sobota, 12 września 2015

Wyprawa po zapasy

   Czkawka stanął na placu, po czym rozejrzał się dokoła, podziwiając pracę swoich ludzi. Całe Berk zostało przemienione w istną arenę do Wyścigów Smoków, które miały się odbyć za kilka dni. Już teraz Wikingowie pozawieszali wszędzie barwne chorągwie, w niemal wszystkich kolorach tęczy, które wskazywały smokom właściwy kierunek oraz przede wszystkim nadawały wyspie odpowiedni charakter do zawodów.
- Dobrze jest znowu widzieć takie poruszenie w Berk - powiedziała Valka, podchodząc do syna. Jej siwe kosmyki spływały po reszcie ciemnobrązowych włosów niczym srebrne kaskady.
- Ehmm - przytaknął wódz. - ale nie jestem pewien, czy to dobry pomysł.
- Jak to? - zdziwiła się Valka, patrząc wymownie na syna.
- Mam złe przeczucia co do tegorocznych Wyścigów - wyznał, nie dając poznać po swojej zamyślonej minie, że jest szczerze przejęty sprawą kruczych kupców. Być może Gevorg dał za wygraną, co do nich wiedział, że zyskał poważnych wrogów.
- Przesadzasz, Czkawka - próbowała go uspokoić jeźdźczyni, trzymając w dłoni dumnie swoją smoczą laskę. - Niby co miałoby się stać?..
   Nagle wszyscy Wikingowie przygotowujący wioskę do Wyścigów usłyszeli głośny huk w pobliżu portu, a zaraz potem gęsty, czarny dym, który zakrył niemal pół wybrzeża. Kilkoro Wikingów zaczęło wykrzykiwać coś do pozostałych, być może jakieś nakazy, by pomóc poszkodowanym, bądź ugasić pożar.
- Na przykład to - mruknął Czkawka, wskakując na Szczerbatka niemal w tej samej sekundzie.
   Obaj zapikowali w dół z szybkością błyskawicy, zaniepokojeni tym, co mogą tam zobaczyć. Szczerbatek rozłożył nagle skrzydła i przystanął tuż nad długim, drewnianym pomostem, prowadzącym do portu. Czarny dym wznosił się nad ponad połową statków, a płomienie lizały smętnie wilgotne od słonej wody drewno. Czkawka jednak wiedział, co mogło znajdować się w ładunkach i od samej myśli poczuł ciarki, przechodzące po jego całym ciele.
   Zeskoczył z hukiem na pomost i zaczął biec wzdłuż palących się okrętów, mijając spanikowanych Wikingów. Szczerbatek zawył ze strachu o jeźdźca i ruszył w pogoń za nim.
   Czkawka złapał za ramię Szprota, opiekuna portu i krzyknął mu do ucha:
- Co tu się stało?
   Szprot był potężnie zbudowanym Wikingiem o wyjątkowo bezbronnym spojrzeniu jasnoszarych oczu. Mimo to, Szprot spojrzał z gniewem i determinacją na swojego wodza.
- Ktoś podpalił łódź Johanna. Od niej zapaliły się następne. - po czym skinął głową i ruszył biegiem w stronę swoich ludzi.
- Wy tam, bierzcie się za wiadra, już!
   Czkawka spojrzał z trwogą na palące się statki. Takiego pożaru nie da się ugasić wiadrami! - pomyślał z bezradnością, gdy w głowie zaświtał mu jedyny pomysł, który mógł się w tej sytuacji udać.
- Czkawka, co jest?! - wykrzyknął Sączysmark, odnajdując wzrokiem wodza. Hakokieł patrzył z dziecięcą niemocą na ogień, który palił kolejne żagle. Astrid wylądowała z Iskrą tuż obok jeźdźca.
- Ratujcie tych ludzi! - krzyknął Czkawka najgłośniej jak mógł. Wiedział, że jeśli on nie zachowa zimnej krwi, to całe Berk pochłonie panika. - Zabierzcie wszystkich na wyspę, szybciej! Niech nikt nie zostanie w porcie.
- Czkawka! - Astrid próbowała go złapać, ale jej mąż wskoczył na Szczerbatka i oboje poszybowali nad Berk, jakby uciekali od ognia.
- Słyszeliście, co powiedział! - Czkawka usłyszał głos Sączysmarka. - Do roboty!
   Szczerbatek spojrzał z powątpieniem na swojego jeźdźca, jakby nie wierzył, że naprawdę uciekają z miejsca pożaru. Czkawka uśmiechnął się słabo do niego.
- Musimy znaleźć Tornado - powiedział do swojego smoka, który wzbił się od razu w powietrze swoimi nietoperzymi skrzydłami, by lepiej widzieć otaczające ich lasy.
   Od razu minęła ich Valka, pędząc z Chmuroskokiem, posycani wichrem. Na oczach Czkawki, Chmuroskok nagle zahamował swoimi potężnymi skrzydłami, powodując silny powiew wiatru, który zdmuchnął część płomieni. Niestety, po jakiejś minucie siła żywiołu zaczęła się odnawiać. Muszą jakoś dać radę, pomyślał Czkawka, dostrzegając ciemnogranatowe zarysy wśród dolnych wybrzeży Berk. Mniej więcej tam miał swoje gniazdo Tornado.
- Tam! - Czkawka wskazał swojej Nocnej Furii miejsce, w którym dostrzegł smoka.
   Szczerbatek zamachnął się dwa razy skrzydłami i przebył prawie połowę odległości, dzielącej smoka i jego jeźdźca od Gromogrzmotów. Szczerbatek jakby panował nad powiewem wiatru pod jego skrzydłami, który niemal nakierował ich we właściwym kierunku.
   Czkawka skorzystał z okazji, wstał i skoczył - wprost na grzbiet Tornada, który ryknął ze złością.
- Wybacz, przyjacielu - szepnął jeździec, głaszcząc zrogowaciały pysk smoka. - ale jesteś nam potrzebny.
   Gromogrzmot spojrzał w kierunku wybrzeża i ryknął, zauważając piętrzący się dym. Jeźdźcy latali na smokach wokół, próbując jakoś uspokoić ognistą burzę, która rozpętała się nad portem. Co rusz Hakokieł bądź Iskra wylatywali zza chmury czarnego dymu.
   Nagle uszy Czkawki przeszedł drugi huk - następny statek eksplodował wraz ze swoją zawartością. Przed ciało przeszły mu ciarki. Astrid, pomyślał od razu, wiedząc, że jeźdźcy mogli zostać w pobliżu wybuchu, gdy nagle zauważył nad wioską skrzydła drugiej Nocnej Furii, które starały się zachować równowagę. Ulga, którą poczuł, niemal go zmiażdżyła. Na wyspie już czekali wszyscy jeźdźcy z rannymi, ale Czkawka ruszył wprost ku portowi, niewidocznemu wśród kłębów duszącego dymu na przerażonym Tornadzie. Szczerbatek stał na placu, patrząc na jeźdźca i jęcząc ze strachu za swoim jeźdźcem.
- Spokojnie - szepnął Czkawka do smoka, na którego grzbiecie leciał. - Nie zależy nam na wietrze. Spróbuj oblecieć dokoła port i ruszyć ku morzu.
   Tornado kiwnął głową ze zrozumieniem, po czym zawirował lekko i zafalował w powietrzu jak płaszczka. Czkawka usłyszał krzyki Wikingów, dopingujących go z wyspy.
    Rzeczywiście zawirowali wokół i skręcili w stronę morza. Czkawka zatrzymał Tornado nad wodą, po czym dał mu sygnał, a smok wytworzył falę dźwięku, która spowodowała falę o wysokości dorosłego Ponocnika. Fala ta jednak uderzyła o burty płonących statków, nie czyniąc im żadnej krzywdy.
- Tornado, postaraj się - wspierał go Czkawka. - Spróbuj jeszcze raz.
   Smok ryknął, niczym Wiking gotowy do bitwy i otworzył szeroko paszczę, z której wyszły kolejne ogłuszające fale dźwięku. Czkawka zakrył szybko uszy, wiedząc, że może stracić słuch. Dźwięk jednak dobijał się do jego uszu pomimo to, więc zrezygnowany jeździec po prostu wskoczył do wody, która tłumiła rozbijanie się siły dźwięku.
   Spojrzał jednak spod tafli wody na siłę wody, która niepohamowana uderzyła o port, miażdżąc słabsze fragmenty budowli. Deski latały wszędzie, ale ogień ustał, jakby ktoś zgasił płomień świecy wilgotnymi palcami.
   Czkawka wynurzył się z wody, kaszląc ciężko. Spojrzał w kierunku portu, przy którym pływały zgliszcza. Dosłownie wszędzie dokoła pływały elementy statków - kawałki masztów, skrawki żagli, poza tym pełno odłamków drewna. Połowa portu zdawała się być spalona. Z pomostu zostały tylko zwęglone części. Czkawka zaklął pod nosem widząc ten stan rzeczy. Miał nadzieję, że nikt nie ucierpiał.
- Czkawka! Trzymasz się?! - wykrzyknął Śledzik, lecąc pierwszy w stronę wodza. Za nim byli również Sączysmark i Astrid, która już wyprzedzała swoich przyjaciół na Iskrze. Mieczyk i Szpadka mieli w tym czasie lekcje, więc Czkawka miał nadzieję, że chociaż zdołali odgrodzić dzieci od ognia.
- Chyba tak! - krzyknął, wypluwając wodę. Tornado, trzymający się metr nad wodą popatrzył na niego smutno, po czym odleciał. Czkawka pomyślał ze smutkiem, że od czasu, gdy Tornado latał z jego ojcem, nie miał na grzbiecie żadnego innego jeźdźca. Smoki bardzo źle znosiły straty. Nawet, jeśli Stoick pozwolił mu odejść do swoich piskląt, smok nigdy o nim nie zapomniał.
   Astrid przyleciała pierwsza i wyciągnęła rękę ku swojemu ukochanemu.
- Ale napędziłeś mi stracha - westchnęła, pomagając mu wejść na grzbiet Iskry.
- A ty mi niby nie - mruknął, ale pocałował ją w policzek. Astrid odepchnęła go lekko.
- Pogadamy jak wyschniesz - odpowiedziała smętnie. Najwyraźniej widok portu ją także zasmucił.
   Czkawka spojrzał znów na spalony port i z żalem powiódł wzrokiem na wyspę. Kto mógł im zrobić coś takiego? - pomyślał, ale odpowiedź nasunęła mu się sama. Kruczy kupcy. Czy to możliwe, że chcieli się zemścić za rozerwanie ich smoczego sojuszu z Hoodami? Na samą myśl Czkawka miał ciarki. Jeśli potrafili podpalić port, to co jeszcze wymyślą?
- Wszyscy cali? - wódz zapytał Astrid, patrząc na zebrany tłum na placu.
- Tak, Johanna wyciągnęliśmy z wody, a Smyczek i Hodor doznali lekkich poparzeń, ale Sączysmark już zawiózł ich do Gothi.
- Zawsze na posterunku - skomentował jej słowa Wiking, machając do Czkawki.
- To dobrze - westchnął z ulgą Czkawka.
   Gdy dolecieli na wyspę, Szczerbatek od razu wskoczył na jeźdźca, powalając go na ziemię i przytulając do siebie mocno.
- Szczerbol! - wykrzyknął Czkawka, podnosząc się i odpychając lekko, ale stanowczo smoka. - Juz dobrze, żyję, widzisz?
   Wikingowie podeszli do niego z obojętnymi minami. Każdy z nich miał na twarzy wymalowane przerażenie. Spłonął jeden z ważniejszych punktów w Berk - miejsce, z którego Wikingowie czerpali ważniejsze zapasy, a wśród Archipelagu nie było wyspy, która nie korzystała z handlu morskiego. W dodatku Johann był ranny. Co poradzą Wikingowie podczas jego nieobecności?
- Czkawka, dobrze się czujesz? - spytała Valka, patrząc na syna z uwagą.
- Tak, wszystko dobrze. - odpowiedział, otrzepując się ze smoczej śliny.
- Czkawka, co my teraz zrobimy? - zapytała go Flegma, opuszczając z bezradnością ręce.
- Co z Johannem? - dopytywał się ktoś inny.
- Kto to zrobił?
- Co teraz z naszym portem?
   Czkawka podniósł ręce i ku swojemu zdziwieniu wszyscy umilkli, wpatrując się w niego z wyczekiwaniem. Astrid podeszła do niego o krok bliżej.
- Słuchajcie, port da się odbudować. Trochę to zajmie, ale damy sobie radę. Musimy tylko przełożyć Wyścigi Smoków.
   Wikingowie nagle posmutnieli, słuchając tych słów, ale wiedzieli, że to konieczne, by odnaleźć się w tej trudnej sytuacji. Przecież nie mogli się bawić, gdy ich port wydawał się być spalony na wiór. Czkawka otarł mokre od słonej wody włosy i znów przemówił:
 - Miejmy nadzieję, że Johann wyzdrowieje. Jeśli zajmie mu to więcej czasu, to też damy sobie radę.
- Niby jak? - zapytał ktoś z tłumu.
   Czkawka spojrzał ukradkiem na jeźdźców stojących za jego plecami.
- Wtedy nasze zapasy będą odbierać jeźdźcy i przywozić tu, na Berk.
   Wikingowie ucieszyli się widocznie, klepiąc się po plecach z uśmiechami. Zdawało się, jakby Czkawka tchnął w nich nadzieję, którą odebrał im pożar.
- Zamierzasz wstrzymać Akademię? - zapytała Astrid, dotykając ramienia męża.
- Nie mamy innego wyboru - Czkawka odwrócił się do niej przodem. Reszta Wikingów rozeszła się, widząc, że ich wódz powiedział już wszystko, co miał do powiedzenia. - Handel jest w tym momencie ważniejszy od Akademii.
   Astrid westchnęła, podpierając się pod boki.
- A więc dobrze, ale ja dowodzę tą ekipą - powiedziała, patrząc z wyzwaniem na Sączysmarka.
- Co? A nie niańczysz w tej chwili Mel? - warknął Sączysmark.
- Mel wytrzyma beze mnie kilka dni - odparła Astrid, wyraźnie nie biorąc do siebie jego słów. - A ja jestem potrzebna wam, żebyście się nie pozabijali.
   Czkawka uśmiechnął się do niej szczerze.
- Miałem nadzieję, że sama się zgłosisz - uśmiechnął się do niej Czkawka, gładząc dłonią jej lśniącego warkocza.
- Dobra, dobra, a teraz idź się wysusz - zaśmiała się Astrid, obracając go w miejscu i pchając w stronę domu.



   Jak się okazało, rany Johanna były poważne, a Gothi musiała się nieźle natrudzić, robiąc mu różne mikstury i specyfiki. Czkawka odwiedzał go codziennie, sprawdzając jego stan zdrowia. Astrid opowiadała, że Sączysmark znalazł go obok łodzi, która jako pierwsza wybuchła. Oparzenia Johanna były na tyle głębokie, że na pewno minie trochę czasu, zanim kupiec dojdzie do siebie, a skóra się zrośnie.
   Minęły dwa dni, a Wikingowie ani na chwile się nie rozchmurzyli. Jeźdźcy próbowali wprawić ich w dobry nastrój, nawet bliźniacy wymyślili sztuczne ognie, które ostatecznie podpaliły dwie owce i boleśnie przypomniały mieszkańcom o ich stracie.
   Czkawka zdecydował w końcu, że jeźdźcy muszą wyruszyć zamiast Johanna i przywieźć niezbędne towary, zanim zapasy Wikingów się skończą. Co prawda, żyli z rybołówstwa i roli, ale wszystkie ważne przesyłki przepadły, gdy wybuchnęły dwie łodzie, przypalając te pozostałe. Uratowały się tylko cztery skrzynie, które nie wystarczyłyby nawet dla połowy wioski.
- Bądźcie ostrożni - poprosił Czkawka, stojąc nad portem, z którego widok otwierał się na otwarte morze.
   Jeźdźcy mieli już przygotowane bagaże i właśnie zawiązywali je u siodeł. Smoki czuły się dobrze - przez te kilka dni wypoczęły i nabrały sił. Szczerbatek spoglądał na nie z zazdrością - najchętniej sam porwałby Czkawkę na dłuższy lot. Niestety, byli uwiązani u Berk, a tu było sporo pracy.
- No Czkawka, przecież nas znasz - powiedział Sączysmark, rozkładając ręce.
- I właśnie dlatego chcę, żebyście byli ostrożni - uśmiechnął się do nich wódz, krzyżując ramiona. Kilkunastu Wikingów zgromadziło się na placu, by pożegnać odlatujących jeźdźców.
   Astrid zeszła z Iskry, na której plecach spoczywała spora liczba pakunków - tak naprawdę jej jeźdźczyni nie potrzebowała wiele, większość z nich zajmowały pieniądze i zapasy z Berk, które podlegały wymianie. Jeźdźcy mieli wymieniać się ciężkimi bagażami, by jeden smok nie musiał dźwigać wszystkiego, ale to Iskra brała na siebie pierwszą wartę. Jej jeźdźczyni miała na sobie zaprojektowany przez Czkawkę kostium, nieco przypominający jego własny, z tym, że jej był bardziej funkcyjny w przypadku ataku, zaś Czkawka wolał postawił na bardziej potrzebne elementy, jak mapy, czy części do ogona Szczerbka.
   Górna krawędź kostiumu kończyła się na ramionach i miała jasnoniebieski kolor, doskonale współgrający z jej oczami, niżej miała na sobie czarny kaftan, pod którym kryła się cienka kolczuga i kończyła się przed kolanami. Dalej wystawał tylko błękitny materiał bluzki, specjalnie doszyty dla efektu i by przykryć nagie łydki, a na stopach jeźdźczyni znajdowały się zwykłe ciemnobrązowe ciepłe buty, zakrywające połowę łydek. Astrid wyjątkowo nie miała na sobie swojej ciężkiej, stalowej spódnicy z jednego prostego powodu - na siodle najlepiej jest czuć się lekko, tak samo podczas walki. Poza tym na srebrnym pasie, który przecinał jej biodra mieściło się jej więcej broni, niż gdyby spoczywała tam spódnica. Miała tam swój topór, dwa sztylety i jeden nóż myśliwski, który przydawał się w okrawaniu zwierzyny, a jeźdźcy będą musieli jakoś polować. Nie mogli wziąć ze sobą jeszcze zapasów jedzenia dla siebie, bo inaczej smoki nie dałyby radę choćby unieść się ponad ziemię.
   Czkawka spojrzał z uznaniem na swoje dzieło - co prawda sądził, że nowy strój Astrid będzie dobrym pomysłem, ale nie wiedział, że wyjdzie aż tak dobrze. Poza tym kostium podkreślał dokładniej sylwetkę dziewczyny, co w pełni popierał Czkawka.
- Na pewno dacie sobie radę? - spytała Astrid, patrząc wyczekująco na jeźdźca. Czkawka wiedział dokładnie o co jej chodzi. Rozmawiali już na temat podpalenia portu i jeśli jeźdźcy odlecą, szanse na atak Berk wzrosną. O ile rzeczywiście, było to dzieło kruczych kupców.
- Pewnie, że tak - zaśmiał się Czkawka. - Zostawiacie tu Wikingów, na Odyna!
- I Czkawkę - burknął Sączysmark pod nosem, wsiadając na Hakokła. - Jeźdźmy już - stęknął.
   Nagle z małego tłumu wyleciała Mel, przepychając się między gapiami.
- Stójcie! Na bogów, zdążyłam... - zaczęła, łapiąc się nogi Czkawki i oddychając ciężko. Astrid uśmiechnęła się i kucnęła przed nią.
- Nie odleciałabym bez pożegnania - zapewniła ją, a dziewczynka natychmiast wpadła jej w ramiona.
- Wróć bezpiecznie - poprosiła cichutko, wtulając się jasne włosy jeźdźczyni.
- Nie widzę nawet innej możliwości - obiecała jej Astrid, gładząc ją po policzku. - Pomagaj Czkawce jak tylko będziesz mogła. I nie dręcz za bardzo Szczerbatka.
- Ale on to lubi - jęknęła Mel, ale zaraz po tym na jej twarzy zagościł chytry uśmieszek. Szczerbatek zarechotał, rozumiejąc w pełni słowa Astrid.
- Spotkamy się ponownie za kilka dni, o ile dopisze nam pogoda - mrugnęła do niej Astrid, wstając, choć wciąż trzymała ją za ręce.
   Mel westchnęła, po czym zrobiła krok do tyłu, czekając aż Czkawka pożegna się z Astrid. Za nimi Tanya żegnała Mieczyka, co zapewne również będzie tematem wielu rozmów w Berk. Szpadka w tym czasie wyśmiewała się ze Śledzika razem z Sączysmarkiem
   Astrid westchnęła i przytuliła się do Czkawki, kładąc głowę na jego ramieniu.
- Uważaj na siebie - poprosił ją jeździec, całując jej szyję z czułością.
- I na innych - dodała Astrid, uśmiechając się na jego słowa. - Damy sobie radę. - zapewniła go, patrząc mężowi w oczy.
- No raczej - mruknął Czkawka, głaszcząc dłonią jej policzek. - Gdybym nie był tego pewien, to bym was tam nie wysyłał.
   Astrid uśmiechnęła się i musnęła usta jeźdźca, ale Czkawka nie chciał szybko kończyć ich pożegnalnego pocałunku. Tak naprawdę myśląc o tym, że nie będą się widzieć przez kilka dni, ich usta wcale nie chciały się od siebie odrywać. Czkawkę dotykały wątpliwości - może źle robi, posyłając Astrid na dość niebezpieczną misję, ale będąc wodzem, musiał myśleć przede wszystkim o dobru wyspy, a Astrid była najsprytniejszą i najbardziej odpowiedzialną ku temu osobą. Z drugiej jednak strony był przede wszystkim mężem i musiał myśleć o swojej rodzinie, którą teraz była Astrid, Mel i Szczerbatek.
- Kończcie już, bo zaraz w ogóle nigdzie nie wylecimy - mruknął poirytowany Sączysmark. Najwyraźniej wciąż miał za złe Czkawce, że nie wybrał go na mózga tej operacji.
   Astrid w końcu oderwała się od jeźdźca, oddychając nieco szybciej.
- Do zobaczenia za kilka dni - wyszeptała, odchodząc.
   Czkawka patrzył za nią z tęsknotą i narastającym lękiem, dopóki nie wsiadła na Iskrę. Wikingowie podeszli bliżej, machając im na pożegnanie i zanosząc modły do Odyna o ich szybki powrót. Pierwszy poleciał Sączysmark, który już był gotowy do drogi od kilkunastu minut. Skrzydła Hakokła cięły powietrze bezlitośnie. Niedługo dogoniła go Astrid, a jej Nocna Furia głaskała łagodnie nieboskłon, na którym leciała. Bliźniaki skradali się po tej samej płaszczyźnie niczym dwa węże, złączone ciałami na swoim Zębirogu, a Śledzik... Cóż, ciężko ocenić lot Sztukamięs. Można powiedzieć tylko tyle, że Gronkiele wyglądały z daleka jak małe pszczoły, szukające okazji do zdobycia nektaru.
   Mel patrzyła w ten sam punkt uczepiony na błękicie, którym były złączone sylwetki smoków. Dziewczynka złapała Czkawkę za rękę, wzdychając cicho.
- Co jeśli coś się stanie? - zaczęła nieśmiało, ale Czkawka natychmiast uciszył jej wątpliwości.
- Na pewno sobie poradzą - pocieszył ją wódz, pewny swoich słów, jak niczego innego.


- Ruszcie się, no! - warknął Sączysmark, gdy bliźniacy zasłonili mu widok swoim smokiem. Hakokieł ryknął wyniośle, ale nie próbował odsunąć zawadzającego mu Zębiroga.
- Moglibyśmy, ale z tej perspektywy jest najwygodniej - zarechotał Mieczyk. Szpadka nie odzywała się, opierając o głowę Wyma.
- Grr! - obruszył się Sączysmark, a Hakokieł zajaśniał ogniem, jakby podzielał złość jeźdźca.
   Tymczasem Astrid siedziała wygodnie na Iskrze, studiując mapy. Coś jej tu nie pasowało. Wiedziała, że mieli odwiedzić sześć wysp, ale nie sądziła, że będą one tak daleko położone. Zajmie im to więcej czasu, niż myślała.
   Przed nosem Iskry przelecieli wpierw Wym i Jot z krzyczącymi bliźniakami na grzbietach, a za nimi rozzłoszczony Sączysmark na płonącym Hakokle.
   Astrid krzyknęła, a Iskra zatrzymała się gwałtownie, niemal wypychając swoją jeźdźczynię z siodła.
- Powariowaliście?! - krzyczała, zbierając mapy. Większość z nich leciała już w stronę błękitnego morza. - Śledzik...!
- Już się robi - powiedział Wiking, zbierając ze Sztukamięs mapy. Gronkiel była na tyle obrotna, że udało im się to zrobić w czasie kilku sekund.
- Co wam strzeliło do tych pustych łbów?! - Astrid ponownie zwróciła się do Sączysmarka i bliźniaków.
- To nie ja, oni zaczęli! - wykrzyknął Sączysmark, speszony.
- Czym? Lecieliśmy spokojnie, aż Sączysmark nas napadł! - tłumaczył się Mieczyk.
- Noo, trochę jest w tym racji - mrknęła Szpadka.
- Ty tak serio, czy w kulki lecisz? - warknął do niej jeździec Ponocnika.
- Wystarczy! - huknęła Astrid. - Mamy na to trzy dni, Czkawka czeka na te zapasy. Może się chociaż trochę na tym skupcie, zamiast mi przeszkadzać!
   Śledzik podał jej mapy, a jeźdźczyni mu podziękowała.
- Co zamierzasz? - zapytał ją, mocno zaciekawiony wyprawą.
- Najpierw polecimy do Łupieżców. Musimy sprzedać im zboże i mięso. Trochę się tego uzbierało... ale przynajmniej będziemy mieli lżejsze bagaże.
- Aha, a co dadzą nam w zamian?
   Astrid spojrzała na wytyczne od Czkawki.
- Och, nie! Żelastwo... - jęknęła, patrząc na pełne juki Iskry. Smoczyca warknęła pod nosem, niezadowolona z takiego obrotu sprawy. - Nie uniesiemy tego wszystkiego.
- Stop. - uspokoił ją Śledzik, przekrzykując kłótnie bliźniaków i Astrid. - Przecież będziemy tędy wracać, prawda? - zapytał gruby Wiking. - Możemy przecież odebrać nasz towar podczas powrotu. Albrecht na pewno się na to zgodzi w naszej sytuacji.
- Albo wynająć łódź - mruknęła Astrid pod nosem. - Dobra, niech tak będzie, chociaż...
   Spojrzała na mapę.
- Nie, nie możemy. Przy takim obrocie sprawy będziemy musieli przelecieć obok wyspy Berserków, nie! Nie zamierzam ryzykować.
- Pff, co tam Dagur! - prychnął Sączysmark, wyjątkowo zainteresowany tematem, gdy usłyszał o Berserkach. - Może mnie pocałować w stopy!
- Raczej tego nie zrobi - mruknęła Szpadka, zerkając łobuźliwie na brata.
- He, no właśnie! Gościu chyba wie, że to pewna śmierć. - odparł Mieczyk, ku wściekłości Wikinga.
- Astrid, przecież Berserkowie nie atakowali nas już od lat - próbował przekonać ją Sączysmark, ignorując słowa bliźniąt. - Zamierzasz taszczyć się z bagażem przez cały Archipelag? Przecież to durny pomysł.
   Astrid westchnęła cicho, by inni nie mogli jej usłyszeć. Decyzje. Gdyby był tu Czkawka, na pewno wiedziałby, co robić, pomyślała, czując silną tęsknotę za ukochanym.
- Musimy przede wszystkim dbać o nasze bezpieczeństwo - podkreśliła Astrid. - Nie możemy ryzykować, że nasze zapasy dostaną się w ręce Berserków. Choćbyśmy mieli lecieć przez to nawet rok, to damy radę.
- Jak tam chcesz - westchnął Sączysmark, niezadowolony z takiego obrotu sprawy. Wiking rozsiadł się w siodle i skrzyżował ręce.
- Nie martw się, Astrid. Możemy z Sztusią zabrać nieco bagaży, jeśli zajdzie taka potrzeba - zaoferował się Śledzik.
   Astrid uśmiechnęła się do niego. Jak to dobrze, że chociaż mogła liczyć na przyjaciela. CO do Sączysmarka i bliźniaków, to nawet nie zamierzała komentować ich zachowania, choć z drugiej strony dzięki nim czuła się jak kiedyś, gdy byli bardziej aktywnymi jeźdźcami smoków z Berk, o których krążyły opowieści po całym Archipelagu.
   Po kilku godzinach lotu dotarli wreszcie na gołą, zimną wyspę Łupieżców. Ziemia tam była czarna. Wszędzie dokoła widniały tylko nagie skały, o które rozbijały się fale. Nie rosły tu nawet drzewa, a co dopiero mówić tu o plonach. Nic dziwnego, że główne dostawy z Berk trafiały tutaj. Wyspa Wandali obfitowała w plony i owoce, w przeciwieństwie do wyspy Łupieżców, na której można było znaleźć tylko własną śmierć.
   Astrid uśmiechnęła się lekko. Po raz pierwszy widziała tu słońce, choć nie bywała tu za często. Zawsze nad wyspą unosiły się gęste chmury, zasłaniające widok na jasne niebo. Teraz słońce oświetlało nagie skały, polerując je swoim lśniącym blaskiem.
- Jest tu ładniej, niż gdy byliśmy tu wcześniej - powiedziała Szpadka. Podczas ostatniej wyprawy, Czkawka wziął ze sobą tylko Sączysmarka, a było to gdy Stoick kazał im pertraktować z Albrechtem odnośnie ceny towarów. Albrecht nie chciał nawet słuchać Johanna, więc Stoick pewnie chciał przygotować Czkawkę do bycia wodzem, posyłając go na tą misję, co nie było wcale takie proste.
- Owszem - Sączysmark popatrzył na nią i kąciki jego ust na chwilę uniosły się w lekkim uśmiechu. Astrid zaśmiała się w duchu, wiedząc, co oznaczają słowa Wikinga. Kto by pomyślał, Sączysmark i Szpadka, myślała Astrid. Rzeczywiście musiałam być ślepa, żeby tego nie zauważyć.
- Musimy podlecieć do bram - Śledzik wskazał metalowe słupy, które ledwie wystawały z wbitej w nie ziemi. Przy słupach stało dwóch ludzi Albrechta.
- Tak, chyba tak - mruknęła Astrid, posyłając tam Iskrę. Cieszyła się, że miała ją blisko siebie. Przy Iskrze czuła się pewniejsza, jak wtedy, gdy była z Wichurą, gdy była dawną Astrid. Kiedy jeszcze nie załamała ją śmierć jej smoczycy.
   Podlecieli pod bramę, tak jak zaproponował Śledzik, po czym przystanęli obok dwóch, uzbrojonych Wikingów. Tamci unieśli swoje topory, ale gdy poznali swoich gości, odłożyli bronie.
- Och, Berk - powiedział jeden.
- Sprowadź Albrechta - zwrócił się do niego drugi.
   Astrid rozejrzała się, gdy Wiking odbiegał z wiadomością. Gdyby zależało im na ataku, mogliby łatwo złapać ich w pułapkę, w takim miejscu, jak to. Dokoła otaczały ich ciemnoszare skały, zamykając drogę ucieczki. Nic dziwnego, że to tu było jedyne wejście do wioski Łupieżców.
- Cześć, Krotoćwiek, co tam słychać? - zaczepił zostającego przy nich Łupieżcę Sączysmark. - Jak żona?
- Na imię mam Młotogróz i nie mam żony - warknął Łupieżca swoim niskim głosem, spoglądając na jeźdźca.
- Ech, - Sączysmark zaśmiał się, czerwieniąc się cały. - Każdy z was wygląda podobnie.
   Jeźdźcy czekali więc w skupieniu, a zajęło to tylko kilka minut, zanim Albrecht powrócił z trzema rosłymi Wikingami, niosącymi ich zapasy.
- Witam na mojej wyspie - zagrzmiał, uśmiechając się swoim okrutnym uśmiechem. Nie bez przyczyny nazywano go Perfidnym, pomyślała Astrid. Nie potrafił się nawet szczerze uśmiechnąć. - Widzę, że coś trafiło wasze dostawy. Gdzie jest Czkawka? - Albrecht rozejrzał się dokoła, szukając swojego sojusznika.
   Astrid wystąpiła z szeregu.
- Witaj, Albrechcie - powiedziała, unosząc dłoń. - Czkawka nie mógł zostawiać naszej wyspy, a nasz port, jak dobrze zauważyłeś spłonął wraz z całym dobytkiem i łajbami. Musieliśmy sami dostarczyć wam zapasy. Mam nadzieję, że się nie spóźniliśmy?
   Gdy mówiła, Albrecht uścisnął jej dłoń stalowym chwytem. gdyby była słabsza, zapewne próbowałaby się wyrwać, albo chociaż pokazałaby ból. Akurat teraz nic nie zdołałoby jej stanąć na drodze, nawet próba Albrechta.
   Wódz natomiast spojrzał na nią z uwagą, po czym zastąpił ją szacunek.
- Ach, tak. Słyszałem o ślubie, ale wciąż nie mogę się przyzwyczaić. Życzę najlepszego - ukrócił uprzejmości Albrecht. - To są wasze towary, o które prosiliście. Jest tego mniej, niż planowaliśmy, ale jesteśmy w stanie wyrównać szalę.
   Albrecht rzucił w stronę Astrid dużą sakwę. Sączysmark i Śledzik zaczęli rozpakowywać żywność z juków Iskry.
- Tyle wystarczy? - dopytywał się Albrecht, podnosząc jedną brew.
   Astrid rozwiązała sznur i spojrzała do sakwy, z której błyszczały złote monety. Co jak co, ale Łupieżcy mieli swój honor, pomyślała, przypominając sobie czasy, gdy Wandale i Łupieżcy toczyli ze sobą wojny. Albrecht najwyraźniej stara się umocnić sojusz swoją hojnością, pomyślała. Ale Berk z kolei wyjdzie to na dobre.
- Jesteś bardzo szczodry, Albrechcie - powiedziała Astrid, zawiązując z powrotem sakwę.
- Potraktujcie to jako prezent ślubny. Nigdy nie byłem dobry w robieniu w prezentów - wyznał szczerze. W przeciwieństwie do mojego męża, pomyślała z uśmiechem Astrid.
   Wikingowie szybko wymienili się swoimi zasobami, ciesząc się z udanego handlu. Po zapakowaniu towaru Łupieżców na siodła Hakokła i Sztukamięs, Astrid podziękowała Albrechta i oddała mu dwa listy Czkawki, w których jeździec opisał wydarzenia na wyspie. Jako sojusznicy musieli mieć ze sobą stały kontakt, nawet jeśli wymagało to odkrycia przed Albrechtem wielu spraw. Był to dowód na zaufanie, na którym opierał się sojusz. Te zmiany wprowadził właśnie Czkawka.
- Ach, tak - wymruczał Albrecht, podając Astrid swój zwój. - Dziwiłem się, dlaczego wasze Strzaszliwce nie przylatują po moje listy. Nie wiedziałem, że u was tak ciężko...
- Daliśmy sobie radę - zapewniła go Astrid. - Nie mieliśmy powodu niepokoić naszych przyjaciół. Do zobaczenia, Albrechcie. - pożegnała się, wsiadając na Iskrę, na której mordce rysowała się wyraźna ulga, gdy Sączysmark i Śledzik przejęli bagaże.
- Bywaj! - krzyknął za nimi Albrecht, machając listami. Jego ludzie odnosili zapasy przez bramę do wioski.
   Lecieli jakiś czas, rozkoszując się lotem, gdy nagle Sączysmark przerwał ciszę.
- Ej, Albrecht był jakoś dziwnie szczęśliwy, nie? Chyba nie na nasz widok.
- Czy ja wiem - mruknęła Astrid. - Może na widok Mieczyka. Zrobił na tej wyspie większą furorę od was.
   Mieczyk napuszył się z dumy, a reszta wywróciła oczami.
- Pff, każdy mógłby z siebie zrobić idiotę i wyszłoby na to samo - prychnął Sączysmark, wywracając oczami.
- Akurat wątpię, żebyś w swoim przypadku musiał cokolwiek robić - mruknęła Astrid, patrząc znów w swoje mapy, a reszta Wikingów wybuchnęła śmiechem, z wyjątkiem Sączysmarka.
- Gdzie dalej? - zapytał ją Śledzik, gdy się już nieco uspokoili. Sączysmark mruczał coś pod nosem, znów rozgniewany.
- Myślę, że nad Przełęcz Flisaków. Potrzebujemy nowych wędek, a oni potrzebują żelastwa, które dał nam Albrecht. Kurcze, dobrze, że nie zostawiliśmy tych zapasów u Łupieżców. Przecież nie polecielibyśmy do Flisaków z pustymi rękami.
- W sumie tak - zamyślił się Śledzik. - Ale zauważ, że to niedaleko. Tylko jedna mila dzieli Flisaków i Łupieżców.
- Dziwne, że się nie atakują - wtrąciła Szpadka, opierając głowę na nadgarstku.
- Flisacy potrafią doskonale chować się między skałami - poinformował ją Śledzik. - Nie mają jednej wyspy, ale zajmują pionowe kolumny na środku oceanu. Inspirujące, nie?
- No tak, ale jak oni chowają te swoje łodzie? - zapytał Mieczyk.
- Nie słyszałeś, jak mówiłem, że potrafią się doskonale ukrywać? - warknął Śledzik. - Ich łodzie są ukryte wewnątrz skalnych kolumn, tak że przepływające statki nie mogą ich zauważyć.
- Rzeczywiście ciekawe - potwierdziła Astrid. - Nic dziwnego, że nie mają wrogów.
- Nie, to nie to - Śledzik machnął ręką. - Chyba nie podróżowałaś jeszcze po tej stronie Archipelagu, Astrid.
   Nie musiała zanadto czekać, by przekonać się, co Śledzik miał na myśli. Wyspa Berk miała wokół siebie wiele małych wysepek, które jeźdźcy traktowali jako przeszkody, gdy ćwiczyli loty ze swoimi smokami na początku szkolenia Czkawki. Jednak to, co zobaczyła teraz, przekraczało dwudziestokrotnie liczbę wysp wokół Berk.
   Ta strona oceanu była zapełniona małymi wysepkami, mieszczącymi się tu i ówdzie. Jedne były małe i szerokie, na których śmiało Wikingowie mogliby wybudować swoje osiedla, na innych z kolei nie dałoby się zbudować nawet jednego domu, bo nie pozwalała na to ilość miejsca. Mijając te wyspy, Astrid rozglądała się dokoła z przerażeniem, bowiem na mapach Czkawka nie określił ich wszystkich. Czkawka znał te wyspy jak własną kieszeń, pomyślała z poirytowaniem. Nie każdy trakt opisywał dokładnie, a to zajęłoby mu za dużo czasu. Poza tym nie mieszkały tu żadne smoki, które mogłyby go zainteresować.
- Śledzik, wiesz gdzie dokładnie znajduje się Przełęcz Flisaków? - zapytała wprost Astrid.
- Pewnie - odpowiedział Śledzik, wzruszając ramionami. - Latamy tam ze Sztukamięs średnio raz na miesiąc, bo mamy tam swoich naukowych przyjaciół.
- Chyba kujonów - zarechotał Sączysmark, zwracając się do bliźniaków, którzy również wybuchnęli okrutnym śmiechem.
- A więc dlatego tak rzadko ostatnio bywasz na Berk - zgadła Astrid, przypominając sobie, dlaczego ciężko było złapać Śledzika.
- Dokładnie - uśmiechnął się Wiking, zapominając o śmiejącym się z niego Sączysmarku. - Dokonaliśmy z Czkawką pewnego odkrycia, a Flisacy chcieli wiedzieć, czy nam się to udało. Wkrótce tak jakoś zaczęliśmy się wymieniać swoimi pomysłami - skrócił swoje opowiadanie Śledzik.
- Czkawka nic mi nie mówił o żadnym odkryciu - Astrid zmarszczyła brwi. Skoro to było takie ważne, dlaczego Czkawka to przed nią ukrył?
- Och, pewnie miałaś za dużo na głowie. Mel i takie tam. Poza tym to tylko jad oleandra i syrop z muchomorów żółtych. - tłumaczył jej Śledzik, a za jego plecami Mieczyk udawał, że zasypia, ku wtórze śmiechów Sączysmarka i Szpadki. - okazało się, że ich właściwości są bardzo liczne. Jad oleandra pomaga z leczeniu smoczych pęknięć, a syrop z muchomorów wpływa pozytywnie na choroby żołądkowe u ludzi.
- Chyba je wywołuje! - Sączysmark parsknął pod nosem.
   Śledzik po raz kolejny go zignorował, ale Sztukamięs zawarczała cicho pod nosem.
- Cieszę się, że wasze eksperymenty się powiodły - powiedziała Astrid.
- Och, to jeszcze nic. Zbieramy fakty na temat astrów.  No i planujemy też zbadać kokodziółki.
- Kokodziółki? - zapytała Szpadka. - To najgłupsza nazwa, jaką słyszałam.
   Śledzik tym razem nie wytrzymał.
- To ja ją wymyśliłem! - warknął. - Przymknijcie jadaczki, na Thora!
   Wikingowie uciszyli się od razu, wpatrując się z szokiem na przyjaciela. Denerwowali go wiele razy, ale nigdy Śledzik nie podniósł na nich głosu. Aż do tego momentu. Astrid mrugała powiekami, nie wiedząc, czy jej się to przewidziało, czy zdarzyło się naprawdę.
- No - burknął Śledzik. - tak lepiej. Chcesz jeszcze coś wiedzieć?
- Nie - odpowiedziała szybko Astrid. - Na dzisiaj wiem już wszystko.
   Dalszą część podróży odbyli w ciszy. Śledzik czuł się dumny ze swojego zachowania, w końcu po raz pierwszy postawił się bliźniakom i Sączysmarkowi w tak otwarty i ostry sposób.
   Zanim nad rozsianymi po wodzie wyspami nastał zachód, dotarli wreszcie do tej części wysp, które nazywali Przełęczą Flisaków. Rzeczywiście, tak jak opowiadał im Śledzik - przełęcz ta wyglądała jak poustawiane w morzu kolumny skalne, bez żadnych szczególnie wyróżniających się form życia. No, może z wyjątkiem wiszących mostów, od których zapierał dech w piersi.
   Gdy wlecieli między kolumny, zauważyli ze zdziwieniem, że od tej strony kolumny miały w sobie długie i szerokie wyżłobienia na linii wody, równe wysokościom statków. To tak ukrywali swoje okręty, pomyślała Astrid. Przepływający tu Łupieżcy mogliby pomyśleć, że są to naturalne wyżłobienia w dole kolumn, a nie stworzone przez człowieka tunele, prowadzące do społeczności rybackiej.
- Do której kolumny mamy wlecieć? - zapytała Astrid, patrząc z wyczekiwaniem na Śledzika.
-Myślę, że jest to obojętne. - odparł. - Zauważ, że wszystkie są połączone u góry mostami, więc gdzie byśmy nie wlecieli, będziemy mogli sprowadzić na siebie spojrzenia innych.
- E, mnie to tam pasuje - wzruszył ramionami Mieczyk, któremu najwyraźniej spodobała się sława wśród Łupieżców.
   Wlecieli do jednej z kolumn i znaleźli się od razu w tunelu, w którym stały cztery okręty i pięć małych łodzi. Najwyraźniej był to jeden z mniejszych portów, bo Flisacy głównie zajmowali się rybołówstwem. Smoki stanęły tuż za łodziami, przy wielkich, kamiennych schodach, prowadzących w górę.
   Na ich widok rybacy z nudnymi minami ruszyli w górę schodów.
- Czkawka nie powiedział mi, kim jest wódz Flisaków - przypomniała sobie Astrid z przerażeniem.
- Spokojnie - Śledzik próbował ją uspokoić. - Jest to Marmar z Doliny Cieni. Zapamiętaj to nazwisko, bo jest bardzo ważne.
- Marmar, Marmar... Skądś znam to nazwisko. - rzekła, patrząc na Wikinga przenikliwie.
- Tak, Marmar zbudował tu całą tą osadę. Tak naprawdę Flisacy istnieją tu od trzech lat. To dlatego wszyscy znają Flisaków, a nikt nie kojarzy z imienia ich przywódcę.
- Zapamiętam - obiecała mu Astrid.
- Niby po co jakiś gość miałby zakładać osadę gdzie indziej? - zapytał Sączysmark. - To tak, jakbyśmy my porzucili Berk! Przecież nie porzuca się matki...
- Owszem - kiwnął głową Śledzik. - Ale chyba nie słyszałeś o Dolinie Cieni - Wiking na samą myśl zatrząsł się ze strachu.
- Może mnie oświeć - zaproponował jeździec, krzyżując ręce i oparłszy się o Hakokła, który wyglądał na bardziej zainteresowanego.
- No, Dolina Cieni to normalnie najstraszniejsze miejsce na ziemi. Podobno sam Odyn znienawidził to miejsce na tyle, że wiatry łamały codziennie drzewa i niszczyły łodzie, nie mówiąc o Wikingach, którzy tonęli w głębinach.
- A nie mówisz przypadkiem o Skręćkarczych Bagnach? - zapytał Mieczyk. - Przecież to jest najstraszniejsze miejsce, jakie znamy. No i jeszcze jest Żniwiarz.
- Ej, serio. Już nawet nie chodzi o te wiatry i sztormy. Sama Dolina jest najstraszniejsza. Podobno są tam wilki wielkości niedźwiedzi.
- To jaki wzrost mają niedźwiedzie? - spytała go Szpadka, a Śledzik walnął się otwartą dłonią w czoło.
- Chodzi o to, że te lasy są dzikie, okej? Lepiej ich unikajcie.
- A ja bym tam chciał sobie pozwiedzać tę Dolinę - powiedział z zachwytem Mieczyk.
- Ja też - poparł go Sączysmark, przybijając z nim piątkę.
- Czy ktoś słucha, co ja mówię?! - jęknął Śledzik, trzymając się za głowę.
- Na razie nikt nie wyruszy dalej, niż mogę patrzeć - zadecydowała za nich Astrid. - Jesteście potrzebni Berk. A potem... cóż, Czkawka wam i tak pewnie na to nie pozwoli.
- Kto by o to pytał - machnął dłonią Sączysmark.
   Astrid zmroziła go wzrokiem.
- Chcesz kłopotów, Sączysmark?
- Dobra, słuchajcie, kiedy indziej - mruknął Sączysmark, odwracając wzrok, byle nie patrzeć na straszną minę Astrid. - Kto jest głodny?
- Ja! - wykrzyknęli razem bliźniacy i ruszyli do swoich drobnych pakunków. Śledzik westchnął smętnie i ruszył za nimi, choć podczas drogi to jego żołądek najgłośniej domagał się jedzenia.
   Astrid już zawahała się nad sprawdzeniem wszystkich dokumentów, gdy wtem usłyszała głos dobiegający ze schodów.
- Wiedziałem, że Śledzik przylatuje do nas w celach badań - Astrid zwróciła wzrok na wysokiego, szczupłego Wikinga, idącego spokojnie schodami w jej kierunku. Miał Przeraźliwie jasne oczy i siwe włosy, niczym aureolka wokół jego głowy, choć sam wyglądał na silnego mężczyznę. - Ale gdy poinformowano mnie o pięciu jeźdźcach, którzy wkroczyli na moje ziemię, musiałem zapytać, co się stało. Sądziłem chociaż, że przyleci Czkawka.
   Astrid uśmiechnęła się jak zwykle, gdy reprezentowała Berk, podchodząc do wodza.
- Nie, dziś ja go zastępuję. - powiedziała. - Wybacz, że cię niepokoimy, Marmarze, ale nasz port spłonął razem z naszymi dobytkami, które znajdowały się na łodziach, więc sami musimy dostarczyć nasze towary.
- Ach rozumiem. - oczy Marmara błysnęły, gdy przyglądał się Astrid.
   Szczególnie zdziwił ją styl ubioru - nie potrafiła określić, czy Flisacy rzeczywiście są Wikingami, bo choć dzielili się oni na różne szczepy, to jednak wyglądali dość podobnie, czy to budową ciała, czy ciężkim, okrutnym wyglądem zewnętrznym. Flisacy, jak zauważyła Astrid wyglądali na szczupłych i nieco wystraszonych, zapewne po czasie spędzonym w Dolinie Cieni, o której mówił Śledzik. Tak czy inaczej poza bardziej wyszukanymi tkaninami, ubrani byli jak zwykli rybacy, nie wojownicy. Każdy z nich miał przy pasie jedynie krótki nóż, nawet nie topór, ku zdziwieniu Astrid. Naprawdę wierzyli, że układ ich miejsca zamieszkania osłoni ich przed atakami, pomyślała. Ona wolałaby zdać się na czujność, mając przy sobie cały czas broń.
- Czyż to ta błękitnooka piękność, którą pojął za żonę sam Czkawka? - zapytał Marmar z uśmiechem. - Wybacz mi za poufałość, ale muszę ze szczerością stwierdzić, że plotki, które słyszałem okazały się istotnie prawdą.
   Astrid zarumieniła się od razu, słysząc tylu pochwał.
- Dziękuję, jednak uważam, że rzeczywiście ktoś przesadził. - po czym podała Marmarowi kolejne dwa listy. - Mamy dla was wasze zapasy. Wolelibyśmy je jak najszybciej rozpakować, mamy jeszcze dużo przystanków, zanim wrócimy do Berk.
- Ach, rozumiem - westchnął Marmar, przyjmując listy. - Szkoda, myślałem, że choć na chwilę będę mógł ugościć moich przyjaciół.
- Skorzystamy przy innej okazji - zapewniła go Astrid. - Sączysmark! Mógłbyś?
   Wiking podszedł, mlaskając i zaczął wypakowywać żelastwo Łupieżców z juków. Marmar natomiast posłał swojego człowieka po resztę pakunków, a podczas, gdy Sączysmark opróżniał pakunki, wódz Flisaków zdołał przeczytać oba listy Czkawki. Gdy skończył, wyglądał na mocno rozgniewanego.
- Czkawka pisał mi na temat Damorów, ale nie wiedziałem, że sprawa posunęła się aż tak daleko! - choć Marmar wyglądał na człowieka zrównoważonego i spokojnego, to jednak Astrid zadrżała, widząc go w gniewie. Pasował na wodza Flisaków jak nikt inny, pomyślała. - Niech tego całego Theoda pochłoną wody Odyna! Wybacz mi mój gniew, ale nienawidzę oszustów.
- Macie wiele z Czkawką wspólnego - powiedziała Astrid, przyglądając się wodzowi.
- Nie sądzę, by Czkawka potrafił nienawidzić kogokolwiek. - Marmar najwyraźniej już się uspokoił. - To potężny i odważny wódz, ale ma dobre serce, co nie sprzyja podejmowaniu istotnych decyzji.
- Ty nie masz dobrego serca, Marmarze? - zapytała go Astrid. Polubiła starego wodza za jego mądrość i uprzejmość. Chyba bardziej był podobny do Astrid niż do Czkawki, sądząc po jego gniewie, w jaki wpadł słysząc o Damorach. - Bo myślę, że dobrze ci z oczu patrzy.
   Wódz uśmiechnął się lekko, klepiąc Astrid po ramieniu.
- Wszystko, co było we mnie dobrego umarło w Dolinie Cieni, wojowniczko. Módl się do bogów, aby twój mąż nigdy nie musiał podjąć takich decyzji, jakie podjąłem ja.
   Astrid przełknęła głośno ślinę, wyobrażając sobie Czkawkę, w którym pękłoby całe dobro, jakie posiadał. Nie zniosłaby tego.
- Więc zamierzacie objuczać zapasami te biedne smoki? - spytał Marmar, podchodząc do Iskry, która pokazała zęby, gdy Wyking się do niej zbliżył. Astrid zatrzymała go szybko.
- Wybacz, jest nieufna wobec każdego. - powiedziała, głaszcząc czarną głowę Nocnej Furii, wpatrzonej z czujnością w wodza Flisaków.
- A ja myślę, że nie o to chodzi. - powiedział wolno, patrząc smokowi w oczy. - Myślę, że wiele przeszła, dlatego nie ufa obcym.
   Iskra przestała warczeć i spojrzała na wodza ciekawie. Astrid była w szoku, że Marmar trafił w sedno. Tak, Iskra nienawidziła ludzi. Nie wie tak naprawdę, jakim cudem zaufała jej, skoro ludzie zabili całą jej rodzinę.
- Nie zgodzę się na to - powiedział twardo Marmar. - Wyślę moją łódź z waszymi zapasami na Berk. Nie mogę pozwolić, by klan, który szczyci się sztuką rybołówstwa pozwalał na niewygodę przyjaciół, jeśli może im jakoś pomóc.
- Nie wymagamy tego - zapewniła go Astrid.
- Ale powinienem wam jakoś pomóc. W końcu łączy nas sojusz, czyż nie? Jeśli wasz port spłonął, musimy wam pomóc podczas trudnego dla was czasu. Choćby miało to oznaczać tak mało znaczącą pomoc...
- Małoznaczacą? - spytała Astrid z zachwytem. - Marmarze, nawet nie wiesz, jak bardzo nam pomogłeś!
- Cenię sobie twoją wdzięczność, Astrid, ale uważam to za mój obowiązek. - Marmar kiwnął głową z uśmiechem. - Zostawcie towary, które mamy dostarczyć do Berk, choćby w tym miejscu, a moi ludzie zajmą się resztą.
   Astrid kiwnęła głową, po czym zabrała się do pracy, razem z pozostałymi jeźdźcami. Sprawdziła wszystkie potrzebne im w dalszej podróży towary i odstawiła je na miejsce, a te, które mogłyby im tylko ciążyć, podczas dalszej drogi. Praca ta zajęła im tylko pół godziny, bo jeźdźcy naprawdę wzięli się ostro do roboty. Gdy Marmar wrócił ze swoimi ludźmi, niosącymi cenne dla Wikingów wędki i inne ważne wynalazki Flisaków, jeźdźcy byli już gotowi.
   Śledzik wskazał Flisakom towary do Berk, po czym pomógł im wraz z Mieczykiem zapakować je na łódź, którą wskazał im Marmar. Sam rozmawiał jeszcze chwilę z jeźdźczynią i jej przyjaciółmi, najwyraźniej szczerze ucieszony z ich obecności.
- Ach, tak. Hassa. Słyszałem o nim. Podobno wywodzi się z rodu Borka, prawda? - zastanawiał się Marmar.
- Na to wygląda. - odpowiedziała Astrid. - Jest świetny w swojej sztuce. Najwyraźniej wdał się w swojego ojca.
- Ach, Pyskacz - westchnął znów Marmar. - Był wspaniałym wojownikiem. Szczerze zazdrościłem Stoickowi takiego oparcia, jak Pyskacz. O ich przyjaźni już krążą legendy. Bardzo zasmuciła mnie wieść o śmierci obojga.
- Tak, to były ciężkie ciosy dla Berk - przyznała Astrid. Nawet Sączysmark i Szpadka wyglądali na zasmuconych, słysząc o ich przyjacielu.
   Marmar jednak uśmiechnął się smutno i obszedł dokoła jeźdźców, po czym objął przyjaźnie  Szpadkę i Sączysmarka, mówiąc:
- No tak, ale trzeba cieszyć się z tego, co dają nam bogowie, bo czasami mogą nam to odebrać. - kiwnął w stronę Astrid, nie puszczając jeźdźców w stalowym uchwycie. - Jak na przykład wasze małżeństwo. Miejmy nadzieję, że resztę waszych jeźdźców również postawicie na ślubnym kobiercu, choćby i siłą.
   Szpadka popatrzyła z szokiem na Sączysmarka, który wyglądał na równie zakłopotanego. Marmar najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo trafił ze swoimi słowami, pomyślała Astrid, tamując z całej siły śmiech.
- Bo w rodzinach siła - kontynuował Marmar. - A może i z czasem Czkawka doczeka się godnego następcy.
   Astrid zarumieniła się znów, chcąc coś powiedzieć, ale zastąpił ją Sączysmark, odpychając lekko, acz stanowczo wodza od siebie.
- Można powiedzieć, że już w sumie mają następcę - powiedział, chcąc pewnie jak najszybciej zamknąć poprzedni temat. Marmar spojrzał ze zdziwieniem na Astrid, nie rozumiejąc, co Sączysmark ma na myśli.
- Tak, zaadoptowali Mel - potwierdziła Szpadka, czerwieniąc się cała. - więc tak jakby już mają następczynię.
- Nie słyszałem o tym - powiedział z urazą Marmar, puszczając Szpadkę ze swoich objęć.
   Astrid opowiedziała mu o sytuacji Mel i o ich geście wobec dziewczynki, gdy postanowili przyjąć ją pod swój dach. Powiedziała również o tym, że traktują Mel jak własną córkę i że nie wyobrażają sobie teraz jednego dnia bez niej.
- Hmm - zastanowił się Marmar. - Czkawka powinien mi pisać więcej w tych listach - wymruczał. - Z tego, co mówisz musi być naprawdę wyjątkowym dzieckiem. Może przysłalibyście ją kiedyś do nas, by rozwijała swoją naukę? Sądzę, że Śledzik chętnie ją włączy do naszych lektur i doświadczeń.
- Na razie uczy się w Smoczej Akademii - powiedziała Astrid, choć tak naprawdę nie chciała, by Mel zniknęła z Berk, choćby na jakiś czas. Już wystarczająco źle czuła się, gdy dziewczynka była z dala od niej. - A potem... Potem ją o to spytamy.
- Och, mam nadzieję, że się zgodzi - uśmiechnął się łaskawie Marmar. A Śledzik i Mieczyk wrócili z portu, otrzepując dłonie.
   Astrid pożegnała się więc z Marmarem, który objął każdego z nich przyjaźnie na pożegnanie i prosił, aby odwiedzali go częściej. Jeźdźczyni była zaskoczona otwartości, z jaką powitali ich Flisacy. Sądziła, że po tym co przeszli, oraz po ich stylu życia można spodziewać się oschłości i czujności, nie otwartości i głębokiej przyjaźni. Czuła, że zaczyna podobać się jej zadanie i że mogłaby częściej latać na misje Berk, zamiast pozostałych jeźdźców.



Taak, wiem. Zabijcie mnie, bo o was zapomniałam ;cc ale wiecie jak to jest - szkoła, i wszystko jasne. Chciałam wam dać coś takiego buum! żeby wam nie było smutno na początek roku, a że to zajęło trochę czasu, to mam nadzieję, że mi wybaczycie ;*



A propos, wszystkiego najlepszego w nowym roku szkolnym. Niech wam Odyn przy lekcjach sprzyja no i wgl :pp ja pitole, ale mi się tego gromadzi... zaraz będzie epilog pielgrzymki, potem oczywiście Próby ognia w kinie <3 no i małe spotkanie młodych. A jak wy spędzacie wolny czas?

16 komentarzy:

  1. No, foch za to, że o nas zapomniałaś :D
    A tak na poważnie, to: kobieto, rozpal naszą wyobraźnię! Przecież już i tak nas prowokujesz... :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oglądałam w końcu Avengers 2!!Yes i zaraz postanowiłam wejść na blogera. I co? Just nie zawiodła xD :D

    Kom może będzie ciut dłuższy, ponieważ muszę wszystko ładnie opisać C:

    Cholernie podoba mi się Czkawka jako wódz. Po prostu on jest geniuszem, prawda ? No bo w końcu potrafi blyskwicznie myśleć i podejmować decyzję. Sytuacja z Tornado jest tego dowodem.
    Uwielbiam to, że nadal kocha As tak jak przed małżeństwem. Bo mam takie wrażenie, że okres narzeczenstwa itp to miłość aż się rzucać już chce A po ślubie to znika. Miło się czyta o takich drobnych gestach jak np powiedzenie "uważaj na siebie". Szczególnie u Hiccstrid ^^ :3
    Zaintrygował mnie ten pożar. Nie.
    do końca wierzę, że sprawcami są ci kupcy. Nadal coś tu do powiedzenia ma Gervog....:D.
    Ważne, żebyJohann wyzdrowial i żeby Port został jak najszybciej odbudowany. W końcu bez niego ani rusz xD.
    Cieszę się, że Czkawka puścił swoją żonę na taką misję. Mimo że jest ciut niebezpieczna. Świadczy o tym, że coraz bardziej jej ufa :D. SLODKIE ♡♡.
    A, jeszcze Mel. Córeczka musiała się pożegnać, bo As by nie wyrzymala. Wyobrażam ją sobie jako takie małe dziecko z małymi rączkami, które obejmują szyję Czkawki albo As. Pamiętam jak pisałam, że mam wątpliwości co do adopcji Mel i twoja odpowiedź, że postarasz się mnie przekonać. Cóż...udało ci się. I to jak! :D. Jest naprawdę cudownie, że ta czwórka tworzy tak wspaniała rodzinę. A za jakiś czas piątka :3

    Kiedy czytałam o klotniach bliźniaków i przechwalek Saczysmarka naprawdę przypomniały mi się te czasy, kiedy jeźdźcy byli o wiele młodsi i żądni przygód. Aż się łza kręci w oku xD.
    Just, jesteś po prostu GENIALNA. Opisy wysp , emocji, przyrody to jest na poziomie mistrza. Dla mnie jesteś miszczem i tak zostanie! :))).
    Miło, że i Albrecht i Marmar (wybacz jeśli źle napisałam jego imię) pogratulowali małżeństwa. A wzmianka o potomku to jest cos na co czekalam :3
    As jest świetna przywodczynia. Potrafi dobrze zarządzać i jest także świetnym mówca. Spodobał mi się ten Marmar. I tekst o jej urodzie był w dziesiątkę. BLAGAM, żeby na innych wyspach też tak mówili !!!! XD
    I oczywiście Szpadka i Mieczyk. To kiedy ślub? Mam już kupować kiecke? :P Mam nadzieję, ze i oni staną przed ślubnym kobiercem ^^.
    Ach, fajnie że ten wódz Flisakow się tak rozloscil. W końcuTheod wyrządził wiele złego A jego słowa o Czkawce trafiły w sedno ;).

    Śledzik powinien częściej pokazywać kto tu rządzi. Przynajmniej jest spokój xD. A Czkawka ma tajemnice przed As? Oj nieładnie :]].

    Chyba teraz przejdę do tego, co bym prosiła A raczej blagala:
    1. Pokazanie, że Astrid i Czkawka to małżeństwo. Wiesz o co chodzi xD
    2. Więcej Valki A przede wszystkim rozmów pomiędzy nią A synowa.
    3.Więcej zabawy przydatnych rodziców z Mel :D.
    4. Rozmowy Czkawki i As o dzieciach. W końcu jeszcze nie rozmawiali i tym, prawda ?

    Chyba nie za dużo, co ? XD Ale tak na serio często dumam nad twoim blogiem i nawet zgadywalam kiedy dodasz nn. Od "siły serc" liczyłam na środę, ale nn pojawił się w sobotę xD. So close xD. Chciałabym żeby As czasami zalila się Valce. W koncy obie są kobietami :)).

    Aaa, właśnie Just. Wspominałam, że dumam nad twoim blogiem, więc nurtuje nadal mnie pytanie: co chciał powiedzieć Theod Astrid tuż przed jego śmiercią? Wiem, ze to było wieki temu Ale nadal mnie to interesuje. No popacz co z ludźmi robisz, Just xD

    Już kończę bo jest zaraz druga w nocy :P. Co do pytania....W sobotę siedziałam jakieś 3 godziny nad mitologia grecka i odpowiadała na zapytania....szkoda że nie były takie łatwe xD. Ale przynajmniej zjadłam kebaba (Chodakowska się kłania) i obejrzałam filmy ^^ I zapomniałam o dziesięciu zadaniach z matmy....:/. Ciekawie, prawda ?.

    Dobra ja lecę bo już oczy się kleja. Jeżeli są tu błędy to wybacz ale nie chce mi się już tego sprawdzać xD.


    I ja ci życzę udanych dni w szkole, świetnych ocen i dobrych kontaktów z nauczycielami i rówieśnikami :D :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ****Znaczy ślub Szpadki i Mieczyka osobno...ona ze Smarkiem A on z Tanya :3
      **** Przyszywanych rodziców
      *****Rzygac A nie rzucać z miłości.
      ***Żalić się Valce.

      Jednak coś Poprawilam. A teraz idę spać. Dobranocki xD :D

      Usuń
    2. Ps. 2 Czy to nie jest tak, że prawdziwe
      Dziecko może przejąć tron? Albo chłopak? Czy jak to było w tamtych czasach?? XD Dobra zamykam się....

      Teraz na serio. DOBRANOC :)

      Usuń
    3. Yyy to tak:
      1. Powiedzmy że nwm o co chodzi, nie dręczcie mnie o to XD
      2. To się da z łatwością załatwić ;))
      3. To raczej też
      4. O rany, kurde, aż mi samej jest głupio, a co dopiero im. Smile, o czym ty myślisz! Hahaha :D myślę, że nikt nie chce o tym głośno mówić, bo jakby wtedy poczuła się Mel... Tak jakby jej nie traktowali jako członka rodziny Haddockowej xD

      A co do przejęcia "tronu" jak to powiedziałaś, to szczerze mówiąc nwm jakie dotyczą tego tradycje, ale u Wikingów też rzadko kiedy zdarza się sytuacja adopcji, zauważ, więc możliwe że Czkawka będzie musiał zmienić prawo... albo i nie, nic już nie mówię :x

      Usuń
    4. Widzę, że nie da się Ciebie przekabacić, a szkoda xD.
      Uwielbiam Mel i nie mam zamiaru jej jakoś urazić, ale jednak każda para jakoś wspomina o dzieciach c: Mniejszym lub większym stopniu, ale jednak.
      A poza tym, przypomniało mi się pewien wątek, że jak Czkawka tulił Tanyę i Heathere poczuł taką jakby pustkę, że nigdy nie miał rodzeństwa i często mu to doskwierało.
      Myślę, że Mel będzie przeszczęśliwa, kiedy się dowie, że będzie miała braciszka albo siostrzyczkę. :) No i oczywiście uważam, że Mel już dawno czuję się jako Haddock. W końcu mieszka z nimi już kilka miesięcy.
      Czkawka taki chytry, może zmienić prawo dzieciczenia na swoją korzyść. Cwaniak ^^

      Dziękuję Ci bardzo, że da się coś zrobić z moimi zachciankami. Jesteś cudowna! :D

      Usuń
  3. Dobra! Widzę, że Smile i Piwonia mnie ubiegły, choć przeczytałam wcześniej niż Smile. Myślałam: skomentować czy nie? A potem, no dobra skomentuję, a co tam! 10 po 2 w nocy? Pfff.. pisze koma..
    Bhahahah dzisiaj jakaś była noc na Avengers. Ja sobie również "dwójkę" przypomniałam i wciąż zacieszam z tych śmiechowo-durnych tekstów. Tony rządzi! To tak oczywiście na początek.
    Dawno u ciebie nie komentowałam i zapomniałam jak to jest się u kogoś rozpisać. Widząc komentarz Smile szczęka mi opadła, ale Hero, spróbuję ją pobić. W końcu ja to ja xddd hhahahah :)
    Zimno mi trochę, mam katar i jakąś taką komentarzową niechęć. Dobra, lepiej będzie jak zacznę gadać o tobie niż dalej o sobie.

    Czkawka! O my Thor!!! Ty słodziaku! Kochany taki wspaniały wódz, dba o dobro swojej ukochanej wyspy i ludzi. Ja go kocham! O a tak nawiasem mówiąc to z dnia na dzień kocham go co raz bardzie, ponieważ rano budzi mnie jego śliczna mordka, wieczorem mówi: dobranoc! Śpimy razem i jest ze mną w szkole. Gdy mi smutno, patrzę na niego i już lepiej... Tak, co jeden Czkawka w połączeniu z wyświetlaczem potrafią zrobić z człowiekiem. .... ❤
    Bardzo podobała mi się akcja z portem, bo zaczęło dziać się coś nowego, choć szczerze powiedziawszy miałam nadzieje, na emocjonujące Wyścigi Smoków, podczas których to, mój mąż, pokazałby wszystkim jaki jest wspaniały i cudowny! :*** Chodź jego troska o As, Berk jest bardzo ujmującą, a jeszcze samo Hiccstrid! To już wgl! Postanowiłam nie skomentować ich ponieważ przez tyle słodkich scenek, nie potrafię racjonalnie myśleć. Hahaha, taaak on itak bardzo!
    Ale spokojnie, o Czkawce jeszcze nie skończyłam. Cieszę się tym, że Czkawka pozwolił lecieć Astrid na te zapasy. Szczerze to myślałam, że znowu będzie kazanie pt: "Zostań na Berk, bo to niebezpieczne" ale na szczęście ufa już jej na tyle, iż dał jej lecieć. No i jeszcze Mel, bardzo rozczula mnie ich relacja. As-Mel <3 są cudowne i rozkoszne... Ohohoo *.*
    A poza tym Czkawka jest ZAJEBISTY! ❤

    Lol, znowu musze oddzielać komy...

    OdpowiedzUsuń
  4. Może teraz trochę pogadamy o As. Ciekawy pomysł z tymi zapasami. Podoba mi się! A, że jeszcze Astrid tym zarządza to podwójnie super. Widać, że nadaje się do tego typu spraw.
    Na chwilę jeszcze wrócę do portu: Podejrzenia Czkawki mogą być trafne, choć ja dalej jestem czujna na Gevorga. Podobnie jak Smile, myślę, że jeszcze to się tak łatwo się skończy"
    Albrecht taki miły? No widok niespodziewany ale każdy się może zmienić. Nawet on. Ekstra, że As dogaduje się z nim, a wyspy są sojusznikami. Oby więcej było takich może no nwm, imprez sąsiadów, co?
    Ci na F, są mega uprzejmi. Naprawdę dobrzy ludzie i jeszcze tacy pomocni? No Czkawka, przydałaby się jakaś uczta. Hahahaha ten Marmaran jest świetny! Idealnie odgadł uczucia Szpadki i Smarka... Hahahaha no, no. Pomysł ze ślubem trzeba było wykorzystać, ponownie. Ha! Następca? No tak! Każdy już oczekuję tego ich dziedzica. I bohaterowie opka i czytelnicy. Ja wciąż czekam! Jak i pozostałe dziewczyny! A to z Iskrą też nieźle powiedział. Ma facet rację. Kurczę, ale one są razem fajne.. Taki drugi Czkawka z Szczerbatkiem. OOOO MY THOR! ASTRID MA KOSTIUM ZAPROJEKTOWANY PRZEZ CZKAWKĘ? AAAAAA CUDOWNIE! <3 ❤
    No i nawiasem Astrid jest ZAJEBISTA!

    Jeźdźcy! Dosłownie jak za starych dobrych czasów. Czasami właśnie szkoda, że tak szybko dorośli i nie mają tej swobody i wolności. Tak jest u cb, Smile, Chi i Mich. Brakuje mi ich przygód xdd Kurde marudzę, a nawet u mnie smoków nie wytresowali. Gaaajhh :/
    Ale świetnie tak było na nowo sobie przypomnieć ich, za dawnych lat!
    Jeźdźcy są zajebisci!

    A ty, mój droga kochana Just! Piszesz wspaniale, jak najlepszy mistrz. Te opisy, uczucia - matko dziewczyno, niesamowicie to opisujesz. Jestem pod mega wrażeniem!!!! I love you, my sensei! ❤ Nie wiem czy pobiłam Smile czy nie, ale nieważne. Ważne jest to, że przeczytałam coś co na długo pozostawi u mnie banan na twarzy!
    A tak na koniec to powiem, że Just jest ZAJEBISTA! ❤


    Serdecznie chciałabym cię zaprosić do siebie na nexty: nigdyniebedziedobrze.blogspot.com :)
    A jak spędzam wolny czas? Czytam książkę na konkurs, pisze rozdział lub odrabiam zadania. Jeżdżę na rowerze bo je pokochałam, a tak to nic więcej, no chyba, że można dołączyć to, iż czytam Arcydzieło p. Just Dreamie... tak wspaniale spędzam czas

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skomentowane zajęło mi ponad pół godziny, oo lol xddd a i przepraszam, że nie powiedziałam, iż długość tego rozdziału powaliła na kolana ❤

      Usuń
    2. Widzę że lubisz słowo "zajebiście" hahaha <3 Oni są zajebiści, ale ja raczej nie, bo to tylko część mojej fantazji, a nie pełnoprawna opowieść... Tak czy inaczej bardzo dziękuję za miłe słowa :* ostatnio nie miałam czasu żeby poczytać twojego bloga, ale odbiję to sobie na jakiejś nudniejszej lekcji ;)

      Usuń
  5. Kurczę, zdziwiliście mnie, wchodzę dzisiaj koło południa, myślę sobie, łoo, może ktoś już skomentował a tu 7 komów O.O <3 kocham was normalnie :D wiecie jak człowiekowi polepszyć dzień <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla takiej autorki zawsze warto, Just ;)

      Usuń
    2. Racja! Jesteś tak kochana i utalentowana, że nie da się nie kochać twojego opka!
      Zapraszamy razem z Chitooge na naszego wspólnego bloga: zamglistymdniem.blogspot.com --> jako, że mamy osobne blogi postanowiłyśmy, stworzyć historię hiccstrid <3 ❤

      Usuń
  6. Eh no co ja poradzę, ze Smile i Hero piszą takie długaśne komy a ja nie xD
    Ja lubie konkrety, jak mnie jakaś sprawa intryguje to rozpisuje się i dumam nad tym miesiącami xD Ale mniejsza z tym, trzeba skomentować no bo jak inaczej xD
    Hmmm nagły pożar, tak znikąd i w ogóle znienacka. Któż mógłby być sprawcą. Ja mam teorię praktycznie tą samą co Czkawka ale sadzę, ze ten cały kontrakt, który nie tak dawno podpisał wódz nie trzyma się kupy. Jak dla mnie to tania przykrywka. Mogę się mylić ale mam takie przeczucie. Za łatwo to wszystko poszło.
    Hmm As w roli zastępcy wodza i tu jeszcze jego prawa rączka. Taka wspaniała kobieta i jednocześnie cudowna wojowniczka. Jako żona też się sprawdza... chociaż ponarzekam tak jak Smile. Moze mam nie po kolei w głowie albo po prostu jestem zboczona ale nawet drobne scenki typu:,,Dotknąłem jej cudownych nagich ramion..." etc. To buduje taką namiętność, której mi brakuje Niestety jestem nieuleczalną romantyczką i mam ten niedosyt czułości. Ale to tylko moje urojenia, nie słuchaj mnie. A tak poza tym Mel jest słodka. Szkoda by była sama. Wiesz z rodzeństwem to inna bajka. Sama dobrze o tym wiem. Więc niech zrobią jej braciszka! :D Nad twoim blogiem dumamy już od pewnego czasu i nadal nie możemy wyjść z podziwu. Twoje opowiadanie powinno być wyreżyserowane. Ja z chęcią bym się za to wzięła ale nie potrafię. Nie mam już nic do gadania wszystko mi sie podoba. Brakuje mi tego hiccstrid ale to twoje opowiadanie i nie powinnam tak w nie ingerować. Przepraszam :3 :*
    Kocham ♥

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział długi ale czyta się bardzo przyjemnie, nie można się oderwać- i tek trzymaj. A tak z innej strony przez te wszystkie wcześniejsze wojny i zdrade Theoda teraz mam nieodparte wrażenie, że za chwile znowu coś się stanie, znowu ktoś zdradzi. Już wogule niewiem czego morzna się po Tobie spodziewać, ale no nic lecę czytać dalej jesze mam sporo do nadrobienia.
    Pozdrawiam
    PS: Tak się teraz zastanawiam po co ja to pisze jak i tak tego raczej nie ptzeczytasz. No trudno. Mam wewnętrzną potrzebe napisania komętarza więc pisze. :3 <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Kocham cię za to stwierdzenie, że Sączysmark i Szpadka są małżeństwem!

    OdpowiedzUsuń