sobota, 28 listopada 2015

Włócznia Fevel

   Wreszcie nadszedł upragniony dzień. Wikingowie odczuwali zmęczenie, ale i podniecenie na myśl o nadchodzącym wydarzeniu, w Berk odczuwało się pełne ciekawości napięcie. W końcu mogli nacieszyć się upragnionymi chwilami tętniącymi ekscytacją i szczerą radością, jaką podbudowywać mogły tylko smoki. Czkawka jednak wiedział, że jego plan może być trudniejszy niż przypuszczał, ze względu na brak sympatii Warringów co do smoków. Jeśli by im się nie udało, wioska mogłaby tego gorzko pożałować, a na dodatek stworzyć sobie kolejnych wrogów.
   Czkawka bał się nadchodzącego wydarzenia z tego właśnie powodu - na nim ciążył obowiązek wodza i wiedział, że jeśli coś nie pójdzie po jego myśli, mogliby ucierpieć niewinni, a tego by nie zniósł. Nadziei dodawał mu fakt, że Astrid i Orgah łączyła przyjaźń jednak wiedział też, jak zmienne charaktery mają kobiety i jak łatwo można zepsuć przyjaźń między nimi - choćby przyjaźń między Astrid a Heatherą. Na samą myśl o siostrze Theoda czuł niepokój i niewytłumaczone wyrzuty sumienia, jakby przez zachowanie dziewczyny i jej uczucia wobec niego nie czuł się do końca w porządku wobec swojej żony.
   Od wschodu słońca wciąż błąkał się bezczynnie po swoim domu, chodząc w tę i we w tę, czekając na informację z portu o przybyciu przyjaciół z Wysp Świec. Szczerbatek zerkał na niego niecierpliwie, rozzłoszczony jego porannym spacerem po domu. Sam pewnie odczuwał podekscytowanie nadarzającą się okazją do wspólnego lotu ze swoim jeźdźcem. Podczas ostatnich kilku dni zdołali poćwiczyć nieco własne wcześniej wymyślone triki, których mogliby użyć podczas rywalizacji. Czkawka jednak wciąż obawiał się, czy dobrze zdecydował, decydując się na wzięcie udziału w Wyścigach Smoków, ale starał się odpychać od siebie te myśli. Nie mógł też zawieźć swoich przyjaciół, którym już to obiecał a w szczególności Szczerbatka.
   Gdy Nocna Furia spoglądała na niego z rosnącą wściekłością, jeździec i smok usłyszeli stąpanie po schodach i ujrzeli Astrid, zapinającą swoje skórzane rękawice na nadgarstkach. Była ubrana w wybrany przez siebie strój, doskonały do latania - lekki i ciepły, jako że obawiała się mrozów na zewnątrz.
- Widzę, że nieźle się przygotowałaś na Wyścigi - powiedział Czkawka, nie mogąc wysilić się na nic więcej. Skoro nawet widok jego pięknej żony nie mógł go uspokoić, to już chyba nic nie będzie w stanie.
   Astrid uśmiechnęła się sennie i podeszła do męża, stąpając po schodach z lekkością kotki.
- Jeśli ma to być komplement to dziękuję - mruknęła, a kąciki jej ust uniosły się do góry w nieco złośliwym uśmiechu.
   Czkawka nie odpowiedział, siadając przy palenisku. Odchodził od zmysłów. Miał ochotę uciec z Berk i nigdy nie wracać. Wizja wojny, a smocze wyścigi... ha, cała ta sprawa wydawała się wręcz śmieszna, jakby rozrywka mogła zapewnić im zwycięstwo w nadchodzącej małymi krokami wojnie z Hoodami.
   Astrid zauważyła jego podły nastrój i bez wahania przystąpiła do naprawy.
- Czkawka, wszystko będzie dobrze. Uda się - powiedziała, bezbłędnie odgadując jego myśli. Czasem zastanawiam się, jak ona to robi, pomyślał poirytowany chłopak, wstając i przechodząc znów do drzwi i z powrotem jak robił to wcześniej.
- A co jeśli nie? - odparł niezbyt miłym tonem, który zdziwił jego wybrankę. - Co jeśli Warringowie nie zaakceptują smoków? Jeżeli nie zechcą z nami rozejmu? Jeśli poprą Gevorga i resztę Hoodów?
   Astrid zmarszczyła brwi i stanęła przed mężem. Właśnie taką chciał ją w tej chwili ujrzeć - silną i zdeterminowaną, bo sam tego potrzebował. Czuł się wciąż jak chłopak znienawidzony przez resztę Wikingów, którego nikt nigdy nie słuchał i nie podzielał jego opinii. Teraz wie, jak to jest, gdy wszyscy ci przytakują - chyba wolał, gdy ojciec go nie słuchał, pomyślał ze złością. Wtedy przynajmniej miał pewność swoich racji, teraz ona jakby wygasła.
- Ja wierzę w ten plan. Berk odżyło podczas ostatnich dni, czy tego nie widzisz? - spytała, próbując go przekonać. - Jeśli Warringowie nie zauważą tej energii, to nie wiem, co jest z nimi nie tak. Orgah powinna nas wysłuchać, tyle jest mi winna - powiedziała pewnie, opierając dłonie o swoje zgrabne biodra.
   Czkawka uśmiechnął się lekko i dotknął dłonią jej ciepłego, naznaczonego rumieńcem policzka.
- Może mogliśmy zrobić co innego, by zachęcić do siebie Warringów... - wyszeptał, a Astrid od razu położyła dłoń na jego ustach.
- Nie myśl tak - mówiła coraz zacieklej. Wydawało mu się, jakby role choć raz w życiu się obróciły. - Byłam na wyspach Archipelagu i widziałam miny wodzów, gdy o tobie wspominaliśmy. Oni cię szanują... Lepiej niż szanują, Czkawka. Nawet nie wiesz, jaki masz autorytet wśród innych klanów. Nic dziwnego, że Gevorg boi się nas zaatakować. Najwyraźniej ma więcej oleju w głowie, niż na to wyglądało.
   Czkawka roześmiał się, nieco rozluźniony jej słowami. Widział w jej oczach, że mówiła prawdę. Dziwnie się czuł, gdy go tak chwaliła, jakby wciąż sądził, że inni widzą w nim tego samego, chuderlawego chłopca, który przed kilkunastoma laty pływał z ojcem po morzach, by zawrzeć handlowe sojusze. Wiedział, że być może dowiedzieli się już o Szczerbatku, o Czerwonej Śmierci, o Drago... Jednak nie sądził, że te czyny wpłynęły tak bardzo na jego reputację.
   Wódz objął swoją żonę czułym ramieniem i zatopił się z zapachu jej złotych włosów. Dzięki niej czuł się lepiej, dodawała mu pewności, której tak teraz potrzebował. Nie wiedział, czy gdyby nie Astrid, dałby sobie radę z Gevorgiem i jego ludźmi.
   Nagle drzwi otworzyły się, a para oderwała się od siebie wolno, patrząc nieco zawiedzionym wzrokiem na drzwi, w których stał Gruby. Wiking dyszał ciężko, jego otyły brzuch, spięty pasem unosił się i opadał, gdy mężczyzna łapał powietrze w płuca.
- Wybacz... Czkawka - powiedział, wciąż łapiąc dech. Jego brązowa broda była cała ze śniegu, tak jak metalowy hełm. - Warringowie... nadpływają.
- Nareszcie - odetchnęła Astrid, gdy Czkawka obrócił się i machnął w stronę swojego smoka, który w ciągu sekundy stał już obok niego.
- Dziękuję, Gruby - powiedział, a Wiking skłonił lekko głowę i odszedł, sunąc po białym puchu, który tej nocy znów napadał. - Gotowa? - spytał Astrid, która natychmiast kiwnęła głową. 
- Jak zawsze - odparła, siadając za nim w siodle.
   Nie minęło kilka minut, a para już leciała na grzbiecie Nocnej Furii w stronę odbudowanego kamienno-drewnianego portu Wandali, umieszczonego pod samą wioską. Zanim jednak udało im się zapikować w dół nad drewnianymi ścieżkami z klifów, to spojrzeli przed siebie, stając na skalnym wybrzeżu, będącym krawędzią wioski. Widok z tego miejsca powalał na kolana. Nad morzem unosiła się gęsta, biała mgła, która zapewne utrudniała Warringom drogę do Berk. Ich dwa, samotne statki z rzeźbionymi burtami płynęły wolno, najwyraźniej nie spiesząc się z opuszczeniem ulubionego morza.
   Każdy Wiking był jak skała i woda - zdolny do walki tak samo dobrze, jak do żeglugi. Według tych standardów Czkawka czuł się jak obcy, walczył już nie raz, ale z morzem łączyło go tyle, ile zdołał zobaczyć z grzbietu swojego smoka. Kiedy Valka o tym usłyszała, zaśmiała się i powiedziała:"Ach, Czkawka, masz w sobie więcej wody, niż ci się zdaje". Dopiero przeczytawszy kilka ksiąg z genealogii Wikingów, pojął, że przez cały czas żył w błędzie. Woda i skała oznaczały dwa różne charaktery, które łączył w sobie Wiking - siłę i bezwzględność oraz spokój i cierpliwość.
   Złote żagle Warringów migotały jak iskry w białej mgle. Czkawka i Astrid dotarli już do portu, a Szczerbatek rozprostowywał skrzydła, po czym zwinął je, by się nieco ocieplić. Zima tego roku nie dawała za wygraną - ledwie się zaczęła, a całe Berk przykryte było półmetrową warstwą śniegu. Wikingom jednak nie straszny był mróz i śniegi - byli ludźmi twardymi i zahartowanymi w boju, nie dla nich ciepłe zimy i gorące lata. To tutaj, na północy czuli się dobrze.
- Nadpływają! - wykrzyknął jeden z Wikingów, pracujących w porcie. Od czasu pożaru Czkawka dał robotę większej ilości swoich ludzi, znajdując dla nich miejsca przy porcie, którymi koniecznie trzeba było się zająć. Praca ta nie należała do ciężkich, a szum wody uspokajał Wikingów, jak żadna rzecz na świecie. No cóż, może poza lotem na smokach.
- Jak smoki? - zapytał Czkawka stojącą na pomoście Flegmę. Miała na sobie ciężką zbroję, którą zawsze zakładała, gdy Berk obchodziło święto, albo na wyspę zjeżdżali się goście. Astrid rzeczywiście nieco różniła się od innych kobiet Wikingów, nie strojąc się jedynie zbroją, jaką posiadała na dnie szafy, pomimo że wciąż była wojowniczką.
- Schowane w Smoczej Jamie - odparła kobieta, idąc w kierunku wodza. - Tak, jak prosiłeś.
- Świetnie - ucieszył się wódz. Nie chciał odstraszyć Warringów, gdy tylko zawiną do portu. Choć smoki były miłym akcentem Berk, to musiał uważać i stopniowo przekonywać do nich swoich gości. Nie dla każdego widok smoczych skrzydeł, unoszących się dumnie nad wyspą zdawał się piękny.
   Mijały kolejne minuty, a statki bardzo szybko zbliżyły się do portu, wbrew temu, jak leniwie wyglądały. Ich budowa musiała być wyczynem mistrza - drewniane, gładkie burty o liściastych akcentach, pozłacane maszty i grube, wytrzymałe żagle - oto, czym mogli szczycić się Warringowie.
   Wandale pomogli zacumować oba statki, przy których uwinęli się niezwykle szybko, jak na osoby pracujące w porcie od niedawna. Wcześniej, jeden z główniejszych obiektów wyspy był zajmowany przez dwójkę rosłych Wikingów, którym całe szczęście udało się wyjść cało z pożaru.
   Z jednego ze statków wysunięto grubą deskę z przybitymi do niej stopniami, po której zeszła dumnym krokiem Orgah, a za nią jej ludzie. Dopiero, gdy ich przywódczyni dotknęła stopami pomostu, z drugiego statku zaczęli wychodzić Warringowie, kiwając głowami w kierunku Wandali i ruszający w stronę Orgah.
   Czarne warkocze kobiety były splecione w dziwny sposób - trzeba było umiejętności, by spleść coś takiego. Złoty hełm jak zawsze spoczywał na jej głowie, osłaniając wysokie czoło. Oprócz tego, przywódczyni miała złotą spódnicę, z pięknie wykonanej kolczatki, która migotała w blasku rannego słońca.
- Och, witajcie! - wykrzyknęła, podbiegając do wodza i jego żony. - Przepraszam, bylibyśmy wcześniej gdyby ta mgła nass nie zmyliła.
   Astrid uśmiechnęła się, gdy silna wojowniczka wzięła ją zamaszyście w ramiona, obejmując w przyjacielskim geście. Czkawka obserwował to z zainteresowaniem, podziwiając zachowania nieznanej wyspy.
- Mnie też dobrze jest ciebie widzieć, Orgah - odparła blondynka, nie przestając się uśmiechać na widok przyjaciółki i Czkawka zauważył, że jej radość jest szczera. Najwyraźniej rzeczywiście spodobał jej się pobyt na Wyspie Świec.
 - Wybacz moje zachowanie, Czkawko Haddocku - odparła Orgah, gdy w końcu puściła żonę wodza i stanęła przed nim. - To zaszczyt ciebie poznać.
- Mnie również - powiedział wódz, uśmiechając się ciepło. - Mam nadzieję, że spodoba ci się pobyt u nas, na Berk.
- Mówiłeś o pewnej niesspodziance - przypomniała mu kobieta, opierając swoje silne dłonie o pas, opinający jej spory brzuch. - Czy chodziło o twojego ssmoka? - spytała, patrząc nieufnie na stojącego za wodzem smoka, który bacznie obserwował gości. Czkawka wyciągnął rękę, po czym Nocna Furia podeszła do niego i wtuliła się w jego dłoń, ignorując spojrzenia przerażonych Warringów. - Pomiot burzy... - szepnęła z podziwem i lękiem Orgah, a jej oczy przypominały czarne spodki, gdy patrzyła na smoka.
- Orgah, poznaj Szczerbatka - powiedział Czkawka, gdy smok się z nim zrównał, stając obok w dumnej pozie.
   Przywódczyni zerknęła niepewnie na Astrid, po czym popatrzyła ze szczerym zdumieniem na Nocną Furię, która przewyższała ją znacznie, stając na tylnych łapach, niczym człowiek. Czkawce przeszło przez myśl, że Orgah jest niezwykle odważna - choć najwyraźniej nie ufała smokowi, to patrzyła na niego z dumną miną, podziwiając jego wielkość i siłę.
- Tak więc miło cię poz... - zaczęła, ale zanim skończyła, jeden z jej ludzi wychylił się przed szereg zgromadzony na pomoście, strzelając z łuku w kierunku smoka.
   Wódz nie spodziewał się takiego ataku, ale zanim grot zdołał uderzyć o ciało smoka, wyskoczył przed Szczerbatkiem, otwierając swoją tarczę, którą kiedyś zrobił dla niego Pyskacz z gronkielowego żelaza. Strzała odbiła się z hukiem od tarczy i upadła na drewniany podest, a Wiking, który próbował zabić Nocną Furię, przywarł do podłoża, kuląc się przed gniewem Szczerbatka.
   Dopiero, gdy Czkawka zerknął na Orgah zauważył, że to nie smoka bał się Wiking, ale swojej przywódczyni, która wyglądała, jakby próbował strzelić w nią samą. Jej policzki zaczerwieniły się nie z mrozu, ale z wściekłości, z którą wpatrywała się w niedoszłego zamachowca.
- Waldorf! - wykrzyknęła z jadem w głosie, a Wiking stojący niedaleko skulonego mężczyzny zasalutował jej. Miał bujną, czarną brodę, splecioną w dwa warkocze, ale w przeciwieństwie do swojej pani był wysoki i szczupły. - Przyprowadź go!
   Waldorf posłuchał rozkazu bez najmniejszego oporu, po czym chwycił skazańca za kark i przywiódł siła przed oblicze Orgah, skinąwszy głową przed Czkawką i Astrid, która wyglądała, jakby zaraz miała zemdleć. Chwyciła Czkawkę za ramię i wyszeptała mu do ucha rozpaczliwie:
- Nie pozwól im.
   Orgah tymczasem nie zwracała najmniejszej uwagi na Waldorfa, który rzucił pod jej nogi Wikinga, niczym worek ziemniaków. Kobieta spojrzała z tą samą złością na resztę swoich ludzi, po czym spojrzała na Czkawkę, nieco łagodniejąc.
- Proszę o wybaczenie, Czkawka - powiedziała twardo. - Powiedz, co mam zrobić ze zdrajcą z mojego klanu, który zniessławił moje imię. Oddaję go w twoje ręce.
   Czkawka był w szoku, widząc, jak Wiking kuli się, nie próbując się nawet bronić przed karą, jaka mogła go dosiąść za podobny czyn. Spojrzał wolno na pozostałych Warringów, nie spuszczających go z ciekawskich oczu, aż w końcu zdecydował.
- To nie twoja wina - odparł, czując na ramieniu dłonie Astrid, które starały mu się przypomnieć o prośbie jeźdźczyni. - i nie ja powinienem wymierzyć mu za to karę. - po czym zerknął przez ramię na zdziwionego Szczerbatka, który natychmiast pozbył się swojej wściekłej miny. Orgah otworzyła szeroko oczy, wymieniając spojrzenia z Czkawką. Pewnie nie spodziewała się takiego obrotu sprawy, jak i reszta jej ludzi.
   W porcie zapadła śmiertelna cisza. Nikt nie zdołał się odezwać, obawiając się, że dotknie ich ten sam los, co człowieka, który strzelał do Nocnej Furii. Szczerbatek wysunął się przed wodza Berk i spojrzał swoimi zielonymi oczami na skazańca, trzymającego się za swoją opatuloną w skórzaną czapkę głowę.
   Czkawka przez moment czuł się dziwnie odrętwiały, ale czuł, że postąpił słusznie. Całym sercem ufał Szczerbatkowi, który doskonale rozumiał problemy Wandali. Wiedział, że ma przekonać do siebie obcych Wikingów i tego trzymał się wódz, postępując w ten sposób.
   Szczerbatek otworzył jednak swoją paszczę i spiął potężne płuca, stając nad Wikingiem. Zanim Czkawka zdołał cokolwiek zrobić, Szczerbatek ryknął mocnym, smoczym głosem na biednego Wikinga, który przywarł jeszcze ciaśniej do ziemi. Zimny oddech smoka rozproszył się w chłodnym powietrzu niczym potężna chmura, ale oprócz niej, nie było widać niczego, żadnej plazmy, której obawiali się Warringowie. Ogłuszający ryk smoka przeciął ciszę, niczym rozerwany materiał, a Orgah odsunęła się szybko od wściekłego smoka. Czkawka i Astrid nawet nie ruszyli się ze swoich miejsc. Warringowie wyglądali na przerażonych, a gdy smok skończył, patrzyli na niego z szokiem. 
   Szczerbatek jednak usiadł na pomoście zadowolony z siebie, patrząc na drżącego z lęku Wikinga. Zanim ktokolwiek zdążył coś powiedzieć, albo o coś spytać, smok roześmiał się z własnego żartu, śmiejąc się po smoczemu. Goście jednak nie słyszeli nigdy śmiechu smoka, przez co nie wiedzieli, jak mają go odebrać. Czkawka spojrzał na Nocną Furię z uśmiechem i sam zaczął się śmiać, by rozładować sytuację. Wandale jeden po drugim dołączali do jeźdźca i smoka, obdarzając Warringów uśmiechami.
   Czkawka podszedł do leżącego przed nimi Wikinga i pomógł mu wstać, łapiąc go za ramię. Mężczyzna rozejrzał się zszokowany, a miał był może dwadzieścia lat i przerażone, szarozielone oczy.
- Jak masz na imię? - zapytał go wódz Wandali.
- Randall - odpowiedział tamten tak cicho, że Czkawka ledwie usłyszał odpowiedź.
- A więc Randallu, możesz wrócić do swoich towarzyszy - powiedział ze śmiechem. - Mój smok darował ci życie.
   Astrid odetchnęła z ulgą, a tym razem Orgah wybuchła śmiechem, trzymając się za swój brzuch. Niektórzy Warringowie uśmiechnęli się, inni rozmawiali między sobą, jeszcze inni stali wciąż zdumieni, wpatrując się zarówno w wodza, jak i Nocną Furię, która wypięła dumnie swoją czarną pierś.
- Doprawdy, twój przyjaciel ma wielkie sserce - odpowiedziała Orgah, gdy w końcu udało jej się uspokoić. - Nigdy nie widziałam czegoś podobnego.
- Żeby widzieć podobne rzeczy, musiałabyś urodzić się na Berk - odparła Astrid z delikatnym uśmiechem.
 - Chodźmy do Wielkiej Sali, twoi ludzie na pewno zmarzli podczas tak długiej podróży. - zdecydował wesoło Czkawka.
   Po godzinie wszyscy Warringowie się rozluźnili, rozmawiając z Wandalami i pijąc z nimi wyborny miód, który ze sobą przywieźli, oraz napitki serwowane w Berk. Podczas takiej surowej zimy nie było nic lepszego, niż szczypta gorąca w gardłach zmarzniętych Wikingów. Przy jednym stole siedział Czkawka wraz z Astrid i pozostałymi jeźdźcami oraz Orgah wraz z pięciorgiem rosłych Wikingów, którzy śmiali się i rozmawiali żywo z Sączysmarkiem i bliźniakami na temat podróży, jakie przebyli.
   Przy końcu stołu siedział również Szczerbatek, który z zainteresowaniem pożerał kolejne ryby, które Wikingowie stawiali przed nim. Zrozumieli, że smok odegrał ważną rolę w ich sojuszu postępując w taki sposób i był to rodzaj ich podziękowania. Sam Czkawka rzucał mu co rusz lepsze kąski, które smok chwytał w locie, zabawiając tym Orgah, która klaskała za każdym razem, gdy smokowi udało się złapać panierowaną rybę.
- Nie wiedziałam, że ssmoki mogą być tak przyjemne. Zawsze miałam o nich inne zdanie - oznajmiła Orgah, po czym wzięła spory łyk ze swojego kufla.
- Tutaj na Berk są traktowane jak jedne z nas - odparł Czkawka, głaszcząc swojego przyjaciela.
- Powiedz mi w końcu, czy to Szczerbatek miał być tą niesspodzianką, o której wsspominałeś? - spytała przywódczyni, gdy obok niej Waldorf i Haczykij ryknęli śmiechem, śmiejąc się z żartu Sączysmarka. 
- Niestety, Orgah - zaśmiała się Astrid. - To nie jest jedyna niespodzianka tego dnia.
   Czarna, gruba brew przywódczyni zmarszczyła się z zaciekawieniem, gdy drzwi Wielkiej Sali otworzyły się, a z wnętrza pokoi przybocznych wyszła Mel, ubrana w zieloną tunikę, podkreślającą jej kolor oczu. Dziewczynka miała rozpuszczone włosy, spływające po jej małych ramionach niczym brązowa fala. Warringowie spojrzeli na nią z zaciekawieniem, jako że teraz była jedynym dzieckiem, przebywającym w jednej sali. W dodatku kierowała się w stronę głównego stołu, przy którym zasiadali wodzowie dwóch klanów.
   Mel stanęła grzecznie przed stołem i ukłoniła się elegancko przed Orgah, bojąc się spojrzeć wojowniczce w twarz. Czkawka spojrzał na przywódczynię czujnie, obawiając się jej reakcji. Bądź co bądź, Astrid nie powiedziała jej o ich przyszywanej córce.
- Witam cię, pani - powiedziała, zerkając na Astrid z lękiem. - Nazywam się Mel.
- Witaj, Mel - odpowiedziała Orgah, poważniejąc nagle i spoglądając czujnie na Astrid i Czkawkę. - Co cię do mnie ssprowadza?
   Dziewczynka spojrzała ze strachem na Czkawkę, jakby prosząc go, by odpowiedział za nią, przy czym usiadła na jedynym wolnym miejscu przy stole obok Astrid, które stało tam specjalnie, czekając na pojawienie się dodatkowego gościa.
- Orgah - zwrócił się do niej Czkawka, odwracając uwagę kobiety od dziewczynki. - Mel jest naszą przyszywaną córką - powiedział wprost. - Jej rodzice zginęli, a ja i Astrid postanowiliśmy się nią zaopiekować.
   Wojowniczka wydawała się zdziwiona i zaniepokojona tym wyznaniem, jakby nie do końca w nie uwierzyła. Spojrzała na Astrid z wyrzutem, ale jeźdźczyni nie wyglądała, jakby wstydziła się, że zataiła tak ważną informację przed swoją przyjaciółką.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś, Khanaa? - spytała nieprzyjemnie. Mel schyliła głowę, jakby wstydziła się tej sytuacji. Szczerbatek natychmiast podszedł do niej i położył jej głowę na kolanach, a dziewczynka pogłaskała go lekko. Towarzysze Orgah także patrzyli na dziewczynkę, szepcząc coś do siebie.
- Droga Orgah, widziałyśmy się po raz pierwszy - odparła twardo Astrid, patrząc wprost w oczy przywódczyni. Czkawka widział po żonie determinację, która pojawiała się w niej zawsze, gdy przychodziło jej bronić córki. - Czy ty wyjawiłabyś coś takiego nowopoznanej osobie, nie obawiając się o życie twojej własnej córki?
   Czkawka nie wiedział, jak Astrid to zrobiła, ale najwyraźniej uderzyła w czuły punkt Orgah, bo kobieta skrzywiła się, patrząc z zaciekawieniem na dziewczynkę. Mineła długa chwila, zanim sie odezwała, jakby musiała przemyśleć słowa swojej Khaany.
- Sspójrz na mnie, dziecko - powiedziała nagle łagodnie, zwracając się bezpośrednio do Mel.
   Dziewczynka po raz pierwszy popatrzyła na przywódczynię swoimi szmaragdowymi oczyma, tym razem zachowując tyle odwagi, że Czkawka czuł dumę. Wiedział, jak w trudnej sytuacji się znalazła i nie zazdrościł jej wcale uczuć, które teraz musiała czuć. Najchętniej pomógłby się jej z nimi zmierzyć, ale wiedział, że tę drogę Mel musi pokonać samotnie.
   Orgah spojrzała na dziecko, jakby coś przykuło jej uwagę.
- Jaka ssiła sspojrzenia... - nagle zerknęła na Czkawkę, a on od razu odgadł, co znaczy to spojrzenie. - Na pewno nie jesst twoją córką? Jesst taka podobna...
   Czkawka pokręcił głową, po czym dodał:
- Nie jest nią, choć żałuję. Każdy chciałby mieć taką córkę.
   Mel rozpromieniła się nagle, patrząc z nadzieją na Czkawkę. Astrid pogłaskała ją po głowie, przeczesując jej ciemne włosy palcami. Orgah uśmiechnęła się do dziewczynki z miną, jakiej wódz by się po niej nie spodziewał. Może wyglądała na silną i bezwzględną wojowniczkę, ale najwyraźniej robiła się miękka, jeśli chodziło o dzieci, pomyślał.
- W takim razie nasza umowa, dalej zobowiązuje, co Asstrid? - zarechotała nagle, a jej towarzysze spojrzeli z ciekawością na wodza i jego partnerkę. Czkawka i Astrid spojrzeli na siebie i obaj się roześmiali a wraz z nimi i jeźdźcy, którzy byli przy tym, jak Astrid obiecała Orgah, że wybierze imię dla jej córki.
- Myślę, że nic nie szkodzi na przeszkodzie - odpowiedziała w końcu jeźdźczyni, spoglądając z zagadkową miną na swojego męża.
   Orgah patrzyła z zaciekawieniem na Mel, która najwyraźniej ośmielona, rozglądała się dokoła, obserwując nowoprzybyłych gości.
- Co o nass myślisz, Mel? - zapytała kobieta, widząc zainteresowanie dziewczynki. - Patrzysz na nass, jakbyśmy ssię wyróżniali wśród ossób, które znasz.
   Dziewczynka zarumieniał się lekko, po czym powiedziała cicho:
- Wyglądacie inaczej, macie więcej zbroi na sobie. Poza tym dziwnie mówicie, pani.
   Orgah zaśmiała się, a wraz z nią jej towarzysze. Nie wyglądała jednak na zawiedzioną, najwyraźniej bardzo ceniła sobie szczerość, a tym bardziej niewinną szczerość dziecka.
- Och, Waldorfie, podaj mi moją Fevel. Masz dobre oko, Mel. I podziwiam cię za szczerość.
   Waldorf wstał szybko i podszedł do nawy Wielkiej Sali, gdzie Orgah zostawiła część swoich przybocznych bagaży, wyładowanych przez jej ludzi z dwóch statków. Wiking wrócił po chwili, niosąc w rękach drewniane pudło, które przy postawieniu zajmowało połowę wysokości rosłego Waldorfa, ale było za to wąskie. Czkawka zmarszczył brwi, zastanawiając się, co tez może być w drewnianym pudle.
   Wiking postawił pudło na stole, po czym wrócił na miejsce, tymczasem Orgah wstała ze swojego miejsca i otworzyła pudło, spoglądając na Mel.
- Chodź tu, do mnie - poprosiła, a Mel ruszyła za nią zaciekawiona. Gdy jej oczy napotkały to, co skrywało pudło za swoim wiekiem, dziewczynka zdziwiła się, ale wyraźnie podziwiała coś, co Orgah nazywała Fevel. Czkawka zmarszczył brwi, gdy Orgah patrzyła na dziewczynkę ucieszona z jej reakcji.
- Co to takiego? - zapytał, ale nie doczekał się odpowiedzi.
- Wybacz, że wyciągam broń na sstół i w dodatku w towarzysstwie twoich ludzi - powiedziała głośno Orgah, jakby usprawiedliwiając się, po czym wyciągnęła z pudła dwa mocne kije o heblowanych i rzeźbionych powierzchniach, przypominających nieco burty statków Warringów. Na końcu obu kijów sterczały srebrne ostrza o wielkości dłoni Czkawki, które były rzeźbione pod skos, w tajemniczy sposób. Orgah złożyła oba kije do siebie ciemnymi, drewnianymi końcami, formując ostrą włócznię, zaostrzoną po dwóch końcach, po czym podała ją zszokowaną Mel, która ugięła się pod jej ciężarem.
- To dla ciebie - powiedziała, gdy dziewczynka wyprostowała się, nie chcąc pewnie okazać słabości przed gośćmi. Cała Wielka Sala patrzyła na nią z niemym zainteresowaniem.
- To przecież dziecko - nie zgodziła się z nią Astrid, marszcząc jasne brwi, ale to Mel jej odpowiedziała.
- Nic nie szkodzi, mamo - powiedziała, dopiero po chwili zauważając, jak zwróciła się do Astrid, co zdziwiło nawet Orgah. Mel jednak zarumieniła się lekko i uśmiechnęła do Astrid, którą najwyraźniej zdołała udobruchać jednym słowem. - Znaczy... - zwróciła się tym razem do Orgah, kłaniając się przed nią z wdziękiem, wciąż trzymając włócznię Warringów. - Dziękuję ci, pani. Jest piękna.
   Orgah wciąż przyglądała się dziewczynce z zachwytem, widząc jak mała ogląda swój prezent. Spojrzała w końcu na oniemiałych Astrid i Czkawkę, po czym zaśmiała się krótko.
- Miałam rację co do niej. Widać to po sspojrzeniu, Czkawka. Mała będzie w przyszłości wojowniczką, jak Khaana. To jej wróżą gwiazdy.
   Czkawka spojrzał ze zdziwieniem na Mel, która uśmiechnęła się na widok jego miny, po czym oddała włócznię Orgah. Przywódczyni złożyła włócznię w ten sam sposób, w który ją złożyła, po czym schowała ją do pudła i zamknęła.
- Pilnuj jej, maleńka. - wyszeptała, nachylając się do Mel. - Fevel to osstra besstia. Nie raz mnie drassnęła, gdy chciałam ją naosstrzyć, ale w bitwie jesst tak ssamo przydatna jak ssmok - powiedziała, po czym mrugnęła w kierunku Szczerbatka, który ucieszył się tymi słowami. Najwyraźniej Orgah już go w pełni zaakceptowała.
- To dobrze się składa, pani. - powiedziała Mel z uśmiechem. - Bo niedługo i ja będę miała smoka.
 - Naprawdę? - zapytała ją Orgah z zaciekawieniem, wracając na miejsce, a Mel zrobiła to samo, siadając obok Astrid.
- Tak, Mel jest uczennicą Akademii Smoków - powiedział Czkawka. - Prowadzą ją bliźniaki, Astrid, Sączysmark, Śledzik i moja mama.
- Nie zapominaj, czyj to był pomysł - dodała Astrid, a Orgah wydawała się coraz bardziej zaciekawiona.
- Czyli, że dziewczynka będzie miała włassnego ssmoka? - zapytała. - Zachwycające...
- I to nie byle jakiego - pochwaliła się Mel. - Wandersmoka.
   Wikingowie ucichli, patrząc na nią ze zgrozą i przerażeniem. Wytresowanie Wandersmoka graniczyło z cudem, już o wiele łatwiej było wytresować Nocną Furię, czyli pomiot burzy, w końcu udało to się aż dwóm jeźdźcom, zaś Wandersmoka nie wytresował jeszcze nikt.
   Czkawka widząc minę Orgah roześmiał się szczerze.
- Mówiłaś coś o gwiazdach? - zapytał, a reszta Wikingów zawtórowała mu, nawet Orgah uśmiechnęła się lekko.
- W takim razie Fevel przypadła właściwej ossobie - powiedziała.
   Wikingowie rozmawiali jeszcze godzinę, a ranek powoli stawał się południem. Czkawka nie mógł tracić więcej czasu, zdając sobie sprawę, że zimą słońce szybciej chowa się za horyzontem wód. Zaprosił więc Orgah i jej ludzi na zewnątrz, nie mówiąc jej zbyt wiele. Przywódczyni jednak chyba wyczuła, że wódz coś dla niej przygotował, dlatego wyjątkowo nie spytała o szczegóły, ruszając za nim po kamiennych schodach. Gdy przystanął i obejrzał się za siebie, z Sali wyszli już wszyscy, zatrzymując się w równym pochodzie na kamiennych schodach, prowadzącym w dół, do wioski. Czkawka uniósł rękę i machnął nią, a z małej wieży, umieszczonej zaraz po prawej strony od Wielkiej Sali, wykopanej pośrodku wysokiej góry, ukazał się trębacz, który zagrzmiał w róg. Cisza trwała krótko - ze Smoczej Jamy na północ, we wnętrzu wyspy, wyleciały wszystkie smoki, które zamieszkiwały Berk, zalewając zimne niebo odcieniami kolorowych skrzydeł. Wszystkie leciały równo, bez jeźdźców, pokazując swoje wspaniałe grzbiety, a Orgah zaparło dech w piersi, gdy zobaczyła kolorową tęczę stworzoną z ciał cudownych stworzeń.
   Je ludzie wykrzykiwali coś w zachwycie, a Orgah natychmiast odwróciła się i ryknęła na nich.
- Jeśli komukolwiek przyjdzie do łba zranić jakiegokolwiek ssmoka z Berk to nadzieję jego głowę na pikę!
   Astrid i Czkawka uśmiechnęli się do siebie, ale Warringowie nie odebrali tego jako żartu, najwyraźniej wiedzieli, że Orgah jest w stanie to uczynić. Przywódczyni tymczasem wpatrywała się w niebo zakryte setkami smoków, które powoli lądowały w wiosce swobodnie. Szczerbatek ryknął na nie, a one rozpierzchły się, po czym znów wróciły, słuchając głosu Alfy.
- To była ta niesspodzianka? - zapytała Orgah ze wzruszeniem.
- Nie - odpowiedział jej Czkawka. - Przyjechaliście wprost na Wyścigi Smoków. To była ta niespodzianka. - powiedział wprost, ciesząc się ze zdziwienia na twarzy przywódczyni Warringów.


Wasza Just wróciła!! kto się cieszy? *słyszy świerszcze* XD
Oj dobra, ważne że mam garście pomysłów, wybaczcie za to opóźnienie i małą zmianę planów - znaczy Wyścigi Smoków oczywiście są, natomiast nie w jednym, pełnym rozdziale. Nie mogłabym tego tak opisać, a wy czekalibyście pewnie następny tydzień, żebym to ujęła. Wolałam to rozłożyć na przynajmniej dwa rozdziały, sami rozumiecie, tym bardziej że ten wyszedł mi mega dłuugi ;ooo

Ślę Wam soczyste buziaki za to że wciąż ze mną jesteście! <3 jesteście cudowni i jak widzę pod jednym postem ponad trzydzieści komentarzy, gdy nagle "zniknęłam" to aż się wzruszyłam, poważnie. To z dzięki Wam przygoda na Berk trwa nadal, pamiętajcie! ;* kocham Was <3

A tak na rozweselenie dla fanów Gry o Tron albo tych co kumają, kim jest Daenerys :




poniedziałek, 23 listopada 2015

Brak weny ;cc

   Jeeej, wstawiam wam tu takiego Czkawkę, który wygląda, jakby się chciał z czegoś wykręcić, bo tak właśnie wyglądam :( nie zapomniałam o Was, wierzcie mi, cały czas myślę, dodaj coś na Czkastrid ale w tym problem - nie wiem co!

   Tak jest, kochani, Waszą biedną Just trafiła w końcu choroba oznaczająca brak spójności w dziele artystycznym, czyli po prostu absolutny brak weny i pomysłu!! :( tłumaczyłam już się toudiemu na drugim blogu (tak wiem, powinnam tutaj) bo myślałam że mi to minie, ale najwyraźniej Just musi zebrać myśli :/

   Tak więc nie zamartwiajcie swoich smutnych mordek, albowiem mam dla Was mega niespodziankę, którą mam nadzieję ukazać Wam kiedy tylko skończę (hehe) mojego bloga ;) mam nadzieję, że Wam się spodoba ;)

   A tymczasem zapraszam na resztę blogów, których na razie nie odstawiam bo dzięki Bogu nie mam w nich braku pomysłu, tak jak się stało z tym blogiem:

http://moja-droga-swiadectwo.blogspot.com/

http://wielka-szostka-we-re-heroes.blogspot.com/

   W tamtych staram się być na bieżąco, myślę też o stworzeniu kontynuacji pewnej książki o nazwie Eragon, ale wciąz pracuję nad tym pomysłem. priorytetem jest na razie Hiccstrid :3


   Tak więc trzymajcie się i niech mnie Thor je"nie za przeproszeniem swoim piorunem, jeśli o Was zapomnę ! Do mojej następnej weny twórczej, która mam nadzieje pojawi się wkrótce.


czwartek, 12 listopada 2015

Tęsknota za wolnością

   Nadszedł upragniony dzień. Wikingowie spacerowali od rana po Berk, doglądając przygotowań i nucąc pod nosami stare pieśni Wikingów oraz te nowe - wymyślone podczas przebiegu Wyścigów Smoków kilka lat wstecz. Czkawka od rana czuł się dziwnie ożywiony, jakby przygnębiająca atmosfera wyspy i jej mieszkańców wreszcie minęła wraz z powrotem jeźdźców i ekscytacją na myśl o Wyścigach Smoków. Po raz kolejny to od jeźdźców zależał Berk.
   Wczoraj cały dzień jeźdźcy próbowali nakłonić swojego wodza do wzięcia udziału w Wyścigach tym bardziej, że Sączysmark przekonał Astrid o tym, że jest to dobry pomysł.
- Nie chcę tego mówić, ale Smark ma rację - mruknęła w końcu z wyraźnie niezadowoloną miną. Nie lubiła się zgadzać z chłopakiem. Jej jasne brwi zmarszczyły się pod naporem myśli. - Orgah zobaczy cię w innym wcieleniu. Dotychczas widziała cię tylko na statku, a Szczerbatka w ogóle nie zna.
   Smok mruknał z aprobatą, patrząc na jeźdźca z satysfakcją. Chciał startować i Czkawka to wiedział. Kłopot w tym, że teraz nie liczyli się tylko oni. Czkawka miał na głowie wszystkich Wandali, jeźdźców oraz gości, którzy nazajutrz mieli zawitać do odbudowanego portu. Gdyby nie te trudności, wódz z pewnością zgodziłby się lecieć ze swoim przyjacielem.
   Czkawka pogłaskał go po mordce, przytulając smoka do siebie.
- A ty co myślisz, mamo? - zapytał, patrząc z niezdecydowaniem na Valkę, która przez cały czas stała z boku, nie odzywając się ani razu. Czkawka czekał najbardziej właśnie na jej odpowiedź, bo wiedział, że przewyższa go ona doświadczeniem i ostrożnością.
   Kobieta westchnęła ciężko, wychodząc na środek Areny, na której zabrali się jeźdźcy, by omówić jutrzejsze zawody. Smoki czekały, słuchając ich zaciekłych dyskusji, jakby wsłuchiwały się niemo w każde słowo. Tylko Szczerbatek wciąż krążył wokół jeźdźca, jakby próbował go w jakiś sposób ugłaskać.
- Nie pamiętam już norm i obyczajów Berk, więc nie powinnam się na ten temat wypowiadać - powiedziała pewnym głosem, przeczesując swoje długie włosy zaplecione w dwa warkocze. Gdy mówiła, pozostali jeźdźcy milkli, przez co Czkawka domyślił się, jak wielki mają wobec niej respekt. - Myślę, że powinieneś zapytać siebie, czy chcesz wziąć udział, a nie słuchać niczyich rad. To ty jesteś tu wodzem, Czkawka.
   Jeźdźcy siedzieli cicho, patrząc z narastającą ciekawością na odpowiedź Czkawki, który zastanawiał się nad słowami mamy. Jeździec natomiast spojrzał w bok na siedzącego obok niego Szczerbatka, który przyglądał się z uwagą starszej jeźdźczyni.
- Chcesz? - spytał go Czkawka z uśmiechem, na co smok wesoło kiwnął głową i zaczął lizać jeźdźca po twarzy. Jeźdźcy wybuchnęli śmiechem, patrząc jak Czkawka próbuje uspokoić swojego zadowolonego smoka.
- Czyli Czkawka bierze udział czy nie, bo chyba nie rozumiem - wtrąciła Szpadka, marszcząc brwi.
- Kto go tam wie - skomentował cicho Mieczyk siedzący obok.
- Dobra, niech wam będzie. - westchnął Czkawka, cały czas patrząc na swojego smoka, dla którego się zgodził. - Wezmę udział w Wyścigach Smoków.
   Jeźdźcy ucieszyli się, świętując swoje małe zwycięstwo. Jedynie Mieczyk szturchał Szpadkę, narzekając, że teraz będą mieli mniejsze szanse. Nawet na twarzy Sączysmarka zakwitł pełen dumy uśmiech, bo udało mu się postawić na swoim.
   Niestety, jak Czkawka obiecał, tak musiał zrobić i choć wewnątrz siebie cieszył się, że weźmie udział w zawodach, to czuł też, że wciąż będzie myślał o obowiązkach, które zostawi na ziemi. Co pomyśli sobie Orgah, gdy ją opuszczę? - pomyślał sobie ze wstydem. Kiedyś bez problemu zdecydowałbym się na lot ze Szczerbatkiem, skąd teraz biorą mnie takie wątpliwości? Odpowiedź przyszła sama - dorosłem, powiedział sobie ze smutkiem. Nic nie będzie już takie samo, jak było przedtem. Teraz zaczynał wspominać swojego ojca, który pomimo swoich obowiązków wciąć wydawał się uśmiechnięty i zadowolony z życia jako wódz. Czkawka zaczynał mu współczuć, bo dopiero teraz odgadł, jak wiele jego ojciec poświęcił sprawie Berk i zaczynał tęsknić do czasów, gdy to on miał na głowie całą wyspę, a Czkawka mógł spełniać swoje marzenia, odkrywać nowe wyspy, nie przejmować się powrotem do domu, który stale go przygniatał swoją codziennością i gdy liczyli się tylko on i Szczerbatek.
   Gdy tak o tym myślał, coś z tych myśli trafiło w jego serce, psując całą pozytywną wizję jutrzejszego dnia. Jeźdźcy rozmawiali jeszcze, wychodząc z Areny, ale Czkawka od razu wsiadł na Szczerbatka, sprawdzając stan siodła, na którym dawno nie jeździł. Astrid rzuciła mu zadowolone spojrzenie, które szybko zgasło, gdy dziewczyna odgadła, że jej ukochany nie cieszy się lotem, jakby miał się z nim żegnać. Szczerbatek również patrzył na niego, jakby nie wiedział, co jego jeździec robi.
- Co? - burknął do niego Czkawka, a Astrid zdążyła do nich podejść.
- Czkawka, wszystko dobrze? - spytała przyciszonym głosem, gdy za nią bliźniacy i Sączysmark szli po drewnianych palach wprost do wioski. Ich smoki spacerowały raźnie za ich plecami jak cisi strażnicy czuwający o ich bezpieczeństwo. Valka nie wychodziła z Areny.
- Doskonale - mruknął jeździec, nie patrząc na Astrid. Dziewczyna złapała go za podbródek i skierowała jego twarz w swoim kierunku, zmuszając go, by na nią spojrzał. Czkawka zrobił to dość niechętnie, choć zazwyczaj uwielbiał na nią patrzeć.
- Myślałam, że ucieszysz się, że będziesz miał szansę lecieć ze Szczerbatkiem. - powiedziała, marszcząc brwi. Nie zrozumie mnie, pomyślał Czkawka.
   Wódz wyplątał się z dłoni Astrid i musnął ustami jej policzek.
- Wrócę późno - rzucił tylko krótko i zanim dziewczyna zdołała odpowiedzieć, Szczerbatek już znalazł się wysoko nad nią, odbijając się swoimi silnymi skrzydłami o masy powietrza.
   Lecieli nad wszystkimi górami, zastanawiając się, jak daleko sięga niebo, a Czkawka otulił się ciepło swoim futrem, czując, jak jego włosy zamarzają. Przez tyle zim w Berk, naprawdę dawało się wytrzymać tak niesamowicie niskie temperatury, toteż Czkawka czuł się orzeźwiony chłodnym klimatem. Nabrał do płuc mroźnego powietrza, które niemal zdołało zamrozić mu gardło, gdy to zrobił. Szczerbatek spojrzał na niego z troską, jakby dopiero odważył się na ten gest. Leciał wolno, stabilnie, jakby nad obłokami grawitacja na niego nie działała, jakby unosił się w przestrzeni sam z siebie.
- Co będzie po Wyścigach? - wyszeptał Czkawka, czując, że mróz rzeczywiście musiał skrzywdzić jego gardło. - Mnie znów przyszpilą na wyspę, a ty nie będziesz mógł latać.
   Szczerbatek westchnął smutno, co wyglądało, jakby smok kichał. Czkawka uśmiechnął się smutno, głaszcząc przyjaciela po boku, po czym wtulił się we własne siodło, przytulając Nocną Furię.
- Mordko... Myślę, że powinieneś odejść z Berk. Będziesz wtedy szczęśliwszy. - dodał po długiej chwili ciszy.
   Szczerbatek spojrzał ze złością w tył i ryknął przeraźliwie, aż Czkawka podskoczył, siadając prosto w siodle. Nie spodziewał się takiej reakcji przyjaciela. Nocna Furia zapikowała w dół bez ostrzeżenia, nawet nie starając się ułatwiać jeźdźcowi lotu. Czkawka w ostatniej chwili przyszpilił się do siodła, inaczej niechybnie by z niego wyleciał.
   Smok robił liczne beczki i przewroty, a Czkawka czuł jak zbiera się mu na wymioty. Jeszcze nigdy Szczerbatek nie zareagował takim gniewem i to w powietrzu - NIGDY! Czuł przerażenie, ale i wyrzuty sumienia, że doprowadził przyjaciela do takiego stanu. Jeździec przypomniał sobie od razu pierwszy lot z Astrid, gdy Szczerbatek próbował zmusić dziewczynę do zmiany zdania na temat smoków i od razu zrozumiał, po co smok się tak zachowuje.
   Choć Czkawka mógłby wytrzymać jeszcze wiele, to przytulił się mocno do grzbietu Szczerbatka i krzyknął:
- Dobra, przepraszam!
  Smok rozłożył w tym momencie skrzydła i wzniósł się w powietrzu dokładnie nad linią morza, które znajdowało się wyjątkowo blisko. Czkawka nawet nie pamiętał momentu, gdy tak nisko opadli z linii chmur. Nocna Furia zrobiła to błyskawicznie.
   Szczerbatek spojrzał znów w tył tym razem z duma wymalowaną na bezzębnej mordce, a Czkawka otrzepał się, czując nasilający się ból w skroni.
- Nie schlebiaj sobie - mruknął, a smok zaśmiał się ponuro, lecąc znów spokojnie, jak przedtem.


   Gdy dotarli wreszcie na wyspę, w Berk już dawno zapadła noc. Gęsta czerń rozlewała się po pustych placach i alejkach między drewniano-kamiennymi zabudowaniami, niczym smoła. Tak ciemnej nocy Berk nie widziało dawno. Księżyc ani na chwilę nie wychylił się zza chmur. Czkawka czuł strach na myśl o Warringach, którzy w tę sama noc byli już pewnie w połowie drogi do Berk.
   Szczerbatek rozejrzał się i bez problemu zauważył dom Czkawki, którego jeździec nie zauważył wcale. Choć w oknach paliły się żywe światła, to ciężko było rozpoznać poszczególne domy - nawet Wielka Sala ukryta we wnętrzu skał, której wnętrza strzegł ogromny posąg Stoicka Ważkiego, była niewidoczna z góry, a tym bardziej, gdy lecieli nad ziemią.
   Szczerbatek nagle okręcił się dokoła, omijając stojące wbite w ziemię pale z kolorowymi chorągwiami, których Czkawka nie zauważył. Teraz naprawdę doceniał fakt, że smok doskonale widział w ciemności.
   Choć Czkawka podziewał się, co powie Astrid, gdy wróci do domu, to i tak zadrżał, gdy uchylił drzwi, wypuszczając światło na zewnątrz. Szczerbatek szedł tuż przy jego nodze, jakby chciał go osłonić przed gniewem ukochanej.
   Astrid już na niego czekała, siedząc na wykładanym futrem fotelu, a gdy drzwi się uchyliły, wstała, mierząc wodza złorzeczącym wzrokiem.
- Gdzieś ty był? - wykrzyknęła, wymachując przy tym rękami.
   Szczerbatek wślizgnął się przez próg do środka, chcąc uniknąć awantury jeźdźców.
- Och, dzięki - mruknął Czkawka z rozbawieniem. - To taki z ciebie kumpel?
   Szczerbatek zarechotał, po czym zniknął w drzwiach prowadzących do pokoju Mel. Więc tak oto dzielny Czkawka zginął podczas kłótni z własną żoną, pomyślał sobie jeździec, zamykając drzwi.
- Co ci strzeliło do łba, żeby odlecieć na cały dzień bez słowa tłumaczenia?! - krzyczała dalej Astrid, próbując się na siłę pohamować, spoglądając w tył na drzwi do pokoju dziewczynki, ale Czkawka wiedział, że emocje jej na to nie pozwolą.
   Czkawka westchnął, odkładając na półkę swoją maskę, którą zakładał podczas lotu.
- Aaa, widzisz - zauważył, patrząc z odwagą na żonę. - Gdybym zrobił coś takiego trzy lata temu, to nikt by nawet nie zwrócił na to uwagi.
- Co to ma niby znaczyć? - warknęła, marszcząc jasne brwi. Czkawka podszedł do niej i objął ją, próbując ją jakoś udobruchać.
- To znaczy, że zmieniłem się, As. Wcześniej nie zastanawiałbym się, czy uczestniczyć w Wyścigach, a teraz to robię. Moja mama ma rację. Czuję się zmęczony. Bycie wodzem... Nie jest tak łatwe, jak mi się wydawało. - spojrzał znów w kierunku, w którym zniknął smok. - Poza tym wiem, że Szczerbatek jest tak samo nieszczęśliwy jak ja, gdy spędza za dużo czasu na wyspie.
   Astrid pojęła, o co mu chodzi i spojrzała na niego smutno, jakby jej złość na moment przygasła. Choć Czkawka obawiał się jej, gdy była wściekła, to właśnie za tą wrażliwość kochał ją najbardziej.
- Dlatego odleciałeś? - zapytała go, głaszcząc po policzku.
- Tak.
   Astrid spojrzała w dół z zastanowieniem, jakby to, co powiedział jej mąż nią poruszyło. Światło świecy oświetlało jej zamyślone spojrzenie, sprawiając, że w całym domu jakby od nowa zapanował spokój.
- Chyba nie zamierzasz teraz rezygnować z bycia wodzem? - spytała nagle ze strachem. Czkawka roześmiał się szczerze.
- Nie, nie zamierzam.
- A więc co zamierzasz?
- Jeszcze nie wiem - przyznał Czkawka, poważniejąc nagle. - Ale na pewno coś wymyślę.
- Wierzę ci - westchnęła Astrid, przytulając się do jeźdźca. - Wystarczy być tobą przez trzy dni, by to zrozumieć.
   Czkawka skrzywił się, kojarząc, o czym mówi Astrid. Rzeczywiście, przekonała się o tym i to w najgorszym momencie. Jeździec zakołysał się, stojąc wciąż z ukochaną w tym samym miejscu, po czym pogłaskał ją po lśniącym, złotym warkoczu, oddychając ciężko. Całe szczęście, że zdołał jakoś uspokoić Astrid, myślał sobie. Czasem jego żona przypominała rozjuszonego, dzikiego smoka, którego próbował w jakiś sposób ujarzmić. Jeśli to, co mówiła jego mama o tym, że jest on smokiem było prawdą, to w takim razie jego ukochana również stała się tą piękną istotą.
- Naprawdę uważasz, że powinienem lecieć? - zapytał. Astrd popatrzyła na niego z poirytowaniem.
- Chyba nie zamierzasz się teraz nad tym zastanawiać? Obiecałeś Szczerbatkowi.
   Czkawka złapał ją delikatnie za zabandażowane ręce, po czym ucałował je z troską.
- Ty nie powinnaś lecieć - odparł wprost, a Astrid zabrała dłonie, wywracając oczami.
- Czkawka, przygotowywałam się do tego z Iskrą od dwóch miesięcy. Naprawdę zamierzasz drążyć temat?
- A jak mnie do czegoś przekonujecie to jest dobrze? - zapytał z nutą pretensji w głosie. Astrid uśmiechnęła się lekko, opierając swoje delikatne dłonie o biodra.
- Zauważ, że i ja, i twoja mama zazwyczaj mamy rację. - naburmuszyła się Astrid, nie przestając się uśmiechać. - No, co do Sączysmarka to ciężej powiedzieć.
   Czkawka nagle zamyślił się, spoglądając na knot świecy, która dygotała w chłodnych powiewach nocy jak jasna tancerka, która ucieka przed zimnem. Astrid przyglądała mu się natomiast, jakby był dziełem rąk Pyskacza, spoczywającym w jego starej kuźni, którą teraz zajmował Hassa.
- Co? - spytał tym razem wódz, marszcząc brwi.
- Przypominasz swojego ojca - szepnęła Astrid, wciąż patrząc na męża, który zaniemówił.
- Z wyglądu, czy z charakteru? - zapytał z rozbawieniem. - Bo wydaje mi się, że ani jednym, ani drugim.
   Astrid w odpowiedzi podeszła o krok i złożyła krótki pocałunek na jego ustach.
- Jesteś wodzem, Czkawka. - odpowiedziała, głaszcząc do po policzku. - To cię z nim łączy.


Napisane w... uwaga... dwie godziny ;DD nieźle, nie? Mam nadzieję, że długość posta zacna, jeśli nie, to przy następnym się poprawię :3 ale mam ten tydzień luźny i to nie tylko przez 11 listopada ;)) jeszcze apel, próby - zwolnienia z lekcji!! o taaak! ;dd

Moja przyjaciółka pożyczyła mi genialną książkę o tym, "jak napisać potencjalny bestseller", co może mi nieco pomóc w końcu zabrać się za moje opowiadania, które już leży i ledwie dycha :3 a tak poza tym, chyba nic wielkiego nie zmieniło się u Waszej Just ;33 jest tak samo rypnięta jak przedtem ;P

Pozdrawiam i życzę energetycznego kopa na rozpęd od Thora ;)


czwartek, 5 listopada 2015

Odpowiedź z Wysp Świec

   Rzeczywiście, kilka następnych dni tak jak przypuszczała Astrid nie obyło się bez mrozu. Wikingowie byli już przygotowani na ten przedsionek zimy, ale Czkawka musiał poprosić Śledzika o dokładne zbadanie pogody na najbliższe kilka tygodni, aby mogli zaplanować Wyścigi Smoków, na które chciał zaprosić Orgah we własnej osobie oraz przedstawicieli z Wysp Świec, których miał nadzieje udobruchać rozrywką na Berk. Czkawka wysłał już specjalne zaproszenie do Orgah, ale niestety mogło ono dojść najwcześniej po tygodniu, bo wyleczony Johann musiał dostarczyć ją sam na swoim statku, a nie Straszliwiec Straszliwy, którego Czkawka wykorzystywał do poczty między innymi wodzami. Choć Johann był zaufaną osoba, to pomimo to wódz wciąż brał pod uwagę możliwość, że wiadomość może nie dotrzeć do Orgah przed Wyścigami.  Poza tym mógł nieopatrznie natrafić na jeszcze jeden, ocalały statek Hoodów, którzy mogliby łatwo pokrzyżować plany Czkawce.
- Tylko pamiętaj, to ważne - instruował kupca jeździec, wręczając mu gruby pergamin. - I... bądź uprzejmy dla Orgah. Pamiętaj, że w tej chwili mnie reprezentujesz.
   Johann wziął bezceremonialnie zawiniątko i schował za swój płaszcz.
- W tej chwili obrażasz mnie, Czkawka. Ja zawsze jestem uprzejmy dla tych, którym przywożę towary. No cóż, może poza jednym wyjątkiem, ale...
- Opowiesz mi o nim po powrocie - przerwał mu Czkawka, hamując usilnie śmiech. Zawsze bawiło go teatralne podejście Johanna do różnych spraw, gdy mógł pełnymi godzinami opowiadać historię, którą Czkawka potrafił przedstawić w trzy minuty. Współczuł jednak kupcowi, który podróżował samotnie i przez większość czasu nie miał komu opowiadać swoich fascynujących historii.
   Wódz natomiast zajął się ważniejszymi sprawami. Musiał jeszcze tylko zastępować Sączysmarka przez pewien czas, bo reszta jeźdźców wypoczęła już na tyle, by móc wrócić do swoich obowiązków w Smoczej Akademii. Astrid nawet wydawała mu się uszczęśliwiona tym, że w końcu znalazła coś do roboty, zamiast odwiedzania co jakiś czas Sączysmarka i Iskry, która skryła się wewnątrz klifów. Czkawka smutniał, gdy słyszał od niej o reakcji smoczycy po tak dłuższym czasie przebywania z Wikingami. Miał nadzieję, że Iskra przyzwyczai się do ich towarzystwa, ale najwyraźniej wciąż pozostawała nieufna. Przestała już nawet odwiedza swoją jeźdźczynię, przez co Astrid musiała sama dostawać się na strome klify. Czkawka starał się jej wybijać ten pomysł z głowy, ale dziewczyna była nieugięta. Poprosił więc Szczerbatka, by ten pomagał dostać się dziewczynie do jaskini na klifach, gdy tylko Astrid będzie tego chciała.
   Pewnego razu, Astrid znalazła go, gdy pomagał przy odbudowie portu, składając mu miłą wizytę. Skórzany płaszcz ciągnął się za nią niczym peleryna, nadając jej poważnego i uroczystego uroku, jak purpura nadaje królowi władczego wyglądu.
- Cześć, skarbie - przywitał się z nią Czkawka, całując w policzek. - Jak zajęcia?
   Felcon, który przez pół dnia nosił całe pnie do już prawie odbudowanego portu, mruknął coś pod nosem, po czym odszedł, zostawiając parę sam na sam. Z Astrid nie przyszedł Szczerbatek, za pewne włóczył się gdzieś po wiosce, szukając rozrywki albo Mel. Czkawka miał wyrzuty sumienia, że tak go zaniedbywał, ale musiał dokończyć dzieła, a poza tym nie miał nawet wolnej chwili, by usiąść i zjeść porządnego posiłku.
- W porządku. Sądziłam, że będzie gorzej, ale najwyraźniej zadbałeś o naukę, kiedy nas nie było. - mówiąc to mrugnęła do jeźdźca z uśmiechem.
- Jakże mogło być inaczej? - zapytał Czkawka, śmiejąc się. Nagle Astrid otworzyła szeroko oczy, i sięgnęła do torby, jakby sobie o czymś przypomniała.
- Aha, przyniosłam ci coś, żebyś nie padł z głodu. - mówiąc to, podała mu w okrytych rękawiczkami rękach małą torbę, która już z daleka pachniała smażonym serem i świeżym chlebem. Oczy Czkawki zaświeciły się, gdy wziął do ręki torbę, po czym spojrzał z wdzięcznością na ukochaną.
- Jesteś niezastąpiona, Astrid - powiedział wódz dźwięcznym głosem. Astrid machnęła tylko dłonią.
- Taak, wiem. Jakieś wieści z Wysp Świec? - zapytała, trzepocząc swoimi długimi rzęsami. Czkawka podczas jednej ze swoich podróży, w których towarzyszył ojcu, widział kobiety z Darokk. Miały one chłodną urodę a na dodatek wyjątkowo dobitnie ją podkreślały. Astrid musiała być bardziej Wandalem niż Darokkiem, skoro jej uroda ćmiła wdzięki wszystkich innych kobiet z różnych plemion. - Hę?
   Czkawka ocknął się, odpychając od siebie myśli o swojej ukochanej.
- Nie, Johann powinien przypłynąć do tygodnia. - powiedział szybko, jakby chciał osłonić swój otwarty umysł przed atakiem z zewnątrz.
   Brew Astrid uniosła się do góry, ale dziewczyna nie powiedziała nic, spoglądając na budowę portu. Czkawka powiódł za jej wzrokiem i zobaczył Wikingów, pracujących w pocie czoła, by odnowić najważniejszy ośrodek handlowy Berk. Wikingowie jednak zmieniali się i stale zastępowali - raz to był Hassa i Sączyślin, innym razem inni mężczyźni, którzy chcieli jakoś wesprzeć swoje plemię. Niestety, wodza mieli jednego, który musiał być przy nich cały czas i koordynować działania. Czkawka robił też coś jeszcze - inny wódz pewnie stałby nad swoimi ludźmi i wydawał rozkazy, a Czkawka wraz ze Szczerbatkiem starali się jak najbardziej pomagać Wikingom, choćby przenosząc ciężkie bale z głębi lasu do portu, w którym reszta przerabiała je na gotowe deski i inne drewniane elementy. Poza tym też tym razem port miał być w połowie murowany, aby zabezpieczyć go przed następnym atakiem, co wymagało jeszcze więcej pracy.
- Szybko się uporaliście z tym portem - zauważyła blondynka, patrząc z podziwem na wodza. - Ale i tak myślę, że powinieneś odpocząć.
- Ty też? - jęknął Czkawka, odrywając wzrok od pracowitych Wandali. - Zmówiłyście się z Mel?
- Nie, chcemy po prostu dla ciebie dobra, Czkawka. - Astrid skrzyżowała z poważną miną swoje ręce. Czkawka wiedział, że z tym gestem nie wygra, bo Astrid robiła tak tylko, gdy była zdeterminowana.
- Jestem tu potrzebny - rzucił tylko krótko, ale jeźdźczyni złapała go za przedramię, rzucając mu wyzywające spojrzenie.
- W takim razie załatwię, żebyś nie był. - warknęła, po czym przeszła obok swoim pełnym gracji chodem do pracujących Wandali, którzy na jej widok skłonili z szacunkiem głowy. Astrid zaczęła z nimi rozmowę, a Czkawka stał w miejscu w geście rezygnacji, obserwując zmieniające się wyrazy twarzy robotników.
   Szczerbatek podszedł cicho do swojego przyjaciela, trącając jego ramię, by zwrócić na siebie uwagę, co robił bardzo często. Czkawka uśmiechnął się i pogłaskał swojego smoka, wzdychając ciężko.
- Stary, ciesz się, że Iskra nie mówi. - powiedział markotnym głosem, a Szczerbatek zarechotał, patrząc na spacerującą po pomoście blondynkę, która już wracała do swojego ukochanego.
- Co im nagadałaś? - spytał Czkawka, marszcząc ciemne brwi. Jednocześnie obawiał się odpowiedzi, wiedząc, że zapewne mu się nie spodoba.
- Że ich wódz robi sobie przerwę - Astrid mrugnęła do niego zalotnie i chwyciła go pod ramię. - Chodź zanim cię stąd wyniosą.
- Czekaj - zatrzymał ją jej mąż, spoglądając na widnokrąg, który zamazywał się z miejscu, w którym wielka, błękitna połać wód mieszała się z szarością i intensywnością nieba.
- Co?
- Johann płynie. - powiedział, wsiadając na Szczerbatka i podając dziewczynie dłoń, by pomóc jej wejść na siodło. Astrid ujęła ją bez słowa i wślizgnęła się za Czkawkę, chwytając go w pasie.
- Mam nadzieję, że Orgah odpowiedziała - mruknęła blondynka, gdy ogromne, ciemnogranatowe skrzydła spięły się do lotu.
   Szczerbatek wystartował zwinnie, pokonując bariery grawitacji i uniósł się na niebie jak ciemna chmurka. Statek Johanna był już widoczny dla Astrid, która go wcześniej nie zauważyła. Za każdym trzepotem silnych skrzydeł smoka, łódź handlowa zbliżała się coraz bardziej a z nią nadzieja na powodzenia się planu Czkawki. Gdyby jednak Orgah odmówiła zaproszenia na Wyścigi Smoków, wtedy Wikingowie mieliby spory problem, bo za plemieniem Orgah i jej ludźmi szli też inni Warringowie, który mówili w ten sam dziwny sposób, co mieszkańcy Wysp Świec, ale mieli szczere i waleczne serca.
    Wiatr wzmagał się z każdą chwilą, owiewając zimnym prądem samotne Berk. Jeśli pogoda się utrzyma, to Wyścigi Smoków odbędą się w zaspach śniegu, pomyślał Czkawka z poirytowaniem.
   Johann drgnął na widok lądującej Nocnej Furii, jakby w jednym momencie zapomniał, że na jego grzbiecie siedzi wódz Berk. Czkawka zeskoczył ze smoka, maszerując po pokładzie w kierunku starego kupca.
- Witaj, Johannie - przywitał się, nie ukrywając podekscytowania. - Jak ci poszło na Wyspie Świec?
- Ach, wybitnie, Czkawka - Johann ukłonił się zgrabnie, szukając coś w połach kupieckiego, kosztownego płaszcza. - Miałem nadzieję dotrzeć do Berk jak najszybciej, by przekazać ci to - mówiąc to, podał wodzowi zwinięty pergamin w pszczelą pieczęcią, która jasno wskazywała na pochodzenie listu.
   Czkawka obrócił się do zaciekawionej Astrid i przełamał pieczęć, czytając szybko proste litery z pergaminu. Gdy w końcu przeczytał odpowiedź Orgah, uśmiechnął się szeroko i podał cały list swojej wybrance, która wciąż czytała wiadomość.
- Doskonale - mruknął Czkawka, nie skrywając radości. - Johannie, należy ci się nagroda za bycie pośrednikiem - powiedział, klepiąc kupca po ramieniu.
- Wiesz, że nie mogę, ale gdybyś jednak zechciał mi coś ofiarować, to chętnie bym przyjął twój dar. - Szczerbatek wymruczał coś pod nosem, błądząc po pokładzie statku, który przenosił swój ciężar w miarę spaceru smoka.
- Wiem, dlatego to ty otworzysz Wyścigi Smoków - zakończył Czkawka, obejmując uszczęśliwioną Astrid za talię i kierując się znów na swojego smoka. Blondynka w ostatniej chwili pohamowała śmiech i zwinęła pergamin, chowając go do jednej z kieszeni Czkawki na torsie swojej brunatnej tuniki jeźdźca. - Gdy dopłyniesz na Berk, czeka na ciebie ciepła strawa i odpoczynek.
   Johann popatrzył z szokiem na Czkawkę, pewnie znów myśląc o jego nagrodzie. Kupiec nigdy nie przepadał za smokami, choć już nie raz siedział na ich grzbietach, ale w przeciwieństwie do Pleśniaka, który przeniósł się potem na stałe do Łupieżców, to zaakceptował taki stan rzeczy i wciąż służył wiernie wpierw Stoickowi, a potem jego synowi.
   Astrid znów oplotła Czkawkę rękoma, siadając za nim na siodle i patrząc z wdzięcznością na Johanna, który wciąż nie mógł wydusić słowa, gdy usłyszał o swojej nagrodzie.
- Jesteś zbyt szczodry, Czkawka - powiedział tylko, niezgrabnie ukrywając grymas.
- Wiem, pewnie inni kupcy będą ci zazdrościć - powiedział wódz, zanim jego smok wystartował do lotu, odrzucając swoją siłą lekko statek, który zakołysał się, a jego właściciel stracił równowagę i upadłby, gdyby nie złapał się burty.
   Gdy byli już w powietrzu i Johann nie mógł ich usłyszeć, Astrid nie wytrzymała i roześmiała się głośno, a nawet wiatr nie zdołał stłumić jej szczerego śmiechu. Czkawka również uśmiechnął się i spojrzał w tył na ukochaną.
- Otwarcie Wyścigów? - spytała, wciąż chichocząc. - Chciałeś go nagrodzić, czy ukarać?
- Jest częścią Berk, a Berk ma smoki. Niech też ma coś z życia - mruknął Czkawka, promieniejąc w rytm śmiechu ukochanej. Lubił, gdy była szczęśliwa, a wiedział, że propozycja spotkania z nową przyjaciółką będzie dla niej miłym zdarzeniem. Zresztą nie tylko dla niej - skorzystają na tym wszyscy i Wandale, i Warringowie, i sama Orgah, która rzadko kiedy opuszczała swoją siedzibę.
- Jeszcze ten tekst: "inni kupcy mogą ci zazdrościć" - powiedziała Astrid swoim jedwabnym głosem. - Następnym razem nie zgodzi się pośredniczyć.
- A założymy się? - spytał Czkawka, mrugając do swojej żony. Nawet Szczerbatek wydawał się być rozbawiony, spoglądając na siedzących na jego grzbiecie jeźdźców. - Jeśli nie ja, to przekona go Szczerbatek. Prawda, Mordko?
   Smok zarechotał po smoczemu i zamachał łapami, jakby to stanowiło dla niego nowe wyzwanie, które chciał podjąć. Czkawka wiedział, że w potrzebie będzie mógł liczyć na respekt Nocnej Furii. Poza tym jego własna chyba już na zawsze będzie łączyła się z wytresowaniem przez niego tego wspaniałego gatunku.
   Astrid przytuliła się bardziej do jeźdźca, kładąc głowę na jego plecach z czułością.
- Mam nadzieję, że Orgah nam pomoże - mruknęła, a jej blond włosy falowały za nią w porywach wiatru. Czkawka dotknął jej zaciśniętej na jego torsie dłoni swoją własną.
- Na pewno - powiedział z entuzjazmem. - Ona cię uwielbia, Khanaa.


   W Berk jakby tchnął nowy duch. Robotnicy pracowali szybciej, by skończyć port przed przyjazdem Wikingów z Wysp Świec, a pozostali Wandale - dzieci, kobiety i starsi, ozdabiali swoją wyspę, by jak najlepiej oddała ducha Smoczych Wyścigów. Smoki latały wszędzie ze swoimi jeźdźcami, rozwieszając dekoracje, a dzieciaki biegały wesoło po placu, ciągnąc za sobą kolorowe wstążki i latawce. Wikingowie byli pracowitym plemieniem i wiedzieli, że jeśli teraz się przyłożą do pracy, to później będą mogli odpoczywać i bawić się w najlepsze z Warringami.
   Czkawka siedział na placu z Mel na kolanach w towarzystwie kilkunastu kobiet Berk, które żywo dyskutowały na temat przyszłych Wyścigów. Wszystkie miały na kolanach ogromne bele i chorągwie, które zaplatały w kokardy, by potem móc je porozwieszać po wiosce na wysokich palach, które stanowiły swojego rodzaju wskaźniki, które pomagały smokom odnaleźć się w powietrzu. Na ich czubkach już niedługo miały zawisnąć chorągwie, które utkały właśnie starsze kobiety z wyspy. Czkawka czuł rozbawienie na myśl, jak jego mama różni się od swoich rówieśniczek - one wolały ciepło domowego ogniska, rozmowy do wtóru okrzyków rozbrykanych dzieci i nudne, zimowe wieczory - ona zaś czuła się źle, gdy zbyt długo pozostawała na ziemi, cieszyła się z każdej chwili w powietrzu i nie przepadała za towarzystwem, nie licząc oczywiście Chmuroskoka. Choć do tych dzieci to Czkawka w sumie nie był pewny, pomyślał ze zgrozą.
   Mel na swoich własnych kolanach trzymała poręcze kolorowego materiału, który starał się w jakiś sposób upleść Czkawka. Obiecał Astrid, że będzie odpoczywał jedną godzinę dziennie i nie pomógł mu argument, że przecież odpoczywa, zastępując Smarka w Smoczej Akademii. Tak więc młody wódz utknął z ręcznymi plecionkami wśród starszych kobiet, plotkujących żywo ze sobą. Chciał w jakiś sposób pomóc w czasie tej okropnej godziny, ale jakoś słabo mu to szło, bo nie miał zręcznych rąk, a już zwłaszcza do tkanin i supłów. W tym momencie wychodziły z niego praktyki u Pyskacza, dzięki którym nabrał siłę rok, a niekoniecznie ich zręczność i delikatność. Mel śmiała się z jego poczynań i próbowała mu pomóc, ale nawet z pomocą dziewczynki ich kokarda wyglądała jak poskręcany krzywo koc.
- Niedługo będzie Noc Burz - mruknęła Mel, przekrzywiając na bok swoją ciemną główkę lśniących loków. - Valka mi mówiła.
- Tak, wiem - odparł Czkawka, mocując się z niesfornym materiałem. Razem z innymi jeźdźcami uzgodnili, że chcą dać wszystkim uczniom równe szanse i że wykluwanie smoczych piskląt odbędzie się w najbardziej burzliwy dzień w roku. W ten sposób Mel będzie miała szansę na rozbudzenie ze skalnej skorupy swojego małego Wandersmoka. - Ale dopiero po Wyścigach.
   Mel obróciła się i spojrzała na niego poważnie swoimi dużymi, zielonymi oczami.
- A czy ja będę mogła kiedyś brać udział w Wyścigach? - zapytała z ciekawością i niemal rezygnacją. Wiedziała, że jest to ryzykowne i że ciężko będzie jej przekonać jeźdźca do zgody na Wyścigi. Czkawka westchnął, patrząc znów na swoje dłonie.
- Zależy jak dobrą jeźdźczynią będziesz - mruknął tylko wymijająco, ale Mel przechyliła głowę, żeby popatrzył na nią. Flegma i Nelma spojrzały na wodza z ciekawością i uśmiechem, obserwując wodza i dziewczynkę uważnie, jakby próbowały wychwycić ich relacje. Czkawka nie dawał się sprowokować. Dobrze wiedział, co mówią kobiety na temat jego i Astrid. Słyszał pogłoski, że wzięli Mel do siebie tylko dlatego, że nie mogą mieć własnych dzieci. Czkawka na samą myśl poczuł gniew, ale nie miał zamiaru pokazywać to przy wścibskich kobietach.
- Obiecujesz mi? - spytała ze spojrzeniem, które wżerało się w jego sumienie jak głodne zwierzę. Czkawka uśmiechnął się lekko, odkładając materiał na bok i przytulając do siebie dziewczynkę.
- Okej, będziesz mogła, jak twój smok skończy pięć lat.
- Dwa!
- Cztery.
- Trzy!
- Zgoda - westchnął Czkawka, wywracając oczami teatralnie. Jako wódz nauczył się sprytnej sztuczki stawiania zawyżonych oczekiwań. Mel nawet nie podejrzewała, że wódz postawił na swoim w bardzo prosty i logiczny sposób.
- Dziękuję, dziękuję - pisnęła Mel, ściskając go mocno za szyję. Obok, na ziemi leżała jej czarna torba z borsuczej skóry, w której wciąż dźwigała ciemnofioletowe jajo Wandersmoka.
   Mel wspominała, że w nocy jej jajo wydaje dziwne odgłosy, jakby smok w środku budził się i wstawał do życia, ale Czkawka ukrywał przed nią prawdę, że w jaju jest uwięzione pisklę, które czeka na swoją kolej wyklucia. Niektóre smoki potrafią przeczekać w skorupie nawet kilkaset lat, toteż kilka miesięcy, w których jego przyszła jeźdźczyni będzie pobierać nauki w Akademii, nie zrobi większej różnicy.
   Na plac weszła spokojnym krokiem Astrid, witając się wpierw ze starszymi, które spotkała najpierw, przechodząc do swojego męża i przybranej córki. Miała na sobie ciepły, niedźwiedzi płaszcz z szarego, połyskliwego futra oraz ciemne skórkowe rękawiczki, idealne do lotów. Jej blond włosy były składnie ułożone w dwa warkocze, które w miejscu, w którym się spotkały tworzyły schludny kok.
   Mel wstała jako pierwsza, witając się z jeźdźczynią, natomiast Czkawka wciąż siedział w tym samym miejscu, obserwując wszystko ze spokojem. Mel wpadła w ramiona Astrid, a płaszcz jeźdźczyni załopotał, obejmując swoim ciepłem dziewczynkę, gdy blondynka odwzajemniła uścisk małej.
   Wymieniły ze sobą kilka zdań, po czym obie ruszyły spacerem w kierunku jeźdźca, uśmiechając się dumnie, jakby atmosfera ozdabiania Berk i przygotowywania go do przybycia Warringów odbiła swoje piętno także na nich.
- Popatrz, Mel - poinstruowała ją Astrid, stając przed Czkawką. - Tak to jest, jak mężczyzna bierze się za coś, o czym kompletnie nie ma pojęcia. - mówiąc to, patrzyła na jeźdźca z politowaniem, ale jej błękitne oczy wciąż błyskały radością.
   Czkawka wstał i przyciągnął do siebie Astrid, robiąc sarkastyczną minę.
- Bardzo zabawne - powiedział, całując krótko żonę na przywitanie.
- Przydałoby się powiesić chorągwie na północnym krańcu wioski tuż przy klifach - powiedziała Astrid stanowczym tonem. Czkawka czasem czuł się, jakby to Astrid była przywódczynią, a on jej pomagał, gdy stawała się tak pewna siebie i dumna. Wiedział też, że jego ukochana ma wielkie serce i że każdy z wyspy może poprosić ją w każdej chwili o pomoc.
- Mel? Co o tym myślisz? - zagadnął ją Czkawka, szukając wzrokiem spacerującego po wyspie Szczerbka.
- A mogę lecieć z tobą? - zapytała z podekscytowaniem.
- Inaczej sobie tego nie wyobrażam - mrugnął do niej jeździec, ruszając w stronę portu, by tam spróbować znaleźć smoka. Szczerbatek czasem działał jak prawa ręka wodza, nadzorując Wikingów i oceniając ich pracę. O dziwo, w jego obecności mężczyźni pracowali dokładniej, jakby obecność smoka miała na nich wpływ.
   Mel z radością przyspieszyła kroku, żegnając się z Astrid machnięciem dłoni.
 Zanim jednak Czkawka przeszedł połowę drogi z placu do portu, zauważył Sączysmarka stojącego w progu swojego domu i oglądającego bezchmurne niebo, jakby pilnował swojego domu przed atakiem smoków.
   Czkawka podszedł do niego z uśmiechem, widząc owinięte wciąż ramię białym, sztywnym bandażem.
- Cześć, Sączysmark - powiedział na przywitanie do jeźdźca. - Jak ramię?
- W porządku, zrasta się. Zresztą jakby mogło być inaczej - prychnął Smark, ale nagle jego czarne oczy spoczęły na dziewczynce stojącej obok Czkawki i jego pewna siebie mimika twarzy przybrała łagodniejszy wyraz. - Co słychać, Mel?
   Dziewczynka drgnęła, jakby nie spodziewała się, że Wiking zwróci na nią uwagę, po czym odpowiedziała raźno, z uśmiechem, zerkając na wodza.
- Dobrze. Za trzy lata będę mogła wziąć udział w Wyścigach - odparła z dumą, pusząc się, jakby podniosła jeden z głazów w Kruczym Urwisku.
- Dopiero za trzy? - spytał ją Sączysmark, ignorując uważne spojrzenie Czkawki. - To ile ty wtedy będziesz miała?
- Jedenaście lat - odpowiedziała Mel, wzruszając ramionami. - Będę miała sporo czasu, żeby poćwiczyć lot z moim smokiem.
- A jedenastoletnie dziewczynki nie są za małe na Wyścigi Smoków? - zapytał dobitnie Wiking, nie zmieniając uprzejmego wyrazu twarzy. Mel zaprzeczyła stanowczo ruchem głowy.
- Valka mówi, że wiek i wzrost nie jest ważny, ale zaangażowanie i wiedza.
   Sączysmark nie odpowiedział, patrząc na małą ze zdziwieniem. Czkawka odchrząknął, zwracając na siebie uwagę przyjaciela. Bał się, że Smark ze swoim dość ubogim podejściem do dzieci może urazić Mel.
- Słyszałeś już pewnie o Warringach? - zagadnął go, a Sączysmark kiwnął głową z zamyśleniem, wciąż krzyżując ręce.
- Taaa, no, coś słyszałem. I o Nocy Burz też. Do tego czasu raczej uda mi się zwiać Szpadce i reszcie - mruknął, wywracając oczami, ale na jego ustach pojawił się łobuzerski uśmieszek. Czkawka wiedział, że troska Szpadki jest mu co najmniej na rękę i gdyby nie tyle atrakcji, pewnie symulowałby jeszcze długo, by bliźniaczka mogła się nim opiekować. Na razie jednak jego ramię i tak nie wyglądało za dobrze.
- Szpadka chyba bierze udział w Wyścigach, nie? - spytał Czkawka. O bogowie, nawet nie wiem, którzy z jeźdźców zgłoszą się na Wyścigi, pomyślał ze zgrozą, a przecież był to najważniejszy punkt do zorganizowania.
- Taa, leci z Mieczykiem jak wcześniej. Czkawka, nie pokiereszuj ją za bardzo, co? - Sączysmark uśmiechnął się do jeźdźca, mrugnąwszy. Czkawka roześmiał się szczerze, ale kiwnął głową.
 - Nie martw się, będzie bezpieczna. Poza tym, ja nie biorę udziału w Wyścigach.
   Wiking otworzył szeroko oczy, poważniejąc momentalnie. Nawet Mel spojrzała na Czkawkę z szokiem.
- Jak to? Zgłupiałeś?
- Niee. Mam swoje obowiązki. Wiesz, Warringowie, Orgah, zapomniałeś?
   Sączysmark stanął prosto, opuszczając swoje ranne ramię. Wyglądał inaczej bez hełmu, jakby bardziej niewinnie, choć wrogie spojrzenie jego oczu wciąż rzucało ostrzegawcze promyki na przechodzących obok Wikingów.
- Czkawka, pomyśl sobie, ile zdobędziesz punktów u Warringów, jeśli wystartujesz. - powiedział jeździec z powagą. Czkawkę uderzyła racja w jego słowach. Rzeczywiście w oczach gości zyskałby trochę na swoim wizerunku, ale nie był na tyle wpatrzony w siebie, by to przedkładać nad wszystko inne.
- Nie zależy mi, żeby nabijać punkty u naszych gości - odparł ze zniecierpliwieniem. Mel siedziała cicho, ale na jej twarzy widać było pełną aprobatę co do słów Sączysmarka.
- A powinno. W końcu reprezentujesz całe Berk. - warknął Wiking, próbując namówić Czkawkę. - Myślisz, że będą chcieli zobaczyć niezrównanego wodza, czy super gospodarza?
   Czkawka nie odezwał się, rozmyślając nad jego słowami. Kurcze, chyba po raz pierwszy mądre słowa Sączysmarka tak wbiły go w ziemię. No dobra, po raz pierwszy Sączysmark powiedział coś mądrego, ale jednak jego słowa zasiały w jeźdźcu sporo wątpliwości. Czkawka spojrzał w dół, napotkawszy dobrze znane zielone oczy i uśmiechnął się.
- A ty co myślisz, Mel?
- Powinieneś lecieć - odpowiedziała od razu stanowczo, nie patrząc na Sączysmarka.
- No, widzisz - mruknął Wiking, opierając się znów o heblowany próg. - Nawet Mel doszła do tego samego wniosku - mówiąc to, ledwie zauważalnie mrugnął do dziewczynki.
   Czkawka westchnął, obserwując to przyjaciela, to dziewczynkę i nie dowierzając w ich zgranie się co do jednego zdania. Fakt ten był dziwny, ale jednocześnie przyjemny, bo Smark był pierwszym jeźdźcem, który chciał odepchnąć Czkawkę od decyzji przygarnięcia Mel. Najwyraźniej dziewczynka miała talent do roztapiania ludzkich, zmrożonych serc, pomyślał, albo po prostu Sączysmark za dużo czasu spędził pod opieką pewnej wrażliwej jeźdźczyni.
   Zapytam o to Astrid, postanowił, nie dając jednoznacznej odpowiedzi stojącej przy nim dwójce.
- Ty wiesz, że nie będziesz brał udziału w Wyścigach? - zapytał go dla pewności Czkawka. Wiedział, że u Jorgensonów ciężko jest powiedzieć sobie "nie", jeśli chodzi o wysiłek albo rywalizację, toteż wolał się upewnić, że Wiking dobrze zna swoje położenie. 
   Sączysmark wywrócił oczami ze złością.
- Tak, Szpadka przez bity tydzień wybijała mi to z głowy.
- W takim razie, o ile dojdzie do mojego udziału w Wyścigach, to zajmiesz miejsce przy Warringach, aby nasi goście nie czuli się osamotnieni. Myślę, że Orgah ucieszy się z twojego towarzystwa.
   Sączysmark otworzył szeroko usta ze zdziwienia, ale nie odpowiedział. Czkawka wykorzystał to, odchodząc we właściwym kierunku w Mel trzymaną za rękę. Wiedział, że dał przyjacielowi do myślenia. Towarzyszenie Orgah i jej plemieniu było ogromnym wyzwaniem i jeśli Sączysmarkowi poszłoby coś nie tak, to równie dobrze mogliby nie przyjąć swoich sojuszników do Berk. Czkawka jednak wiedział, jak wielkie znaczenie dla Berk odegrał jego przyjaciel, rozwalając jeden ze statków Hoodów, przez co dowiódł swojego zaufania bardziej niż ktokolwiek z jeźdźców. Może z wyjątkiem tylko Astrid, dla której misja ta była ciężkim przeżyciem. Na samą myśl, Czkawka czuł piorunujące go od środka wyrzuty sumienia i strach o to, co mogło się stać jego ukochanej.



Długo było, ale mam nadzieję, że było warto ;D mam po prostu taka sytuację w klasie że przychodzę i ryczę, bo nauczyciele nam żyć nie dają. Mam już dość tego że przez jeden błąd mojej klasy, teraz wszyscy nauczyciele się na nas mszczą, to naprawdę żenujące. Ale, ważne że wróciłam ;) i postaram się zyskać tempo i nadrobić to i owo, ale zobaczy się z jakim skutkiem ;)



Wiem, że na razie akcja nie ta, ale potrzebne są czasem chwile codzienności, by złagodzić nieco posmak ekscytacji :33 *z serii Just na poetkę* xDD

To tyle. Więcej cierpliwości od Odyna, przyda Wam się ze mną ;33