poniedziałek, 29 grudnia 2014

Pożegnanie sióstr

. Cały dzień Czkawka gorliwie przepracował na Szczerbatku, tak, jak poprzedniego dnia, jakby całe zajście z Theodem i Astrid nie miało miejsca. Pomimo tego, Czkawka nie mógł się skupić, ciągle myślał o Astrid, martwił się, chociaż wiedział, że dziewczyna jest w dobrych rękach.
   Kiedy słońce zaczynało zachodzić a Czkawka jak i inni zapracowani Wikingowie nie czuł już nóg, wódz powlókł się do Wielkiej Sali. Czekała go rozmowa, której nie chciał przeprowadzać. Najchętniej zobaczyłby, co u Astrid i legł się na łóżko - ot, męskie, leniwe myślenie.
   Kiedy Czkawka wszedł do Wielkiej Sali, oczywiście w towarzystwie Szczerbka, zauważył dwie postacie siedzące w miejscu, gdzie kiedyś, gdy zaczynał nauki na Smoczym Szkoleniu, czytał po raz pierwszy Smoczą Księgę. To właśnie w tym miejscu odbywały się najważniejsze rozmowy i narady. Czkawka przypomniał sobie, że to właśnie tu poznał Theoda i po raz pierwszy poczuł zazdrość o Astrid, widząc, jak przystojny wódz ją adoruje. Tu to wszysko się zaczęło i tu musi się skończyć.
    Wyższa z sióstr miała jak zwykle spięte w kok czarne włosy i poważny wyraz twarzy. Czkawka nie poznał w niej dawnej przyjaciółki. Niższa, o niemal identycznym wyglądzie, wyglądała inaczej przez błyszczące z podniecenia oczy i szczery uśmiech. Tak niewiele, a ile dawało północnej urodzie. Tanya miała włosy splecione w długie warkocze sięgające bioder. Wyglądała trochę jak Szpadka, zdziwił się. Tyle, że była bez hełmu a z naszyjnikiem z wielkim kłem, który Czkawka widział u niej zawsze, a nigdy nie zwrócił na niego większej uwagi. Żadna z kobiet Wikingów nie miała czegoś takiego, nawet taka wojowniczka jak Astrid. A jednak Tanya wydawała się w pewnym sensie inna od reszty.
- Cześć, Czkawka - zaczęła Tanya, uśmiechając się słabo. Wolała przelewać swój cały entuzjazm na Czkawkę niż zatrzymywać go w sobie, chyba zdawała sobie sprawę jak było mu ciężko. - Byłam u Astrid, czuje się lepiej.
- Dziękuję, Tanyo. - powiedział szczerze. Dziewczyna różniła się od jej rodzeństwo. Była szczera, dobra i uczciwa. Jaka szkoda, że tych cech nie posiadł jej brat...
- Więc czego od nas oczekujesz? - warknęła na przywitanie Heathera, mierząc wzrokiem Czkawkę.
Chłopak westchnął.
- Wyboru.
- Wyboru? - Heathera uniosła jedną brew.
- Tak, daję wam wybór. Możecie dołączyć do mnie, albo stanąć na czele waszych ludzi i opuścić Berk, tak, jak ustaliłem to z waszym bratem - Czkawkę napawało gniewem imię Theoda, więc wolał go rzadziej używać.
- Jeśli tu zostaniemy, mamy ci się kłaniać?! - prychnęła Heathera. Tanya trąciła ją łokciem. - Nie myśl sobie, że wszystko od ciebie zależy, Wikingu. Sami damy sobie radę.
- Skoro tak, to nie powinniście mieć problemu z opuszczeniem mojej wyspy - powiedział Czkawka stanowczo.
- Heathero, daj spokój - szepnęła Tanya, ale siostra jazignorowała.
- Dlaczego tak traktujesz przyjaciół? - zapytał cicho Czkawka, ale Heathera odwróciła wzrok.
- Bo to przyjaciele zesłali na mnie nieszczęście - mówiła dalej chłodno, ale jej oczy zaszły łzami.
- Jakie nieszczęście? - Czkawka nie zrozumiał.
- Odejście Theoda... i utrata ciebie - wyznała. Tanya odwróciła wzrok, jakby tego nie słyszała. Czkawka nie wiedział, co ma odpowiedzieć, w końcu po namyśle wyszeptał:
- Astrid nie jest winna twojemu nieszczęściu. Nie chciała zrobić nikomu krzywdy. Heathero, my... - przełknął głośno ślinę, zastanawiając się, jak to powiedzieć. - my nigdy nie mieliśmy najmniejszej szansy bycia razem. Kochałem Astrid już wtedy, kiedy poznałem ciebie. Nie żywię do ciebie innych uczuć niż przyjaźń, nawet w tej chwili, gdy wystawiasz mnie na próbę. Chcę zadbać o was i o wasz lud. No więc?
   Heathera zamknęła na chwilę oczy. Czkawka dopiero zauważył łzy na jej policzkach.
- Odpłyniemy. - obiecała spokojnie. - Po następnej pełni, za cztery dni.
Czkawka kiwnął głową. Takiej odpowiedzi się spodziewał.
- Ja nie. Zostanę w Berk, jeśli Czkawka mi pozwoli - powiedziała Tanya. Oboje zwrócili na nią uwagę.
- Jak to? - zapytała Heathera, nie rozumiejąc.
   Tanya objęła siostrę i popatrzyła jej w oczy, również ukazując łzy.
- Kocham Mieczyka, Heath. Wybacz, ale nie mogłabym opuścić Berk, tu jest moje miejsce - powiedziała, a po jej policzku spłynęła duża łza. Heathera również nie wytrzymała, tym razem obie szlochały, przytulając siebie.
- Zostawisz mnie? - zapytała Heathera łamiącym się głosem.
- Nigdy - przysięgła Tanya. Obie siostry uśmiechnęły się do siebie słabo, po czym zwróciły oczy na skołowanego Czkawkę.
- Tanya jest już jedną z nas - rzekł wolno. - Zresztą Mieczyk chyba podciąłby sobie żyły, gdybyś odpłynęła, a samego bym go z wami nie puścił - żachnął się, a siostry zaraziły się szczerym uśmiechem.
 - Dziękuję - szepnęła Tanya i rzuciła się w ramiona Czkawce, jak starszemu bratu i tak się właśnie oboje czuli - jak rodzeństwo. Czkawka cieszył się z tej zażyłości, bo nigdy nie miał brata, ani siostry, a czuł, że doskwiera mu pewnego rodzaju samotność.
   Heathera uśmiechnęła się na ich widok i wytarła łzy.
- Wybacz, Czkawka za moje zachowanie. - powiedziała, ale Czkawka wyciągnął do niej drugie wolne ramię i już niedługo cała trójka trzymała się w objęciach. Wiedzieli, że prawdopodobnie po raz ostatni mają ku temu okazję.

...

Czkawka uchylił delikatnie drzwi, żeby nikogo nie obudzić. Przy palenisku jak wcześniej siedziała Astrid, wcale nie spała. Valki przy niej nie było. Astrid miała rozłożony materac i pierzynę, Czkawka w jednym momencie poczuł złość na mamę, że nie kazała jej spać na jego łóżku.
- Cześć, skarbie - powiedziała Astrid wesoło. Czkawka usiadł koło niej i pocałował ją w czoło.
- Śpisz tu? - zapytał. Szczerbatek pobiegł po schodach na górę.
- Tak, kłóciłam się z Valką, aż w końcu dała mi spokój - uśmiechnęła się triumfująco. Czkawce przyszło do głowy, że nawet taka pobita wygląda pięknie. Pocałował ją jeszcze raz bardzo delikatnie, jak dziecko. - Opowiadaj mi tu lepiej jak ci poszło z Tanyą i Heatherą. - powiedziała ciekawsko, przyciągając Czkawkę do siebie.
   Chłopak roześmiał się chyba po raz pierwszy od dłuższego czasu.
- O nie, najpierw ty mi powiesz, czemu masz przede mną tajemnice.
Uśmiech Astrid nagle przygasł.
- Tajemnice?
- No tak - Czkawka nie chciał wyzbywać się dobrego humoru, póki go jeszcze miał. Dodał z uśmiechem - na przykład, co to było to dzisiaj?
   Astrid przełknęła głośno ślinę, cały czas patrząc Czkawce w oczy.
- Kiedyś ci to powiem, Czkawka, ale nie teraz. - Czkawka w jednym momencie wyzbył się całej mgły radości, jaką sprawiało mu przebywanie z Astrid.
- Dlaczego?
Dziewczyna westchnęła.
- Jesteś wystarczająco wściekły na Theoda. Jeszcze strzeliłoby ci coś do głowy. - Czkawka poczuł na plecach dreszcz niepokoju.
- Czy zrobił ci coś jeszcze oprócz tego, co zaszło wczoraj? - warknął. Astrid wydawała się być przerażona i zaniepokojona tonem narzeczonego. - I czego tak go bronisz?! Zaszło między wami coś więcej?
   W oczach Astrid pojawiły się łzy. Czkawka podejrzewał to już wcześniej, ale bał się brać to pod uwagę. Czy Astrid naprawdę mogłaby go zdradzić?
Dziewczyna odetchnęła i powiedziała cicho.
- Nic więcej nigdy nie zaszło między mną, a Theodem. Gdyby coś było, powiedziałabym ci, tak jak ty powiedziałeś mi o Heatherze. Kocham cię, Czkawka. - powiedziała łamiącym się głosem. - Nigdy nie kochałam i nie będę kochała nikogo innego.
   Czkawka przytulił ją. Jak mógłby podejrzewać ją o coś takiego?
- Powiedz mi, co to za tajemnica przede mną? - poprosił. Astrid wytarła łzy i zaczęła:
- Odkąd Damorowie się pojawili na Berk, Theod cały czas za mną chodził, uśmiechał się. Czasem serio mnie to wkurzało, ale siedziałam cicho, bo to nasz gość, a ja jestem przyszłą żoną wodzą. Kiedy wróciliśmy i wygraliśmy bitwę o Berk, znowu się zaczęło, ale tym razem mniej uprzejmie z jego strony.
   Raz kiedy rozmawialiśmy on powiedział coś typu, że z nim mogłabym być szczęśliwsza. Oczywiście w żarcie. Już wtedy myślałam, że przesadza i nawet nie powinien tak mówić, przecież był twoim przyjacielem.
   Któregoś dnia powiedział mi, że mnie kocha i że nie może sobie wyobrazić życia beze mnie, dlatego wrócił na Berk. Że jeżeli mu nie pozwolę dać nam szansy to on znajdzie sposób, żebyśmy byli razem.
   Czkawka słuchał w skupieniu. Był w szoku. Astrid kontynuowała.
- Próbowałam mu wyjaśnić, ale on nie chciał słuchać. Wczoraj nawet mnie pocałował, ale ja chciałam go odepchnąć i tak to wszystko się zaczęło. Gdyby nie Śledzik...
   Astrid odwróciła wzrok.
- Czemu nie powiedziałaś mi o tym wcześniej? - wyszeptał Czkawka.
- Bo wygnałbyś go z Berk i nie byłoby rozejmu. Czkawka, ja wiem, że to jest nam potrzebne. Sam widzisz, że gdyby nie Damorowie nie odzyskalibyśmy Berk.
   Czkawka nie wiedział, co ma myśleć. Astrid ma rację, Damorowie naprawdę im pomogli, ale Theod przekroczył wszelkie granice gościnności.
   Szczerbatek wrócił z góry po schodach na dół. Nawet spać nie mógł daleko od Czkawki, a chyba się domyślił, że tym razem to jeździec zostanie na dole. Znalazł wolny, przytulny kąt i rozłożył tam swój wielki ogon. Astrid zaczęła go obserwować.
- Damorowie wyjadą z Berk - obiecał jej Czkawka. - Heathera zajmie miejsce Theoda i zabierze stąd wszystkich. Tanya zostaje z nami.
   Astrid ucieszyła się.
- To świetnie! Czemu nie powiedziałeś od razu?
- Ty zaczęłaś pierwsza - zaśmiał się Czkawka, choć sam w swoim sercu obiecał sobie, że zemści się na Theodzie za Astrid i jej wszystkie krzywdy, które przed nim ukrywała. Jak mógł być taki ślepy?
   Czkawka rozsiadł się i ściągnął but. Miał już dość łażenia po Berk i pilnowania, czy inni robią to, co im kazał i czy robią to dobrze. Proteza uciskała go, jak za każdym razem, gdy nachodził się zbyt wiele, jednak nie dawał tego po sobie poznać, żeby Astrid się nie martwiła. Chyba był słabym aktorem...
- Proteza? - spytała Astrid krótko.
Czkawka kiwnął głową.
- Nic mi nie jest. - uśmiechnął, się, po czym dodał - jak ty to poznajesz?
Astrid westchnęła.
- Na czole pojawia ci się zmarszczka, kiedy cię coś boli, dokładnie jak u Valki.
   Czkawka zamyślił się. Nigdy nie zwrócił na to uwagi, gdy był przy Valce.
- Znam cię Czkawka tak dobrze, że nie ma rzeczy, której bym o tobie nie wiedziała. - mruknęła, patrząc na Szczerbatka, jakby mierzyła wzrokiem wielkość jego skrzydeł.
- Tak? - Czkawka oparł się o łokieć, wpatrując się w Astrid. - Moje urodziny?
- Dwunasty czerwca.
- Ulubiona potrawa?
- Smażony dorsz - wzruszyła ramionami.
- Eee... - Czkawka próbował wykombinować coś jeszcze, ale wiedza Astrid go przerażała. On pewnie poległby na pierwszym pytaniu. - Ulubiony kolor?
- Błękit, koloru nieba - rozmarzyła się Astrid, kładąc głowę obok wodza.
- Jesteś tego pewna?
- Tak.
- Kurczę. - Szczerbatek roześmiał się chrapliwie. Przysłuchiwał się tej rozmowie od momentu pytań Czkawki. Najwyraźniej ten temat zainteresował smoka - No dobra, wymień pięć rzeczy, które wkurza mnie najbardziej.
   Astrid wyciągnęła palce przed siebie i zaczęła wyliczać, jednocześnie wskazując liczbę palców na dłoni.
- Nie lubisz kiedy cię biję, kiedy ktoś przy tobie głośno kaszle albo kiedy ktoś zmusza cię do robienia czegoś tak, jak on tego chce...
- Jestem indywidualistą - zaczał się bronić Czkawka, ale Astrid wyliczała dalej:
- ... kiedy musisz coś komuś udowadniać i kiedy ktoś ze mną flirtuje.
- Ej, ej, ej, chwila moment. Co to było to ostatnie? - Czkawka podniósł pytają o brew. Astrid roześmiała się.
- Nawet Szczerbek to wyczuwa i stara się ciebie wtedy unikać.
- Twierdzisz, że jestem takim zazdrośnikiem?
- A może nie? - spytała Astrid, wystawiając mu język. Czkawka uwielbiał, kiedy się z nim w ten sposób droczyła.
- Nie? - prychnął Czkawka. - Niby kiedy ostatni raz byłem zazdrosny?
- Za każdym razem, gdy widzisz Theoda ze mną - Astrid wzruszyła ramionami. Czkawkę dziwiło to, jak bardzo ulgowo traktowała jego temat.
- A ty, kiedy widzisz mnie z Heatherą. - Czkawka popatrzył narzeczonej w oczy, w których zapłonął gniew.
- Kobietom łatwiej uwieźć mężczyznę. - warknęła, obracając się tyłem do niego.
   Chłopak poczuł, że chyba przegiął i zaczął całować Astrid od karku, po szyję i ramię. Próbowała go odepchnąć, ale nie udało jej się.
- Ale to nie znaczy, że w drugą stronę nie jest to możliwe. Popatrz, ja uwiodłem ciebie - zaśmiał się, ale Astrid dalej nie odpowiadała, obrażona. - Oj, nie gniewaj się, nie chciałem cię rozzłościć.
   Przeszedł z pocałunkami do policzka, kierując się do ust, ale Astrid odepchnęła go. Chłopak chciał się roześmiać, ale zachował powagę. Znowu wrócił, nie dając dziewczynie spokoju. Tym razem nie odepchnęła go i nawet, gdy jego pocałunki doszły do ust, odwzajemniła je.
- Widzisz, a jednak to ja uwiodłam ciebie - zaśmiała się. Czkawka poczuł się zbity z tropu.
- Co?
   Astrid zarumieniła się.
- Kiedy udaję obrażoną bardzo dobrze ci idzie przepraszanie - zamruczała, a kąciki ust Czkawki podniosły się w uśmiechu.
   Wygrała. To ona znała go bardziej. Chyba tak samo jest w łowach. Trzeba poznać cel, żeby stał się zdobyczą. Chyba i on się trochę dokształci...

Mam do was pytanie: czy po tylu rozdziałach i wql nie znudziłam wam się jeszcze?? :) bo zastanawiam się czy po prostu nie skończyć tego bloga, ale to już zależy od was.

sobota, 20 grudnia 2014

Nocna Furia


   Czkawka nie spał długo. Obudził się zaraz po wyjściu Pyskacza i Śledzika. Gothi poszła spać do drugiej izby. Astrid cały czas drzemała w jego ramionach. Czkawka starał się nie wiercić, żeby jej nie zbudzić.
   Dopiero zobaczył, że pod ścianą naprzeciw, w cieniu siedziała Valka. Przyglądała się im.
- Mamo?
Valka zamrugała, jakby sama drzemała.
- Słyszałam o wszystkim, Czkawka - powiedziała smutnym albo sennym głosem. Czkawka nie mógł go rozpoznać. - Jak ona się czuje?
   Czkawka spojrzał na Astrid i skrzywił się, widząc w jakim jest stanie. Za każdym razem, gdy na nią patrzył po sytuacji z Theodem czuł w ustach smak nienawiści. Jak ktokolwiek mógł tak postąpić? Przełknął głośno ślinę i spytał:
- Gdzie Szczerbatek?
   Valka wstała. W świetle księżyca Czkawka zobaczył srebrne pasma połyskujące na jej głowie.
- Z Chmuroskokiem. Oba smoki śpią na dole, w Berk.
   Czkawka odetchnął. Valka usiadła obok niego na podłodze.
- Astrid to silna dziewczyna, da sobie radę - zaczęła znów. - Ale co zrobisz z Damorami?
Czkawka przemyślał to, po czym odpowiedział wolno:
- Nie mogą odpowiadać za to, co zrobił na ich wódz. Myślę, że powinniśmy dać im wybór.
- Wybrać ciebie jako wodza i dołączyć do nas albo wybrać kogoś innego i opuścić Berk? - zgadła Valka. Czkawkę frustrowało, jak szybko odgadywała jego myśli. Nic nie mogło się przed nią ukryć.
- A jest jakieś inne wyjście? - Valka pokręciła przecząco głową. Czkawka poczuł, że musi porozmawiać z Heatherą i Tanyą. Powinny wiedzieć o tym, co się stało.
- Weźmiesz stąd Astrid? - zapytała jeźdźczyni. Jej jasne oczy zabłyszczały zagadkowo. Czkawka przypomniał sobie, że to chyba jedyne, czego od niej nie otrzymał - miał zielone oczy Stoicka.
- Myślałem, że Gothi...
- Nic więcej nie może dla niej zrobić. Musi wypoczywać.
   Czkawka znów zerknął na dziewczynę. Jej zamknięte oczy były spuchnięte, policzki nadal sine. Miał ochotę pogłaskać ją po policzku, ale widząc te sińce zrezygnował.
   Jeszcze go dorwę, obiecał sobie Czkawka w myślach, żeby nie usłyszała tego Valka. Na pewno próbowałaby go odciągnąć od tej myśli. Kurczę, po raz pierwszy Czkawka czuł, że w czymś się z nią nie zgadza. Z ojcem to się nazywała codzienność, ale zawsze myślał, że jest tak podobny do Valki, że nawet myślą podobnie. A tu proszę, nagle okazało się, że jednak Czkawka postąpi inaczej. Zresztą miał do tego pełne prawo.

...

Valka i Czkawka zdecydowali, że lepiej będzie, jeśli Astrid będzie u nich. W jej domu byłaby sama, bez żadnej pomocy, a tu w domu wodza Czkawka i jego mama mogli się nią opiekować.
   Następnego dnia o świcie wódz chciał znaleźć siostry Theoda, aby opowiedzieć im o całej sytuacji i pozwolić im zdecydować, co dalej zrobić z Damorami, jak to już przemyślał wcześniej z Valką.
   Czkawka zostawił Astrid u mamy, która robiła jej napary z bzu, żeby rany szybciej się goiły. Chłopak wiedział, że jego narzeczona jest w dobrych rękach.
   Idąc przez plac, Czkawka zauważył Tanyę i Heatherę, obie schludnie uczesane jak na tak wczesną porę. Gdy zauważyły wodza, od razu podbiegły do niego i zaczęły pytać, gdzie jest ich brat. Czkawka czuł, że mięśnie mu się napinają na myśl o Theodzie.
   Najbardziej trudne było wyjaśnienie siostrom wodza całej tej sytuacji. Obie stały w szoku, nie mogły nic powiedzieć, ale zaraz w oczach Heathery zebrał się gniew.
- Jaką mamy mieć pewność, że to, co mówisz jest prawdą? - warknęła. - Mógłbyś przecież wypędzić Theoda i to wszystko wymyślić.
   Tanya wyglądała na zagubioną. Była najbardziej zaprzyjaźniona z Wikingami wśród wszystkich Damorów, a już zwłaszcza z Mieczykiem. Ufała wodzowi, niemal tak jak własnemu bratu. Czkawka zauważył, że wyglądała teraz na starszą i bardziej rozsądną niż wcześniej, przed wylotem jego i Astrid po Nocną Furię.
 - Mógłbym tak zrobić - powiedział Czkawka wolno. - Ale nigdy nie skrzywdziłbym Astrid - wódz zauważył, jak w Heatherze zbiera zazdrość i żal, ale dziewczyna nie chciała tego dać po sobie poznać. - Możecie zobaczyć, w jakim jest stanie...
   Tanya pokiwała szybko głową i nie czekając na zaproszenie, pobiegła w stronę domu wodza. Czkawka wiedział, że dziewczyna naprawdę martwi się o Astrid. Dużo razem spędzały czasu, gdy Czkawka spełniał obowiązki wodza.
   Heathera natomiast traktowała to wszystko bardziej chłodno. Obeszła Czkawkę wolno, cały czas patrząc mu w oczy i ruszyła za siostrą.
   Czkawka westchnął, gdy zrozumiał, jak ciężkie to będzie zarówno dla sióstr, jak i dla niego samego. Spojrzał na Szczerbatka, który dodał mu odwagi kiwając głową w stronę domu wodza. Gdyby nie smok, Czkawka nie dałby rady na samym początku bycia wodzem.
   Gdy otworzył drzwi swojej chaty, zauważył przy palenisku Astrid, siedząca na puchowym materacu zgiętym wpół. To był pewnie pomysł Valki. Jego mama siedziała naprzeciw niej. Astrid wyglądała nieco lepiej, trzymała w ręku kubek, pewnie popijała gorące mleko.
   Tanya uklęknęła obok niej i zasłoniła usta dłonią, widząc w świetle ognia rany Astrid. Heathera była równie wstrząśnięta, wyglądała, jakby zaraz miała zemdleć.
- Aastrid - wydukała Tanya. Zachowywała się tak, jak Czkawka, kiedy pierwszy raz zobaczył narzeczoną w takim stanie. Odchrząknęła i zapytała pewnym głosem - to mój brat ci to zrobił?
   Astrid nie wiedziała, co ma odpowiedzieć. Spojrzała na Czkawkę, który zacisnął dłonie na rzeźbionym progu.
- Nie wiem, czy wtedy Theod panował nad sobą - przyznała. Heathera wciągnęła ze światem powietrze.
- Niemożliwe, Theod nigdy by ciebie nie skrzywdził! On cię kochał! - krzyknęła. Czkawka po raz pierwszy w życiu miał ochotę uderzyć dziewczynę.
Do rozmowy przystąpiła Valka.
- Śledzik przy tym był. On także odniósł rany, broniąc Astrid. Widział wszystko. - Czkawka uświadomił sobie boleśnie, że nawet nie podziękował Śledzikowi za uratowanie życia jego ukochanej. Co z niego za przyjaciel?
Astrid westchnęła.
- Czkawka zostawisz nas same? - chłopaka w jednym momencie zatkało. Myślał, że nie mają przed sobą tajemnic. Jednak spojrzenie jego mamy kazało mu wyjść. Kiwnął głową i zamknął za sobą drzwi, zabierając Szczerbatka.
   Miał do zrobienia bardzo ważną rzecz.
   Po rozdaniu Wikingom ich zadań na dzisiejszy dzień, takich jak łowienie ryb, polowanie, rąbanie drzewa, czy nawet przenoszenie zebranych zapasów do spichlerzy, Czkawka udał się prosto do domu Śledzika.
   Zapukał cicho, po czym upewniając się, że może wejść, wszedł do środka.
   Śledzik siedział na materacu, tak jak Astrid i przykładał sobie do oka kawałek mięsa. Czkawka usiadł naprzeciwko i popatrzył przyjacielowi w oczy.
- Jak się czujesz? - zapytał. Szczerbatek węszył po chacie w poszukiwaniu ryb.
- Nie najgorzej, w nie takich kłopotach siedzieliśmy - rzekł, dumnie wypinając pierś, co wydało się Czkawce śmieszne.
Zasłonił usta, żeby się nie roześmiać.
- Śledzik, gdyby nie ty... - Czkawka nie chciał brać pod uwagę myśli, że Astrid mogłoby przy nim nie być. Strach go brał na myśl o tym. - Nie wiem, jak ci dziękować, za to co zrobiłeś.
Śledzik machnął dłonią.
- E tam, ty zrobiłbyś to samo dla każdego z nas.
   Czkawka pomyślał, że to w sumie prawda, ale to nie znaczy, że to, co zrobił Śledzik, nie miało wielkiego znaczenia.
   Nagle rozległ się huk a oboje zauważyli leżący metalowy świecznik obok Szczerbatka.
- Szczerbatek! - krzyknęli obydwoje. Smok się skulił, ale nie jakby się bał Wikingów, tylko jakby czuł się winny.
   Śledzik nagle się roześmiał.
- Wichura często tu zawadzała, kiedy szukała mięsa. Ryby są w torbie koło drzwi.
   Szczerbatek nastawił uszy i ruszył pędem w stronę drzwi, na ile pozwolił mu niski sufit i pełno papierów dokoła.
- Chciałbym cię zapytać... Jak to wyglądało? Znaczy zobaczyłeś jak Theod ją.. - nie mógł powiedzieć słowa "bił". Śledzik szybko się domyślił, o co mu chodziło i zarumienił się.
- Wiesz, głupio mi teraz, Czkawka, ale ja słyszałem dość dużo z ich rozmowy.
- Czyli oni rozmawiali? - zapytał Czkawka. Poczuł dreszcz na skórze, myśląc o tym, co Astrid może przed nim ukrywać.
- Tak, w pewnym sensie. Astrid próbowała mu uprzejmie zwrócić uwagę, jak się zachowuje i że wcale nie pomógł tobie przy zapasach jak obiecywał. Ale do niego nic nie dochodziło, jakby był zahipnotyzowany. Co chwile pytał ją o takie rzeczy... - urwał, jakby zdał sobie sprawę, że powiedział za dużo.
- Jakie rzeczy?! - Czkawka otworzył szeroko oczy.
Śledzik wydawał się zażenowany.
- Pytał ją, czy jej na nim zależy i czy chce, żeby on został na Berk. - Czkawka nagle ruszył z miejsca i rzucił w ścianę drewnianym stołkiem, który przed chwilą stał obok niego. Śledzik był w szoku, nigdy nie widział Czkawki w furii, ani gdy zginął jego ojciec, ani gdy Malgor schwytał Astrid w Berk podczas bitwy, ani nawet gdy zabił Drago. Podczas tej ostatniej sytuacji Czkawka nie był sobą, sam mówił, że nie pamiętał samego momentu wbicia miecza. Teraz był to cały Czkawka, ten który od dziecka był zakochany w Astrid, który zawsze udowadniał innym, że jest Wikingiem, tak jak oni, który zawsze robił to, co podpowiadał mu rozum. Teraz nie wyglądał, jakby sugerował się umysłem.
   Czkawka złapał się za głowę, jakby chciał stłumić myśli.  Furia jaką czuł w sercu była nie do zniesienia, mógł rozwalić cały ten dom, byle tylko zażegnać to okropne uczucie. Szczerbatek podbiegł do niego i stając na dwóch łapach przytulił go od tyłu przednimi łapami, całkiem jak człowiek. Chociaż sufit był nisko, Szczerbatek trzymał Czkawkę dość mocno, chyląc głowę tuż pod dachem.
   Czkawka nie wiedział, jak to możliwe, ale cała złość, jaką czuł, jakby zniknęła. Nie wierzył, że to możliwe, żeby smok pomógł mu z tym strasznym uczuciem, ale to najwyraźniej prawda. Szczerbatek puścił go i odszedł wolno na swoje miejsce obok kosza ryb, cały czas przypatrując się jeźdźcowi, jakby badał, czy mu pomógł.
   Śledzik otworzył usta tak bardzo, że mógłby zmieścić w nich łapę smoka.
- Nie do wiary... - wyszeptał. - Czkawka jak ty się...
   Wódz obejrzał się. Wyglądał normalnie, ale czuł, jakby cała nienawiść i frustracja zniknęły.
- Mordko, coś ty zrobił? - zapytał, ale usłyszał tylko dziwny śmiech smoka. Obydwoje ze Śledzikiem dołączyli do Szczerbatka śmiejąc się.
- Czy to możliwe, że to stąd wzięła się nazwa Nocnej Furii? Jak myślisz, Czkawka? - pytał Śledzik, ale Czkawka przytulał smoka.
- Tego nie wiem, ale wątpię, że ten, kto nazwał tak ten gatunek smoka wiedział o tych właściwościach. Raczej nie wytresował Nocnej Furii.
- On nie - roześmiał się Śledzik. - Ale ty tak.

czwartek, 18 grudnia 2014

Lepszy wódz

   Zapadał już zmrok, kiedy Czkawka i Szczerbatek wracali do Berk. Wódz właśnie kończył swój ostatni patrol i miał nadzieję, że Wikingowie nazbierali dość dużo jedzenia i drwa, aby móc powiedzieć, że był to dobry dzień. On sam nie czuł nóg, a pół dnia latał na Szczerbatku.
   Kiedy szli przez pusty plac w stronę Wielkiej Sali, Czkawka usłyszał krzyk. W jednej chwili serce pękło mu na pół, kiedy zrozumiał, do kogo należy ten głos. Szczerbatek zareagował tak samo. Obydwoje  natychmiast pobiegli w stronę ogłuszającego krzyku dziewczyny. Dziwne, że nikt tego nie usłyszał.
   Czkawka biegł niemal tak szybko jak Szczerbatek, aż dobiegli za dom Flegmy, za którym zobaczyli Astrid leżącą obok drzwi stajni z nad szarpanymi ubraniami i sinymi policzkami i szyją oraz Śledzika trzymającego się za oko z twarzą równie pobitą jak Astrid. Czkawka nie wiedział, jak ma zareagować, Szczerbatek natychmiast pobiegł w stronę klifu, najwyraźniej usłyszał bieg oprawcy w przeciwieństwie do jeźdźca.
- Astrid... - wydukał w końcu. - Cco, ci się stało?
   Podbiegł do niej i przytulił ją do siebie. Cały czas dygotała,  jakby dostała nagłych dreszczy. Oboje zaczęli płakać z przerażenia, dopóki ich wspólnych szlochów nie przerwał Śledzik:
- To był Theod, Czkawka - powiedział Śledzik chrapliwym głosem. Miał twarz ubrudzoną krwią.
   Czkawka popatrzył na niego, nie wiedząc,co odpowiedzieć. Theod? Ten sam wódz, który uratował im życie?
- Ggdzie on teraz jest? - wydukał w końcu. Jakby w odpowiedzi wrócił Szczerbatek. Trzymał w zębach kawałek materiału. Czkawka poznał, że jest to kawałek płaszcza Theoda. W tym momencie wszyscy zrozumieli, że sprawca uciekł, zostawiając swoje plemię na Berk.
...
- Gothi mówi, że Astrid miała szczęście, gdyby nie Śledzik skończyłoby się to naprawdę źle. - tłumaczył Pyskacz poruszonym głosem.
- Ale nic jej nie jest? - zapytał Czkawka. W tej sytuacji to pytanie było bez sensu, widząc zakrwawioną i posiniaczoną twarz Astrid, nie mówiąc już o kończynach. Czkawka cały czas trzymał ją na kolanach.
- No nie powiedziałbym nic, Czkawka, jeśli tego nie zauważyłeś...
- Przecież widzę!! - wykrzyknął Czkawka. Pyskacz i Śledzik stanęli jak wryci. W oczach Czkawki pojawiły się łzy, ale obrócił wzrok.
- Czkawka, przepraszam - wyszeptała dziewczyna. Wszyscy zwrócili na nią zdziwione spojrzenia.
- Za co ty mnie przepraszasz? - zapytał cicho chłopak.
- Obiecałam ci, że z nim porozmawiam, że go przekonam, żeby ci zaufał, a ja...
   Wszyscy czekali w milczeniu, każdy z innego powodu- Czkawka nie wiedział, co powiedzieć, inni czekali, aż dziewczyna skończy.
- A ja zdzieliłam go w twarz - dokończyła Astrid, troszkę się rumieniąc. Pyskacz wybuchnął zduszonym śmiechem, a na sinych ustach Astrid pojawił się słaby uśmiech.
- Wcale nie musiałaś - szepnął Czkawka. Pyskacz rozpoczął pogawędkę ze Śledzikiem, jakgdyby nigdy nic. Nie słyszeli rozmowy narzeczonych. Gothi gotowała coś w blaszanym kociołku.
- Musiałam. Już niedługo to będzie mój obowiązek. Chciałam ci pomóc. Widziałam, że go nie udobruchasz. Przestał ci ufać. - Czkawka prychnął.
- Ja mu też. Zresztą nigdy mu nie ufałem.
- Właśnie - przerwała Astrid. - Dlatego musiałam ci pomóc. On mi ufał.
   Czkawka coś zrozumiał. Popatrzył dziewczynie w oczy.
- Ty mu też...
Astrid odwróciła wzrok.
- Ocalił mi życie. - zatrzymała się, a po chwili dodała - Nie wiedziałam, że będzie chciał mi je odebrać.
   Czkawka westchnął, ale w jego sercu rozchodziła się nienawiść, prędkością błyskawicy. Astrid się domyślała, że gdyby Theod ponownie pojawił się na wyspie, Czkawka zabiłby go bez mrugnięcia okiem.
- Jest kiepskim wodzem - rzekł w końcu Czkawka, patrząc w dal. Szczerbatek czekał pod drzwiami Gothi, Astrid domyślała się, że Czkawka bada, czy smok czeka przy drzwiach.
   Od czasu, kiedy prawie stracił Szczerbatka przez Drago, bacznie obserwował smoka i często nasłuchiwał czy dalej przy nim jest. Może i śmierć Wichury miała na niego taki wpływ - był świadomy, że Szczerbatek może opuścić go w każdej chwili tak, jak Śmiertnik.
Astrid zwróciła wzrok na narzeczonego.
- Opuścił swoich - tłumaczył Czkawka.
   Dziewczyna uśmiechnęła się znowu. Najwyraźniej czuła się już lepiej.
- Znam lepszego wodza niż on - zaszczebiotała. Czkawka próbował się uśmiechnąć, ale wyszedł z tego grymas.
- Tak? Kto to?
- Zgadnij - wyszeptała , przytulając się do niego.
Czkawka nie musiał się długo zastanawiać.
- Mój ojciec - powiedział gorzko. Astrid natychmiast rzuciła mu przepraszające spojrzenie.
- Stoick był wielkim wodzem - przyznała, ale dotknęła policzka Czkawki wierzchem dłoni i dodała - Ale to jego syna miałam na myśli.
   Wtulili się w siebie, słuchając wesołych opowiadań Pyskacza. Czkawka był mu wdzięczny, że rozładowywał i tak napiętą atmosferę.

poniedziałek, 15 grudnia 2014

Szarpanina

Śledzik maszerował raźno po Berk, niosąc ze Sztukamięs drewno na opał. Miał kilka obowiązków, zresztą Czkawka sam go o to poprosił, więc nie czekając, aż reszta jeźdźców się zbudzi (na Sączysmarka nie mógł liczyć, a tym bardziej na bliźniaków), wziął się do roboty. Miał nadzieję, że Czkawka pozwoli mu polecieć na Kwietną Wyspę, by dalej badać podgatunki kwietnika poletniego. Tą roślinę badał już bardzo długo, bo okazało się, że ma szereg różnych właściwości. Nawet Czkawka się zainteresował niezwykłym gatunkiem i Śledzik ma obowiązek powiadamiać go o dalszych etapach badań. Jeździec cieszył się, bo Czkawka był jedynym Wikingiem z wyjątkiem chyba samej Gothi, który interesował się nauką na temat roślin, dlatego tylko z wodzem mógł prowadzić takie rozmowy.
   Dzień upłynął szybko, Wikingowie od razu zabrali się do pracy. Czkawka patrolował teren i jednocześnie pilnował porządku między spornymi Wikingami, Astrid pomagała kobietom zaplatać kosze i roznosiła wiadomości, rzecz jasna od Czkawki, Pyskacz pomagał rybakom przy sieciach a Valka i Chmuroskok polowali wśród fal. Śledzik marzył, żeby to zobaczyć, jako że Chmuroskok nie był smokiem klasy wodnej. Reszta Jeźdźców chodziła po lasach i rąbała drzewo na opał. Rolę głównego drwala przejął Sączysmark, o dziwo Heathera zgodziła się mu pomóc, a bliźniacy dostarczali drewno do Berk razem z Tanyą. Śledzik  myślał, że Szpadka pewnie szalała ze wściekłości i przez towarzyszkę Sączysmarka i przez obecność Heathery, ale przez cały dzień nie odezwała się ani słowem, co było naprawdę dziwne, jak na Szpadki.
   Kiedy w wiosce zapadał już zmierzch, a Śledzik mierzył postępy by zdać relację Czkawce ze zdziwieniem zauważył, że przez jeden dzień zrobili wystarczająco, by przez pół zimy nakarmić swoich. Mieli jeszcze wiele pracy, ale trzeba było przyznać, że w takim tempie wyrobią się do następnej pełni za piętnaście dni.
   Śledzik miał sprawdzić stan wioseł, gdy usłyszał dźwięki rozmowy. Głośnej rozmowy. Wyjrzał zza domu Flegmy i zauważył schowanych koło stodoły Astrid i Theoda. Śledzik musiał przyznać, że przez cały dzień nie widział wodza, choć jego ludzie naprawdę dali z siebie wszystko.
- ...wybacz, ale nie mamy czasu na twoje dziecinne zachowanie. - warknęła Astrid. Śledzik zdziwił się, widząc jej mało przyjemny ton. - Twoi ludzie naprawdę robią, co mogą a ich wódz nawet nie raczy opuścić domu.
   Theod wyglądał strasznie. Śledzik wystraszył się, że wódz zaraz skoczy ku Astrid jak wilki z północnych lądów, bo taki właśnie miał wyraz twarzy.
- Czemu Czkawka chce żebym odpłynął? - zapytał chrapliwie, ignorując słowa dziewczyny. Śledzik zauważył, że Astrid wbija paznokcie w skórę, co robiła zawsze, gdy była mocno zdenerwowana, najczęściej przy Czkawce.
- Wcale nie chce, żebyś odpływał, ale nie zamierza robić za ciebie wszystkiego, to nasi ludzie są najważniejsi.
Theod jakby nie słuchał, złapał Astrid za ramiona i zapytał groźnym tonem, wpatrując się w nią intensywnie.
- A ty chcesz, żebym odpłynął? Astrid, powiedz. - dziewczyna stanęła w szoku, po sekundzie zaczęła się szarpać, ale Theod trzymał ją mocno. Śledzik miał złe przeczucia, ale nie mógł się ruszyć, jakby jego nogi nagle przymarzły do ziemi.
- Theod, puść! - krzyknęła Astrid, ale w okolicy nie było nikogo. Wszyscy zbierali się w Wielkiej Sali.
- Powiedz, że wcale mnie nie kochasz. - głos Theoda był przerażający, to nie takiego wodza znali Wikingowie. - Widzę, że ci na mnie zależy, Astrid. - dziewczyna szarpała się jak mogła, ale nic to nie dawało.
   Śledzik pomyślał, że musi zawołać Czkawkę, kiedy usłyszał  trzask i zobaczył Theoda trzymającego się za nos. Jak to dobrze, że to była... No, Astrid, a nie na przykład Szpadka, która nie dałaby mu rady.
- Proszę, oto odpowiedź. - zawarczała dziko. Śledzik nie chciałby być w tym momencie na miejscu Theoda. - A teraz módl się, żeby mój narzeczony się o tym nie dowiedział, bo więcej nie postawisz nogi na Berk.
   Astrid już się obracała i miała odchodzić, kiedy rozwścieczony Theod chwycił ją za nadgarstek, ten, który wykręcał jej Malgor, tak, że nie mogła się ruszyć, po czym przycisnął ją do ściany i zaczął całować z taką siłą, że Śledzik  zaczął się naprawdę bać o dziewczynę. Ruszył pędem w stronę klifu. Modlił się do Thora, żeby na tle zachodzącego popielem i beżem nieba zauważył sylwetkę Nocnej Furii.
   Nagle pojął, że Czkawka nie zdąży na czas i w jego dłoniach pojawiła się siła, a jego nerwy uspokoiły się. To od niego zależało, czy Astrid przeżyje szarpaninę. To on musiał jej pomóc, nie Czkawka. Nie tym razem.

niedziela, 7 grudnia 2014

Zapasy


   Wszyscy zebrali się na placu, żeby wysłuchać Czkawki. Chłopak zauważył, że nie ma z nimi Astrid. Pewnie jeszcze słodko spała u niego w domu.
- Cisza! – krzyknął Czkawka, a cały plac w jednym momencie przestał rozmawiać. Wódz odchrząknął. Wiedział, co powiedziałby Pyskacz – brzmisz jak Stoick. Chłopak najwyraźniej we wszystkim przypominał mu jego przyjaciela. – Dziękuję, że wszyscy się zjawiliście. Jak wiecie, w tym roku zima będzie ciężka. Musimy już zacząć przygotowania i gromadzić zapasy, tym bardziej, że są z nami nasi goście…
- Wybacz, Czkawka, że ci przerwę – zaczął Theod, wysuwając się z tłumu. – ale nie jesteśmy darmozjadami. Moi ludzie i ja pomożemy ci w przygotowaniach do zimy. Proszę tylko, o zostanie na Berk do jej końca.
   Czkawce odebrało mowę. Miał żal do Theoda, że nie omówił z nim tego sam na sam. Prawdę mówiąc, wolałby, żeby obcy jak najszybciej opuścili Berk. Wódz słyszał, jak po Wikingach wieść ta rozeszła się szmerem rozmów, okrzykami zdziwienia i gdzieniegdzie protestów. Chłopak musiał myśleć szybko, nie mógł pozwolić, żeby jego chwilowe roztargnienie Wikingowie odebrali jako brak odpowiedniego przygotowania na tą okazję.
- Wybacz, Theodzie, ale nie jesteśmy przygotowani na taką okoliczność – zza pleców Czkawki rozległ się głos, który chłopak przyjął z ulgą. Słońce rozświetlało falowane włosy Astrid, ale sama dziewczyna wyglądała jakby ktoś zbudził ją w środku nocy. Pomimo to wyglądała pięknie. Czkawka nie przejmował się już chorobliwą zazdrością. – Moglibyśmy się zgodzić na twój pobyt na Berk, jesteśmy ludem otwartym na przyjaźnie, ale musimy myśleć o swoich, a w tej sytuacji sytuacja jest poważna.
   Astrid objęła Czkawkę. Theod wyglądał na zamyślonego. Na całym placu informacja wybuchła z szybkością bomby. Jedni przekrzykiwali drugich, jak na targu. Czkawka nie mógł nad nimi zapanować.
- W takim razie pozwólcie nam nazbierać wystarczająco dużo zapasów na Berk, żebyśmy mogli odpłynąć przed nadejściem zimy. – oznajmił Theod spokojnym tonem.
- Czyli nie zostaniesz na naszym ślubie? – zapytał Czkawka. Gdyby nie to, że Theod stał obok niego, za pewne by tego nie usłyszał. Wikingowie oburzali się i krzyczeli. Czkawka musiał wprowadzić tu porządek. Theod odwrócił głowę, nie chcąc rzucać zbolałego spojrzenia na parę.
- Wybacz, przyjacielu. Mamy pilniejsze sprawy. Musimy wrócić na południe. Odwiedzimy was wkrótce. – Czkawka ucieszył się w duchu. Oznaczało to, że Damorowie wypłyną z Berk zanim jeszcze Astrid zostanie żoną wodza. Jeździec osiągnął jeszcze więcej niż chciał.
- Cisza! – krzyknął, ale to nic nie dało. Wikingowie dalej się przekrzykiwali. W końcu w niebo wystrzeliła plazma, która ucieszyła wszystkich. Ludzie Czkawki w końcu zwrócili na niego uwagę, wiedząc, że nie warto zadzierać z Nocną Furią. – Dzięki, przyjacielu – szepnął do niego Czkawka. – A więc sprawa wygląda tak. Damorowie będą zbierać dla siebie zapasy, tu, na Berk.
Dalej wybuchły okrzyki sprzeciwu.
- Zabraknie dla nas! – wykrzyknęła kobieta stojąca najdalej.
- Nie zabraknie! – krzyknął Czkawka. – Mamy smoki. Możemy oblecieć połowę północy w poszukiwaniu jedzenia. W dodatku zaczyna się teraz sezon na śledzie i węgorze. Musimy ich złowić jak najwięcej i tu pojawia się moja prośba do rybaków – Czkawka spojrzał na mężczyzn po jego lewej stronie. – Jeżeli mamy przetrwać, musicie wyszkolić więcej Wikingów na rybaków. W tym okresie nasze rangi i umiejętności nie na wiele się zdadzą. Wszyscy musimy sobie pomagać. -
Wikingowie pokręcili stanowczo głowami. Pyskacz uśmiechnął się, ale Czkawka udawał, że tego nie zauważył. – Nasza walka nieco opóźniła nasze zapasy. Ale to nie znaczy, że my Wikingowie nie damy sobie rady!
   Reszta wykrzyknęła jednym chórem w geście aprobaty. Theod nie odezwał się ani słowem. Czkawce wydawało się, że patrzy z gniewem na Astrid.
   Niedługo narada się zakończyła. Ludzie poparli pomysł Czkawki, a Theod nie mógł nic na to poradzić.
   Astrid podbiegła do Czkawki i pocałowała go.
- Świetnie sobie poradziłeś – powiedziała z uznaniem.
Czkawka westchnął.
– Ty mi wiele pomogłaś. Nie wiem, czy to da wiele.
- Ale Czkawka, da! Nie widzisz, że oni tobie ufają?
Czkawka spojrzał jej w oczy.
- Ale Theod mi nie ufa. A w tej sytuacji jego zaufanie i nasz rozejm mogą być decydujące.
Astrid posmutniała.
- Załatwię to – obiecała, po czym odbiegła. Czkawka zauważył smoczycę, na której bardzo często latała, nie licząc Płomienia. Chimera była Śmiertnikiem, jak Wichura, ale nie ufała swojej jeźdźczyni, a Astrid nie ufała jej. Czkawka nie wiedział, jakim cudem smok i jeździec się ze sobą dogadywały. Czkawka wiedział, dlaczego Astrid woli wytresować swojego własnego smoka. Potrzebowała tej więzi.
   Wystarczyły dwa machnięcia potężnymi szarymi skrzydłami i Astrid leciała w powietrzu. Czkawka zatęsknił za wolnym lotem ze Szczerbatkiem, bez konieczności bycia Wodzem i pamiętaniu o swoich obowiązkach.
- Witaj Wodzu – Czkawka usłyszał ciszy głos za swoimi plecami. Kiedy się obrócił zauważył Włodieja, tego samego słowiańskiego niewolnika, dzięki któremu zebrali wśród ludzi Malgora posiłki.
- Witaj przyjacielu – powiedział Czkawka ciepło. – Jak pozostali? Trzymają się?
- Tak, nabrali już sił – Czkawka zauważył, że za każdym razem Włodiej kłania mu się. Wcześniej prawdopodobnie nie zdawał sobie sprawy, że rozmawiał z Wodzem Wikingów.
- Przyjacielu, nie kłaniaj mi się – powiedział Czkawka stanowczo. – To ja powinienem kłaniać się tobie za twoją pomoc.
Włodiej uśmiechnął się.
- Wodzu, chciałbym cię o coś prosić.
Czkawka popatrzył na niego czujnie, ale nie usuwał z twarzy sympatycznego uśmiechu.
- Słucham, Włodieju.  
- Chciałbym odnaleźć Naidę – powiedział smutnym włosem. Jego błękitne oczy zabłyszczały z podniecenia. Czkawka wyczuł już wcześniej, że między nim, a dziewczyna były bliższe relacje. Było mu żal Włodieja. – Potrzebuję okrętu Łowców – powiedział to z niemal że wstrętem. – Wiem, że teraz należy do was, ale większość z nas chce wrócić. Zabiorą się ze mną.
   Czkawka przemyślał to. Rozwiązuje się drugi problem dotyczący przetrzymania gości podczas zimy. Oni także będą musieli robić zapasy, myślał Czkawka. Nie mogą wypłynąć w podróż nie załadując skrzyń.
- Zgadzam się, ale będziecie musieli tak, jak Damorowie łowić razem z moimi ludźmi. Najlepiej dalej od Berk.
Włodiej kiwnął głową.
- Przemyślałem to. Nie jesteśmy ludźmi, którzy żyją z ryb. Jeśli pozwolisz, nazbieramy mięsa w okolicznych lasach.
   Czkawka poczuł niesmak. Wikingowie nigdy nie jedli dziczyzny, sam do końca nie wiedział czemu. Co prawda, jeszcze rano myślał o polowaniu i myślistwie na śniadaniu u Pyskacza, ale nie wyobrażał sobie jeść dzikich zwierząt. Co innego drób, który hodowali, czy inne domowe zwierzęta. W końcu jednak kiwnął głową.
- Dobrze, to nie przysporzy nam większych problemów. Zgodzę się jednak pod jednym warunkiem. - Włodiej zmarszczył brwi. – Weźmiecie ze sobą Strzaszliwca - jednego z moich smoków. Kiedy będziecie w potrzebie, po prostu wypuścicie go. Wróci do domu. A ja będę wiedział i pomogę wam.
Włodiej rozpromienił się.
- Dziękujemy – szepnął z nieskrywanym uśmiechem.
Czkawka zaśmiał się.
- A teraz idźcie. Im szybciej zapolujecie i zgromadzicie zapasy, tym szybciej odpłyniecie i wrócicie do siebie i swoich rodzin. – Włodiej kiwnął głową.
Kiedy niewolnik niemal opuścił plac, Czkawka krzyknął za nim:
- Włodieju! – gdy Słowianin obrócił się, Czkawka rzekł z uśmiechem. – Pozdrów Naidę ode mnie i Astrid.
Mężczyzna uśmiechnął się i kiwnął głową.
   Czkawka spojrzał na Szczerbatka, czekającego grzecznie na swoja kolej.
- To co Mordko, rundka po okolicy? Tak dla pewności?
   Nocna Furia uśmiechnęła się, pokazując swoje ubytki zębów, które tak naprawdę były schowane.
 

środa, 3 grudnia 2014

Jedna iskra wznieca płomień


- Czkawka, Czkawka – jeździec słyszał nad sobą głos Astrid. Zmartwiony głos. – Thorze, Theod, co jeśli on…
Czkawka otworzył oczy. Świat wkoło niego zawirował.
- Czkawka! – wykrzyknęła zanim Theod zdążył cokolwiek odpowiedzieć, po czym poczuł jej ramiona obok swojej twarzy. Za pewne go przytulała.
- Gościu, to było genialne! – słyszał podekscytowany głos Mieczyka, ale nie mógł go jeszcze zobaczyć, wszystko według niego wirowało. – Gdybyś widział swój epicki upadek! Nie mógłbyś tego powtórzyć? Ja bym sprowadził resztę…
   Czkawka zobaczył wreszcie Szczerbatka, który stał nad nim, a za nim, trochę dalej Mieczyka. Astrid siedziała obok niego, Theoda jeszcze nie zauważył.
- Walnijcie go, bo ja to zrobię – mruknął, a po chwili usłyszał syk Mieczyka, który oberwał ogonem Nocnej Furii.
- Czkawka, jak się czujesz? – pytała Astrid cicho. Jej głos dygotał. Jeździec domyślał się, że wystraszył ją całą ta sytuacją.
- Nie za dobrze, głowa mnie boli. – odpowiedział.
- Nie dziwię się, jakbym ja spadła ze stu metrów, też by mnie bolała głowa. – mruknęła Szpadka bez entuzjazmu.
    Czkawka spróbował usiąść, ale zawroty głowy mu na to nie pozwoliły. Astrid pomogła mu położyć się z powrotem.
- Jakim cudem żyję? – zapytał, ale nie uzyskał odpowiedzi. W końcu do wszystkich dołączył Theod, który najwyraźniej trzymał się z tyłu. On również wyglądał na przejętego.
- Czkawka, przepraszam, gdyby nie ja i ta cała sytuacja…
- Jak przeżyłem? – zapytał znowu Czkawka, ignorując go.
    Astrid i Theod rzucili sobie wymowne spojrzenia.
- Poobijałeś się o gałęzie, stąd ten cały ból głowy. To Szczerbatek cię złapał. – powiedział poważnie.
    Czkawka popatrzył w oczy swojemu smokowi.
- Dzięki, Mordko – szepnął, a smok przytulił się do jego twarzy, przymykając oczy. Astrid miała w oczach łzy.
- Mówił ci ktoś, że jesteś kompletnym idiotą? – warknęła. Czkawka chciał się roześmiać, ale widząc jej minę zrezygnował. Spróbował znowu usiąść, tym razem się udało bez chęci zwymiotowania i ostrego napadu migreny.
- Nie, wszyscy uważają mnie za geniusza – odpowiedział z uśmiechem. Astrid odwróciła wzrok.
- Ej, mnie też – rzekł Mieczyk, pusząc się dumnie.
- A wiesz, kto to geniusz? – zapytała go Szpadka.
- Nie – odparł.
   Theod ciągle wyglądał na poruszonego. Pewnie ciągle się obwiniał, domyślił się Czkawka. Usiadł prosto i poruszył nogami – najpierw jedną potem drugą.
- Kręgi najwyraźniej nie uszkodzone – mruknął, po czym obrócił się na bok i chciał wstać, ale zachwiał się i złapał go Szczerbek.
- Dzięki – powtórzył Czkawka, klepiąc go. – Theod, to nie jest twoja wina. – zwrócił się do młodego wodza. – Nie moglibyśmy tego przewidzieć, a to moja głupota to sprawiła, nie twoja.
- Tak, ale to się wzięło od tych naszych „zakładów” – mruknął Theod. – Oboje zachowaliśmy się jak dzieciaki.
- Z tym się zgodzę – warknęła Astrid. Czkawka widział ją już nie raz mocno rozgniewaną, ale teraz pewność siebie biła od niej na kilometr. - A teraz wszyscy wsiadać mi na smoki i wracamy do Berk. – krzyknęła, a pozostali zrozumieli, że nie chcą z nią dyskutować. O ile dyskusja była tu możliwa. – Bliźniaki na Sztukamięs, ja z Theodem na Płomieniu. – Czkawkę uszczypnęło okropne uczucie, które zjawiło się od dnia przyjazdu Damorów. – Lecimy nad warstwą chmur, tam wiatr jest słabszy.
   Czkawka rzucił wściekłe spojrzenie, ale sam nie wiedział komu. Chyba wszystkim po kolei, ale usiadł na Szczerbatku i posłuchał Astrid.
   Pomimo już słabszych zawrotów głowy, Czkawka nie miał problemu z lotem. Po tylu latach było to dla niego bardziej naturalne niż chodzenie. Szczerbatek leciał pewnie, domyślał się, że jego jeździec nie może kierować nim tak, jak podczas ich powietrznych wyczynów.
   Jeździec miał na głowie inny problem. Obok niego leciał rudawobrązowy Płomień z rozłożystymi skrzydłami, ale to nie smok budził w Czkawce taką złość, tylko jego jeźdźcy. Najbardziej chyba denerwowało Czkawkę to, jak Theod obejmował Astrid podczas lotu. Leciał z nim i wiedział, że Theod czuł się na siodle na tyle pewnie, że nie musiał się go nawet kurczowo trzymać. Wiedział również, że Theod wykorzystuje możliwość bliskości z Astrid i palce Czkawki zaciskały się na siodle z taką siłą, że niemal go wgniatały.
   Szczerbatek warknął na jeźdźca, czując jego napięcie. Zabrzmiało to tak, jakby smok pytał go, co się dzieje.
- Nic, Mordko – mruknął. – Zazdroszczę ci bycia smokiem. Ty przynajmniej nie masz takich problemów…
   Nocna Furia wystrzeliła z paszczy plazmą daleko do przodu, aż w końcu wcelowała w chmury. Okazało się, że są dość grube.
- Co ty na to? – zapytał go Czkawka. – Zmywamy się stąd?
    Smok podleciał niżej, na równi z gęstymi chmurami, a potem zniknął pod warstwą i wkrótce Czkawka nie widział jeźdźców, ku swojej uldze.
- Dzięki Mordko, że jesteś ze mną – szepnął, na co smok obrócił się i popatrzył jeźdźcowi w oczy. Czkawka wiedział, że zawsze może liczyć na smoka. Co innego na Astrid…



   Czkawka i Szczerbatek przylecieli dużo później niż pozostali Wikingowie. Theod zamknął się u siebie w domu i nie wychodził z niego do końca dnia, a Astrid szukała wszędzie narzeczonego.
- Gdzieś ty był? – krzyczała, gdy Szczerbatek wylądował na klifie.
- Rozprostować się. Dzięki za troskę – warknął.
   Myślał, że teraz Astrid odejdzie i pewnie znowu nie odezwą się do siebie przez kilka dni, ale ku jego uldze Astrid nie dała się tak łatwo zbyć. Czkawka ruszył w stronę swojego domu. Szczerbatek już tam był i właśnie wskakiwał do pokoju Czkawki przez okno.
- Możesz mi powiedzieć o co ci teraz chodzi? Bo wydaje mi się, że nie rozumiem – ton Astrid zdawał się być trochę rozgoryczony.
   Czkawka nie obracał się do niej przez całą drogę do domu.
- A to niby faceci mają się domyślać takich spraw – mruknął, a Astrid nie wytrzymywała.
   Czkawka otworzył drzwi, ale ich nie zamknął, jakby dawał sugestię Astrid, żeby dalej szła za nim. W głównym pokoju zobaczył Valkę smażącą rybie plastry na palenisku. Chmuroskok spojrzał na nich czujnie.
- Cześć, mamo – powiedział, po czym ruszył na górę po schodach, a Astrid dalej szła za nim.
- Przyznaj, że jesteś zazdrosny i tyle – krzyczała, trzaskając drzwiami. – Witaj, Valko – powiedziała dużo spokojniej, po czym kontynuowała dialog z Czkawką. – To ty to sobie zrobiłeś, on nie był niczemu winny!
- Przecież mówiłem mu to samo! – krzyczał Czkawka. Jeszcze nigdy nie był tak wkurzony jak teraz. – Nie słyszałaś? A może byłaś zajęta czymś innym?
- Jesteś niemożliwy! – w pokoju siedział nieporuszony Szczerbatek, przysłuchujący się kłótni. – Jak możesz mi zarzucać coś takiego?! To nasz gość!
- Taak, dlatego traktujesz go z najwyższą kulturą? – Czkawka w końcu się odwrócił. Jego spojrzenie było tak twarde, że Astrid zaniemówiła na moment.
   Na dole słychać było czyjś głośny oddech. Oboje domyślili się, że Chmuroskok dba, żeby ogień z paleniska nie wygasł. Nagle Czkawka stracił apetyt, pamiętając śledzie, które w zeszłym tygodniu piekła jego mama.
- Po prostu powiedz mi, że jesteś o mnie zazdrosny i skończmy już ten temat – warczała Astrid. Czkawka odwrócił wzrok.
- Specjalnie to robisz, prawda? – domyślił się Czkawka. Choć to zazwyczaj kobiety wnikają i zgadują więcej emocji i myśli, to jednak Czkawka chyba miał ten kobiecy pierwiastek, bo bardzo szybko zrozumiał intencje Astrid.
- Przyznaj to! – Astrid zignorowała pytanie Czkawki. Mówiła z takim gniewem, który najwyraźniej udzielił się Czkawce.
Młody Wódz nie wytrzymał.
- Taak! Jestem zazdrosny, cholernie zazdrosny!! – wykrzyknął. Pewnie słyszało go całe Berk, ale wcale się tym nie przejmował. – Na Odyna, możesz przestać?!!
   Astrid uśmiechnęła się pod nosem i pocałowała go. Czkawka cały dygotał z wściekłości, ale wykorzystał to, przytulając i całując dziewczynę z większą siłą. Szczerbatek zaryczał cicho i wyskoczył przez okno.

...

 Czkawka szedł właśnie przez Berk wczesnym rankiem. Obok niego dreptał delikatnie Szczerbatek, cały wyglądał na rozradowanego.
- A ty z czego się tak cieszysz? – zaśmiał się Czkawka. Smok strzepnął z siebie białe drobinki, które dopiero teraz Czkawka zauważył. Śnieg w Berk. Znaczy, że niedługo będzie zima.
   Cały czas Jeździec rozmyślał o swoim przebudzeniu i o gładkich, nagich ramionach Astrid otulających go. Dziewczyna pewnie jeszcze słodko spała w jego domu. Czkawka nie wiedział już co ma myśleć o wczorajszym dniu. Chciał pamiętać tylko wieczór.
   Nagle z rozmyślania wyrwał go Pyskacz.
- Cześć, Czkawka – zawołał wesoło. – Wejdziesz na śniadanie?
   Wódz popatrzył na oblizującego się Szczerbatka. Smok wiedział, że stary Wiking ma zawsze zapas ryb.
- Chętnie – odpowiedział Czkawka z uśmiechem.
   Siedząc już w ciasnej i przytulnej kuźni Pyskacza i popijając gorące mleko jaka, Czkawka prowadził luźną pogawędkę z kowalem.
- Nadchodzi zima. Przydałoby się zgromadzić więcej jedzenia, kiedy puch przykryje wioskę, może nam się przydać. – powiedział Pyskacz i pociągnął łyk z kubka przytwierdzonego do drewnianego kikuta. Jemu mróz nigdy nie dawał się we znaki.
- Tak, myślałem już o tym – powiedział Czkawka. – przydałoby się pomóc rybakom. Dzisiaj weźmiemy smoki.
- Możemy też zapolować w lesie – podsunął Pyskacz.
- Dobry pomysł – zgodził się Czkawka. – Tylko czy przez większe połowy i myślistwo zwierzyna nie ucieknie? – spytał.
- Eee tam, zwierzęta tutaj dzikie jak i my – Pyskacz wesoło podrygiwał w miejscu. – Bez obaw, twój ojciec nie takie rzeczy robił podczas zimowych mrozów.
- Tak? Co jeszcze robił? – spytał Czkawka z zaciekawieniem.
Pyskacz usiadł i zamyślił się.
- Dużo żywności kupował od innych plemion. Płacił im głowami smoków – mruknął Pyskacz.
Czkawka wypluł mleko, które właśnie miał w ustach.
- Coo?! – wykrzyknął. Szczerbek wysunął łeb z zapasu ryb i zawarczał dziko. – Czemu ja nic o tym nie wiedziałem? – zapytał.
- No, Stoick nie ładował ciebie w te sprawy. Byłeś jeszcze dzieckiem, kiedy jeszcze walczyliśmy ze smokami.
    Czkawka czuł niesmak na myśl, co robił jego ojciec. Wiedział, że jako wódz musiał chronić swoich, ale kosztem głów niewinnych głodowi Wikingów smoków?
- Musimy wpaść na lepszy pomysł – powiedział Czkawka z pewnością.
   Pyskacz znowu łyknął z kubka i popatrzył przez okno na białe płatki, padające delikatnie na ziemię, by zaraz się stopić.
- No tak, musimy. Tylko pytanie czy zdążymy przed mrozami. – mruknął, wzdychając. – Ludzie mogą głodować.
Czkawka westchnął. Bycie wodzem nie było łatwe, a Wikingów przecież przybywało. Skoro jego ojciec nie radził sobie wiele lat temu z dostarczeniem odpowiedniej ilości jedzenia do Berk, jak jemu ma się udać przy dwa razy większej ilości Wikingów, na dodatek z Damorami, już nie mówiąc o wielkich smokach.
   Jedyny sposób nasunął się Czkawce od razu, nie bacząc na uczucia jakie wiązały go z Theodem przez jego stosunki z Astrid.
- Jeśli ślub odbędzie się przed mrozami, to Damorowie odpłyną wcześniej – pomyślał na głos. – Wtedy łatwiej będzie zaspokoić głód naszych.
    Pyskacz uśmiechnął się.
- Serce wodza – szepnął, a Czkawka przypomniał sobie słowa matki. Skąd Pyskacz o tym wiedział? Valka i Pyskacz spędzali ze sobą tyle czasu, że pewnie wiking wiedział to od mamy Czkawki. Pomimo, że Pyskacz zawsze należał do małej rodziny Czkawki, to, przez przyjaźń jego matki i Pyskacza, przybliżył się do niej jeszcze bardziej. Chłopak domyślał się, że bardzo często rozmawiali i wspominali jego ojca. – A właśnie, słyszałem, waszą kłótnię z Astrid wczoraj wieczorem. - Pyskacz oparł się o okno.
- Tak, trochę się poprztykaliśmy – przyznał Czkawka, patrząc w dal.
- Ale już w porządku, tak? – zapytał Pyskacz poważnym tonem. W jego głosie nie było słychać ani grama ironii. Czkawka bardzo rzadko rozmawiał z nim w ten sposób.
   Wódz zarumienił się. Niestety, było już po świecie a w dodatku siedzieli koło okna, przez co światło dnia nie pozwalało Czkawce ukryć swojego zażenowania.
- Tak, można tak powiedzieć – mruknął, zasłaniając się trochę od strony okna.
Pyskacz rzucił mu dość dziwne spojrzenie.
- Dobra, dobra, wiem o co chodzi. Nie urodziłem się wczoraj. – zaśmiał się. – Mówią, że Wiking bez cienia zrozumienia to nie Wiking. – po czym popatrzył znowu na Czkawkę podejrzliwie. – Ale wnioskuję, że było ciekawie?
- Pyskacz… - warknął Czkawka. Stary Wiking uniósł do góry obie ręce.
- Dobra, dobra, spokojnie, bo gadasz jak twój ojciec. – po czym wstał i wylał resztę zimnego już mleka do płomieni. Żar buchnął z pieca.
- Czyli jednym słowem wszyscy przerywają pracę i do sieci – mruknął Czkawka. Chciał mieć niewygodny temat jak najszybciej za sobą.
- Tak jest! – wykrzyknął Pyskacz, wymachując hakiem. – Ja mam już dość całego tego wykuwania broni. Chcę wakacji! I to najlepiej takich na ciepłej plaży, jedząc sobie smaczny, morski posiłek i opowiadając tubylcom o swoich przygodach.
    Czkawka i Szczerbatek spojrzeli na siebie.
- Pomyślimy nad tym – obiecał. – Musimy iść, ogłosić coś innym. – mruknął. – Dzięki za śniadanie!
- Tak, chyba masz za co. Twoja mama i gotowanie to tak, jak ja i balet – powiedział, zmieniając końcówki kikuta.
    Czkawka wyobraził sobie Pyskacza w małych pantofelkach i połyskującej spódniczce.
- To cześć – mruknął, krzywiąc się.


Jak wam się podoba?? :) mam nadzieję że nie przegięłam :pp