piątek, 29 kwietnia 2016

Pułapka

   Wiatr kołysał drzewa i skłaniał je ku ziemi, jakby zmuszał do pokłonu. Zima dawała się we znaki nawet tym największym, najpotężniejszym stworzeniom, które próbowały znaleźć schronienie i ciepło wśród okolicznych jaskiń. Mel wiedziała dobrze, że każda grota może być w tym czasie zamieszkana przez jakiegoś smoka, ale równie dobrze przez gromadę zmarzniętych Wikingów.
- Jesteś pewna, że to Berserkowie? - usłyszała krzyk Czkawki, który osłaniał oczy dłonią przed tnącym śniegiem. - Nie widzieliśmy ich na Archipelagu od lat...
   Sama siedziała w siodle Pioruna, okryta ciepłym futrem z grubym kapturem, w którym schowała swoje włosy. Płaszcz Czkawki powiewał na wietrze za jego siodłem, jakby na grzbiecie Szczerbatka czaiła się czarna zjawa, a nie wódz Berk.
- Tato, przecież wiesz, że znam się na herbach - odparła, wywracając mimowolnie oczami. Nie lubiła, gdy Czkawka traktował ją jak dziecko. Jeździec uśmiechnął się lekko i wskazał ruchem głowy pobliskie skały.
- Tam wylądujemy. Nie chcę cię stracić w tej śnieżycy. - zdecydował. Mel westchnęła cicho, ale posłusznie wykonała rozkaz wodza, co robiła zawsze, ilekroć coś jej kazał. Ufała mu bezgranicznie i wiedziała, że w sprawie śnieżycy akurat się nie mylił.
   Smoki stanęły na skałach, drżąc lekko przy zetknięciu z lodowatym podłożem. Szczerbatek zatrząsł swoim ciałem i pozwolił Czkawce zejść z jego grzbietu. Mel w tym czasie zeskoczyła z siodła, jakby nie mogła się doczekać, by stanąć pewnie na ziemi. Czkawka zauważył to i zacmokał cicho, głaszcząc Szczerbatka po grzbiecie.
- Nie zeskakuj z siodła w takiej temperaturze - ostrzegł, podchodząc do swojej córki. - Ziemia może być zamarznięta, a ty możesz co najmniej skręcić nogę przy takim skoku.
   Mel roześmiała się cicho i zdjęła z siodła włócznię Fevel, podarowaną jej kilkanaście lat temu przez Orgah. Mel dorastała z nią i uczyła się jej używać od dwunastego roku życia. Uczyła ją wpierw Astrid, ale szybko zrozumiała, że musi sama zapoznać się ze swoim orężem, jeśli chce być naprawdę groźna w walce.
- Jeszcze jakieś zalecenia? - spytała jeźdźca, łapiąc się pod boki. Wiatr w jednej chwili strącił z głowy jej gruby kaptur, odsłaniając puszyste, ciemne włosy.
   Czkawka uśmiechnął się do niej łagodnie, pod czym podszedł i poprawił jej kaptur, narzucając na głowę. Mel szybko poprawiła włosy w kapturze rozwiane przez wiatr, a Czkawka ujął w ręce jej drobną twarz i pocałował czule w czoło.
- Trzymaj się blisko - powiedział do niej cicho, po czym ruszył ścieżką, wytyczoną między dwiema sosnami. Mel poklepała Pioruna po grzbiecie i ruszyła za swoim ojcem, zastanawiając się, którego miejsca nie zna tak dobrze, że mógłby chodzić po nim z zamkniętymi oczami.
- Zostań - zwróciła się do Wandersmoka, który zaskomlał za nią żałośnie. Wiedziała, że smoki będą bezpieczniejsze, jeśli zostaną na skałach, poza tym Szczerbatek już posłusznie zwinął skrzydła i usiadł przy okolicznych pniach.
   Ścieżka była pełna występów i kamieni, które ona i Czkawka musieli ostrożnie omijać, by nie wpaść w zaspy śniegów po obu stronach ścieżki. W końcu jednak i tak proteza Czkawki nie wytrzymała i wódz poślizgnął się na bardziej oblodzonym występie ścieżki. Mel musiała powstrzymać się od wybuchu śmiechu, widząc swojego ojca zakopanego po szyję w śniegu.
- Zabawne, Mel - mruknął Czkawka, nie kryjąc uśmiechu. - Pomóż mi.
   Mel chwyciła go silnie za ręce i pomogła wstać, otrzepując z jego ramion cienką warstwę śniegu. Uwielbiała towarzystwo Czkawki, szczególnie dlatego, że rzadko kiedy mogła je wykorzystać. Jej ojciec zazwyczaj był zapracowany - w końcu był wodzem, jednak zawsze stawiał swoją rodzinę na pierwszym miejscu, co wprawiało ją czasem w zakłopotanie.
   Bywały czasy, tuż po narodzinach Andre, że czuła się odsunięta od Haddocków, jakby była jedynie dodatkiem do ich perfekcyjnego modelu rodziny. Oczywiście sama nigdy nie odczuła na własnej skórze, by jej rodzice traktowali ją gorzej od jej przybranego rodzeństwa, ale nie zmieniało to faktu, że w głębi duszy wciąż czuła się sierotą, z której zakpił los.
   Przeszli jakieś pięćdziesiąt metrów w dół zbocza, trzymając się swoich dłoni dla zachowania równowagi. Poza tym dwójka jeźdźców czuła mniejszy chłód, będąc ze sobą blisko, jakby ich sympatia względem siebie odpychała wszelkie mrozy.
- Patrz - Mel wskazała Czkawce kierunek za pobliskimi drzewami. Nastała już ciemność, a zza powykręcanych gałęzi widać było pręgę światła, która mogła oznaczać tylko ognisko. Nagle świateł pojawiło się więcej, jakby stworzyły cały obóz migoczącego dymu i świetlistych iskier pośród chłodu. - Berserkowie...
   Czkawka zmarszczył brwi i spojrzał na ludzi, których sylwetki zasłaniały źródło światła. Pomiędzy nimi zamigotał sztandar, który widziała wcześniej Mel. Uśmiechnął się z satysfakcją.
- Miałaś rację, że to oni... - powiedział, najwyraźniej uradowany z odkrycia córki.
- Jest ich za dużo - westchnęła Mel, niemal z pożałowaniem. Chciała wypróbować Fevel w walce - potyczki z Robinem to nie to samo, co prawdziwa walka, ale nie była też nieodpowiedzialna i dobrze wiedziała, że taki atak to samobójstwo.
   Czkawka zrobił krok w tył i kiwnął głową z zastanowieniem.
- Wracajmy do Berk - powiedział i w tej chwili oberwał w głowę czymś na kształt drewnianej pałki. Czkawka zachwiał się na nogach, a Mel widziała na własne oczy, jak jego ciało osuwa się w ubity śnieg.
- Tato! - krzyknęła, nie bacząc na to, że ktoś może ją usłyszeć, ale było już za późno. Obcy zamachnął się nad jej głową i wkrótce dołączyła do Czkawki w złowrogiej ciemności niosącej niebyt.


   Mel uchyliła lekko powieki, czując niewiarygodny ból głowy, jakby w jej czaszce zagnieździło się stado szerszeni. Jęknęła cicho i naraz poczuła suchość w ustach. Potrzebowała chwili, by przypomnieć sobie o tym, co się stało, zanim straciła przytomność. Ktoś ich zaatakował, myślała, ale zanim zdołała pomyśleć, kto mógłby być sprawcą ataku, przed  jej oczami stanął wysoki mężczyzna o muskularnych ramionach i wydętych ustach, który przyglądał jej się niemal wścibsko. Miał płomieniście czerwone włosy i szramy na lewym oku. Podbródek przykrywała mu broda o tym samym kolorze, co jego rozczochrane włosy, a wyraz twarzy mężczyzny nie kojarzył się Mel z niczym przyjemnym, co dotąd poznała.
   Obcy wyszczerzył zęby w uśmiechu, najwyraźniej zadowolony z faktu, że Mel odzyskała przytomność.
- Czkawka, bracie, czas się już obudzić - zaszczebiotał, obracając się w prawą stronę.
   Mel spojrzała w tamtym kierunku i zobaczyła swojego ojca, przywiązanego grubymi sznurami do drewnianego pala, ustawionego na środku namiotu, w którym obecnie przebywali. Wyglądał fatalnie - musiał oberwać w głowę o wiele mocniej, niż ona sama. Widziała, że powraca do przytomności, ale jego włosy i tak znaczyły ślady krwi. Mel poczuła, że ze strachu miękną jej nogi, a usta nie są w stanie wypowiedzieć ani jednego słowa, jakby zamarzła podczas utraty przytomności.
   Czkawka tymczasem zacisnął zęby, borykając się zapewne z tym samym rodzajem bólu, z którym walczyła przed momentem Mel i spojrzał w twarz swojemu oprawcy bez cienia strachu na jego władczej twarzy.
- Dagur... - warknął, skupiając w tym słowie tyle jadu, ile zdołał zgromadzić.
   Mężczyzna zaśmiał się wesoło i pchnął Czkawkę w ramię, co Mel mogłaby uznać za dość przyjacielski gest, gdyby nie te ponure okoliczności spotkania z wodzem Berserków.
- Och, wreszcie się przebudziłeś. - ucieszył się Dagur, klaszcząc w dłonie. - Nie widzieliśmy się wieki. Co się z tobą działo przez ten cały czas, co?
   Czkawka wpatrywał się w niego bez mrugnięcia okiem, jakby w jego głowie pojawiały się pomysły na wykończenie tyrana, który ich ogłuszył i związał. Dagur tymczasem spacerował po wolnej przestrzeni, jakby czuł się wystarczająco bezpiecznie w towarzystwie Wandali.
- Nawet nie powiedziałeś mi, że masz córkę - powiedział Dagur, patrząc znów na Mel. Dziewczyna otworzyła szeroko oczy, ale nie odezwała się ani słowem, czując się tak niezręcznie, jak to tylko było możliwe. - Hmmm, ślicznotka. Wdała się w Astrid, nie mylę się?
   Czkawka nie odpowiadał, patrząc na Dagura z tą samą natarczywością, jakby chciał go spalić siłą tego spojrzenia.
- Nie chcesz rozmawiać - westchnął Dagur, rozkładając ręce. - Szkoda... Myślałem, że będziesz o wiele bardziej rozmowny - mówiąc to, wyciągnął z kieszeni sztylet i przyłożył do gardła Mel. Oczy Czkawki otworzyły się tak szeroko, jak to tylko było możliwe, a Mel pomyślała, że nigdy nie widziała go takiego przerażonego.
- Puść Mel wolno - powiedział, wiercąc się w więzach. - Nic ci nie zrobiła!
- O proszę, ktoś tu nabrał ochoty na rozmowę - zaśmiał się Dagur, odrywając ostrze od gardła Mel. Dziewczyna poczuła, jak po jej odsłoniętej szyi spływa kropla ciemnej krwi.
- Czego chcesz? - warknął Czkawka, jakby obudził się z okropnego koszmaru. Mel obserwowała obu mężczyzn, czując się jak pyłek u ich stóp. Pewność siebie, jaką odczuwała przed chwilą, zniknęła, jak zdmuchnięty płomyk świecy.
- Berk nie jest mi do niczego potrzebne - zarechotał Dagur, trzymając wciąż w dłoni nóż. - Dobrze wiesz, czego chcę i kluczem jest wasza Wylęgarnia.
- Nie dostaniesz jaj Wandersmoka - odparł Czkawka bez większego zainteresowania, jakby powtarzał to Dagurowi już kilkaset razy. - Smoki nie są twoją własnością, a już na pewno...
- Ci, ci, ciii - uciszył go Dagur, wskazując na sufit namiotu.
   Mel też to słyszała. Trzepot skrzydeł. Gdzieniegdzie usłyszała też syk plazmy i krzyki Berserków uciekających w popłochu. Wychowała się w tych dźwiękach, więc doskonale potrafiła wymierzyć odległość jej smoka od namiotu, w którym była związana. Dopiero teraz, gdy Dagur patrzył w górę, Mel zdołała zauważyć, że Czkawka trzyma w dłoni sztylet, przecinając sznury. Zdziwiła się, że wcześniej nie zauważyła broni w ręku jeźdźca, a tym bardziej, że nie zrobili tego ludzie Dagura. Najwyraźniej Czkawka był przygotowany na tego typu sytuacje.
- Co to jest na miłość do Thora?! - wykrzyknął Dagur, ale huk grzmotów przerwał jego użalania, unosząc nieco krańce namiotu.
   W tej chwili Czkawka przeciął ostatni sznur i skoczył na Dagura, przygniatając go do podłoża. Mel obserwowała z trwoga, jak dwaj wodzowie wymieniają ciosy i jak ostrza ich noży lądują dosłownie centymetry od twarzy atakujących siebie nawzajem mężczyzn.
- Piorun!! - wrzasnęła Mel, wiedząc, że smok jest jedyną szansą na zakończenie tego szaleństwa. Czkawka doskonale walczył, nawet wręcz, ale Dagur był dużo silniejszym przeciwnikiem, niż myślała. Dwa razy wbił swój nóż tuż przy szyi Czkawki, gdy machał nim w powietrzu. Czkawka jednak nie robił uników, które mogłyby odkryć Mel, jakby starał się ją ochronić własną piersią.
   Ich walkę przerwał przeraźliwy ryk, który wstrząsnął krew w żyłach Mel. Dziewczyna spojrzała na sufit w momencie, w którym Piorun wydarł dziurę do namiotu własnymi szponami. Smok ciął jeszcze raz i wkrótce z namiotu pozostała sama drewniana konstrukcja. Czkawka skorzystał z oszołomienia Dagura i walnął go pięścią w nos, powalając na ziemię, po czym odskoczył od wodza i przeciął liny Mel.
- Jesteś cała? - spytał, patrząc z troską na jeźdźczynię. Dziewczyna kiwnęła szybko głową, wpatrując się cały czas w Dagura.

   Berserk wyglądał, jakby postradał zmysły. Cios Czkawki już malował na jego twarzy fioletowy siniec, ale wódz jakby się tym nie przejmował - jego wzrok utkwiony był w Wandersmoku, który machał swoimi rozłożystymi skrzydłami nad pozostałością z namiotu Dagura. Kilku Berserków próbowało zarzucić na jego szyję liny, ale Mel zdołała wytrenować razem ze swoim smokiem zdolność do wykorzystywania napięcia, przez które liny pękały przy samym zetknięciu z ciałem smoka.
   Dagur stanął na nogi i zaczął się śmiać całym gardłem, jakby zwariował. Mel wpatrywała się w niego z oszołomieniem i strachem, jakby mężczyzna miał zaraz wyjąć zza pasa następne ostrze i rzucić nim prosto w pierś Pioruna. Czkawka pchnął lekko Mel, budząc ją ze snu, w którym się znalazła.
- Mel, wsiadaj na Pioruna! - krzyknął, choć jego głos wydawał się dziwnie stłamszony przez inne, dużo głośniejsze odgłosy, wydawane przez oba smoki, byleby odciągnąć Wikingów od swoich jeźdźców. - Już!
   Mel rozejrzała się, ale nigdzie nie widziała swojej włóczni. Musieli jej ją odebrać, gdy ją oszołomili, uświadomiła sobie z goryczą, po czym skoczyła i chwyciła jeden z rogów na ogonie Wandersmoka. Czkawka w tym czasie przeskoczył poziomą palisadę i dopadł do Szczerbatka, starając się dostać do siodła, jak najszybciej to możliwe.
   Dagur cały czas wlepiał wzrok w Mel. Czuła na sobie jego spojrzenie, które paliło ją żywym ogniem. Niemal słyszała jego myśli, czuła jego zaszokowanie faktem, że prąd Pioruna wcale jej nie raził. Wandersmok zdołał nad sobą panować przy największych wyładowaniach, więc Mel mogła bez problemu dotykać jego przesyłającego energię grzbietu. Gdy tylko dostała się do siodła i przestała dotykać smoka, Piorun warknął potężnie i wystrzelił potężnym strumieniem błyskawic w kierunku Dagura.
   Mel rozejrzała się po miejscu, w którym jeszcze niedawno była przywiązana do pala, ale widziała tam tylko czarny popiół zwęglonej ziemi, zero ciała Berserka. Och nie, pomyślała z paniką, czując, że ten Wiking pozostanie w jej głowie na dużej. Czuła przerażenie na myśl, że mógłby zagrozić jej albo jej bliskim.
- Szybko, Mel! - krzyknął Czkawka, gdy Szczerbatek wystrzelił plazmą w ostatnie złącza lin, rzucanych przez Berserków. - Leć!
   Mel posłusznie wykonała polecenie, jakby była w transie. Skrzydła Pioruna machnęły gwałtownie dwa razy, po czym smok znalazł się w chmurach, wypatrując czujnie sylwetki Nocnej Furii, jawiącej się gdzieś wśród błyskawic na niebie. Mel przywarła do ciała smoka, czując, jak jej ciało drży - bynajmniej nie z zimna.




Siemka! ;* Tęskniliście? :D Ja za Wami bardzo <3

No więc większość była chyba za, ciekawa i wgl więc będę kontynuować ten pomysł z Mel i przenoszeniem w czasie o 15 lat później - Mam nadzieję, że zdołam po pewnym czasie przekonać resztę, a jeżeli nie, to obyście miło wspominali tamtą część bloga :) I tak nie mogłabym go kontynuować w tamtej formie bo najzwyczajniej w świecie straciłam pomysł, a nie chciałam tego pisać zwyczajnie tak o - żeby go przeciągnąć, wybaczcie mi bardzo :/ Interesowało mnie jednak, jak zachowywałby się Czkawka jako ojciec i dojrzały wódz Berk oraz jaką matką byłaby As, co postaram się jak najdokładniej wam zobrazować :)

Kurczę, życzę Wam miłego czytania na najbliższe rozdziały i byłabym niesamowicie szczęśliwa, jeżeli dalej będziecie chcieli mnie czytać ;)

~ Wasza Just <3

sobota, 23 kwietnia 2016

Niespodzianka


   Chłód, panujący na Berk stał się swego rodzaju towarzyszem. Dla wyspy oznaczał on nie tylko zlodowaciałego wroga, z którym trzeba się było uporać podczas zimy, ale był też wprawnym myśliwym, polującym na te istoty, które nie potrafiły mu się przeciwstawić.
   Zimny, północny wiatr wiał nieprzerwanie od kilku miesięcy, przynosząc kolejne płatki śniegu, zbierające się w jedną, białą masę, która działała Mel na nerwy. Miała ochotę odlecieć z Piorunem jak najwyżej, ku niebu, a potem użyć jego skrzydeł by przegonić złowrogie chmury. Niestety, jej smok nie miał tyle siły, nawet w swoich potężnych, ciemnofioletowych skrzydłach, które przyciągały iskrzące się błyskawice niczym magnes.
   W ciągu wielu lat, Piorun zdołał ją poparzyć zaledwie kilka razy ku zgrozie Astrid, ale Mel wciąż nie zamierzała porzucać swojego ukochanego smoka. Czkawka mógł sobie mówić, co chce. To ona była jeźdźczynią i wiedziała doskonale, że wódz także nie porzuciłby swojej Nocnej Furii, choćby od tego zależało jego życie.
   Piorun ułożył się koło niej na białym puchu, starając się stopić lodowaty śnieg i wspomóc ciepłem swoją jeźdźczynię. Mel uśmiechnęła się lekko i odgarnęła długie, ciemnobrązowe włosy na plecy. Jak zawsze przeszkadzał jej w tym puchowy kaptur, który na grzbiecie Pioruna chronił ją przez chłodem i zimnymi podmuchami.
- Już niedługo, mały – mruknęła, kładąc dłoń na jego fioletowym pysku. Smok zawsze ją wspierał, czuła, jakby czytał jej w myślach i rozumiał każdy, poczyniony przez nią krok, jakby zrobił go on sam.
   Wandersmok jednak natychmiast usiadł prosto, jakby coś przykuło jego czujną uwagę. Miał tę samą bystrość słuchu, co Szczerbatek. Potrafił wyczuć burze oddalone o kilkanaście staj od Berk. Mimo to oba smoki bardzo się od siebie różniły. Przede wszystkim charakterami – Szczerbatek idealnie współgrał się z Czkawką, który podobno jako chłopiec uwielbiał wpadać w kłopoty, z których smok zazwyczaj go ratował. Mel nie mogła sobie tego wyobrazić, patrząc na swojego przybranego ojca, silnego i potężnego Wikinga o muskularnych ramionach i poważnym spojrzeniu. To tak jakby porównać roześmianą Orgah do nudnej Flegmy. Przywódczyni Warringów często bywała u nich, odkąd zdołała ocalić życie Szkarłatnego – czerwonego Śmiertnika Zębacza, którego morze niemal wyrzuciło na skały. Odkąd zaprzyjaźniła się ze swoim smokiem, żadna odległość nie była dla niej przeszkodą, dlatego była częstym gościem w domu Haddocków, którzy uwielbiali jej towarzystwo. Dopóki Mel była mała, ciocia Orgah zawsze przywoziła jej z Wysp Świec słodycze, bądź drobne upominki. Gdy jednak Mel dorosła, rzadko kiedy miała okazję ją oglądać, gdy dziewczyna niemal cały czas spędzała w chmurach na grzbiecie Pioruna. Astrid nie raz prosiła ją, by częściej bywała w domu, a robiła to z powodu jej strachu o życie córki, gdy ta fruwała ze smokiem wśród ciemnych burz.
   Czkawka jednak wtedy tylko uśmiechał się łagodnie, jak zawsze, gdy rozmowa dotyczyła smoków. Do niego zawsze zwracała się, gdy miała problem z Piorunem, albo gdy odkryła coś ciekawego na temat Wandersmoków. Ufała Wikingowi bezgranicznie i kochała całym swoim sercem, jak ojca, którego nigdy nie miała.
- Powiedz jej coś – warczała Astrid, nie mogąc przekonać swojego męża. Czkawka robił wtedy niewinną minę i tłumaczył jej, że smoka nie można zatrzymać na ziemi. I bynajmniej nie mówił o Piorunie.
   Drugą osobą, z którą miała doskonały kontakt, była Valka. Choć Wikingowie uważali ją za dziwną, bo po zakończeniu Smoczej Akademii coraz rzadziej bywała na Berk, aż w końcu przybywała tylko co kilka miesięcy, by odwiedzić swoich bliskich, to Mel potrafiła wychwycić z jej spojrzenia, sposobu chodzenia i mimiki twarzy wszystkie słowa, jakie ludzie potrzebowali do porozumienia się. Poza tym Mel miała do niej respekt, niemal porównywalny z tym do Czkawki, jako że starsza jeźdźczyni pomimo swojego wieku była najdzielniejszą i najbardziej nieustraszoną kobietą, jaką poznała. No, może z wyjątkiem Astrid…
   Mel siedziała wciąż na klifach Skał Wschodu, obserwując śnieżną zamieć poniżej, w Dolinie Wzniesień, a jej włosy rozwiewał silny wiatr. Nie było sensu ich rozczesywać, ani związywać. Astrid dała sobie z tym spokój dawno temu. Za każdym razem gdy Mel siadała na swojego smoka, jej włosy tworzyły naelektryzowaną burzę wokół jej bladej twarzy, której nie mógł ugłaskać nawet dziki wiatr, z którym wciąż zmagała się w locie. Mimo to każdy w Berk powtarzał jej, że jest piękna i że nie bez powodu każdy gość na Berk uważa ją za prawdziwą córkę Astrid. Valka śmiała się wtedy i mówiła, że jedyne, co łączy ją z Astrid to siła i odwaga. Reszta przypadła jej od Czkawki. Oczywiście, nie pamiętała swojej prawdziwej mamy na tyle, by móc stwierdzić, jakie cechy mogła od niej nabyć poprzez krew, dlatego skorzystała z obserwowania zachowań Wikingów oraz towarzystwa, w jakim dorosła i stała się kobietą.
- Miałam się spotkać z Robinem – przypomniała sobie, ale natychmiast posmutniała. Czuła się tak… inna od swoich rówieśników. Nawet od Robina, który nie odstępował jej na krok, do czasu, aż ona i Piorun znikną z zasięgu wzroku chłopaka. Czasem zastanawiała się, czy nie powiedzieć o tym Astrid, ale uznała, że mama jej nie zrozumie.
   Piorun wciąż nie odwracał głowy, ale zerknął z czułością na swoją jeźdźczynię, która wyczuła w tym jednym spojrzeniu ogromne wsparcie od smoka. Jednak jej uwadze nie uszła niespokojna pozycja Wandersmoka, jakby nie mógł wypocząć przy swojej ludzkiej przyjaciółce.
- Co się stało? – zapytała, wstając szybko. Śnieżyca przeszkadzała jej w patrzeniu na oglądaną przez nią Dolinę Wzniesień, ale mimo to od razu wyczuła złe przeczucia smoka.
   Bez słowa usiadła w siodle Pioruna i oboje – jako smok i jeźdźczyni – wznieśli się ponad chmury, chcąc znaleźć się na tyle wysoko, by móc potem opaść bez zauważenia ku dolinie.
   Zanim jednak udało jej się to zrobić, już z chmur zauważyła ogromne mrowisko ludzi – przemieszczali się dosłownie wszędzie pod spodem, jakby szukali schronienia w niebezpiecznym żywiole. Piorun warknął, ściągając strużkę napięcia z powietrza na swój grzbiet. Mel zwinęła się automatycznie w siodle, jak zawsze, gdy tak robił, aby uniknąć porażenia.
- Nie wiemy jeszcze, kto to – szepnęła, próbując dojrzeć przewodnika grupy. Widziała, że nie byli to ludzie prości – już z wysoka widziała ich zbroje, które jednocześnie miały osłaniać ich przed ciosami, a robiły to z atakami mrozu.
   Nagle w porywach wiatru ujrzała chorągiew. Piorun odskoczył w tył, gdy podzielił strach jeźdźczyni. Widziała ten herb dawno temu w Dziejach Wandali i zapamiętała go doskonale. Po pierwsze, że herbem plemienia był jej własny smok, po drugie jej własny ojciec pokonał ich wodza kilkakrotnie, zanim zdołała o nim usłyszeć.
- Berserkowie – syknęła, łapiąc się mocniej siodła. Przez nieuwagę musnęła nawet skrzydło Pioruna, natychmiast doznając poparzenia, ale nie przejęła się tym. Było to całkiem normalne – obrywała napięciem kilka razy dziennie i zazwyczaj nie było ono wysokie. Słyszała też, że Mieczyk i Szpadka stali się odporni na gaz Zębiroga, bo za dużo czasu spędzali ze smokiem. Tak więc nic dziwnego, że po pewnym czasie przestało jej to przeszkadzać.
   Piorun wzbił się wyżej, dbając o to, aby plemię na dole nie zwróciło na niego uwagi. Smok był mistrzem w ukrywaniu się w ciemności. Jedynymi wyjątkami stanowiły Nocne Furie, ale jak mówiła sama nazwa, smoki te były stworzone dla nocy.
- Trzeba ostrzec wszystkich w Berk. – mruknęła jeźdźczyni, zanim smok zdołał jakkolwiek zareagować. W końcu jednak Piorun wypuścił z paszczy ciche westchnienie i obrócił się, lecąc daleko na zachód, do najpotężniejszej wyspy Archipelagu zwanej Berk.



   Po długiej Zimnej Nocy Wikingowie byli wykończeni. Czkawka ledwie pamiętał taką Noc, kiedy niebo i ziemia złączyły się w jedno, a Wikingowie nie potrafili normalnie funkcjonować przez ponad trzy tygodnie. Miał wtedy ledwie siedem lat, a jego ojciec stawał na głowie, by wspomóc swoich. Na niebie nie świecił ani księżyc, ani gwiazdy, a śniegu wciąż przybywało.
   Siedział teraz przy swoim biurku, zastanawiając się nad zapowiedziami Gothi. Jej wróżby nie należały do najmilszych, ale wierzył staruszce i obawiał się Zimnej Nocy, niczym Wandale boga piorunów.
- Gdzie jest ten pomiot Thora – warczała Astrid, chodząc w tę i we w tę jak zahipnotyzowana. Jej złote włosy zaplecione w warkocz sięgały jej talii i wciąż dostarczały jej piękna, jak wtedy, gdy Czkawka zobaczył ją po raz pierwszy jako małą dziewczynkę.
   Szczerbatek leżący na podłodze uniósł szybko głowę, patrząc z urażeniem na jeźdźczynię, która nie przestawała spoglądać przez uchylone okno.
- Tym razem to nie o tobie, Szczerbol – roześmiał się Czkawka, widząc minę smoka, który warknął tylko i znów położył się na ciepłej podłodze.
- Powinna już tu być – wzdychała Astrid, niecierpliwiąc się coraz bardziej.
- Znasz ją – westchnął Czkawka, wstając od biurka.  Czasem miał ochotę wziąć swoją ukochaną w ramiona i trzymać ją tak długo, aż Astrid znów zacznie być tą samą odważną i skorą do niebezpiecznych wyzwań osobą, w której się zakochał, a nie poważną i odpowiedzialną żoną przywódcy, którą musiała się stać, by móc wesprzeć Berk. Cały czas wiedział, że ta dawna Astrid wciąż w niej siedzi, co więcej, tylko on potrafił ją przywrócić do życia.
- Cały czas jej bronisz – zwróciła się do niego ze złością, patrząc swoimi groźnymi, błękitnymi oczyma, które podczas gniewu właścicielki stawały się dzikie niczym wody podczas sztormu.
- Bo doskonale ją rozumiem – odparł wódz, przyciągając do siebie swoją żonę. – Sam kiedyś byłem taki. A ty musiałaś to zaakceptować. Spróbuj zrobić to samo z nią.
   Astrid spojrzała na niego z dziwną miną, jak dziecko, które nie potrafi przyznać się do błędu, nawet jeśli przekonuje się do słów troskliwego rodzica. Czkawka w tym momencie wiedział, że wygrał, ale postanowił doprowadzić sprawę do końca, dotykając swoim czołem czoła Astrid i stykając się nosami.
- Może masz rację… - westchnęła, rozluźniając się stopniowo. – Może jestem dla niej za ostra.
- Ha, ostry to dopiero ja będę, jak ktoś będzie chciał skrzywdzić moją córkę – odparł z pewną siebie miną.
- Chodzi ci o Robina? – zachichotała Astrid w jego ramionach. Dobrze wiedziała, że ten chłopak działa mu na nerwy odkąd zaczął uganiać się za Mel.
- Szkoda mi chłopaka – przyznał szczerze jeździec, pamiętając, jak on sam starał się o Astrid. Jednak Mel była innym typem człowieka. Nie w głowie byli jej chłopcy i Czkawka był z tego powodu dumny z córki, choć wiedział, że nastanie czas, kiedy będzie musiał oddać ją innemu mężczyźnie. A ten moment zbliżał się coraz szybciej, bo Mel miała już dwadzieścia cztery lata, czyli tyle, ile on sam, gdy Astrid została jego żoną. Poza tym już w wieku siedemnastki byli bardzo blisko z Astrid, a Mel traktowała wtedy wszystkich chłopców niezwykle chłodno.
- Nie zawsze będzie córeczką tatusia – mruknęła Astrid, wystawiając mu język. – Zawsze zostaje jeszcze Inga.
- Ach, Inga – uśmiechnął się łagodnie Czkawka. – O nią powinienem bać się bardziej.
- Powinieneś – dodała Astrid, opierając swoją głowę o pierś męża. – Mimo to czuję niepokój, Czkawka. Ona powinna już tu być.
   Z tym musiał się zgodzić. Choć Mel uwielbiała lot z Piorunem, to zawsze wracała o stałych porach, nigdy zaś po zachodzie słońca, bo wtedy napięcie elektryczne stawało się najbardziej niebezpieczne, a Mel z łatwością mogła coś przeoczyć i się poparzyć. Cholera, że akurat wybrała Wandersmoka, myślał, żałując, że nie wybił jej z głowy tego pomysłu kiedy jeszcze gdy była dzieckiem. Wesołym i beztroskim dzieckiem...
- Może ktoś ją zatrzymał – wzruszył ramionami, całując Astrid w policzek. Szczerbatek chrapał głośno w kącie, zapomniawszy już całkiem o tym, jak obraził się na Astrid za jej złość. Jeździec jednak nie zamierzał przerywać, muskając swoimi ustami dół policzka i szyję ukochanej, której wyjątkowo nie okrywało jej ciepłe futro, które zakładała, gdy wychodziła z domu.
- Czkawka – mruknęła Astrid, ale nie odepchnęła go, jakby chciała, by wciąż to robił. – Stajesz się coraz bardziej sentymentalny.
   Czkawka nagle spojrzał na nią swoimi zielonymi oczami, poważniejąc.
- Albo coraz bardziej cię kocham – wymruczał, tym razem atakując pocałunkami jej usta.
   Z dnia na dzień czuł się coraz bardziej szczęśliwy, gdy przy jego boku była Astrid, jakby niczego mu już do szczęścia nie brakowało. Poza tym miał Szczerbatka i oczywiście dzieci. To był cały jego świat.
   Czkawka przyciągnął do siebie swoją ukochaną i wpił się w jej wargi z pragnieniem, jakby zdołał się za nimi stęsknić. Jej usta wygięły się w lekkim uśmiechu, ale nawet nie przyszło jej do głowy, by się odsunąć. Wplotła swoją dłoń w miękkie, rudobrązowe włosy męża, rozkoszując się ich dotykiem, podczas gdy Czkawka zaczął bawić się jej złotym warkoczem.
   Gdy ich pocałunki stały się coraz mniej niewinne, usłyszeli nagle odgłosy na dole, przy drzwiach. Oderwali się od siebie szybko, jakby ktoś miał ich przyłapać na jakimś przestępstwie. Zero prywatności we własnym domu, pomyślał ze złością Czkawka, niechętnie puszczając swoją ukochaną, która doprowadziła się szybko do ładu. Wódz musiał się ukryć śmiech na widok Astrid układającej szybko swoje rozczochrane włosy. W progu pokoju stanął Andre z przyprószoną śniegiem jasnobrązową czupryną i błękitnymi, rzucającymi łagodne spojrzenia oczami.
   Wszedł do pokoju, śmiejąc się głośno i budząc przy tym Szczerbatka.
- Tato, jesteś pewny, że Hassa potrzebuje swoich szczypiec? – zapytał, krztusząc się ze śmiechu. – Bo Darczykłak schował mu je na miesiąc i Hassa nawet tego nie zauważył.
   Czkawka skrzyżował ręce, zastanawiając się jakich słów użyć, by Andre się czegokolwiek nauczył. W końcu jednak westchnął i popatrzył na Astrid z politowaniem.
- Oto prawdziwe oblicze kłopotów, skarbie – powiedział, wskazując piętnastolatka. – A ty się bałaś o Mel...
- Andre, jak możesz? – nakrzyczała na niego Astrid, przyjmując sroga minę. Czkawka całą robotę wolał zostawiać jej, bo miał zbyt miękkie serce. A potem dziw się człowieku, że twoja żona robi się taka skostniała, pomyślał z poirytowaniem.
- No co? – chłopak podniósł ręce w geście skruchy, po czym spojrzał na mamę swoimi smutnymi i pełnymi dziecięcej naiwności oczami. – To Darczykłak, nie ja.
- W takim razie idź pomóż Hassie odnaleźć te szczypce – westchnął wódz, decydując się na udział w kłótni. – nie chce, żeby jedyny kowal w Berk pozostał bez narzędzi.
- Ale…
- Andre – powiedział wprost do niego Czkawka, stając przed nim i patrząc synowi w oczy. Choć jego oczy były takie same, jakie posiadała jego żona, to Andrea uzyskał jego rysy, które dodatkowo wzbogacały jego przystojną twarz w łagodny wygląd. Jednak niemal każdy, kto tak sądził, popełniał błąd. Andre zdawał się być jeszcze większym kłopotem dla Berk niż Czkawka, gdy był jeszcze mały. Bez wątpienia był bystrym, ale psotnym dzieckiem, który jeszcze dodatkowo potrafił zachęcić do swoich pomysłów innych. – To, że inni postępują źle nie oznacza, że my mamy robić to samo. Idź teraz do Hassy i pomóż mu jak przystało na syna wodza.
   Andre westchnął, spoglądając na podłogę. Na ogół był pewny siebie, zdarzały mu się kłótnie nawet z Astrid, ale przy Czkawce miękł i zawsze słuchał rad ojca. Astrid nie mogła wyjść z podziwu, jak jej mąż działa na swoje dzieci. Czkawka miewał nawet wrażenie, że była o to zazdrosna, ale żeby nieco przywrócić harmonię w rodzinie, Inga, najmłodsza z całej trójki, lepiej dogadywała się z mamą, która zawsze wspierała ją w jej zainteresowaniach niekoniecznie związanych ze smokami jak u Mel.
- Masz rację – powiedział cicho Andre.
   Gdy już miał wychodzić, Czkawka zatrzymał go i rzucił mu coś do rąk. Gdy dłonie chłopca się rozchyliły, zobaczył on figurkę Nocnej Furii, wykonaną z czarnego onyksu. Andre spojrzał ze zdziwieniem na ojca, który uśmiechnął się lekko.
- To twoja robota? – zapytał, a wódz kiwnął głową.
- Pokaż to Hassie i zapytaj się, co o tym myśli. – powiedział, a jego syn kiwnął szybko głową i wyszedł, patrząc z podziwem na błyszczące krawędzie, połyskujące ciemnym, niemal mrocznym światłem.
   Okno w sypialni Wikingów otworzyło się nagle, stukając drewnianymi okiennicami o ścianę. Astrid podeszła i zamknęła je, zmusiwszy siłą wiatr do zaprzestania ataku na jej dom.
- Czkawka… - zaczęła, ale para rozumiała się bez słów.
- Tak, wiem. – kiwnął na Szczerbatka, wskazując mu na drzwi. – Chodź, nie wiadomo, czy Mel naprawdę nie wpadła w jakieś kłopoty.
   Nocna Furia od razu stanęła na łapach i jednym susem przeskoczyła ogromne łóżko, stojące jej na drodze do wyjścia z pomieszczenia. Zawsze, gdy chodziło o dzieci jeźdźca, smok zachowywał się jak troskliwy chrzestny, który pomaga Czkawce spełniać swoje zadanie. Nic dziwnego, że dzieci wodza go uwielbiały.
   Czkawka zbiegł po schodach, teraz już w pełni podzielając obawy Astrid. Przy tak silnym wietrze i zbliżającej się burzy, Mel mogła być w niezłych tarapatach. Być może już teraz leży gdzieś na klifach, cała porażona prądem przez Pioruna.
   Gdy jednak schodził po schodach, Inga wystawiła swoją jasną głowę z pokoju dziecięcego, patrząc z zaciekawieniem za jeźdźcem i smokiem.
- Tato, gdzie Mel? – zapytała, jakby zrozumiała sytuację. Czkawka obrócił się i uśmiechnął szeroko, nie chcąc, by młodsza córka wyczuła jego obawy.
   Inga odziedziczyła po mamie złoto włosów, które spływało łagodnie po drobniutkich plecach dziewczynki. Poza tym jednak miała oczy Czkawki, przez co razem z Mel były do siebie bardzo podobne, nawet jeśli Mel była adoptowana. Poza tym Inga od małego rozkochała w sobie wszystkich dokoła, a najbardziej chyba Mel i Orgah, która zresztą nadała jej imię, tak jak obiecała jej to Astrid. Nikt jednak nie sądził, że dziewczynka odziedziczy zmysł naukowy Czkawki i będzie tak ciekawa świata.
   Pewnego dnia pół wioski szukało Ingi, która zgubiła się gdzieś, gdy wyszła z domu. Czkawka myślał, że dostanie zawału, wymyślając różne najgorsze scenariusze, a Astrid wciąż płakała. Nikt nie pomyślał, że dziewczynka siedzi sobie wygodnie w Wielkiej Bibliotece razem ze Śledzikiem, który uczył ją czytać i przeglądał z nią stare księgi. Całe Berk potem poczuło współczucie wobec jeźdźca, który próbował się wytłumaczyć przed Astrid. Nie przypuszczał, że będą siedzieć tak długo w Bibliotece razem z Ingą, bo do ciemnego, dużego pomieszczenia nigdy nie przechodziło słoneczne światło zza skalnych ścian i po prostu nie rozeznali się w późnej porze dnia.
   Mimo to Inga wciąż lubiła długie spacery i opowieści Śledzika, a czasem też towarzyszyła Hassie przy jego pracy. Czkawka na różne sposoby próbował ją odciągać od pasji nauki, ale było to daremne. Inga miała po nim upór, którego nie dało się przełamać ani prośbami, ani groźbami, choćby jej rodzice mieli pokonać armię Berserków, to mała i tak stawiała zawsze na swoim. Poza tym brała przykład z Mel, która za każdym razem, gdy coś szło nie po jej myśli, wsiadała na Pioruna i odlatywała, a Czkawka spoglądał tylko na nią ze zmęczeniem i zrezygnowaniem.  Mel działała jak burza – w jednej chwili kiwała porywczo głową, a w drugiej obrażała się i już jej nie było, całkiem jak błyskawice, liżące grzbiet jej smoka.
- Poleciała z Piorunem, ale zaraz po nią polecimy ze Szczerbolem – jeździec spojrzał na smoka z sugestią. – Mam rację?
   Nocna Furia pomruczała coś pod nosem, po czym powlokła się sennym krokiem w stronę drzwi. Oczywiście cały ten teatrzyk był udawany – smok doskonale przyzwyczaił się do norm w rodzinie Haddocków i tak jak Czkawka starał się nie pokazywać, jak oboje są przerażeni o los dziewczyny, przed pozostałymi dziećmi.
   Nie zdążyli nawet dojść do progu, gdy nagle drzwi otworzyły się z hukiem, a w progu stanęła Mel z ciemnymi włosami naelektryzowanymi jak zwykle od dotyku Pioruna. Jej zielone oczy były szeroko otwarte, jakby zobaczyła ducha.
- Tato, musisz to zobaczyć – powiedziała podekscytowanym i przestraszonym głosem. Postać Astrid zamajaczyła w cieniu schodów. Nawet Inga zainteresowała się całą sytuacją, ale Mel nie zamierzała przed nią grać. – To Berserkowie!
   Oczy Czkawki otworzyły się zaraz równie szeroko, a jego ciemne brwi zmarszczyły pod wpływem gniewu. Dagur. Jak mógł sądzić, że Wiking kiedykolwiek się podda?
- Gdzie? – zapytał tylko, gdy głowa Pioruna zawitała niczym cień Mel w domu wodza.
- W Dolinie Wzniesień – wykrzyknęła. – Prędzej, nie mamy czasu! – jej szmaragdowe oczy wodziły od Czkawki do Astrid, ale oboje ani drgnęli, zastanawiając się nad słowami dziewczyny. Berk nie widziało Berserków dobre dwadzieścia lat. Czemu akurat teraz? Co planował Dagur?
- Berserkowie? – zapytała Astrid zdziwiona, patrząc na męża. Mel wyglądała na podenerwowaną tym, że jej rodzice nic nie robią. – Na lądzie?
- Mel, chyba coś ci się przewidziało… - zaczął Czkawka, próbując uspokoić dziewczynę, ale Mel wyrwała mu się, patrząc na niego ze złością.
- Tak? To niby kto ma Wandersmoka w herbie? Może Łupieżcy…? - zanim skończyła, Czkawka wybiegł z domu wodza, a za nim Szczerbatek, przeskakując po śnieżnobiałym puchu niczym królik. Mel spojrzała za nim zdziwiona, jakby zapomniała, że powinna prowadzić. Po raz pierwszy widziała ojca w akcji od czasów… Cóż, w sumie nigdy nie było takiej sytuacji.
 - Czkawka! – krzyknęła za nim Astrid, ale zanim zdołała zbiec po schodach, nawet Mel i Piorun byli już poza domem, a sylwetka Nocnej Furii lśniła na niebie w blasku wściekłych piorunów, okalających ziemię niczym kurtyna.
   Astrid patrzyła, jak Piorun uderza olbrzymimi skrzydłami o ziemię, a Mel wskakuje na jego grzbiet z gracją. Nie było sensu ich zatrzymywać. Oboje byli smokami, a smoków nie da się powstrzymać. Można się jedynie modlić do słodkiego Thora, by powstrzymał pioruny…



Dobra, kilka słów od Dreamie:
   Mówiłam niektórym, że niespodzianka będzie z piątek tak więc zakręcona Just Was przeprasza - nie wyrobiłam się bo spała u mnie przyjaciółka i nie miałam jak wbić na bloggera :)) mam nadzieję, że bez hejtów mi tutaj się odbędzie :D

   Mówiłam też, że to oficjalny koniec mojego bloga i wcale nie kłamałam... no, dobra, tylko częściowo... Tam-da-daam! JEJKU, NIE MOGĘ SIĘ DOCZEKAĆ ŻEBY TO POWIEDZIEĆ *-* Moment, na którym skończyłam tydzień temu to rzeczywiście koniec... pewnego etapu życia bohaterów. To, co dodałam przed chwilą to tak naprawdę Wasz wybór :))

Mogę skończyć bloga na tym, albo go kontynuować jakby w przyszłości, w momencie w którym Mel wkracza w wiek dorosły, ma swoje życie, a jej rodzeństwo zaczyna poznawać świat i odnajdywać się jako dzieci Smoczych Jeźdźców. Wybór należy do Was - i to nie jest żaden żart ;)


* haczyk jest jeden - pisząc dalej skupiałabym się bardziej na Mel, jej odczuciach i przygodach, ale na pewno nie zapomniałabym o Hiccstrid i wplątywała kilka słodkich momentów :33 Ten rozdział - "Niespodzianka" - jest takim przykładem, jakby to miało wyglądać.

A więc? :) Co uważacie? ;)

~Wasza oddana Dreamie, dla której porzucenie Was jest tak trudne, że aż staje na głowie, by to kontynuować :')) ~

niedziela, 17 kwietnia 2016

Ostateczne Zwycięstwo

   Słońce dopiero budziło się do życia, gdy jeźdźcy zdążyli wyruszyć w podróż. W obłokach powyżej powietrze było dużo chłodniejsze, przez co niektórym doskwierał mróz poranka.
- Grrr - stękał Mieczyk, trzęsąc się na grzbiecie Jota. - Fajny pomysł, Czkawka, pogratulować. Jak będę się prosił o jakieś choróbsko, to przypomnij mi o sobie.
   Czkawka wywrócił oczami. Żałował, że Mieczyk nie może poczuć chłodu metalu przylegającego do ciała w takiej temperaturze, ale go o tym nie powiadomił. Przeczuwał, że jeszcze ma do niego żal o to zamknięcie w Wielkiej Sali z jego siostrą, mimo że Szpadka zdążyła mu już wybaczyć.
- No tak, Mieczyk. - westchnął, skręcając lekko na lewo, by nie musieć krzyczeć do jeźdźca siedzącego na Zębirogu. - Wybacz, nie zaplanowałem pogody na dziś, to jedno mi umknęło.
- Niech Thor ci wybaczy, drogi Czkawko - Mieczyk westchnął ciężko, zapatrzony w dal. Czkawka powstrzymał się od ponownego wywrócenia oczami.
- Astrid, jak się czujesz? - spytał, podlatując bliżej lecącej Iskry. Astrid miała nieco zamroczone spojrzenie, które go jednak nie dziwiło, skoro reszta jeźdźców również wyglądała, jakby domagała się snu. Czkawka jednak chyba bardziej miał na myśli jej dziwne zachowanie, które niepokoiło go coraz bardziej.
   Jeźdźczyni siedziała w siodle owinięta szczelnie futrem, ale mimo to i tak się trzęsła, choć wyraźnie starała się to ukryć.
- Wszystko okej - odparła z lekką chrypą. Czkawka podleciał bliżej i podał jej futro, którym się okrywał.
- Masz, otul się - powiedział, a Astrid przyjęła je bez słowa protestu. Nie wiedział, dlaczego nie chciała pójść do Gothi - czy chodziło o jej dumę, z której znani byli Hoffersonowie, czy o coś innego? Nie potrafił tego zrozumieć, tym bardziej, że Astrid nigdy nie miała oporów przed odwiedzeniem medyczki, gdy potrzebowała pomocy.
   Astrid otuliła się futrem i skupiła na locie, jakby chciała udawać przed Czkawką, że nic jej nie jest. Wodza zaniepokoiło to tylko jeszcze bardziej.
- Czkawka - Sączysmark podleciał bliżej na Hakokle, wyraźnie poirytowany. - Co będzie gdy znajdziemy już Hoodów? Zamierzasz wtedy wymyślić jakiś doskonalszy plan ataku? No nie wiem...
- Nie zamierzam, bo już go mam - odparł Czkawka z cieniem uśmiechu.
- Może nam go zdradzisz, łaskawco? - zagadnął go Sączysmark, krzyżując ręce.
- Nie atakujemy Hoodów - powiedział na głos Czkawka, tak, by usłyszeli go inni. - Skupiamy się na Kruczych Kupcach i tylko na nich, jasne?
- Aaa, taka forma strategii... - powiedział z zadumą Śledzik, drapiąc się po brodzie.
- A dlaczego mamy nie atakować Hoodów? - zapytał Sączysmark, jakby nie chciał odpuścić.
- Może chodzi o jakąś umowę, no nie wiem. Śmierdzi mi to jakimś układem - odparł z zamysłem Mieczyk.
- Trafiłeś w dziesiątkę - pochwalił go Czkawka, czując, że już czas powiedzieć im prawdę. Jeźdźcy spojrzeli na niego ze zdziwieniem, oprócz Astrid, która już wcześniej musiała się domyślać, że coś ukrywa.
   Czkawka odetchnął na głos i pogładził Szczerbatka za uchem.
- Nie powiedziałem wam o czymś jeszcze - wyznał w końcu, czując, że upada w oczach przyjaciół. Miał okropne wyrzuty sumienia, choć doskonale wiedział, że nie mógł postąpić inaczej. - Dwa dni temu był u mnie Gevorg.
- Gevorg? - sapnął z szokiem Śledzik, unosząc ręce. - I nic nam nie powiedziałeś?
- Był bez broni i sam - kontynuował Czkawka. - Prosił mnie o rozmowę.
- I ty go wysłuchałeś? - zapytał ze zdziwieniem Sączysmark. - No biorąc pod uwagę, że mógłby cię no nie wiem... posiekać i wypatroszyć, to był bardzo świetny pomysł.
- Sączysmark, daj mi skończyć - Czkawka przymknął oczy, szukając w głowie resztek cierpliwości. Przeczuwał, że wyznanie prawdy nie będzie łatwe. - Zgodziłem się na rozmowę tylko dlatego, że był ze mną Szczerbatek. Gevorg wyjawił mi, że chce pozbyć się Kruczych Kupców, którzy są dla Hoodów czymś w rodzaju... No nie wiem...
- Wrzodu na nie powiem czym? - zgadła Szpadka, a Czkawka kiwnął głową.
- Tak, dokładnie. - potwierdził krótko. - Gevorg chciał uniezależnić swoich ludzi od Kruczych Kupców, ale nie mógł tego zrobić, ponieważ Kupcy mieli od zawsze przewagę liczebną. Wyjaśnił, że musiał podpalić nasz port, by zdobyć ponownie ich zaufanie, zwłaszcza po tym, jak zgodził się ze mną rozmawiać i polecieć na Szczerbatku.
- Aha, ładne mi podziękowanie - mruknął Sączysmark i Czkawka nie mógł się z nim nie zgodzić. - Czego więc chciał? Przeprosić?
- Niezupełnie - powiedział Czkawka. - Gevorg poprosił mnie bym pomógł mu uwolnić się od Kruczych Kupców, w zamian za co opuści na dobre Archipelag i zostawi nas w spokoju.
- I ty mu uwierzyłeś?! - zapytała ze zdziwieniem Szpadka, przekrzykując wycie wiatru.
- Czkawka, nie obraź się, ale Szpadka ma rację - powiedział łagodnie Śledzik. - Gevorg jest naszym wrogiem, więc równie dobrze mógł to wszystko zmyślić, by zastawić na ciebie pułapkę...
- Na nas - poprawił go z niezadowoleniem Sączysmark.
- Właśnie na tym polega problem - westchnął Czkawka. - Byłem świadkiem czegoś, co w dziejach Wikingów dzieje się bardzo rzadko. Mój ojciec doświadczył tego raz i postąpił słusznie. Jeśli jeden wódz oddaje pokłon innemu, przekazuje mu w ten sposób swój honor i oddanie. Kiedyś jeden wódz, nie pamiętam jego imienia, uklęknął przed moim ojcem i wtedy również prosił go o pomoc. Mój ojciec nawet się wtedy nie zastanawiał...
- Czyli, że Gevorg złożył ci hołd? - zapytała z szokiem Astrid, po raz pierwszy włączając się do dyskusji. Czkawka kiwnął z powagą.
- Hołd wodza... - Śledzik niemal zamarł z podziwu. - To najwierniejszy akt zaufania i oddania w dziejach Wikingów!
- Już o tym wspominałem, Śledzik - Czkawka westchnął ciężko.
- No wiem, no wiem, ale to jest niemal jak...
- Obietnica - dokończył za niego Czkawka. Szczerbatek zerknął na niego, dodając mu otuchy, w końcu jako jedyny wiedział o wszystkim od samego początku. - Obietnica przed bogami. Tak, tak to działa, Śledzik.
- Czyli że mamy rozumieć, że nasze tyłki chronią tylko setki lat tradycji? - zapytał Sączysmark. - Cóż, przekonałeś mnie - mruknął sarkastycznie.
- Co jeśli Gevorg, no nie wiem... Złamie umowę? - zagadnął go Mieczyk, udając zamyślonego.
- Przemyślałem to - odparł Czkawka. - Gevorg prosił o pomoc tylko mnie, a ja obiecałem go wesprzeć. Nie zakazał mi jednak zebrać posiłków, więc nieco się zdziwi, że wspomagają nas Warringowie i Łupieżcy.
- Czyli jednym słowem,- uściśliła Astrid - jeśli Gevorg nam podskoczy, to po prostu będziemy mieli przewagę liczebną?
- Czytasz mi w myślach, skarbie - odparł Czkawka z uśmiechem.
   Wody rozstępowały się przed nimi, ukazując kolejne skały i wybrzeża, które zdołali już ujrzeć kilka razy. Choć ich smoki były niesamowicie szybkie i zręczne, to i tak musiały się sprężyć, by dotrzeć do Gór Kościstych na czas. Czkawka miał tylko nadzieję, że zdołają wypocząć po walce, zamiast wykańczać smoki swoim powrotem do Berk.

   Czas mijał coraz szybciej, wpędzając Czkawkę w coraz większe wątpliwości. Wystarczy tylko, że zabraknie jednego klanu i cały ich plan może się rozsypać - co jeśli jego mama została schwytana i nie przekazała Warringom i Łupieżcom wiadomości? Czy miałby wtedy polegać na hołdzie Gevorga? Nie mógł złamać obietnicy, nawet jeśli miałoby to oznaczać klęskę dla Berk - honor przywódców Wikingów miał to do siebie, że był nieubłagany w tego typu kwestiach. Czkawka nienawidził chwil, gdy był zaganiany w kąt, bez możliwości alternatyw, a to właśnie była taka chwila, gdzie musiał stawić czoła swoim wrogom, na szczęście nie samemu.
   Przypomniał sobie swój szok, gdy Gevorg padł przed nim w Wielkiej Sali na kolana. Wtedy jego umysł oświeciło wspomnienie tej samej sceny, oglądanej oczami pięciolatka, którego ojciec musiał podjąć bardzo ważną decyzję. Hołd można było oddalić, ale było to równoznaczne z utratą honoru. Stoickiem kierowało coś jeszcze i Czkawka pamięta jak przez mgłę wyraz jego groźnych oczu - zaufanie. Nie wiedzieć, kim był ten nowoprzybyły wódz, Stoick uwierzył w jego hołd i nie pomylił się - Czkawka miał nadzieję, że postępując tak jak on nie popełni błędu.
- O! Tam coś jest - zauważył Śledzik, wskazując Czkawce pewien kierunek. Wódz skierował tam swoje spojrzenie i rzeczywiście zauważył dwa wielkie statki, cumujące przy Górach Kościstych. Czyli Gevorg się nie mylił, podając mu położenie swoich ludzi...
   Dokoła nich rozciągała się gęsta mgła, która pozwoliła Czkawce wpaść na pomysł.
- Dobra, zajmijcie pozycję, - poinstruował przyjaciół. - Musimy wzbić się wyżej w tę mgłę i zbadać położenie Warringów i Łupieżcow, zanim zaatakujemy.
- O ile Warringowie gdzieś tu w ogóle są... - mruknął Sączysmark, rozglądając się w siodle. - Nie lepiej na nich poczekać?
- Widzę łodzie Łupieżców - oznajmił Czkawka, zaglądając przez swoją lupę. - Przybliżmy się do nich, muszę pomówić z Albrechtem.
- Czyli że pozycja i lot u góry, czy cel - Albrecht? - zapytał zezłoszczony Sączysmark.
- Lecimy górą, w pozycji, w kierunku Albrechta - odparł Czkawka z szerokim uśmiechem, który nie do końca ukazywał jego emocje.
- Tak, jasne, wybacz, że nie zrozumiałem za pierwszym razem - mruknął pod nosem Sączysmark, ale posłusznie podążył za jeźdźcem i Szczerbatkiem.
   Jeźdźcy najpierw wzbili się do lotu w gęstą mgłę według zamierzeń Czkawki, po czym odnaleźli łodzie Łupieżców ponownie i wylądowali na ich statkach, mając nadzieję, że Kruczy Kupcy ani reszta Hoodów ich nie zauważą. Łupieżcy zareagowali początkowo przerażeniem i przygotowaniem do ataku na widok smoków, ale szybko odrzucili swoją broń, poznając Czkawkę i jego Nocną Furię. Choć ich sojusz był najdłuższy, to nie zmieniało to faktu, że Łupieżcy wciąż nie ufali smokom i zachowywali się w ich obecności dość czujnie.
   Czkawka zszedł ze Szczerbatka i podszedł do Astrid, chcąc jej pomóc, jednak nie było to potrzebne, bo jeźdźczyni ześlizgnęła się z niego sprawnie, trzymając w dłoni swój topór.
- Czkawka - ich uszu dobiegł znajomy głos Albrechta. - Dawno się nie widzieliśmy, przyjacielu.
   Albrecht zmienił się, odkąd Czkawka widział go po raz ostatni - jego ciemne włosy i broda wyglądały jak przyprószone śniegiem, będące w rzeczywistości starczą siwizną, choć nic z jego groźnego spojrzenia nie zmieniło się, odkąd on i Stoick powrócili do rozejmu podczas walki z Berserkami.
- Mnie również dobrze ciebie widzieć, Albrechcie - odparł uprzejmie Czkawka, biorąc Astrid za rękę. - Szkoda, że w takich okolicznościach.
   Albrecht zmierzył z uśmiechem splecione dłonie obu jeźdźców i zaśmiał się.
- Wybacz, że nie wysłałem wam gratulacji, ale nie przepadam za smocza pocztą - powiedział, podchodząc do wodza. Mimo iż Czkawka widział go po raz ostatni ponad dziesięć lat temu, to Wiking wciąż przewyższał go masą i wzrostem, choć zapewne nie zręcznością. - Poza tym po śmierci Stoicka... Cóż, nie zrozum mnie źle, mój młody przyjacielu, ale twój ojciec był dla mnie przyjacielem i oddanym druhem, dlatego Berk już na zawsze będzie mi o nim przypominało. - mówiąc to, podrapał się po głowie ze wstydem, jakby chciał usprawiedliwić swój brak obecności na przyjaznej mu wyspie.
- Kiedy dotarła do was moja mama? - zapytał zamiast tego Czkawka, zastanawiając się, czy Valka znajduje się daleko stąd.
- Wczoraj o poranku - odparł Albrecht. - Muszę ci powiedzieć, że chyba wiem, za co Stoick ją tak polubił, ma nie lada charakterek. Tak czy siak, chyba zdążyłem jej już wybaczyć tą ranną pobudkę, choć nie lubię wstawać tak wcześnie, nawet jeśli szykuję się do bitwy.
   Czkawka zmarszczył brwi. Skoro jego mama wczorajszego poranka zdążyła już powiadomić Łupieżców, oznaczałoby to, że przed południem musiałaby wyruszyć do Warringów. Dlaczego więc jeszcze jej tu nie było? Co się z nią stało?
- Dobrze więc, przekazała wam wszystkie istotne informacje? - zapytał zamiast tego. Jeźdźcy dalej siedzieli w siodłach, czekając na zakończenie rozmów między dwojgiem wodzów.
- Mamy nie atakować Hoodów, tylko Kruczych Kupców - odparł Albrecht, kiwając głową. - Zaatakujemy od linii bocznej, wy od frontu.
- Doskonale - przytaknął Czkawka z lekkim uśmiechem. - Podpłyńcie jak najbliżej, sprawdzę, czy Orgah i Warringowie zdołali tu dotrzeć.
   Mówiąc to, podbiegł do Szczerbatka i wskoczył na siodło, Astrid zrobiła to samo. Uwadze Czkawki nie uszło, że jeźdźczyni bardzo dobrze współpracowała z Nocną Furią, jakby rozumiały się bez słów, choć przyznał, że nie wierzył w to, że jego ukochana jeszcze kiedykolwiek znajdzie pokrewną duszę w jakimkolwiek smoku.
- Nie daj im się, Czkawka - odparł Albrecht i zamachał im, gdy wystartowali do lotu.
   Jeździec wyruszył w przeciwnym kierunku do tego, z którego przylecieli, chcąc okrążyć wyspę dokoła i odwiedzić Warringów, o ile zdołali tu dopłynąć. Zanim jednak na dobre okrążyli góry, kunsztowne statki Orgah pojawiły się przed nimi, schowane przed statkami Hoodów za wybrzeżem.
- Tak - ucieszył się Czkawka, widząc swojego kolejnego sojusznika. Reszta jeźdźców także wykrzyknęła z radością, machając do Warringów. Na dziobie jednego ze statków stała sama Orgah w złotej zbroi. Czkawka pomachał jej i wskazał kierunek, w którym cumowali Hoodowie.
   Wódz jednak rozejrzał się, ale nie dostrzegł żadnych  śladów wielkich skrzydeł Chmuroskoka, jakie by w tym miejscu chciał zobaczyć. Więc co z Valką? Astrid od razu podchwyciła jego spojrzenie i zrozumiała, o co chodzi.
- Może musiała się ukryć, by Hoodowie jej nie zobaczyli - zaproponowała, starając się uspokoić swojego męża. Czkawka westchnął ciężko.
- Na to wygląda. - powiedział, po czym machnął ręką do reszty jeźdźców. - Chodźcie, zaatakujemy od frontu.
- I to rozumiem! - wykrzyknął Sączysmark, zachwycony tym pomysłem. - Wreszcie coś dla nas.
   Czkawka policzył statki Hoodów i od razu strach przeszył jego serce. Z tego, co pamiętał, Hoodowie i Kruczy Kupcy mieli dwa statki. Teraz jednak przed nimi rozciągały się trzy duże jachty, mogące pomieścić setki ludzi. Prawdopodobieństwo ich wygranej wciąż było bardzo duże, ale jeśli Hoodowie okażą się sprzeciwić, Czkawka może mieć duży problem.
   Jeźdźcy pognali wprost w kierunku Hoodów wyłaniając się z mgły, a jeden z Hoodów zadął w róg. Bliźniacy jednak dolecieli do niego i wywołali eksplozję, która pognała instrument w odmęty fal.
- Tak! - wykrzyknęli, przybijając sobie piątki. Kruczy Kupcy jednak zaczęli się wysypywać z burt, jakby jeden sygnał rogu był dla nich wystarczający. Czkawka widział ich jednolite kubraki z dziwnymi symbolami, które napawały go obrzydzeniem i gniewem. Łucznicy zajęli miejsca i zaczęli strzelać do nich ze swoich łuków, jakby byli kaczkami. Bliźniacy stęknęli tylko i w ostatniej chwili zdołali schować się za burtą, płynąc w kierunku dziobu.
   Czkawka i Szczerbatek wystrzelili w ich kierunku, wiedząc, że jeśli bliźniaki się wychylą, to strzały Kruczych Kupców ich dosiądą. Zanim jednak zdążył zareagować, tuż przed ich nosem przeleciała Iskra, strzelając wściekle plazmą w pierwszy szereg Kupców. Łucznicy krzyknęli i padli na ziemie, albo sparaliżowani plazmą, albo przerażeni tym nagłym atakiem. Zanim jednak zdołali celować w Iskrę, Nocna Furia oddaliła się do kolejnego jachtu, obdarzając łuczników kolejnymi wystrzałami. Szczerbatek ryknął z radością, widząc jak doskonale radzi sobie jego druga połówka.
- Świetnie! - krzyknął Czkawka. - To co, Mordko, teraz my? - spytał i oboje ruszyli w kierunku łodzi Kruczych Kupców, na której zbierali się wszyscy wojownicy.
   Gdy przelatywali obok Hoodów, nagle znikąd pojawił się Gevorg i stanął na czubku swojego okrętu. Bez wątpienia zauważył Czkawkę, bo uniósł do góry rękę, a jego ludzie przestali strzelać. Czkawka odetchnął ledwie zauważalnie z ulgą, po czym strzelił do dwóch Kruczych Kupców, którzy spadli do wody, ustrzeleni przez Szczerbatka. Natychmiast z lewej strony dobili do nich Warringowie, a strzelcy Orgah zaczęli zasypywać Kupców gradem strzał. Kruczy Kupcy jednak ku zdziwieniu Czkawki nawet nie myśleli o odwrocie, ale brnęli ze swoimi pokracznymi tarczami w sam środek tej burzy strzał. Jeździec zamarł w szoku, widząc, że tarcze Kupców błyszczą się Gronkielowym Żelazem.
   Łupieżcy natomiast dobili do okrętu Hoodów, jako ostatni, po czym połączyli dwa statki, przygotowując się do abordażu. Gevorg wydał rozkazy swoim ludziom, a oni w mig zaczęli wspierać Łupieżców, pomagając im dostać się na ich burtę, z której ustrzelenie Kupca byłoby dużo łatwiejsze.
   Jeden z Kupców wykrzyknął coś potężnym głosem i zaczął wskazywać na Gevorga, a reszta poszła za nim. Kruczy Kupcy zarzucili sobie tarcze na plecy, przy czym wyglądali jak szare żółwie, i zaczęli strzelać do swoich byłych sojuszników, jednocześnie obrywając w plecy strzałami Warringów. Sączysmark przeleciał między okrętami Hoodów i Kruczych Kupców na płonącym wściekle Hakokle i przyjął większość strzał na siebie. Czkawka w normalnych okolicznościach byłby przerażony, widząc brawurową obronę przyjaciela gdyby nie to, że Hakokieł miał na grzbiecie zbroję podarowaną mu przez Hassę i że większość strzał, które otrzymywał, zapalały się, zanim dosięgały celu.
   Kruczy Kupcy jednak wyskakiwali ze swoich siedzib i zajmowali puste jeszcze pola burt, zasypując strzałami wszystkie kierunki, jakie mogli. Ich strzelanie było dużo niebezpieczniejsze - mieli brutalną zdolność trafiania w swoje cele. Jeźdźcy musieli bardzo uważać, by groty nie trafiły w smoki.
- Czkawka, skąd oni mają tyle strzał?! - zawołał spanikowany Śledzik. Czkawka pokręcił głową, wyraźnie zaniepokojony tym faktem.
   Nagle jedna ze strzał trafiła w Iskrę, przelatującą nad statkiem Hoodów, a smoczyca  zawahała się i kłapnęła zębami, czując ból w zranionym skrzydle.
- Astrid! - krzyknął Czkawka, pędząc w kierunku opadającej smoczycy.
   Astrid krzyknęła i spadła z siodła, unosząc się nieco nad smoczycą, która machała mocno swoimi ogromnymi skrzydłami. Szczerbatek podleciał błyskawicznie i złapał Astrid, zanim naprawdę ryzykowała upadkiem. Iskra zdążyła złapać wysokość i wyratowała się przed upadkiem, po czym odleciała w stronę góry, by zrehabilitować rany.
   Czkawka objął swoją ukochaną, jakby bał się, że zaraz poleci za smoczycą.
- W porządku? - spytał ją z troską, a Astrid kiwnęła stanowczo głową, choć wciąż jej oddech był nierówny i przerywany.
   Nagle jej spojrzenie się zmieniło. Złapała Czkawkę za ramię i wskazała na górę, unoszącą się nad tymi wszystkimi okrętami.
- Patrz! - powiedziała z szokiem. Czkawka podążył za jej wzrokiem i zauważył nieskończoną liczbę łuczników, skrytych za liśćmi i gałęziami rosnących w górach drzew. Z gęstwin wystawały tylko krótkie łuki o zaokrąglonych brzegach. Czkawka rozpoznał bez przeszkód tę broń.
- To Heathera - zawołał, ruszając w kierunku sojuszników.
   Rzeczywiście, Heathera stała na czele grupy, wskazując łucznikom cel. Ich strzały padały na Kruczych Kupców z niewiarygodną prędkością, przecinając powietrze. Kolejni Kupcy padali od gromu tych strzał, a pozostali biegali w popłochu, porzucając własne łuki. Łupieżcy nawet nie musieli przystępować do ataku - siły Warringów i Damorów były wystarczające, by odebrać Kruczym Kupcom szansę na odwet.
- Udało się - wykrzyknęła Astrid, przytulając się do Czkawki. Sączysmark i Śledzik zabezpieczali Hoodów, którzy patrzyli z radością na zagładę swoich wrogów. Czkawka nie wierzył, że wszystko poszło zgodnie z planem, póki nie ujrzał Chmuroskoka, szybującego ponad Damorami.




 Epilog:

   Czkawka siedział samotnie na klifach, myśląc o wczorajszym dniu. Gevorg dotrzymał swojej obietnicy i zabrał swoich ludzi w głąb morza, by zniknąć już na zawsze z powierzchni Archipelagu. Jeździec czuł ulgę, że Hoodowie już nigdy nie wkroczą w ich życie powtórnie. Po powrocie Wandale świętowali hucznie zwycięstwo jeźdźców, ucztując w Wielkiej Sali. Całą noc trwały śpiewy i tańce, a nazajutrz tylko niektórzy powrócili do pracy. Czkawka wybył z domu wczesnym rankiem, czując, że potrzebuje samotności. Musiał przemyśleć kilka spraw dotyczących przyszłości, a nie chciał dręczyć kogokolwiek swoimi przemyśleniami.
   Czuł dumę ze swojej decyzji i z tego, że postanowił iść w ślady ojca. Ostrożniejsi wodzowie pewnie odrzuciliby propozycję Gevorga na jego miejscu, ale on czuł, że to dobra decyzja i całe szczęście się nie zawiódł.
- Towarzystwo już ci przeszkadza? - usłyszał słodki głos za swoimi plecami, którego nie mógł pomylić z niczym innym. Obrócił się i ujrzał Astrid, spacerującą wolnym krokiem po miękkiej trawie. Jej włosy rozwiewał ranny wiatr, który ostatnio coraz częściej nawiedzał Berk.
- Twoje nigdy - odparł z wyraźnym uśmiechem. Astrid przysiadła obok niego na trawie i zapatrzyła się w błękit mórz przed nimi.
   Wiatr szumiał wolno, swobodnie, rozczesując włosy Astrid i gładząc je swoją delikatną, subtelną dłonią. Czkawka objął ją ramieniem i położył głowę na jej ramieniu, wdychając morski zapach swojej ukochanej.
- Gevorg chyba nie był zdziwiony tym, że wezwałeś swoich sojuszników - zauważyła Astrid, splatając mu włosy w ciasne warkoczyki. - Wyglądało to tak, jakby specjalnie wezwał ciebie, wiedząc, że Kruczych Kupców będzie od nas więcej - powiedziała spiętym głosem.
- Uważasz, że to była pułapka? - zapytał Czkawka, siadając prosto.
- Wydaje mi się to dziwne - przyznała Astrid. - Nie kiwnął palcem, gdy atakowaliśmy Kruczych Kupców. Tak jakby czekał aż...
- Aż się wzajemnie powybijamy? - dokończył za nią Czkawka. Jeźdźczyni spojrzała mu w oczy i przytaknęła ruchem głowy.
- To już nieważne - odpowiedział Czkawka, głaszcząc ją po włosach. - Ważne, że są już daleko i że nic nam nie zrobią.
   Mówiąc to nachylił się i pocałował ją w zgięcie szyi. Astrid uśmiechnęła się lekko.
- Jak się czujesz? - zapytał jeździec, splatając ze sobą ich dłonie. - Byłaś u Gothi?
   Astrid nagle spoważniała i spojrzała na niego dziwnym wzrokiem. Czkawka poczuł, że zaczyna się obawiać o swoją ukochaną. Ta mina nie należała do jednej z jego ulubionych.
- Wiesz... - zaczęła, a jeździec od razu poznał odpowiedź po jej minie.
- Czyli nie? - spytał niecierpliwie, a Astrid skrzywiła się lekko. Czkawka westchnął z troską - Astrid, może to ważne...
- Nie miałam kiedy pójść do Gothi - powiedziała w obronie. - Potrzebowałeś mnie tam, poza tym Berk było zagrożone. Nie mogłam...
- Astrid, co ty wygadujesz? - zapytał Czkawka, nie wiedząc, co sytuacja Berk ma wspólnego z jej zdrowiem. Astrid natomiast tylko wywróciła oczami i wstała, otrzepując się z trawy.
- W takim razie, jeżeli tak ci na tym zależy możemy pójść teraz - powiedziała z niezadowoleniem. Czkawka bez słowa protestu wstał i chwycił ją za rękę.
   Lot do Gothi trwał bardzo krótko, a w czasie drogi ani jedno z nich się nie odezwało. Astrid miała dość obojętną minę, zaś Czkawka cały czas zastanawiał się, o co chodzi jego ukochanej. Czemu broniła się przed pójściem do Gothi, mówiąc o zagrożeniu ich wyspy. Co prawda była dobrym celem dla ich wrogów jako żona wodza, ale to czy poszłaby do medyczki czy nie, nie miałoby żadnego znaczenia, tym bardziej, że chatka Gothi była położona w bezpiecznym miejscu, nad wyspą.
   Gdy Czkawka i Astrid weszli do środka, zastali akurat Śledzika, spisującego coś w swoim notatniku.
- O, cześć wam - przywitał się wesoło.
- Cześć, Śledzik - odparł Czkawka, odstawiając swoje myśli na bok. - Planujesz coś?
- No tak jakby - powiedział Wiking, ściskając w swoich pulchnych palcach węgiel. - Gothi pokończyły się medykamenty i muszę lecieć, załatwić je od Flisaków. Potrzebujecie czegoś?
- Nie raczej nie - odpowiedziała Astrid z szczerym uśmiechem. - Dzięki.
  Gothi siedziała na stołku i patrzyła na jeźdźców z powagą. Czkawka zastanawiał się, czy kiedykolwiek widział ją uśmiechniętą i od razu domyślił się odpowiedzi.
- A wy co tu robicie? - spytał Śledzik z zaciekawieniem.
- Astrid ostatnio źle się czuje - odparł Czkawka, wskazując na swoją wybrankę, która tylko wywróciła oczami.
- Nie jest ze mną tak znowu źle - odpowiedziała, krzyżując pewnie ręce. - Trzymam się.
- No, na razie - mruknął Czkawka, a jeźdźczyni pokazała mu język.
   Przerwał im dźwięk pisania Gothi po podłodze pokrytej piaskiem. Śledzik położył swój notes i zapatrzył się w krzywe runy, pisane przez medyczkę.
- Gothi pyta o objawy - przetłumaczył Śledzik spokojnym głosem.
- Omdlenie, bóle głowy... - zaczął wyliczać Czkawka, ale Astrid szybko mu przerwała.
- Nudności, senność... - dodała znudzonym głosem, jakby sprawa dotyczyła czegoś błahego.
    Gothi zeskoczyła ze swojego stołka i podeszłą do Astrid. Ujęła jej twarz w wolną dłoń i przyjrzała się jej dokładnie, zwłaszcza jej oczom. Czkawka przystanął obok Śledzika, niepewny tego, jaki może być wynik badań wieszczki.
- Myślisz, że to jakiś wirus? - zapytał Śledzik, zaglądając do swojego notatnika i natychmiast oberwał z głowę laską Gothi. - Auuu! - wrzasnął, gładząc ręką obolałe miejsce. - Przecież tylko zgaduję!
   Gothi wywróciła oczami i pokręciła głową.
- No więc? - zapytała Astrid dość niepewnie, jakby ostatnia śmiałość uszła z niej wraz z obrazem miny medyczki. Chyba dopiero teraz zaczynała przejmować się swoim stanem zdrowia.
   Staruszka nachyliła się i zaczęła coś pisać na podłodze. Śledzik zaczął czytać, ale zanim skończył, węgiel wypadł z jego rąk i potoczył się po podłodze.
- Jesteś pewna? - zapytał z szokiem, wpatrując się w runy. - Nie... nie pomyliłaś się?
- Śledzik mógłbyś się podzielić z nami tą informacją ? - poprosił go grzecznie Czkawka, choć prawdę powiedziawszy zaczynał tracić już cierpliwość.
   Śledzik jednak zasłonił usta dłonią i wpatrywał się w Astrid dziwnym wzrokiem. Gothi uśmiechnęła się lekko i podeszła do jeźdźczyni, po czym położyła ostrożnie rękę na jej brzuchu, tym samym odpowiadając na wszystkie pytania.




Jejku, dziękuje Wam bardzo za te niesamowite dwa lata *-* jesteście najlepsi i jestem naprawdę przeszczęśliwa, że was mam <3 Kurcze, czekałam na ten moment, a teraz nie wiem, co mam powiedzieć. Dziękuję przede wszystkim SuperHero*-* , KeepCalm , Avis , Smile. , My Passion My Life , Toudi'emu , Piwoni  i wszystkim pozostałym którzy choć raz zamieścili komentarz pod moimi postami :)

Również chciałabym podziękować tym, dzięki którym wchodząc na blogera i widząc po 100-150 wejść dziennie nie jestem tym wcale zdziwiona - czyli Wam, drodzy czytelnicy :))

To na tym blogu zaczęła się przygoda z moim pisaniem, co zresztą widać, gdy tylko porówna się dajmy na to pierwszy i ostatni post, w tym czasie zarówno ja jak i reszta przyjaciół z Berk dorosła, zmieniła się.

 Mam nadzieję, że ta przygoda będzie trwała jak najdłużej - nie żegnam się jeszcze bo za tydzień, w sobotę oczekujcie niespodzianki, o której Wam już co nieco wspominałam :))

Wszystkiego dobrego, Wasza kochana Just Dreamie :*

środa, 13 kwietnia 2016

Tajemnice Jeźdźców

- Czkawka, może lepiej otworzyć te drzwi? - krzyknął Sączysmark, zapierając się rękami i nogami, byleby bliźniacy nie wyważyli drzwi do Wielkiej Sali. - W końcu to drewno dębowe, Pyskacz by nas zatłukł.
   Czkawka natomiast pokręcił głową i naparł na drzwi jeszcze bardziej, czując jak Thorstonowie znów wypychają je od środka w napadzie furii.
- Gdyby był tu Pyskacz, to na pewno znalazłby sposób, by ich pogodzić - odparł, gdy Szczerbatek w końcu podszedł do nich i usiadł na progu, pomagając dwójce jeźdźców powstrzymać bliźniaków przed rozwaleniem starych, masywnych drzwi. - Jak zauważyłeś, Pyskacza tu nie ma, a wódz Berk czasem musi korzystać z najprostszych opcji.
- Takich jak zatłuczenie nas przez bliźniaków? - prychnął Sączysmark, a opór na drzwi nagle zelżał. Jeźdźcy wymienili spojrzenia pełne nieufności i oczekiwania i po chwili Sączysmark dodał szeptem: - Zrezygnowali?
- Albo się pogodzili - przytaknął Czkawka z ulgą. Sączysmark jednak wzruszył tylko obojętnie ramionami.
- Albo znaleźli tylne wyjście - dodał, a Czkawka zdrętwiał na samą myśl. - Ej, nie mów, że nie wziąłeś tego pod uwagę...
- Raczej mi to umknęło - przyznał wódz, zerkając z przestrachem na Wielką Salę.
   Sączysmark wywrócił oczami i oparł dłonie o biodra, co miał w zwyczaju, gdy był poirytowany. Czkawka zauważył, że jego przyjaciel znacznie się zmienił od czasu, gdy zastąpił Stoicka w roli wodza. Choć rzadko kiedy spędzał z nim czas, głównie dlatego, że po prostu go nie miał, to musiał przyznać, że za Sączysmarkiem zaczynały uganiać się niektóre dziewczyny od Damorów czy Waggingów. Cóż, prawdopodobnie Berk nie było zainteresowane jego osobą, bo po prostu Sączysmark był tu zbyt dobrze znany.
- Tobie to umknęło? - spytał ze zniecierpliwieniem. - Czkawka, nie ty bierzesz wkrótce ślub z jednym z Thorstonów. To też ci umknęło? - wyglądał na nieco spanikowanego. - Nie no, Szpadka mnie zabije, że maczałem w tym palce.
   Czkawka wywrócił tylko oczami i usiadł na schodach, patrząc w dal, na otwarte morze. Rzeczywiście nieco pogrążył Sączysmarka, ale raczej się tym nie przejmował, widząc jak bardzo Thorston jest za swoim narzeczonym. W najgorszym razie trochę mu się oberwie, ale wątpił, żeby Szpadka była na niego zła, jeśli pogodzi się z bratem. Bardziej przejmował się tym, co zrobią bliźniaki, gdy dowiedzą się, że to był jego pomysł...


- Zabiję Sączysmarka, jak go tylko dorwę - przysięgała Szpadka, stając naprzeciw drzwi z gasnącą wściekłością. Jak mógł zrobić coś takiego z Czkawką? Ale od razu naszła ją dziwna, nieco kojąca myśl - Sączysmark nie lubi współpracy z Czkawką, więc musiało mu zależeć na tym, by zmusić ją i jej durnego braciszka do pogodzenia się.
   Mieczyk odsapnął i po raz ostatni trącił obszerne, drewniane drzwi do Wielkiej Sali. Wśród jego gładkich blond włosów pojawiały się gdzieniegdzie drobne warkoczyki, które plotła mu zapewne Tanya. Szpadka musiała przyznać, że wygląda w nich lepiej, nawet jeśli wciąż nie przepadała za narzeczoną swojego brata.
- I co teraz? - spytał siostrę, wkurzony na równi z nią.
   Szpadka nie miała pomysłu. Zamknęli ją i jej brata w Wielkiej Sali i zapewne czekali, aż się pogodzą, ale nie chciała dać im tej satysfakcji. Poza tym w Wielkiej Sali świeciły się tylko dwie lampy oliwne, dlatego siedzieli po ciemku, a Szpadka bardzo nie lubiła ciemności.
- Ej, w porządku - odezwał się jej brat z nutą optymizmu. - Tanya zacznie mnie szukać i przekona Czkawkę i Sączysmarka, żeby nas wypuścili.
- O ile nie jest to wmieszana - mruknęła z dezaprobatą Szpadka, krzyżując ręce.
   Mieczyk wyglądał, jakby zabrała mu ostatnią deskę ratunku. Zmieszał się i podrapał po głowie.
- Ach, fakt. - powiedział posępnie. - Na tej wyspie jest wszystko możliwe.... Wiem! Zmieńmy wyspę! Warringowie są fajni i mają ten miód... ej, dawaj, siora, uwolnimy się od tych zdrajców!
    Szpadka westchnęła ciężko, choć pomysł wydał jej się dość ciekawy.
- Zapomniałeś, że oboje bierzemy niedługo ślub? - spytała smętnie, choć cieszyła się z zaręczyn z Sączysmarkiem, jak z niczego innego. - Już za późno na ucieczkę...
   Mieczyk nie odpowiedział, ale usiadł na ławce przy jednym z długich stołów w Sali. Jego głowa opadła na nadgarstki, gdy wziął kawałek leżącego na stole węgla i zaczął szkicować po podłodze. Po chwili jednak oderwał głowę od swoich bohomazów i zerknął na siostrę.
- Zmieniłaś się - powiedział, jakby wymawiał obelgę.
   Szpadka obróciła się i zmarszczyła brwi.
- Niby w czym? - spytała nieprzyjemnie. Jej brat westchnął ciężko.
- Wcześniej na niczym ci nie zależało z wyjątkiem mnie - w jego głosie zabrzmiała wyraźna zazdrość. - A teraz jest Sączysmark...
- Mogliśmy się pogodzić z tym, że kiedyś się rozdzielimy - odpowiedziała smutno Szpadka, wiedząc, że Mieczyk zrozumie z jej słów więcej. Kiedyś mieli tylko siebie i to im w pełni wystarczało. Teraz sprawy się pokomplikowały.
- Ale ja nie chcę się rozdzielać - powiedział Mieczyk z żalem. W jego przeszywających, niebieskich oczach, takich jak jej własne pojawiły się łzy.
   Szpadka poczuła, że zapomina języka w gębie. Całkowicie nie spodziewała się takiej szczerości, choć Mieczyk przecież z niej słynął. Nie zauważyła, że również płacze, dopóki nie poczuła łez na swoich policzkach.
- Ja też nie - wyznała, a Mieczyk wstał ze swojego miejsca i podbiegł do niej, chwytając ją w ramiona.
   Szpadka rozpłakała się na dobre, czując, jak dziura w jej sercu zalepia się wolno, choć nawet Sączysmark nie mógł jej naprawić. Potrzebowała Mieczyka i nie wyobrażała sobie bez niego życia. Ani teraz, ani nigdy. Byli bliźniętami. To coś więcej niż wszystkie ludzkie więzi razem wzięte - nawet te łączące człowieka i smoka. Czytali sobie w myślach bez najmniejszych oporów, odgadywali swoje uczucia, gdy tylko patrzyli sobie w oczy. Kiedy Mieczykowi coś groziło, wyczuwała to od razu, jakby była połączona z nim telepatycznie - zresztą on czuł to samo, zwłaszcza wtedy, gdy torturował ją Malgor, a on ukrywał się z resztą Wikingów w jaskiniach pod Berk. Gdyby wtedy nie zatrzymał go Czkawka, z pewnością pobiegłby jej na ratunek.
- Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwy z Tanyą - powiedziała po chwili wspólnego zanoszenia się płaczem. Mieczyk otarł swoje własne łzy wierzchem dłoni i spojrzał na siostrę z czułością.
- Jeśli Sączysmark coś ci zrobi to będzie krzyczał moje imię na łodzi pogrzebowej - mruknął Mieczyk, po czym oboje się roześmiali. Szpadka wiedziała, że był skory do najbardziej złośliwych żartów w kierunku do jej narzeczonego, których nie powstydziłby się nawet sam Loki.
- Jeśli mi coś zrobi, to wyląduje tam z mojego powodu - oparła ponuro, ale natychmiast przypomniała sobie, że zamknął ją tu z jej bratem na siłę i opanowała ją złość.
   Mieczyk zacmokał.
- Szpadka... od jak dawna to trwało? - spytał dość niechętnie. - I dlaczego nic mi nie powiedziałaś?
   Bliźniaczka odetchnęła ciężko, zastanawiając się nad odpowiedzią. Nie miała wyboru, musiała powiedzieć mu prawdę, bo inaczej jej bratnia dusza odczyta to z jej miny.
- Dwa lata - odpowiedziała z wahaniem, przypominając sobie pierwsze chwile, gdy zaczęła rewanżować się Sączysmarkowi za jego starania o nią. Jak bardzo była wtedy niepewna swoich uczuć, wstydziła się ich. Teraz mogła odetchnąć z ulgą, że każdy wie o tym, co ich łączy i zdołał się już pogodzić z tą myślą. Nawet jej brat.
- Aż dwa? - zapytał ze zdziwieniem i smutkiem. - Dlaczego ja nic nie zauważyłem?
- Bo byłeś zbyt zajęty sobą - odparowała jego siostra, krzyżując ręce.
   Mieczyk westchnął tylko i splótł dłonie, opierając się łokciami o kolana.
- Czkawka powiedział, że do czasu rozwiązania sprawy z Gevorgiem i Hoodami na Berk nie będzie żadnego ślubu. - mówił to z niezadowoleniem, jakby chciał zostać mężem Tanyi jak najprędzej. Szpadka rozumiała jego pośpiech. I zrozumiała w końcu Astrid. Cały czas reszta jeźdźców chciała odepchnąć wodza i jego narzeczoną od pomysłu ślubu, wmawiając im, że to za wcześnie i żeby cieszyli się życiem, ale gdy Czkawka i Astrid zostali małżeństwem, nagle całe Berk zaczęło zazdrościć im ich szczęścia. A już w szczególności ona.
- Przynajmniej on go nie udzieli - oczy Mieczyka zabłysły. Szpadka wiedziała, co chodzi mu po głowie.
   Nagle drzwi do Wielkiej Sali otworzyły się z hukiem, a w progu stanęli niepewnie Czkawka i Sączysmark. Nawet wódz Berk wyglądał, jakby przygotowywał się do potyczki z Thorstonami, nie mówiąc o jego towarzyszu, który rozglądał się, jakby miał na niego wyskoczyć Szeptozgon. Szpadka westchnęła tylko, zastanawiając się, jakich określeń użyć wobec swojego przyszłego męża.
- Pogodzeni? - zapytał Sączysmark z cieniem uśmiechu.
   Z ust Mieczyka wydobył się okrzyk wojenny i jeździec natychmiast skoczył na Czkawkę z pięściami.
- Haddock, pożałujesz, przysięgam! - krzyczał, ale Czkawka złapał go za nadgarstki i odciągnął od siebie z nutą zdziwienia.
- Mieczyk... - zaczął, gdy pięść bliźniaka przeleciała tuż przed jego nosem.
- Mieczyk, ogarnij się - warknął Sączysmark, broniąc wodza, który zaciągnął tu Thorstona podstępem. - Zrobiliśmy to, żebyście się wreszcie pogodzili.
- Mogliśmy to zrobić bez waszej pomocy - syknęła Szpadka, wychodząc z cienia. Sączysmark objął ją swoim spojrzeniem, jakby całkowicie zapomniał o tym, że jest na niego wściekła.
- Szpadka, weź Mieczyka, bo zaraz mu coś zrobię - stęknął Czkawka, wywracając oczami, bo bliźniak wciąż starał się zadać mu cios mimo tego, że jeździec trzymał jego ręce w mocnym chwycie.
- Gniewasz się? - Sączysmark spojrzał na nią, jakby żałował tego, co zrobił. Mimo to Szpadka zerknęła w kierunku brata, ignorując na razie swojego ukochanego.
- Mieczyk, odpuść, nie warto - mruknęła.
   Thorston przestał się rzucać, a Czkawka odetchnął z ulgą.
- A już go miałem - westchnął Mieczyk, ale na sekundę na jego twarzy zabłysnął łobuzerski uśmiech, po czym bliźniak odwrócił się błyskawicznie, a Czkawka złapał się za nos, oberwawszy pięścią. - No, to jesteśmy kwita - powiedział dumnie, podczas gdy wódz starał się zatamować krew z nosa.
- Dzięki, Mieczyk - burknął jeździec, a Szczerbatek najeżył się w kierunku bliźniaka. Nie zrobił jednak nic więcej, więc pewnie zaakceptował wymianę długów między obojgiem jeźdźców.
   Sączysmark spojrzał z dziwną miną na wodza i podał mu chusteczkę, widząc, jak z nozdrzy Czkawki spływa obficie krew. Szpadka nigdy wcześniej nie widziała, by był tak troskliwy o zdrowie przyjaciela. Czkawka również się zdziwił, ale przyjął chusteczkę.
- Dzięki, Sączysmark - powiedział nieco niepewnie, ocierając nos. Szpadka nie znała się do końca na medycynie, choć Gothi pokazywała jej kilka sztuczek, ale miała przeczucie, że Mieczyk nie złamał nosa swojemu wodzowi.
- Siedzimy w tym razem - mruknął pod nosem Sączysmark nieco smętnie. Bliźniaczka jednak mu nie współczuła.
- Gdybyśmy byli Łupieżcami, to już by cię przeciągnięto pod kilem - Szpadka zwróciła się do brata. - Tam raczej nie spróbowaliby zaatakować Albrechta.
- Daj spokój - Mieczyk machnął ręką, która najwyraźniej go bolała. - Od dawna o tym marzyłem.
   Czkawka zmierzył go gniewnie znad chusteczki Sączysmarka, ale nie odpowiedział. Szpadka cieszyła się, że wodzem jest właśnie Czkawka i bynajmniej nie dlatego, że mogli traktować go normalnie, jak każdego Wikinga - naprawdę zależało mu na ich bezpieczeństwu. Oczywiście, nigdy mu tego wprost nie powiedziała.
- Zbierzcie się u mnie w domu za godzinę - powiedział Czkawka swoim obcesowym tonem wodza, mierząc ich małoprzychylnym spojrzeniem, jednak niemal natychmiast złagodniał. - Potrzebuję was.



   Gdy w domu Haddocków zjawili się ostatni jeźdźcy - czyli naturalnie bliźniaki, Czkawka odetchnął i obmyślił sposób, by powiadomić ich o swoim planie. Wiedział, że nie lubią wymyślonych na szybko pomysłów, ale był też pewny, że mu zaufają. A w tej chwili tylko to się dla niego liczyło. Astrid popatrzyła na Thorstonów, jakby chciała ich zakopać żywcem, a wszystko przez to, że dowiedziała się o ciosie Mieczyka, jaki oberwał jej mąż. Coś przeczuwał, że długo mu tego nie zapomni.
- Już? Wszyscy? - spytał Sączysmark, krzyżując pewnie ręce. - Czy jeszcze Valka...?
- Mojej mamy nie ma na Berk - przerwał mu wódz z nutą zaniepokojenia. Oddał mamie jednocześnie najprostsze i najważniejsze zadanie, ale i tak się o nią martwił - zwłaszcza, że nie wiedział, czy nie wpadła właśnie w pułapkę. Tak czy siak, wszystko rozstrzygnie się jutro.
   Jeźdźcy spojrzeli na niego ze zdziwieniem, bo nikt nie słyszał, by Valka gdziekolwiek wylatywała, a jeśli to robiła, to tylko w celu lotu z Chmuroskokiem wokół wyspy. Czkawka przeczuwał, że są coraz bardziej ciekawi jego planu i dlatego cieszył się na myśl o ich zdziwionych minach, gdy odkryją prawdę. Na razie nie mógł jej jeszcze zdradzić nawet Astrid.
- Szczerbatek i Iskra okrążyli nasz dom, by nikt nie usłyszał naszej rozmowy - poinformował ich, podchodząc do wysokiego stołu, który ustawił na środku pomieszczenia przed przybyciem jeźdźców. Słońce już zaszło i Czkawka miał nadzieję, że Wikingowie wrócą zmęczeni do swoich domów, jak każdego dnia i nie zainteresują się dwiema Nocnymi Furiami pod domem wodza.
- Dotyczy to Gevorga, mam rację? - zapytał Śledzik z podekscytowaniem i strachem. Astrid zerknęła na męża z tymi samymi uczuciami.
- Tak, - odparł Czkawka, spoglądając na bliźniaki i Sączysmarka, bo wiedział, że nie mają pojęcia o tym, że jutrzejszego dnia zaatakują Hoodów ze swoich smoków. - Wczorajszej nocy był u mnie pewien Hood. Dostałem od niego informacje, które być może są dla nas jedyną szansą na wygraną z Gevorgiem i jego ludźmi.
- Czkawka, skąd wiesz, że to nie pułapka? - spytała go Astrid, mrużąc swoje przejrzyste jak morskie fale oczy. Czkawka otrząsnął się z rozmyślań o swojej wybrance, zdając sobie sprawę, że najpierw obowiązki, a potem przyjemności. - Co jeśli Gevorg wysłał go specjalnie po to, by cię zwabić?
- Ufam mu - odpowiedział Czkawka wymijająco, starając się uspokoić jeźdźczynię. - Wiem, że mnie nie zawiedzie, poza tym, nie mamy innej opcji. I tak moglibyśmy zaatakować kiedy indziej z pomocą naszych sprzymierzeńców - nawet jeśli nasz szpieg okaże się kłamcą, to sądzę, że uda nam się pokonać Hoodów.
- Nam? - spytał Sączysmark, a Czkawka od razu zauważył pytające spojrzenia rzucane przez niego w kierunku Szpadki. Na pewno nie chciał, żeby leciała na tak niebezpieczną misję. - Po to nas tu wezwałeś? Mają to zrobić jeźdźcy...
- Im nas mniej, tym lepiej - odezwał się Czkawka pewniejszym głosem. - Poza tym nie możecie nikomu powiedzieć, że wylatujemy o świcie. Gevorg ma szpiegów również tutaj, na Berk, więc musimy się pilnować.
- To co z tym planem? - zapytała zamiast tego Szpadka, opierając się o stół.
- Plan jest taki, że moja mama właśnie poleciała do Warringów i Łupieżców, możliwe, że namierzy też Heatherę. Tak czy siak, myślę, że wspomogą nas w walce.
- Halo? Czkawka, ogłupiałeś? - zagadnął go Sączysmark nieprzyjemnie. Wrócił stary, poczciwy kumpel, mruknął do siebie w myślach wódz, widząc ten entuzjazm. - My mamy smoki - oni nie. Myślisz, że w jaki sposób nas dogonią?
   Czkawka uśmiechnął się chytrze. Czuł, że musi porzucić ten uśmiech, nawet, jeśli sprawiał mu taką frajdę.
- Ponieważ tak się składa, że Hoodowie znajdują się bliżej nich, niż nas. Droga z Berk na smokach zajmie więcej czasu niż ich podróż statkami. Na Wyspach Świec już są przygotowani do ataku - zwłaszcza po tym, co ostatnio widzieli na Berk - miał na myśli próbę jego zabicia, ale nie chciał o tym mówić na głos przy Astrid - wystarczająco się wtedy przestraszyła, nie było więc sensu przypominać jej o tej strasznej chwili - Orgah czeka tylko na sygnał. Łupieżcy są zawsze przygotowani do walki, namówienie ich nie będzie trudne, nie dla mojej mamy - tu pozwolił sobie na lekki uśmieszek. Więc pewnie to po niej miał dar do przemawiania. - Nie wiem, co będzie z Damorami, ale mam nadzieję, że nasza przewaga przy siłach naszych, Warringów i Łupieżców wystarczy.
- A co z Flisakami? - zapytał Śledzik, jako że był do nich bardzo przywiązany.
- Nie mamy dużo czasu - Czkawka żałował, że nie może ich poprosić o pomoc. - Flisacy nie zdążą przypłynąć na czas, a ja nie chcę prosić ich o pomoc bez sensu.
   Śledzik kiwnął tylko głową, jakby zrozumiał, co kierowało działaniami Czkawki. Flisacy to mistrzowie nauki - nie walki. Czkawka wybrał swoich sojuszników bardzo rozsądnie - z Orgah miał najlepszy kontakt, a Łupieżców doceniał jako wojowników. Problem był z Heatherą - nie odezwała się do niego od czasu jego ślubu z Astrid, choć on sam wysyłał jej co jakiś czas listy przez Straszliwce. Jego ukochana najwyraźniej nie przejęła się tym brakiem kontaktu, tym bardziej, jeśli w przeszłości Heathera chciała stanąć między nimi.
- No to nieźle - mruknął pod nosem Sączysmark, ale Czkawka wykrył w jego głosie podziw. - Wszystko obmyśliłeś? - zapytał go dla pewności. - Co zrobicie z Mel?
   Czkawka spojrzał na Mieczyka z nutą zawstydzenia. Powinien go o tym powiadomić jako pierwszego.
- Tanya zgodziła się nią zaopiekować w czasie naszej nieobecności. Kiedy odlecimy, przekaże reszcie Wikingów moje rozkazy.
- Chwila - zatrzymał go Sączysmark, mierząc niepewnie. - Chcesz, by Tanya zastępowała ciebie jako wodza?
   Mieczyk otworzył szeroko oczy, jakby nie dowierzał w to, co słyszy.
- A widzisz kogoś innego, kto byłby w stanie mnie zastąpić? - zapytał wódz z lekkim uśmiechem, choć decyzja ta nie była dla niego łatwa. - Ufam Tanyi - przekonywał ich. - Poza tym najlepiej zajmie się naszą córką - powiedział wprost, oczekując zaniepokojonych min na słowo, jakim nazwał Mel. Jeźdźcy natomiast nie zareagowali w żaden sposób, jakby pogodzili się z tym faktem na dobre. Jedynie Astrid wpatrywała się z nutą niedowierzania na swojego męża, jako że po raz pierwszyjasno określił swój stosunek wobec Mel. - No więc?
- Tanya to bądź co bądź siostra przywódczyni Damorów - odezwał się Mieczyk jako pierwszy, drapiąc po głowie. - Powinna dać sobie radę.
- Ale była też siostrą Theoda - mruknął pod nosem Sączysmark, a Szpadka musiała przyskoczyć do brata, by kolejny Wiking nie oberwał od niego w nos.
- Ej, ej, ej - przerwał im Czkawka, widząc, że Mieczyka łatwo można wytrącić z równowagi, wspominając o Tanyi.
- Przestańcie! - wykrzyknęła Astrid, pomagając Szpadce odciągać bliźniaka od jeźdźca. - Ta sprawa jest zbyt ważna, żeby się teraz kłócić.
- Dzięki, Astrid - powiedział Czkawka, gdy Mieczyk zdołał się opanować. Przeczuwał, że o ile ich atak na Hoodów się powiedzie, to ślub obu Thorstonów może narobić sporo zamieszania na Berk. Sączysmark i Mieczyk byli wystarczająco przewrażliwieni w tej kwestii, więc domyślał się, że bez bijatyk się nie obędzie. Sam nie dowierzał, że potrafią być tacy dziecinni.
   Astrid kiwnęła głową i stanęła obok Śledzika z obojętną miną, która nie pokazywała żadnych emocji. Czkawka przeczuwał, że miała mu za złe, że dowiedziała się o wszystkim dopiero teraz. Poza tym i tak nie powiadomił ich o najważniejszym.
   Gdy zaplanowali całą wyprawę i skończyli omawiać wszystko, co powinni zabrać ze sobą, jeźdźcy zabrali się i wyszli, obiecawszy przedtem wodzowi, że nikomu nie pisną ani słówka. Czkawka martwił się, że będą mu mieli za złe, że dowiedzieli się dzień wcześniej i że nawet nie zapytał ich o zdanie, ale pojawienie się szpiega na Berk wywróciło plany jeźdźca do góry nogami. Musiał wykorzystać tę sytuację i miał nadzieję, że jego przyjaciele to zrozumieją.  
- Więc to po to to wszystko? - zapytała Astrid, opierając się o stolik. Czkawka spojrzał na nią tęsknie, czując, że ma ochotę zasnąć w jej ramionach po tym wykańczającym dniu.
   Westchnął i wpuścił do środka Szczerbatka, który przez całą rozmowę z jeźdźcami pilnował, by nikt ich nie podsłuchał. Smok też wyglądał na zmęczonego, bo od razu rozłożył się na podłodze, wyciągnąwszy przed siebie swój długi ogon.
- Jesteś bardzo zła, że cię nie ostrzegłem? - zapytał, przeczesując dłonią swoje rudobrązowe kosmyki. Astrid westchnęła z uśmiechem, ale nie odpowiedziała. Czkawka odetchnął z ulgą, widząc, że jego ukochana się nie gniewa.
- Nawet jeśli miałabym być zła, to i tak byś to zrobił - podeszła do niego i złożyła na jego ustach czuły pocałunek. - Taki właśnie jest dobry wódz - robi to, co słuszne.
- Co nie oznacza, że nie ma potem wyrzutów sumienia - dodał ponuro Czkawka, gładząc jej policzek.
   Astrid westchnęła znów i położyła głowę na ramieniu męża. Czkawka pocałował ją w głowę i objął troskliwie ramieniem, zastanawiając się przy tym, czy w końcu poszła do Gothi za jego radą i już miał ją o to spytać, gdy przerwała jego rozmyślania.
- Po raz pierwszy nazwałeś Mel swoją córką - powiedziała z zamyśleniem. - Nawet nie wiesz, jak to zabrzmiało w twoich ustach.
   Czkawka uśmiechnął się lekko.
- Jakbyśmy byli rodziną? - spytał unosząc podbródek Astrid i patrząc w jej szafirowe błękitne oczy. Jeźdźczyni uśmiechnęła się.
- Otóż to - odparła.


Jejuu, przepraszam Was za taką długą nieobecność, naprawdę :// strasznie mi wstyd, nie myślałam, że zajmie mi to tyle czasu, ale wiecie - prawko i wgl... A właśnie, dla tych którzy wiedzą, to się jeszcze pochwalę - Just została kierowcą *o*

Hip-hip hurra! Mamy okrąglutki jubileusz :))) zgadnijcie który to post.... tak, tak, moi drodzy - przed nami 100-ny post!! *-* dziękuję, że tu jesteście i czytacie mojego bloga.