Mel skorzystała z okazji, że zapadał już z wolna zmierzch i że Czkawka był równie zmęczony jak ona po ich nocnej wyprawie, dlatego wraz z pojawieniem się tarczy księżyca na czarnym jak heban niebie jeźdźczyni uciekła przez okno w swoim pokoju.
Piorun dreptał za nią jakiś czas, dopóki nie obrzuciła go śniegiem, nakazując powrót do domu. Miała nadzieję, że za nią nie poleci, inaczej mógł się nabawić przykrych skutków gniewu swojej przyjaciółki.
- Potraktuj to jak zawieszenie - warczała, wbijając swój krótki sztylet w korę pobliskiego drzewa. Las był ciemny i pełen strachu, ale jej złość jakby odsyłała go w dal, nie pozwalając się zbliżyć wszelkim nocnym zjawom. - Zawieszenie? Nie zawiesił nawet Darczykłaka, gdy ukradł mu Piekło! Co ja zrobiłam? Co?!
Spojrzała w niebo, domagając się odpowiedzi od bogów, ale oni milczeli jak gwiazdy, których teraz nie potrafiła nawet zobaczyć przez gęste chmury. Wyjęła z pnia sztylet i ruszyła dalej, rozpaczając w duchu nad utratą Fevel. Tak bardzo brakowało jej znajomego ciężaru w dłoni, że czuła się wręcz naga, dzierżąc w dłoni jedynie sztylet.
Szła tak długo, aż jej nogi zaczęły drżeć od zimna, ale nie miała zamiaru rezygnować. Chciała dotrzeć do Wieży Strażniczej zanim zaczną ją szukać, a wiedziała, że jeśli się zatrzyma, to zamarznie w grubym śniegu.
- O Thorze... - westchnęła, gdy powoli jej gniew ustępował niechybnej rozpaczy.
Nagle usłyszała szmer za swoimi plecami i wyciągnęła powtórnie sztylet, trzymając go pewnie w dłoni. Uniosła go na wysokość twarzy i obróciła się szybko, rozglądając się dokoła czujnie. Na Berk nie było dzikich smoków od dwudziestu lat, więc niemożliwe, by był to smok. Być może to Czkawka, pomyślała i od razu miała ochotę uciec, by nigdy jej nie odnalazł.
- Kto tam jest? - spytała jednak zamiast tego, nie schowawszy sztyletu. Pobliskie krzewy okryte śniegiem poruszyły się, zsypując z siebie biały puch.
Choć w miejsce, w którym był obcy, nie docierało światło księżyca, to Mel przyzwyczaiła się do ciemności na tyle, by zauważyć sylwetkę wychodzącą z cienia. Czkawka niejednokrotnie wspominał im, że zmysły jeźdźców stają się sprawniejsze przy współpracy ze smokami, ale nie sądziła, że przebywanie z Piorunem tak bardzo na nią wpłynie. Już teraz miała w sobie gibkość i zręczność, której nauczyła się, gdy latała ze swoim smokiem pośród błyskawic, bojąc się poparzeń. Musiała wtedy reagować szybko, choć i tak nie zawsze jej się to udawało.
Zobaczyła przed sobą wpierw płomieniście rude włosy. Ich blask był wyraźny nawet w zimowej ciemności nocy, jakby rozjaśniał wszystko wokół siebie. Potem zobaczyła ciemne, błyszczące oczy i wąskie usta. Przez moment przeraziła się, że to Dagur, ale zauważyła, że sylwetka kompletnie nie pasuje do wodza Berserków. Był to młody chłopak, może w jej wieku, o ciele mniej umięśnionym, ale dużo bardziej zgrabnym niż u jej wroga.
- Nie podchodź - warknęła, gdy uświadomiła sobie, że na pewno widzi chłopaka po raz pierwszy. Wśród Wandali nie było ani jednej osoby o tak intensywnym odcieniu włosów.
- Bo co? - spytał głos łagodnie. - Zasztyletujesz mnie?
Mel zamrugała ze zdziwieniem, słysząc głos chłopaka, nie pasujący do niczego. Postać podeszła jeszcze bliżej na odległość dwóch metrów i przystanęła w blasku księżyca. Dopiero wtedy w pełni zobaczyła obcego - miał gładką, pociągłą twarz i ostre rysy, niemal wojownicze. Oczy błyskały łagodnie, jakby był pod wrażeniem spotkania z dziewczyną, ale nie miały w sobie wrogości, jakiej mogłaby się spodziewać.
- Spokojnie - powiedział, uśmiechając się delikatnie. - Nie mam żadnej broni, którą mógłbym cię skrzywdzić.
Mel patrzyła na niego jeszcze przez chwilę, po czym schowała sztylet do swojej kieszeni po zewnętrznej stronie uda. Nie ufała mu, ale czuła w swoich kościach, że powinna była to zrobić. W końcu nie raz biła się z chłopakami i nawet jeśli nie zdążyłaby dobyć sztyletu, to nie obawiałaby się o siebie tak bardzo.
- Kim jesteś? - zapytała, stojąc w miejscu. Mróz zaczynał doskwierać jej jeszcze bardziej, odkąd przestała się poruszać.
Chłopak uśmiechnął się i potarł dłonie. Wyglądał na zmęczonego i przemarzniętego mimo kilku futer nałożonych na siebie na jego ciele.
- Nazywam się Angus - odparł, a Mel od razu poznała lekki akcent, który przeszkadzał jej wcześniej. Dobyła sztyletu od razu, jakby pożałowała, że w ogóle go schowała.
- Jesteś Berserkiem - powiedziała, ścisnąwszy pewniej broń w ręce. Chłopak zerknął leniwie na jej dłoń i wzruszył ramionami.
- Co to zmienia?
- To, że za przebywanie tutaj grozi ci śmierć, bo... - zaczęła, ale Angus nie dał jej dokończyć.
- Bo tak powiedział wasz wódz, Czkawka? - spytał obojętnym tonem. Mel zamilkła zdziwiona.
Angus westchnął i usiadł na najbliższym pniu, wcześniej pozbywszy się z niego warstwy śniegu. Jego twarz miała nieodgadniony wyraz, który raczej niezbyt miło kojarzył się Mel.
- Nie obchodzą mnie spory wodzów, a ja tylko urodziłem się jako Berserk - odparł, po czym spojrzał w oczy dziewczynie. - Jestem wolnym człowiekiem i nie zamierzam przez całe życie służyć Dagurowi. - Mel zauważyła, że gdy wymawiał imię swojego wodza lekko się skrzywił, jakby niekoniecznie miło wspominał wojownika. - A ty? Czujesz się Wandalem? Czy wolałabyś być niezależna?
Mel zatkało, głównie przez to, że to pytanie było jak wór, który chował w sobie wszystkie jej poprzednie myśli, które bezpośrednio nawiązywały do tego tematu. Kłótnia z Czkawką była kolejnym powodem by zapragnęła życia tylko z Piorunem, bez zobowiązań, jakim było jej pochodzenie. Była córką wodza i właśnie dlatego musiała go zawsze słuchać. Nigdy nie czuła się w pełni wolna - nawet gdy leciała na smoku kilkaset metrów nad ziemią. Zawsze powstrzymywały ją jej więzy, jej zobowiązania.
Mel nagle poczuła, że zaczyna zazdrościć Berserkowi, nawet jeśli nie do końca miała pewność w szczerość jego intencji. On czuł się wolny, nie mając nawet smoka, z którym mógłby wznosić się poza dobrze znaną ziemię.
- Wybacz, nie powinienem wyskakiwać z takimi pytaniami - rzekł Angus, uśmiechając się niepewnie. - Przecież my się nawet nie znamy.
Dziewczyna spojrzała na niego ostrożnie, jakby bała się, że jego spojrzenie całkowicie ją spęta, jakby była bezbronna. Miał w sobie tyle dojrzałości i pewności, która zszokowała dziewczynę. Mógłby być jeźdźcem, tak jak ona, należeć do jej przyjaciół, ale był uciekinierem i na dodatek chyb zdrajcą swojego klanu. Mel jednak widziała w nim coś innego. Widziała odwagę i dystans, jakich nie widziała u nikogo z Wandali, którzy czcili Czkawkę nieomal jak bóstwo. Nikt nie chciał i nie mógł mu się przeciwstawić. Dagur chyba nie miał takiej władzy, skoro jeden z jego ludzi zdołał odejść z szeregów.
- Mam na imię Mel - powiedziała cicho. Angus spojrzał na nią tymi samymi, ciemnobrązowymi oczami i kiwnął głową w zrozumieniu.
- Zawsze miałem pecha - mruknął pod nosem, jednak na tyle głośno, by Mel to usłyszała. - Uciekam z Wyspy Łupieżców na Berk i kogo spotykam? Córkę wodza Wandali. Świetnie...
Mel uśmiechnęła się, widząc, że Berserk mówi to w pół żartem. Usiadła również naprzeciw niego, dalej trzymając się w bezpiecznej odległości. Choć przeczuwała, że siedzenie na mrozie, w lesie w dodatku z obcym mężczyzną jest głupotą, to jednak jej ciekawość była potężniejsza niż strach.
- Myślisz, że cię wydam? - zapytała zaintrygowana. Angus zmierzył ją wzrokiem z nadzieją.
- Czemu miałabyś tego nie zrobić? Jestem twoim wrogiem, zanim jeszcze przyszedłem na świat. - powiedział.
- Dopiero co powiedziałeś, że jesteś wolnym człowiekiem. - zauważyła, unosząc brew. Angus nałożył na głowę kaptur, nie chcąc zmarznąć w śnieżycy.
- Chcę być wolnym człowiekiem, ale sama widzisz, że nie jestem. Gdyby tak było, nie wyciągnęłabyś przy mnie ostrza - mówiąc to, wskazał na sztylet, który dalej trzymała. Mel zamrugała, zastanawiając się, co będzie, jeśli Czkawka znajdzie ją tutaj w towarzystwie Berserka. Pewnie spotka go przykry koniec lub choćby gnicie w lochach Wandali. Nie potrafiła jednak odwieść od siebie myśli, że mogłaby zmienić bieg wydarzeń. Mogłaby nie pozwolić, by Czkawka znów miał nad nią władzę.
- A jeśli ja też jestem wolnym człowiekiem? - zapytała, przyglądając się obcemu. Nie potrafiła oprzeć się faktowi, że Angus istotnie był bardzo przystojny. Miał w sobie coś dzikiego i niebezpiecznego, co szczerze mówiąc bardzo jej się podobało.
Angus spojrzał na nią z zaskoczeniem.
- Na Berk nie ma wolnych ludzi. - powiedział z pewnością, ale i ze smutkiem. Mel oczyma wyobraźni widziała już jeźdźców, którzy przeszukują okolicę. Wstała ze swojego miejsca i kiwnęła na towarzysza. - Każdy jest lojalny waszemu wodzowi.
- Mogę ci udowodnić, że jest inaczej - odparła, nie myśląc nawet, co robi. Gniew wobec Czkawki dalej w niej pulsował, jak nieznośne serce, sprawiające, że umysł nie myślał jasno. - Ale nie zrobię tego, jeśli oboje zamarzniemy. Znam jedno miejsce, gdzie nikt cię nie znajdzie i gdzie będziemy mogli się ogrzać - zaproponowała, cały czas wierząc, że jeśli coś jej się stanie, Czkawka powyrywa wszystkie drzewa w lesie, byleby ją znaleźć. Z głębi serca miała jednak nadzieję, że tak się nie stanie i że obcy nic jej nie zrobi.
Angus zdziwił się i wstał za nią bez słowa, najwyraźniej gotów jej posłuchać. Mel wykorzystała to i ruszyła w dobrze sobie znanym kierunku, cały czas nie chowając sztyletu.
- Za mną - rzekła otwarcie, przechodząc między dwiema wysokimi sosnami.
Noc zaczynała czernieć jeszcze bardziej, pozbawiając las wszystkiego, co dobre. Mel siedziała w małej, ciasnej jaskini pośrodku lasu, ogrzewając się przy syczącym cicho ognisku. Naprzeciw niej siedział Angus z wpatrzoną w płomienie miną. Jego włosy lśniły w świetle z ogniska, unosząc się lekko na wiejącym od lasu wietrze.
- Skąd wiedziałeś, że jestem córką wodza? - zapytała cicho, gdy zdołał już trochę ogrzać dłonie. Angus zerknął na nią z zaciekawieniem.
- Berserkowie już od wczoraj mówią o tobie jak o jakiejś zjawie. Twierdzą, że wytresowałaś Wandersmoka i czczą cię jak jakąś boginię. - powiedział, jakby wcale nie dziwił się ich zachowaniu. Mel jednak była zszokowana tym wyznaniem.
- Więc wczoraj jeszcze byłeś z Dagurem? - zapytała, skupiając się na tym. Anugs kiwnął głową.
- Uciekłem niedługo po bałaganie, jaki zmalowaliście, o ile tak mogę to nazwać - spojrzał na Mel jakby z dystansem. - Potrzebowałem zapasów, dlatego wstąpiłem do Łupieżców. Przypadkiem znalazłem się na Berk.
- Więc w jeden dzień przebyłeś tak długą drogę? - zapytała z niepewnością. Sama nie wiedziała, jakim cudem oni, lecąc całą noc, przebyli tę samą drogę, którą przebył Angus pieszo w jeden dzień.
- Uciekłem na statku Berserków, potem wplątałem się w statek jakiegoś waszego handlarza...
- Johanna - zdziwiła się Mel. Johann był bystrym żeglarzem i nie raz zadziwił Wandali swoim talentem. Jeżeli Angus płynął z nim, to nic dziwnego, że znalazł się na tej wyspie tak szybko.
- Chyba tak - skinął Angus. - W każdym razie moim celem jest wyspa Frigg, a potem... Potem nie wiem, co się przydarzy. Może skończę u Flisaków, albo Damorów.
- Oba te rody są sprzymierzeńcami Berk - zauważyła Mel. Czuła się źle, mówiąc o swoim rodzie tak, jakby jej nie dotyczył, ale próbowała pomóc Berserkowi, nawet jeśli oznaczałoby to nieposłuszeństwo wobec Czkawki... A może tego właśnie chciała - chciała zrobić na złość swojemu ojcu, który trzymał ja w garści przez ten cały czas. - Jeśli chcesz uciekać, to radziłabym wschód.
- Nie ucieknę stąd zbyt szybko - oznajmił, krzywiąc się przy tym boleśnie. Mel zmarszczyła brwi, nic nie rozumiejąc.
Angus wolno ściągnął z siebie futro i odsunął rękaw czarnej tuniki ukazując zabandażowane przedramię. Gdy rozwinął bandaż, Mel zobaczyła głęboką szramę, z której obficie sączyła się krew. Syknęła, myśląc o tym, jak wielki może sprawiać mu ból.
- Co ci się stało? - zapytała Mel, skupiając swój wzrok na jego twarzy. Angus tymczasem nie wyglądał, jakby zbytnio się przejął swoim stanem.
- Jeden Łupieżca mnie zauważył. - powiedział z niezadowoleniem. - Od razu pomyślał, że mam coś wspólnego z Dagurem, bo mam ten sam odcień włosów... Mogę powiedzieć tylko tyle, że nie było to przyjemne spotkanie.
Mel przysunęła się blisko chłopaka i spojrzała na jego ranę. Nie była ekspertem, ale tego typu rany nie należały do tych, które można było łatwo zignorować. Kiedyś, gdy jeźdźcy mieli przyspieszony kurs medyczny z Gothi, Szpadka pokazała jej, jak tamować krew oraz zabezpieczać ją przed zakażeniem.
- Nie przemywałeś jej - zauważyła. Angus zaprzeczył ruchem głowy, podczas gdy Mel wstała i wyszła po śnieg na zewnątrz. Chłopak błądził za nią wzrokiem, jakby miał nadzieję, że mu pomoże.
Po minucie wróciła ze zmielonym śniegiem, który zwinęła w kawałek skóry, który zachowała w kieszeni swojego zimowego płaszcza na wszelki wypadek. Chyba zrobiła to, zauważywszy, że Czkawka nosi ze sobą wiele wydawałoby się niepotrzebnych przedmiotów, które przydają się, gdy jest w tarapatach.
Ujęła delikatnie w palce rękę chłopaka i zaczęła obmywać ranę, podczas gdy Angus starał się nie pokazywać, jak bardzo boli go rozcięcie. Potem, gdy Mel skończyła swoje dzieło, westchnęła ciężko i rozejrzała się po jaskini błędnym wzrokiem.
- Co jest? - spytał Angus cicho, zaglądając jej w oczy.
- Nie mam tutaj nic, czym mogłabym ci ją opatrzyć, a nie obraź się, twój bandaż nie za wiele da, jeśli w ranę wda się zakażenie. - powiedziała nieco zawiedzionym głosem. Zastanawiała się, czy zdążyłaby na czas, gdyby pobiegła teraz po Pioruna i kilka rzeczy z domu. Wiedziała, że Czkawka zabronił jej latać, ale jest przecież noc i nikt nie zauważyłby jej obecności na niebie. Poza tym, nie wiedziała, ile minęło czasu od momentu zranienia przez Łupieżcę i to nieco wiązało jej ręce.
- Nic się nie stało - odparł Angus z uśmiechem. Mel popatrzyła na niego zagadkowo. - Nic mi nie będzie, poważnie. Dam sobie radę.
- Berserkowie są zawsze tacy uparci? - spytała, wywracając mimowolnie oczami. Angus zaśmiał się.
- A Wandale zawsze chcą stawiać na swoim? - zapytał zamiast tego, wdając się z nią w przekomarzanki. Mel zachichotała, czując, że może kiedyś zdołałaby polubić tego Wikinga. Angus złagodniał i spojrzał na nią z uśmiechem. - Chyba wolę, gdy się uśmiechasz. - powiedział spokojnie, wpatrując się w nią dziwnym spojrzeniem. Mel jednak wstała i podała mu śnieg. Nagle poczuła się nieco nieswojo w towarzystwie Berserka.
- Przemywaj tę ranę co jakiś czas - poinstruowała go, kierując się w stronę wyjścia. - Za jakieś trzy godziny powinnam wrócić.
- Ze swoim ojcem? - spytał dość nieufnie Angus, patrząc za nią z cieniem strachu, jakby obawiał się, że Mel go zdradzi. Ona jednak nie zamierzała tego zrobić, głownie dlatego, że chłopak był ranny i
potrzebował jej pomocy.
- Nie - rzekła, przystając. - Wrócę sama.
Dojście do domu zajęło jej raptem koło godziny, głównie dlatego, że las znajdował się niedaleko jej domu. Rodzice nie wstali, a Piorun drzemał spokojnie w jej pokoju, gdy się pojawiła.
- Cicho, mój mały - poprosiła, głaszcząc go po wykładanej łuskami paszczy. - Bo jeszcze cię usłyszą.
Zabrała z domu wszystkie potrzebne rzeczy, których większość i tak trzymała w swoim pokoju w nagłym wypadku i wyleciała z domu na grzbiecie swojego smoka, mając nadzieję, że jeszcze żaden Wiking nie zdoła wstać, a już zwłaszcza wódz.
Piorun przeleciał migiem nad białymi koronami drzew i zatrzepotał skrzydłami, gdy Mel zatrzymała go nad jaskinią, w której znajdował się Angus. Przez chwile zastanawiała się, czy nie popełnia błędu, trzymając Pioruna tak blisko Berserka, ale jej chęć niesienia pomocy wygrała z wszelkim niepokojem. Zatrzymała smoka jakieś sto metrów od jaskini i zeskoczyła w biały puch, obwiązując sobie przy tym torbę wokół ramienia. Gdy dotarła do jaskini, zauważyła, że Angus poruszył się niespokojnie, jakby oczekiwał ataku jakiegoś innego Wandala. W dalszym ciągu siedział w tym samym miejscu, z odkrytym przedramieniem, które odsłaniało zakrwawioną ranę, opływającą małą posoką krwi.
- Wcześnie wróciłaś - zauważył, wiodąc za nią wzrokiem.
- Dziwisz się, że nikogo ze sobą nie przyprowadziłam? - zapytała, klękając przy nim i wyciągając z torby różne rzeczy. Angus pokręcił głową.
- Miałem przeczucie, że mogę ci zaufać - powiedział z powagą. Mel zerknęła na niego, ale tylko raz, czując się bardzo nieswojo w towarzystwie chłopaka. Naszła ją myśl porównania do Robina i od razu pożałowała, że Robin jest jedynym chłopakiem, przy którym czuje się całkowicie rozluźniona.
- Co robiłeś z tą raną, że nie zdołała się zasklepić? - spytała, marszcząc brwi. Najwyraźniej Angus miał dość trudną krzepliwość krwi albo po prostu źle przemywał ranę.
- Chyba nie za bardzo się na tym znam - wyznał, czerwieniejąc na twarzy.
Mel wzięła małą miskę, którą zdołała zabrać z paleniska ze swojego domu, po czym wyszła i nabrała śniegu po raz drugi. Gdy wróciła, postawiła miskę na ułożonych przez siebie kamieniach wprost na ognisku. Miała nadzieję, że w ten sposób woda zdąży się zagotować. Czuła na sobie wzrok Angusa i przez myśl przeszło jej, by poprosić go, by przestał się na nią gapić, ale nie przeszłoby jej to przez gardło z jednego prostego powodu - zaczynało jej się to podobać.
- To na czym w takim razie się znasz, jeśli nie na medycynie? - zapytała, by nawiązać dialog. Angus roześmiał się.
- Na żegludze. - odpowiedział skromnie. - I na strategii.
- Strategii? - dopytywała się Mel, przemywszy ostrożnie ranę. Miała w torbie spirytus, ale obawiała się, że będzie niepotrzebny, jeśli do rany doszło zakażenie. Pierwszy raz od jej czynności zależało czyjeś życie i w głębi duszy bardzo obawiała się tej odpowiedzialności. Już rozumiała Gothi i bardzo jej współczuła, w końcu to na jej słabych plecach spoczywało zdrowie i życie całej wyspy, nie mówiąc już o tym, że po jej śmierci jej miejsce zajmie Szpadka.
- Byłem głównym strategiem Dagura, jeśli o to ci chodzi - mruknął i syknął jak żmija, gdy Mel przyłożyła gazę ze spirytusem na jego ranę. Na widok zbolałej twarzy Angusa sama miała ochotę oderwać materiał od rany.
- Wybacz - wyszeptała, krzywiąc się. Angus zagryzł zęby i spojrzał na nią tak, jakby pogodził sie ze swoim losem.
- W porządku - odparł, kiwnąwszy głową. - W końcu chcesz mi pomóc.
Mel skończyła opatrywanie, gdy przemyła ranę jeszcze raz, tym razem nową, przegotowaną wodą z roztopionego śniegu i zawinęła ją ostrożnie w świeży bandaż. Angus odetchnął, gdy ból zadany przez odkażający płyn przestał wypalać mu przedramię.
- Ty też nie zajmujesz się tylko medycyną, prawda? - zapytał, patrząc jej w oczy. Mel zaczynała się zastanawiać, czy kiedykolwiek uciekał przed czyimś spojrzeniem tak, jak ona teraz. - Na pewno walczysz.
- Skąd ta pewność? - spytała obojętnie, rozrywając koniec bandaża, by go zawiązać.
- Bo widziałem twoją postawę, gdy mnie zobaczyłaś. Tego uczą na Berk? Jeśli tak, to Berserkowie powinni się obawiać. - mówił, zapełniając swoimi słowami niezręczną ciszę.
- Gotowe - odezwała się Mel, patrząc na swoje dzieło. Bandaże wyglądały na trwałe, ale i tak będzie musiała je zmieniać przez kilka następnych dni - i tego właśnie bała się najbardziej. Co, jeśli ktoś znajdzie Berserka na ziemiach? Albo co gorsza, co jeśli zacznie żywić wobec niego sympatię?
- Dzięki, Mel - rzekł Angus, obejrzawszy uważnie jej dzieło. - Czuję się jak młody bóg.
- Ale nie wyglądasz - skwitowała dziewczyna, wstając. Pozostawało tylko posprzątać swoje rzeczy i mogła wrócić do siebie. Nagle przypomniała sobie o czymś. - Przyniosłam ci coś do jedzenia. Mam nadzieję, że starczy do jutra.
- Do jutra? - zapytał cicho Angus, skupiając na niej ciemne oczy.
- Tak, jutro przyjdę zmienić bandaże - powiedziała, chowając do torby resztki bandaży i zużytą miskę. Angus uśmiechnął się ledwie zauważalnie, jakby ucieszył się z tego faktu. - Chyba do tego czasu nie spalisz połowy wyspy, co?
- A masz może zapałki w tej torbie? - zapytał Angus z szerokim uśmiechem. Mel spojrzała na niego poważnie, ale on tylko się roześmiał. - Żartuję. Musiałbym być niespełna rozumu, by zrobić coś takiego po tym, co dla mnie zrobiłaś. Naprawdę jestem ci wdzięczny.
Nagle jego oczy zwęziły się, a Mel poczuła na plecach zimny dreszcz. Spojrzała w kierunku, w który patrzył Angus i zobaczyła łeb Pioruna, który leżał przed jaskinią, zaciekawiony ich rozmową. Na sam jego widok, jeźdźczyni miała ochotę skoczyć i osłonić własnym ciałem swojego smoczego przyjaciela. Angus wpatrywał się w niego ze szczerym zdumieniem i podziwem, jakby oglądał jakiś cud, a nie smoka.
- Więc to prawda - wyszeptał ze zdumieniem. - Jesteś jeźdźczynią Wandersmoka...
Mel wstała i rzeczywiście stanęła między Berserkiem, a swoim smokiem, nie odrywając oczu od swojego nowego znajomego.
- Nie należy do Berserków - rzuciła złowrogo. - Bez względu na to, co myśli twój wódz. Nie dostanie go w swoje ręce.
Angus spojrzał na nią z miną, jakby nie odczuwał kompletnie żadnych emocji. Mel czuła się jeszcze bardziej zaniepokojona, bo nie potrafiła przewidzieć jego reakcji na te słowa. Całą sobą starała się myśleć, w jaki sposób wyciągnąć szybko sztylet w kieszeni przy udzie, ale jednak wstrzymywała się, dając Wikingowi szansę na odpowiedź.
- Jest... niesamowity. - powiedział z podziwem, przekrzywiając się, by zobaczyć smoka za jej plecami. - Naprawdę myślisz, że Berserkowie chcą go skrzywdzić?
- Nie wiem, czego chcą - warknęła pewnym siebie głosem. Zastanawiała się, czym różnił się Angus od Dagura, że teraz w tej chwili nie odczuwała tego przerażenia, jakie czuła przy spotkaniu z wodzem Berserków. Może chodziło o to, że siedział przed nią ranny, albo że byli w podobnym wieku. A może po prostu Mel zaczynała wierzyć w jego bezbronność. - Ale na pewno tego nie dostaną.
- Boisz się, że skrzywdzę ciebie i smoka? - zapytał Angus leniwie, jakby był pewny swoich racji. Ta postawa sprawiła, że Mel poczuła się całkiem zagubiona, jakby ktoś wytrącił ją z równowagi.
- To właśnie chciał zrobić Dagur, gdy pierwszy raz mnie zobaczył. Mało tego, prawie mnie skrzywdził. Gdyby nie to, że był zszokowany widokiem Pioruna... - mówiła szybko, niczym Flegma sprzedająca swoje warzywa na targu, choć do tej chwili myślała, że tak nie potrafi.
- Pioruna? - spytał Angus, ściągając brwi. - Ładne imię dla smoka.
- Specjalnie to robisz?! - krzyknęła Mel, nie mogąc znieść jego stoickiego spokoju. Angus po prostu siedział i patrzył, podczas gdy ona starała się zapobiec jakiejś katastrofie.
- Co takiego? Staram ci się przekazać, że nie jestem Dagurem? - zapytał gniewnie Angus, jakby urażonym tonem. Mel zamilkła, wpatrując się w niego ze zdziwieniem. - To właśnie przez cały czas robię. Dlaczego nie chcesz mi uwierzyć?
- Bo twoi przodkowie wyrządzili moim pobratymcom wiele zła, a twój wódz kilkakrotnie próbował zabić mojego ojca! - wykrzyknęła, nie mając już siły na dalsze trzymanie nerwów u wodzy.
Angus zamknął oczy, jakby zalała go fala bólu z opatrzonej niedawno rany.
- Dagur nie jest moim wodzem na wszystkich bogów Asgardu - wyszeptał Angus, starając się zachować równowagę, z której wytrąciła go Mel. - Nie jestem taki jak ty, nie wiąże mnie żaden klan, zapomniałaś? Nie obchodzi mnie, co planuje Dagur. Berserkowie to przeszłość. Daj mi w końcu zostawić ją za sobą!
Mel stała przed nim, sparaliżowana przez piętrzące się w jej umyśle myśli. Miała ochotę po prostu podejść i wbić sztylet w serce Berserka, by zagłuszyć swoje wątpliwości, ale prawda była taka, że ufała Angusowi. Ufała, że nie jest w stanie skrzywdzić jej i Pioruna, a przynajmniej tak długo, jak długo jest ranny i uziemiony. Może do tego czasu zdoła zbadać, czy jest na tyle godny zaufania, by pozostawić go dalej przy życiu.
- Przyjdę jutro - oznajmiła tylko, po czym zarzuciła torbę na ramię i odeszła do Pioruna, mając dość przykrego uczucia, jakie narodziło się w jej sercu. Chciała jednocześnie chronić bliskich i dać szansę obcemu, ale wiedziała, że będzie musiała wybrać między jednym i drugim. A ona nie potrafiła wybierać.
Pierwsza!
OdpowiedzUsuńSorry za nieogarnięcie, ale oglądam mecz :D
Potem napiszę bardziej treściwy komentarz!
Pozdrawiam, Nieznajoma <3
Też oglądałam i jestem dumna z naszych ^^ świetnie grali całościowo, początek tylko dość kiepski mieli
UsuńO ludzie...To się porobiło. Mel zauroczyla się w Agnusie ? No bez jaj! Ale powiem szczerze, że mi to w stu procentach satysfakcjonuje ^^ no bo było by nudno, gdyby Mel związała się z Robinem od razu. Trzeba trochę namieszać, co nie, Just ? Gdybym była Mel, to zrobiłabym tak samo. Chodzi o to, żeby wkrurzyc Czkawke, no bo serio, on przegina. Mel jest jego córką, powinna go słuchać, ale nie może wciąż więziona na Berk :/
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że w tym wszystkim choć Astrid pomoże Mel. No i liczę na jakieś przejawy zazdrości ze strony Robina :')
Do nn, miszczu nasz :P
Ze wszystkim się zgadzam Smile 😊 Mel ma niepowtarzalny charakter, a jeszcze w połączeniu z Czkawką tworzy wybuchową mieszankę. Nie zapominajmy jednak że Haddockowie bardzo się kochają ^^ a cd relacji Mel cd Robina i Angusa to nic nie zdradzam ;x
UsuńNo no no Just popisałaś się tym nextem ;).
OdpowiedzUsuńWprowadzenie Angusa wyszło ci super. Nikt by tego lepiej nie wymyślił! Bardzo fajnie to wszystko opisałaś. Podobała mi się postawa Angusa, ale za to Mel mnie troszkę zirytowała. Jest wkurzona na ojca rozumiem, ale bez przesady! Naprawdę świetny next. Żadnych uwag, mnóstwo szacunku za to, że potrafisz pisać takie arcydzieło no i oczywiścię życzę ci weny i duuuuuużoooo pomysłów których i tak pewnie nie brakuje xD
Nie chciałam z nim wyskakiwać mam nadzieję że uzyskałam efekt takiego stopniowego umieszczania postaci w wydarzeniach na Berk ^^ i bardzo dziękuję
Usuń