Następnego dnia, Czkawka dalej usuwał z ciała czarny popiół, który mocno wpił się w jego skórę. Było to dość bolesne zajęcie, ale byłoby jeszcze gorzej, gdyby tego nie zrobił.
Wczoraj Gothi co prawda nie wykryła u niego i Valki nic szczególnego, poza tym, że zostali dość mocno poturbowani przez spadający dach kuźni, ale Czkawka i tak nie czuł się najlepiej. Nie zamierzał jednak spędzać czasu na wylegiwaniu się, więc wyszedł z domu na obchód wioski. Szczerbatek mruczał cicho za nim, przyglądając mu się nerwowo.
- Szczerbek, przestań, nic mi nie jest - mruknął Czkawka, po czym zachwiał się i, gdyby nie łeb smoka, upadłby. - No dobra, może trochę, ale to wcale nie znaczy, że nie mam być czujny. Muszę coś sprawdzić, tylko nie mów Astrid - szepnął do Nocnej Furii, jakby rzeczywiście mogła cokolwiek mówić. Co prawda, Szczerbatek po tak długim przebywaniu z ludźmi często używał krótkich wypowiedzi typu "taa" lub "nie", ale Czkawka nie oczekiwał, że smok nagle zacznie snuć opowieści.
Gdy dotarli do zwęglonej kuźni, Czkawka zauważył, że Wikingowie omijają to miejsce szerokim łukiem, jakby ryzyko pożaru było wciąż wysokie. podszedł do zerwanego dachu, który wczorajszego wieczora spadł mu na głowę. Dotknął desek. Twarde, sosnowe drewno, odporne na wilgoć.
Nie powinno się załamać, pomyślał Czkawka. Kilka lat temu miewał różne pomysły i potrafił oceniać szkody przez nie wyrządzone. Nie zamierzał tym razem odpuścić, póki dokładnie wszystkiego nie zbada.
Przeszedł delikatnie do miejsca, w którym znalazł Valkę i Pyskacza. Zawalił się cały dach, więc mógł stąpać jedynie po zgliszczach. Przypomniał sobie pewien słoneczny dzień, gdy jego ojciec robił obchody wyspy. Sprawdzał również kuźnię Pyskacza. Czkawka niestety tego dnia musiał chodzić razem z ojcem, choć wolałby obserwować smoki.
- Pyskacz, masz jakieś uszkodzenia, no nie wiem... - zaczął Stoick, gładząc bujną brodę
Wiking prychnął.
- Co ty, żartujesz sobie? Wiesz, że tą kuźnię zakładali nasi przodkowie - zaśmiał się Pyskacz.
- No tak - przytaknął mu wódz. - ale nie sądzisz, że od tamtego czasu drewno mogło się zestarzeć i zacząć próchnieć?
Pyskacz zastukał w ścianą.
- Na moje oko, Stoicku to miejsce wytrzyma jeszcze niejedną powódź i nie jedną wichurę, na brodę Odyna.
Czkawka zmrużył oczy na to wspomnienie.
- Jakim cudem taki budynek mógł od tak zapłonąć i się zawalić? - spytał na wpół do siebie, na wpół do Szczerbka. Słyszał, że nawet jego dom, choć jeden z najstarszych budynków w wiosce był wybudowany dużo później od kuźni.
To niemożliwe, myślał gorączkowo. A jeśli... Jeśli ktoś podłożył ogień? Od razu przed oczami stanął mu Theod. Nieprawda, krzyczał do siebie Czkawka w myślach. Theod nie żyje. Jednak wątpliwości trawiły jego umysł. Znał też jednak Pyskacza i choć Wiking znał się na swoim rzemiośle, to wiedział też, że Pyskacz jest często nieuważny. Wystarczyłby jeden mały błąd...
- Czkawka! - usłyszał głos nieopodal. Gdy się odwrócił, zauważył Astrid, biegnącą w jego stronę.
Próbował jak najbardziej odsunąć się od kuźni, żeby nie rozwścieczyć dziewczyny swoimi poszukiwaniami, gdy Szczerbatek wybiegł dziewczynie naprzeciw i powalił ją na ziemię, witając serdecznie.
Czkawka zaczął się trząść ze śmiechu. Zrozumiał jak dziwnie musiały wyglądać jego zabawy ze smokiem.
- Szczerbatku, już, ja też cię kocham - Astrid próbowała go odepchnąć, jednocześnie się uśmiechając, by nie urazić smoka. Czkawka zaczynał podejrzewać, że smok specjalnie krył go przez narzeczoną. - Czkawka pomóż!
Dopiero jeździec podbiegł do dziewczyny i zabrał od niej Szczerbatka. Astrd wstała cała umazana smoczą śliną. Czkawka powstrzymał chichot.
- Cholernie zabawne - mruknęła Astrid, wycierając się. Szczerbatek ruszył jej łokieć głową. - Nie możesz znaleźć jakiegoś innego sposobu na wyrażanie sympatii? - mruknęła do smoka.
- Czemu mnie szukałaś? - Czkawka usiadł naprzeciwko.
- Żeby sprawdzić, co z tobą, głuptasie - uśmiechnęła się lekko. - A myślisz, że wróciłabym normalnie do roboty, jakby nic się wczoraj nie stało?
Czkawka wzruszył ramionami.
- Ja tak robię.
Astrid prychnęła. Jej grzywka uniosła się gniewnie o kilka centymetrów w górę.
- Czkawka, każdy Wiking kazałby ci teraz wejść do łóżka i odpoczywać, myślisz, że co robi teraz twoja mama?
Wódz zerknął w stronę portu.
- Pewnie pomaga rybakom łatać sieci.
- Chyba żartujesz! - oburzyła się dziewczyna. - Ledwie stoisz na nogach, twoja mama pewnie wygląda tak samo, a wy zamierzacie zaharować się na śmierć? - w tym momencie Czkawka przerwał jej wywody pocałunkiem. Astrid zmrużyła oczy.
- Wiesz, gdyby nie smak śliny Nocnej Furii, całowanie ciebie mogłoby być przyjemne - zaśmiał się Czkawka, a Astrid rzuciła mu gniewne spojrzenie. Nie mogła jednak powstrzymać uśmiechu.
Usłyszeli krzyki, po czym ich oczom ukazał się cień Ponocnika - dokładniej Hakokła, sądząc po czerwonych błonach między kośćmi skrzydeł. Para jeźdźców spojrzała na siebie zaskoczeniem
- Pewnie Sączysmark znowu drażni swojego smoka - prychnęła Astrid, przytulając się do Czkawki.
...
- Śledzik, nie to lewo, drugie! - krzyczała Szpadka, stojąc na porcie. Jeździec ustawiał właśnie nowy żagiel na jednej z łodzi rybackich.
- Lewo jest tylko jedno! - odkrzyknął jej niepocieszony Śledzik, dalej męcząc się z materiałem.
Obok coś upadło. Szpadka spojrzała w bok i zauważyła Sączysmarka, zbierającego kosz z rybami.
- Hej, Smark, dobrze się czujesz? - spytała. Nie chciała pokazać, że martwi się o Wikinga, no bo niby dlaczego miałaby?
- Co? Taa, jasne - mruknął jeździec, odchodząc. Co powinnam zrobić? Iść za nim? Nie to zbyt podejrzane, myślała. Obok niej siedziała Tanya.
- Przejmuje się - powiedziała cicho.
- Smark? - spytała Szpadka, marszcząc brwi. Chyba znała przyjaciela na tyle, żeby to po nim poznać. Nie lubiła Tanyi, ale uderzało ją to, że może mieć rację.
- Nie widzisz? Ręce mu się trzęsą. Pewnie chodzi o wczorajszy wypadek... Wiesz, Czkawka i Valka. - Tanya nie musiała tłumaczyć, Szpadka dobrze wiedziała, o co chodzi. Widziała przecież, jak wódz wbiegał do palącej się kuźni.Ale czemu Sączysmark jest taki zamyślony? Czyżby miał coś na sumieniu? Dziewczyna raczej wątpiła, by kierowała nim troska o los Valki i wodza. - Może byś z nim pogadała? - zasugerowała Tanya nieśmiało.
Szpadka prychnęła.
- Taa, a niby o czym? - to pytanie było bez sensu. O tym jak się czuje, idiotko, podpowiadał jej umysł. Szpadka była wrażliwa, ale nie chciała tego specjalnie pokazywać.
- Szpadka, miałaś mi mówić, w którą stronę! - krzyczał Śledzik, ledwie radząc sobie z wiatrem.
Bliźniaczka spojrzała w jego stronę zagubiona.
- Trochę na prawo! - krzyknęła Tanya. - Szpadka, idź zastąpię cię - szepnęła do dziewczyny. Szpadka otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia.
- Co?
- Mieczyk się nie dowie, obiecuję - puściła do niej oko.
Szpadka udając obojętność, wzruszyła ramionami i bez słowa odeszła w stronę wioski.
Spotkała Sączysmarka obok Smoczej Akademii, gdzie karmił Hakokła. Ponocnik zapłonął radośnie na widok Szpadki.
- Cześć, a co ty tu...? - spytał Sączysmark ze zdziwieniem. Szpadka podeszła do niego z zakłopotaniem.
- Chciałam się upewnić, wiesz... że nic ci nie jest. - już miała dopowiedzieć, że Tanya twierdzi, że jest przybity, ale nie chciała wspominać o siostrze Theoda w obecności Sączysmarka. W końcu chłopak kiedyś podkochiwał się w Heatherze, a Tanya była do niej dość podobna.
- Wszystko okej - mruknął, sprawdzając zatrzaski przy siodle.
Szpadka najchętniej by stąd uciekła, ale coś jej podpowiadało, że nie może teraz odejść. W końcu nie rozmawiała z Sączysmarkiem od miesiąca, skoro nadarzyła się okazja, żeby to przerwać, to może ją wykorzystać?
- Martwisz się o Czkawkę? - spytała nagle, starając się, by w jej głosie nie było słychać nuty zazdrości. A kiedy on się o nią martwił? Nagle przypomniała sobie, gdy była więziona w więzieniu Malgora i poczuła wyrzuty sumienia. Czkawka wspominał jej, że musieli chłopaka trzymać w zamknięciu, bo chciał ją uratować, gdy inni Wikingowie ukrywali się przed Łowcami.
- Nie, skąd - prychnął jeździec. Ha! Stary, dobry Sączysmark, uśmiechnęła się do siebie w myślach Szpadka. Zerknęła na Wikinga, rumieniąc się. Dlaczego tak na nią działał? W końcu to ona, Szpadka, która zawsze robiła mu żarty i odpychała go od siebie, a nie nieśmiała i zakochana w Sączysmarku dziewczyna. A może była i jedną i drugą...
- Pogodziłam się z Tanyą... - mruknęła. Sama nie wie, po co zaczęła ten temat, przecież obiecała sobie przed chwilą, że nie będzie mówić o dziewczynie przy Wikingu - Okazuje się, że wcale nie jest taka zła.
- Winszuję - Sączysmark dalej starał się ją ignorować, poprawiając coś przy siodle. Szpadce zaczynało działać to na nerwy.
- O co ci chodzi? Dalej jesteś na mnie wściekły?
- Najwyraźniej innych traktujesz lepiej - warknął Sączysmark, ignorując pytania Szpadki.
- Przestań, jesteś taki sam jak reszta - mruknęła, chcąc odejść, ale Sączysmark oparł się o smoka i przystanął, po raz pierwszy chcąc ją posłuchać.
- To znaczy jaki? - zapytał ostrym tonem. Szpadka zacisnęła pięści. Gdyby to był Mieczyk zapewne zdzieliłaby go od razu w szczękę, ale przy Sączysmarku jeszcze jako tako się hamowała.
- Arogancki, pyskaty i na dodatek tępy! - krzyknęła i obróciła się tyłem do jeźdźca. W tym momencie Hakokieł zawarczał i chwycił Sączysmarka i Szpadkę, po czym wyskoczył w powietrze z prędkością błyskawicy. Jego ciało zabłysło od płomieni.
Szpadka chwyciła się ogona smoka, modląc się, by ta część ciała smoka nie zapaliła się żywym ogniem. Spanikowana zaczęła krzyczeć. Sączysmark, uwieszony po drugiej stronie ogona, wrzeszczał razem z nią.
- Hakokieł, co ty wyprawiasz?!! - próbował przekrzyczeć wiatr, ale smok go nie słuchał.
- No to nieźle smok cię słucha - burknęła Szpadka, zjeżdżając wolno z ciała smoka. Sączysmark wyciągnął do niej rękę.
- Chwyć się - rozkazał.
- Zgłupiałeś - powiedziała Szpadka, ale przy następnym manewrze chwyciła dłoń jeźdźca. - Co teraz cwaniaku?
Sączysmark spojrzał w kierunku skrzydeł pędzącego w powietrzu Ponocnika.
- Puścimy się - zawyrokował.
- Coo?! - Szpadka pomyślała, że żartuje, ale chłopak wyglądał wyjątkowo poważnie.
- Wierz mi, znam go. - powiedział Sączysmark, cudem unikając strzepnięcia przez ogromne skrzydła. - Złapię cię, zaufaj mi.
Szpadka popatrzyła na niego nieufnie. Co jeśli spadną i rozbiją się o ziemię? Nagle nie wiedzieć, czemu, puściła dłoń Wikinga i runęła w dół.
Sączysmark niemal równocześnie odepchnął się od ciała Hakokła i złapał Szpadkę ponownie, mocno do siebie przytulając. Oboje przymknęli oczy, po czym poczuli wstrząs i gdy je z powrotem uchylili, siedzieli znów na spokojnie lecącym Ponocniku. Sączysmark i Szpadka odetchnęli z ulgą, dalej spleceni ze sobą w uścisku. Nie wiedzieć, czemu wcale nie chcieli się od siebie odsuwać i żadne z nich nawet o tym nie pomyślało. Byli z daleka od pozostałych, od całego Berk, Czkawki, Mieczyka, Tanyi, Theoda i wszystkich problemów, które zostawili na dole.
Szpadka poczuła na policzkach łzy i przytuliła się do Sączysmarka mocniej, żeby je przed nim zasłonić.
- Przepraszam - szepnął Sączysmark, a to słowo szczególnie rzadko wydobywało się z jego ust. - To jak, wracamy na dół, czy lecimy na przejażdżkę? - jeździec zauważył łzy Szpadki i wytarł je wewnętrzną stroną dłoni, jednocześnie gładząc blade ze strachu policzki dziewczyny.
Szpadka zamknęła oczy.
- Nie chcę wracać.
Noo nareszcie już nie mogłem się doczekać ;)
OdpowiedzUsuńOpko klasabale czeeemu tak mało :)
No, wreszcie! Dalej, Szpadka, wygarnij mu! Spodobało mi się, że jest coś nowego niż Czkawka i Astrid. Fajnie, że nie zapomniałaś o Smarku i Szpadce. Mam nadzieję, że akcja się rozwinie i ujawnisz jak doszło do spalenia kuźni :))
OdpowiedzUsuńTaaak! Kocham cię! Rufflout!
OdpowiedzUsuń