że Czkawka ledwie zrozumiał. Rzeczywiście, to samo mu przyszło do głowy.
   Smoczyca wyminęła ich zgrabnie i poszła pod ścianę muru, gdzie zwinęła się i położyła w cieniu, patrząc na Wikingów. Stali tak bez ruchu jakiś czas, po czym Valka podeszła do Czkawki i szepnęła mu do ucha:
- Przynieś jej coś do zjedzenia i przekaż Astrid, żeby wyszła tylnym wyjściem z kryjówki. Nie powinna być tam zamknięta. - Czkawka prychnął.
- Myślisz, że zostawi mnie sam na sam z dziką Nocną Furią?
   Valka uśmiechnęła się.
- W takim razie przyprowadź ją tu.
   Czkawka otworzył szeroko oczy.
- O nie, nie zgadzam się. Nie chcę, żeby znów coś jej się stało...
- Czkawka...
- Przez Iskrę niemal prawie zmarła.
- Tak, ale jeśli podświadomość Iskry działa na odległość to Astrid nie jest bezpieczna ani w Berk, ani tutaj obok smoczycy. - Czkawka wiedział, że mama ma rację, choć najchętniej nie dopuszczałby do Furii ukochanej, by nie kusić losu. Westchnął w końcu.
- Ale nie dziś. Mam już dość, wolę odpocząć niż pilnować Iskry - mruknął, po czym poszedł do kryjówki po porcje ryb dla Szczerbatka i Iskry. Być może nie zjedzą się przez minutę.
   Gdy tylko zamknął odrzwia został uderzony w twarz. Nie musiał pytać, żeby wiedzieć, kto to.
- Auu! Za co to? - krzyknął, a Astrid zapaliła małą świecę stojącą obok niej na stoliku.
- Ciesz się, powinieneś wyłapać jeszcze drugi raz - warknęła. Czkawka nie zrozumiał.
- Co?!
   Astrid odstawiła świecę na stolik i podeszła do Czkawki. Chłopak chwycił ją za nadgarstki, żeby mieć lepszą kontrolę nad dziewczyną.
- Raz za twoją głupotę i samotny lot na Frigg - krzyknęła, próbując się wyszarpać, ale Czkawka tylko zacisnął dłonie mocniej. - A dwa za zamknięcie mnie tutaj. Jak mogłeś?
   Czkawka przycisnął swoje usta do jej ust, zmuszając ją do zamilknięcia. Astrid początkowo znów zaczęła się szarpać, ale potem odpłynęła. Wódz zaśmiał się w duchu.
- Po pierwsze poleciałem tam, bo nie mogłem popuścić temu łotrowi za to, co ci zrobił - przybliżył się do jej ucha, po czym wyszeptał. - A po drugie nie chciałem, żebyś oberwała plazmą - zaśmiał się.
   Astrid przytuliła się do niego mocno.
- Nie rób tego więcej - poprosiła, ale Czkawka odpowiedział z uśmiechem:
- Jak pragniesz nudnego, wiejskiego życia, to musisz znaleźć innego Wikinga, bo ten ma jeszcze kilka szalonych pomysłów w głowie.
   Dziewczyna wzruszyła ramionami.
- Jak chcesz to mogę odejść. - powiedziała obojętnym tonem.
- Nie tęskniłabyś? - zamruczał jeździec. Astrid spojrzała mu w oczy. Uwielbiał, kiedy to robiła.
- Jeszcze się zastanowię - obiecała, obracając się do niego tyłem obrażona.
   Czkawka powstrzymał się, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Pocałował ją w policzek od tyłu i dodał na odchodnym:
- Zaczekam na odpowiedź.
   Wziął kosz ryb stojący przy drzwiach i wyszedł z kryjówki, celowo zostawiając drzwi uchylone, żeby Astrid mogła patrzeć.
   Valka uśmiechnęła się do syna, mówiąc:
- Coś długo ci zajęło przyniesienie im tych ryb - Czkawka rzucił dwie Szczerbatkowi a resztą położył przed sobą na ziemi. Próbował ukryć przed mamą to, że się rumieni.
   Iskra zerknęła na ryby chytrze, po czym zaczęła się skradać w stronę Czkawki. Chłopak usiadł przy rybach i wyciągnął jedną wprost w stronę smoczycy. Druga ryba leżała w koszu koło jego kolan. Iskra była tuż przy Wikingu i już miała chwycić zębami rybę trzymaną w jego dłoni, gdy zauważyła tę drugą i nim Czkawka się obejrzał, Iskra zajadała się rybą z kosza, podczas gdy on siedział jak idiota z rybą w dłoni. Valka roześmiała się.
- Czkawka, po pierwsze, nie dawaj smokowi wyboru. Zawsze wiadomo, co wybierze. Musi wiedzieć, że nie ma innego wyjścia, musi ci zaufać. - po czym wzięła rybę od Czkawki i rzuciła ją Iskrze, która złapała ją w locie.
- Mądra dziewczynka. - powiedziała pod nosem. Smoczyca przysunęła się do niej, a gdy Valka wyciągnęła dłoń, Iskra znów wróciła na swoje miejsce pod ścianą. Tym razem to Czkawce było do śmiechu.
- Dobra, załóżmy się. Ja wytresuję ją szybciej niż ty - mrugnął do mamy. Valka wyciągnęła dłoń bez słowa i obydwoje potrząsnęli dłońmi. Szczerbatek oblizał je, a rodzina roześmiała się.
- Czyli stoi - zaśmiał się Czkawka.

Nie zabijajcie że taki krótki :P mam nadzieję że będziecie wyrozumiali, bo planuję następny zrobić dwa razy dłuższy ;)

sobota, 7 lutego 2015

Zemsta

   Słońce wisiało wysoko, gdy bliźniacy wrócili na Berk. Wyglądali na przerażonych, w dodatku jak najszybciej chcieli rozmawiać z Czkawką. Nie było to trudne, bo wódz stał na placu wraz z Tanyą i Astrid. Mieczyk biegnąc, niemal się wywrócił, więc stojący tam spojrzeli na bliźniaków z przerażeniem.
- Czkawka! - krzyczeli zasapani, mimo że przecież prawie cały czas lecieli na smokach. To strach ich tak paraliżował. - Czkawka...
- Spokojnie, co się stało? - dociekał wódz.
- Czkawka, na Frigg jest Theod!! - wykrzyknęła Szpadka, gdy Mieczyk podpierał się o nią, łapiąc oddech. Tanya widząc Mieczyka w takim stanie i usłyszawszy o powrocie brata prawie zemdlała, w ostatniej chwili złapała ją Astrid.
   Kiedy dziewczyna pomogła Tanyi stanąć prosto, zauważyła, że Czkawki już przy nich nie ma. Właśnie biegł w kierunku Smoczej Akademii, gdzie zostawił Szczerbka z innymi smokami. Astrid dobrze wiedziała, co to znaczy.
- Czkawka, nie!! - wrzasnęła i ruszyła pędem za ukochanym, zostawiając Tanyę na środku placu.
   Obydwoje biegli szybciej, niż kiedykolwiek, ale to Czkawka miał utrudnione zadanie przez protezę nogi i wkrótce Astrid złapała go siedzącego na Szczerbatku i przygotowanego do wylotu z Akademii.
- Nie rób tego, Czkawka - błagała, po jej policzkach ciekły łzy. Po starciu z Theodem wiedziała, że Damor jest po prostu szalony i że nikt nie może przewidzieć jego zachowania. Tym bardziej Czkawka był w niebezpieczeństwie, bo zaślepiła go zemsta.
- Astrid, odsuń się - warknął tylko. W jego oczach płonął ogień, którego żaden Wiking ani smok jeszcze u jeźdźcy nie widział. Dziewczyna nie posłuchała, co więcej, wskoczyła na siodło za wodzem.
- W takim razie lecę z tobą - odparła hardo. Czkawka prychnął wściekle, ale na jego twarzy pojawił się uśmieszek. Astrid zachowywała się trochę jak nieposłuszne dziecko.
   Wódz najpierw sam zszedł z siodła, po czym chwycił Astrid za rękę, zmuszając do zejścia. Dziewczyna potknęła się i wylądowała w jego ramionach. Czkawka spojrzał jej w oczy.
- Zostaniesz tu - to nie było pytanie, tylko stwierdzenie. Narzeczona pokręciła głową, ale Czkawka wstrząsnął jej ramionami, jak gdyby chciał przywołać ją do porządku. - Zostajesz tu, jasne?!
- Czkawka, nie rób tego... - wyszeptała. Po jej policzku spłynęła samotna łza. - To moja sprawa.
- Nie, to moja sprawa, że cię skrzywdził i to moja sprawa, że wpuściłem go do Berk. Teraz tylko po sobie sprzątam - warknął, a usta Astrid otworzyły się w zdumieniu. Czy to był naprawdę jej Czkawka? Ten, który nad życie kochał smoki i nie potrafił krzywdzić innych? Ten, który nie uznawał przemocy i nie znał nienawiści? Przez chwilę dziewczyna miała wrażenie, że to nie jeździec, którego pokochała.
- Czkawka, błagam... - powtórzyła tylko drżącym głosem. Jej narzeczony uciszył jej błagania jednym, czułym pocałunkiem. Astrid bała się, że po raz ostatni dotyka jego ciepłych warg, to uczucie ją przerastało. Wódz wszedł na smoka i po prostu odleciał, Astrid nie zatrzymywała go. Znała go doskonale. Nic na świecie nie jest w stanie go powstrzymać.
   Nie rozpaczała ani nie płakała. Po prostu otworzyła wielkie odrzwia Akademii, gdzie odpoczywały smoki i dojrzała w tle Wandersmoka. Był najszybszy i najpotężniejszy z obecnych tu smoków i był jej teraz potrzebny. Dobiegła do niego niczym błyskawica, dobrze wiedziała, że szans na dogonienie Nocnej Furii nawet na tak wspaniałym smoku jest niemal niemożliwe. Tym bardziej, że Szczerbatek na wpół odczuwał emocje jeźdźca, a z taką furią, jaką czuł teraz Czkawka, mogli tam dolecieć nawet w minutę.
   Założenie siodła na Wandersmoka o imieniu Onyks zajęło jej pół minuty. Gdy już miała wsiadać, zauważyła jedyną broń w okolicy - łuk z jedną strzałą założoną na cięciwę. Nie miała przy sobie nic, a chciała pomóc Czkawce, więc chwyciła go i wskoczyła na smoka. Kilka sekund później już wzbijała się w gęste chmury. Oby się tylko nie spóźniła...

...

   Pogoda jakby obrała nastrój panujący w całym Berk. Chmury czekały, żeby zapłakać, gdy pojedynek się skończy. A prawda była taka, że możliwość na opłakiwanie wodza Berk była dość spora. Czkawka nie przejmował się tym wcale. W jego krwi buzowała zawziętość. Pamiętał przerażone oczy Astrid i sińce pod jej oczami. Pamiętał ból i wyrzuty sumienia, które rozrywały jego serce.
   W jednej chwili przypomniał sobie słowa ojca - "Musimy dbać o naszych". A jak on zadbał o Astrid? Jakie dał jej bezpieczeństwo, wpuszczając do Berk tego potwora?
- Szybciej - syknął Czkawka. Szczerbatek nienawidził, kiedy mu rozkazywano, jednak w tym momencie przyspieszał bez buntu. Smok cały dygotał albo ze strachu o jeźdźca, albo z podniecenia przed zbliżającą się walką. Rozwalenie Damora zajęłoby mu kilka minut, może nawet tylko dwa splunięcia. Wiedział jednak o ludziach dość sporo, by domyślić się, że Theoda musi zabić sam Czkawka.
   Frigg nie różniło się niczym, odkąd byli tu dwa dni temu. Drzewa uginały się pod brzmieniem, jakie nadały uczucia jeźdźców temu miejscu. Tym razem nie była to radość, ale cisza, jakby przed burzą. Zamilkły wszystkie stworzenia od ptaków do większych zwierząt, jak rysie.
   Czkawka zsiadł ze Szczerbatka i wyciągnął Piekło, przedzierając się przez chaszcze. Nasłuchiwał każdego szmeru, jakby obawiając się ataku znienacka. Szczerbatek przytulił łeb do jego talii. Jeździec odwrócił się zaskoczony. Smok spojrzał na niego z troską. Prawda była taka, że mógłby oszukać każdego - mamę, Astrid, nigdy nie mógł oszukać smoka.
- Nic mi nie będzie, Mordko - szepnął, dotykając jego łba, tak, jak za pierwszym razem, gdy połączyła ich przyjaźń. Wiele się od tego czasu zmieniło. Czkawka poczuł, że chce zacząć wszystko od początku, cofnąć się do tamtego momentu, powtórzyć wszystko, co zdarzyło się aż do spotkania z Drago, by zapobiec śmierci ojca. Mógłby przekonać Krwawdonia, by przeszedł na ich stronę. Mógłby nie przyjąć Damorów pod swój dach, nie wyruszyć w podróż za Nocną Furią. Mógłby zabić Theoda przy pierwszej okazji. Mógłby. Dlaczego tego nie zrobił? Bo miał zbyt miękkie serce. To nie jest serce wojownika, a nim właśnie się stał. Czkawka, pomyślał sam do siebie, pora wydorośleć. Świat nigdy nie będzie idealny, nigdy nie będzie pokojowo nastawiony.
   Jeździec otworzył oczy i zobaczył przed sobą łuski koloru nocnego nieba. Prawdziwe niebo przybrało szarą barwę, zasłaniając słońce, niczym podczas nocy polarnej.
- Będziesz ze mną? - spytał cicho. Smok popatrzył mu w oczy tak głęboko, jakby zerkał w jego duszę, po czym kiwnął głową, zupełnie jak człowiek. Czkawka uśmiechnął się pod nosem. Zrobił z tego stworzenia człowieka. Czy teraz Szczerbatek też miał zabijać, krzywdzić i nienawidzić?
   Nagle usłyszeli szelest niedaleko na polanie. Czkawka wybiegł w tamtą stronę, ale zatrzymał się, widząc nieprzyjaciela.
   Theod stał na polanie, jakby nigdy nic i uśmiechał się do Czkawki, dokładnie tak, jak tego pechowego dnia, gdy przybył z resztą Damorów do Berk. Od czasu ich ostatniego spotkania zarósł, jakby żył w lesie przez te kilka tygodni. W dodatku w jego oczach widział blask, dzięki któremu ledwie poznał wroga. Była to pewność. Czy Theod naprawdę był tak pewny zwycięstwa?
   Czkawka przypomniał sobie chwile, kiedy wielu patrzyło na niego w ten sposób. I wygrał z nimi. Dlaczego wódz Damorów miałby stanąć mu na drodze?
- Czkawko, przyjacielu - rzekł Theod z kpiną na twarzy. Wódz Berk czuł, że za chwile eksploduje, jak w chwili, gdy zabił Drago.
- Milcz - warknął, zbliżając się. - Jak śmiałeś podnosić rękę na Astrid?! Po tym, co dla ciebie zrobiliśmy...
- O nie - kpiące spojrzenie wroga zmieniło się momentalnie w gniew. - Nienawidzę, gdy pokazuje mi się coś, czego nie mogę mieć. Widziałeś, że pomiędzy mną i Astrid coś zaiskrzyło, ale musiałeś to zniszczyć.
- Co ty w ogóle wygadujesz?! - wykrzyknął Czkawka. - Astrid nigdy cię nie kochała, dobrze o tym wiesz!
   Oczy Theoda błysły szaleństwem. Czkawka zrozumiał, że nie warto rozmawiać z Theodem, bo Damor nie jest przy zdrowych zmysłach.
- Po co zostałeś na Berk? - spytał Czkawka. - Przecież nie zachowasz tu życia. Nie masz szans ze mną i Szczerbatkiem.
   Theod uśmiechnął się złośliwie.
- Z Nocną Furią nie mam szans, chyba, że sam mam Nocną Furię.
   Czkawka opuścił z przerażenia Piekło. Modlił się do Thora, żeby słowa Theoda były tylko żartem, ale wódz Damorów krzyknął:
- Iskra!
   Zza jego pleców wyszła smoczyca, którą Czkawka spotkał już wcześniej wraz ze Szczerbatkiem, gdy Astrid przez nią zachorowała i niemal straciła życie. Obie Nocne Furie zaczęły do siebie warczeć... nie, skomleć! Jakby nie chciały krzywdzić siebie nawzajem. Czkawka czuł, że Szczerbatek nie będzie chciał z nią walczyć.
   Theod zaśmiał się na ten widok, po czym krzyknął na smoka, a ten ukłonił się ze strachem, by jeździec mógł na niego wsiąść.
- Drago... - szepnął Czkawka, poznając metody, jakie stosował na Furii. - To ty go tu sprowadziłeś! Dlatego uciekliście z Berk!
- Tak, miałem nadzieję, że ten stary dureń ciebie zniszczy, ale oczywiście musiałeś go zabić! Moi ludzie nie wiedzieli nic, zaczęliby paplać. Nawet moje durne siostrunie nie miały o niczym pojęcia. Iskra - zwrócił się do smoka. - rób swoje.
   Smoczyca otworzyła paszczę, a akurat ten gest Czkawka znał bardzo dobrze. W gardle Iskry błysnęła plazma, a jeździec nie zdążyłby umknąć.
   Sekunda. Tyle zajął Szczerbatkowi skok przed Czkawkę. Jego łuski były odporne nie tylko na ogień, ale także na plazmę, choć Czkawka wiedział, że nawet gdyby tak nie było, smok i tak naraziłby swoje życie, by ratować jeźdźca.
- Dziękuję - wyszeptał, patrząc w zielone oczy smoka, jakby widział je po raz pierwszy. Szczerbatek prychnął i kiwnął łbem, wskazując siodło. Wódz automatycznie na nie wszedł.
- Zadarłeś nie z tym Wikingiem co trzeba - krzyknął, do Theoda, gdy już siedział na Nocnej Furii. Smok ryknął dumnie, jak na Alfę przystało, a Iskra cofnęła się z przestrachem. Jeździec rzucił swojej smoczycy zawistne spojrzenie, po czym Iskra skoczyła na dwóch łapach pionowo w górę i zaczęła wzbijać się w powietrze.
   Szczerbatek i Czkawka nie stali obojętnie, zaczęli gonić człowieka i smoka.
   Słońce musiało właśnie zachodzić, ale przez tak gęste chmury nie widzieli, gdzie dokładnie miałoby to być. Niebo pociemniało jeszcze bardziej, tym razem nie było to korzystne ani dla Czkawki, ani dla Theoda, bo ich szanse były wyrównane... No prawie. Bo Czkawka i Szczerbatek latali razem od ponad dziesięciu lat, a Theod nie mógł długo opanowywać sztuki latania na smoku. Tak, czy siak, obie Nocne Furie były ledwie widoczne w otaczających ich ciemnościach.
   Czkawka wyrównał lot. I tak nie widzieli już Theoda. W końcu Szczerbatek wypatrzył go tuż przed nimi.
- Dalej - szepnął Czkawka i oboje popędzili w jego kierunku, przecinając ciszę rykiem błyskawicy. Gdy dolecieli niemal do samej Iskry, Szczerbatek zawahał się, po czym ruszył w górę, ale smoczyca i tak go dojrzała.
- Mordko, co jest? - spytał Czkawka, nie rozumiejąc zachowania smoka. Szczerbatek zaskamlał cicho. Czkawka w jednym momencie zrozumiał. W tej walce, smok nie mógł mu pomóc, po prostu nie potrafił zabić smoka własnej rasy. Tym bardziej, że mogłaby to być ostatnia samica tego gatunku. - Nie martw się, wystarczy, że mnie osłonisz.
   Szczerbatek popatrzył na niego z nadzieją w zielonych oczach.
- Jesteś ze mną? - spytał jeździec, dotykając łba smoka.
   Nagle niebo przecięły nietoperze skrzydła, niemal zwalając Czkawkę ze Szczerbka. To była Iskra.
   Czkawka usiadł pewniej na siodle i ruszyli znów za Theodem, tym razem Czkawka miał inny plan. Gdzieś za sobą widział pioruny. To zły omen, nawet jeśli Furie były odporne na błyskawice.
   Gdy lecieli nad Iskrą, Czkawka odpiął się od siodła i skoczył w dół, wprost na grzbiet smoczycy, ale nie taki miał zamiar. Chwycił ubranie Theoda, po czym pociągnął go razem ze sobą w dół. Oboje spadali, ale to Czkawka był górą. Dobrze wyszkolił te manewry. Gdy spadali uderzył Theoda w twarz dwa razy, po czym, po puszczeniu się rozprostował ręce i nogi i pofrunął w górę, wypychany przez prąd powietrza. Wódz Damorów spadał w dół, krzycząc z przerażenia.
   Czkawka zerknął przez ramię i zauważył, że Szczerbek używa woli Alfy, by wyzwolić Iskrę spod władzy Theoda. Smoczyca wyglądała, jakby walczyła z pokusą złapania jeźdźca i wolą Alfy. W końcu jednak Szczerbatek wygrał, a Nocna Furia szarpnęła się po raz ostatni i spadła w dół za Theodem, jak kamień rzucony w wodę. Szczerbatek zaczął za nią łkać, ale najpierw złapał na grzbiet Czkawkę i obaj ruszyli za smoczycą.
   Gnali bez tchu, smoczyca obracała się w wirze powietrza, spadając do otwartego morza.
   W końcu Szczerbatek chwycił ją łapami, tak, jak chwycił Czkawkę, ratując mu życie po walce z Czerwoną Śmiercią. Czkawka miał nawet wrażenie, że smok czule obejmuje Nocną Furię, jakby dbał o nią. Ciekaw był, czy tak samo trzymał jego, on sam tego nie pamiętał, był przecież nieprzytomny.
- Wracajmy na Berk - wódz poklepał smoka, rzucając ostatnie spojrzenie w fale. Miał nadzieję, że Theod już nie wróci. Szansa na przeżycie była minimalna.
   Gdy wzbili się w powietrze, Czkawka rozpoznał znajome pioruny. Lizały skrzydła Wandersmoka, na którym siedziała dumnie Astrid. Jej blond włosy wirowały na wietrze wkoło jej głowy, ale dziewczyna wyglądała bardzo dostojnie. Odetchnęła na widok narzeczonego.
- Całe szczęście, że żyjesz. - powiedziała opanowanym tonem, ale Czkawka widział na jej policzkach jeszcze niezaschnięte łzy.
   Uśmiechnął się tylko i oboje polecieli w stronę Berk. Czkawka dotknął głowy Szczerbatka, mrucząc mu do ucha:
- Dzięki, Mordko.

  

poniedziałek, 2 lutego 2015

*W pieczarze*

- Mieczyk, słyszałeś to? - mruknęła Szpadka, gdy po ścianach jaskini odbił się huk.
- Może bym zobaczył, co to, jakby jakaś idiotka nie wrzuciła pochodni do kałuży - warknął bliźniak, głaszcząc łeb swojego smoka.
   Nagle oba łby cofnęły się od jeźdźców, łkając cicho, jak to smoki, gdy są bardzo zaniepokojone. A już zwłaszcza Zębirogi miały to w zwyczaju.
- Już, cicho, Wym, spokojnie - Szpadka próbowała pogłaskać czule smoka, ale ten cofnął się pod ścianę, dalej płacząc. Dziewczyna poczuła na policzkach łzy.
- Jot, co ci jest, stary? - zapytał w tym samym momencie Mieczyk, próbując nie zdradzać emocji, ale jego głos drżał.
   Bliźniacy stanęli jak wryci, bojąc się, że gdy podejdą bliżej, smoki uciekną. Szpadka nie wytrzymała i płacząc cicho, schowała twarz w dłoniach.
- Mieczyk, Czkawka miał rację, to przez nasze kłótnie - mówiła, trzęsąc się.
   Jej brat stanął jak wryty, nie wiedział, co ma zrobić. Czuł niechęć do siostry przez jej zachowanie w stosunku do Tanyi, ale zrobiło mu się jej żal. Wkrótce obydwoje płakali jak małe dzieci przytuleni do siebie, a smoki dalej stały przy ścianie obserwując wszystko z odległości.
- To wszystko przez Tanyę... - szepnęła Szpadka, próbując zabrzmieć groźnie, ale nie potrafiła odepchnąć brata. Nie w tym momencie. - Gdyby nie ona, nic by się nie zmieniło i smoki by nie uciekły.
- Przestań tak mówić - warknął Mieczyk. - Tanya jest dla mnie ważna, ale nigdy nie będzie moją siostrą. Weź w końcu daj jej spokój.
   Nastała cisza. Smoki mruczały i przybliżały się do Wikingów coraz bardziej.
- Ja?! Ty popatrz na siebie! Uczepiłeś się jej jak rzep psiego ogona i latasz za nią jak...
- ... jak ty za Smarkiem - mruknął Mieczyk. Szpadka znów zaszlochała, tym razem głośniej. Brat wziął ją w ramiona.
- Nic nie rozumiesz - zachlipała. - Nic!
- Ty jeszcze mniej, siostra - zaśmiał się Mieczyk, a na twarzy jego siostry zawitał nieśmiały uśmiech, którego i tak nikt nie mógł zobaczyć przez ciemności w pieczarze.
   Nagle coś wstrząsnęło ramieniem Szpadki. Kiedy wyciągnęła dłoń, okazało się, że to pysk Wyma. Dziewczyna nie posiadała się z radości. Jot próbował tak samo szturchnąć Mieczyka, ale trafił w twarz i bliźniak rażony padł na rozmokły grunt.
- Tak się chcemy bawić? - krzyknął Mieczyk, udając obrażonego.
   Następny kwadrans bliźnięta spędziły na szukaniu wyjścia z pieczary, która znały na pamięć. Zębiróg nie odstępował ich nawet na krok.
- Mieczyk, tutaj powinno być wyjście - powiedziała Szpadka, drapiąc się pod hełmem.
- No to wyjdź i je otwórz - Mieczyk wzruszył ramionami. Jego siostra chlasnęła się z czoło.
- Jak ty chcesz stąd wyjść? - krzyknęła. - To Czkawka! Czkawka nas zamknął. Ach, daliśmy się nabrać - warknęła, a smoki jej zawtórowały.
- Ej, siostra, dawaj się jakoś zemścimy - Wiking zaczął macać ścianę w poszukiwaniu przejścia.
- Tak, to musi być coś naprawdę wrednego za kilka godzin kiblowania w pieczarze - przytaknęła.
- Ale skąd będziemy wiedzieli, że to jest tym? - Szpadka przekrzywiła głowę i zastanawiała się długo, o co chodzi bratu. W końcu mruknęła.
- Ty, Jot, weź go trzepnij drugi raz.
   Mieczyk w ostatniej chwili się odsunął, a znów zarobiłby strzał w twarz.
- Nie, no siostra, słuchaj, musimy mieć jakieś hasło. Wiesz, jak dokonamy zemsty, musimy dać sobie jakiś sygnał... Na przykład: Apsik! - po czym próbował naśladować niecny śmiech, ale zachłysnął się i zaczął kaszleć.
- Apsik? Durniejszego hasła nie znalazłeś?
- O to to, właśnie. Musi być durne, żeby nikt nie ogarniał, o co chodzi, wiesz... Może - Smark!
- Smark? - zapytała Szpadka.
- No, a znajdziesz w Berk coś durniejszego? - zarechotał Mieczyk.
   Szpadka przytaknęła, po czym obdywoje ruszyli szukać wyjścia, dalej omawiając szczegóły ich zemsty na Czkawce. W końcu obydwoje znaleźli Żelazne Wrota - drugie wyjście z pieczary, wychodzące na otwarte morze i wyspę Frigg widniejącą na widnokręgu jak mała chmurka.
   Bliźniacy zaczerpnęli świeżego powietrza, po czym zauważyli, że słońce jest już w połowie drogi do morza.
- O rany, ale Czkawka nas urządził. - mruknęła Szpadka zjadliwie. - Spędziliśmy tu pół dnia!
   Mieczyk prychnął.
- Tak, jasne, a może to Astrid?
- Jej też zrobimy niespodziankę - zaśmiała się jeźdźczyni i już mieli wsiadać na głowy smoka, gdy usłyszeli krzyki dochodzące... Z wyspy Frigg.
- To mi się nie podoba - mruknął Mieczyk. - Chodź, zobaczymy, co to!
   Niebo wydawało się spokojne, choć po ostatniej przygodzie Czkawki z Płomieniem, nawet bliźniacy zachowywali się ostrożniej. Raczej nie chcieli popływać w morzu, choć upadek Czkawki na twardy grunt i tak byłby gorszy.
   Wyspa Frigg była wielkości samej wioski w Berk, a to naprawdę niewiele, choć Wikingowie i tak już ją rozbudowali. Czasem stacjonowały tam smoki po długiej podróży, a jeźdźcy robilitam sobie pikniki, bo wyspa miała piękny krajobraz, no i oczywiście mieli trochę spokoju od Berk.
   Bliźniacy zsiedli ze smoka i szli przez Frigg, szukając powodu tych dziwnych hałasów. Nagle drzewa nieopodal zapaliły się jaskrawym płomieniem, który był znajomy w Berk z powodu Szczerbatka. Plazma Nocnej Furii przy zetknięciu z suchymi liśćmi wybuchała tworząc błękitny ogień, dopiero później przeradzający się w czerwone płomienie.
   Wym i Jot schował się za wysokimi krzewami, Szpadka i Mieczyk postąpili tak samo. Gdy wyjrzeli zza swojej kryjówki, zauważyli Theoda, siłującego się z Nocną Furią. Nie, to na pewno nie był Szczerbatek. Na całej linii grzbietu smoka przebiegał błękitny pas, przypominający blask plazmy. Odcień smoka był bardziej głęboki, dokładnie czarny, nie ciemnogranatowy, jak w przypadku Szczerbka.
- Ja cie... - Mieczyk szybko zakrył usta Szpadki dłonią, by wróg ich nie usłyszał.
   Najdziwniejsze w tej scenie nie było to, że najprawdopodobniej mieli do czynienia z samicą Nocnej Furii, ale to, że Theod wygrywał walkę z nią. Sposób, w jaki rozprawiał się ze smokiem kojarzyły się jeźdźcom z jedną osobą, która zginęła zabita z rąk Czkawki. Drago.
   Niemożliwe, że Damor używał tych samych sposobów do poskramiania smoków, jak Krwawdoń. Najwyraźniej musieli mieć coś ze sobą do czynienia...
- Musimy o tym powiedzieć Czkawce - wyszeptała Szpadka. Zachowując się jak najciszej spróbowali się wycofać z wyspy, gdy Mieczyk potknął się o wystający korzeń i upadł z łoskotem.
   Oczy Theoda zwróciły się ku obcym.
- No proszę, proszę, mój szwagier - zaśmiał się. W jego oczach płonął ogień jeszcze gorszy od tego, który zespalał liście na drzewie trafionym plazmą.
   Mieczyk otworzył szeroko oczy ze zdziwienia, po czym wdrapał się czym prędzej na Jota. Na Wymie już siedziała Szpadka. Sekundę zajęło im opuszczenie Frigg, gdy dosłyszeli jeszcze głos:
- Taak! Powiedzcie swojemu wodzowi, że czekam tu na niego!

Jak wam się podoba?? :) wiem, że krótki, ale staram się nie łączyć różnych wątków ;pp macie jakies pomysły co do dalszego ciągu? Znaczy nie żebym nie miała własnych planów, ale chciałabym usłyszeć, jakie macie pomysły :)