wtorek, 30 września 2014

U bram nieprzyjaciela

Światło. Wszechogarniające i pełne zwykłości, jak gdyby Czkawka dalej był na Berk. Całe szczęście ktoś otoczył cieniem jego przymknięte powieki. Uchylił je lekko i zobaczył Astrid.
Miała wystraszoną twarz, ale odetchnęła z ulgą, widząc, ze jemu nic nie jest.
- Czkawka... - szepnęła, całując go delikatnie, jakby bała się, że coś mu zrobi.
- Udało nam się? - zapytał słabym głosem, nie chcąc, żeby przerywała.
Szczerbatek podszedł do niego, trącając go opiekuńczo płaską głową.
- Tak, nic mi nie jest – powiedział, drapiąc jego twarde łuski.
- To Szczerbatek cię ocalił – mówiła Astrid. - Reszta z nas była już na plaży, a Szczerbatek zanurzył się i po chwili wrócił z tobą.
- Chodź tu Mordko – powiedział Czkawka z wyolbrzymioną czułością. - Smoczek wrócił, żeby uratować swojego jeźdźca, o jak mi miło – trzymał go za uszy i kręcił raz w jedną, raz w drugą stronę. Mina Nocnej Furii była nie do podrobienia. Wyglądał, jakby chciał złapać jeźdźca za ubranie i wrzucić z powrotem do wody. Wyszarpał mu swoje uszy z cienkich dłoni i uderzył głową w brzuch Czkawki. Wiking zaczerpnął ze świstem powietrze, podczas gdy Szczerbatek chichotał na swój smoczy sposób. - Dobra, tym razem wygrałeś. - wstał, otrzepując się. Czuł, że musi odpocząć, ale zauważył jeszcze płonący okręt i zwątpienie narosło w nim jak płomienie liżące burty statku.. Wiedział, że łowcy na pewno przypłyną za nimi, kiedy ich statek zostanie spalony. Wcale nie byli bezpieczni.
Zobaczył, że Astrid siedzi skulona i rysuje palcem na białym piasku. Usiadł obok niej, czekając aż mu się zwierzy. Byli kimś więcej niż parą. Byli najlepszymi przyjaciółmi.
- Skarbie, tak się bałam – widać, że stres ją obciążał. Czkawka przytulił ją mocno. Doskonale wiedział, że to ona, nie on potrzebował wsparcia.
- Też się bałem – wyznał. - Bałem się o ciebie...
Czkawka zauważył, że słońce było na tyle wysoko, że było mu za gorąco w swoim ubraniu. Cóż, pochodził z chłodniejszych okolic.
- Zrobił ci coś? - spytał czujnie Czkawka, chcąc tak naprawdę dowiedzieć się, czy Astrid zadarła z Malgorem. Wiedział doskonale jaka jest impulsywna i nie boi się rozmawiać, ba, nawet grozić mężczyznom znacznie potężniejszym od niej. Przypomniał mu się jego sen, ta pustka bez najważniejszych osób w jego życiu...
- Nie widziałam go, aż do wtedy – powiedziała, wzruszając ramionami. Nie miała przecież po co kłamać, Czkawka ufał we wszystko, co mówiła. - Czkawka, ty nie masz herbu – zauważyła, patrząc na jego prawe ramię, na którym wcześniej spoczywała podobizna herbu narysowana przez Śledzika.
- Tak, zgubiłem go gdzieś na pokładzie, nie przejmuj się – czuł się dziwnie pusto. Krzyż Berk dodawał mu otuchy i odwagi, wiedział za co walczył. A teraz? Teraz miał przygnębioną twarz Astrid przed sobą, która mimo zakrwawionego policzka wyglądała ślicznie. Chwila! Krew?
- Astrid, co ci jest? - zapytał, dotykając lekko gładkiej skóry.
- Aa, to – najwyraźniej nie zauważyła tego wcześniej, ale Czkawka poczuł, że dziewczyna chce coś przed nim ukryć. - Nic mi nie jest Czkawka, to ty wyglądasz jak tysiąc nieszczęść.
- Och, dzięki, skarbie już mi lepiej – mruknął, a dziewczyna roześmiała się.
Przytulił ją do siebie mocno, gładząc delikatnie zraniony policzek. Najlepiej chciałby się zmienić w kamień i pozostać w takiej pozycji, żeby zawsze trzymać ją w ramionach.
Przypomniał sobie moment, kiedy przebudził się w swoim domu, który pewnie dalej wyglądał tak samo, jak kiedyś. Nie leżał jednak w swoim łóżku, tylko na zaścielonej podłodze koło kominka, ale okryty był trzema warstwami futer. Obok niego leżała blada jak trup dziewczynka, której uratował życie. Przez chwilę bał się, że jednak jednak nie zdążył jej pomóc, ale jej klatka piersiowa poruszała się lekko, pokazując, że oddycha. Odetchnął, ale zauważył nad sobą trzy osoby – swojego ojca i dwójkę Wikingów, prawdopodobnie małżeństwo. Domyślał się, że to rodzice blond dziewczynki.
Stoick zauważył, że Czkawka się przebudził i przysiadł obok niego.
- Czkawka, coś ty znów narobił? - krzyknął na oniemiałego ze zdziwienia chłopaka.
- Co się...
Ruda broda Stoicka zawirowała ze gniewem.
- Synu, nie możesz się bawić jak normalne dzieci, musisz zawsze wpadać kłopoty?
Chłopiec naprawdę nie wiedział, co się dzieje dokoła niego. Para Wikingów patrzyła na niego z gniewem.
- Co ja znów zrobiłem? - wykrzyczał do ojca, chcąc dowiedzieć się zarzutów. Jak to zwykle w Berk bywało, co się nie stało, zawsze wina Czkawki.
Stoick tracił cierpliwość.
- Potrafiłem przymknąć oko na twoje wybryki w kuźni Pyskacza, czy na wygłupy na polu Pleśniaka, ale bieganie po lodzie to lekka przesada nie uważasz?
- Jakie bieganie... Tato, ta dziewczyna się topiła na środku zatoki. Jak miałem jej nie pomóc? - zapytał, ale Stoick zaśmiał się, nie tracąc wściekłej miny.
- Ty ocaliłeś ją? - mówił akcentując każdy wyraz. - A nie na odwrót?
Kobieta o blond warkoczach długości połowy jej ciała, która najprawdopodobniej była matką dziewczyny, sądząc po podobieństwie, zwróciła się w stronę chłopca:
- Astrid nie byłaby na tyle głupia, żeby włazić na tak cienki lód. - powiedziała pewnie. Najwyraźniej nie znała córki na tyle dobrze, ale o tym wiedział tylko Czkawka, jednak w głowie chłopaka zaszumiało. Astrid? Więc tak ma na imię, myślał, patrząc na długie rzęsy poruszone nagłym ruchem. Dziewczynka usiadła szybko, jakby ktoś miał ją zaatakować. Matka ją przytuliła.
- Astrid, skarbie, nic ci nie jest? - pytała oniemiałą dziewczynkę.
- To może niech ona powie, jak to naprawdę wyglądało. - zasugerował Stoick.
Ojciec dziewczynki oparł dłoń o jej ramię.
- Córeczko, to ty wpadłaś do wody, czy próbowałaś uratować tego chłopca? - zapytał, a dziewczyna błyskawicznie zwróciła wzrok na Czkawkę. Czuł się głupio, znosząc jej dociekliwy wzrok, tym bardziej, że jej oczy miały barwę morza, dokładnie takiego, w jakim prawie utonęła.
- Nie wiem – odparła.
Czkawka odetchnął lekko, nie dając po sobie poznać napięcia. Wiedział, że jeżeli Stoick będzie trwał przy swojej wersji wydarzeń, Czkawce znowu się oberwie za niewinność.
- Przypomnij sobie, pamiętasz, kiedy wpadałaś do wody? - dziewczynka zamrugała gwałtownie, wpatrując się w płomienie kominka.
- Chyba tak – odparła cicho.
- Kto wpadł pierwszy do wody, ty czy on? - zapytał Stoick pokazując na Czkawkę. Syn wodza miał już dość tej dociekliwości. Widział zmęczenie na twarzy dziewczynki i oburzało go to, że nie dadzą im spokojnie odpocząć.
- Nie wiem, nie widziałam go.
- Więc to on wpadł pierwszy? - rodzice nie dawali jej spokoju.
Czkawka popatrzył w oczy dziewczynki, modląc się na Odyna, żeby powiedziała prawdę, albo chociaż nie kłamała. Dostrzegł błysk w jej błękitnych oczach, po czym usłyszał odpowiedź.
- Siedział na plaży, potem go nie widziałam, aż do teraz.
- Czyli to ty wpadłaś do wody? - zapytała mama Astrid. Czkawka zobaczył w jej oczach przerażenie, które w jednym momencie go zmroziło. Nie wiedział, co zmusiło go do tego czynu.
- Nie, to nie tak. Ja stałem na tym lodzie i wtedy lód pękł. - Czkawka już wiedział, że pakuje się w spore kłopoty, ale nie mógł wytrzymać przerażenia dziewczynki, musiał jej pomóc. Zresztą kary dostawał praktycznie codziennie, był uodporniony. - Wtedy Astrid wskoczyła do wody i uratowała mnie.
Dziewczyna patrzyła na niego w szczerym szoku. Jak przez mgłę pamiętał wtedy krzyki Wikingów skierowane w jego stronę. Ten jeden wzrok błękitnych oczu uświadomił go, że tak powinien był się zachować od początku. Dalej pamięta te same oczy. Teraz nabrały więcej temperamentu, ale nadal patrzą na niego z wdzięcznością i przeprosinami, już nie przez jedną sytuację, ale przez całe dzieciństwo.
Oderwał się od wspomnień i, nie przestając głaskać policzka Astrid, zwrócił wzrok ku rozbitkom. Teraz, gdy zliczył ich dokładnie widział dziewięć niezwykle wycieńczonych i wystraszonych ludzi. Zastanawiał się, czy gdyby Astrid została na okręcie dłużej, wyglądałaby tak jak oni. Przytulił ją mocniej do siebie.
Wysoki i niezwykle umięśniony mężczyzna z wieloma bliznami na rękach niósł suche drewno na ognisko. Miał stalowo szare, mocne oczy, które pokazywały, ile przeszedł w życiu.
Obok niego siedziała staruszka, zauważył, że posługuje się z mężczyzną językiem podobnym do gestów Gothi. Siedziała na piasku i układała drewno w ładną stertę. Obok niej siedziała dziewczynka o brązowej skórze. Czkawka zapatrzył się na nią dłuższy czas, bo nigdy nie widział czarnoskórego dziecka, w ogóle człowieka. Dziewczynka wyglądała na wystraszoną, zupełnie jak mała Astrid, wtedy przy podtopieniu. Tuliła się do staruszki, jak do babci.
Reszta niewolników... czekaj, wolnych ludzi, tak lepiej, siedziała na plaży rozkoszując się słońcem, którego zapewne dawno nie widzieli.
Zostawił Astrid obok Szczerbatka i podszedł do tych ludzi. Czuł, że chciał ich poznać, chciał wiedzieć, przez co przeszli.
- Jak się czujecie? - zapytał umięśnionego mężczyznę. - Potrzeba wam czegoś?
Napotkał tylko silne dość wrogie spojrzenie, które kazało mu się zamknąć. Poczuł się dość nieswojo, bo nie dość, że uratował im życie i chce im pomóc, to zostaje przez nich odrzucony.
- Nie ma sensu, Czkawka. - nie zauważył obok Naidy. Teraz w mocnym świetle dnia widział wyraźnie bliznę wzdłuż prawego policzka, ale poza tym zielone oczy i kruczoczarne oczy. Tak strasznie przypominała mu Heatherę, tyle że Naida miała cały czas na ustach kpiący uśmiech, najwyraźniej jeszcze nie mogła zdobyć się na prawdziwy. - Są zbyt wystraszeni, nie wiedzą, co mają zrobić. Daj im czas, jeszcze ci podziękują.
Czkawka usiadł obok niej na piasku. Cieszył się, że chociaż z nią może porozmawiać.
- Skąd znasz moje imię? - było to pierwsze pytanie, jakie przyszło mu na myśl. Oczywiście, wiedział, że od Astrid, ale chciał wiedzieć, co o nim jeszcze powiedziała.
- Astrid mi mówiła – wzruszyła ramionami i nagle spojrzała na niego wrogo. - Nigdy jej nie zrań, Czkawka. Bo takiej jak ona nie znajdziesz. - w jej spojrzeniu było tyle pewności, że Czkawce zrobiło się głupio.
Spojrzał w oczy Naidy równie zimno, jak ona w jego.
- Nigdy nie popełniłbym takiego błędu. Kocham Astrid – jego głos zabrzmiał niemal jak warknięcie, ale nie spodziewał się wrogości dziewczyny.
Naida wzruszyła znowu ramionami, trawiąc słowa Czkawki.
- Każdy z was tak mówi. - wyszeptała ledwie słyszalnie.
Czkawka miał już zapytać, o co jej chodzi, ale dziewczyna powiedziała nagle.
- Dziękuję w imieniu wszystkich. Nawet nie wiesz, ile dobrego dla nas zrobiłeś. - jej zielone oczy dalej patrzyły na niego dziko. Zastanawiał się, czy traktuje tak wszystkich, czy tylko mężczyzn. Co oni musieli jej zrobić?
- Jak długo to potrwa... No wiesz, zanim się uspokoją?
Silny mężczyzna zmierzył go wzrokiem, jakby sprawdzał, czy Naida jest przy nim bezpieczna.
- Czkawka, - Naida próbowała mówić szeptem, bo jej towarzysz pewnie mówił w tym samym języku. - Niektórzy z nas cierpieli wiele lat, inni nie znają innego życia. Myślisz, że ich niewola zaczęła się i skończyła na statku?
Jeździec pokiwał w zadumaniu głową. Dobrze zdawał sobie z tego sprawę. Szczerbek wsadził mu głowę pod pachę, próbując zwrócić na siebie jego uwagę. Czkawka spojrzał szybko na Astrid, aby się upewnić, że siedzi z dwiema szczupłymi kobietami.
Podrapał smoka po łuskach i dopiero teraz zauważył przerażone oczy pozostałych.
- Czy twój przyjaciel... – zaczęła delikatnie Naida, starając się nie obrazić Szczerbatka. - nie obraź się, ale czym on jest?
Szczerbek błyskawicznie zwrócił na nią uwagę, ale ku uldze Czkawki tylko obwąchał rozdygotaną z przejęcia dziewczynę.
- Szczerbatek jest smokiem – wzruszył luźno ramionami, kiedy smok usiadł obok niego, dalej spoglądając na Naidę. - Szukamy drugiej Nocnej Furii dla Astrid, ona straciła swoją smoczycę.
Naida pokręciła w zrozumieniu głową, nie pytała już o nic.
- Czkawka, – zaczepiła go znowu. - oni zaatakują znowu. Bez żadnej strategii nie mamy szans, dobrze o tym wiesz.
- Tak, myślałem o tym – powiedział wprost.
- I?
- Mam pomysł. - otworzył szeroko oczy. Naprawdę go miał, co więcej, mógł się udać.

środa, 24 września 2014

Spotkanie z Malgorem Trzecim

Całe szczęście, że okręt nie zacumował dalej. Czkawka nie mógł dłużej wytrzymać w lodowatej wodzie. Co innego Szczerbek, ale smocza skóra się nie liczy. Wiking zauważył coś dziwnego, mianowicie dosyć oryginalna budowę statku wewnątrz. Zamiast normalnego pokładu, dokładnie na środku znajdowało się miejsce, do którego można było zacumować mniejsze łodzie. Widział też, że przejście prowadzi przez całą szerokość, aż do końca okrętu. Cóż, statek był zacumowany dziobem do wyspy, nic dziwnego, że mu to umknęło.
Pomyślał, że więcej wartowników stoi na górnym pokładzie niż na dolnym, przez które najwyżej mogły zaatakować ich chyba tylko ryby. Nie myśląc za wiele wypłynęli na powierzchnię.
Kiedy głowa Szczerbatka wynurzyła się wraz z jeźdźcem, Czkawka pierwsze, co zauważył, to białą z przerażenia twarz wartownika. Jednego. Szybko wyskoczyli ze smokiem z wody i związali oniemiałego ze strachu łowcę, kneblując go bardzo dokładnie.
Czkawka zauważył, że człowiek zemdlał, więc zamknął go w małym magazynie – zapewne na wino, sądząc po mdłym zapachu.
- Szczerbek, dziękuję przyjacielu, ale teraz muszę działać sam – wyszeptał, a smok popatrzył na niego ze szczera troską i niepokojem. Nie chciał zostawiać swojego jeźdźca samego.
Dotknął głowa nogi Czkawki, popychając go daleko w stronę wejścia w głąb okrętu. Wódz pogłaskał go po głowie.
- Choćby nie wiem co, nie wychodź z magazynu. Jeżeli usłyszysz krzyki masz uciekać, słyszysz mnie? - Szczerbek spojrzał na niego kocimi oczami, jakby go pospieszał. Czkawka wiedział, że Szczerbek i tak będzie go szukał po pewnym czasie. To, co teraz mówi do smoka jest bez sensu, bo smok i tak będzie próbował ocalić mu życie. Jak zawsze zresztą. On zrobiłby dla niego to samo.
Czkawka po prostu wyszedł z magazynu i wszedł w wąski korytarzyk. Nie widział nic, musiał zaufać swojemu słuchowi. Modlił się, żeby nie było tu żadnego wartownika. O dziwo, nie pomylił się. W tym korytarzu był sam.
Nagle usłyszał łomot, który rozproszył całkiem jego uwagę. Dochodził z następnych drzwi następnego korytarza. Na Thora, że chciało im się tyle tego budować?
Kiedy usłyszał jęki i krzyki tym bardziej pobiegł w tamtą stronę. Uchylając drzwi, nie wierzył w to, co widzi.

Na środku korytarzyka stała Astrid. Choć nie widział dokładnie, czy to ona, jego serce reagowało tak, jak reagować na nią powinno. Może to był instynkt, ale okazał się nieomylny.
- Czkawka? - spytała, dysząc ciężko.
Chłopak poczuł wielki ciężar zsuwający się z jego serca. Astrid podbiegła i rzuciła mu się na szyję. Wyczuwał, że jest cięższa o trzymany w jej dłoni topór. Skąd ona go wytrzasnęła? Dziewczyna nie przestaje go zaskakiwać, odkąd się poznali.
- Wiedziałam, że po mnie wrócisz, wiedziałam... - słyszał drżenie w jej cichym głosie, które pozwalało zachować mu trzeźwy i gotowy do walki umysł.
- Jak mógłbym cię zostawić? - zapytał Czkawka nie rozumiejąc. - Nie wyobrażam sobie tego...
Za Astrid stała dziewczyna, której wcześniej chłopak nie zauważył.
- Hej, przestańcie się migdalić i zobaczcie, że mamy towarzystwo. - warknęła, a drzwi, naprzeciw tych, którymi przyszedł Czkawka otworzyły się z hukiem i wtargnęło do nich trzech krępych osiłków.
No, czyli plan Czkawki na temat cichego wślizgnięcia się i uwolnienia Astrid legł w gruzach. Czkawka wyciągnął swój długi nóż z ostrymi zębami. Nie mógł użyć Piekła, bo nie chciał przecież spalić okrętu... jeszcze.
Astrid rzuciła toporem trafiając dokładnie w hełmy dwóch pierwszych łowców stojących jeden za drugim. Czkawka przebiegł przez ich przewrócone ciała i podbiegł do trzeciego, sprzedając mu kopniaka w klatkę piersiową. Szybko zamknął drzwi, z których przyszli, żeby oszczędzić pozostałym takiego samego losu.
Wódz wziął Astrid za rękę i chciał uciekać, ale dziewczyna mu się wyrwała. Spojrzał na nią, nie rozumiejąc, co to znaczy.
- Czkawka, nie możemy teraz tak uciec i zostawić tu tych ludzi. - spojrzała na dziewczynę, stojąca obok niej, która najprawdopodobniej potwierdziła. - Naida wie, jak ułożone są więzienia. Zaprowadzi nas. Szczerbatek jest bezpieczny?
Czkawka zorientował się, że powinien zamknąć otwartą z wrażenia szczękę. Nie spodziewał się po Astrid takiego ryzyka.
- Tak, jest w magazynie. - odparł.
Naida zaczęła majstrować przy prętach jednego więzienia. Czkawka miał szczęście, że wziął swój najlepszy nóż, zakończony ostrymi zębami. Przecięcie krat zajęło mu niewiele czasu, ku uciesze Naidy.
Słyszeli raz po raz głośne walenie do drzwi, ale starali się to ignorować. Wiedzieli, że łowcom nie zajmie dużo czasu obejście całego pokładu i zajścia ich z drugiej strony.
Astrid zajmowała się pomocą tym, którzy byli zbyt wystraszeni, żeby wyjść.
Kiedy otworzyli ostatnie więzienie, pobiegli wprost do pomieszczenia, do którego wpłynął Czkawka wraz z Szczerbatkiem. Nie widział innej drogi powrotnej, bardziej bezpiecznej niż ta. Stanęli na środku, otoczeni beczkami pełnymi jedzenia i picia, które miało wystarczyć łowcom.
Dopiero teraz zauważył, że jest z nimi około dziesięć osób. Zagwizdał, dając jasny znak Szczerbatkowi, który wyleciał z magazynu, strasząc niemiłosiernie uciekinierów.
Niektórzy nawet zemdleli z przerażania, inni wstrzymali tylko oddechy, jeszcze inni, cofnęli się w kierunku więzień, jakby woleli być zamknięci tam, niż być na wolności tu, z Nocną Furią. Czkawka domyślał się, że żaden z nich nie widział nigdy w życiu smoka.
Szczerbek podleciał do jeźdźca, witając się z nim czule. Chyba to zdziwiło pozostałych jeszcze bardziej niż widok na własne oczy tak pięknej bestii.
- Uwaga, kiedy dam wam znak, macie wskoczyć do wody i złapać się czegokolwiek – łapy, skrzydła, ogona – mówił Czkawka, a wszyscy spojrzeli na niego jakby kazał im pokonać uzbrojonych po zęby łowców. Pomimo, że zamknęli ostatnie drzwi, rozległ się wielki huk i do pomieszczenia wszedł człowiek, którego Czkawka podsłuchiwał na plaży. To ten, który miał ciemną brodę.
Uśmiechnął się wrogo, widząc wszystkich zebranych w jednym miejscu. Najwyraźniej nie zauważył Szczerbatka w panującej tu ciemności.
- No, no, no. - wyszczerzył zęby w paskudnym, jadowitym uśmiechu, na który, o dziwo pozwalała jego krępa postura. - Czyżby nasze psy próbowały uciekać?
Szczerbatek zawarczał głośno, pokazując wielkość swoich silnych skrzydeł. Uciekinierzy przerazili się go, lecz chyba kapitana statku bali się jeszcze bardziej, bo podeszli do Czkawki i Astrid.
- A to co za bydlę? - warknął, ale w tym momencie Czkawka nie zdążył zatrzymać smoka, który strzelił plazmą w wielkiego kapitana.
Człowiek usunął się w ostatnim momencie mocno wkurzony.
- Jak śmiesz? - krzyknął. Za nim ustawiło się więcej łowców, czekających na rozkazy.
Czkawka wyszedł naprzeciw.
- Jak ty śmiesz odbierać tym ludziom wolność?! - wykrzyczał, nie wytrzymując. Szczerbatek sunął się za nim, jak cień, bojąc się o swojego przyjaciela.
Kapitan popatrzył na niego z ledwie zauważalnym błyskiem w oku, który mógł oznaczać szacunek.
- A ty to kto, chłystku? - zapytał, a reszta jego towarzystwa wybuchnęła śmiechem.
Czkawka wziął skromnie do ręki Piekło, bawiąc się nim, jakby ignorował pytanie. Astrid patrzyła na niego z troską. Wiedziała dobrze, w co się pakuje jej ukochany.
- Czkawka – wzruszył ramionami skromnie. - Wiking, który wytresował smoka. - podrzucił Piekło, obracając je w locie.
Kapitan zaśmiał się.
- Więc, jak śmiesz odzywać się do Malgora Trzeciego, Poskramiacza Północnych Mórz? - łowcy znów zawtórowali śmiechem, ale Czkawka odczekał cierpliwie.
- Wcale nie jesteś Poskramiaczem Mórz – powiedział, ignorując rozwścieczenie na twarzy wroga. - To mój ojciec, Stoick Ważki poskromił Północne Morza.
Wśród zgromadzonych ludzi rozległy się szepty pełne podziwu. Wielu z nich znało imię Stoicka, legendę wśród Wikingów.
- A więc jesteś synem Stoicka? - zapytał Malgor szczerze zdziwiony.
- Owszem – Czkawka pokiwał dumnie głową. Zawsze czuł się odrzucony w swojej rodzinie, bardzo często ojciec nie przyznawał się do niego, ale to nie zmieniało faktu, że Stoick zawsze był i będzie dla niego autorytetem. - I wybacz, Malgorze, ale czas się pożegnać – rzekł uruchamiając z Piekła zielony dym, bardzo znany na wyspie Berk. Zrobił kilka kółek w powietrzu szybkim ruchem, po czym po prostu zapalił gaz Zębiroga ogniem Śmiertnika Zębacza.
Gaz zapalił się z głośnym trzaskiem, od którego łowcy odskoczyli z następną falą zdziwienia. Szczerbatek wskoczył do wody, znając dobrze swoje zadanie. Niewolnicy, popędzani przez Astrid wskakiwali kolejno do lodowatej wody i nurkowali, próbując sięgnąć Nocnej Furii.
Czkawka próbował pilnować ich tyły, ale gdy minęła mgła niepokoju, wszyscy łowcy razem zaatakowali. Astrid krzyczała coś do narzeczonego, ale nie słyszał przez okrzyki bojowe. Widział tylko, że przy wejścia do wody stała sama Astrid, nawet Naidy nie było przy niej.
- Uciekaj – krzyknął Czkawka, uderzony przez Malgora. Kapitan złapał go za ramię, od którego oderwał się herb Berk, a sam Czkawka szczęśliwym trafem wpadł wprost do wody.

poniedziałek, 22 września 2014

Czekając na odsiecz

   Czkawka nie domyślał się, że tak szybko można biegać z protezą zamiast nogi. Szczerbek biegł tuż obok niego, nie mogąc go dogonić. Wybiegli obydwoje na lagunę, po drugiej stronie wyspy. Niedaleko plaży dryfował wielki, otoczony mgłą okręt. Czkawka modlił się, żeby Astrid krzyczała. Chciał mieć pewność, że jeszcze żyje. Ale nic nie usłyszał, morze było głuche, tak jak ciemny pokład. Chłopak zauważył ruch niedaleko niego. Cofnął się, uważając, żeby nie został zauważony. Szczerbek wyczuł jego ostrożność i również schował się w pobliskich zaroślach.
Czkawka postanowił podsłuchiwać i dowiedzieć się, co się stało z Astrid. Wiedział, że bezpośredni atak na cały okręt byłby samobójstwem. Tak naprawdę nie był pewien, że Astrid została porwana.
Na plaży siedziało trzech dobrze zbudowanych mężczyzn, mogliby uchodzić za Wikingów. Jeden miał ciemną i długą brodę, drugi sprytny uśmiech, jakby czaił się na swoich towarzyszy, ostatni miał twarz bez wyrazu. Czkawka domyślił się, że brodaty mężczyzna jest kimś ważnym.
- Co zrobimy z dziewczyną? - warknął ten z uśmiechem i rozbieganymi oczami. - Chcesz ją zostawić?
Brodaty odchrząknął. Czkawka wziął to za chichot.
- Niby po co miałbym ją łapać, skoro miałbym ją zostawiać? - jego głos był niski, mówił z jakimś dziwnym akcentem. - Zabieramy ją do Awinionu, zobaczymy jaką dadzą za nią cenę...
Czkawce zaparło dech w piersiach. Łowcy niewolników? Tutaj? Niedaleko Berk? Niemożliwe... Szczerbatek zawarczał cicho. Wódz jednak słuchał dalej.
- Chcesz targać ją do Awinionu? Chyba żartujesz... - odezwał się trzeci z nich.
Brodaty wstał i stanął nad nim warcząc wściekle niczym rozjuszony pies, a Czkawka miał z takim do czynienia podczas jednego ze swoich wybryków. Stoick nawet zachował sobie bliznę na pamiątkę. Aż do czasu...
- Nie widziałeś, głupcze, co ona ma na dłoni? Nie jest byle kim, idioto. Pochodzi z północnych mórz. Za taką dadzą poczwórną cenę!! - wykrzyknął. Czkawka przypomniał sobie bransoletkę Astrid, którą sam wykonał u Pyskacza. Pamiętał, że dwie noce pracował nad idealnym smoczym wzorem, jednocześnie nie zapominając, że bransoleta musi być cienka i lekka, żeby nie przeszkadzała Astrid w walce. Od tego czasu dziewczyna praktycznie jej nie ściągała. Nie wiedział, że obcy mogą wziąć ją za jakieś insygnium władzy, czy coś w tym rodzaju.
Teraz miał pewność, że Astrid jest zamknięta na pokładzie. Wiedział, że nie zrobią jej krzywdy, bo chcą za nią złoto. Musiał po prostu przemyśleć, jak zaatakować, żeby Astrid nic się nie stało. Nie mógł pozwolić Szczerbatkowi strzelać plazmą, bo gdyby cały okręt zaczął płonąć, Astrid zostałaby uwięziona. Doskonale wiedział, że trzymać więźniów można tylko pod pokładem. Gdy ojciec wyruszał na długie wyprawy, a rzadko kiedy go zabierał, zawsze zostawał zamykany na dole pokładu, dla bezpieczeństwa siebie i innych, co przypomniał sobie z niesmakiem.
- Nie martw się, Czkawka, masz bardzo odpowiedzialne zadanie – mówił Pyskacz, zamykając za sobą górne wejście.
- Taa, a niby jakie? - mruknął nastoletni Czkawka, krzyżując ręce.
- Ten, no... Jakbyśmy zaczęli tonąć to krzycz – powiedział Pyskacz, manewrując swoim hakiem przy zamknięciu.
- Chyba, że wyrosną mi skrzela. - mówił Czkawka.
- Wtedy tez masz krzyczeć. - zakończył temat Pyskacz i zamknął pokrywę.
W głowie Czkawki zaświtał bardzo ryzykowny pomysł.
- Szczerbek – mruknął, zniżając głos, bo łowcy niewolników, jeszcze tam byli, choć zaczynali się pakować. - wiem, że nie lubisz pływać, ale jeżeli nie dostaniemy się tam górą, musimy dołem.

Smok nie wydawał się pocieszony, co Czkawka doskonale wiedział. Ale czuł też, że przyjaciel go nie zostawi, tym bardziej, że był mu niewiarygodnie potrzebny. Czekali przy plaży, aż do zmroku modląc się do Thora, aby łowcy nie odpłynęli. Najwyraźniej jednak postanowili spędzić noc przy stałym lądzie, zamiast włóczyć się po otwartym morzu. Kiedy niebo zasnuło się czarną barwą, a smok był ledwie widoczny wyszli na plażę. Mieli jasny plan, podpłynąć od dołu okrętu i zrobić otwór na tyle duży, żeby wyciągnąć Astrid, po czym spalić tonący wrak. Czkawka nienawidził czynić ludziom krzywdę, ale w tym wypadku nie miał za bardzo wyboru. Ludzie zostaliby zmuszeni do pozostania na wyspie, o ile zdołają się ocalić, a przynajmniej nie handlowaliby dalej ludźmi.
Biegli, rozsypując dokoła piasek, skupieni wyłącznie na kilku mężczyznach rozmawiających na środku pokładu. Nie było szansy, żeby ich zauważyli. Czkawka wskoczył na grzbiet Szczerbatka i zaczerpnął głęboki wdech.
 
Dobrze zapamiętał moment zetknięcia się z wodą. Była na tyle lodowata, że Wikingiem wstrząsnął dreszcz. Smok zanurkował zwinnie, prawie wytrącając jeźdźca z siodła. Do Czkawki wróciło wspomnienie, które było tak odległe, że aż zapomniane.
Plaża Thora i chłodna bryza. Wokół zapach soli. Mały chłopiec siedział na zimnym piasku, rozkoszując się samotnością, której tak potrzebował. Nagle usłyszał stłumione krzyki. Wstał szybko i zaczął się rozglądać, ale zauważył tylko jakąś postać tonącą w chłodnych wodach oceanu. Nie myśląc za wiele skoczył jej na pomoc, biegnąc po zamarzniętych brzegach oceanu. Znalazł miejsce, w którym osoba wpadła do wody, po czym po prostu do niej wskoczył.
Zima w Berk była zawsze niewiarygodnie... ten, no zimna. Ale w tamtym czasie zima była na tyle sroga, że małym Czkawką aż wstrząsnęły paniczne dreszcze, dotknąwszy lodowatej wody. Zdążył tylko zauważyć tonącego, zapadającego się coraz bardziej w mroki dna. Zanurkował najszybciej jak potrafił i złapał za chłodne niedźwiedzie futro, które stanowiło najwyraźniej rodzaj płaszcza dla Wikinga.
Nie pamiętał momentu wynurzenia się z wody, tak samo nigdy nie zastanawiał się jakim cudem obydwoje przeżyli i wypłynęli na lodowatą krę. Czkawka pamiętał tylko, kogo ocalił. Delikatne rysy twarzy, małe, wąskie usta, długie rzęsy i gęste blond włosy, pokrywające pół białej jak wapień twarzy dziewczynki.

Wokół panowała ciemność, kiedy Astrid zapanowała nad swoją przytomnością. Nie wiedziała, gdzie jest, ani jak się tam znalazła. Pamiętała tylko, że ktoś uderzył ją mocno w głowę, przez co przestała pamiętać, co potem zaszło.
Usiadła prosto, czując zawroty głowy i dopiero w tym momencie zauważyła, że ma związane dłonie i nogi. Jednak nikt nie zakneblował jej ust. Zastanawiała się, co tu robi i gdzie jest Czkawka. Chciała, żeby tu był, żeby jej pomógł. Usłyszała głośne szuranie obok niej i szybko odskoczyła.
- Kto tam jest? - zapytała rozdygotanym głosem. Była wojowniczką i była odważna, ale znając swoją sytuację i swoje możliwości obrony. Tutaj nie miała ich wcale i nie wiedziała, gdzie właściwie ani z kim się tu znajduje.
Usłyszała czyjś cienki głos, ale nie potrafiła określić, co usłyszała, bo to nie był jej ojczysty język.
- Podejdź bliżej – szepnęła, mając nadzieję, że postać zrozumie. Przez szparę górnego wejścia na pokład przebiło się trochę blasku księżyca, więc była duża szansa na zobaczenie towarzysza.
Do światła przysunęła się mała dziewczynka, miała może dziesięć lat. Astrid była w szoku widząc jej ciemną skórę. Jeszcze nigdy nie widziała takiej osoby, a może to nie była osoba?
Dziewczynka miała sklejone oczy, tak jakby cały czas płakała. Astrid zauważyła też, że mała ma długie, czarne włosy związane w ciasne warkoczyki, ale całkiem różne od tych, które potrafiła zaplatać Astrid. Przypomniała sobie, jak siedzieli z Czkawką na klifie, uspokajani szumem fal. Astrid często bawiła się włosami chłopaka, ale nie potrafiłaby chyba wymyslić takiego cuda, jakiego zobaczyła na głowie ciemnoskórej.
- Jak masz na imię? - spytała znowu, całkiem nie wiedząc, czemu właściwie pyta. Dziewczynka pewnie jej nie rozumiała.
Dziewczynka odsunęła się szybko od niej, jakby Astrid powiedziała jej coś przykrego.
- Nie, czekaj, nie odchodź! - gdyby mogła, zapewniłaby dziewczynkę, że nic jej nie zrobi, ale usłyszała inny głos z drugiego końca pomieszczenia.
- Po co marnujesz głos? - warknął mocny kobiecy głos. - On i tak cię nie zrozumie...
Astrid odwróciła się w stronę głosu.
- Kim jesteś?
- Niewolnikiem, tak jak ty. A teraz przestań się mazgaić.
Astrid przyjęła te słowa z dziwnym spokojem. Przynajmniej wiedziała już na czym stoi.
- Jak masz na imię? - pytała dalej.
Dziewczyna podeszła w jej stronę, ale Astrid nie zdążyła uchwycić wzrokiem jej twarzy, kiedy przeszła przez światło księżyca.
- Naida – mruknęła niezbyt przyjaźnie. - A ty to niby skąd? Raczej nie Szkotka, skoro złapali cię tak daleko.
Astrid wstała, pamiętając o dobrym wychowaniu, nawet jeżeli jej nogi były związane.
- Nie, jestem Wikingiem. - powiedziała z dumą. Jej rozmówczyni zagwizdała z szacunkiem.
- To niby czemu cię złapali, hę? - najwyraźniej jej entuzjazm był sztuczny.
- Sama nie wiem, jak tu się znalazłam. - wyznała szczerze.
Naida zacmokała.
- Tak jak każdy, mała. - mruknęła. - Ja zostałam porwana przy porcie. Zaczaili się na mnie.- mówiła to z taka lekkością, że Astrid zastanawiała się, czy dziewczyna w ogóle ma jakieś uczucia.
- Kim oni są?
- Że łowcy? - Naida chyba nie do końca wiedziała, o co jej chodzi. - Podróżują przez wszystkie lądy i morza, szukając niewolników.
- Tak blisko Berk?! - wykrzyknęła Astrid, dopiero po chwili sobie uświadamiając sobie jak bardzo odkryła swoje położenie. Modliła się do Thora, żeby łowcy na górze jej nie usłyszeli.
- Tak więc jesteś z Berk, tak? Daleko to?
Astrid cała się trzęsła, ale nie bała się o siebie – jej dobro nie znaczyło dla niej tak wiele jak dobro wioski i przede wszystkim Czkawki. Wiedziała, że jeżeli spróbuje ją uratować, może być w poważnym niebezpieczeństwie.
- Nie, nie, nie – szeptała szybko, starając się wymyślić na poczekaniu jakiś plan. - Jeśli Czkawka spróbuje mnie ocalić...
- Czkawka? - zaśmiała się Naida, najwyraźniej z imienia chłopaka. - Po co miałby to robić? Ten, kto wszedł na ten statek już stąd nie wychodzi. No, w każdym razie nie sam – Astrid dałaby sobie rękę uciąć, że pokazuje w ciemności na górny pokład.
- Czkawka na pewno będzie próbował wedrzeć się na pokład. - powiedziała pewnie Astrid.
- Niby czemu miałby ciebie ratować, dziewczyno? Opamiętaj się. Jeżeli chłopak nie jest głupi, to po prostu sobie stąd odejdzie.
W głowie Astrid zagościła wizja, której dziewczyna nie chciała zobaczyć. Widziała Czkawkę wraz z Heatherą na Berk ze splecionymi dłońmi. Odgoniła te myśli. Czkawka ją stąd wyciągnie. Na pewno jej nie zostawi...
- On mnie kocha – Astrid nigdy nie była bardziej pewna siebie niż w tym momencie. - Wróci po mnie.
Naida westchnęła ciężko.
- Najwyraźniej nie wiesz, jak funkcjonują mężczyźni. Może teraz cię nie zostawi, ale jeżeli to zrobi to nie dlatego, że ciebie kocha, tylko dlatego, że chce ciebie do czegoś wykorzystać. Ten Czkawka jest kimś w tym całym Berk? - lekki ton Naidy wkurzał Astrid, ale słowa zaczynały docierać do narzeczonej Czkawki.
- Jest wodzem. - powiedziała wprost, sama nie wiedziała, czemu mówi wszystko dziewczynie, ale potrzebowała tego. Na Szpadkę ani na Heatherę zbytnio polegać nie mogła, a od zawsze potrzebowała się komuś wygadać. Może to dlatego, że brakowało jej matki. I może dlatego tak bardzo ufała Valce.
- No widzisz, dobrze trafiłam. Pewnie szuka naiwnej żoneczki. Tacy to mają zawsze za mało...
Astrid poczuła łzy na policzkach. Była twarda, a noc jeszcze przykrywała jej twarz, z której nieznajoma mogła odczytać smutek.
- Możliwe, że masz rację – warknęła i poczuła że Naida się dziwi, słysząc jej gniewny ton. - ale jeżeli Czkawka po mnie wróci, to znaczy, że to ty się mylisz.
Naida przybrała obojętny ton.
- Jeżeli wróci, może być za późno. Wiesz dziewczyno, gdzie ty właściwie jesteś?
Astrid rozejrzała się. Wiedziała, że jest zamknięta pod pokładem.
- Tu jest tylko kilka dziewczyn takich jak ty czy ja. - odpowiedziała sama sobie Naida. Astrid wyczuła głęboki żal w jej głosie. - Już wiesz czemu?
Astrid nie musiała odpowiedać na to pytanie. Zrozumiała już, co Naida chciała jej przekazać. Młode dziewczyny były najbardziej chodliwym towarem, a zwłaszcza te dość ładne. Popatrzyła w stronę małej dziewczynki, która pewnie zdawała sobie z tego sprawę. Czkawka, błagam, pospiesz się – błagała w myślach, jednocześnie bojąc się, że ta misja może się dla niego źle skończyć. Była
rozdarta całkowicie na pół. Strasznie się bała, ale też nie chciała, żeby Czkawce stała się krzywda.
- Nie wiesz, gdzie mogli dać moją broń? - spytała nagle towarzyszkę.
- Broń? Dziewczyno, chyba żartujesz, że ty... - głos Naidy był nasiąknięty szacunkiem do Astrid, gdy zrozumiała, że ma do czynienia z wojowniczką
- A myślisz, że przyszła żona wodza Wikingów będzie czekała na ratunek?

Mam nadzieję, że wam się spodoba :)) jeśli ktoś chce się, że tak powiem ze mną skontaktować, to podaję mojego aska: ask.fm/cuteflash . Macie tam mojego fb o ile ktoś będzie bardziej zainteresowany ;D

czwartek, 11 września 2014

Pod skrzydłem

- Czkawka, możemy chwilę odpocząć? - zapytała cicho Astrid. Wiking podróżował na siodle Szczerbatka tak często, że zapomniał, że inni mogą nie czuć takiego komfortu.
- Och, jasne, Astrid. - mruknął, rozglądając się za miejscem na przystanek. Lecieli cały dzień, przez co Czkawka czuł już trochę zmęczenie, nie mówiąc już całkiem o Szczerbatku. Jak Czkawka mógł go zignorować?
Niedługo potem Astrid wypatrzyła małą wyspę w kształcie kciuka, na której mogli bezpiecznie odpocząć.
Czkawka siedział na trawie, podczas gdy Astrid poszła nazbierać suchych gałęzi na ognisko. Czkawka natomiast złowił kilka małych ryb, ale jakoś nie miał apetytu, więc od razu swoją porcję oddał Szczerbatkowi. Nie wiedząc, co ze sobą zrobić po prostu usiadł na plaży i wpatrywał się w zachodzące słońce.
Niebo podzieliło się na dwie połowy, o dwóch całkiem różnych odcieniach – fioletowym i czerwonym. Dokładnie jak jego serce. Podzielone na wyrzuty sumienia i szczerą miłość. Zapatrzył się na puszyste obłoki przemykające szybko jak skrzydła Nocnej Furii, kiedy Szczerbek trącił go pyskiem.
- Co? - zapytał Czkawka, całkiem wybijając się z kłębowiska myśli. Przyjaciel popatrzył na niego z troską bijącą wprost z kocich oczu. Czkawka uśmiechnął się i poklepał przyjaciela po głowie. - Nic mi nie jest. - powiedział, wzruszając ramionami, próbując go przekonać. Czasem Czkawka żałował, że smoki są równie mądre, jak ludzie. Szczerbatek popatrzył na niego z powątpieniem całkiem jak Valka, po czym wyprostował prawe skrzydło, przykrywając mu plecy, tak, jak zrobiłby to człowiek ramieniem. Czkawka był pod wrażeniem inteligencji smoka, jak zawsze zresztą. Każdego dnia dowiadywał się o nich czegoś nowego.
- Przepraszam, Mordko – powiedział, wtulając się w niego. - Ostatnio bardzo często cię od siebie odpychałem, prawda?
Szczerbek wywrócił oczami, uderzając go lekko skrzydłem.
- Strasznie mi ciężko, dobrze o tym wiesz. - Czkawka podniósł biały kamień i wrzucił go daleko, w nurt wody. Nim dotknął morskiej wody, Szczerbek cisnął w niego plazmą, rozwalając go na jeszcze mniejsze kawałki. Popatrzył z duma na swojego jeźdźca, oczekując pochwały.
Czkawka roześmiał się na widok miny przyjaciela. Nagle coś sobie uświadomił, widząc, jak Szczerbatek trze jedna łapą o drugą. Widział, że niektórzy ludzie robią tak, gdy się stresują... ale smoki? Otworzył szeroko usta ze zdziwienia. Co było najdziwniejsze w całej tej scenie, Szczerbatek nie dawał po sobie poznać, że jest zdenerwowany.
- Szczerbek, ty też się martwisz, prawda? Martwisz się, czy znajdziemy drugą Furię. - smok zabrał od niego skrzydło i ułożył się na piasku, ignorując pytanie. - Nie martw się – powiedział Czkawka, dając mu jeszcze jednego tęczowego pstrąga, na co przyjaciel wystawił z apetytem zęby. Podrzucił rybę, po czym przełknął, chowając ją całą w żołądku. Szczerbatek położył się i wpatrywał w niego smocze oczy. Wkrótce Czkawka pojął, o co mu chodzi.
- Boisz się, że zastąpię cię inną Furią? - zapytał delikatnie Czkawka, a smok nadal wpatrywał się czujnie w jeźdźca, jakby zaraz miał wyciągnąć topór i wbić mu w ogon. - Czyli to prawda?! - Czkawka nie wierzył własnym oczom. Chociaż Szczerbatek przecież nie umiał mówić, bardzo dobrze się ze sobą dogadywali i stosowali różne sztuczki, aby wyrazić swoją aprobatę, a już w szczególności Szczerbek.
Czkawka próbował do niego podejść, ale smok rozwinął ogon i odtrącił go delikatnie, ale stanowczo od siebie.
Wiking nie wiedział, co ma robić. Mimo tego, że Szczerbatek mógłby znowu go odtrącić, podszedł do niego hardo, biorąc w dłonie jego wielką głowę tak, żeby dobrze widzieli siebie nawzajem.
- Słuchaj, nieważne, czy znajdę Nocną Furię, czy nie. Czy będzie szybciej od ciebie latać, czy lepiej strzelać plazmą. Ty jesteś moim przyjacielem i zawsze nim pozostaniesz. - wyszeptał, po czym dotknął czołem głowy smoka jakby zawierali między sobą umowę.
Uszy smoka nagle stanęły, jakby coś usłyszał. Niedaleko nich stała Astrid, nie słyszeli jak się skradała.
- Czkawka, może zostawić was na chwilę samych? - zapytała Astrid, uśmiechając się na widok ich zażenowanych min. Czkawka był pewien, że pomimo zasadniczej różnicy – smok i człowiek – tą minę robili idealnie tak samo.
- Bardzo zabawne, Astrid – mruknął Czkawka, ale Astrid rzuciła mu się na szyję, przyciągając też do nich Szczerbka.
- Nieważne, dziękuję, że mnie zabraliście. - szepnęła, a Szczerbatek zamruczał cicho.
Cały wieczór spędzili na jedzeniu niewielkiej ilości ryb, wspólnym śpiewaniu i opowiadaniu historii. Dokładnie jak za starych dobrych czasów, kiedy byli dziećmi. Ognisko paliło się do późna, rzucając słabe światło na ich twarze. Robiło się zimno, a oni siedzieli skuleni pod smoczym skrzydłem Szczerbatka. Astrid głaskała go cały czas, przez co smok niemal zasnął.
- Bo się wystraszę, że go uśpisz na zawsze – zaśmiał się Czkawka.
- Ciebie też mam głaskać? - zapytała Astrid, przekonywująco naśladując swoją mamę, którą Czkawka miał okazję poznać. Rachela Hofferson była niezwykłą kobietą. Wiele osób w wiosce mówiło, że postradała zmysły i skoczyła z klifu. Astrid uparcie zaprzeczała plotkom, mówiąc, że jej mama zginęła poszukując smoków, bo tak jak i ona była wojowniczką. W gruncie rzeczy Czkawka przeczuwał, że Astrid wie o samobójstwie mamy.
Podziwiał ją jednak, że zawsze miło wspominała mamę, nie płakała ani nie rozpaczała, tak jakby wspomnienia z mamą nie przypominały jej o stracie, ale wypełniały jej pozbawione matki życie. Czkawka wiedział, co czuje Astrid, sam nie miał mamy przez prawie dwadzieścia lat.
Noc już w pełni pokazała swoje oblicze, kiedy w końcu zasnęli. Pomimo zmęczenia rozmawiali bardzo długo, pewnie dlatego, że brakowało im czasu ze sobą.
Czkawka obudził się o świcie. Widział ciemne niebo, bo skrzydło Szczerbatka zakrywało cały widok, jedyne światło, jakie zdołał zauważyć to to przedzierające się przez błonę skrzydła. Wódz postanowił nie budzić przyjaciół, tym bardziej, że uwielbiam patrzeć, jak śpi Astrid. Była wtedy taka łagodna i spokojna – zupełne przeciwieństwo prawdziwej Astrid. Czkawka siedział długi czas i rozczesywał dłonią jej włosy, które wymykały się z warkocza, zastanawiając się jednocześnie, jak powiedzieć jej o Heatherze. Trzymał ją w ramionach cała noc – tak jak kiedyś, gdy zostali uwięzieni w lodowcu i zamarzliby, gdyby nie ogrzali się nawzajem. Czkawka dokładnie pamiętał tę chwilę. Gdyby miał znowu zostać zasypany przez lawinę śnieżną, to chciał, żeby obok niego była Astrid, tak jak wtedy.
Dziewczyna była niezwykle czujna, nawet kiedy spała. Obudziła się od razu, gdy jej narzeczony pogłaskał ją po policzku.
- Czasem mam wrażenie, że wychowali cię Łupieżcy - powiedział szczerze Wiking. Astrid pokazała mu język, ale i tak pocałowała go na dobry początek dnia.
- Co chcesz na śniadanie? - zapytała, wstając, a skrzydło Szczerbatka automatycznie się odsunęło. Najwyraźniej obudził się dużo wcześniej niż oni, ale czekał aż się zbudzą, żeby nie zabierać im ciepła swojego ciała.
- Czy ja wiem... - zamyślił się Czkawka. - Może baraninę przyprawianą oleandrem, albo łososia w piwie...
- W takim razie idź poszukaj tego w lesie – powiedziała Astrid, odchodząc.
- Gdzie idziesz? - zapytał wódz, ale to pytanie pozostało bez odpowiedzi.
Czkawka westchął, głaszcząc Szczerbka.
- To co Stary, szukamy śniadanka? - mruknął.
Nie minęła minuta, kiedy usłyszeli huk. Czkawka poczuł przerażenie. Głuchy dźwięk słyszeli dokładnie z kierunku, w którym pobiegła Astrid...

Sorki, że taki krótki, ale próbuję się trochę wbić w to, co pisałam jakis miesiąc temu, to przykre ale odzwyczaiłam sie takiego pisania :/ mam nadzieję, że was trochę zainteresuję ;p obiecuję, następny będzie dużo dłuższy ^^