Rankiem Astrid obudził lekki dotyk na policzku. Jak się okazało były to wargi Czkawki.
- Dzień dobry - wyszeptał jeździec, przyglądając się swojej zaspanej wybrance, która szybko obróciła się do niego plecami.
- Daj mi spać - mruknęła lekko poirytowana, wspominając wczorajszy dzień. Czkawka jednak nie ustępował.
- Ile jeszcze zamierzasz się na mnie gniewać? - stęknął, trącając lekko jej ramię dłonią. Astrid zamknęła oczy i już miała znów wpaść w ramiona Morfeusza, gdy poczuła, że jej mąż ją podnosi z wygodnego łóżka.
- Czkawka! - wykrzyknęła, ale było za późno, bo jeździec już trzymał ją w swoich ramionach, uśmiechając się triumfalnie. - Puszczaj mnie!
- Oo, nie, teraz już na to za późno - powiedział, idąc z nią wzdłuż sypialni.
Astrid przetarła oczy i rozejrzała się dokoła. Pierwsze, co zauważyła to to, że Czkawka miał na sobie swój kombinezon, w którym latał na Szczerbku, a zaraz po tym zobaczyła, że okno, przez które smok wlatywał do ich chaty było na oścież otwarte, ukazując świt nad Berk. Szczerbatek wyglądał przez nie, wietrząc język na zimnym powietrzu poranka. Na widok Astrid, mordka smoka wyszczerzyła się w uśmiechu.
- Co ty robisz? - spytała dziewczyna, wpatrując się niepewnie w Czkawkę.
- Zaraz zobaczysz - mruknął, przechodząc z nią przez okno i wychodząc na zewnątrz. Astrid zadrżała lekko, gdy zimno dotknęło jej cienkiej skóry. Miała na sobie tylko płócienną tunikę koloru piasku na Plaży Thora oraz krótkie spodnie, sięgające kolan, w których zazwyczaj spała.
Czkawka przytulił ją do siebie mocniej, by zapewnić jej ciepło. Pomimo że nosił ją od kilku dobrych minut, nie wyglądał ani trochę na zmęczonego. Wręcz przeciwnie - jego twarz rozświetlał uśmiech. Astrid dobrze znała to spojrzenie. Oznaczało kłopoty, w które jej ukochany często się pakował.
Jeździec jak gdyby nigdy nic wsiadł na swojego smoka, a Szczerbatek wystrzelił w niebo jak z procy zaraz po tym, jak oboje jeźdźcy wsiedli na siodło. Astrid ziewnęła przeciągle, jakby to nie robiło na niej większego wrażenia.
- Więc teraz zamierzasz mi się podlizać wspólnym lotem o wschodzie słońca? - prychnęła. - Typowe.
- Nie tylko lotem - zaśmiał się Czkawka, przytulając ją do siebie. Tym razem już mu się nie wyrwała, drapiąc z roztargnieniem Szczerbatka koło ciemnogranatowego ucha. Smok niemal natychmiast zaczął mruczeć. - Nie złość się na mnie - wyszeptał jej jeździec do ucha. - Naprawdę przepraszam. Nie chciałem cię rozzłościć...
Astrid przekręciła głowę na bok, jakby zastanawiała się, czy wybaczyć mężowi, czy może wciąż udawać obrażoną. W końcu nie wytrzymała i uśmiechnęła się promiennie do Czkawki, który okrył jej zimne ramiona swoim ciałem.
- Ciepło ci? - zapytał tylko niepewnie.
- Tak - odparła wprost, patrząc na jaśniejące na wschodzie słabe łuny słońca. - Już ci lepiej, gdy lecisz? - przypomniała sobie wczorajsze narzekania Czkawki na temat zamknięcia na ziemi.
- O tak - odparł, wdychając rześkie powietrze w swoje płuca.
Lecieli tak niecałą godzinę. Astrid zastanawiała się wciąż, dokąd Czkawka chce ją zabrać. W głowie miała tysiąc pomysłów, ale żaden nie wydawał się być pewny, bo gdy Szczerbatek podlatywał do znajomego jej miejsca, nagle odbijał zawrotnie i leciał w całkiem przeciwnym kierunku. Po pewnym czasie zaczynało ją to irytować, nie mówiąc już o tym, że nawet w ramionach Czkawki nie było jej wystarczająco ciepło. Co prawda, jeździec wyciągnął z juków ciepłe futro i otulił nim Astrid pieszczotliwie, ale wciąż szczypiące, mroźne powietrze nie pomagało się skupić dziewczynie.
W końcu, zmęczona ciągłymi zmianami w czasie ich podróży, opadła bezwiednie w ramiona Czkawki i zasnęła.
Gdy jej mąż ją obudził, zauważyła, że dochodziło już południe. Słońce wzeszło już wysoko, a ziemia nie była już tak miałka jak wcześniej. Jej ciemna barwa w połączeniu z zielenią traw i koron drzew wyglądała wręcz majestatycznie.
- Już jesteśmy na miejscu - powiedział Czkawka, gdy Szczerbatek stanął na środku niewielkiej polany.
- Tylko pytanie, w jakim miejscu - mruknęła Astrid, niepocieszona. Szczerze wolała spać w swoim miękkim łóżku jeszcze kilka godzin, zamiast tułać się na grzbiecie smoka.
Czkawka mrugnął do niej tajemniczo i przeszedł przez polanę. Szczerbatek popatrzył na Astrid sugestywnie, by szła za jego jeźdźcem i sam w kilku podskokach znalazł się obok Czkawki. Dziewczyna zdołała zauważyć, że w tym miejscu, las staje się dużo bardziej kamienisty, a ziemia tu jest twardsza. Czkawka bez ostrzeżenia odnalazł wzrokiem małą jamę i wskoczył do środka, zostawiając swoją oniemiałą z szoku żonę na powierzchni.
- Czkawka! - wykrzyknęła, teraz już biegnąc za nim. Dół wydawał się nie mieć końca, w środku ział ciemnością. Szczerbatek zamruczał, patrząc z nią w miejsce, w którym zniknął jeździec.
- Astrid, skacz! Dół nie jest taki głęboki. - usłyszała głos z głębi jamy.
Nie mając wyboru, zamknęła oczy i runęła w dół, a światło słońca stało się przeszłością. Gdy opadła na grząską ziemię, nie potrafiła nic zobaczyć w tej nieprzebytej ciemności. Czkawka chwycił ją za rękę i poprowadził kawałek dalej.
- Co to za miejsce? - zapytała Astrid z westchnieniem. Usłyszała duży hałas i po chwili w miejscu, w którym stała wcześniej, pojawił się Szczerbatek, otrzepując się z ziemi. Teraz widziała go dokładnie, jej oczy wciąż przyzwyczajały się do ciemności. Nad smokiem ziała mała dziura, z której jeszcze mogła zobaczyć światło dnia.
- Odkryliśmy je z Mordką przypadkiem - mówił Czkawka, obserwując dokoła. - Na ogół nic wielkiego, prawda?
Astrid kiwnęła głową z zakłopotaniem, a Czkawka wolno wyciągnął z kieszeni Piekło i błysnął nim ogniem Śmiertnika.
- Ale wystarczy odrobina światła, a jaskinia zmienia się w coś pięknego...
Nagle oczom dziewczyny ukazała się długa jaskinia, błyszcząca schowanymi w skałach najrozmaitszymi, kolorowymi kamieniami. Tuż obok niej skryte pod ciemnymi skałami, znajdowały się fioletowe agaty, jeszcze dalej skały musiały się zmieniać, bo zauważyła formacje krwistoczerwonych rubinów, błyszczących dziko, jeszcze dalej kryształy górskie o różnych wielkościach i kształtach. Całe to miejsce było jedną wielką kopaliną kamieni szlachetnych, które razem nadawały jaskini światła tęczy, gdy każdy z nich świecił w innym kolorze. Astrid otworzyła szeroko usta ze zdziwienia, podziwiając miejsce, w którym się znalazła.
- Czy to mi się śni? - zapytała Astrid samą siebie, a jej ukochany zachichotał.
- Możliwe, w każdym razie fajnie, że w tym śnie jestem również ja - mruknął, podając jej Piekło. Szczerbatek zwrócił na siebie uwagę donośnym rykiem, by podsumować, że on również jest w śnie dziewczyny.
Jej usta rozświetlił uśmiech, a sama jeźdźczyni znalazła sobie miejsce pośrodku jaskini i siedziała tak, oglądając jej piękno.
- Mogłabym tak siedzieć i patrzeć całe tygodnie - powiedziała, siadając na płaskiej skale pośrodku.
- Mam problem - wyznał jej Czkawka, zająwszy miejsce obok niej. - Mogę albo zabrać to wszystko do Berk i zniszczyć tę piękną jaskinię, albo zostawić ją i czekać, aż znajdzie ją ktoś inny. Jesteśmy na tej części Archipelagu, na której pływa dość dużo łodzi. Nawet nie wiesz, jaką armię można wykupić, mając do dyspozycji taki skarb.
Astrid zapatrzyła się w klejnoty, rozmyślając nad problemem Czkawki. Na myśl, że tą piękną jaskinię miałby czekać koniec, miała ochotę zapłakać. Wiedziała jednak, że Czkawka nie ma innej opcji.
- A co my byśmy zrobili z takim skarbem? - zapytała go szczerze. Szczerbatek położył się obok niej, wpatrując się w fioletowe agaty.
Czkawka podrapał się po głowie.
- Mam kilka pomysłów, ale jest również duże ryzyko, że wszyscy w Berk się o nie pokłócą. - powiedział, wstając. - Już widzę bliźniaków i Sączysmarka, którzy z obojętnością przyjmują dostawy na Berk...
- Racja - mruknęła Astrid. - W takim razie jest jeszcze jedno wyjście - dodała po chwili ciszy. Czkawka spojrzał na nią z ciekawością.
- Musimy zakopać tę jaskinię, tak by nie znalazł jej ktoś inny - odparła wprost.
Szczerbatek zaskomlał cicho, rozglądając się wokół. Jemu również spodobała się jaskinia. Jego ogon drgnął nerwowo.
- Taak, to chyba... jedyne wyjście - mruknął Czkawka z zamyśleniem. Nagle wstał i ruszył wprost ku agatom, błyszczącym tajemniczo przy wejściu do jaskini. Astrid poświeciła mu Piekłem, obserwując jeźdźca.
Czkawka wyciągnął z kieszeni kilka małych przyrządów i zaczął dłubać nimi wokół kamienia, jak prawdziwy górnik. Astrid zaśmiała się, widząc jego skupioną minę.
- Co ty robisz? - zachichotała.
- Skoro mamy zniszczyć to miejsce, chyba lepiej byłoby wziąć próbki - odparł krótko.
Po pół godzinie, Czkawka trzymał w dłoni pięć kawałków agatów wielkości kurzego jajka. Obejrzał je dokładnie i włożył do juków Szczerbatka. Potem zajął się tymi ciemnozielonymi agatami, schowanymi w głębi skał i zapytał:
- Które podobają ci się najbardziej? - choć jego głos wydawał się bezbarwny, Astrid i tak wyczuła w nim ciekawość.
- Bo ja wiem... - mruknęła, rozglądając się. - Wszystkie są ładne.
- Ale na pewno któreś spodobały ci się najbardziej - naciskał, walcząc z niezbyt kruchą skałą.
Astrid przyjrzała się w skupieniu kamieniom, podziwiając ich barwy. Podeszła do rubinów i przetarła ich niezbyt równe grzbiety palcem. To samo zrobiła kilka razy, wciąż nie mogąc się nadziwić, w jaki sposób te wszystkie kamienie szlachetne mogą tu być razem. Każdy z nich potrzebował przecież innych warunków do powstania. Tym bardziej jaskinia zachwycała ją swoją wyjątkowością.
Szła tak, podziwiając co rusz kolejne kamienie. Zmieniała zdanie dwa razy, patrząc na kamienie z uwagą. Czkawka w tym czasie zebrał już próbki trzech różnych odmian agatu i zabierał się właśnie za kryształ górski, błyskając najjaśniej swoją bielą.
Nagle coś w cieniu, w najdalej położonym punkcie jaskini, zamigotało, jakby chciało zwrócić na siebie uwagę dziewczyny. Podeszła niepewnie do kamieni, i choć miała na nogach cienkie buty, czuła, że w tym miejscu skały zmieniając się w grafitowy budulec. Gdy przejechała po nim dłonią, na jej palcach zostawił czarny osad. Węgiel, pomyślała, wpatrując się w kamień, który był połączeniem bieli, błękitu i różu w tak idealnej formie, że poruszył ją do głębi. Przejechała dłonią po jego krzywej powierzchni, przeglądając się w nim nieidealnie. Każdy z kamieni był piękny, ale potrzebował by ktoś go wyszlifował i odnalazł w nim to skrywane piękno.
- Ten mi się podoba - wyszeptała z uśmiechem. Czkawka podszedł do niej i spojrzał badawczo na kamień.
- To diament? - zapytał ze zdziwieniem. - Jak on tu się znalazł? Ma całkiem inne warunki do rozwoju niż reszta kamieni.
- Co za różnica - zaśmiała się dziewczyna. - Ta jaskinia jest i tak niezwykła.
Czkawka pracował jeszcze godzinę, Astrid pomogła mu wydobyć jeszcze kilka skał, potrzebnych mu do badań. Zauważyła, że tak jak w przypadku agatu, Czkawka skupił się bardziej na wydobyciu diamentu niż na innych kamieniach. Nie zdziwiło ją to, bo przecież właśnie ten minerał zadziwiał ich najbardziej.
Gdy skończyli, po prostu wsiedli na Szczerbatka i wylecieli z jaskini, zostawiając jej piękno za sobą. Astrid zachciało się płakać na myśl, co zaraz z nią zrobią. Kiedy zeszła ze smoka, zauważyła, że cała - od stóp do głów, jest umazana czarnym brudem skał. Czkawka niewiele się od niej różnił. Oba jego policzki pokrywał brud węgla. Na jego widok Astrid zaczęła się śmiać.
- Co? - zapytał z uśmiechem.
- Och, nic - odparła obejmując go. - Chyba po raz pierwszy jesteś tak podobny do Szczerbatka - dodała, próbując zatamować falę śmiechu.
Nocna Furia zarechotała wraz z nią, rozumiejąc doskonale żart. Ubrudzona twarz Czkawki naprawdę przypominała ciemne łuski smoka. Jeździec uśmiechnął się słabo z zażenowaniem i potarł z czułością mały nos Astrid swoją brudną ręką.
- Ale niespodzianka się udała? - spytał, wpatrując się w twarz ukochanej.
- Można tak powiedzieć - odpowiedziała z wahaniem, ale szybko jej twarz rozświetlił uśmiech. - Pewnie, że tak, głuptasie - mruknęła, zarzucając swoje ręce na szyję ukochanego. Czkawka wyraźnie ucieszył się tą odpowiedzią.
- Co za ulga - szepnął, wywracając oczami. Astrid zachichotała znów i przytuliła go do siebie.
Szczerbatek zakręcił się wokół siebie i zwrócił uwagę jeźdźców na formę skalną nad wejściem do jamy. Czkawka dał mu znak, by strzelił plazmą. Smok trafił idealnie - skały zasypały wejście do jaskini, zamykając ją przed ciekawskim okiem przybyszów. Być może już nigdy światła z kamieni nie ujrzą światła dziennego.
Czkawka przechadzał się po Berk, szczęśliwy do swojego powrotu jako wodza. Rzeczywiście Astrid i Valka dały sobie radę ze wszystkim, co przyznał przed sobą z lekkim posmakiem przegranej. Miał jednak cichą nadzieję, że wygra zakład z Astrid.
Wracał właśnie od Hassy, z którym miał do pomówienia na temat jednej sprawy. Zostawił mu część swoich cennych minerałów, resztę zaś schował u siebie w domu, by nikt niespodziewany nie zaskoczył go swoją wizytą. Hassa z niemal obojętnością i skupieniem zareagował na błyskotki, za pewne przyzwyczajonych do tego rodzaju minerałów. Czkawka zastanawiał się, jakiego rodzaju praktyki odbywał, skoro znał się również na obróbce drogich kamieni. On sam nie umiał tej sztuki, ale domyślał się, że Pyskacz też nie, skoro go tego nie nauczył.
Przeczesał swoje włosy dłonią i zaraz zauważył na niej czarny osad węgla. Co prawda starał się zmyć z siebie wszystkie resztki brudu z kopalni, ale wiedział, że zajmie mu to jakiś czas. Musiał również zmyć brud ze swojego kombinezonu, tak więc teraz używał drugiego stroju, nieco cięższego, ale znacznie lżejszego niż strój do latania ze Szczerbatkiem. Większość kombinezonu pokrywała zbroja, na którą zarzucona była delikatna, płócienna tunika o kolorze szkarłatu. Na biodrach spinał go lekki pas, na którym wisiało niepozornie Piekło oraz mały sztylet. Jego ojciec zawsze powtarzał, że wódz powinien być gotowy na nieprzewidziane. I to właśnie miał zabezpieczać ów kostium. Czkawka rzadko kiedy go zakładał z dwóch prostych powodów - po pierwsze częściej latał na Szczerbatku, a dość ciężka zbroja nie nadawała się do lotu oraz po prostu nie lubił udawać wojownika. Był przede wszystkim jeźdźcem i każdy w Berk to wiedział.
- Cześć, Czkawka! - usłyszał nagle głos, który wyrwał go z zamyślenia. Tanya biegła w jego kierunku razem z bliźniakami, szczerze ucieszona z obecności wodza. - Jak dobrze, że już wróciłeś - powiedziała, rzucając mu się na szyję. Czkawka z jękiem musiał stwierdzić, że dziewczyna ma stalowy uścisk.
- Tanya... Brak mi oddechu - wycharczał, zanim przyjaciółka go puściła.
- Ups, wybacz - przeprosiła go z grymasem współczucia. - Naprawdę nam cię brakowało na Berk.
- A jakby mnie brakło, to co byś zrobiła? - dopytywał się Mieczyk, krzyżując ręce. Tanya uśmiechnęła się do niego promiennie.
- Nic, myślę, że wtedy podzieliłybyśmy się ze Szpadką tym, co byś zostawił - odparła, przybijając piątkę ucieszonej odpowiedzią bliźniaczce.
- Jak praca w Akademii? - zapytał Czkawka, uśmiechając się pod nosem.
- Świetnie - odparła Szpadka. - Valka twierdzi, że już za dwa miesiące będziemy mogli wykluwać smoki. Czy to nie super pomysł? Wyobraźcie sobie tylko, jaki to będzie piękny chaos, gdy wszystkie zaczną się wykluwać naraz...
- Raczej wolę sobie tego nie wyobrażać - odpowiedział wódz z grymasem. - Dwa miesiące? - wyobraził sobie minę Mel. W jej przypadku będzie to wyglądało nieco inaczej. Smoki burzowe wymagają jeszcze idealnej pogody do wyklucia się. Nic więc nie da po prostu wrzucenie ich do wrzącej lawy, bo skorupa jaj zniosłaby nawet tak wysoką temperaturę, gdy nieba nie przecinają burzowe pioruny.
- No dobra - mruknęła Szpadka. - Załatwimy to tak, żeby nikomu się nic nie stało. Ale to będzie nudne...
- Zawsze można podpalić Sączysmarka - wpadł na pomysł Mieczyk. Czkawka prawie wybuchł śmiechem, widząc przerażoną minę Szpadki. Kurczę, nigdy nie spodziewałby się po przyjaciółce takiej empatii w stronę przyjaciela, którego już nie raz zwaliła ze smoka, czy choćby zakopała żywcem.
- Dobra, to my może wrócimy do swojej roboty - zamknęła temat Tanya, zabierając ze sobą bliźniaków. - Miłego dnia, Czkawka!
- I wzajemnie - odparł jednak ucieszony przywitaniem przyjaciół.
Spacerował jeszcze chwilę, dopóki nie odwiedził go Szczerbatek, który jak zwykle latał z Iskrą. Ciężko przyznać, ale Czkawka stawał się nieco zazdrosny o swojego smoka, bądź co bądź zawsze latali we dwójkę, a teraz czuł się zbędny zarówno jako jeździec, jak i przyjaciel.
Szczerbatek zapikował w dół, ku wyspie i delikatnie wylądował ku ziemi. Czkawka popatrzył na jego manewry z obojętnością.
- Przede mną nie musisz się popisywać. Zachowaj to dla Iskry - mruknął z uśmiechem. Szczerbatek ryknął, nieźle wkurzony, po czym obrócił się i odbiegł w stronę lasu. - Ej, no poczekaj! - wołał za nim Czkawka. - Przecież żartowałem. - smok obrócił swój wielki łeb, prychnął i biegł jeszcze szybciej. Jeździec jednak nie zwolnił, choć biegł wolniej ze swoją protezą zamiast nogi. Było mu trochę głupio, ale ich relacje nie były takie jak dawniej. Kiedyś dogadywali się bez słów a teraz spędzali z sobą czas, jakby ktoś ich do tego zmuszał. Czkawce ciążyła ta zmiana.
- Szczerbek! - krzyknął za smokiem, gdy wbiegł do lasu. Odpowiedziała mu jedynie cisza. Szedł więc, ale wciąż szybko między kolejnymi drzewami, coraz bardziej odchodząc od wioski. Musiał znaleźć smoka, nim zapadnie zmrok, pomyślał. Wtedy już całkiem nie zobaczy w ciemności Nocnej Furii. - Szczerbatek, ja żartowałem! - wykrzyknął.
Coraz bardziej zagłębiał się w las, wołając przyjaciela. Zachowywał się jak ostatni kretyn, dzieciak, totalne dno. Kogo jak kogo, ale Szczerbatka nie powinien tak traktować. Za dużo razem przeszli. Przez jakiś czas nawet obwiniał bliźniaków za swój rozbawiony humor, przez który skrzywdził przyjaciela, ale prawda była taka, że to on zakpił sobie z niego. Nie sądził jednak, że przyjaciel tak to odbierze. W końcu często razem żartowali i nie było w tym nic dziwnego. Szczerbatek naprawdę się zmienił odkąd poznał Iskrę. Stał się bardziej dziki, jakby zapomniał tego, czego nauczył się przez te wszystkie lata, gdy mieszkał z Wikingami.
- Szczerbatek! - krzyknął jeszcze raz Czkawka, rozglądając się dokoła za przyjacielem. Wokół widział tylko zieleń wysokich traw i liści. Ani śladu ciemnogranatowego smoka.
Nagle usłyszał głosy, gdzieś niedaleko. Zbliżył się do nich, mając złe przeczucia. Skrył się za wysokim krzewem winorostu i obserwował z niego rozmawiających.
- Jesteś pewien, że na tej wyspie mieszkają smoki? - zapytał silny Wiking jednego ze swoich trzech, rosłych towarzyszy. - Przecież Berk od zawsze walczyło ze smokami.
Czkawka spojrzał na Wikinga, do którego zwracał się tamten. Skądś znał tego człowieka. Nagle go oświeciło. Wódz Hoodów! Ale co on tu robi?
- Widziałem chłopaka Stoicka na smoku. Masz co do tego jeszcze jakieś wątpliwości? - warknął wysoki mężczyzna o białej brodzie. Co dziwne, jego broda nie wyglądała, jakby zsiwiała, ale jej kolor błyszczał niczym srebrna łuna księżyca.
- Twardobród, rozbijemy tu obóz. Tylko nie ważcie mi się rozpalać tutaj ogniska! Głupszej rzeczy nie moglibyście zrobić.
- Rozkaz - odparł jeden z dwóch inaczej ubranych ludzi. Mieli na sobie szare ubrania z czarnymi runami na środku pancerza. Czkawka jednak nie potrafił ich odczytać, bo obcy za bardzo się ruszali. Zauważył również, że ci w szarych strojach mają bardziej skośne oczy niż wódz i jego przyjaciel.
Czkawka obrócił na moment wzrok i zauważył Szczerbatka, obserwującego to samo, co on zza drugiej, gęstszej kępy traw.
- Szczerbek - Czkawka nie wypowiedział tego, lecz poruszył ustami, zwracając na siebie uwagę Nocnej Furii. Smok popatrzył czujnie na jeźdźca i prześlizgnął się obok wielkiego konara, by być bliżej niego. Czkawka pogłaskał go czule po głowie, przepraszając za swoje słowa, ale smok wskazał mu wzrokiem na obcych.
- Chyba nie miałeś żadnych konfliktów ze Stoickiem? - zapytał wodza jego towarzysz o kędzierzawych wąsach, sterczących śmiesznie nad górną wargą.
- Niby czemu miałbym mieć? - zapytał wódz. - To był dobry wojownik, przede wszystkim miał swój honor. Często wymienialiśmy się towarami, choć nie łączyły nas żadne sojusze. Nie raz jego kupcy przywozili mi pełne towary złożone z głów smoków i ich łusek, pazurów. Sam nie wiem, czemu jego syn sprzymierzył się z tymi potworami.
Czkawka pogłaskał Szczerbatka, by uciszyć cichy warkot wydobywający się z paszczy smoka.
- Może coś z tego ma? - zapytał znów tamten.
- Może, ale to nie przeszkodzi nam w interesach. - wódz ułożył się na swoich jukach wygodnie. - Idź już spać, Twardobrodzie. Jutro mamy pracowity dzień.
Czkawka dał sygnał Szczerbatkowi i oboje wycofali się z tej części lasu, pędząc jak najszybciej w stronę Berk. Mieli nadzieję, że będą mieli czas, by ostrzec swoich, zanim tamci zaatakują. Jeździec rozmyślał nad tym, czego mogą chcieć ci dziwni goście...
Wiedziałam, że będzie słabo po moim powrocie, ale nie sądziłam że aż tak :pp wychodzi na to że wszyscy czekali na mój blog o WS a zignorowali trochę Czkastrid ;) mniejsza o to, mam nadzieje, że was trochę zaciekawię.
Pierwsza ^^
OdpowiedzUsuńTy zawsze jesteś pierwsza, Hero xD ja się pytam: jak? :pp
Usuńheheh normalnie, wchodzę, zaklepuje i czytam :)
UsuńWybacz mi bo normalnie strasznie wzlekałam z tym komem. Tak byli goście, ale dopiero co sobie przypomniałam, że mam ważne zadanie dokończenie tego koma. Tak więc siadam na lapku (wybacz mi błędy, gdyż nie umiem pisać na klawiaturze i to jeszcze przy takim małym świetle), standardowo włączam Mythical Hero i zaczynam swój wielki kom...
EKHHEM, dziękuję...
Przy okazji będąc włączam sobie jeszcze Merlina. Ostatnio zakochałam się w tym serialu, jak i w samym Merlinie i aktorze Colinie. Teraz szukam książek, seriali związanymi z religią bądź wierzeniami nordyckimi - a od rycerzy do wikngów cienka linia xdd Widzisz jak na mnie działa HTTYD <3 Wiem, że ględzę od rzeczy, a bateria się czerpie (tak to jest jak się ma łóżko daleko od kontaktu). Dobra, rozdział jest niezwykle genialny - co u ciebie przestało być nowością, a stało się codziennością. Ty geniuszu mój :***
Nawiązując do Hiccstrid. Kurde no, ale to było słodkie. Czkawka ogarnął się, tak uroczo zabrał As na przejażdżkę, że och i ach <3 Kurcze zróbcie coś z nimi bo jak są tacy super fajni to nie mam jak ich skomentować, a nie chcesz chyba czytać o moim nudnym życiu, prawda? Czkawka odkrył nową jaskinię co jest świetnym wątkiem tylko szkoda, że ją zakopali, ale jak cię znam, zapewne jeszcze tam powrócą...
Ej, tak bardzo spodobały ci się moje pomysły z kłótniami Czkawki i Mordki, że postanowiłaś ich pokłocić? Nie no, żartuje, ale proszę nie rób mi tego więcej gdyż potem tego nie przeżyje, a ja ich kocham <3
Aż się boję tych ludków, oby mieli dobre zamiary, bo jak nie to ręka, noga.... chyba nie muszę kończyć xdd
Piszesz świetnie, jestem z rozdziału na rozdział coraz bardziej zachwycona .Przepraszam, że kom nie jest wystrczająco długi, wybacz... Ale to co robisz jest genialne i nie przestawaj, wierzę w ciebie, kochana <333 WENY I CZYTELNIKÓW.
LUDZIE KOMENTOWAĆ TO ARCYDZIEŁO, JUŻ!
* powodzenia od samej Frigg.. bla .. blabla..
Myślę, że na next nie będę czekać długo...
Jak zawsze piszesz że twoje komy są za krótkie a zawsze są idealne xD otóż mylisz się, bardzo mnie interesuje życie moich czytelników omnomnomn *-* i bardzo się cieszę że są takie emocje :dd
UsuńGenialne :3
OdpowiedzUsuńDziękuję! ;)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń