wtorek, 15 grudnia 2015

Zaręczyny

   Wikingowie świętowali Wyścigi Smoków całą noc. Warringowie byli pod ogromnym wrażeniem samych Wyścigów, umiejętności jeźdźców a także finałowych rozgrywek. Nikt z nich, płynąc po morzu nie spodziewał się takiego wydarzenia na Berk, o którym słyszeli różne plotki, które naraz okazały się prawdziwe. Czkawka miał wrażenie, że Warringowie traktują go z większym szacunkiem niż gdy ich przywitał na Berk, jakby jego dokonania podczas Wyścigów okazały się dużo więcej o nim mówić, niż same pogłoski.
   Orgah śmiała się, tańczyła, piła i bawiła z resztą swoich ludzi, jak także i z nowo poznanymi Wandalami. Szczególnie dużo czasu spędziła z Sączysmarkiem, rozmawiając z nim na różne tematy. Czkawka zauważył zazdrość przemykającą przez twarz Szpadki, ale wolał udawać, że nic nie widzi, niż wplątywać się w tę sytuację. Już przy Astrid nauczył się, że lepiej czasem pozostać głuchym i ślepym niż walczyć z wiatrakami.
   Tuż przed północą Astrid zaprowadziła Mel do domu, wbrew namowom i prośbom Orgah, która bardzo polubiła towarzystwo dziewczynki. To, że jutro nie odbywały się normalnym torem zajęcia w Smoczej Akademii nie oznaczało, że Mel miała siedzieć z Warringami aż do rana. Poza tym Czkawka i Astrid woleli ochronić dziewczynkę przed widokiem upojonych miodem Wikingów.
   Tak więc ku niezadowoleniu zarówno Mel jak i jej dużo starszej od niej przyjaciółki, Astrid, dziewczynka i Szczerbatek poszli wolnym krokiem do domu wodza. Nocna Furia i tak nie przepadała za hucznymi zabawami ludzi, co mu chyba pozostało. Poza tym, kiedy Astrid wróci do Wielkiej Sali, Mel nie mogła pozostać sama. Czkawka zdawał sobie sprawę, że małe dziecko będące spadkobiercą domu Haddocków zostawione same sobie w domu byłoby niezłą pokusą dla zdrajców sojuszu, a pewnie i tych nie brakowało między ludźmi Orgah. Gdy z Mel był Szczerbatek, Czkawce nawet nie przeszłoby przez myśl, że ktokolwiek mógłby skrzywdzić jego przyszywaną córkę.
   Waldorf opowiadał właśnie dowcip o Łupieżcach, gdy Czkawka podszedł do ich wspólnego stołu i bez wahania wziął do ręki swój rzeźbiony kubek i przechylił go, czując słodki smak miodu w ustach. Orgah omawiała w kącie stołu strategie walk z Sączysmarkiem, kłócąc się, że topór jest lepszy od półtoraręcznego miecza. W końcu, żeby rozstrzygnąć spór, zawołali Czkawkę, który miał ocenić, kto ma rację.
   Wódz podszedł do nich z uśmiechem i usiadł koło Orgah na heblowanej ławie.
- Czkawka, powiedz temu żółtodziobowi, że nie ma pojęcia o potyczce - powiedziała Orgah, wywracając oczami. Ona i Sączysmark byli tacy sami, kłótliwi i nie odpuszczający sobie jak dzieci.
- Gdybym nie wiedział nic o walce, Berk byłoby o wiele słabsze, niż przypuszczasz - odpowiedział jej Sączysmark, przekrzykując zgiełk zabaw i tańczących Wikingów. Jego policzki nabrały czerwonego koloru jak wino Flisaków, przywiezione jeszcze przez jeźdźców z ich ostatniej wyprawy.
- Czkawka - mruknęła Orgah, domagając się sprawiedliwości.
   Wódz westchnął i oparł się o stół, rozmyślając nad ich problemem.
- To nie od broni zależy zwycięstwo, ale od umiejętności wojownika - powiedział, przypominając sobie legendy Pyskacza. - Pamiętam, jak mój przyjaciel opowiedział mi kiedy historię o Olafie Krzepkim, który jednym cięciem nienaostrzonego Hrengara pokonał pół armii Północnych Zbirów.
   Tak naprawdę Czkawka nie wierzył do końca w tę opowieść, wierzył natomiast w umiejętności bohatera oraz w to, że zwykłym, nienaostrzonym mieczem mógł siać postrach. Widział swojego ojca podczas walki z Drago. Pomimo że miał niewielkie szanse, walczył zaciekle jak rozjuszony wilk ze swoim srebrnym ostrzem. Pewnie gdyby nie władza Drago nad smokami, Stoick Ważki zwyciężyłby w walce ze swoim wrogiem. Na samą myśl, Czkawkę dopadło dziwne znużenie i smutek. Jego ojca nie było ani przy jego weselu, ani przy chwili, gdy wybrano go na wodza, ani wtedy, gdy pokonał Drago, ani nawet nie zdołał poznać Mel. Jeśli kiedykolwiek będą mieć dzieci z Astrid, to Czkawka musiał pogodzić się z tym smutnym faktem, że będą mogły one poznać dziadka jedynie z legend i pieśni, które sławiły jego dobre imię i honor. Ciekawe tylko, czy te pieśni chwaliły też to, jak oddał życie za swojego jedynego syna...
- Przepraszam was na chwilę - mruknął Czkawka, po czym odszedł, zostawiając nieco zdziwionych Wikingów samych sobie. Zanim zdołał zniknąć w tłumie roztańczonych wojowników, usłyszał, że
Sączysmark i Orgah znów zaczynają sobie docinać i wykłócać się na inny temat. Miał nadzieję tylko, że te igraszki nie skończą się wojną między Warringami i Wandalami.
   Czkawka przeszedł wolnym krokiem między biesiadnikami, myśląc cały czas o swoim ojcu. Powinien się cieszyć, bo wszystko poszło wspaniale - Warringom spodobały się Wyścigi, jest na jak najlepszej drodze do ich sojuszu, a Orgah jest wręcz urzeczona atmosferą Berk i ich tradycjami. Dlaczego więc odczuwa smutek? Odpowiedź przyszła tak nagle, jak nagle pojawiło się pytanie - bo to nie jest to samo Berk, które było przed kilkoma laty, gdy nad wyspą czuwał ich wielki wódz - Stoick Ważki i gdy po wiosce rozbrzmiewał śmiech Pyskacza Gbura. To ich brakowało w tym śnie o nieskończonej radości Berk i jego potędze. Czkawka czuł się, jakby na siłę próbował przywrócić z martwych coś, co przestało istnieć wraz z pojawieniem się wrogów. A być może, gdy pojawią się następni i Czkawka Haddock - pierwszy jeździec na Berk złączy się z ojcem na Polach Odyna, Wandale zapomną o smokach i przyjaźni, a zaczną budować swoją nową, bardziej wrogą i nieprzychylną przyszłość.
   Wódz wyszedł na zimno na zewnątrz Wielkiej Sali, po czym zauważył gładko wyrzeźbioną poręcz po obu stronach wejścia, skąd wchodzący do środka Wikingowie nie mogliby go zobaczyć. Usiadł tam i zatopił się we wspomnieniach najlepszych czasów, jakie widziało Berk - czasów pokoju, gdy wódz nie musiał zabiegać o prawdziwe sojusze i lojalność, gdy Berk nie miało wrogów, poza gniewną naturą i dzikimi smokami, które po pewnym czasie również stały się przyjaciółmi.
- Zrozumiesz to, gdy sam będziesz wodzem - powiedział mu raz ojciec, gdy Czkawka zapytał go, jak rozwiązać problemy z walczącymi między sobą klanami. - Musimy dbać o swoich, Czkawka, to przede wszystkim - Stoick przygładził dumnie swoją rdzaworudą brodę, myśląc nad odpowiedzią.
- A jeśli to nam zagrożą inne klany? - zapytał go nieusatysfakcjonowany Czkawka. Miał siedemnaście lat i pomimo obecności smoków na Berk, wciąż zastanawiał się, co jeśli jego ukochana wyspa zostanie zaatakowana przez obcych. Łupieżcy nie stanowili już zagrożenia, ale co z Berserkami? Przecież nie odpuszczą, zwłaszcza, gdy Czkawka odebrał im Wandersmoka i zamroził go w lodowej wyspie, by zamknąć go w czasie na wiele pokoleń.
- Wtedy, Czkawka, będziemy musieli zastanowić się, kim są nasi przyjaciele i czy oddadzą za nas życie. - Stoick mówił z taką lekkością, jakby mówił o pogodzie. - A przyjaciół należy wybierać rozsądniej niż wrogów. Wroga łatwiej znaleźć, a gdy wiesz, że jest twoim wrogiem, wówczas wiesz już o nim wszystko. Z przyjacielem jest gorzej. Twój przyjaciel może udawać wobec ciebie lojalność, a być twoim wrogiem i wówczas możesz tego nie odkryć.
   Czkawka zmarszczył wtedy brwi, próbując pojąć słowa ojca.
- Nic nie rozumiem - wyznał, nie lubiąc tego uczucia. Od dziecka był ciekawy świata, nie znosił zawiłych odpowiedzi, ale jednocześnie lubił odgadywać zagadki, którymi raczył go Pyskacz, by nauczyć chłopaka wiedzy o świecie.
   Stoick zaśmiał się cicho, rozbawiony miną syna. Choć jego ojciec zazwyczaj wyglądał bardzo groźnie, to, gdy ostrzył swój topór, wyglądał przy tej czynności łagodnie, jakby głaskał swojego przyjaciela, a nie przeobrażał niosącej śmierć broni.
- Mówię ci, Czkawka, wszystko zrozumiesz z czasem. Na razie idź, pomóż Pyskaczowi. Zdaje się, że ten stary powsinoga znów rozpowiada, jak to pokonałem całą armię Łupieżców. Ech, ten to nigdy nie lubił powściągać języka. Jeśli Włóczykij to usłyszy, Berk przez następne pół miesiąca będzie śpiewało jakąś nudną balladę o tym, jak wspaniałego mają wodza. Na Odyna, takiego przyjaciela to tylko kopnąć w... Idź ty już lepiej do tego Pyskacza, Czkawka - skończył z uśmiechem, gdy Czkawka przeszedł przez próg, śmiejąc się głośno. Rzadko jego ojciec żartował, ale kiedy to robił, sam Pyskacz nie potrafił go przegadać.
   Czkawka nagle poczuł, jak ktoś muska jego ramię i cofnął się odruchowo, oczekując ataku. Nie lubił, gdy ktoś wyrywa go z myśli, a już zwłaszcza, gdy robi to świadomie.
   Przed sobą zauważył Astrid, która patrzyła na niego z cieniem troski na jej pięknej twarzy. Miała na sobie szkarłatną tunikę i srebrno-złoty pas, oplatający jej wąską talię. Beżowa spódnica sięgała jej kolan, powiewając na lekkim wietrze. Ramiona dziewczyny okrywało ciemnoszare futro dzikiego wilka, którego upolowała pewnego dnia podczas łowów.
- Czkawka, wszystko gra? - wyszeptała, widząc jego minę. Jej jasne oczy błysnęły w blasku księżyca, gdy patrzyły na niego ze współczuciem.
- Nie, nic mi nie jest - skłamał, mając nadzieję, że Astrid to łyknie. Nie miał ochoty jej zamartwiać, nie w taki radosny dzień, gdy jego żona wygrała Wyścigi.
   Astrid jednak nie dała się omamić i dotknęła jego lekko zarośniętego podbródka, przyciągając jego twarz do swojej.
- Co się dzieje? - zapytała wprost, nie spuszczając go z oczu. Czkawka westchnął i spojrzał w bok, odrywając się od jej delikatnych i silnych jednocześnie dłoni. Nie mówił pewien czas, wiedząc, że jego wybranka ma na tyle cierpliwości, żeby odczekać, nim zbierze myśli. W końcu odetchnął cicho i gdy Wiking idący do Wielkiej Sali zniknął za masywnymi wrotami, wyszeptał:
- Pomyślałem o ojcu. Szkoda, że go tu nie ma. - powiedział wolno, zastanawiając się, czy Stoick byłby za rozejmem z Warringami, czy wybrał by nieco bardziej podobny Wandalom klan.
   Astrid zamrugała długimi rzęsami, patrząc na ziemię, zastanawiając się. Choć nie miała obojga rodziców, to również brakowało jej wodza, który odegrał ważną rolę w jej wychowaniu, gdy jej ojciec zginął na wojnie, a matka... Jej wuj wziął Astrid do siebie, tak jak wódz i jego żona wzięli do siebie Mel, ale nad wychowaniem Astrid nieustannie czuwał właśnie Stoick. A gdy jeszcze zauważył uczucie, jakie było między dziewczyną, a jego synem, naprawdę zaczął traktować ją jak córkę.
- Wiesz doskonale, że byłby z ciebie dumny - powiedziała, patrząc uważnie mężowi w zielone oczy. Czkawka westchnął cicho.
- Wiedza ta jakoś mnie nie uspokaja - powiedział jakby do siebie, a Astrid objęła go z czułością, wsłuchując się w bicie jego serca. - Moja mama jest przy mnie - mówił dalej, ściszając cały czas głos, choć i tak był zagłuszany przez pieśni Wandali i donośne głosy Warringów. - Widzi to, co robię, jest w stanie mi pomóc. Mel zawsze może na nią liczyć... - w tym momencie głos mu się załamał, nie wiedział, jak powiedzieć to Astrid. Całe szczęście, jeźdźczyni zrozumiała o w mig, jakby czytała mu w myślach. Poza tym rzadko kiedy widziała swojego męża tak przybitego, co musiało podwoić jeszcze jej czujność.
- O to chodzi? - zapytała. - Żałujesz, że nie ma go przy tobie, że nie może tego widzieć? Mel... Mel dobrze wie, kim był Stoick Ważki.
   Czkawka wziął ją za ręce i przycisnął je do swojego serca, wpatrując się w ziemię ze smutkiem. Żal wciąż ściskał jego serce.
- Skąd ma się tego dowiedzieć? - zapytał ja z niemal złością w głosie. - Gdybym go dobrze nie znał, sam pomyślałbym, że był tylko odważnym Wikingiem, którego wychwalają w pieśniach.
- To pokaż to Mel - powiedziała Astrid, patrząc na niego z siłą w spojrzeniu. - Pokaż jej, kim był dla ciebie Stoick, kim był dla nas wszystkich. Niech wie, dlaczego zginął, co zrobił i kim był dla Pyskacza, dla twojej mamy i dla ciebie.
   Czkawka nie odezwał się, zastanawiając się nad słowami Astrid. Nie wiedział do końca, jak to zrobić. Opowiedzieć jej wszystkie przygody, w których uczestniczył obok ojca, czy powiedzieć też o tym, jak mało znaczył w jego oczach, gdy był w jej wieku, czy powiedzieć, jak Szczerbatek umocnił ich więzi? Tak dużo się zdarzyło, coraz mniej zostaje w jego pamięci. Może powinien opowiedzieć o tym Mel, zanim jego pamięć zostanie rozdmuchana, niczym pył na wietrze? Może powinien zrobić coś jeszcze?
   Zaraz do jego myśli wtargnął pomysł. Powoli, stopniowo go analizował, mając przed oczami bibliotekę Berk, ukrytą za Wielką Salą, za skalną ścianą, chroniącą wejścia. Z roku na rok pojawiało się tam coraz więcej dzieł, niejedno z nich napisał Śledzik. Czkawka czasem mu pomagał, dodawał fakty do jego obserwacji. Chyba teraz to on będzie potrzebował pomocy Śledzika.
- Dziękuję, Astrid - wyszeptał, biorąc ją w ramiona.
- A teraz może wrócimy do naszych gości, zanim zauważą nieobecność swojego bohatera, hę? - spytała Astrid, obejmując go w talii. Czkawka roześmiał się.
- No tak, pewnie już stęsknili się za swoją Khaaną - powiedział, a jego żona zmarszczyła brwi, spoglądając na niego spod byka.
- Miałam na myśli ciebie, Czkawka - mruknęła, a jeździec pocałował ją w czoło.
- Tak, wiem. - odpowiedział krótko. Zaraz zostali rozdzieleni przez Tanyę, która niemal dosłownie doskoczyła do Astrid i wzięła ją w ramiona, odciągając od wodza.
   Czkawka zmarszczył tylko brwi i poszedł dalej, wiedząc, że Astrid wkrótce go dogoni. Minął zgrabnie tańczących Wikingów i skierował się do stołu dzielonego z Orgah i Warringami. Miał nadzieję, że Orgah i Sączysmark w końcu zgodzili się choć w jednej kwestii, zanim dojdzie miedzy nimi do walki, a dobrze wiedział, że taka możliwość istnieje.
   Zanim zdołał dotrzeć do głównego gościa i swoich przyjaciół, Astrid zatrzymała go, stając mu na drodze. Jej oczy błyszczały ze szczęścia, jakby usłyszała sensacyjną nowinę. Najwyraźniej jeździec z łatwością potrafił odgadnąć jej myśli, tak jak ona jego, bo gdy jeźdźczyni zaczęła mówić, okazało się, że miał rację.
- Czkawka, Mieczyk i Tanya się zaręczyli! - powiedziała, nie kryjąc zadowolenia, a Czkawka uśmiechnął się, wyobrażając sobie bliźniaka w roli męża.
- To dlatego Tanya wyglądała na taką szczęśliwą - powiedział cicho, ciesząc się w duchu ze szczęścia przyjaciela. Od razu współczuł też Szpadce wyobrażając sobie, jak załamana będzie, gdy dowie się że musi zaprzestać dzielenia życia z bratem na rzecz jego partnerki. Chociaż z drugiej strony, być może zdeterminuje ją to do znalezienia własnego miejsca, tak jak wspomniała to Astrid, gdy mówiła o pomyśle, żeby Szpadka zastąpiła Johanna jako kupiec Berk. Sączysmark mu za to łeb urwie... - A co ze Szpadką? - zapytał zamiast tego.
- Dowiedziała się jako pierwsza - odpowiedziała Astrid smutniejąc. - Chyba nie najlepiej to przyjęła, Mieczyk poszedł jej szukać...
   Czkawka poczuł troskę, myśląc o przyjaciółce. To nie było fair, że musiała się z tym pogodzić. To tak jakby Szczerbatek opuścił Czkawkę, pozostawiając go samego sobie. Wódz wyobraził sobie pustkę, jaką musi czuć teraz bliźniaczka.
- Może powinienem... - zaczął, ale Astrid mu przerwała.
- Nie - powiedziała stanowczo. - Oni sami muszą to między sobą załatwić.
- A co, jeśli znowu się pokłócą? - zapytał ją Czkawka, wiedząc, że powinien brać pod uwagę taka możliwość. - Wiesz, jacy są...
   Astrid westchnęła, szukając w umyśle rozwiązania. Szpadka potrzebowała w tej chwili wsparcia, a Mieczyk może ją tylko zirytować swoim zachowaniem.
- Może Sączysmark mógłby... - zaczęła nieśmiało, ale Czkawka pokręcił od razu głową, patrząc na stół, przy którym Orgah i jeździec śmiali się do łez, popijając miód.
- W takim stanie?
- Nie wiem, Czkawka - poddała się jego żona, wyglądając na ujętą całym zdarzeniem. Nic dziwnego, oboje przyjaźnili się z bliźniakami i chcieli dla nich jak najlepiej. Choć powinni cieszyć się ze szczęścia Mieczyka i Tanyi, to jednocześnie muszą brać pod uwagę nieszczęście bliźniaczki, która pewnie siedzi teraz sama i za nic w świecie nie chce rozmawiać z bratem, który ją opuszcza.
- Ale ja wiem - powiedział wódz, kładąc dłoń na jej ramieniu. - Znajdź Tanyę i zaproś ą do stołu przy Orgah i Sączysmarkiem. Ja zajmę się bliźniakami. - obiecał.
   Astrid kiwnęła głową, po czym od razu zniknęła w tłumie tańczących, poszukując wzrokiem czarnowłosej dziewczyny. Nie mogła być daleko, skoro jeźdźczyni jeszcze przed chwilą z nią rozmawiała. Czkawka tymczasem zajął się trudniejszym zadaniem. Nie raz uczestniczył w kłótniach bliźniaków i wiedział już, że lepiej byłoby ich zostawić samych sobie. Tyle, że jeśli by tak uczynił, Thorstonowie straciliby dwóch spadkobierców rodu...



   Czkawka znalazł Mieczyka, zanim jeszcze zdołał wyjść z Wielkiej Sali. Bliźniak szedł z pochmurną miną w kierunku bawiących się Wikingów, nie za bardzo zwracając uwagę ani na wysokie schody, ani na obluodzone stopnie, przez co co chwile się potykał.
- Gdzie Szpadka? - zapytał go wódz, a Thorston spojrzał na niego obojętnym spojrzeniem, po czym wzruszył ramionami.
- Nie wiem, wszystko mi jedno - burknął, po czym odszedł od niego, i ruszył w górę po schodach. Jego jasne włosy stale rozwiewał północny, zimny wiatr. Czkawka zmarszczył brwi, po czym ruszył energicznym krokiem w stronę wioski, modląc się do Odyna, aby przyjaciółce nic nie było.
   Po minie Mieczyka widać było, że nie spotkał się ze Szpadką. Na pewno musiał się o nią martwić i pewnie też był na nią zły za jej reakcję. Cóż, Szpadka nie należała do najspokojniejszych osób, a już na pewno nie, jeśli chodziło o jej brata. To dziwne, zwłaszcza, że przed całe dzieciństwo zdawali się nienawidzić.
- Szpadka! - krzyknął Czkawka, czując jak ostry, zimowy mróz zaczyna dotykać swoim lodowym dotykiem jego biedne gardło. Śnieżyca stale się wzmagała, a Wikingowie nawet nie ważyli się wychodzić na zewnątrz ze swoich chat, chyba że kierowali się do Wielkiej Sali, opiewając udane Wyścigi Smoków. - Szpadka! - zawołał jeszcze raz jeździec, tym razem głośniej. Choć zanim wyszedł z Sali, zdążył zabrać swoje ciepłe futro, to i tak czuł, jak kostnieją mu nogi.
   Zaczął szukać stopniowo każdego kąta na Berk, począwszy od domu bliźniaków, choć byłoby to zbyt proste, skoro Mieczyk nie znalazł siostry, a skończywszy na wysokich klifach. Z kwadransu na kwadrans martwił się o przyjaciółkę coraz bardziej, ale starał się nie opuszczać do siebie złych myśli. Ze Szpadką wszystko gra, ukryła się tylko... Swoją drogą, nie wiedział całkiem, co miałby jej powiedzieć. Był nieco zły na Sączysmarka, że w tym momencie musi go zastępować, gdy ten bawi się razem z Orgah. Rzeczywiście, Szpadka mogła poczuć się odepchnięta, jeszcze po radosnej nowinie jej brata... Aż strach pomyśleć, co mogło wpaść bliźniaczce do jej impulsywnej głowy.
   W końcu, gdy już niemal się poddał w swoich poszukiwaniach, a jedynym jego towarzyszem wciąż był ten sam, pełny księżyc, postanowił sprawdzić jeszcze port, pchany w tamtym kierunku zimnym wiatrem, który muskał jego szczupłe ciało.
   Bogowie nie opiszą ulgi, jaką poczuł, widząc chudą sylwetkę przyjaciółki, stojąca na końcu pomostu i wpatrzoną w dal, w gniewne i zimne fale morza. Czkawka podbiegł do niej, ale gdy był już obok, poślizgnął się na pomoście i byłby wpadł do wody, gdyby w ostatniej chwili nie złapał się drewnianego pala, podtrzymującego pomost. Szpadka od razu obróciła się, słysząc zgrzyt metalu po zlodowaciałym pomoście.
- Czkawka, wszystko okej? - spytała bliźniaczka, podchodząc do wodza.
- Przeklęta noga... - warknął Czkawka, podnosząc się i otrzepując. - Gdzie ty się podziewałaś?
   Niemal miał ochotę zdzielić siebie samego w twarz, gdy zauważył zamarznięte łzy na twarzy Szpadki, które dziewczyna próbowała szybko zmazać. Niestety, szybko zamarzły, przywierając do jej twarzy.
- Szpadka, co jest? - zapytał, pochmurniejąc na widok jej miny. Szpadka obróciła się do niego tyłem, ale było już za późno, bo jeździec zobaczył już, w jakim jest stanie.
   Miała na sobie ciepłe, niedźwiedzie futro, takie samo, jakie miał jej brat. Stary Thorston kiedyś miał olbrzymiego farta na łowach, z tego, co opowiedział mu kiedyś ojciec. Udało mu się zestrzelić dwa młode niedźwiedzie i to ze swojej żelaznej kuszy, a futra zwierząt podarował swoim małym dzieciom. Wtedy były jeszcze na nich zbyt duże, ale teraz spisywały się doskonale. Czkawka miał także wiele futer, zwłaszcza od ojca, ale zazwyczaj wolał wygodniejsze stroje, ponieważ Szczerbatek mógł nie znieść ciężaru licznych futer, nawet jeśli jego jeździec ważył stosunkowo niewiele.
- Po co mnie pytasz? - warknęła. - Pewnie już Mieczyk ci powiedział...
- Owszem - potwierdził Czkawka, choć nie do końca była to prawda, bo o zaręczynach jej brata dowiedział się od swojej żony. - Szukał cię.
- Niby po co? - bliźniaczka nie próbowała zejść z tonu. Najwyraźniej próbowała ratować swoją urażoną dumę. - Ma Taynę. Niech się ode mnie odczepi.
   Czkawka westchnął. Rozmowa z nią musiała być trudna. Bogowie nie mogli pomóc mu ot tak, prawda?
- Szpadka, wróć do Sali. Nie powinnaś zostać sama na mrozie. - nalegał. Bliźniaczka spojrzała na niego szybko, przelotnie, jakby niepewna.
- Bo kto tak mówi? - zapytała z jadem. - Ty? Możesz sobie wsadzić gdzieś to bycie wodzem, możesz sobie rozkazywać reszcie, ale ode mnie się odczep. Skoro jesteś wodzem, to czemu nie możesz nic z tym zrobić, hę?
- Szpadka, dobrze wiesz, że to wybór Mieczyka. - powiedział Czkawka spokojnie, starając się nie brać do siebie słów bliźniaczki, choć wewnętrznie go ukuły. - Chcesz, by był nieszczęśliwy? Już jest, choć powinien się cieszyć. Szkoda, że nie widziałaś jego miny, kiedy go mijałem na schodach...
   Oczy Szpadki w miarę słuchania słów wodza stawały się na nowo mokre. W końcu bliźniaczka nie wytrzymała i zrobiła coś, czego Czkawka się nie spodziewał. Przytuliła się do niego mocno, szlochając pod wpływem żalu do brata. Czkawka pomyślał, że chyba po raz pierwszy przytula przyjaciółkę, choć znają się dobre piętnaście lat. Pomyślał od razu o Mieczyku i Sączysmarku i zaczął jej współczuć, bo musiała być bardzo załamana, żeby szukać pocieszenia u chłopaka z dzieciństwa, którym od zawsze gardziła. Bez zastanowienia odwzajemnił uścisk, bojąc się, że powiedział o jedno słowo za dużo.
- Wszystko będzie dobrze, Szpadka - powiedział, starając się wesprzeć przyjaciółkę. Chyba Astrid lepiej by sobie poradziła w tej sytuacji, pomyślał, żałując, że sam zechciał odnaleźć Szpadkę, zamiast zająć się gośćmi oraz narzeczonymi.
   Szpadka nagle oderwała się od niego i spojrzała przyjacielowi w oczy, marszcząc jasne brwi. Jej policzki były blade jak śnieg i mokre od łez, nie mówiąc już o jej ośnieżonych, sięgających pasa blond warkoczach.
- Czkawka, możesz mi coś obiecać? - zapytała słodkim głosikiem, jak zawsze, gdy pytała Stoicka o coś, co na ogół było zabronione. Wódz popełnił kilka razy ten błąd i uwierzył niewinnemu spojrzeniu dziewczynki, potem gorzko tego żałując. Cóż, Mieczyk nigdy nie miał takiej siły przebicia, choć również potrafił dobrze udawać.
- Chyba nie chcę wiedzieć, co... - zaczął, ale Szpadka stanęła przed nim, ignorując szumiący im w uszach wiatr. Fale wzmagały się coraz bardziej. Jeszcze chwila i pożałuje, że zwleka tak długo. Szkoda, że nie wziął Szczerbatka - smok bez problemu sprowadziłby bliźniaczkę do Berk.
- Obiecaj mi, że popłynę z Johannem przy najbliższym odpływie - powiedziała poważnie, jak nigdy w życiu. Jej jasne, niemal białe oczy ziały pustką i zdecydowaniem, której przestraszył się nawet sam Czkawka Haddock.
   Wódz przystąpił z nogi na nogę, zszokowany tą prośbą.
- Szpadka, ja nie mogę. To zbyt niebezpieczne, dobrze to wiesz...
- Wiem tyle, że nie mogę zostać na Berk. Niby po co? Wkrótce i tak nikt nie będzie się mną przejmował. - Czkawka poczuł głębokie współczucie wobec dziewczyny i nawet, jakby bardzo chciał, nie umiał znaleźć słów, jakimi mógł pocieszyć bliźniaczkę.
   W końcu westchnął cicho, a jego oddech wytworzył białą parę, ulatującą z jego ust.
- Jesteś tego pewna? - zapytał ją cicho. Bliźniaczka kiwnęła głową, zdecydowanie, przecierając łzy z zimnych policzków. Z tak zimnym i pełnym determinacji spojrzeniem, potężnym, ciepłym futrem i jej codziennym hełmem, który zakrywał jej szczupłą twarz wyglądała niemal jak Walkiria. Czkawka czuł, że się poddaje i że zostaje tylko modlić się do Odyna o bezpieczeństwo bliźniaczki. - A co z Akademią?
- Zajmiesz się nią lepiej niż ja - nigdy w życiu nie usłyszał szczerych i tak budujących słów w jego kierunku z ust dziewczyny. Najwyraźniej tak bardzo zależało jej na wyjeździe, że już nawet uciekała się do tak ujmującej jej dumie słów.
   Nastała cisza. Czkawka bił się z myślami. Astrid namawiała go na pozwolenie Szpadce na odpływ z Johannem, ale czy był to najlepszy pomysł? Co jeśli dziewczynie coś się stanie? Czkawka nigdy sobie tego nie wybaczy... Już miał na sumieniu Johanna, który został poparzony w ostatnim pożarze, choć wbrew jego eleganckiemu wyglądowi, Wiking był silny i potrafił dostosować się do różnych warunków, a także umiejętnie posługiwać się swoim językiem. Cóż, Szpadka pasowałaby na nowego kupca, ale czy jest na to gotowa? I czy samotna dziewczyna na środku morza nie będzie przyciągała kłopotów?
- Zgoda - powiedział wódz, żałując swojej decyzji już w tej sekundzie. Nie miał wyboru. Wiedział, że jeśli Szpadka zostanie na lądzie, będzie nieszczęśliwa. - Zaraz po wyjeździe Warringów. Może być?
   Szpadka uśmiechnęła się lekko, smutno. Wyglądało to jak uśmiech trupa, wspominającego swoje najlepsze chwile.
- Dziękuję, Czkawka - wyszeptała tylko i wódz znów poczuł się głupio, słysząc pierwszy raz te słowa od dziewczyny. Chyba dzisiejszy dzień powinien zapisać gdzieś w kalendarzu, jako najdziwniejszy dzień ze Szpadką. Przynajmniej zdołał jej pomóc, pomyślał sobie z cieniem ulgi, choć było to jak radość ze skoku, zanim przed upadkiem w lodowatą otchłań wody. Cóż, porównanie nawet trafne, biorąc pod uwagę fakt, że dziś o mało co nie wylądował w zimnych wodach morza.
- Wrócisz do Berk sama, czy mam wezwać posiłki? - zapytał wódz, wzdychając cicho pod nosem.
   Szpadka popatrzyła na niego z grymasem rozbawienia na twarzy, tym samym, który zawsze widniał na jej twarzy, gdy nabijała się z Czkawki. Tak, to jego stara, dobra przyjaciółka, pomyślał.
-  Taki wielki wódz, a nie potrafi sobie poradzić z dziewczyną? - prychnęła, przechodząc obok niego dumnie i powiewając na wietrze futrem.
   Czkawka spojrzał w niebo, mając nadzieje spotkać jakiś znak od Thora.
- Och, bogowie - westchnął pod nosem, po czym podążył za blondynką. To nie był koniec jego problemów. To był dopiero początek.



Wróciłam ^^ jakoś nie mg wyłapać tego świątecznego nastroju, a wszystko to wina szkoły, mówię wam! :( gdybyśmy mieli wolne z jakiś tydzień przed świętami, to każdy poczułby magie świąt :// a tak to tylko zapach poprawianych sprawdzianów i kartkówek. Jakby jeszcze tego było mało, to zmienili mi plan (co z tego, że zanim się nim nacieszę to znowu go zmienią bo idę w styczniu na praktyki ;-; ) no i mam trzy teorie w ciągu tygodnia, nie ogarniam już nic, kompletnie ://

mam nadzieję, że u was nieco lepiej ;)) całuski ;**







PS: Taki smuteczkowy obrazeczek, który moim zdaniem idealnie pasuje do tego rozdziału ;33

niedziela, 6 grudnia 2015

Niespodziewany wynik

   Sączysmark zaprowadził Orgah na Smoczą Arenę i wskazał jej główne miejsca nad Areną, z których widać było całą okrągłą budowlę. Wikingowie siedzieli na swoich własnych miejscach, rozmawiając żywo z Warringami, zakładając się i żartując. Nad miejscami dla Orgah, Sączysmarka i Mel, przypięty był ciemny dach z ciężkiego pledu, który ochraniał również przed zimnem. Jednak pomimo chłodu, nikt nie wyglądał na zmartwionego. Każdy omawiał Wyścigi Smoków, które miały rozpocząć się już za chwilę.
   Sączysmark usiadł po lewej stronie Orgah, Mel po prawej. Dodatkowo wraz z nimi siedziało kilku Warringów, którzy byli zaufanymi ludźmi przywódczyni, w tym Waldorf, który zajął miejsce obok Sączysmarka. Jeździec lubił tego Wikinga, być może dlatego, że nie był tak nudny jak reszta plemienia.
- ...wtedy wygrywa. - Sączysmark zakończył swoje tłumaczenie zasad gry. Orgah klasnęła w dłonie, uśmiechając się ciągle z ciekawością.
- Ach i pomyśleć, Waldorfie, że takie widowissko mogło nas opuścić! Tak ssię cieszę, że Czkawka nass zaprossił.
   Sączysmark kiwnął głową leniwie, rozsiadając się na swoim fotelu, wyłożonym miękkim, niedźwiedzim futrem, jak pozostałe główne miejsca. Mel wydawała się być zadowolona, że siedzi koło głównego gościa Berk, a jej krótkie nogi dyndały nad podłogą z niecierpliwością.
- Jak myślisz, Mel, kto wygra? - zagadnęła ją Orgah, przygładziwszy swoje czerwone policzki. Sączysmark również był pewny opinii małej.
   Mel zarumieniła się i wzruszyła ramionami, a Orgah starała się ją zachęcić.
- Nie wsstydź ssię, nikomu nie powiem. Ja sstawiam na Asstrid. Widziałam, jak leci na Nocnej Furii. - powiedziała dumnie, a Sączysmark, pokręcił głową, nie zgadzając się z opinią przywódczyni. - Ssączyssmark, a ty, jak myślisz?
- Nie widziałaś Czkawki - mruknął, nie za bardzo chcąc się przyznać przed samym sobą, że gdyby miał postawić na któregoś z przyjaciół, postawiłby właśnie na wodza. Orgah uniosła brew, a Mel zachichotała, patrząc z rozbawieniem na jeźdźca.
- Taak, ja też myślę, że Czkawka wygra - powiedziała, śmiejąc się, a Orgah spojrzała na nią z zadowoleniem, jakby cieszyła się z odpowiedzi dziewczynki.
- Jak to? Nie kibicujesz sswojej mamie? - zapytała ją, a Mel spoważniała na chwilę.
- Astrid bardzo dużo wie o smokach - przyznała, patrząc swoimi niewinnymi oczami na przywódczynię Warringów. - Uczy nas latać, pokazuje różne sztuczki... Ale każdy na Berk wie, że najlepszym jeźdźcą jest Czkawka.
- Zapewne ciężko jest wybierać między ojcem a mamą - zarechotała Orgah, i pogłaskała Mel po ramieniu. - Nie złość ssię, że zadałam ci takie pytanie. Mussicie mieć dużo szacunku do waszego wodza - powiedziała, patrząc na Sączysmarka z zainteresowaniem.
- A co z pozosstałymi jeźdźcami? - zagadnął ich Waldorf, po raz pierwszy włączając się do rozmowy. - Naprawdę mają tak małe szanse?
   Sączysmark streścił im w skrócie ostatnie Wyścigi, kiedy to Czkawka musiał lecieć na wyprawę, a Berk musiało poradzić sobie bez niego w organizowaniu corocznych zawodów.
- Wtedy Astrid też nie brała udziału, bo... - Sączysmark zawahał się, przypominając sobie, jak zareagowała dziewczyna, gdy napadły ją wspomnienia ze śmierci Wichury. -... bo straciła swoją smoczycę.
- Nazywała ssię Wichura, tak? - zapytała Orgah smutno, a Mel patrzyła na niego ze zdziwieniem i zaciekawieniem. Poważnie Astrid nic jej nie powiedziała? - pomyślał Wiking, ale nie mógł teraz przerwać tematu. Miał nadzieję, że Astrid mu wybaczy, jeśli jej przyszywana córka przez przypadek się o tym dowie.
- Tak. Były nierozłączne - powiedział Sączysmark, pragnąc tylko zakończyć ten ponury temat. On nawet nie mógł sobie wyobrazić straty Hakokła, bez niego jego życie nie miałoby większego sensu. Co musiała więc czuć Astrid, gdy straciła swojego smoka...
   Pamiętał bardzo dobrze ten dzień. Było gorące lato, bardzo rzadko zdarzało się na północy Archipelagu, a Berk zdawało się wręcz przyciągać niepogodę. Valka przyleciała wtedy po porannym locie i od razu przybiegła do Czkawki, który akurat rozmawiał rano z Pyskaczem i nim w kuźni.
- Czkawka, znalazłam kłusowników - powiedziała, zamiast dzień dobry.
   Wódz zmarszczył brwi z niedowierzaniem.
- Gdzie? - zapytał, nieruchomiejąc. Szczerbatek za jego plecami warknął, jakby samo słowo "kłusownicy" działało mu na nerwy.
   Sączysmark i Pyskacz rzucili sobie krótkie spojrzenia, po czym wsłuchiwali się dalej w rozmowę matki z synem.
- Przy Wyspie Burz. - odpowiedziała, a Sączysmark zaraz przypomniał sobie wyspę, na której Czkawka szukał innej Nocnej Furii wraz ze Szczerbatkiem i na której Łupieżcy zastawili na nich pułapkę. - Było ich zbyt wielu, byśmy mogli cokolwiek zrobić z Chmuroskokiem. - powiedziała, a jej syn zaklął cicho pod nosem i zerknął na Szczerbatka.
- Sączysmark - zwrócił się do swojego przyjaciela wódz. - Zbierz resztę jeźdźców, widzimy się na placu. Starajcie się przyjść jak najszybciej, ja lecę po Astrid.
   Jeździec odmruknął coś niewyraźnie, ale gdy wódz wyszedł z kuźni, zaraz zabrał się do roboty. Bliźniaków znalazł w ich domu, a Śledzika w szklarni Grubego i Wiadro, którą obaj Wikingowie ledwie co zdołali zbudować. Nie było to nawet trudne, żeby zebrać ich wszystkich, gorzej, że w szklarni pot lał się w Wikingów, nieprzyzwyczajonych do letnich upałów.
- Na Thora, jak gorąco - stękał Mieczyk, zdejmując z głowy hełm i przecierając lepkie włosy dłonią. Szpadka oddychała równie ciężko, co jej brat, rozglądając się po szklarni.
- Kłusownicy? - zapytał Śledzik, gdy Sączysmark zostawił go z tą informacją i czym prędzej wybiegł z parującej budowli. Bliźniaki wyleciały za nim, za to musieli poczekać, zanim otyły chłopak zajmie swoje miejsce na Sztukamięs. - Gdzie? Valka mówiła coś więcej? - pytał, a Wiking wywrócił oczami.
- Zapytasz się jej na miejscu! Nie mamy czasu, na taki cyrk. 
- Uu, siostra, nareszcie coś się dzieje i nie są to polowania na trolle - zaciekawił się Mieczyk, zacierając ręce, gdy smoki ruszyły z polany.
- Jakie polowania? - zapytał go Sączysmark, zrównując się z jeźdźcami.
- Pyskacz opowiedział, że w zachodnich lasach mieszkają trolle, ale szukaliśmy już dziesięć razy i nic nie znaleźliśmy - poskarżyła się Szpadka, marszcząc brwi.
   Sączysmark zamiast tego zaśmiał się.
- A nie powiedział wam ciołki, że sam to wymyślił? - zapytał, prychając pod nosem, choć wydawał się nie do końca przekonany, że w lasach nie mieszkają trolle. W końcu, bądź co bądź, rzadko odwiedzał tamtejsze lasy.
- Jasne - kłócił się Mieczyk. - A te ślady stóp, które widzieliśmy?
- To były jego ślady - dopowiedział Śledzik, chichocząc pod nosem. - Pyskacz chciał was trzymać po prostu z daleka od zbiorów, więc wymyślił to z Marudą - odparł, śmiejąc się tym razem głośniej.
   Bliźniaki spojrzeli na siebie z poważnymi minami, po czym Mieczyk odpowiedział, jakby podjął decyzję za niego i jego siostrę, co im się czasem zdarzało.
- Obraził ród Thorstonów - odpowiedział Mieczyk dumnym tonem. - Musimy się zemścić.
- Ups - skomentował Śledzik, żałując, że zdradził Pyskacza.
   Dolecieli na plac bardzo szybko. Czekała już tam na nich Valka, siedząc na swoim ogromnym Chmuroskoku, przy którym ich smoki wyglądały jak małe pluszaki. Czkawka i Astrid nadlecieli po jakiejś minucie na swoich smokach, nawet nie lądując na Berk. Jeźdźcy ruszyli na nimi, a Valka przebiła się do przodu, by móc wskazywać im kierunek. Sączysmark nadleciał bliżej Astrid, chcąc podsłuchać rozmowy jeźdźców.
- Kim byli ci kłusownicy? - zapytała blondynka, kierując swoje słowa do Valki. - To ludzie Drago? Może znają Ereta?
   Sączysmark zauważył, że Czkawka poważnieje na imię ich byłego wroga. Wiedział, że jego przyjaciel jest bardzo zazdrosny o Astrid, nawet jeśli stara się tego nie pokazywać.
- Nie - Valka pokręciła głową, po czym spojrzała na dziewczynę swojego syna. - Mieli inne sztandary, choć możliwe, że współdziałali z Drago.
- Kolejni kłusownicy - skwitował Śledzik. Ostatnio średnio co kilka tygodni łapali nowych najemników, którzy łapali smoki. Najwyraźniej w armii Drago znajdowało się wielu niedobitków. Tak czy siak, walka z nimi podobała się Sączysmarkowi. Przynajmniej coś się działo na tym nudnym Berk, pomyślał.
- Tak, ale tych jest więcej. - odpowiedziała Valka, a Czkawka spojrzał w dół ze skupieniem. Znowu coś wymyśla, pomyślał Sączysmark ze znużeniem, choć był poniekąd ciekawy pomysłów swojego nowego wodza. - Dlatego wróciłam na Berk.
- Dobrze zrobiłaś - powiedział Czkawka poważnie.
   Lecieli kilka godzin nad morzem, a Sączysmark co rusz klął na upalną pogodę. Jeźdźcy musieli zdjąć z siebie futra i hełmy, żeby się nie ugotować, przez co wyglądali jak kurczaki z powyrywanymi piórami. Sączysmark czuł się bez swojego hełmu, jakby nie był prawdziwym Wikingiem, ale w końcu sam ściągnął swoje nakrycie głowy, gdy metal zaczynał piec jego skórę głowy.
   W końcu Valka schowała się za wysoką lodową górą, która stapiała się coraz bardziej w tym skwarze. Pozostałe smoki leciały za Chmuroskokiem, siadając na grani i wczepiając się w nią swoimi szponami. Jeźdźcy zeskoczyli i podkradli się pod ścianę, obserwując z góry kłusowników, ukrytych za górą.
   Czkawka wyjął z kieszeni swoją małą lunetę i zerknął na nią. Potem podał ją mamie i Astrid. Kiedy w końcu jego przyrząd dotarł w obiegu do ciekawskiego Sączysmarka, jeźdźcy zaczęli między sobą rozmawiać o tym, co zobaczyli.
- Oni coś pakują - mówił Czkawka z napięciem. - Możliwe, że zebrali jakiś prowiant z wyspy, albo ukrywali go w tej górze.
- Możliwe - potwierdziła jego przypuszczenia Astrid. - Leciałam już kilka razy przy tej górze. Są tam jaskinie.
- Nieważne, co tam trzymają - dopowiedziała jeszcze Valka, a jej siwiejące włosy spadły na czoło. - Widziałam, jak zapolowali na Zębiroga. Trzymają go na trzecim okręcie po lewej.
   Oczy jeźdźców zwróciły się na statek, który wskazała mama wodza. Rzeczywiście, był tam Zębiróg zaplątany w sieć. Czternastu Wikingów celowało niego z kuszy, gdy ten próbował się uwolnić.
- Biedactwo - mruknęła ze smutkiem Astrid, widząc, jak łapy smoka zostają zakute w kajdany. Tak samo jego pysk i skrzydła.
- Ruszę pierwszy - powiedział Czkawka, odchodząc. - Wy zaatakujcie z prawej, ja z lewej.
- Czkawka... - zaczęła Astrid, jakby chciała powstrzymać jeźdźca, choć dobrze wiedziała, że jest to niemożliwe. Zanim go dogoniła, Szczerbatek już wzbijał się w powietrze, a Wichura wierzgała, zachęcając ją do tego, by na nią wsiadła.
   Astrid poleciała pierwsza, za nią Valka i dopiero Sączysmark, którego hakokieł chyba coś wyczuł, bo zaczął się buntować, gdy jego jeździec usiadł na siodle.
- Hakokieł - warknął Wiking, nie wiedząc, o co chodzi smokowi, ale wtedy trochę się uspokoił, słysząc głos jeźdźca i razem poszybowali za Chmuroskokiem.
   Nie dolecieli jeszcze do statków, gdy niebo przeszyła jaskrawofioletowa plazma z charakterystycznym sykiem, a Szczerbatek znów wzbił się w powietrze, gdy kłusownicy starali się zgasić pożar, jaki wznieciła plazma. Chmuroskok wtedy zamachnął się swoimi wielkimi, podwójnymi skrzydłami, zmiatając połowę panikujących obcych z ich statku i rozprzestrzeniając pożar. Astrid zeskoczyła z Wichury prosto na pokład, dobiegając do spętanego smoka. Czkawka, gdy zobaczył wojowników, dobiegającej do jego ukochanej, drgnął w siodle, a Szczerbatek znieruchomiał na moment, po czym skręcił wprost na statek, chcąc oswobodzić jeźdźczynię z pułapki. Astrid dobrze zdawała sobie sprawę z zagrożenia, bo wyciągnęła swój topór i przecięła pierwsze liny, trzymające smoka przy pokładzie. Wichura naskoczyła na nadbiegających kłusowników i zionęła ogniem, paląc ich ubrania, a Wikingowie wskakiwali z paniką do wody, by móc się uratować z najgorętszego smoczego ognia.
   Kilku jednak zdołało się przedostać, ale tam dorwał ich Sączysmark, biorąc do ręki swój własny topór i zatrzymując trzech pierwszych napastników. Dwóch kolejnych wzięła na siebie Astrid, powalając pierwszego, zanim jeszcze zdążył do niej dobiec. Walka trwała nieustannie, a kłusownicy byli miażdżeni przez siłę Wikingów i smoków, współpracujących ze sobą. Bliźniaki podpalili beczki i wrzucili je między bagaże kłusowników, zostawione na brzegu. Kilku z nich próbowało nawet strzelać do bliźniaków, ale tamci skorzystali z okazji i ulotnili się, gdy z beczek zaczął ulatniać się gęsty, czarny dym.
   Czkawka dołączył do Astrid i walczyli ramię w ramię, tak samo jak Śledzik i Sączysmark, choć ten pierwszy nie mógł zdziałać za wiele swoim krótkim sztylecikiem. W końcu jednak z lodowej góry wydobył się huk, a odłamki lodu zaczęły się sypać, jak piekielnie ostry deszcz. Smok uwolniony przez Astrid odleciał, pędząc w powietrzu, jakby go ktoś gonił. Jeźdźcy zdołali się zabrać ze statku, zanim góra rozszczepiła się na troje, a jej kawały zaczęły spadać. Czkawka zdążył jeszcze podpalić wraz ze Szczerbatkiem resztę statków, po czym jakimś cudem zdołali wywinąć się spod ciężaru lodowej góry, która wyglądała, jakby odpadło jej ramię. Kłusownicy schowali się jednak do jaskiń, unikając zderzenia z lodowym ciężarem, a jeźdźcy odlecieli na taką wysokość, by nie sięgnęła ich woda, która wystrzeliła w górę, kiedy wpadła do niej większość góry.
   Sączysmark obrócił się w siodle i zobaczył, jak okręty znikają pod ogromną masą, znikając w ich oczach. Czkawka jednak zdążył zauważyć jeszcze jednego smoka, którego kłusownicy trzymali na piaszczystej skarpie na zachodzie góry.
- Czkawka, stój! - krzyknęła Valka, a Astrid pognała za nim, gdy kłusownicy zbierali się na wybrzeżu jak mrówki. Chcieli zemścić się na jeźdźcach za ich pogrom i skrzywdzić smoka, pomyślał Sączysmark, a Valka ruszyła za nimi, starając się dogonić syna.
   Hakokieł warczał, gotów do walki. Sączysmark podział jego uczucia. Czkawka w tym czasie przeleciał nad kłusownikami ze Szczerbatkiem, który wciąż spluwał na nich plazmą wściekle. Wódz zeskoczył ze smoka, biegnąc w kierunku uwięzionego smoka, a Astrid wylądowała obok niego. Kłusownicy mimo ciągłych ataków Szczerbatka wciąż przebijali się, doganiając jeźdźca.
   Czkawka uklęknął i zaczął rozcinać nożem sznury, przytrzymujące smoka, kiedy Astrid dorwała się do drugiego boku i zaczęła pomagać jeźdźcowi. Kłusownicy jednak byli szybsi, niż jeźdźcy, którzy chcieli jak najszybciej wspomóc Czkawkę i Astrid, a jeden z nich przystanął i rzucił swoją włócznią, która przecięła powietrze z niewiarygodną prędkością.
   Astrid nie zdołała się nawet ruszyć, gdy ostrze leciało w jej stronę. Czkawka drgnął, blady ze strachu, po czym zaczął biec wokół smoka, byle tylko ochronić swoją ukochaną.
- Nie!! - wykrzyknęli razem jeźdźcy, gdy włócznia wbiła się w ciało Wichury z niemym zgrzytem stali.
   Smoczyca padła przed swoją jeźdźczynią, którą najprawdopodobniej ochroniła od śmierci. Valka nie zatrzymywała się i naparła na kłusowników wraz z Chmuroskokiem, przełamując opór walczących. Jeźdźcy wylądowali obok Wrzeńca i puścili go wolno, kontynuując dzieło jeźdźców.
- Niee! - wrzeszczała Astrid, podbiegając do przyjaciółki. Sączysmark zszedł ze smoka, ale Śledzik zrobił to pierwszy, podbiegając do Wichury, by móc jej jeszcze pomóc.
- Astrid - Czkawka próbował ją zatrzymać, ale jeźdźczyni oszalała. Wierzgała na wszystkie strony, starając się dobiec do martwej przyjaciółki.
   Śledzik sprawdził jej stan, po czym schylił głowę, zdejmując hełm, który założył, kiedy zaczęli walczyć z kłusownikami. Astrid jednak nie próbowała się uspokoić, wciąż próbując wyrwać się ramionom Czkawki. Sączysmark patrzył na tę scenę z narastającym smutkiem, podczas gdy Valce udało się przegnać w końcu kłusowników.
- Wichura... - szlochała dziewczyna, padając w końcu na kolana, podczas gdy jej chłopak nie puścił jej nawet na krok, bojąc się, że znów zacznie szaleć. Po jej policzkach płynęły łzy, tak samo jak po policzkach Szpadki, która ze zgrozą obserwowała tą scenę.
   Kiedy Valka przyleciała na miejsce, spoważniała na widok stanu Astrid, która powtarzała coś pod nosem, o krok od szaleństwa. Czkawka cały czas trzymał ją w ramionach, ale dziewczyna wyglądała, jakby w ogóle go nie widziała. Jej spojrzenie jasnych oczu utkwione było w smoczycy. W końcu zamknęła je, cała zapłakana, gdy Valka podeszła do niej i położyła jej dłoń na ramieniu.
- Pozwól mi się z nią pożegnać... - wyszeptała Astrid do Czkawki, a ten puścił ją, patrząc na nią z goryczą, jakby ktoś uderzył go z całej siły w twarz.
   Jeźdźcy schylili głowy, patrząc jak Astrid podchodzi chwiejnym krokiem do ciała Wichury i przytula się do niej, szlochając w dalszym ciągu. Nawet w oczach Czkawki pojawiły się łzy, gdy oglądał tę scenę. Był to czarny dzień zarówno dla jeźdźców jak i dla Berk. Czkawka przez następne tygodnie nie odstępował Astrid, która była blada jak płótno i ciągle płakała, nie mówiąc że schudła od tamtej pory i wyglądała na tak chorowitą, jakby złapała jakiegoś południowego wirusa. Nic dziwnego, że po tym ledwie się podniosła. Nawet tak dzielna dziewczyna jak ona musiała przejść istne piekło, musząc pogodzić się ze śmiercią przyjaciółki.
   Sączysmark zamrugał gwałtownie, gdy Waldorf trącił jego ramię, wskazując i pytając o coś, co działo się wokół Areny. Wikingowie klaskali w jednym rytmie, tupiąc przy tym i wykrzykując hasła. Orgah zaśmiała się z żartu Mel i spojrzała na Sączysmarka, jakby dopiero teraz zwróciła na niego uwagę.
- Kim była ta szczupła blondynka? - zagadnęła go po cichu, kiedy Mel skupiła się na poruszeniu na Arenie. - To twoja narzeczona?
   Sączysmark zarumienił się od razu od stóp do głów, przeklinając w myślach, że Orgah w ogóle doszła do takiego wniosku. Chociaż, gdyby tak się zastanowić, to jeździec ucieszył się, myśląc o tym, jakby to wyglądało...
- Szpadka? - zapytał Sączysmark, udając idiotę i drapiąc się po głowie. - Nie, jest moją przyjaciółką...
- Przyjaciółką, powiadasz - mrugnęła do niego Orgah, śmiejąc się. Przez chwilę Sączysmark miał ochotę ją uderzyć. - Dziwne relacje macie tutaj, na Berk. A najbardziej dziwią mnie wasze relacje ze ssmokami.
- Ale jakoś potrafimy z tym żyć - skończył Sączysmark, a Waldorf zachichotał.
- Zaczyna się - przerwała im z napięciem Mel, siadając prosto, by lepiej widzieć.
   Rzeczywiście, na środek Areny wyszedł Johann, nieco przerażony w swoim dostojnym, kupieckim stroju z różnokolorowych tkanin. Arena wyciszyła się. Wszyscy z ciszą wpatrywali się w kupca, który uniósł do góry ręce, aby zacząć Wyścigi, tak jak obiecał mu to Czkawka. Sączysmark miał ochotę wyśmiać kupca, widząc jak cały się trzęsie. Na środek Areny wyszli jeźdźcy, za nimi szły dumnym krokiem ich smoki. Miały wymalowane jaskrawymi barwami skrzydła oraz ozdobne, lekkie siodła, idealne do Wyścigów.
   Wikingowie zaczęli przekrzykiwać się wzajemnie, kibicując swoim ulubieńcom. Czkawka i Astrid obrócili się i zaczęli im machać, potem reszta jeźdźców także się odważyła i zaczęła machać do Wikingów. Najwyraźniej oni też byli zestresowani. Sączysmark zauważył, że Szpadka uśmiecha się do niego. Ach, życzyłby jej, żeby wygrała. Odmachał jej, sprawdzając, czy Orgah go obserwuje, ale przywódczyni wbiła wzrok w Astrid i Czkawkę. Mel wyglądała, jakby nie mogła ustać w miejscu, jakby chciała pobiec do swoich przybranych rodziców, aż Sączysmark uśmiechnął się lekko na ten widok.
   Na Arenę wleciał Chmuroskok, dumnie trzepocząc swoimi ogromnymi skrzydłami. Valka zeskoczyła z niego z gracją, po czym uniosła ręce i Wikingowie uciszyli się, wpatrzeni w nią jak w obraz. Tuż za nią znajdowała się punktacja przedstawiona na drewnianej obudówce wraz z czterema koszami, naznaczonymi tymi samymi kolorami, co skrzydła poszczególnych smoków.
   Valka wspięła się po drewnianej budowli i zajęła miejsce tak, by widzieć, jak jeźdźcy trafiają owcami do swoich koszy. Przerwała w końcu ciszę, gdy krzyknęła:
- Wyścigi Smoków czas zacząć!
   Na Arenie jakby wybuchła bomba. Wszyscy znów zaczęli krzyczeć, nawet sama Valka uśmiechnęła się, widząc ich entuzjazm. Jeźdźcy weszli na swoje smoki, które stanęły równo na czerwonej linii, narysowanej naprzeciw punktacji. Sączysmark nigdy nie widział czegoś podobnego. Może dlatego, że po raz pierwszy to on siedział na widowni, pomyślał z irytacją. Najchętniej ustawiłby się na tej linii razem z pozostałymi i pokazaliby z Hakokłem, kto tu rządzi.
   Valka uniosła ponownie dłoń, a rosły Wiking na skraju Areny przyłożył do ust róg. Wikingowie nieco uspokoili się, czekając na sygnał. Orgah wpatrywała się z ciekawością na jeźdźców, przyszpilonych do grzbietów ich smoków, by jak najszybciej wystartować. Bliźniaki spojrzeli na siebie i skinęli, po czym znów zwrócili się naprzód, nasłuchując.
   Nagle róg zagrzmiał. Smoki wystartowały z taką szybkością, że ciężko było je zauważyć, choć naprzód wysunęła się Iskra. Szczerbatek leciał tuż za nią, doganiając ją siłą swoich mięśni skrzydeł, gdy wzbijał się w górę. Sztukamięs leciała ostatnia, rozglądając się chciwie za owcami.
   Smoki wyleciały z Areny, a Orgah spojrzała na Sączysmarka z wyrazem jakby niecierpliwości i frustracji.
- Już? - spytała, a Mel rozglądała się, poszukując na niebie smoków, które rozpierzchły się każde w innym kierunku.
- Poczekaj. Najwięcej dzieje się właśnie tu, na Arenie, kiedy jeźdźcy prawie dolatują do koszy, wierz mi. - odpowiedział z uśmiechem, a Waldorf aż wstał, rozglądając się tak jak mała Mel.
   Wym i Jot stanęli w powietrzu, machając skrzydłami. Bliźniaki albo nie zamierzali dalej rywalizować, albo mieli jakiś plan, pomyślał Sączysmark i skłaniałby się raczej ku tej drugiej opcji. Nie musieli długo czekać na rozwój akcji. Wkrótce na niebie zamigotała postać Śledzika, który umknął przed wzrokiem bliźniaków i już leciał w dół, do kolorowych koszy ze swoją owcą, która wyglądała nadzwyczaj spokojnie.
   Wikingowie krzyczeli do bliźniaków, wskazując im czmychającego przed nimi jeźdźca, ale gdy Mieczyk i Szpadka zwrócili na niego uwagę, owca wpadła do zielono-pomarańczowego kosza, a Valka uniosła dłoń, akceptując punkt, który zdobył jeździec. Śledzik pomachał z dumą widzom, po czym Sztukamięs odleciała na swoich krótkich skrzydłach w poszukiwaniu kolejnych owiec. Nie zdołał jeszcze wylecieć poza Arenę, gdy na horyzoncie zamigotały dwie Nocne Furie, obie trzymały w swoich ciemnych łapach po jednej owcy.
   Orgah usiadła prosto, patrząc z zainteresowaniem na niebo, tak jak pozostali Wikingowie, obserwujący przebieg Wyścigu.
- Dawaj, Czkawka! - krzyczeli jedni, inni wykrzykiwali imię Astrid, jeszcze inni kibicowali bliźniakom, choć była to mniejszość, czy Śledzikowi. Mel dopingowała zarówno Czkawkę jak i Astrid, co Sączysmark zauważył z uśmiechem.
   Szczerbatek był już przy Arenie, gdy Wym i Jot zagrodzili mu drogę. Smok spróbował ich ominąć, lecąc pod nimi, a gdy zapikował w dół, Czkawka wyprostował się w siodle, stanął na nim i przeskoczył Zębiroga, wpadając znów na swoje siodło, co Wikingowie przyjęli z pełną ekscytacją, pomimo że Czkawka opanował ten manewr jeszcze gdy nie istniało coś takiego, jak Wyścigi Smoków. Bliźniaki spojrzeli po sobie z irytacją, ale najwyraźniej się nie poddali, bo zaczaili się na Astrid. Iskra jednak nie miała w zanadrzu jakiegoś triku i w momencie, w którym Szczerbatek wrzucił swoją owcę do czerwonego kosza, Iskra skręciła, starając się uniknąć starcia z Zębirogiem, a owca którą trzymała została jej odebrana przez bliźniaków, którzy zawrócili i skierowali się teraz do swojego własnego kosza. Gdy Iskra wyrobiła i zrobiła zakręt, Astrid przystąpiła do ataku. Bliźniacy byli zbyt wolni, by móc umknąć Iskrze, co dało się wyczuć, gdy Nocna Furia zaczęła nabierać szybkości na tak krótkim dystansie.
   Jednak Szpadka postanowiła zaryzykować i gdy lecieli tuż nad koszem, zrzuciła owcę, która miała wpaść wprost do ich zielono-żółtego pojemnika. Astrid pojawiła się w tym miejscu jakby znikąd i skoczyła, łapiąc owcę w locie. Wikingowie krzyczeli jak oszalali, oglądając to widowisko. Mało brakowało, a Astrid nie wpadłaby z powrotem w swoje siodło, ale Iskra była w pogotowiu. Choć początkowo zdawała się latać nieśmiało, to teraz jej manewry stały się bardziej spontaniczne i zdecydowane, jakby Nocna Furia także zapragnęła wygrany. Czkawki i Śledzika już nie było, gdy bliźniaki znaleźli się o krok od zwycięstwa, ale najwyraźniej nie zamierzali teraz znów czekać na kolejnych jeźdźców, którzy lecieli ze znalezionymi już owcami, tylko woleli sami zapolować. Astrid także zniknęła w oddali, gdy Iskra kilkukrotnie zamachała swoimi skrzydłami.
- Cóż za akcja! - wykrzyknęła Orgah, dalej patrząc za swoją idolką. - Dawno nie czułam ssię taka podeksscytowana!
- Macie w Berk wsspaniałe wydarzenia, to trzeba wam przyznać - dopowiedział Waldorf, klepiąc Sączysmarka po ramieniu.
- To? To jest jeszcze nic - parsknął Sączysmark. - Zobaczycie, co się będzie działo, gdy będą szukać czarnej owcy. To od niej zależy zwycięstwo.
- Wiem, gdzie jest ukryta - wtrąciła się Mel, zaczesując włosy na tył głowy. Rzeczywiście, gdy Orgah zapytała Czkawkę, czy nie jest jego prawdziwą córką, Sączysmark poczuł rozbawienie, ale mała wyglądała, jakby całą urodę odziedziczyła po nim. No, Czkawka, powodzenia w tłumaczeniu się, pomyślał jeździec z ironią. - Valka schowała ją przed Wyścigami, ale ani słowa nie powiedziałam Astrid i Czkawce. Wyścigi powinny być równe - powiedziała, ciesząc się z tego, że postąpiła słusznie. Orgah klasnęła w dłonie.
- Och, doprawdy. Czyż ona nie jesst urocza, Waldorfie?
- Tak, pani - odparł tamten, skupiając swoje spojrzenie z powrotem na Arenie.
   Śledzik i Czkawka znów wyłonili się w lasów i części wioski skrytej przed codziennym spojrzeniem pozostałych i lecieli wprost na Arenę. Za nimi leciała Astrid, starając się ich dogonić. W tym momencie Czkawka zauważył ją i powiedział coś do Szczerbatka. Widzowie musieli zmrużyć oczy, by zauważyć to, co robili jeźdźcy. Szczerbatek zwolnił nagle i obrócił się na plecy, przez co Czkawka musiał lepiec złapać się siodła, po czym poleciał w przód, sięgając po owcę, trzymaną przed Iskrę. Smoczyca była jednak zbyt rozpędzona, by móc w jakiś sposób zahamować, a Szczerbatek doskonale wymierzył odległość i chwycił ukradzioną owcę w swoje szpony.
- Czkawka! - krzyknęła Astrid, gdy Nocna Furia wyleciała spod nich, trzymając w łapach jedną owcę, drugą Czkawka trzymał pod pachą. Mel zaczęła się głośno śmiać, widząc jakiego podstępu użył jej przyszywany ojciec.
   Uśmiechnął się do Astrid bezbronnie, po czym zawrócił i znów zaczął lecieć ku Arenie, tym razem po łuku, żeby Astrid nie mogła zastosować tego samego triku na nim samym.
- Dalej twierdzisz, że Astrid może wygrać? - zagadnął Orgah Sączysmark. Musiał się niestety pogodzić z tym, że z jego wodzem pozostali nie mieli szans. Poza tym brał udział w każdych Wyścigach i pamiętał, że wtedy Czkawka również wygrywał, chyba że nie brał w nich udziału.
- Czkawka jesst niessamowity - przytaknęła mu Orgah ze zdziwieniem. Zapewne nie domyślała się, że ich nudny wódz potrafi robić takie rzeczy, kiedy jest w powietrzu. Cóż, Sączysmark też był zdziwiony, kiedy dowiedział się, że Czkawka tresuje smoka...
- Astrid też może wygrać - powiedział Waldorf, gdy blondynka zniknęła wraz ze swoim smokiem po raz kolejny za niskimi budynkami Berk.
   Walka była wyrównana, albo Astrid odbijała czyjąś zdobycz, albo robili t bliźniacy. Czkawkę i Szczerbatka ciężko było w ogóle złapać wzrokiem, a co dopiero dogonić. W dodatku ich technika wydawała się o niebo lepsza od pozostałych jeźdźców, choć latali wystarczająco długo na swoich smokach, z wyjątkiem jedynie Astrid, ale Iskra zdawała się być żywsza i bardziej dynamiczna od Szczerbatka, którego ruchy bywały spokojniejsze i bardziej opanowane, co było pewnie skutkiem tak długiego czasu wspólnego latania z Czkawką.
   Wikingowie wciąż czekali, aż dziesięć białych owiec zostanie wpakowanych do kolorowych koszy. Najbardziej zawzięta walka miała miejsce, gdy Mieczyk i Szpadka próbowali dolecieć do Areny z ostatnią, dziesiątą owcą, a jeźdźcy już tam na nich czekali. Dopiero, gdy ostatnia z białych owiec znalazła się w koszu i zagrzmiał róg, wtedy wolno im było szukać czarnej, takie były zasady, o czym Sączysmark zdążył się już przekonać dwukrotnie, oszukując.
   Tak więc biedni bliźniacy próbowali umknąć dwóm Nocnym Furiom i sprytnej Sztukamięs, którzy nadlecieli na nich z trzech różnych stron.
- Patrz, co ssię dzieje! - krzyknęła Orgah do swojego głównego dowódcy, choć nie musiała tego robić, bo Waldorf ani na chwile nie odwrócił wzroku od Areny.
   Wtedy Astrid przeskoczyła nad Szpadką i odebrała jej owcę, unikając też dłoni Śledzika, który w tym samym czasie próbował odebrać bliźniaczce łup. Czkawka widząc takie poruszenie wycofał się, najwyraźniej widząc okiem wodza, że taka szarpanina może źle się skończyć, albo po prostu uznał, że ma zbyt duże szanse na zdobycie czarnej, dlatego nie warto już się starać w walce o białą owcę.
   Astrid zdołała wrzucić owcę do swojego kosza i w tym momencie ich uszu dobiegł dźwięk rogu, który dobitnie wskazywał na ostatnią rundę Wyścigów, na którą czekali wszyscy z ogromną ciekawością.
   Czkawka wystartował jako pierwszy, szczególnie przez to, że nie mieszał się do bijatyki o ostatnią białą owcę. Astrid miała przez to najbardziej utrudniony start, bo znajdowała się tuż przy koszach, czyli zapewne najdalej od źródła poszukiwań. Mel nie potrafiła usiedzieć na miejscu, patrząc jak kolejne smoki znikają za znajomą połacią lasów.
- Gdzie jest ta owca? - zagadnął ją Sączysmark, a Orgah również spojrzała na małą, jakby ta informacja dużo jej dała.
- W Kruczym Urwisku - odparła mała, wzruszając leniwie ramionami, a Sączysmark parsknął śmiechem, że sam nie pomyślał o tym miejscu. Krucze Urwisko było istotnym miejscem szczególnie dla Czkawki i Szczerbatka, gdzie się zaprzyjaźnili. Valka okazała się sprytna, ukrywając owcę właśnie tam.
- To życzę im powodzenia - mruknął Sączysmark, rozwalając się na swoim fotelu. Dobrze wiedział, że jeźdźcy najpierw obszukają dobre pół wioski, zanim wpadną na pomysł, by szukać poza nią.
   Mijały minuty pełne niezdecydowania i narastającej ciekawości. Każdy chciał, by jeźdźcy znów wrócili, trzymając czarną owcę. Czas jednak jakby się zatrzymał, a Arena znów stała się cicha, jak podczas całego roku, gdy tylko Wyścigi Smoków nie są na niej celebrowane. Warringowie i Wandale rozglądali się, nie chcąc przegapić ani jednego poruszenia, które mogłoby oznaczać powrót jeźdźców.
- Dlaczego ty nie bierzesz udziału w Wyścigach, Ssączyssmarku? - zapytała go Orgah, oczywiście akcentując w irytujący sposób literę "s". - Chyba cię jeszcze o to nie pytałam...
- To długa hisstoria - mruknął, ale Mel nachyliła się, żeby odpowiedzieć.
- Czkawka mu zabronił, bo został ranny - powiedziała wprost, ignorując spojrzenie, rzucone jej przez Sączysmarka.
- W bitwie? - spytała z zaciekawieniem Orgah.
   Mel zaprzeczyła głową, patrząc na Sączysmarka, który wciąż nie odpowiadał, w głębi duszy ciekawy jej słów.
- Nie, ocalił całą wyspę - wytłumaczyła, a Warringowie spojrzeli na niego z podziwem i nutą zdumienia.
- To wcale nie było tak - zarechotał Sączysmark, ale ucieszył się ze słów dziewczynki, jakby dostał najcenniejszy medal.
- No co? - broniła się Mel. - Mówię prawdę. Każdy w Berk tak mówił. Że spaliliście z Hakokłem łodzie kruczych kupców.
- Tych bezcześcicieli? - żachnęła się Orgah, poważniejąc nagle. - Ach, dobrze zrobiłeś, przyjacielu. Gdy przebywali u mnie na wysspie z tymi... Hoodami... miałam ochotę ich rozpłatać na ćwierci moim toporem. Och, wybacz, maleńka, że mówię o tym przy tobie - mruknęła, przypominając sobie, że dziewczynka wciąż ją słucha, ale Mel wzruszyła tylko ramionami, jakby te słowa nie zrobiły na niej wrażenia. Sączysmark w duchu podziwiał ją za taką odwagę. Nie każdy w jej wieku znosił takie słowa od potężnej przywódczyni z taką obojętnością.
- Więc wy także nie przepadacie za Hoodami? - zapytał Sączysmark, śmiejąc się. Rozbawiło go to. W końcu Czkawka tak się starał, wyprawił Wyścigi, wysyłał listy, wszystko po to, by zawrzeć z nimi sojusz przeciwko Hoodom... Najwyraźniej nie musiał tego nawet robić, by zyskać sobie ich wsparcie. Sami byli wrogami ich wrogów.
- Zaatakowali moich ludzi podczass polowania na naszej wysspie. - odparła Orgah, a jej twarz mocno się zaczerwieniła. - To nie uchodzi. Dobrze widzieli, że moja wysspa jesst zamieszkana. Jeśli chcieli na niej polować, powinni zapytać mnie o zdanie. Zwierzyna u nas to rzadkość, a Hoodowie nie mogli jej ot tak ssobie zabrać.
- Chyba masz rację - odpowiedział Sączysmark. - Nie znam ssię na tych wszysstkich przywilejach.
- I chyba nie tylko dlatego to Czkawka jest wodzem - odgadła sprytnie Orgah, ściszając głos, gdy Mel popatrzyła na Arenę, niezainteresowana tematem. - Widzę, że go popieracie. Taki szacunek można ssobie zdobyć albo przez wielkie czyny, albo przemoc. Czkawka mi nie wygląda na kogoś, kto z łatwością ucieka ssię do tego drugiego.
   Jest sprytniejsza niż nam się wydawało, pomyślał sobie Sączysmark, patrząc na otyłą, ale silną wojowniczkę, siedzącą obok niego. Dotychczas działała mu na nerwy oraz czuł wobec niej wyłącznie niechęć, teraz widział w niej inteligentną przywódczynię, która potrafi zaskarbić sobie szacunek swoich ludzi oraz strach u obcych. Takiego sojusznika właśnie potrzebowali, pomyślał z satysfakcją.
- No tak, Czkawce wystarczyły tylko smoki - przytaknął jej jeździec obojętnie, a Waldorf zachichotał.
- Tylko? Myślisz, że nikt po nim nie próbował? Łupieżcom chyba to się jeszcze nie udało, co?
- Nie, ale goście nadal próbują - powiedział Sączysmark, szanując plemię za jego zawziętość. Już kilkanaście lat próbują dokonać tego, co zrobił piętnastolatek z Berk.
- Powodzenia - mruknęła Mel obrażonym tonem, a Orgah i reszta Warringów zarechotali. Dziewczynka wydawała się zadowolona tym, że zdołała rozbawić gości. Mała ma dryk do wzbudzania w ludziach sympatii, pomyślał Sączysmark, obserwując uważnie Mel. Zrobiła dużo więcej niż Czkawka dla ich sojuszu samym swoim byciem.
- To dobrze, że... - zaczęła Orgah, ale przerwała, gdy Arena rozbrzmiała od krzyków, gdy pierwsza Nocna Furia pojawiła się w zasięgu wzroku.
   Jak to przewidział Sączysmark, był to Czkawka, a w rękach trzymał czarną owcę, która wydawała się zbyt spokojna, jakby już zaprzestała walki i pogodziła się ze swoim losem. Jeźdźcy wychynęli zza budynków, ale byli zbyt wolni. Czkawka zaczął więc wirować wokół Areny, jakby chciał ich zachęcić do ataku. No tak, co to za zwycięstwo, które jest nudne, pomyślał Sączysmark poirytowany, choć zaciekawiony.
   Astrid skorzystała z okazji i popędziła wprost na niego. Szczerbatek ryknął prowokująco do Iskry, a ta przyspieszyła jeszcze lot, jakby rozwścieczona jego zachowaniem. Każdy z jeźdźców mógł wygrać, gdyby tylko udało mu się złapać czarną owcę. Jak na razie Czkawka miał cztery punkty, Astrid trzy, bliźniaki dwa i Śledzik jeden. Teraz wszystko zależało od tego, kto zdobędzie ostatnie dziesięć punktów.
   Iskra zdawała się być bardziej czujna i kontrolowała lot. Wystarczyło tylko zanadto się rozpędzić, a Szczerbatek znowu ją oszuka i wygrają, pomyślał Sączysmark, mając to wszystko jak na dłoni. 
   Astrid jednak skoczyła z siodła i wpadła na Czkawkę, starając się odebrać mu owcę. Ale Czkawka najwyraźniej miał jakiś plan, który ustalili ze Szczerbatkiem. Gdy Astrid stanęła na grzbiecie smoka, siłując się z mężem, Czkawka złapał ją w pół i razem z nią zeskoczył z siodła, co wyglądało, jakby go zepchnęła. Cała trójka spadała w dół - Czkawka, Astrid i nieszczęsna czarna owca. W ostatnim momencie złapała ich Iskra, a wódz oderwał się od niej i wskoczył z powrotem na Szczerbatka, który chwycił w szpony trzymaną przez Astrid owcę, która zabeczała cicho. Jeździec i smok przybliżali się coraz bardziej do koszy, które strzegli Śledzik i bliźnięta. To im się nie mogło udać...
   Widzowie wstali, nie mogąc usiedzieć w miejscu, gdy na Arenie działa się taka akcja. Nawet Valka i Chmuroskok wyglądali, jakby nie mogli doczekać się wyniku tej walki o zwycięstwo. Orgah wciąż kibicowała swojej blondwłosej przyjaciółce, a Mel siedziała sztywno z szeroko otwartymi ustami, patrząc na ich pełne gracji i siły manewry. Być może niedługo też będzie tak potrafiła, pomyślał Sączysmark ze smutkiem. Ich pokolenie powoli przemijało, pozostawiając w Berk nowych jeźdźców.
    Czkawka ominął ich, przelatując pod koszami, a gdy się wychylił, nad jego głową przeleciała Iskra, atakując po raz ostatni, ale bezskutecznie. Szczerbatek wykonał w powietrzu beczkę, a Czkawka zeskoczył robiąc salto i cisnął owcą do kosza, lądując o własnych nogach na ziemi.
   Całe Berk oszalało, wszyscy krzyczeli przez siebie, ciesząc się ze zwycięstwa Wikinga, gdy Sączysmark śmiał się do łez. Orgah spojrzała na niego ze zdziwieniem, nie kryjąc emocji, jakich doznała w trakcie Wyścigów.
- Tak cię bawią Wyścigi, przyjacielu? - zagadnęła go, a Sączysmark wskazał na środkową część Areny, gdzie Valka przyglądała się koszom ze skonsternowaną miną.
- Spójrz na kosze. - powiedział jej.
   Rzeczywiście, Valka miała spory problem, bo w jasnoniebieskim koszu znajdowała się czarna owca, którą wrzucił tam Czkawka. Nie było wątpliwości, że wódz zrobił to specjalnie i że nie było to trafem, że Astrid wygrała Wyścigi. Równie dobrze mógł trafić owcą do swojego, czarno-czerwonego kosza. Cóż, musi wypróbować to na Szpadce, pomyślał Sączysmark z rozbawieniem, obserwując jak Astrid podbiega do Czkawki śmiejąc się i rzuca się chłopakowi na szyję. Czkawka objął ją i zakręcił wokół, a gdy tylko to zrobił, usta Astrid już całowały jego własne, jakby w podziękowaniu.
   Sączysmark wciąż siedział na swoim miejscu, gdy Wikingowie jak oszaleli zaczęli zbiegać ze swoich miejsc na środek Areny i podnosić kolejno wszystkich jeźdźców, również udało im się chyba cudem oderwać Astrid od Czkawki i unieść ich nad własne głowy. Orgah zaklaskała, wpatrując się z dumą i radością w zwycięzców. Cóż, zależało jeszcze od werdyktu Valki, ale Sączysmark domyślał się, że takie zagranie jest w porządku wobec zasady gry. Sam kilka... dobra, kilkanaście razy pomógł bliźniakom w wygranej, podając Szpadce swoje zdobyte owce.
- No, muszę wam powiedzieć, że te Wyścigi to isstna rewelacja. - Orgah zwróciła się do Sączysmarka starając się przekrzyczeć tłum.
   Sączysmark kiwnął głową obojętnie, choć podzielał jej entuzjazm.
- Ale widzę, że w waszych ssmokach jesst coś więcej niż Wyścigi i ssiła - powiedziała wolno, patrząc na Sączysmarka ze skupieniem.
- Chodzi ci o więź? - zapytał ją. - Spytaj o to Czkawkę, jest od tego ekspertem.
   Pomimo że to Szpadka uczy Smoczych Więzi, pomyślał. Wikingowie wynieśli jeźdźców z Areny, świętując niesamowite zakończenie Wyścigów. Valka ogłosiła, że jednak zwycięzcą zostanie Astrid, ale to i tak nie miało wielkiego znaczenia, bo Wandale i Warringowie cieszyli się z samych emocji podczas gry, nie z wyniku. Choć oczywiście każdy miał swoich faworytów.
   Orgah, Mel, Sączysmark i Waldorf ruszyli bocznym wejściem, nie chcąc zbijać się w gęsty tłum Wikingów, którzy wiwatowali po drodze. Stanęli na placu i po prostu czekali, aż jeźdźcy sami do nich przyjdą. Cała huczna procesja szła w kierunku Wielkiej Sali, aby uczcić Wyścigi smakowitym miodem. Nagle jakby znikąd pojawiła się Szpadka, rzucając się Sączysmarkowi na szyję. Jeździec odwzajemnił uścisk, jakby zdziwiony.
- Dobra robota - wyszeptał, nie wiedząc, co powiedzieć. Orgah patrzyła na nich ciekawie, ale on ignorował jej spojrzenie. Liczyła się dla niego tylko Szpadka.
- Taa, jasne - prychnęła, stając naprzeciw niego. - Było do przewidzenia, że przegramy - mruknęła, krzyżując ręce.
- Dla mnie ty wygrałaś - powiedział Sączysmark niesiony chwilą i przyciągnął jej twarz do siebie, całując ją.
   Nie robił sobie nic ze spojrzeń Mel i Orgah ani z tego, że pewnie całą sytuację widzi pół Berk. Dlaczego miałby to ukrywać? Był Jorgensonem, na Odyna i tylko on powinien się tym przejmować. Nie za wiele pamiętał z tego wieczoru. Tylko miód, salwy śmiechu i roześmiane oczy Szpadki.



JESTEEM! Tak z okazji Mikołajek dla moich grzecznych czytelników <33 właśnie podrapałam mojej sis twarz bo zagląda przez ramię :D ale to szczegół XD

Mam nadzieję, że poczekacie grzecznie cały tydzień, a Just chyba jednak zacznie pisać do bloga w weekendy żeby się wyrabiała ;) a propos, na Big Hero też już jest rozdziałek, jako prezent od Mikołaja :33 choć on pewnie nie ma tak zrytego beretu jak jego pomocnica :DD

Tak więc coraz bliżej święta, trzymajcie się i życzę powodzenia w zbliżającym się tygodniu *dum dum dum - mrocznie* Kocham Was <33

Wasza Just

środa, 2 grudnia 2015

Wyścigi Smoków

   Setki smoków leciały nad Berk, gdy przywódczyni Warringów patrzyła w niebo. Widok ten był niesamowity, nawet dla tych Wikingów, którzy zamieszkiwali Berk i mieli te cuda na co dzień. Sączysmark patrzył na to ze zdziwieniem i satysfakcją. Nie sądził, że pomysł Czkawki wyjdzie tak dobrze, a po minach gości wydać było, że są zahipnotyzowani widokiem lecących smoków.
   Czkawka nachylił się do Orgah i powiedział jej coś, a przywódczyni zamrugała gwałtownie ku uciesze Astrid. Pewnie to coś o Wyścigach, pomyślał, gdy wtem Waldorf szturchnął go w ramię.
- To prawda z tymi Wyścigami? - zapytał ze szczerym zdziwieniem. Jego broda według Sączysmarka wyglądała śmiesznie - dwa długie warkocze, kończące się przy lśniącym srebrem pasie, ale postanowił nie obrażać gościa, przynajmniej na razie.
- Taa, ehmmm - odpowiedział tylko krótko, gdy Czkawka, Orgah i Astrid poszli dalej, spacerując po Berk, jak po jakimś cholernych chodniku. Miał dość tej całej radości, wolałby sam startować w Wyścigach a nie zabawiać Warringów, nawet jeśli mieli wyśmienity miód. - Pora się przygotować - mruknął do jeźdźców stojących po jego prawej stronie, ale zauważył, że już mają na sobie swoje zaprojektowane kombinezony, które chcieli ubrać na ten właśnie dzień. Mieczyk wskazał mu kciuk do góry, a Szpadka uśmiechnęła się z miną zwycięzcy, widząc jego wyraz twarzy. - Jak wy to...?
- Czkawka pomyślał o wszystkim - powiedział z dumą Śledzik, zakładając na głowę miękką czapkę, przeplataną skórą, w której musiało mu być ciepło. Warringowie patrzyli na nich ze zdziwieniem i ciekawością, o ile zdołali odwrócić uwagę od swojej przywódczyni choćby na sekundę. Sączysmark nie rozumiał, jak taki kawał baby trzymał tak krótko tak wielu ludzi. Chyba nigdy tego nie pojmie.
- To fajnie, a pomyślał też o tym, jak załatwić sprawę z Johannem? - warknął pod nosem do Śledzika, jednak jego spojrzenie było utkwione w Szpadce, która nagle posmutniała. Poczuł złość do siebie, ale przede wszystkim był zły na nią, że chciała mu to zrobić. Chciała odpłynąć z Berk, zostawić go.
- Sączysmark... - zaczął Śledzik niepewnie, ale w tym samym momencie Czkawka obejrzał się na niego, po czym przywołał go gestem dłoni. Pewnie już omówił sprawy Wyścigów z Orgah i teraz to jego kumpel ma robić za zabawkę dla tych syczących Wikingów, super.
- Taa? - spytał, patrząc to na swojego wodza, to na przywódczynię z Wysp Świec.
- Sączysmark przejmie rolę gospodarza Berk na czas Wyścigów Smoków - oznajmił Czkawka pewnie. Wow, w jego ustach to jakoś inaczej brzmi, pomyślał sobie jeździec z zainteresowaniem. Gospodarzem, tak? To może nie będzie tak źle! - Mam nadzieję, że będzie mnie godnie zastępował - powiedział wódz, patrząc na przyjaciela spojrzeniem, za które Sączysmark miał ochotę walnąć go pięścią w ramię, ale się pohamował, jak zwykle, gdy chodziło o sprawy wyspy, która była jego domem.
- Cieszę ssię, że cię zobaczę w Wyścigach - odparła Orgah, kładąc potężne łapska na biodrach. Kurczę, jej jedno udo jest pewnie większe od talii Szpadki, pomyślał Sączysmark i zaraz zmienił tok myśli, by tylko nie myśleć o Szpadce.  - Ale mam małą prośbę.
   Czkawka spojrzał na nią z zainteresowaniem. Sączysmarka zawsze wnerwiało to spojrzenie. Jakby przyjaciel wiedział za mało, to jeszcze wciąż chciał wiedzieć więcej, jakby mu to było do szczęścia potrzebne. Pamiętał, jak Pyskacz opowiadał im przy ognisku historie o wojnach ze smokami, a Czkawka wypytywał go co rusz, albo o budowę i siłę Śmiertnika, albo o umiejętnościach Zębiroga. Nigdy nie potrafił wiedzieć tylko i wyłącznie tyle, ile mu było przeznaczone, na Thora. Najwyraźniej po tylu latach jeszcze mu się to nie zmieniło, sądząc po tej jego ciekawskiej minie.
- Jaką? - zapytał wódz.
- Jeśli ssię  nie obrazisz, chciałabym prossić o towarzysstwo Mel podczass tych zawodów. - powiedziała Orgah. Ooo, kobieta za wiele chce, pomyślał Sączysmark, poznając po minie Czkawki, że nie jest zachwycony tym pomysłem. Nic dziwnego, on też polubił małą i nie chciał, żeby została na pastwę tej ropuchy. - Jeśli uczy ssię o ssmokach, zapewne wie ssporo o zawodach.
   Czkawka natychmiast zmienił minę, jak dobry aktor i uśmiechnął się do Orgah, co najwyraźniej miało oznaczać zgodę. Odynie, chroń tę małą przed Warringami, westchnął w myślach Sączysmark. Nie zdziwiłby się, gdyby Orgah porwała Mel. Przywódczyni najwyraźniej miała coś nie tak z głową, skoro tak przepadała za dziećmi. Owszem, nawet on polubił zwłaszcza swoich uczniów w Smoczej Akademii, ale nie rozumiał zachowania kobiety, która już podczas pierwszego spotkania z dziewczynką, podarowała jej swoją najniebezpieczniejszą broń.
   U Wikingów podarowanie broni było wyrazem najprawdziwszej sympatii i zaufania. To, że Orgah tak uczyniła stanowiło o wielkiej przyjaźni kobiety wobec Mel, która pewnie nie zrozumiała jeszcze tego gestu. Sączysmarkowi aż ślina pociekła, gdy zobaczył tak idealnie wyważone i solidnie naostrzone ostrze. Zrobiłby wiele dla takiej broni, a dziewczynka dostała ją ot tak, tylko dlatego, że była dzieckiem.
- Zgadzam się - odparł Czkawka bez przekonania, a Astrid wciąż głupio szczerzyła się do tamtej. Całe te zawody irytowały Sączysmarka, ale wiedział, że z towarzystwa Mel wyniknie choć jeden plus - to mała będzie zagadywać tę przerośniętą kobietę, a nie on.
- No cóż, w takim razie czekamy na wasze Wyścigi, wodzu - zaśmiała się Orgah swoim gardłowym śmiechem. Sączysmark zauważył z dystansem, że przywódczyni całkiem różniła się od Szpadki. Była otyła, nosiła ciężką zbroję i wciąż rechotała głupawo, gdy nie wiedziała, co powiedzieć. Szpadka miała w sobie więcej gracji, wolała ubierać gładkie tuniki, przez co wyglądała jeszcze delikatniej. Nic bardziej mylnego - Orgah pokazywała, jak się rozkleja przy dzieciach i jaka jest słaba, Szpadka wręcz przeciwnie miała w sobie wiele siły i spontaniczności, którą tak Sączysmark w niej uwielbiał.
   Przywódczyni Warringów odwróciła się do swoich ludzi i przekazała im rozkazy. Nakazała im nie rozchodzić się, ale iść za Hassą i Flegmą wprost na Smoczą Arenę, zbudowaną na obrzeżach wioski, w której zawsze odbywały się Wyścigi Smoków. Niedługo po tym, jak jeźdźcy zaczęli organizować zawody, okazało się, że w ich Arenie brakowało miejsca. W tym celu Stoick rozkazał zbudować ogromną Smoczą Arenę, na której Wikingowie przeżywali zawody i która mieściła bez problemu wszystkich Wandali. Na pewno Warringowie również zmieszczą się w tej olbrzymiej budowli.
   Czkawka porozmawiał jeszcze chwilę z Orgah, gdy nagle wśród nich pojawiła się Mel, która zdołała jakimś cudem przecisnąć się między rosłymi Wikingami. Mała była sprytna. Zupełnie jak jej prawdziwa, biologiczna matka. Nie raz Jorgensonowie kłócili się ze Storczykiem Wędrowcem i za każdym razem żona Storczyka potrafiła obrócić szalę w swoją stronę, tak że podczas jednej z kłótni udało im się odebrać Jorgensonom starą tarczę. Gdyby nie Stoick, Storczyk za pewne wcześniej skończyłby, przebity mieczem ojca Sączysmarka, ale niedługo potem i tak zniknął, szukając dzikich smoków. Sączysmark jednak nie był ślepy. Widział, że Mel zmieniła się od tamtego czasu. Mieszkała z Haddockami od kilku miesięcy, a już zaczynała powoli przypominać zachowaniem Astrid i rozsądkiem Czkawkę. Poza tym Sączysmark chyba nie zdołał się także oprzeć urokowi dziewczynki, bo nie potrafił jej winić za czyny rodziców, choć Jorgensonowie od zawsze byli pamiętliwi. Wiedział, że jego ojciec też nigdy nie był bez winy i nie raz oberwał od Storczyka Wędrowca tylko za to, że był synem Sączyślina. Nie chciał się mścić na niewinnej dziewczynce za błędy jej ojca.
   Plac robił się pusty - Warringowie szli śmiało za Flegmą i Hassą, wypytując ich o zasady Wyścigów Smoków. Wandale nie chcieli ich opuszczać - również ruszyli do Smoczej Areny, pewnie dlatego, żeby zaklepać najlepsze miejsca. Spryciarze, pomyślał Sączysmark z rozbawieniem. Wikinga możesz utemperować, ale jego charakteru nie zmienisz. Przykładem był zresztą ich wódz, który dalej pozostał tym samym przemądrzałym chłopakiem, z którym się kłócił, gdy byli dziećmi. Teraz sprawa wyglądała inaczej, przede wszystkim przez to, że Sączysmark wiele mu zawdzięczał, ale oczywiście mu tego nie powie. Ma swoją dumę.
   Gdy Sączysmark obrócił się, zauważył bliźniaków, którzy rozmawiali o czymś z Tanyą. Czarnowłosa dziewczyna miała na skroniach opaskę, która trzymała jej splecione w dobieranego włosy. Rozmawiała właśnie z Mieczykiem, słodząc mu, co było widać po tym tępym blondasie, a Szpadka obróciła się od nich z niesmakiem i zauważyła Sączysmarka, który w tym momencie zdecydował się do niej podejść. Wiedział, że musi jej coś powiedzieć, cokolwiek. Tyle czasu spędziła wraz z nim, gdy był ranny i robiła to bezinteresownie, a on jej nawet za to nie podziękował. Nie potrafił znaleźć słów, żeby jej opisać, jak bardzo był wdzięczny.
- Lecisz z Mieczykiem? - zagadnął ją, gdy Śledzik podleciał na swoim Gronkielu do obejmujących się Tanyi i Mieczyku.
   Szpadka kiwnęła głową, uśmiechając się słabo. Miała na policzkach po dwie linie - z żółtej i zielonej farby. Obie nakreślone zapewne jej długimi, cienkimi palcami. Jej brat miał takie same linie, ale miał ich więcej - pokrywały całe jego czoło i policzki, niczym pajęcza sieć. Ten to nigdy nie znał umiaru, zaśmiał się w myślach Sączysmark z własnego żartu.
- Tak, wiesz, chcieliśmy sobie powspominać, jak to kiedyś wyglądało. - Szpadka nagle posmutniała - Wiem, że niedługo będziemy musieli puścić Wyma i Jota wolno, bo nikt z nas nie będzie miał czasu, by na nim latać.
- Może Tanya będzie chciała cię zastąpić? - zaproponował jaj Sączysmark. - W końcu będziesz mogła odwiedzać Wyma kiedy będziesz chciała.
- Czy ja wiem... - blondynka się skrzywiła na tę propozycję. To normalne, że nie chciała oddawać dziewczynie swojego brata własnego smoka. On by nikomu nie oddał Hakokła, nikomu by na to nie pozwolił.
   Sączysmark wciąż nie mógł przestać przyglądać się Szpadce. Nie wyglądała nadzwyczajnie, nie licząc malunków na twarzy i stroju do latania, a pomimo to wyglądała perfekcyjnie - ot, cała Szpadka. Jej włosy zostały splecione w dwa, skomplikowane warkocze, które zaplatała odkąd Sączysmark ją poznał. Ostatnio jednak zaczęła zaplatać włosy w inny sposób, ale najwyraźniej chciała powrócić do dawnych Wyścigów Smoków oraz do tego, jak wtedy wyglądała. Na plecach miała futrzany kaptur, który miał ją chronić przed chłodem, gdy miała lecieć na Wymie. Zazwyczaj Wyścigi Smoków odbywały się latem, ale tym razem Czkawka musiał nieco przesunąć termin, nic więc dziwnego, że jeźdźcy dopasowali się do pogody. Każdy z nich miał na sobie strój połączony z gładkich tkanin, futer i skór, który ocieplał ich, a także sprawiał, że wyglądali nadzwyczajnie, przez co wyróżniali się wśród innych Wikingów.
- Ja.. - zaczął Sączysmark, gubiąc się we własnych myślach. W końcu odetchnął i spojrzał na Szpadkę z uśmiechem. - Nie daj im wygrać, Thorston... I... Uważaj na siebie.
   Szpadka zaśmiała się, kręcąc głową, po czym zerknęła w tył na Mieczyka i Śledzika, którzy zaczęli się o coś między sobą sprzeczać.
- Tamtymi nie mam się co martwić. Gorzej, że Czkawka startuje - powiedziała z przekąsem, najwyraźniej niezbyt zadowolona z takiego obrotu sprawy. Sączysmark nie powiedział jej, że to on namówił wodza na wzięcie udziału w Wyścigach Smoków. Po pierwsze nie było ku temu powodu, a po drugie, Wikingowie byli zbyt zabiegani, by rozmawiać o takich błahostkach. - A ty postaraj się nie zanudzić Orgah swoim towarzystwem - zaśmiała się Szpadka prześmiewczo, wpatrując się z pewną siebie miną w Sączysmarka, którego usta rozchyliły się w lekkim uśmiechu.
- Postaram się - obiecał jej, chichocząc, gdy tylko zdołał sobie wyobrazić tę sytuację. Przywódczyni Warringów najprawdopodobniej będzie zbyt zajęta Mel, by zwrócić na niego uwagę, ale Szpadka wyglądała, jakby była poniekąd zazdrosna. Hmm, może mi się przewidziało, pomyślał Sączysmark.
   Szpadka obróciła się na pięcie i już miała odejść, kiedy zatrzymała się i wróciła szybkim krokiem do Sączysmarka, biorąc jego twarz w obie dłonie i całując w usta. Wiking był zaskoczony tym gestem, najzupełniej się go nie spodziewając. Usłyszał śmiech Mieczyka i gwizdy pozostałych Wikingów, ale co najmniej się nimi nie przejmował. Teraz liczyła się dla niego tylko Szpadka i jej słodkie usta. Nie trwało to jednak długo, ku zawiedzeniu jeźdźca, bo dziewczyna szybko skończyła pocałunek, albo zażenowana zachowaniem brata i reszty Wandali, albo wiedziała, że musi już odejść, przygotować się na Wyścigi. Niemniej jednak spojrzała Sączysmarkowi w oczy i uśmiechnęła się łagodnie, po czym odeszła, tym razem na pewno, zostawiając Wikinga samego sobie, który patrzył na nią z otępiałą miną.
- Haha. czyli znalazłem szwagra? - zapytał Mieczyk swoją siostrę, nabijając się w dalszym ciągu, ale Szpadka odepchnęła go, sycząc:
- Odwal się.
   Sączysmark zaśmiał się z zachowania bliźniąt, po czym sam odwrócił się na pięcie i wrócił do Czkawki, Orgah, Astrid i Mel, stojących w tym samym miejscu. Nie wątpił, że oni także widzieli całą tę scenę ze Szpadką. Pewnie musiał wyglądać śmiesznie cały zaczerwieniony, ale cieszył się jak sam pokonał całą armię Berserków przez jeden, krótki pocałunek ze Szpadką, w dodatku przy wszystkich, jakby już się nie obawiała ich opinii. To, że Sączysmark robił z siebie idiotę za każdym razem, gdy popisywał się przed Szpadką to jedno, a to, że bliźniaczka sama z siebie wyszła z inicjatywą, to całkiem co innego.
   Na jego widok, Astrid uśmiechnęła się i skrzyżowała ręce.
- No no, Czkawka, myślę, że niedługo chyba wyprawimy kolejne wesele.
   Czkawka miał w sobie tyle uprzejmości wobec Sączysmarka, że nie zareagował, zaś Orgah roześmiała się swoim chrapliwym głosem, śmiejąc się z żartu blondynki. Astrid zawsze taka była, pomyślał poirytowany Sączysmark. Nigdy nie potrafiła dać za wygraną, zawsze była tą samą złośliwą Hofferson, która rywalizowała z nim o wszystko. Gdyby tylko mógł startować w Wyścigach, och, pokazałby jej, gdzie jej miejsce. Natomiast co do Czkawki był mu bardzo wdzięczny za jego zachowanie. Bądź co bądź przyjaciel okazał się wsparciem, nie wyśmiewając go. I pomyśleć, że kiedyś rywalizowali o Astrid, będąc nastolatkami. Teraz Sączysmarka dziwiło, jak Czkawka wytrzymywał z kimś takim jak ona, choć wódz nie wyglądał na nieszczęśliwego, wręcz przeciwnie.
- Wybacz, Orgah, muszę lecieć, przygotować Wichu... Iskrę - powiedziała Astrid, poważniejąc natychmiast. Oboje z Czkawką zareagowali z troską o dziewczynę, w której oczach pojawiły się łzy. Mel nie rozumiała całej sytuacji, podobnie jak Orgah. Nim jednak Astrid zdołała się jakoś wymówić, przeprosiła krótko i czmychnęła w kierunku Smoczych Stajni, w których jeźdźcy przygotowywali swoje smoki do Wyścigów.
   Czkawka patrzył za Astrid z przerażeniem i bólem, na który Sączysmark aż się skrzywił. Musi naprawdę kochać dziewczynę, pomyślał, zastanawiając się, co by się stało, gdyby coś takiego spotkało Szpadkę. Wtedy na pewno Sączysmark chciałby być przy niej, wesprzeć ją, pomyślał i jakby na podkreślenie jego słów, Czkawka również przeprosił Orgah, pozostawiając przywódczynię w towarzystwie swojej córki i przyjaciela, po czym ruszył za ukochaną, nie chcąc na długo zostawić jej samej.
   Orgah patrzyła za nimi z narastającym niepokojem, po czym spojrzała krótko na Sączysmarka, jakby dopytując się odpowiedzi.
- Co ssię sstało, Asstrid? - zapytała z troską. Na Thora, ta kobieta naprawdę ma sentyment do Hofferson, pomyślał Sączysmark dopiero po chwili przypominając sobie, że jego przyjaciółka nosi już nazwisko Haddock.
- Smutna historia - odparł Wiking, spoglądając na Mel. - Opowiem ci to kiedy indziej, Orgah.
   Przywódczyni załapała w lot, że nie jest to historia przeznaczona dla uszu małej dziewczynki, bo kiwnęła szybko głową i zmieniła nagle temat, wyciągając dłoń w zapraszającym geście do Mel. Dziewczynka chwyciła ją bez cienia zaniepokojenia, po czym obie ruszyły za Sączysmarkiem, który zaczął opowiadać o Wyścigach Smoków i ich długiej historii.
   Cała trójka ruszyła wolnym krokiem do Smoczej Areny, która rosła z każdym krokiem. Już z daleka słychać było pełne podekscytowania okrzyki Wikingów, którzy czekali na nadchodzące zawody. Podekscytowanie najwyraźniej brało nad nimi górę, pomyślał Sączysmark, który wcale nie czuł się tak źle w towarzystwie Orgah, jak przypuszczał wcześniej. Okazało się, że mieli więcej wspólnego, niż początkowo sądził i że rozmowy przychodziły im łatwo. 
 
 


    Astrid zdążyła dobiec do smoczej stajni, gdy dogonił ją Czkawka. Iskra siedziała wygodnie na legowisku z czarnego, połyskliwego kamienia, patrząc z zaciekawieniem na swoją jeźdźczynie, jakby widziała ją po raz pierwszy. Jeździec podszedł do niej wolno, słysząc za sobą kroki Szczerbatka.
- Astrid, wszystko w porządku? - wyszeptał, gdy blondynka oparła się o drewniany stół umieszczony pod ścianą, na którym leżały dwa wyczyszczone siodła. Czarny kamień pod Iskrą zasyczał od rozpalonego pod nim żaru.
   Kiedy jeźdźczyni się odwróciła, Czkawka od razu zauważył jej mokre policzki, które ruszyły jego serce. nie chciał, by płakała, smuciła się. Najchętniej wziąłby to wszystko na siebie, gdyby było to możliwe.
- Nic nie jest w porządku. - powiedziała twardym głosem, niepasującym do jej zapłakanych oczu. - Powinnam tu być z Wichurą, ona...
- Już dobrze - odpowiedział cicho Czkawka, biorąc ukochaną w ramiona i całując w głowę z troską.
- Nie powinnam brać udziału w Wyścigach, Czkawka - odparła Astrid zduszonym głosem z ramion wodza, w które się wtuliła bez rezygnacji. Przed nimi Szczerbatek podszedł do Iskry, ocierając się o nią w troskliwym geście. Oba smoki miały już na sobie swoje siodła, z którymi startowały w Wyścigach. - Nie powinnam, wiem, że...
- Tak, wiem, Astrid. Wichura z pewnością także to wie - powiedział, a Astrid zaszlochała głośniej na wzmiankę o jej ukochanym smoku. Iskra przyglądała się jej, praktycznie wcale nie zwracając uwagi na Szczerbatka, który wciąż starał się zwrócić na siebie jej uwagę. - Ale Iskra o tym nie wie... - dodał po chwili, szepcząc Astrid prosto do ucha. - Zrób to dla niej.
   Jeźdźczyni spojrzała ponad jego ramieniem na swoją smoczycę, która wydawała się dziwnie nerwowa. Chyba naprawdę przejęła się zachowaniem Astrid, pomyślał wódz. Choć Nocna Furia zachowywała się jakby była jak najbardziej dzika, to jej tresurę można było zauważyć tylko przy jej starciu z Astrid. Smoczyca wtedy łagodniała i stawała się potulna, nie spuszczając swojej jeźdźczyni nawet na jeden mały krok.
    Iskra zeszła z czarnego kamienia i podeszła wolnym krokiem do jeźdźczyni, z gracją pumy o błyszczących błękitnoszafirowych oczach, po czym tknęła ją swoją głową, jak kotka, która prosi o pieszczoty. Szczerbatek tymczasem usiadł prosto na czarnej podstawie i patrzył na to z rosnąca ciekawością.
   Astrid przykucnęła do smoczycy i chwyciła ją za czarną szyję. Iskra wymamrotała coś po smoczemu, a spomiędzy jej zębów uniosła się para, po czym podniosła jedną łapę i odwzajemniła uścisk, całkiem jak człowiek. Czkawka patrzył na to ze zdziwieniem. Najwyraźniej nie tylko Szczerbatek potrafił dopasować się ludzkimi gestami do mieszkańców Berk, ale też jedyna samica jego gatunku.
   Jeźdźczyni tymczasem wstała od smoczycy i zaczęła przygotowywać ją do Wyścigów.Czkawka zrobił to samo, podchodząc do Szczerbatka. Wziął do ręki farbę i namalował na ciemnogranatowych łuskach smoka szkarłatne wzory. Co jakiś czas spoglądał jednak na Astrid, upewniając się, w jakim stanie jest jego ukochana. Nie sądził wcześniej, że Wyścigi Smoków okażą się tak bolesne dla jeźdźczyni, choć mógł o tym pomyśleć. Nawet błękitny kolor, którym Astrid malowała ogromne skrzydła smoczycy przypominały, jak to robiła przy Wichurze. Astrid jednak pracowała bez słowa, choć po jej policzkach wciąż spływały świeże łzy. Iskra obserwowała ją uważnie, aż w końcu polizała ją długim, ciemnym językiem, zmazując łzy z twarzy dziewczyny, która zareagowała zbyt wolno, by odepchnąć łobuzerską smoczycę. Czkawka roześmiał się, widząc jak Iskra stara się ją rozbawić, co było dodatkowym dowodem na to, jak bardzo smoczyca i jeźdźczyni są ze sobą zżyte. Nieczęsto miał okazję oglądać je razem.
   Szczerbatek w tym czasie starał się odwrócić jego uwagę od Astrid i Iskry, wciąż wylewając mu farbę z drewnianej miski. Po trzecim razie, gdy Szczerbek chichotał z własnego żartu, zwróciwszy na siebie uwagę Iskry, Czkawka zaprzestał dalszych prób, udając, że obraził się na smoka. Gdy stał tak pewien czas, Nocna Furia w końcu trąciła go ogonem, a gdy to nie pomogło, zaczaiła się na niego od tyłu i skoczyła na niego, powalając go na ziemię.
   Czkawka syknął, przywalony do ziemi ciałem smoka, gdy Astrid i Iskra śmiały się z niego i z triumfalnej miny Szczerbatka.
- Bardzo zabawne - mruknął Czkawka, któremu w końcu udało się wygramolić spod ciała smoka.
   Mieli nieco ponad godzinę na przygotowanie się, przez ten czas Wandale rozmawiali z Warringami, Czkawka wciąż zastanawiał się, jak idzie Mel i Sączysmarkowi i czy jego pomysł w ogóle wypali. Cieszył się jednak, że Orgah zareagowała z radością na wieść, że wódz Berk także weźmie udział w Wyścigach. Najwyraźniej Sączysmark miał rację.
   Gdy oboje skończyli, przeszli do drugich drzwi Smoczych Stajni, które prowadziły do otwartego wyjścia aż na Arenę. Dach pomieszczenia przytrzymywały drewniane, rzeźbione kolumny, jednak nie tak piękne jak dzieła rąk Warringów. Wikingowie najwyraźniej sporo czasu spędzili przy robótkach w drewnie, pomyślał Czkawka, dotykając ręcznie robionych kolumn, które jeszcze zdołał dla nich zrobić Pyskacz. Brakowało mu starego Wikinga.
   Astrid podeszła do niego i objęła go od tyłu, kładąc głowę na jego ramieniu.
- Czyli jednak Sączysmark i ja mieliśmy rację - powiedziała, ale Czkawka zignorował to. Nie lubił nie mieć racji, to była jedna z jego wad.
- Możliwe - odparł, ciesząc się, że pod słomianym dachem nikt nie może go widzieć z Astrid. Wolałby mieć jeszcze przed Wyścigami odrobinę prywatności ze swoją żoną.
   Obrócił się do niej i objął ją troskliwie.
- Nie myśl na żadne fory - Astrid uśmiechnęła się do niego słodko, choć w jej słowach słychać było czystą złośliwość. - Trenowałyśmy z Iskrą dość długo, byście nie mieli z nami szans.
- Taka jesteś? - zapytał Czkawka, śmiejąc się. - Możesz sobie schować wasze fory i tak nie macie z nami szans.
   Astrid zaśmiała się z tego przekomarzania i pocałowała jeźdźca w usta w ramach rewanżu. Musiał przyznać, że po takim pocałunku nie miał nic do dodania. Astrid, to jednak Astrid pomyślał, z westchnieniem, oddając się jej ustom bez reszty.
- W takim razie połamania nóg - mruknęła i odeszła do Iskry, bujając szczupłymi biodrami przy każdym kroku. Czkawka westchnął, spoglądając na bok, na Szczerbatka.
- Trzeba się wziąć w garść, Mordko - wyszeptał, żeby Astrid go nie usłyszała, nawet będąc kilka metrów od niego. - Najwyraźniej nie zamierzają dać za wygraną.







   Tak dla porównania te oba zrzuty, kolejność może nie ta sama ale widać od razu jak bardzo się zmienili :33 już next na bank będzie o Wyścigach, to wam mogę zapewnić :D sory że tak mozolnie mi to idzie, ale wole to rozciągnąć niż tak w skrócie opisywać, beznadziejnie by to wyszło :pp 

To tyle, życzę Wam wytrwałości no i powodzenia na drogach, Wasza Just już niedługo będzie zdawać na prawko :D

sobota, 28 listopada 2015

Włócznia Fevel

   Wreszcie nadszedł upragniony dzień. Wikingowie odczuwali zmęczenie, ale i podniecenie na myśl o nadchodzącym wydarzeniu, w Berk odczuwało się pełne ciekawości napięcie. W końcu mogli nacieszyć się upragnionymi chwilami tętniącymi ekscytacją i szczerą radością, jaką podbudowywać mogły tylko smoki. Czkawka jednak wiedział, że jego plan może być trudniejszy niż przypuszczał, ze względu na brak sympatii Warringów co do smoków. Jeśli by im się nie udało, wioska mogłaby tego gorzko pożałować, a na dodatek stworzyć sobie kolejnych wrogów.
   Czkawka bał się nadchodzącego wydarzenia z tego właśnie powodu - na nim ciążył obowiązek wodza i wiedział, że jeśli coś nie pójdzie po jego myśli, mogliby ucierpieć niewinni, a tego by nie zniósł. Nadziei dodawał mu fakt, że Astrid i Orgah łączyła przyjaźń jednak wiedział też, jak zmienne charaktery mają kobiety i jak łatwo można zepsuć przyjaźń między nimi - choćby przyjaźń między Astrid a Heatherą. Na samą myśl o siostrze Theoda czuł niepokój i niewytłumaczone wyrzuty sumienia, jakby przez zachowanie dziewczyny i jej uczucia wobec niego nie czuł się do końca w porządku wobec swojej żony.
   Od wschodu słońca wciąż błąkał się bezczynnie po swoim domu, chodząc w tę i we w tę, czekając na informację z portu o przybyciu przyjaciół z Wysp Świec. Szczerbatek zerkał na niego niecierpliwie, rozzłoszczony jego porannym spacerem po domu. Sam pewnie odczuwał podekscytowanie nadarzającą się okazją do wspólnego lotu ze swoim jeźdźcem. Podczas ostatnich kilku dni zdołali poćwiczyć nieco własne wcześniej wymyślone triki, których mogliby użyć podczas rywalizacji. Czkawka jednak wciąż obawiał się, czy dobrze zdecydował, decydując się na wzięcie udziału w Wyścigach Smoków, ale starał się odpychać od siebie te myśli. Nie mógł też zawieźć swoich przyjaciół, którym już to obiecał a w szczególności Szczerbatka.
   Gdy Nocna Furia spoglądała na niego z rosnącą wściekłością, jeździec i smok usłyszeli stąpanie po schodach i ujrzeli Astrid, zapinającą swoje skórzane rękawice na nadgarstkach. Była ubrana w wybrany przez siebie strój, doskonały do latania - lekki i ciepły, jako że obawiała się mrozów na zewnątrz.
- Widzę, że nieźle się przygotowałaś na Wyścigi - powiedział Czkawka, nie mogąc wysilić się na nic więcej. Skoro nawet widok jego pięknej żony nie mógł go uspokoić, to już chyba nic nie będzie w stanie.
   Astrid uśmiechnęła się sennie i podeszła do męża, stąpając po schodach z lekkością kotki.
- Jeśli ma to być komplement to dziękuję - mruknęła, a kąciki jej ust uniosły się do góry w nieco złośliwym uśmiechu.
   Czkawka nie odpowiedział, siadając przy palenisku. Odchodził od zmysłów. Miał ochotę uciec z Berk i nigdy nie wracać. Wizja wojny, a smocze wyścigi... ha, cała ta sprawa wydawała się wręcz śmieszna, jakby rozrywka mogła zapewnić im zwycięstwo w nadchodzącej małymi krokami wojnie z Hoodami.
   Astrid zauważyła jego podły nastrój i bez wahania przystąpiła do naprawy.
- Czkawka, wszystko będzie dobrze. Uda się - powiedziała, bezbłędnie odgadując jego myśli. Czasem zastanawiam się, jak ona to robi, pomyślał poirytowany chłopak, wstając i przechodząc znów do drzwi i z powrotem jak robił to wcześniej.
- A co jeśli nie? - odparł niezbyt miłym tonem, który zdziwił jego wybrankę. - Co jeśli Warringowie nie zaakceptują smoków? Jeżeli nie zechcą z nami rozejmu? Jeśli poprą Gevorga i resztę Hoodów?
   Astrid zmarszczyła brwi i stanęła przed mężem. Właśnie taką chciał ją w tej chwili ujrzeć - silną i zdeterminowaną, bo sam tego potrzebował. Czuł się wciąż jak chłopak znienawidzony przez resztę Wikingów, którego nikt nigdy nie słuchał i nie podzielał jego opinii. Teraz wie, jak to jest, gdy wszyscy ci przytakują - chyba wolał, gdy ojciec go nie słuchał, pomyślał ze złością. Wtedy przynajmniej miał pewność swoich racji, teraz ona jakby wygasła.
- Ja wierzę w ten plan. Berk odżyło podczas ostatnich dni, czy tego nie widzisz? - spytała, próbując go przekonać. - Jeśli Warringowie nie zauważą tej energii, to nie wiem, co jest z nimi nie tak. Orgah powinna nas wysłuchać, tyle jest mi winna - powiedziała pewnie, opierając dłonie o swoje zgrabne biodra.
   Czkawka uśmiechnął się lekko i dotknął dłonią jej ciepłego, naznaczonego rumieńcem policzka.
- Może mogliśmy zrobić co innego, by zachęcić do siebie Warringów... - wyszeptał, a Astrid od razu położyła dłoń na jego ustach.
- Nie myśl tak - mówiła coraz zacieklej. Wydawało mu się, jakby role choć raz w życiu się obróciły. - Byłam na wyspach Archipelagu i widziałam miny wodzów, gdy o tobie wspominaliśmy. Oni cię szanują... Lepiej niż szanują, Czkawka. Nawet nie wiesz, jaki masz autorytet wśród innych klanów. Nic dziwnego, że Gevorg boi się nas zaatakować. Najwyraźniej ma więcej oleju w głowie, niż na to wyglądało.
   Czkawka roześmiał się, nieco rozluźniony jej słowami. Widział w jej oczach, że mówiła prawdę. Dziwnie się czuł, gdy go tak chwaliła, jakby wciąż sądził, że inni widzą w nim tego samego, chuderlawego chłopca, który przed kilkunastoma laty pływał z ojcem po morzach, by zawrzeć handlowe sojusze. Wiedział, że być może dowiedzieli się już o Szczerbatku, o Czerwonej Śmierci, o Drago... Jednak nie sądził, że te czyny wpłynęły tak bardzo na jego reputację.
   Wódz objął swoją żonę czułym ramieniem i zatopił się z zapachu jej złotych włosów. Dzięki niej czuł się lepiej, dodawała mu pewności, której tak teraz potrzebował. Nie wiedział, czy gdyby nie Astrid, dałby sobie radę z Gevorgiem i jego ludźmi.
   Nagle drzwi otworzyły się, a para oderwała się od siebie wolno, patrząc nieco zawiedzionym wzrokiem na drzwi, w których stał Gruby. Wiking dyszał ciężko, jego otyły brzuch, spięty pasem unosił się i opadał, gdy mężczyzna łapał powietrze w płuca.
- Wybacz... Czkawka - powiedział, wciąż łapiąc dech. Jego brązowa broda była cała ze śniegu, tak jak metalowy hełm. - Warringowie... nadpływają.
- Nareszcie - odetchnęła Astrid, gdy Czkawka obrócił się i machnął w stronę swojego smoka, który w ciągu sekundy stał już obok niego.
- Dziękuję, Gruby - powiedział, a Wiking skłonił lekko głowę i odszedł, sunąc po białym puchu, który tej nocy znów napadał. - Gotowa? - spytał Astrid, która natychmiast kiwnęła głową. 
- Jak zawsze - odparła, siadając za nim w siodle.
   Nie minęło kilka minut, a para już leciała na grzbiecie Nocnej Furii w stronę odbudowanego kamienno-drewnianego portu Wandali, umieszczonego pod samą wioską. Zanim jednak udało im się zapikować w dół nad drewnianymi ścieżkami z klifów, to spojrzeli przed siebie, stając na skalnym wybrzeżu, będącym krawędzią wioski. Widok z tego miejsca powalał na kolana. Nad morzem unosiła się gęsta, biała mgła, która zapewne utrudniała Warringom drogę do Berk. Ich dwa, samotne statki z rzeźbionymi burtami płynęły wolno, najwyraźniej nie spiesząc się z opuszczeniem ulubionego morza.
   Każdy Wiking był jak skała i woda - zdolny do walki tak samo dobrze, jak do żeglugi. Według tych standardów Czkawka czuł się jak obcy, walczył już nie raz, ale z morzem łączyło go tyle, ile zdołał zobaczyć z grzbietu swojego smoka. Kiedy Valka o tym usłyszała, zaśmiała się i powiedziała:"Ach, Czkawka, masz w sobie więcej wody, niż ci się zdaje". Dopiero przeczytawszy kilka ksiąg z genealogii Wikingów, pojął, że przez cały czas żył w błędzie. Woda i skała oznaczały dwa różne charaktery, które łączył w sobie Wiking - siłę i bezwzględność oraz spokój i cierpliwość.
   Złote żagle Warringów migotały jak iskry w białej mgle. Czkawka i Astrid dotarli już do portu, a Szczerbatek rozprostowywał skrzydła, po czym zwinął je, by się nieco ocieplić. Zima tego roku nie dawała za wygraną - ledwie się zaczęła, a całe Berk przykryte było półmetrową warstwą śniegu. Wikingom jednak nie straszny był mróz i śniegi - byli ludźmi twardymi i zahartowanymi w boju, nie dla nich ciepłe zimy i gorące lata. To tutaj, na północy czuli się dobrze.
- Nadpływają! - wykrzyknął jeden z Wikingów, pracujących w porcie. Od czasu pożaru Czkawka dał robotę większej ilości swoich ludzi, znajdując dla nich miejsca przy porcie, którymi koniecznie trzeba było się zająć. Praca ta nie należała do ciężkich, a szum wody uspokajał Wikingów, jak żadna rzecz na świecie. No cóż, może poza lotem na smokach.
- Jak smoki? - zapytał Czkawka stojącą na pomoście Flegmę. Miała na sobie ciężką zbroję, którą zawsze zakładała, gdy Berk obchodziło święto, albo na wyspę zjeżdżali się goście. Astrid rzeczywiście nieco różniła się od innych kobiet Wikingów, nie strojąc się jedynie zbroją, jaką posiadała na dnie szafy, pomimo że wciąż była wojowniczką.
- Schowane w Smoczej Jamie - odparła kobieta, idąc w kierunku wodza. - Tak, jak prosiłeś.
- Świetnie - ucieszył się wódz. Nie chciał odstraszyć Warringów, gdy tylko zawiną do portu. Choć smoki były miłym akcentem Berk, to musiał uważać i stopniowo przekonywać do nich swoich gości. Nie dla każdego widok smoczych skrzydeł, unoszących się dumnie nad wyspą zdawał się piękny.
   Mijały kolejne minuty, a statki bardzo szybko zbliżyły się do portu, wbrew temu, jak leniwie wyglądały. Ich budowa musiała być wyczynem mistrza - drewniane, gładkie burty o liściastych akcentach, pozłacane maszty i grube, wytrzymałe żagle - oto, czym mogli szczycić się Warringowie.
   Wandale pomogli zacumować oba statki, przy których uwinęli się niezwykle szybko, jak na osoby pracujące w porcie od niedawna. Wcześniej, jeden z główniejszych obiektów wyspy był zajmowany przez dwójkę rosłych Wikingów, którym całe szczęście udało się wyjść cało z pożaru.
   Z jednego ze statków wysunięto grubą deskę z przybitymi do niej stopniami, po której zeszła dumnym krokiem Orgah, a za nią jej ludzie. Dopiero, gdy ich przywódczyni dotknęła stopami pomostu, z drugiego statku zaczęli wychodzić Warringowie, kiwając głowami w kierunku Wandali i ruszający w stronę Orgah.
   Czarne warkocze kobiety były splecione w dziwny sposób - trzeba było umiejętności, by spleść coś takiego. Złoty hełm jak zawsze spoczywał na jej głowie, osłaniając wysokie czoło. Oprócz tego, przywódczyni miała złotą spódnicę, z pięknie wykonanej kolczatki, która migotała w blasku rannego słońca.
- Och, witajcie! - wykrzyknęła, podbiegając do wodza i jego żony. - Przepraszam, bylibyśmy wcześniej gdyby ta mgła nass nie zmyliła.
   Astrid uśmiechnęła się, gdy silna wojowniczka wzięła ją zamaszyście w ramiona, obejmując w przyjacielskim geście. Czkawka obserwował to z zainteresowaniem, podziwiając zachowania nieznanej wyspy.
- Mnie też dobrze jest ciebie widzieć, Orgah - odparła blondynka, nie przestając się uśmiechać na widok przyjaciółki i Czkawka zauważył, że jej radość jest szczera. Najwyraźniej rzeczywiście spodobał jej się pobyt na Wyspie Świec.
 - Wybacz moje zachowanie, Czkawko Haddocku - odparła Orgah, gdy w końcu puściła żonę wodza i stanęła przed nim. - To zaszczyt ciebie poznać.
- Mnie również - powiedział wódz, uśmiechając się ciepło. - Mam nadzieję, że spodoba ci się pobyt u nas, na Berk.
- Mówiłeś o pewnej niesspodziance - przypomniała mu kobieta, opierając swoje silne dłonie o pas, opinający jej spory brzuch. - Czy chodziło o twojego ssmoka? - spytała, patrząc nieufnie na stojącego za wodzem smoka, który bacznie obserwował gości. Czkawka wyciągnął rękę, po czym Nocna Furia podeszła do niego i wtuliła się w jego dłoń, ignorując spojrzenia przerażonych Warringów. - Pomiot burzy... - szepnęła z podziwem i lękiem Orgah, a jej oczy przypominały czarne spodki, gdy patrzyła na smoka.
- Orgah, poznaj Szczerbatka - powiedział Czkawka, gdy smok się z nim zrównał, stając obok w dumnej pozie.
   Przywódczyni zerknęła niepewnie na Astrid, po czym popatrzyła ze szczerym zdumieniem na Nocną Furię, która przewyższała ją znacznie, stając na tylnych łapach, niczym człowiek. Czkawce przeszło przez myśl, że Orgah jest niezwykle odważna - choć najwyraźniej nie ufała smokowi, to patrzyła na niego z dumną miną, podziwiając jego wielkość i siłę.
- Tak więc miło cię poz... - zaczęła, ale zanim skończyła, jeden z jej ludzi wychylił się przed szereg zgromadzony na pomoście, strzelając z łuku w kierunku smoka.
   Wódz nie spodziewał się takiego ataku, ale zanim grot zdołał uderzyć o ciało smoka, wyskoczył przed Szczerbatkiem, otwierając swoją tarczę, którą kiedyś zrobił dla niego Pyskacz z gronkielowego żelaza. Strzała odbiła się z hukiem od tarczy i upadła na drewniany podest, a Wiking, który próbował zabić Nocną Furię, przywarł do podłoża, kuląc się przed gniewem Szczerbatka.
   Dopiero, gdy Czkawka zerknął na Orgah zauważył, że to nie smoka bał się Wiking, ale swojej przywódczyni, która wyglądała, jakby próbował strzelić w nią samą. Jej policzki zaczerwieniły się nie z mrozu, ale z wściekłości, z którą wpatrywała się w niedoszłego zamachowca.
- Waldorf! - wykrzyknęła z jadem w głosie, a Wiking stojący niedaleko skulonego mężczyzny zasalutował jej. Miał bujną, czarną brodę, splecioną w dwa warkocze, ale w przeciwieństwie do swojej pani był wysoki i szczupły. - Przyprowadź go!
   Waldorf posłuchał rozkazu bez najmniejszego oporu, po czym chwycił skazańca za kark i przywiódł siła przed oblicze Orgah, skinąwszy głową przed Czkawką i Astrid, która wyglądała, jakby zaraz miała zemdleć. Chwyciła Czkawkę za ramię i wyszeptała mu do ucha rozpaczliwie:
- Nie pozwól im.
   Orgah tymczasem nie zwracała najmniejszej uwagi na Waldorfa, który rzucił pod jej nogi Wikinga, niczym worek ziemniaków. Kobieta spojrzała z tą samą złością na resztę swoich ludzi, po czym spojrzała na Czkawkę, nieco łagodniejąc.
- Proszę o wybaczenie, Czkawka - powiedziała twardo. - Powiedz, co mam zrobić ze zdrajcą z mojego klanu, który zniessławił moje imię. Oddaję go w twoje ręce.
   Czkawka był w szoku, widząc, jak Wiking kuli się, nie próbując się nawet bronić przed karą, jaka mogła go dosiąść za podobny czyn. Spojrzał wolno na pozostałych Warringów, nie spuszczających go z ciekawskich oczu, aż w końcu zdecydował.
- To nie twoja wina - odparł, czując na ramieniu dłonie Astrid, które starały mu się przypomnieć o prośbie jeźdźczyni. - i nie ja powinienem wymierzyć mu za to karę. - po czym zerknął przez ramię na zdziwionego Szczerbatka, który natychmiast pozbył się swojej wściekłej miny. Orgah otworzyła szeroko oczy, wymieniając spojrzenia z Czkawką. Pewnie nie spodziewała się takiego obrotu sprawy, jak i reszta jej ludzi.
   W porcie zapadła śmiertelna cisza. Nikt nie zdołał się odezwać, obawiając się, że dotknie ich ten sam los, co człowieka, który strzelał do Nocnej Furii. Szczerbatek wysunął się przed wodza Berk i spojrzał swoimi zielonymi oczami na skazańca, trzymającego się za swoją opatuloną w skórzaną czapkę głowę.
   Czkawka przez moment czuł się dziwnie odrętwiały, ale czuł, że postąpił słusznie. Całym sercem ufał Szczerbatkowi, który doskonale rozumiał problemy Wandali. Wiedział, że ma przekonać do siebie obcych Wikingów i tego trzymał się wódz, postępując w ten sposób.
   Szczerbatek otworzył jednak swoją paszczę i spiął potężne płuca, stając nad Wikingiem. Zanim Czkawka zdołał cokolwiek zrobić, Szczerbatek ryknął mocnym, smoczym głosem na biednego Wikinga, który przywarł jeszcze ciaśniej do ziemi. Zimny oddech smoka rozproszył się w chłodnym powietrzu niczym potężna chmura, ale oprócz niej, nie było widać niczego, żadnej plazmy, której obawiali się Warringowie. Ogłuszający ryk smoka przeciął ciszę, niczym rozerwany materiał, a Orgah odsunęła się szybko od wściekłego smoka. Czkawka i Astrid nawet nie ruszyli się ze swoich miejsc. Warringowie wyglądali na przerażonych, a gdy smok skończył, patrzyli na niego z szokiem. 
   Szczerbatek jednak usiadł na pomoście zadowolony z siebie, patrząc na drżącego z lęku Wikinga. Zanim ktokolwiek zdążył coś powiedzieć, albo o coś spytać, smok roześmiał się z własnego żartu, śmiejąc się po smoczemu. Goście jednak nie słyszeli nigdy śmiechu smoka, przez co nie wiedzieli, jak mają go odebrać. Czkawka spojrzał na Nocną Furię z uśmiechem i sam zaczął się śmiać, by rozładować sytuację. Wandale jeden po drugim dołączali do jeźdźca i smoka, obdarzając Warringów uśmiechami.
   Czkawka podszedł do leżącego przed nimi Wikinga i pomógł mu wstać, łapiąc go za ramię. Mężczyzna rozejrzał się zszokowany, a miał był może dwadzieścia lat i przerażone, szarozielone oczy.
- Jak masz na imię? - zapytał go wódz Wandali.
- Randall - odpowiedział tamten tak cicho, że Czkawka ledwie usłyszał odpowiedź.
- A więc Randallu, możesz wrócić do swoich towarzyszy - powiedział ze śmiechem. - Mój smok darował ci życie.
   Astrid odetchnęła z ulgą, a tym razem Orgah wybuchła śmiechem, trzymając się za swój brzuch. Niektórzy Warringowie uśmiechnęli się, inni rozmawiali między sobą, jeszcze inni stali wciąż zdumieni, wpatrując się zarówno w wodza, jak i Nocną Furię, która wypięła dumnie swoją czarną pierś.
- Doprawdy, twój przyjaciel ma wielkie sserce - odpowiedziała Orgah, gdy w końcu udało jej się uspokoić. - Nigdy nie widziałam czegoś podobnego.
- Żeby widzieć podobne rzeczy, musiałabyś urodzić się na Berk - odparła Astrid z delikatnym uśmiechem.
 - Chodźmy do Wielkiej Sali, twoi ludzie na pewno zmarzli podczas tak długiej podróży. - zdecydował wesoło Czkawka.
   Po godzinie wszyscy Warringowie się rozluźnili, rozmawiając z Wandalami i pijąc z nimi wyborny miód, który ze sobą przywieźli, oraz napitki serwowane w Berk. Podczas takiej surowej zimy nie było nic lepszego, niż szczypta gorąca w gardłach zmarzniętych Wikingów. Przy jednym stole siedział Czkawka wraz z Astrid i pozostałymi jeźdźcami oraz Orgah wraz z pięciorgiem rosłych Wikingów, którzy śmiali się i rozmawiali żywo z Sączysmarkiem i bliźniakami na temat podróży, jakie przebyli.
   Przy końcu stołu siedział również Szczerbatek, który z zainteresowaniem pożerał kolejne ryby, które Wikingowie stawiali przed nim. Zrozumieli, że smok odegrał ważną rolę w ich sojuszu postępując w taki sposób i był to rodzaj ich podziękowania. Sam Czkawka rzucał mu co rusz lepsze kąski, które smok chwytał w locie, zabawiając tym Orgah, która klaskała za każdym razem, gdy smokowi udało się złapać panierowaną rybę.
- Nie wiedziałam, że ssmoki mogą być tak przyjemne. Zawsze miałam o nich inne zdanie - oznajmiła Orgah, po czym wzięła spory łyk ze swojego kufla.
- Tutaj na Berk są traktowane jak jedne z nas - odparł Czkawka, głaszcząc swojego przyjaciela.
- Powiedz mi w końcu, czy to Szczerbatek miał być tą niesspodzianką, o której wsspominałeś? - spytała przywódczyni, gdy obok niej Waldorf i Haczykij ryknęli śmiechem, śmiejąc się z żartu Sączysmarka. 
- Niestety, Orgah - zaśmiała się Astrid. - To nie jest jedyna niespodzianka tego dnia.
   Czarna, gruba brew przywódczyni zmarszczyła się z zaciekawieniem, gdy drzwi Wielkiej Sali otworzyły się, a z wnętrza pokoi przybocznych wyszła Mel, ubrana w zieloną tunikę, podkreślającą jej kolor oczu. Dziewczynka miała rozpuszczone włosy, spływające po jej małych ramionach niczym brązowa fala. Warringowie spojrzeli na nią z zaciekawieniem, jako że teraz była jedynym dzieckiem, przebywającym w jednej sali. W dodatku kierowała się w stronę głównego stołu, przy którym zasiadali wodzowie dwóch klanów.
   Mel stanęła grzecznie przed stołem i ukłoniła się elegancko przed Orgah, bojąc się spojrzeć wojowniczce w twarz. Czkawka spojrzał na przywódczynię czujnie, obawiając się jej reakcji. Bądź co bądź, Astrid nie powiedziała jej o ich przyszywanej córce.
- Witam cię, pani - powiedziała, zerkając na Astrid z lękiem. - Nazywam się Mel.
- Witaj, Mel - odpowiedziała Orgah, poważniejąc nagle i spoglądając czujnie na Astrid i Czkawkę. - Co cię do mnie ssprowadza?
   Dziewczynka spojrzała ze strachem na Czkawkę, jakby prosząc go, by odpowiedział za nią, przy czym usiadła na jedynym wolnym miejscu przy stole obok Astrid, które stało tam specjalnie, czekając na pojawienie się dodatkowego gościa.
- Orgah - zwrócił się do niej Czkawka, odwracając uwagę kobiety od dziewczynki. - Mel jest naszą przyszywaną córką - powiedział wprost. - Jej rodzice zginęli, a ja i Astrid postanowiliśmy się nią zaopiekować.
   Wojowniczka wydawała się zdziwiona i zaniepokojona tym wyznaniem, jakby nie do końca w nie uwierzyła. Spojrzała na Astrid z wyrzutem, ale jeźdźczyni nie wyglądała, jakby wstydziła się, że zataiła tak ważną informację przed swoją przyjaciółką.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś, Khanaa? - spytała nieprzyjemnie. Mel schyliła głowę, jakby wstydziła się tej sytuacji. Szczerbatek natychmiast podszedł do niej i położył jej głowę na kolanach, a dziewczynka pogłaskała go lekko. Towarzysze Orgah także patrzyli na dziewczynkę, szepcząc coś do siebie.
- Droga Orgah, widziałyśmy się po raz pierwszy - odparła twardo Astrid, patrząc wprost w oczy przywódczyni. Czkawka widział po żonie determinację, która pojawiała się w niej zawsze, gdy przychodziło jej bronić córki. - Czy ty wyjawiłabyś coś takiego nowopoznanej osobie, nie obawiając się o życie twojej własnej córki?
   Czkawka nie wiedział, jak Astrid to zrobiła, ale najwyraźniej uderzyła w czuły punkt Orgah, bo kobieta skrzywiła się, patrząc z zaciekawieniem na dziewczynkę. Mineła długa chwila, zanim sie odezwała, jakby musiała przemyśleć słowa swojej Khaany.
- Sspójrz na mnie, dziecko - powiedziała nagle łagodnie, zwracając się bezpośrednio do Mel.
   Dziewczynka po raz pierwszy popatrzyła na przywódczynię swoimi szmaragdowymi oczyma, tym razem zachowując tyle odwagi, że Czkawka czuł dumę. Wiedział, jak w trudnej sytuacji się znalazła i nie zazdrościł jej wcale uczuć, które teraz musiała czuć. Najchętniej pomógłby się jej z nimi zmierzyć, ale wiedział, że tę drogę Mel musi pokonać samotnie.
   Orgah spojrzała na dziecko, jakby coś przykuło jej uwagę.
- Jaka ssiła sspojrzenia... - nagle zerknęła na Czkawkę, a on od razu odgadł, co znaczy to spojrzenie. - Na pewno nie jesst twoją córką? Jesst taka podobna...
   Czkawka pokręcił głową, po czym dodał:
- Nie jest nią, choć żałuję. Każdy chciałby mieć taką córkę.
   Mel rozpromieniła się nagle, patrząc z nadzieją na Czkawkę. Astrid pogłaskała ją po głowie, przeczesując jej ciemne włosy palcami. Orgah uśmiechnęła się do dziewczynki z miną, jakiej wódz by się po niej nie spodziewał. Może wyglądała na silną i bezwzględną wojowniczkę, ale najwyraźniej robiła się miękka, jeśli chodziło o dzieci, pomyślał.
- W takim razie nasza umowa, dalej zobowiązuje, co Asstrid? - zarechotała nagle, a jej towarzysze spojrzeli z ciekawością na wodza i jego partnerkę. Czkawka i Astrid spojrzeli na siebie i obaj się roześmiali a wraz z nimi i jeźdźcy, którzy byli przy tym, jak Astrid obiecała Orgah, że wybierze imię dla jej córki.
- Myślę, że nic nie szkodzi na przeszkodzie - odpowiedziała w końcu jeźdźczyni, spoglądając z zagadkową miną na swojego męża.
   Orgah patrzyła z zaciekawieniem na Mel, która najwyraźniej ośmielona, rozglądała się dokoła, obserwując nowoprzybyłych gości.
- Co o nass myślisz, Mel? - zapytała kobieta, widząc zainteresowanie dziewczynki. - Patrzysz na nass, jakbyśmy ssię wyróżniali wśród ossób, które znasz.
   Dziewczynka zarumieniał się lekko, po czym powiedziała cicho:
- Wyglądacie inaczej, macie więcej zbroi na sobie. Poza tym dziwnie mówicie, pani.
   Orgah zaśmiała się, a wraz z nią jej towarzysze. Nie wyglądała jednak na zawiedzioną, najwyraźniej bardzo ceniła sobie szczerość, a tym bardziej niewinną szczerość dziecka.
- Och, Waldorfie, podaj mi moją Fevel. Masz dobre oko, Mel. I podziwiam cię za szczerość.
   Waldorf wstał szybko i podszedł do nawy Wielkiej Sali, gdzie Orgah zostawiła część swoich przybocznych bagaży, wyładowanych przez jej ludzi z dwóch statków. Wiking wrócił po chwili, niosąc w rękach drewniane pudło, które przy postawieniu zajmowało połowę wysokości rosłego Waldorfa, ale było za to wąskie. Czkawka zmarszczył brwi, zastanawiając się, co tez może być w drewnianym pudle.
   Wiking postawił pudło na stole, po czym wrócił na miejsce, tymczasem Orgah wstała ze swojego miejsca i otworzyła pudło, spoglądając na Mel.
- Chodź tu, do mnie - poprosiła, a Mel ruszyła za nią zaciekawiona. Gdy jej oczy napotkały to, co skrywało pudło za swoim wiekiem, dziewczynka zdziwiła się, ale wyraźnie podziwiała coś, co Orgah nazywała Fevel. Czkawka zmarszczył brwi, gdy Orgah patrzyła na dziewczynkę ucieszona z jej reakcji.
- Co to takiego? - zapytał, ale nie doczekał się odpowiedzi.
- Wybacz, że wyciągam broń na sstół i w dodatku w towarzysstwie twoich ludzi - powiedziała głośno Orgah, jakby usprawiedliwiając się, po czym wyciągnęła z pudła dwa mocne kije o heblowanych i rzeźbionych powierzchniach, przypominających nieco burty statków Warringów. Na końcu obu kijów sterczały srebrne ostrza o wielkości dłoni Czkawki, które były rzeźbione pod skos, w tajemniczy sposób. Orgah złożyła oba kije do siebie ciemnymi, drewnianymi końcami, formując ostrą włócznię, zaostrzoną po dwóch końcach, po czym podała ją zszokowaną Mel, która ugięła się pod jej ciężarem.
- To dla ciebie - powiedziała, gdy dziewczynka wyprostowała się, nie chcąc pewnie okazać słabości przed gośćmi. Cała Wielka Sala patrzyła na nią z niemym zainteresowaniem.
- To przecież dziecko - nie zgodziła się z nią Astrid, marszcząc jasne brwi, ale to Mel jej odpowiedziała.
- Nic nie szkodzi, mamo - powiedziała, dopiero po chwili zauważając, jak zwróciła się do Astrid, co zdziwiło nawet Orgah. Mel jednak zarumieniła się lekko i uśmiechnęła do Astrid, którą najwyraźniej zdołała udobruchać jednym słowem. - Znaczy... - zwróciła się tym razem do Orgah, kłaniając się przed nią z wdziękiem, wciąż trzymając włócznię Warringów. - Dziękuję ci, pani. Jest piękna.
   Orgah wciąż przyglądała się dziewczynce z zachwytem, widząc jak mała ogląda swój prezent. Spojrzała w końcu na oniemiałych Astrid i Czkawkę, po czym zaśmiała się krótko.
- Miałam rację co do niej. Widać to po sspojrzeniu, Czkawka. Mała będzie w przyszłości wojowniczką, jak Khaana. To jej wróżą gwiazdy.
   Czkawka spojrzał ze zdziwieniem na Mel, która uśmiechnęła się na widok jego miny, po czym oddała włócznię Orgah. Przywódczyni złożyła włócznię w ten sam sposób, w który ją złożyła, po czym schowała ją do pudła i zamknęła.
- Pilnuj jej, maleńka. - wyszeptała, nachylając się do Mel. - Fevel to osstra besstia. Nie raz mnie drassnęła, gdy chciałam ją naosstrzyć, ale w bitwie jesst tak ssamo przydatna jak ssmok - powiedziała, po czym mrugnęła w kierunku Szczerbatka, który ucieszył się tymi słowami. Najwyraźniej Orgah już go w pełni zaakceptowała.
- To dobrze się składa, pani. - powiedziała Mel z uśmiechem. - Bo niedługo i ja będę miała smoka.
 - Naprawdę? - zapytała ją Orgah z zaciekawieniem, wracając na miejsce, a Mel zrobiła to samo, siadając obok Astrid.
- Tak, Mel jest uczennicą Akademii Smoków - powiedział Czkawka. - Prowadzą ją bliźniaki, Astrid, Sączysmark, Śledzik i moja mama.
- Nie zapominaj, czyj to był pomysł - dodała Astrid, a Orgah wydawała się coraz bardziej zaciekawiona.
- Czyli, że dziewczynka będzie miała włassnego ssmoka? - zapytała. - Zachwycające...
- I to nie byle jakiego - pochwaliła się Mel. - Wandersmoka.
   Wikingowie ucichli, patrząc na nią ze zgrozą i przerażeniem. Wytresowanie Wandersmoka graniczyło z cudem, już o wiele łatwiej było wytresować Nocną Furię, czyli pomiot burzy, w końcu udało to się aż dwóm jeźdźcom, zaś Wandersmoka nie wytresował jeszcze nikt.
   Czkawka widząc minę Orgah roześmiał się szczerze.
- Mówiłaś coś o gwiazdach? - zapytał, a reszta Wikingów zawtórowała mu, nawet Orgah uśmiechnęła się lekko.
- W takim razie Fevel przypadła właściwej ossobie - powiedziała.
   Wikingowie rozmawiali jeszcze godzinę, a ranek powoli stawał się południem. Czkawka nie mógł tracić więcej czasu, zdając sobie sprawę, że zimą słońce szybciej chowa się za horyzontem wód. Zaprosił więc Orgah i jej ludzi na zewnątrz, nie mówiąc jej zbyt wiele. Przywódczyni jednak chyba wyczuła, że wódz coś dla niej przygotował, dlatego wyjątkowo nie spytała o szczegóły, ruszając za nim po kamiennych schodach. Gdy przystanął i obejrzał się za siebie, z Sali wyszli już wszyscy, zatrzymując się w równym pochodzie na kamiennych schodach, prowadzącym w dół, do wioski. Czkawka uniósł rękę i machnął nią, a z małej wieży, umieszczonej zaraz po prawej strony od Wielkiej Sali, wykopanej pośrodku wysokiej góry, ukazał się trębacz, który zagrzmiał w róg. Cisza trwała krótko - ze Smoczej Jamy na północ, we wnętrzu wyspy, wyleciały wszystkie smoki, które zamieszkiwały Berk, zalewając zimne niebo odcieniami kolorowych skrzydeł. Wszystkie leciały równo, bez jeźdźców, pokazując swoje wspaniałe grzbiety, a Orgah zaparło dech w piersi, gdy zobaczyła kolorową tęczę stworzoną z ciał cudownych stworzeń.
   Je ludzie wykrzykiwali coś w zachwycie, a Orgah natychmiast odwróciła się i ryknęła na nich.
- Jeśli komukolwiek przyjdzie do łba zranić jakiegokolwiek ssmoka z Berk to nadzieję jego głowę na pikę!
   Astrid i Czkawka uśmiechnęli się do siebie, ale Warringowie nie odebrali tego jako żartu, najwyraźniej wiedzieli, że Orgah jest w stanie to uczynić. Przywódczyni tymczasem wpatrywała się w niebo zakryte setkami smoków, które powoli lądowały w wiosce swobodnie. Szczerbatek ryknął na nie, a one rozpierzchły się, po czym znów wróciły, słuchając głosu Alfy.
- To była ta niesspodzianka? - zapytała Orgah ze wzruszeniem.
- Nie - odpowiedział jej Czkawka. - Przyjechaliście wprost na Wyścigi Smoków. To była ta niespodzianka. - powiedział wprost, ciesząc się ze zdziwienia na twarzy przywódczyni Warringów.


Wasza Just wróciła!! kto się cieszy? *słyszy świerszcze* XD
Oj dobra, ważne że mam garście pomysłów, wybaczcie za to opóźnienie i małą zmianę planów - znaczy Wyścigi Smoków oczywiście są, natomiast nie w jednym, pełnym rozdziale. Nie mogłabym tego tak opisać, a wy czekalibyście pewnie następny tydzień, żebym to ujęła. Wolałam to rozłożyć na przynajmniej dwa rozdziały, sami rozumiecie, tym bardziej że ten wyszedł mi mega dłuugi ;ooo

Ślę Wam soczyste buziaki za to że wciąż ze mną jesteście! <3 jesteście cudowni i jak widzę pod jednym postem ponad trzydzieści komentarzy, gdy nagle "zniknęłam" to aż się wzruszyłam, poważnie. To z dzięki Wam przygoda na Berk trwa nadal, pamiętajcie! ;* kocham Was <3

A tak na rozweselenie dla fanów Gry o Tron albo tych co kumają, kim jest Daenerys :