Noc zapadła już nad Berk, dołączając do niemej ciszy, jaka nastała tam przed ciemnością. Wiatr wzmagał się, unosząc do góry płatki śniegu, które zaraz potem opadały z powrotem na ziemię, jakby nie zostały stamtąd zabrane. Smoki pouciekały do swoich siedzisk bądź skryły się w domach Wikingów, byleby przetrwać tę zimną i pełną napięcia noc.
Astrid siedziała w domu, głaszcząc Mel po ciemnobrązowych włosach, które chciała upleść. Cały czas jednak myślała o Czkawce, który odleciał ze Szczerbatkiem, by sprawdzić morze dokoła wyspy, a raczej zbiegów, którzy mogliby zanieść jego listy do Gevorga. Na samą myśl czuła beznadziejność w tym całym zdarzeniu i nierozwagę męża. Dzisiaj w ogóle go nie poznawała. Ani gdy stał na placu przed Orgah a jego spojrzenie było tak obojętne i puste, ani gdy rozwalił pół sypialni w poszukiwaniu swoich listów. Nie zachowywał się jak jej Czkawka.
- Kiedy wrócą? - zapytała Mel, ziewając. Astrid spojrzała w odpowiedzi na siedzącą naprzeciw nich Valkę, która z zainteresowaniem wpatrywała się w ogień w kominku. Jeźdźczyni bała się o syna i tylko Astrid potrafiła to po niej poznać.
- Niedługo - Astrid nachyliła się i ucałowała dziewczynkę w policzek, rezygnując z plecenia jej włosów. - Idź spać i nie martw się już. Jest ze Szczerbatkiem, pamiętasz?
Mel obróciła się do niej i westchnęła. Jej zielone oczy migotały w żółtopomarańczowym blasku płomieni syczących w piecu. Te oczy jednocześnie niepokoiły jeźdźczynię bardziej, sprowadzając ją z powrotem do myśli o Czkawce oraz pomagały odnaleźć spokój nieprzebytych lasów i pachnącej puszczy. To w takich oczach się zakochała.
- Szczerbatek ostatnio nie najlepiej się czuje - powiedziała poważnie, mrugając swoimi długimi rzęsami. Jak na dziewięciolatkę była piękną dziewczynką, pomyślała zaraz Astrid.
- Jak to? - spytała ze zdziwieniem.
- Zazwyczaj nie ma go na Berk - westchnęła dziewczynka, przeczesując opadające jej na twarz włosy dłonią. Astrid w końcu zlitowała się na nią i związała jej włosy w prostego kucyka. - Iskra czasem lata nad wyspą, ale on...
- Też to zauważyłam - powiedziała Valka, spoglądając na Astrid zmęczonym spojrzeniem. - Czy coś go trapi?
Astrid wzruszyła ramionami. Nie znała Szczerbatka tak dobrze jak Czkawka i Valka. Spyta o to męża, gdy wróci, obiecała sobie, martwiąc się, że nie zauważyła ostatniego stanu Nocnej Furii. Ostatnio tak wiele działo się na Berk, że nic dziwnego, że nie ze wszystkim nadążała. Berk, Orgah i jej ludzie, Mel, Czkawka, Iskra... Za mało czasu a zbyt wiele osób, którym chciała naraz poświęcić swój czas. Poza tym jeszcze Akademia...
- Może jak mój Wandersmok się wykluje to w końcu do nas wróci - westchnęła Mel, opierając bródkę o odciągnięte pod siebie kolana.
- Nie myśl tak - pocieszała ją Astrid. - Jeśli ze Szczerbatkiem jest coś nie tak, Czkawka zaraz to wyczuje, zobaczysz...
Chociaż ostatnio im obojgu chyba coś dolega, pomyślała Astrid, krzywiąc się na przypomnienie zachowania męża. Powinni się porozumieć w tym temacie, skoro obaj tracą humory w tym samym czasie.
Mel pożegnała się z Astrid i Valką, po czym ruszyła do swojego pokoju, stąpając bosymi stópkami po drewnianej podłodze. Gdy drzwi się zamknęły, Astrid poczuła pustkę, jakby została w tym domu całkiem sama. Valka ostatnio miała nostalgiczne stany i często dużo rozmyślała, nieskora do rozmów. Czkawka twierdził, że loty z Chmuroskokiem jej pomagają, ale Astrid uważała, że to przez to, że stara jeźdźczyni zbyt dużo czasu spędza ze smokami, a za mało z ludźmi. W końcu przez dwadzieścia lat miała do dyspozycji tylko smoki.
- Ufasz Czkawce, Astrid? - usłyszała nagle ciche pytanie, które mogłaby łatwo pomylić z sykiem ognia w piecu. Jeźdźczyni spojrzała na Valkę zdumiona.
- Skąd to pytanie?
- Bo widzę niepewność na twojej twarzy. - odparła kobieta, nie spuszczając z niej swojego łagodnego wzroku. Astrid poczuła się dziwnie, tak jakby Valka zaglądała jej wprost do serca. - Kochanie, widzę, że się martwisz. Jeśli Czkawka to zobaczy, nie będzie miał powodów, by walczyć o Berk. Skoro nawet jego żona w niego nie wierzy...
- Czy ty też kiedyś... nie byłaś pewna co do decyzji Stoicka? - zapytała Astrid, przyznając przed samą sobą, że boi się o plany męża odnośnie walki z Gevorgiem.
Valka roześmiała się szczerze i to na tyle głośno, że Astrid uśmiechnęła się lekko pocieszona jej humorem.
- Astrid, spytaj lepiej kiedy ja się z nim zgadzałam - wydusiła z siebie jeźdźczyni, a w jej oczach pojawiły się błyski rozbawienia. - Bycie żoną wodza ma wiele dobrych stron, ale jeszcze więcej wad, zapamiętaj to sobie - powiedziała z powagą, ale i lekkim uśmiechem. - Założę się, że po kilku latach będziesz wolała, żeby Czkawka został rybakiem czy kowalem.
Astrid rozbawiły nieco te słowa. Czkawka jako rybak? Co prawda był czeladnikiem Pyskacza, ale jego serce szybowało w powietrzu ze Szczerbatkiem. Jeśli oprócz bycia jeźdźcem smoków istniała jeszcze jedna profesja, w której Czkawka był całkowicie niezastąpiony, to było to miejsce wodza Berk, bez porównania.
- Ale co ja mogę zrobić? - zapytała, pozbawiona nadziei. - Jestem tylko...
- Jesteś Astrid Hofferson - przerwała jej Valka z tym samym lekkim uśmiechem, który zdawał się lekceważyć wszystkie zagrożenia Berk. - Nikt nie powinien ci mówić, co powinnaś robić. Ty sama doskonale o tym wiesz.
Astrid zmarszczyła brwi, siadając prosto. Nie wiedziała w jaki sposób, ale Valka poruszyła w jej sercu bardzo wrażliwą strunę. Zawsze była przykładem na wykorzystywanie siły do swoich celów, potrafiła walczyć o to, na czym jej zależało. Tego nauczyła się w domu Hoffersonów, tego nauczył ją jej wuj. A co robiła teraz? Poddawała się razem z Czkawką, podczas gdy to ona powinna działać, coś robić, byle nie zostawiać go z problemem sam na sam...
Nagle ją olśniło.
- Dzięki ci, Odynie - wyszeptała, zrywając się z miękkiej kanapy ku drzwiom. Valka uśmiechnęła się ciepło na jej widok.
Jeźdźczyni stanęła na mrozie, zapomniawszy o futrze. Nie to było teraz ważne. Musiała zdążyć, zanim Czkawka wróci i musiała to zrobić zanim znowu zawładnie nią bezradność. To ona zaczęła sojusz z Orgah i ona musi go teraz naprawić za wszelką cenę.
Zimno szczypało ją w skórę, gdy przeskakiwała kolejne zaspy. Gdyby się zatrzymała, zapewne by zamarzła, dlatego nie ustawała w biegu, aż jej oczy napotkały dom Orgah, w którym mieszkała przywódczyni przez cały swój pobyt na Berk. Wikingowie, których mijała, patrzyli na nią ze zdziwieniem i zgrozą, gdy jej gładką skórę pokrywał śnieg.
W końcu dotarła do pożądanych drzwi i zastukała w nie z pośpiechem, pocierając ramiona, by się ogrzać. Minęła chwila, zanim ktoś jej otworzył, a jej oddech zaczynał już zamieniać się w lodową mgiełkę. Orgah spojrzała na nią ze strachem i zaskoczeniem, mając przed oczami szczupłą, dygoczącą dziewczynę, która w tej chwili nie wyglądała na żonę wodza.
- Mogę wejść? - zapytała jeźdźczyni cicho.
Orgah mało co nie wciągnęła jej siłą do domu.
- Khaana! Oszalałaś? - spytała, gdy Astrid przekroczyła próg jej domu. - Jeszcze ssię wyziębisz!
- To nie jesst isstotne - mruknęła Astrid, pocierając wciąż zmarznięte ramiona. - Moge cię prossić o rozmowę?
- Jeśli chcesz mówić o twoim mężu, to wolę ci tylko zaproponować gorące mleko... - Orgah nie wyglądała, jakby chciała z nią rozmawiać, choć na pewno nie wyrzuciłaby jej na zimno. Cóż, Astrid poniekąd nawet się cieszyła, że zapomniała tego przeklętego futra.
Przywódczyni podała jej ciepły pled i kazała usiąść jej obok jej własnego ogniska, na którym już grzało się mleko, o którym wcześniej mówiła. Astrid przyjrzała jej się z zaciekawieniem. Orgah również nie wyglądała tak dostojnie, jak zwykła ją oglądać. Nie miała na sobie płaszcza, który dźwigała na plecach niczym brzemię przewodniczenia Warringom. Nawet nie miała swojego hełmu, bez którego wyglądała bezbronnie jak mała dziewczynka.
- Przyssłał cię tu? - zapytała Orgah od niechcenia, oglądając swoją kolekcję broni i czyszcząc niektóre z ostrzy.
- Czkawka? Skąd. Nawet nie wiedział, że wyszłam - powiedziała wprost. Nie mówiła Orgah nic o locie Czkawki ani jego poszukiwaniach kupców, którzy jeszcze mogą plątać się wokół wyspy. Nie było takiej potrzeby, a poza tym Astrid wolała nie rozpowiadać, że wodza Berk nie ma na wyspie.
- To w takim razie po co tu jessteś? - zapytała Orgah. Jej czarne włosy okalały jej pyzata twarz niczym onyksowa zbroja. - Wybacz, że jesstem obcessowa, ale nic dziwnego po tak fasscynującym dniu.
- O tak - odparła Astrid, patrząc w bok. - Dla nikogo ten dzień nie był zbyt szczęśliwy.
Nastała cisza. Orgah znudziła się czyszczeniem broni, po czym przystąpiła do kominka, ściągając z niego gar, w którym gotowało się mleko, po czym przelała je do dwóch drewnianych kubków z uchwytami w kształcie węży. Astrid obejrzała je dokładnie, zanim wzięła spory łyk gorącego napoju. Orgah zajęła miejsce na fotelu naprzeciwko niej.
- Mów już - mruknęła, patrząc na Astrid z irytacją - Nie znoszę, gdy ktoś czuję ssię źle w moim towarzysstwie, chyba że jesst moim wrogiem. A ty nie jessteś moim wrogiem, Khaana.
- Ja właśnie chciałam z tobą o tym pomówić - powiedziała Astrid, otulając się ciaśniej pledem. Ciepło powoli rozchodziło się po jej zmarzniętej skórze. - Ufasz mi, Orgah? - spytała, wiedząc doskonale, że Valka zadała jej dziś podobne pytanie.
Przywódczyni Warringów zmarszczyła brwi na te słowa, ale gdy po minie Astrid nie poznała żadnego podstępu, rozluźniła się i odetchnęła wolno.
- Pewnie, że tak, Asstrid. Jessteś jedną z najbliższych mi ossób. Twoja szczerość to budulec naszej przyjaźni - mówiąc to łyknęła z własnego kubka, patrząc na nią z uwagą. Orgah nie wie, czego ma się spodziewać po tej rozmowie, dlatego tak na mnie patrzy, pomyślała z nadzieją Astrid.
- W takim razie pewnie domyślasz się, co usłyszał o was Czkawka, gdy wróciłam na Berk. - powiedziała wolno, grzejąc dłonie o zagrzany już drewniany kubek. Orgah uśmiechnęła się lekko, niemal chytrze. Astrid odpowiedziała za nią. - Spośród wysp i plemion, które odwiedziliśmy to właśnie wizytę na waszej wyspie wspominałam najlepiej. To był powód, dla którego Czkawka zdecydował się zawrzeć z wami sojusz.
- Więc próbujesz przekonać mnie, że Czkawka wcale nie próbował wrobić mnie w waszą wojnę z Gevorgiem? - prychnęła Orgah z rozczarowaniem. - Asstrid, kogo ty oszukujesz...
- Daj mi skończyć - poprosiła ją uprzejmie blondynka, unosząc dłoń. - Akurat pozwól, że Czkawkę ocenię sama, bo znam go najbardziej. Wiem, że na świecie istnieją dwie rzeczy, za które potrafiłby zginąć - smoki i jego bliscy. Zaprosił cię na swoją wyspę podczas najważniejszego wydarzenia na Berk, ugościł jak najlepszych przyjaciół, po czym zaczął przekonywać cię do smoków. Jeśli spróbujesz szukać w tym geście podstępu, to sama się oszukasz, Orgah.
Przywódczyni zmarszczyła brwi, rozważając słowa jeźdźczyni. Astrid odczekała cierpliwie, popijając gorące mleko, by Orgah mogła się w spokoju zastanowić. Szum zimowego wiatru na zewnątrz obijał się o grube ściany domów w Berk, próbując wedrzeć się do siedlisk Wikingów. Jeźdźczyni znów wróciła myślami do Czkawki, zastanawiając się, czy wrócił już do domu i czy zauważył jej nieobecność. Swoją drogą ciekawe, co powie mu Valka, gdy jej mąż o nią spyta. Astrid nie wątpiła, że Valka wiedziała, dokąd się udała.
- Zadziwiasz mnie, Asstrid - wyznała Orgah spokojnym głosem. - Całe życie próbuję utwierdzić innych w przekonaniu, że kobieta na moim sstanowissku może być tak ssamo ssilna jak mężczyzna. A ty nie robisz nic, chowasz ssię w cieniu Czkawki, a i tak wszyscy widzą w tobie bohaterkę. - Orgah łyknęła znów mleka, a Astrid zauważyła na jej twarzy smutek. - A już na pewno twój mąż.
Jeźdźczyni uśmiechnęła się gładko, czując jak ciepło słów przyjaciółki rozchodzi się po jej zmarzniętym ciele.
- Mylisz się. - powiedziała z pewnością, na którą mogła już sobie pozwolić, gdy wpierw skorzystała z pokory. - Ja wychowywałam się w tym samym przekonaniu. Rzadko kiedy się odzywałam, a mój topór mówił za mnie. To Czkawka nauczył mnie wyrażać myśli.
- W takim razie nieźle mu poszło - oznajmiła Orgah, podnosząc się z miejsca. - A teraz wybacz, ale jesstem nieco zmęczona. Dysskussja z moimi dowódcami potrafi zwalić z nóg nawet kogoś moich rozmiarów - uśmiechnęła się, połyskując zębami. Astrid wstała, ściągając z siebie pled. - Och, nie. Weź go ze ssobą. Jeśli ssię rozchorujesz, jeszcze wina sspadnie na mnie, a złość Czkawki to osstatnia rzecz, której mi brakuje do szczęścia.
Astrid uśmiechnęła się, po czym powtórnie owinęła się w pled, starając się zachować w nim ciepło swojego ciała, które będzie potrzebowała, gdy wyjdzie na mróz. Zanim jeszcze wyszła, uścisnęła Orgah z przyjaźnią, ciesząc się, że mogła choć chwilę pomówić z nią na osobności. W pełni rozumiała pragnienie kobiety, by zrównać się z mężczyznami, by pokazać po sobie, że jest się silna i niezależną, sama kiedyś taka była... Dopóki nie zrozumiała jak bardzo ją to zniszczyło. Przestała czuć cokolwiek do czasu, aż zakochała się w Czkawce.
- Dziękuję, że mnie wysłuchałaś.
Orgah odwzajemniła uścisk i pożegnała się z nią miłymi słowami. Astrid wyszła z ciepłego domu ku bezlitosnemu wiatrowi, z którym i tak musiała się przecież zmierzyć. Tym razem jednak chłód nie był tak silny, a zimno nie doskwierało jej tak bardzo. Czuła ciepło zrozumienia i nadziei, jaką zdołała już w niej zaszczepić Valka, zanim wybiegła na mróz. Astrid czuła w sobie siłę, jakby mogła zmierzyć się z zimą Archipelagu i wygrać.
Wróciła do domu, zacierając ręce, ale nie spotkała nikogo, ani Valki, ani Czkawki, a kominek wciąż wypuszczał kolejne iskry gasnącego żaru. Zdjęła z siebie pled i położyła go na kanapie, gdy u szczytu schodów pojawił się Czkawka.
- Astrid? - spytał, a w jego głosie dało się wyczuć niepokój. - Gdzie ty byłaś?
Jeźdźczyni westchnęła, ale uśmiechnęła się słabo. Czuła drapanie w gardle, ale nie chciała dopuścić do siebie myśli, że mogła się przeziębić. To co zrobiła było zbyt ważne, by tego żałowała. Miała nadzieję, że Orgah ochłonie przez noc na tyle, że jutro całkiem inaczej będzie spoglądać na ideę sojuszu z Wandalami. Oraz na samego Czkawkę.
- Nieważne - mruknęła, podciągając nosem. - A jak poszukiwanie złodzieja?
Czkawka zszedł ze schodów cicho, nie chcąc obudzić Mel, która już teraz pewnie słodko spała. W miejscu, w którym jeździec wyłonił się z sypialni stał teraz Szczerbatek, kręcąc głową jak kot, który przygląda się swojej ofierze.
- Nie znaleźliśmy nic - odparł wódz, podchodząc do żony ze smutną miną. - Może to znaczyć, że albo złodziej już jest u Gevorga, albo był to ten, który chciał we mnie strzelić.
- Chyba bardziej prawdopodobna jest ta druga opcja - pocieszała go Astrid, pamiętając o słowach Valki. Rzeczywiście, Czkawka potrzebował wsparcia i motywacji. Wyglądał jak smok, któremu odebrano skrzydła. - W końcu gdyby Gevorg wysłał większą liczbę szpiegów na Berk, ryzykowałby, że ktoś albo z Wandali, albo z Warringów go zauważy. Nie mówiąc już o smokach...
Czkawka westchnął, przytulając ją do siebie mocno i stykając się z nią czołami.
- Może i masz rację - mruknął, ale zaraz coś przykuło jego uwagę. - Zmarzłaś - zauważył podejrzliwie.
- Troszkę - przytaknęła Astrid, przytulając się do męża, który w dalszym ciągu patrzył na nią z troską i nieufnością.
- Troszkę? Jesteś zimna jak lód - odparł, a jego głos z obojętnego stał się pełen uczuć. - Chodź, ogrzej się - powiedział, przyciągając ją bliżej kominka, do którego zaraz szybko dodał drewna. Gdy skończył, jego wzrok napotkał pled, rzucony przez Astrid na plecioną kanapę z gęstego sitowia. Jeździec zmarszczył pytająco brwi, a Astrid poczuła, że już się nie wywinie.
- Jutro ci opowiem - odpowiedziała tylko na nieme pytanie, które odczytała z miny jeźdźca. Czkawka uśmiechnął się lekko, a jeźdźczyni poczuła drobne rumieńce na twarzy, widząc ten uśmiech. Wprost nie potrafiła mu się oprzeć.
- Masz jakieś tajemnice przed własnym mężem? - zapytał, podchodząc do niej z tym samym uśmieszkiem. Astrid uśmiechnęła się i ucałowała go w czoło, stając na palcach. Chętnie pocałowałaby go w usta, ale już podejrzewała, że jest chora.
- Tylko jedną - odparła, czując jak dzisiejszy stres i niepewność znikają przy jeźdźcu, którego kochała.
Nazajutrz Berk rozświetliło słońce, które obdarowało swoim blaskiem nowe warstwy białego puchu. Warringowie przygotowywali się do powrotu, który zaplanowali zaraz po uczcie i świętowaniu wygranej w Wyścigach Smoków. Wandale pomagali im z chęcią przenosić bagaże, których swoją drogą nie było za dużo, porównując ich pobyt z pobytem Damorów zeszłego roku. Czkawka również nosił bagaże, a Szczerbatek starał mu się pomagać, jak tylko mógł. Astrid nie zauważyła po nim żadnego otępienia czy smutku, wręcz przeciwnie - kipiał energią i skakał wokół Warringów, zachęcając ich do zabawy. Gdy szedł obok Czkawki, machał swoim długim ogonem, rozsypując zaspy śniegu wokół siebie, bądź zaczepiając o coś protezą. Jeźdźczyni zdołała tez zauważyć, że po wczorajszym locie jej mąż również nieco się rozluźnił - oboje ze Szczerbatkiem znów byli nierozerwalni, co ostatnio nie było aż tak widoczne ku przygnębieniu zarówno jeźdźca jak i jego smoka.
Mimo tego, że Czkawka obchodził wyspę już chyba setki razy, by pomóc przenosić bagaże, to ani razu nie wpadł na Orgah, ani ona na niego. Astrid nie wychylała się z domu na długo z powodu choroby, którą jednak złapała podczas jej wczorajszego spaceru na mrozie. Cały dzień nie rozstawała się z chusteczką, a jej nos przybrał purpurową barwę. Jednak pomimo nakazu Czkawki zostania w domu, Astrid co jakiś czas wychodziła na zewnątrz, tym razem opatulona ciepło futrem, by wymienić kilka słów z gości, czy pomóc im zapakować poszczególne przedmioty do stalowych kufrów.
Mel od rana siedziała u Orgah, której chciała towarzyszyć do jej powrotu, by móc spędzić z nią jak najwięcej czasu. Astrid zauważyła, że dziewczynka ma sporo szacunku do wojowniczki, która podczas ich rozmów często wspomina o swoich walkach i uczy ją różnych pchnięć czy postaw, jakie powinna zachować w walce. Choć żona wodza widzi w tym jedynie zabawę, to wie też, że Mel wyciągnie dużo z tych lekcji. Ona sama dostała topór od wujka w wieku pięciu lat, choć nie był to ten sam, który teraz nosiła przy swoim boku. Miała nadzieję, że Mel nigdy nie będzie musiała użyć włóczni podarowanej jej przez Orgah.
- Możesz mi coś obiecać? - zapytała mała, gdy Astrid pojawiła się w progu domy Orgah. Drzwi były otwarte na oścież, bo co chwilę zjawiali się w nich Warringowie, którzy przyszli po rzeczy swojej pani. Mel pomagała właśnie składać jej zimowe płaszcze, choć nie radziła sobie z tym dobrze. Orgah uśmiechnęła się do niej i wzięła płaszcze, po czym sama je poskładała, zerkając na dziewczynkę z zaciekawieniem.
- O co chodzi, Mel? - spytała i zauważyła Astrid opartą o próg, uśmiechniętą od ucha do ucha mimo bladej cery i czerwonego nosa. Przywódczyni wyraźnie ucieszyła się na jej widok.
- Kiedy wykluje się mój Wandersmok, to polecisz wraz ze mną? - zapytała Mel, jakby to pytanie było czymś najbardziej naturalnym, co dziewczynka mogła zrobić. Oczy Orgah otworzyły się gwałtownie, choć migały w nich błyski rozbawienia.
- Nie będzie ssię bał unieść kogoś takiego jak ja? - odpowiedziała zamiast tego pytaniem, podczas gdy Astrid stała w szoku, widząc że wysiłki Czkawki prawdopodobnie poszły na marne, bo Mel odwala za niego całą robotę z namawianiem Wikingów ku smokom.
Mel wciąż nie widziała Astrid zajęta wkładaniem poskładanych ubrań Orgah do skrzyni. Dzisiaj czesała ją Valka, bo jeźdźczyni nie dała rady zwlec się z łóżka przed rozpoczęciem lekcji dziewczynki w Akademii. Choć chciała porozmawiać jeszcze z Mel przed jej wyjściem, Czkawka kategorycznie jej zabronił, każąc jej wypoczywać.
- Śpij, skarbie - wyszeptał, całując ją z miłością w czoło, gdy leżała bezwładna, przykryta po szyję grubym futrem. Nawet wtedy było jej zimno. Czkawka uśmiechnął się do niej i wyszedł od rana pomagając Warringom przy przygotowaniach do podróży. Ona tymczasem czuła się żałośnie - jeszcze nikt nie pokonał jej w walce, a poddała się chorobie.
Tymczasem Astrid słuchała dalej wymiany zdań pomiędzy swoją przyszywaną córką, a przywódczynią Warringów. Mel czuła się wygodnie w towarzystwie starszych od siebie, w przeciwieństwie do towarzystwa swoich rówieśników, co zauważyła ze smutkiem. Ona też była bardzo często odpychana w dzieciństwie, choć każdy podziwiał jej bitewny talent.
- Niee - zapewniła ją Mel, przecierając oko, do którego prawdopodobnie wpadł jej jakiś paproch. - Wytresuję go tak, że się ciebie nie przestraszy... - w tym momencie zauważyła Astrid, trąc wciąż obolałą powiekę. - Oo, cześć, Astrid.
Jeźdźczyni uśmiechnęła się i podeszła do niej, dotykając jej podbródka i przyglądając się jej twarzy, by wybadać, co wpadło jej do oka. Mel zamrugała, starając się by zmusić kurz do opuszczenia powierzchni oka.
- Boli? - spytała Astrid z opiekuńczą miną. Czuła na sobie spojrzenie Orgah. Mel wyrwała swój podbródek z dłoni Astrid i zaprzeczyła głową.
- Nie, już wypadło. - powiedziała, uśmiechając się do swojej mamy, po czym przypomniała sobie o swojej rozmowie z Orgah. - To jak, obiecujesz?
- Dla mojej małej wojowniczki - wszysstko - zdecydowała Orgah, najwyraźniej zdając sobie sprawę, że Mel nie da jej się tak łatwo wyplątać z tej obietnicy. Astrid uniosła brew w szczerym zdziwieniu, gdy przywódczyni roześmiała się głośno. - Coś mi ssię wydaje, że będę odwiedzać Berk z większym entuzjazmem niż dotychczas - odparła, mrugając do jeźdźczyni swoim ciemnym okiem. Astrid rozluźniła się.
- Pomóc ci z czymś? - zapytała, spoglądając na pakowane przez nią futra.
- Ty? Khaana, powinnaś ssiedzieć w domu i wypoczywać - powiedziała Orgah z troską. - Ale dziękuję. To osstatnia sskrzynia. - mówiąc to, zatrzasnęła wielkie, drewniane pudło z metalowymi rogami, które je spajały. Nastała cisza, a Astrid poczuła, że ciężar ostatniej chwili z przyjaciółką dobija ją coraz bardziej. Mel najwyraźniej tez to wyczuła, bo nagle posmutniała.
- Będziesz nas często odwiedzała? - zapytała do Orgah, patrząc na nią swoimi zielonymi oczyma kota. Przywódczyni kiwnęła ochoczo głową.
- Nie częściej niż ty mnie - odpowiedziała, zezując na Astrid, jakby domagała się od niej zgody. - Mussicie również nass odwiedzić, Asstrid. Możecie nawet zosstawić Mel na kilka miessięcy, jeśli chciałaby podszkolić się z władania włócznią, albo gdyby potrzebowała nieco odpocząć od Berk... - Orgah spojrzała bezpośrednio na jeźdźczynię poważniejąc. Astrid zrozumiała ją bez słów, wiedząc, że jej przyjaciółka prawdopodobnie podarowała im największy prezent. Na Berk nie było już bezpiecznie, jeśli kręcili się tu kupcy, a Mel może być zagrożona, pozostając w domu Haddocków. Orgah najwyraźniej chciała dać jej do zrozumienia, że gdyby dziewczynka była zagrożona, zawsze może zostać odesłana pod ochronę Warringów, którzy chętnie ją przyjmą.
- Dziękuję ci, Orgah... - wyszeptała Astrid wzruszona darem przyjaciółki. Przywódczyni machnęła dłonią niedbale, ale uśmiechnęła się na te słowa.
- Berk mi się nawet podoba - powiedziała Mel ochoczo. Astrid cieszyła się, że tak mało wie. W końcu jej niewiedza może być dla niej ochroną. - Są tutaj smoki.
- Muszę przyznać, że dzięki tym sstworzeniom jesst u wass jakoś wesselej, niż gdy byłam tu dziessięć lat temu z moim ojcem - przyznała przywódczyni, odchodząc od zamkniętej już skrzyni.
Astrid ujęła Mel za rękę, wiedząc, że czas rozłąki z Orgah jest już bliski.
- Chodź, kochanie. Odprowadzimy Orgah. - powiedziała, na co dziewczynka przystała z radością.
Skrzynia pozostała w domu dla gości, do którego zaraz mieli przyjść Warringowie po ostatnie bagaże swojej pani. Tymczasem Mel maszerowała raźno przez wioskę, mając po jednej stronie Astrid, a po drugiej Orgah. Tak naprawdę to ona prowadziła rozmowy aż do samego portu, na którym Wandale od rana gromadzili się, by pożegnać gości. Pomosty były pełne od chodzących po nich Wikingów, którzy chodzili w tę i we w tę od wioski, po statki z Wysp Świec. Jeden z Warringów wpadł nawet do lodowatej wody, gdy poślizgnął się po oblodzonym pomoście, ale szybko go z niej wyciągnięto i zagrzano.
Gdy domy rozstąpiły się przed oczami spacerującej wolno trójki, statki były już upakowane po brzegi, ponieważ Wandale dość hojnie obsypali swoich przyjaciół podarunkami. Orgah westchnęła, patrząc na do połowy zamarznięte morze, które napełniło Astrid strachem.
- Dacie sobie radę z krą? - spytała przywódczynię, spoglądając na nią.
- Asstrid, nie takie rzeczy pokonywały nasze sstatki, ale miło mi, że ssię martwisz. - oznajmiła dumnie. Zanim zdołały dotrzeć na koniec długiej, drewnianej ścieżki do portu, Czkawka już wyłonił się z grupy noszących bagaże, witając całą trójkę uśmiechem. Za nim dumnie kroczył Szczerbatek, który wcześniej tak lojalnie mu pomagał.
- Statki już zapakowane. Twoi ludzie szybko się uwinęli - oznajmił, powitawszy wpierw Orgah uprzejmie. Przywódczyni zerknęła tylko na okręty niedbale i machnęła dłonią.
- Moi ludzie nadają się do trzech rzeczy - powiedziała z rozbawieniem. - Do robienia trunków, walki i żeglugi. Akurat to osstatnie opanowali z największym trudem.
Czkawka uśmiechnął się, a Astrid przypomniała sobie jego próby oddalenia Wandali od tradycji żeglarstwa. W końcu jednak się udały, gdy Stoick zaczął jako ostatni Wiking w Berk latać na smoku, a Wyścigi stały się tradycyjną rozrywką wyspy, pokonując Regaty. Możliwe, że Warringowie przeszli tę samą metamorfozę podczas nauki żeglarstwa. Ciekawe tylko, czy przeprowadziła ją Orgah, czy jej przodkowie.
- Cóż, pora ssię pożegnać, Czkawko Haddocku - powiedziała przywódczyni, patrząc uważnie w zielone oczy wodza. Astrid obserwowała, jak wodzowie dwóch wielkich klanów wpatrują się w siebie, nie chcąc odwrócić ze strachem wzroku. Czkawka kiwnął głową bez słowa, nie uciekając wzrokiem przed pełnym dumy i ciekawości spojrzeniem kobiety.
- Wybacz, że cię zawiodłem, Orgah - odpowiedział wódz Wandali twardym głosem, nie wyrażającym żadnych emocji pomimo słów. Astrid już pomyślała, że wczorajsza wizyta u przyjaciółki nic nie dała, kiedy Orgah zaskoczyła ją, obejmując Czkawkę silnym uściskiem. Jeździec również wydawał się zaskoczony, ale od razu odwzajemnił uścisk.
- Ty? Nie zawiodłeś mnie. - powiedziała Orgah, kończąc uścisk i znów patrząc mu w twarz łagodnie. - Po prostu myślałam, że będziesz bardziej podobny do sswojego ojca.
Czkawka wyglądał na urażonego, choć starał się to umiejętnie zamaskować. Mimo to Astrid poznała jego prawdziwe emocje, skrywane pod maską dumnego przywódcy.
- Orgah... - zaczęła nieśmiało jeźdźczyni, ale Orgah szybko jej przerwała, kładąc rękę na ramieniu Czkawki.
- Twój ojciec walczył ostrzem. - kontynuowała. - Ty walczysz ssłowem, Czkawka, i myślę, że jessteś o wiele bardziej niebezpieczny, niż Gevorg może to ssobie wyobrazić. Cieszę ssię, że jessteś naszym bratem.
Astrid uśmiechnęła się ze wzruszeniem, nie dowierzając w słowa Orgah. Czyli, że przyjaźń między Wandalami i Warringami trwała nadal, jakby sytuacja z zamachem na Czkawkę wcale się nie wydarzyła. Jeźdźczyni pomyślała zaraz o tym, jak jej mąż przyjął reakcję Orgah na spór Wandali z Hoodami. Czkawka tak bardzo przejmował się tym, czy wszystko pójdzie po jego myśli, a jednak tym razem znów udało mu się podbić serca Wikingów, czego domyślała się już wcześniej.
Czkawka uśmiechnął się lekko ze zdziwieniem, po czym zerknął na Astrid, która udawała równie wstrząśniętą słowami przyjaciółki, co on. Mel, która trzymała wciąż jeźdźczynię za rękę, patrzyła z podziwem od jednego wodza, do drugiego, ale grzecznie się nie odzywała, czekając aż dorośli skończą mówić.
Sztandary Warringów łopotami na zimowym wietrze, gdy Wikingowie spoglądali po raz ostatni na wyspę Berk ze swoich pokładów, jednocześnie obserwując swoją przywódczynię z ostrożnością. Orgah cieszyła się sporym szacunkiem wśród swoich, ale jeszcze większą lojalnością.
-A ja cieszę się, że nie masz do nas żalu i że wizyta w Berk ci się podobała. - odpowiedział uprzejmie Czkawka. Orgah parsknęła śmiechem, szturchając go w ramię. Duma przywódców i ich chłodna obojętność minęła, zastąpiona przyjaźnią.
- I to jak! - wykrzyknęła radośnie. - Te wasze Wyścigi to dobry pomyssł. Mam nadzieję, że zaprossicie mnie również na kolejne. Może nawet uda nam ssię wyssłać włassnych jeźdźców z Wyssp na Wyścigi. Wyobrażacie to ssobie? Berk przeciwko Wysspom! Cóż za emocje!
Oczy Czkawki błysnęły z zaciekawieniem, gdy słuchał Orgah. Astrid już widziała, co chodzi mu po głowie. Możliwe, że Orgah już planuje rozpocząć tresurę smoków u siebie, na Wyspach Świec. To na pewno byłoby ciekawe widowisko, gdyby po raz pierwszy na jakiejś innej wyspie niż Berk ktoś zdołałby wytresować smoka, po czym sprowadzić go na Wielką Arenę na wyspę i wziąć udział w Wyścigach. Łupieżcy próbowali trzykrotnie wytresować smoki, lecz Albrecht w końcu zaniechał próby, zniechęcony brakiem wyników.
- To byłoby rewelacyjne - powiedział z przekonaniem.
- Czy ja wiem? - prychnęła Astrid, włączając się do rozmowy. - Pewnie i tak byś nie dał im się nawet pobawić, Czkawka.
Mel zarechotała swoim słodkim głosikiem, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że jej przybrany ojciec nie dałby nowym jeźdźcom żadnych szans. Astrid czuła się często nawet zazdrosna o to, jak wiele znaczy Czkawka w oczach małej, choć oczywiście była z tego bardzo zadowolona. Orgah zaśmiała się gardłowo, łapiąc za brzuch.
- Tak, to prawda - poparła Astrid, gdy skończyła się śmiać. - akurat dorównać może ci chyba tylko żona.
- Czy ja wiem... - mruknął jeździec, spoglądając z uśmiechem na swoją wybrankę, która skrzywiła się w jego stronę z dezaprobatą.
Wiatr zaszumiał, wydymając grube żagle, jakby dawał znać o doskonałej pogodzie. Zima na razie jakby zaprzestała dalszych ataków, dając szansę Warringom na powrót do domu. Orgah zerknęła w tył na swoich ludzi i westchnęła tylko, wiedząc, że czas na Berk dobiegł końca. Jej ciemne oczy posmutniały, obserwując całą czwórkę z już narastającą tęsknotą.
- Jessteście wsspaniałą rodziną - powiedziała, a Astrid przytuliła do siebie Mel, głaszcząc jej rdzawobrązowe warkocze. - Żałuję, że musze ssię z wami żegnać.
- Przecież ssię zobaczymy - pocieszyła ja mała Mel, kładąc rękę na jej sporym nadgarstku.
Orgah spojrzała na nią łagodnie, niczym wilczyca, która okazywała łaskę jagnięciu, po czym przyklęknęła przed nią, a futro za jej plecami ułożyło się na kształt ciemnego strumienia.
- Obiecaj mi, że będziesz dbała o moją ukochaną Fevel - powiedziała z powagą przywódczyni. Mel spojrzała na nią uważnie, a jej zielone oczy wyraźnie śmiały się do zaprzyjaźnionej wojowniczki. - Nie chcę, by zardzewiała.
- Będę o nią dbać - obiecała Mel, po czym objęła szyję przywódczyni w najbardziej rozkosznym geście, jaki Astrid kiedykolwiek widziała. Czuła, że jej córka potrafi roztopić każde, nawet najbardziej twarde serce. Tylko czy umiałaby roztopić skamieniałe serce Gevorga? - pomyślała i zadrżała na samą myśl. Możliwe, że całkiem niedługo Mel spotka się ze swoją starszą przyjaciółką.
- Cieszy mnie to - odpowiedziała Orgah, wstając ciężko. Nic dziwnego, skoro jej całe ciało zdobiła ciężka zbroja. Astrid i tak dziwiła się, jak kobieta daje sobie radę ustać prosto w stalowej spódnicy, żelaznych nagolennikach i zdobionym napierśniku ze srebra, nie mówiąc już o czarnym futrze, okrywającym jej mocarne plecy. Przywódczyni stała tam jednak nadal i teraz patrzyła na Astrid. - Żegnaj, przyjaciółko. Pamiętaj, że dalej wissisz mi pewną obietnicę... - Astrid poczuła na sobie spojrzenie Czkawki, którego nie chciała odwzajemniać, a na które zarumieniła się tylko, obejmując czule przyjaciółkę.
- Za to ty wisisz obietnicę Mel, więc postarajmy się obie ich dotrzymać - odparła, a Orgah zachichotała, mrugając do dziewczynki. W końcu stanęła ponownie przed Czkawką, ale zanim pożegnała się z wodzem Berk, spojrzała z nieukrywanym zmieszaniem na Szczerbatka, stojącego przy swoim jeźdźcu.
- On rozumie naszą mowę, prawda? - zapytała cicho Orgah, zerkając na Czkawkę. Jeździec z zainteresowaniem kiwnął.
- Zdziwiłabyś się do jakiego stopnia.
Orgah stanęła przed Szczerbatkiem, a w jej czarnych jak węgle oczach czaił się strach. Astrid oglądała jak Nocna Furia i potężna wojowniczka mierzyli się spojrzeniami, jakby mieli za chwile stoczyć walkę. Orgah nie zamierzała jednak walczyć, a Szczerbatek wyglądał na zaciekawionego, co też ta obca kobieta może od niego chcieć.
- Ja... Nie mówiłam nigdy do ssmoka... - zaczęła, a Astrid nie potrafiła przypomnieć sobie momentu, gdy Orgah miała takie problemy z wysłowieniem się. - Chcę cię tylko przeprossić. Nie myślałam, że... no wiesz... jessteście tak mądrymi sstworzeniami.
Szczerbatek przechylił głowę, jakby sprawdzał, czy przywódczyni mówi prawdę, po czym podszedł do niej o kilka kroków do przodu, wąchając czujnie kobietę od stóp do głów. Orgah wyglądała, jakby chciała się cofnąć i umknąć bezpiecznie do swojego statku, ale stała tam odważnie, patrząc czujnie na Nocną Furię. W końcu Szczerbatek zrównał się z nią, przenosząc swój ciężar na tylne łapy i oblizał połowę jej twarzy swoim ciepłym i lepkim jęzorem.
Czkawka usilnie wstrzymał śmiech, za to Mel nie miała ku temu powodu, śmiejąc się głośno z reakcji wojowniczki, która stała wciąż na pomoście, ociekając ze smoczej śliny. Sama Astrid uśmiechnęła się, widząc, że Orgah kompletnie nie rozumie tego gestu. Szczerbatek odsunął się, rechocząc tak, jak to potrafią tylko smoki, a brzmiało to, jakby nad Berk zanosiła się burza.
- Chyba ci wybaczył - wymamrotał Czkawka, wciąż hamując wybuch śmiechu, co w jego wykonaniu wyglądało naprawdę zabawnie. Orgah spojrzała na rodzinę Haddocków, wycierając mokry policzek, po czym sama uśmiechnęła się słabo do smoka.
- Żartowniś - mruknęła z rozbawieniem. Wytarła rękawem resztki śliny z czoła i policzka, po czym spojrzała na Czkawkę, poważniejąc. - Niech Odyn ma cię w sswojej opiece, Czkawka.
- Niech Thor uspokoi morze, byście bezpiecznie wrócili do domu - odparł wódz, uśmiechając się do niej ciepło. Orgah obróciła się i ruszyła po szerokiej kładce wprost na swój okręt, na którym Warringowie szykowali się do odpływu niczym pracowite mrówki.
Astrid objęła wolną ręką Czkawkę w pasie, spoglądając na odpływających przyjaciół. Wciąż nie czuła się najlepiej, ale nie chciała spędzać ostatnich chwil Warringów na Berk w swoim własnym łóżku, przykuta do niego kołdrą. Mel zaczęła machać jako pierwsza swoją małą rączką, za chwilę dołączyła do niej reszta Wandali oraz Czkawka i na końcu Astrid. Warringowie chętnie żegnali się ze swoimi nowymi przyjaciółmi, choć mieli swoje obowiązki przy przygotowywaniu statku.
- Posstawić żagle! - usłyszeli krzyk należący do jednego ze służby Orgah. Przywódczyni stała przy burcie, uśmiechając się i machając do Wandali z entuzjazmem. Jej czarne futro było porywane przez wzmagający się wiatr, który miał zabrać ich do domu.
Szczerbatek zaryczał przyjaźnie, a po chwili po Berk dało się słyszeć kolejne okrzyki pożegnania pozostałych smoków, które dołączały kolejno do swojego Alfy. Czkawka spojrzał w oczy Astrid, tracąc na krótką chwilę zainteresowanie odpływającymi Wikingami.
- Możesz mi teraz powiedzieć, co zrobiłaś? - zapytał z uśmiechem, choć jego ciemne brwi pozostawały zmarszczone. Astrid obróciła się ku statkom, nie przestając machać.
- Później będzie na to czas - odparła, gdy drugi statek zaczął odpływać z portu, gdy jego żagle nabrały energii, by nieść cały okręt i jego załogę ku otwartemu morzu.
Ostatnio mam spory kłopot z ogarnięciem się w czasie. Byłam ostatnio na warsztatach dotyczących właśnie braku czasu i uświadomiłam sobie, że za wiele czasu spędzam na blogach (choć i tak nie wyrabiam). Przepraszam was moi mili, ale chyba zacznę dodawać w równych odstępach czasowych - dajmy na to co dwa tyg żeby mieć czas na wszystko - na naukę, dla rodziny i na te wszystkie rzeczy, na które nie starczało mi czasu. Postanowiłam, że będą to dwa tygodnie, ponieważ mam jeszcze San Fransokyo, a oprócz tego moje świadectwo (tak, w końcu je wznawiam!) i chce także odnowić Niezniszczalnych (Hurra na cześć mojej wyobraźni). To tyle z ogłoszeń parafialnych :)) Pozostałe dwa blogi podam zaraz pod spodem, Niezniszczalnych powinnam wznowić w tym tygodniu:
http://wielka-szostka-we-re-heroes.blogspot.com/
http://moja-droga-swiadectwo.blogspot.com/
Serdecznie zapraszam ;)
niedziela, 10 stycznia 2016
niedziela, 3 stycznia 2016
Braterskie oddanie
Orgah i jej ludzie mieli jeszcze witać na Berk przez dwa dni, podczas których chcieli wypocząć i poznać co nieco kultury Wandali.
Mniej więcej w czasie odpływu Warringów, w swoją morską żeglugę miał wypłynąć Johann, a z nim Szpadka. Czkawka wciąż zastanawiał się, czy dobrze zrobił. Co jeśli bliźniaczce nagle odechce się dalszej drogi w trakcie podróży z Johannem? Albo co jeżeli Szpadka ściągnie na starego kupca więcej kłopotów, niż zrobiłby to on sam?
Tak czy siak, wódz już zdecydował. Nie mógł teraz zmienić swojej decyzji, chyba że poprosiłaby go o to sama Szpadka. Astrid zareagowała smutkiem na wieść o pożegnaniu z przyjaciółką, niemniej jednak utwierdziła Czkawkę w tej decyzji.
- Rozmawiałam z nią wtedy w podróży - mówiła, a jej smutne oczy spoglądały dokoła. - Myślę, że ona wie co robi, skoro już o to prosi... Sączysmark o tym wie? - spytała nagle, przypominając sobie o jeźdźcu.
- Nie - Czkawka pokręcił głową. - Szpadka prosiła, żeby nikomu nie mówić. Nie chce by ktoś namawiał ją na zmianę decyzji. Wiemy o tym tylko ja, ty i Johann.
- Rozumiem - odparła wolno Astrid, rozczesując swoje złote włosy. Był chłodny poranek, ale Berk już budziło się do życia, nawet po tak szalonej nocy spędzonej z Warringami. - Swoją drogą dziwne, że Szpadka tak o to ubiega. Wyobrażasz to sobie ? Szpadka Thorston, mistrzyni kupiecka Berk... Johann musi być zachwycony na wieść o towarzyszce podróży.
- Po pierwsze nie zaraz mistrzyni - zaczął Czkawka, zawiązując jedynego buta wokół łydki. Astrid zaśmiała się cicho z żartu męża. - a po drugie po jakiś dwóch opowieściach Szpadka i tak go uciszy - powiedział, dobrze znając Johanna. Za każdym razem, gdy załatwiał z nim jakieś interesy, starał się nie rozwodzić zbyt długo, by nie zachęcać kupca do swoich morskich opowieści, które i tak niewiele miały wspólnego z prawdą.
Nastała cisza. W końcu Astrid westchnęła i odłożyła na biurko swój grzebień, zniechęcona dalszym rozczesywaniem skołtunionych włosów.
- Ciekawe, co zrobiłby Sączysmark. Wczoraj zachował się jak kretyn, nie dziwię się, że Szpadka chce odpłynąć... - mruknęła, najwyraźniej wściekła na przyjaciela. Nic dziwnego, Gruby i Hassa musieli pomóc mu wrócić do swojego domu, bo sam ledwie stał na nogach. Orgah była w niewiele lepszym stanie. Czkawka nie spodziewał się, że przywódczyni Warringów potrafi tak zabalować.
- Lepiej zostawmy to im - powiedział Czkawka, choć także był ciekawy reakcji Wikinga. Cóż, najwyraźniej dowie się jako ostatni. - Na razie przydałoby się zająć planowaniem ślubu wraz z Mieczykiem, to na pewno...
- Najpierw Dzień Wyklucia - przerwała mu Astrid ostro. - Dzieciaki czekają już wystarczająco długo... Zaraz sami wpadną na to, jak wykluć smoki, zobaczysz.
- Nie przesadzaj, Astrid - uśmiechnął się do niej Czkawka, choć wziął sobie jej słowa do serca. Poza tym może rzeczywiście warto poczekać ze ślubem Mieczyka i Tanyi. Bliźniak był trochę... niezdecydowany, przynajmniej w niektórych sprawach. Czkawka wolał nie ryzykować nieszczęściem Tanyi.
W tradycji Wikingów to wódz wybierał termin zaślubin oraz je przeprowadzał. Był on gościem honorowym oraz osobą, która nadawała tytuły, dlatego też Mieczyk i Tanya jako narzeczeni musieli poddać się jego woli jako Wikingowie z plemienia Wandali. We wcześniejszych wiekach panowania rozmaitych, potężnych wodzów, przywódca klanu miał również prawo do wyboru męża lub żony dla Wikingów ze swojego ludu. Prapradziadek Czkawki jednak jako pierwszy złamał tę tradycję, a raczej nieco ją złagodzić, pozwalając na wybranie swojego partnera, a jedynie biorąc na siebie ciężar przeprowadzenia całej ceremonii. Cóż, nawet jeśli tradycja sprzed wieków wciąż by trwała, to najprawdopodobniej Stoick Ważki i tak wybrałby jako małżonkę dla Czkawki Astrid Hofferson, choć pewnie młody wódz zastanawiałby się potem, czy byłoby to wymuszone małżeństwo wolą wodza, czy Astrid naprawdę chciałaby zostać jego żoną.
Kilka godzin potem Czkawka przechadzał się z Orgah, dyskutując o tradycji smoków na Berk. Starał się namówić ją na zmianę zdania na temat tych pięknych stworzeń, choć pewnie Wyścigi i tak zrobiły swoje. Astrid jednak zawsze twierdziła, że jej mąż ma dar przekonywania. Może rzeczywiście miała rację?
- Nic nie rozumiem, Czkawka - wyznała Orgah, gdy po ich lewej stronie zaszumiało odległe morze, gdy spacerowali przez klify w stronę Berk. Mieli nieco czasu na odpoczynek, gdy jej ludzie znosili rzeczy przywódczyni Warringów do jednego ze statków w porcie. Waldorf i reszta natomiast omawiali strategie bitewne z Sączysmarkiem i resztą jeźdźców. Być może Astrid do nich dołączyła. - Twój ojciec przecież toczył zawziętą walkę ze ssmokami. Ssami jesteście znani z zabijania ssmoków, macie nawet jednego na herbie. Sskąd więc ta nagła zmiana?
- To o wiele prostsze niż myślisz - odpowiedział Czkawka, kopiąc przed siebie małego kamyka. Miał na sobie ciepły płaszcz, który przywdziewał tylko podczas naprawdę chłodnych dni i w razie przyjazdu gości. W tym wypadku argumentem była i jedna i druga sytuacja. - Gdy zaprzyjaźniłem się ze Szczerbatkiem, poznałem, że wszystko, co mówili ludzie z wioski było kłamstwem. Cały czas miałem to przed oczami, a uwierzyłem, że smoki są złe właśnie z powodu opowieści Pyskacza i ojca.
- Walczyliście - Orgah skinęła głową. Jej policzki na mrozie stawały się czerwone, jak po wypiciu dobrego trunku. Choć wydawała się spontaniczna i lekkoduszna, to stała twardo na ziemi i potrafiła trzeźwo ocenić sytuację. - Ssmoki tego nie pamiętają? Zabijaliście ich tysiące...
Czkawka specjalnie nie wziął na spacer Szczerbatka, by, gdy będzie omawiał sprawę smoków, Orgah przez przypadek nie spytała o coś, co mogłoby zajść smokowi za skórę. Wolał luźna pogawędkę, a Nocne Furie miały to do siebie, że łatwo było je urazić. Co prawda, Szczerbatek bywał nieco humorzasty i jeżeli Czkawka go w jakiś sposób obrazi, smok niemal natychmiast przystępuje do planowania zemsty na jeźdźcu.
- Smoki nigdy nie zapominają - odpowiedział Czkawka, przystając w pobliżu kuźni Hassy na skraju wioski. - Ludzie też nie. Ale smoki w przeciwieństwie do nas potrafią wybaczyć, jeśli tylko mają ku temu sposobność. Wystarczy tylko wyciągnąć do nich rękę.
- Bardzo ciekawie mówisz, Czkawka - przyznała Orgah, patrząc na niego swoimi ciemnymi, pełnymi siły i wigoru oczami. Takie samo twarde spojrzenie miał jego ojciec, a raczej używał go, gdy był wodzem. Jako ojciec patrzył na niego całkiem inaczej... - Nie ssądzę jednak, by przyjaźń ze ssmokami byłą tak prossta. Nie w moim ludzie.
- Znałaś mojego ojca, prawda? - zapytał ją cicho Czkawka, gdy przemyślał słowa przywódczyni. Orgah kiwnęła tylko głową, a wódz dodał: - W takim razie dobrze wiesz, że smoki na Berk były czymś o wiele bardziej niemożliwym niż smoki na Wyspach Świec.
- Masz rację... - zaczęła Orgah, ale zanim skończyła, jej oczy zrobiły się wielkie, jakby zobaczyła ducha i pchnęła z całej siły Czkawkę na biały puch pod domem Flegmy.
Wódz poczuł się urażony tym zachowaniem, nie rozumiejąc w ogóle postępowania Orgah, dopóki nie dostrzegł wbitej w drewnianą ścianę strzały, dokładnie w miejscu, w którym stał przed momentem. Twarz przywódczyni Warringów wykrzywiła się z gniewu i pogardy dla strzelca, po czym nabrała powietrza w płuca i wykrzyknęła potężnym głosem:
- Zdrajca!
Czkawka podniósł się szybko z ziemi, rozumiejąc, że Orgah właśnie ocaliła mu życie. Nie zdążył jej nawet podziękować, bo wojowniczka chwyciła w dłoń swój topór i pobiegła jako pierwsza za strzelcem, który mierzył w wodza Berk. Jeździec ruszył biegiem za nią, starając się nie poślizgnąć po zlodowaconych ścieżkach na swojej protezie nogi.
Wyleciał zza budynków, mając przed sobą wciąż falujący płaszcz przywódczyni, którą próbował dogonić. Na Berk zrobiło się zamieszanie, jak w ulu. Warringowie biegali wszędzie z bronią, za to Wandale zdawali się nie wiedzieć, co się właściwie stało. Waldorf był szybszy od swojej przywódczyni, goniąc zdrajcę, który chciał zastrzelić Czkawkę.
Orgah zatrzymała się, a Czkawka stanął obok niej, obserwując rosłego Waldorfa, znikającego za drzewami rosnącymi przy Berk. Na wyspę jakby padł cień wyczekiwania.
- Kto to był? - zapytał Czkawka podniesionym z emocji głosem. Myślał o Astrid, Mel, o Szczerbatku... Co czuliby, gdyby Orgah nie uratowałaby mu życia?
Orgah natomiast splunęła w bok, nie przypominając swoim zachowaniem wcale kulturalnych kobiet z Berk. No dobra, może z wyjątkiem Flegmy.
- Pssy! - warknęła przywódczyni, patrząc na wodza Berk. - Nie był Wikingiem. Na pewno nie należał do moich ludzi, a nawet jeśliby tak było, to zginąłby natychmiasst. Włassnoręcznie bym go ubiła za taką zbrodnię...
Nie był Wikingiem, pomyślał Czkawka. Kruczy kupcy! Przypomniał sobie ich wątłą budowę, dziwne, jasne kubraki z powyszywanymi znakami i skośne oczy. Któż to mógł być, jak nie oni?
- Orgah, jestem ci wdzięczny - powiedział zasapany Czkawka, czując, że to nie koniec waśni z Gevorgiem i kupcami. Na pewno chciał się zemścić za Sączysmarka i jego brawurowe zniszczenie jednego ze statków. - Ocaliłaś mi życie.
- Jesteśmy braćmi, Czkawka - odpowiedziała zamiast tego Orgah, jakby jej zachowanie było czymś normalnym. - Braci trzeba chronić, bo ich nie ma ssię wielu.
Braci krwi. Czyli według Orgah sojusz już został zawarty, pomyślał Czkawka. Do jego oszołomionego umysłu dostawały się różne myśli. Raz wracał myślami do swojej rodziny, innym razem był wdzięczny Warringom za poświęcenie, jeszcze innym zastanawiał do czego jeszcze posuną się jego wrogowie.
- Wybacz, że cię pchnęłam. To nie było miłe - rzekła po chwili, widząc powracającego Waldorfa z ponura miną. Na placu zbierali się Wikingowie - Warringowie i Wandale, wypatrujący zagrożenia i rozprawiający o tym, co stało się w wiosce. Większość zdawała się być w szoku, nie zdając sobie sprawy z zagrożenia.
- Nie przejmuj się tym - mruknął Czkawka, kładąc dłoń na ramieniu Orgah. - I tak nie zapomnę tego, co dla mnie zrobiłaś.
- Czkawka, co się stało? - zapytał w końcu na głos Hassa, gdy Wikingowie rozglądali się wokół, pytając samych siebie o to samo.
Czkawka jednak zignorował to pytanie, mając przed sobą rosłego Waldorfa, który wciąz trzymał w dłoni topór. Wiking wyglądał na wściekłego i zawstydzonego, co samo przez się dawało odpowiedź na pytanie, czy dorwał zbrodniarza.
- Sskoczył z klifu. - odpowiedział ze złością Waldorf, chowając topór. - Nie miał szanss na przeżycie. Wybacz mi, Czkawka, że nie zdołałem go zabić.
Czkawka był zdziwiony tymi przeprosinami, ale Orgah kiwnęła tylko głową, również chowając topór. Nie wiedział nawet, jak odpowiedzieć Wikingowi, który ruszył w pościg za zdrajcą, ryzykując za niego życie.
- Jak wyglądał? - zapytał tylko cicho, czując, że emocje biorą nad nim górę.
Waldorf skrzywił się i spojrzał na Orgah ze skupieniem, po czym schylił czoło przed Czkawką i odpowiedział:
- Miał sskośne oczy i kołczan na plecach. Obrócił ssię kilka razy, gdy go goniłem.
Czyli jednak, pomyślał Czkawka, gdy jego przypuszczenia się sprawdziły.
Słyszał szepty wśród Wandali, którzy już prawdopodobnie zrozumieli swoje położenie. Po Berk chodziły opowieści o jeźdźcach i ich pierwszym spotkaniu z kruczymi kupcami, którzy trzymali się z Hoodami. Widział pytające spojrzenia swojego plemienia, które chciało znać swoje położenie względem tej sytuacji. Warringowie natomiast kompletnie nie wiedzieli, kto mógł chcieć zabić Czkawkę.
- Wiem kto za tym stoi - powiedział Czkawka, skupiając na sobie wzrok wszystkich obecnych na placu - zarówno Warringów jak i Wandali. Orgah zmarszczyła brwi, a jej oczy błysnęły zaciekawieniem. - To Gevorg - odparł krótko wódz, a po tych słowach w tłumie Wikingów zawrzało jak w ulu. Warringowie byli zszokowani, Wandale zaś rozgniewani, pamiętając dobrze straty w pożarze portu Berk, atak Gevorga na wyspę przerwany przez Czkawkę oraz strzelanie kruczych kupców do jeźdźców.
- Gevorg? - zapytała Orgah z rosnącym strachem. Najwyraźniej imię wodza nie było jej obce. - Wódz Hoodów?
- Tak - odpowiedział Czkawka bez ogródek. - To oni spalili nam port. Kruczy kupcy współpracują z nimi, to pewnie strzała jednego z nich - powiedział, a harmider rozmów i krzyków zebranych ludzi stopniowo wyciszała się, by móc usłyszeć, co mówi wódz Berk.
- Jessteś pewny, ssynu Sstoicka? - zapytał Waldorf, podchodząc do jeźdźca, niemal z ostrożnością, po czym zerknął na swoją panią. - To oznacza wojnę...
- Sskoro zaatakowali ciebie, mogą zaatakować i nass, sskoro zawarliśmy pakt - powiedziała Orgah, nie ruszając się z miejsca, gdy nagle jej oczy zaszły mgłą w geście zrozumienia, a brwi zmarszczyły się, przeobrażając ją w czujną wojowniczkę. - Wiedziałeś o tym - warknęła do Czkawki. - To po to zaprosiłeś nass na Berk.
Czkawka czuł wyrzuty sumienia, ale nie miał innego wyboru. Potrzebował siły i potęgi Warringów nawet za cenę własnego życia, byle tylko chronić swoich bliskich. Wśród Wandali zawisła ciężka cisza, niczym ostrze nad szyją skazanego. Wiedzieli, że jeśli Czkawka nie przekona Orgah, będą zgubieni. Jeździec natomiast spojrzał Orgah w oczy bez cienia strachu, myśląc nad odpowiedzią.
- Gevorg chce wymierzyć wojnę smokom, nie nam - odparł wolno, tak by inni z pobudzonych Wikingów mogli się wyciszyć. - Zawarliśmy z nim przymierze, które złamał. Wandale i Warringowie są braćmi. Jeśli zechcą walczyć z nami w imię tego, w co wierzymy, odwdzięczymy im się tą samą lojalnością, jeśli nie, wkrótce i tak Gevorg zdobędzie swoich popleczników w innych plemionach, które chętnie rozgromią wasze siły. Wybór należy do ciebie Orgah. Chciałem cię jedynie przygotować na tę rozmowę, ale ta strzała nieco popsuła moje plany.
Przywódczyni wyglądała na rozzłoszczoną. Czkawka wcale się jej nie dziwił - on też czułby gniew, gdyby dowiedział się prawdy w taki sposób. Jednak co do zamierzeń Gevorga miał pewność - jeśli zniszczy Berk, to na tym nie poprzestanie i zaatakuje Wyspy Świec, a potem? Cóż, może Łupieżców?
Z tłumu wyłoniła się Astrid, rozglądając się dokoła z zaniepokojeniem. Po ciszy, jaka nastała na placu można było wywnioskować, że stało się coś strasznego. Jeźdźczyni podeszła do Czkawki wolno, rozglądając się dokoła.
- Co się stało? - spytała tak cicho, ale jej głos był jak zgrzytnięcie stali o metal pośród głuchej ciszy na Berk.
- Orgah właśnie ocaliła mi życie - powiedział Czkawka, patrząc z namysłem na przywódczynię Warringów, która wyglądała, jakby się zastanawiała.
Oczy Astrid otworzyły się szeroko, gdy spojrzała na męża, obejmując go delikatnie. Nie pytała o nic, ale dało się zauważyć, że mocno się przestraszyła tymi kilkoma słowami, o które pewnie spyta, gdy będą sami. Orgah pokręciła głową z westchnieniem, najwyraźniej podjąwszy jakąś decyzję.
- Nie żywisz do nas nienawiści, Czkawka - zaczęła, a jej mocny głos wydał się aż nader łagodny w porównaniu z jej wcześniejszym tonem. - Doceniam to. Nie chciałeś wykorzystać w żaden ssposób naszych ssił, a jedynie bronić sswoją rodzinę - jej chłodny wzrok spoczął na Astrid, a Orgah rozpromieniła się nieco. - Ogłaszam więc, że Wandali i Warringów łączy rozejm, którego nie zniszczy ani Gevorg, ani jego ssiły. Jeśli nasi bracia będą potrzebowali pomocy, dołączymy do nich w bitwie, na Odyna! - Orgah uniosła rękę do góry, a jej ludzie zrobili to samo, wykrzykując z radością i wojennym gniewem. Czkawka oglądał ten widok z zainteresowaniem, ale i czujnością.Widział po Orgah, że była zmuszona do takiej decyzji, gdy wszystkie oczy były skierowane na nią.
- Dziękuję ci, Orgah - odpowiedział Czkawka, skinąwszy głową z szacunkiem.
- A teraz wybacz mi, Czkawka, ale muszę omówić kilka sspraw z moimi dowódcami - powiedziała Ograh poważnym głosem, odchodząc w kierunku domu, w którym mieszkała podczas pobytu w Berk. Waldorf i kilku Wikingów ruszyło za nią niczym straż pilnująca, by ich przywódczyni nie stało się nic złego.
Plac zaczął powoli pustoszeć, a Czkawka ruszył w kierunku domu, trzymając Astrid za rękę. Cały czas czuł na sobie jej spojrzenie, które zmuszało go do opowiedzenia jeźdźczyni o całym zdarzeniu. Dopiero gdy wrócili do domu wodza, Czkawka zapalił w kominku, zastanawiając się, czy słowa Orgah wypowiedziane pod wpływem chwili nie zostaną złamane i czy przypadkiem Gevorg nie rozbił ich rozejmu próbą zamachu na wodza Wandali.
- Czkawka, co się stało? - spytała Astrid nie ruszając się na krok od progu. Na jej twarzy malowało się zniecierpliwienie i strach. Wódz westchnął.
- Mel jest w Akademii? - zapytał, a jego żona skinęła głową bez entuzjazmu, krzyżując ręce na piersi. Futro, które opadało z jej ramion było przyprószone śnieżnobiałym śniegiem.
Gdy w piecu pojawił się płomień, Czkawka wstał i potarł brudne ręce, próbując oczyścić je z brudu węgla i drewna.
- Gevorg wysłał kupca, który miał mnie zabić - powiedział wprost, wiedząc, że jeźdźczyni nienawidzi, gdy ktoś stara się ją uspokoić słowami. Potrzebowała konkretów, w tych sprawach była twarda jak jego ojciec.
Na twarzy blondynki pojawiło się przerażenie, jej skóra zbladła, choć jeszcze przed chwilą na jej gładkich policzkach kwitły rumieńce od mrozu. Jeździec odwrócił wzrok, nie chcąc oglądać strachu ukochanej o jego życie, choć i tak musiał jej o tym powiedzieć. Najważniejsze, że żył, prawda?
- Jak? - zapytała Astrid, podchodząc do niego. jej głos drżał. - Orgah...
- Orgah zauważyła kupca i pchnęła mnie, gdy wymierzył strzałę - przerwał jej Czkawka, mając ochotę tylko wymazać sobie z pamięci ten pełen stresu dzień i odlecieć ze Szczerbatkiem na długi, szalony lot.
- To dlaczego się kłóciliście? - zapytała Astrid, idąc za mężem, który szedł już po schodach. - Czkawka! Odpowiedz mi!
Jeździec wszedł do sypialni zły na siebie i na wszystkie te okoliczności. Gdyby Orgah nie dowiedziała się o ich stosunkach z Gevorgiem i jego plemieniem, nie domyśliłaby się prawdy... Może wtedy Czkawka nie wyszedłby na oszusta przed Warringami, który chciał ich omotać dla swoich wpływów. Ach, na samą myśl robiło mu się niedobrze. Spojrzał na swoje biurko, na którym leżała otwarta księga z opisami wszystkich plemion Wikingów i jego własne notatki i przypuszczenia, które pragnął do niej dodać oraz plany na najbliższe miesiące. Wszystko miało się udać...
Okiennice stukały cicho o zasuwy, a wiatr wtargnął do domu, porywając niektóre notatki i zwoje i rozrzucając je po pokoju. Stronnice księgi biegły po korpusie okładki, jakby chciały uciec od bezlitosnego chłodu z okna, aż w końcu zatrzymały się na jednym z plemion. Hoodowie.
Czkawka zerknął tylko na księgę, po czym ogarnął go gniew. Astrid podbiegła do okna, zamykając szczelnie okiennice, a nim się odwróciła, księga leżała już na podłodze wraz z resztą notatek, które porozrzucał Czkawka. Plany sojuszów i strategii rozpierzchły się, jakby szukały własnego miejsca, podczas, gdy wódz poszukiwał w nich kilku wątków, których nie mógł znaleźć.
- Czkawka! Co ty robisz? - spytała z przerażeniem Astrid, próbując uspokoić męża.
- Nie ma ich! - warknął, odrzucając kolejne kartki.
- Czego? Czkawka, uspokój się! - Astrid nigdy nie widziała go w takim stanie, a jednak jej mąż ewidentnie czegoś szukał, przerzucając kolejne papiery w swoich szybkich dłoniach.
- Zabrał je - syknął w końcu jeździec, stając przed swoim biurkiem, jakby stał przed własnym rywalem. Jeszcze zanim wyruszył na spacer z Orgah zdołał spisać kilka listów do Flisaków i Łupieżców, a gdy wrócił i zobaczył otwarte okno... - Na Thora, przeklęty Gevorg!
- Co zabrał? - dopytywała się Astrid, kładąc ręce na jego ramiona, by móc go uspokoić. Jej ton wskazywał, że zaraz straci cierpliwość i sama zacznie rzucać wszystkim w pomieszczeniu.
Czkawka odetchnął głęboko, opierając swoje czoło na czole ukochanej. Czuł tak olbrzymi gniew, że przeszło mu przez głowę, by zabrać Szczerbatka i znaleźć Gevorga, zanim nie narobi jeszcze więcej szkód. Wcześniej było to takie proste - nie było żadnych planów, sojuszy, jedynie proste i jasne komendy, a ludzie je wykonywali. Tak było, gdy wodzem był Stoick, a teraz jego syn tonął we własnych zwątpieniach i planach, nie mogąc odnaleźć sposobu, którym mógłby pokonać armię Hoodów, którzy zagrażali Berk.
Astrid zamknęła oczy, a jej wolny oddech nieco uspokoił Czkawkę, który starał się zapomnieć o kupcu, który nie dość, że próbował go zabić, to jeszcze ukradł mu jego własne plany. Co prawda, tamten kupiec skoczył z klifu, ale mógł nie być sam, może było ich więcej?
- Ktoś ukradł moje listy do Flisaków i Łupieżców - oznajmił spokojnie Czkawka, gdy zdołał uspokoić zszargane nerwy. Czuł beznadziejność, jakiej nie odczuwał jeszcze nigdy. Wszystko, do czego dążył rozpadło się jak domek z kart, pozostawiając cienką linię sojuszu z Warringami i niebezpieczeństwo ze strony Hoodów, które znacznie wzrosło po dzisiejszej sytuacji.
- Myślisz, że był to ten sam człowiek? - spytała go Astrid, patrząc swoimi szafirowymi oczami w jego własne.
- Nie wiem. Jeśli nie, a listy dotrą do Gevorga, będziemy musieli obmyślić nową strategię, lub poszukać pomocy u kogo innego, albo w inny sposób... - mówiąc to nachylił się i pocałował żonę w czoło. - Muszę obszukać wyspę. Może złodziej jeszcze nie odpłynął...
- Czkawka, jeśli to podstęp? - zapytała Astrid, stojąc samotnie w sypialni, podczas gdy po schodach roznosiły się szybkie odgłosy kroków, gdy Czkawka zbiegał po nich na dół.
Wybaczcie, zaniedbałam was ostatnio, wszystko wina mojego braku ogarniania i pomysłu na opisanie tego rozdziału :// jeśli będzie wydawał się niektórym dość słaby, to wybaczcie, bo mi się właśnie taki wydaje.
Dodatkowo jakby tego było mało, to blogger ma chyba jakiś problem, albo mój lapek bo ostatnio gdy pisałam rozdział i napisałam prawie cały to mi nie zapisało i Just musi się wkurzać i pisać od nowa, super ;-;
Szczęśliwego Nowego Roku, choć nieco spóźnione, ale szczere ;** Mam nadzieję, że dobrze wypoczęliście bo jutro szkoła czy jak w moim przypadku - praktyki :) Praca ekonomisty tak bardzo :))))
Aha i zapraszam:
http://wielka-szostka-we-re-heroes.blogspot.com/
Ostatnio nieco pozmieniałam wygląd i fajnie by było gdybyście wpadli :D
Buziaki ;*
Mniej więcej w czasie odpływu Warringów, w swoją morską żeglugę miał wypłynąć Johann, a z nim Szpadka. Czkawka wciąż zastanawiał się, czy dobrze zrobił. Co jeśli bliźniaczce nagle odechce się dalszej drogi w trakcie podróży z Johannem? Albo co jeżeli Szpadka ściągnie na starego kupca więcej kłopotów, niż zrobiłby to on sam?
Tak czy siak, wódz już zdecydował. Nie mógł teraz zmienić swojej decyzji, chyba że poprosiłaby go o to sama Szpadka. Astrid zareagowała smutkiem na wieść o pożegnaniu z przyjaciółką, niemniej jednak utwierdziła Czkawkę w tej decyzji.
- Rozmawiałam z nią wtedy w podróży - mówiła, a jej smutne oczy spoglądały dokoła. - Myślę, że ona wie co robi, skoro już o to prosi... Sączysmark o tym wie? - spytała nagle, przypominając sobie o jeźdźcu.
- Nie - Czkawka pokręcił głową. - Szpadka prosiła, żeby nikomu nie mówić. Nie chce by ktoś namawiał ją na zmianę decyzji. Wiemy o tym tylko ja, ty i Johann.
- Rozumiem - odparła wolno Astrid, rozczesując swoje złote włosy. Był chłodny poranek, ale Berk już budziło się do życia, nawet po tak szalonej nocy spędzonej z Warringami. - Swoją drogą dziwne, że Szpadka tak o to ubiega. Wyobrażasz to sobie ? Szpadka Thorston, mistrzyni kupiecka Berk... Johann musi być zachwycony na wieść o towarzyszce podróży.
- Po pierwsze nie zaraz mistrzyni - zaczął Czkawka, zawiązując jedynego buta wokół łydki. Astrid zaśmiała się cicho z żartu męża. - a po drugie po jakiś dwóch opowieściach Szpadka i tak go uciszy - powiedział, dobrze znając Johanna. Za każdym razem, gdy załatwiał z nim jakieś interesy, starał się nie rozwodzić zbyt długo, by nie zachęcać kupca do swoich morskich opowieści, które i tak niewiele miały wspólnego z prawdą.
Nastała cisza. W końcu Astrid westchnęła i odłożyła na biurko swój grzebień, zniechęcona dalszym rozczesywaniem skołtunionych włosów.
- Ciekawe, co zrobiłby Sączysmark. Wczoraj zachował się jak kretyn, nie dziwię się, że Szpadka chce odpłynąć... - mruknęła, najwyraźniej wściekła na przyjaciela. Nic dziwnego, Gruby i Hassa musieli pomóc mu wrócić do swojego domu, bo sam ledwie stał na nogach. Orgah była w niewiele lepszym stanie. Czkawka nie spodziewał się, że przywódczyni Warringów potrafi tak zabalować.
- Lepiej zostawmy to im - powiedział Czkawka, choć także był ciekawy reakcji Wikinga. Cóż, najwyraźniej dowie się jako ostatni. - Na razie przydałoby się zająć planowaniem ślubu wraz z Mieczykiem, to na pewno...
- Najpierw Dzień Wyklucia - przerwała mu Astrid ostro. - Dzieciaki czekają już wystarczająco długo... Zaraz sami wpadną na to, jak wykluć smoki, zobaczysz.
- Nie przesadzaj, Astrid - uśmiechnął się do niej Czkawka, choć wziął sobie jej słowa do serca. Poza tym może rzeczywiście warto poczekać ze ślubem Mieczyka i Tanyi. Bliźniak był trochę... niezdecydowany, przynajmniej w niektórych sprawach. Czkawka wolał nie ryzykować nieszczęściem Tanyi.
W tradycji Wikingów to wódz wybierał termin zaślubin oraz je przeprowadzał. Był on gościem honorowym oraz osobą, która nadawała tytuły, dlatego też Mieczyk i Tanya jako narzeczeni musieli poddać się jego woli jako Wikingowie z plemienia Wandali. We wcześniejszych wiekach panowania rozmaitych, potężnych wodzów, przywódca klanu miał również prawo do wyboru męża lub żony dla Wikingów ze swojego ludu. Prapradziadek Czkawki jednak jako pierwszy złamał tę tradycję, a raczej nieco ją złagodzić, pozwalając na wybranie swojego partnera, a jedynie biorąc na siebie ciężar przeprowadzenia całej ceremonii. Cóż, nawet jeśli tradycja sprzed wieków wciąż by trwała, to najprawdopodobniej Stoick Ważki i tak wybrałby jako małżonkę dla Czkawki Astrid Hofferson, choć pewnie młody wódz zastanawiałby się potem, czy byłoby to wymuszone małżeństwo wolą wodza, czy Astrid naprawdę chciałaby zostać jego żoną.
Kilka godzin potem Czkawka przechadzał się z Orgah, dyskutując o tradycji smoków na Berk. Starał się namówić ją na zmianę zdania na temat tych pięknych stworzeń, choć pewnie Wyścigi i tak zrobiły swoje. Astrid jednak zawsze twierdziła, że jej mąż ma dar przekonywania. Może rzeczywiście miała rację?
- Nic nie rozumiem, Czkawka - wyznała Orgah, gdy po ich lewej stronie zaszumiało odległe morze, gdy spacerowali przez klify w stronę Berk. Mieli nieco czasu na odpoczynek, gdy jej ludzie znosili rzeczy przywódczyni Warringów do jednego ze statków w porcie. Waldorf i reszta natomiast omawiali strategie bitewne z Sączysmarkiem i resztą jeźdźców. Być może Astrid do nich dołączyła. - Twój ojciec przecież toczył zawziętą walkę ze ssmokami. Ssami jesteście znani z zabijania ssmoków, macie nawet jednego na herbie. Sskąd więc ta nagła zmiana?
- To o wiele prostsze niż myślisz - odpowiedział Czkawka, kopiąc przed siebie małego kamyka. Miał na sobie ciepły płaszcz, który przywdziewał tylko podczas naprawdę chłodnych dni i w razie przyjazdu gości. W tym wypadku argumentem była i jedna i druga sytuacja. - Gdy zaprzyjaźniłem się ze Szczerbatkiem, poznałem, że wszystko, co mówili ludzie z wioski było kłamstwem. Cały czas miałem to przed oczami, a uwierzyłem, że smoki są złe właśnie z powodu opowieści Pyskacza i ojca.
- Walczyliście - Orgah skinęła głową. Jej policzki na mrozie stawały się czerwone, jak po wypiciu dobrego trunku. Choć wydawała się spontaniczna i lekkoduszna, to stała twardo na ziemi i potrafiła trzeźwo ocenić sytuację. - Ssmoki tego nie pamiętają? Zabijaliście ich tysiące...
Czkawka specjalnie nie wziął na spacer Szczerbatka, by, gdy będzie omawiał sprawę smoków, Orgah przez przypadek nie spytała o coś, co mogłoby zajść smokowi za skórę. Wolał luźna pogawędkę, a Nocne Furie miały to do siebie, że łatwo było je urazić. Co prawda, Szczerbatek bywał nieco humorzasty i jeżeli Czkawka go w jakiś sposób obrazi, smok niemal natychmiast przystępuje do planowania zemsty na jeźdźcu.
- Smoki nigdy nie zapominają - odpowiedział Czkawka, przystając w pobliżu kuźni Hassy na skraju wioski. - Ludzie też nie. Ale smoki w przeciwieństwie do nas potrafią wybaczyć, jeśli tylko mają ku temu sposobność. Wystarczy tylko wyciągnąć do nich rękę.
- Bardzo ciekawie mówisz, Czkawka - przyznała Orgah, patrząc na niego swoimi ciemnymi, pełnymi siły i wigoru oczami. Takie samo twarde spojrzenie miał jego ojciec, a raczej używał go, gdy był wodzem. Jako ojciec patrzył na niego całkiem inaczej... - Nie ssądzę jednak, by przyjaźń ze ssmokami byłą tak prossta. Nie w moim ludzie.
- Znałaś mojego ojca, prawda? - zapytał ją cicho Czkawka, gdy przemyślał słowa przywódczyni. Orgah kiwnęła tylko głową, a wódz dodał: - W takim razie dobrze wiesz, że smoki na Berk były czymś o wiele bardziej niemożliwym niż smoki na Wyspach Świec.
- Masz rację... - zaczęła Orgah, ale zanim skończyła, jej oczy zrobiły się wielkie, jakby zobaczyła ducha i pchnęła z całej siły Czkawkę na biały puch pod domem Flegmy.
Wódz poczuł się urażony tym zachowaniem, nie rozumiejąc w ogóle postępowania Orgah, dopóki nie dostrzegł wbitej w drewnianą ścianę strzały, dokładnie w miejscu, w którym stał przed momentem. Twarz przywódczyni Warringów wykrzywiła się z gniewu i pogardy dla strzelca, po czym nabrała powietrza w płuca i wykrzyknęła potężnym głosem:
- Zdrajca!
Czkawka podniósł się szybko z ziemi, rozumiejąc, że Orgah właśnie ocaliła mu życie. Nie zdążył jej nawet podziękować, bo wojowniczka chwyciła w dłoń swój topór i pobiegła jako pierwsza za strzelcem, który mierzył w wodza Berk. Jeździec ruszył biegiem za nią, starając się nie poślizgnąć po zlodowaconych ścieżkach na swojej protezie nogi.
Wyleciał zza budynków, mając przed sobą wciąż falujący płaszcz przywódczyni, którą próbował dogonić. Na Berk zrobiło się zamieszanie, jak w ulu. Warringowie biegali wszędzie z bronią, za to Wandale zdawali się nie wiedzieć, co się właściwie stało. Waldorf był szybszy od swojej przywódczyni, goniąc zdrajcę, który chciał zastrzelić Czkawkę.
Orgah zatrzymała się, a Czkawka stanął obok niej, obserwując rosłego Waldorfa, znikającego za drzewami rosnącymi przy Berk. Na wyspę jakby padł cień wyczekiwania.
- Kto to był? - zapytał Czkawka podniesionym z emocji głosem. Myślał o Astrid, Mel, o Szczerbatku... Co czuliby, gdyby Orgah nie uratowałaby mu życia?
Orgah natomiast splunęła w bok, nie przypominając swoim zachowaniem wcale kulturalnych kobiet z Berk. No dobra, może z wyjątkiem Flegmy.
- Pssy! - warknęła przywódczyni, patrząc na wodza Berk. - Nie był Wikingiem. Na pewno nie należał do moich ludzi, a nawet jeśliby tak było, to zginąłby natychmiasst. Włassnoręcznie bym go ubiła za taką zbrodnię...
Nie był Wikingiem, pomyślał Czkawka. Kruczy kupcy! Przypomniał sobie ich wątłą budowę, dziwne, jasne kubraki z powyszywanymi znakami i skośne oczy. Któż to mógł być, jak nie oni?
- Orgah, jestem ci wdzięczny - powiedział zasapany Czkawka, czując, że to nie koniec waśni z Gevorgiem i kupcami. Na pewno chciał się zemścić za Sączysmarka i jego brawurowe zniszczenie jednego ze statków. - Ocaliłaś mi życie.
- Jesteśmy braćmi, Czkawka - odpowiedziała zamiast tego Orgah, jakby jej zachowanie było czymś normalnym. - Braci trzeba chronić, bo ich nie ma ssię wielu.
Braci krwi. Czyli według Orgah sojusz już został zawarty, pomyślał Czkawka. Do jego oszołomionego umysłu dostawały się różne myśli. Raz wracał myślami do swojej rodziny, innym razem był wdzięczny Warringom za poświęcenie, jeszcze innym zastanawiał do czego jeszcze posuną się jego wrogowie.
- Wybacz, że cię pchnęłam. To nie było miłe - rzekła po chwili, widząc powracającego Waldorfa z ponura miną. Na placu zbierali się Wikingowie - Warringowie i Wandale, wypatrujący zagrożenia i rozprawiający o tym, co stało się w wiosce. Większość zdawała się być w szoku, nie zdając sobie sprawy z zagrożenia.
- Nie przejmuj się tym - mruknął Czkawka, kładąc dłoń na ramieniu Orgah. - I tak nie zapomnę tego, co dla mnie zrobiłaś.
- Czkawka, co się stało? - zapytał w końcu na głos Hassa, gdy Wikingowie rozglądali się wokół, pytając samych siebie o to samo.
Czkawka jednak zignorował to pytanie, mając przed sobą rosłego Waldorfa, który wciąz trzymał w dłoni topór. Wiking wyglądał na wściekłego i zawstydzonego, co samo przez się dawało odpowiedź na pytanie, czy dorwał zbrodniarza.
- Sskoczył z klifu. - odpowiedział ze złością Waldorf, chowając topór. - Nie miał szanss na przeżycie. Wybacz mi, Czkawka, że nie zdołałem go zabić.
Czkawka był zdziwiony tymi przeprosinami, ale Orgah kiwnęła tylko głową, również chowając topór. Nie wiedział nawet, jak odpowiedzieć Wikingowi, który ruszył w pościg za zdrajcą, ryzykując za niego życie.
- Jak wyglądał? - zapytał tylko cicho, czując, że emocje biorą nad nim górę.
Waldorf skrzywił się i spojrzał na Orgah ze skupieniem, po czym schylił czoło przed Czkawką i odpowiedział:
- Miał sskośne oczy i kołczan na plecach. Obrócił ssię kilka razy, gdy go goniłem.
Czyli jednak, pomyślał Czkawka, gdy jego przypuszczenia się sprawdziły.
Słyszał szepty wśród Wandali, którzy już prawdopodobnie zrozumieli swoje położenie. Po Berk chodziły opowieści o jeźdźcach i ich pierwszym spotkaniu z kruczymi kupcami, którzy trzymali się z Hoodami. Widział pytające spojrzenia swojego plemienia, które chciało znać swoje położenie względem tej sytuacji. Warringowie natomiast kompletnie nie wiedzieli, kto mógł chcieć zabić Czkawkę.
- Wiem kto za tym stoi - powiedział Czkawka, skupiając na sobie wzrok wszystkich obecnych na placu - zarówno Warringów jak i Wandali. Orgah zmarszczyła brwi, a jej oczy błysnęły zaciekawieniem. - To Gevorg - odparł krótko wódz, a po tych słowach w tłumie Wikingów zawrzało jak w ulu. Warringowie byli zszokowani, Wandale zaś rozgniewani, pamiętając dobrze straty w pożarze portu Berk, atak Gevorga na wyspę przerwany przez Czkawkę oraz strzelanie kruczych kupców do jeźdźców.
- Gevorg? - zapytała Orgah z rosnącym strachem. Najwyraźniej imię wodza nie było jej obce. - Wódz Hoodów?
- Tak - odpowiedział Czkawka bez ogródek. - To oni spalili nam port. Kruczy kupcy współpracują z nimi, to pewnie strzała jednego z nich - powiedział, a harmider rozmów i krzyków zebranych ludzi stopniowo wyciszała się, by móc usłyszeć, co mówi wódz Berk.
- Jessteś pewny, ssynu Sstoicka? - zapytał Waldorf, podchodząc do jeźdźca, niemal z ostrożnością, po czym zerknął na swoją panią. - To oznacza wojnę...
- Sskoro zaatakowali ciebie, mogą zaatakować i nass, sskoro zawarliśmy pakt - powiedziała Orgah, nie ruszając się z miejsca, gdy nagle jej oczy zaszły mgłą w geście zrozumienia, a brwi zmarszczyły się, przeobrażając ją w czujną wojowniczkę. - Wiedziałeś o tym - warknęła do Czkawki. - To po to zaprosiłeś nass na Berk.
Czkawka czuł wyrzuty sumienia, ale nie miał innego wyboru. Potrzebował siły i potęgi Warringów nawet za cenę własnego życia, byle tylko chronić swoich bliskich. Wśród Wandali zawisła ciężka cisza, niczym ostrze nad szyją skazanego. Wiedzieli, że jeśli Czkawka nie przekona Orgah, będą zgubieni. Jeździec natomiast spojrzał Orgah w oczy bez cienia strachu, myśląc nad odpowiedzią.
- Gevorg chce wymierzyć wojnę smokom, nie nam - odparł wolno, tak by inni z pobudzonych Wikingów mogli się wyciszyć. - Zawarliśmy z nim przymierze, które złamał. Wandale i Warringowie są braćmi. Jeśli zechcą walczyć z nami w imię tego, w co wierzymy, odwdzięczymy im się tą samą lojalnością, jeśli nie, wkrótce i tak Gevorg zdobędzie swoich popleczników w innych plemionach, które chętnie rozgromią wasze siły. Wybór należy do ciebie Orgah. Chciałem cię jedynie przygotować na tę rozmowę, ale ta strzała nieco popsuła moje plany.
Przywódczyni wyglądała na rozzłoszczoną. Czkawka wcale się jej nie dziwił - on też czułby gniew, gdyby dowiedział się prawdy w taki sposób. Jednak co do zamierzeń Gevorga miał pewność - jeśli zniszczy Berk, to na tym nie poprzestanie i zaatakuje Wyspy Świec, a potem? Cóż, może Łupieżców?
Z tłumu wyłoniła się Astrid, rozglądając się dokoła z zaniepokojeniem. Po ciszy, jaka nastała na placu można było wywnioskować, że stało się coś strasznego. Jeźdźczyni podeszła do Czkawki wolno, rozglądając się dokoła.
- Co się stało? - spytała tak cicho, ale jej głos był jak zgrzytnięcie stali o metal pośród głuchej ciszy na Berk.
- Orgah właśnie ocaliła mi życie - powiedział Czkawka, patrząc z namysłem na przywódczynię Warringów, która wyglądała, jakby się zastanawiała.
Oczy Astrid otworzyły się szeroko, gdy spojrzała na męża, obejmując go delikatnie. Nie pytała o nic, ale dało się zauważyć, że mocno się przestraszyła tymi kilkoma słowami, o które pewnie spyta, gdy będą sami. Orgah pokręciła głową z westchnieniem, najwyraźniej podjąwszy jakąś decyzję.
- Nie żywisz do nas nienawiści, Czkawka - zaczęła, a jej mocny głos wydał się aż nader łagodny w porównaniu z jej wcześniejszym tonem. - Doceniam to. Nie chciałeś wykorzystać w żaden ssposób naszych ssił, a jedynie bronić sswoją rodzinę - jej chłodny wzrok spoczął na Astrid, a Orgah rozpromieniła się nieco. - Ogłaszam więc, że Wandali i Warringów łączy rozejm, którego nie zniszczy ani Gevorg, ani jego ssiły. Jeśli nasi bracia będą potrzebowali pomocy, dołączymy do nich w bitwie, na Odyna! - Orgah uniosła rękę do góry, a jej ludzie zrobili to samo, wykrzykując z radością i wojennym gniewem. Czkawka oglądał ten widok z zainteresowaniem, ale i czujnością.Widział po Orgah, że była zmuszona do takiej decyzji, gdy wszystkie oczy były skierowane na nią.
- Dziękuję ci, Orgah - odpowiedział Czkawka, skinąwszy głową z szacunkiem.
- A teraz wybacz mi, Czkawka, ale muszę omówić kilka sspraw z moimi dowódcami - powiedziała Ograh poważnym głosem, odchodząc w kierunku domu, w którym mieszkała podczas pobytu w Berk. Waldorf i kilku Wikingów ruszyło za nią niczym straż pilnująca, by ich przywódczyni nie stało się nic złego.
Plac zaczął powoli pustoszeć, a Czkawka ruszył w kierunku domu, trzymając Astrid za rękę. Cały czas czuł na sobie jej spojrzenie, które zmuszało go do opowiedzenia jeźdźczyni o całym zdarzeniu. Dopiero gdy wrócili do domu wodza, Czkawka zapalił w kominku, zastanawiając się, czy słowa Orgah wypowiedziane pod wpływem chwili nie zostaną złamane i czy przypadkiem Gevorg nie rozbił ich rozejmu próbą zamachu na wodza Wandali.
- Czkawka, co się stało? - spytała Astrid nie ruszając się na krok od progu. Na jej twarzy malowało się zniecierpliwienie i strach. Wódz westchnął.
- Mel jest w Akademii? - zapytał, a jego żona skinęła głową bez entuzjazmu, krzyżując ręce na piersi. Futro, które opadało z jej ramion było przyprószone śnieżnobiałym śniegiem.
Gdy w piecu pojawił się płomień, Czkawka wstał i potarł brudne ręce, próbując oczyścić je z brudu węgla i drewna.
- Gevorg wysłał kupca, który miał mnie zabić - powiedział wprost, wiedząc, że jeźdźczyni nienawidzi, gdy ktoś stara się ją uspokoić słowami. Potrzebowała konkretów, w tych sprawach była twarda jak jego ojciec.
Na twarzy blondynki pojawiło się przerażenie, jej skóra zbladła, choć jeszcze przed chwilą na jej gładkich policzkach kwitły rumieńce od mrozu. Jeździec odwrócił wzrok, nie chcąc oglądać strachu ukochanej o jego życie, choć i tak musiał jej o tym powiedzieć. Najważniejsze, że żył, prawda?
- Jak? - zapytała Astrid, podchodząc do niego. jej głos drżał. - Orgah...
- Orgah zauważyła kupca i pchnęła mnie, gdy wymierzył strzałę - przerwał jej Czkawka, mając ochotę tylko wymazać sobie z pamięci ten pełen stresu dzień i odlecieć ze Szczerbatkiem na długi, szalony lot.
- To dlaczego się kłóciliście? - zapytała Astrid, idąc za mężem, który szedł już po schodach. - Czkawka! Odpowiedz mi!
Jeździec wszedł do sypialni zły na siebie i na wszystkie te okoliczności. Gdyby Orgah nie dowiedziała się o ich stosunkach z Gevorgiem i jego plemieniem, nie domyśliłaby się prawdy... Może wtedy Czkawka nie wyszedłby na oszusta przed Warringami, który chciał ich omotać dla swoich wpływów. Ach, na samą myśl robiło mu się niedobrze. Spojrzał na swoje biurko, na którym leżała otwarta księga z opisami wszystkich plemion Wikingów i jego własne notatki i przypuszczenia, które pragnął do niej dodać oraz plany na najbliższe miesiące. Wszystko miało się udać...
Okiennice stukały cicho o zasuwy, a wiatr wtargnął do domu, porywając niektóre notatki i zwoje i rozrzucając je po pokoju. Stronnice księgi biegły po korpusie okładki, jakby chciały uciec od bezlitosnego chłodu z okna, aż w końcu zatrzymały się na jednym z plemion. Hoodowie.
Czkawka zerknął tylko na księgę, po czym ogarnął go gniew. Astrid podbiegła do okna, zamykając szczelnie okiennice, a nim się odwróciła, księga leżała już na podłodze wraz z resztą notatek, które porozrzucał Czkawka. Plany sojuszów i strategii rozpierzchły się, jakby szukały własnego miejsca, podczas, gdy wódz poszukiwał w nich kilku wątków, których nie mógł znaleźć.
- Czkawka! Co ty robisz? - spytała z przerażeniem Astrid, próbując uspokoić męża.
- Nie ma ich! - warknął, odrzucając kolejne kartki.
- Czego? Czkawka, uspokój się! - Astrid nigdy nie widziała go w takim stanie, a jednak jej mąż ewidentnie czegoś szukał, przerzucając kolejne papiery w swoich szybkich dłoniach.
- Zabrał je - syknął w końcu jeździec, stając przed swoim biurkiem, jakby stał przed własnym rywalem. Jeszcze zanim wyruszył na spacer z Orgah zdołał spisać kilka listów do Flisaków i Łupieżców, a gdy wrócił i zobaczył otwarte okno... - Na Thora, przeklęty Gevorg!
- Co zabrał? - dopytywała się Astrid, kładąc ręce na jego ramiona, by móc go uspokoić. Jej ton wskazywał, że zaraz straci cierpliwość i sama zacznie rzucać wszystkim w pomieszczeniu.
Czkawka odetchnął głęboko, opierając swoje czoło na czole ukochanej. Czuł tak olbrzymi gniew, że przeszło mu przez głowę, by zabrać Szczerbatka i znaleźć Gevorga, zanim nie narobi jeszcze więcej szkód. Wcześniej było to takie proste - nie było żadnych planów, sojuszy, jedynie proste i jasne komendy, a ludzie je wykonywali. Tak było, gdy wodzem był Stoick, a teraz jego syn tonął we własnych zwątpieniach i planach, nie mogąc odnaleźć sposobu, którym mógłby pokonać armię Hoodów, którzy zagrażali Berk.
Astrid zamknęła oczy, a jej wolny oddech nieco uspokoił Czkawkę, który starał się zapomnieć o kupcu, który nie dość, że próbował go zabić, to jeszcze ukradł mu jego własne plany. Co prawda, tamten kupiec skoczył z klifu, ale mógł nie być sam, może było ich więcej?
- Ktoś ukradł moje listy do Flisaków i Łupieżców - oznajmił spokojnie Czkawka, gdy zdołał uspokoić zszargane nerwy. Czuł beznadziejność, jakiej nie odczuwał jeszcze nigdy. Wszystko, do czego dążył rozpadło się jak domek z kart, pozostawiając cienką linię sojuszu z Warringami i niebezpieczeństwo ze strony Hoodów, które znacznie wzrosło po dzisiejszej sytuacji.
- Myślisz, że był to ten sam człowiek? - spytała go Astrid, patrząc swoimi szafirowymi oczami w jego własne.
- Nie wiem. Jeśli nie, a listy dotrą do Gevorga, będziemy musieli obmyślić nową strategię, lub poszukać pomocy u kogo innego, albo w inny sposób... - mówiąc to nachylił się i pocałował żonę w czoło. - Muszę obszukać wyspę. Może złodziej jeszcze nie odpłynął...
- Czkawka, jeśli to podstęp? - zapytała Astrid, stojąc samotnie w sypialni, podczas gdy po schodach roznosiły się szybkie odgłosy kroków, gdy Czkawka zbiegał po nich na dół.
Wybaczcie, zaniedbałam was ostatnio, wszystko wina mojego braku ogarniania i pomysłu na opisanie tego rozdziału :// jeśli będzie wydawał się niektórym dość słaby, to wybaczcie, bo mi się właśnie taki wydaje.
Dodatkowo jakby tego było mało, to blogger ma chyba jakiś problem, albo mój lapek bo ostatnio gdy pisałam rozdział i napisałam prawie cały to mi nie zapisało i Just musi się wkurzać i pisać od nowa, super ;-;
Szczęśliwego Nowego Roku, choć nieco spóźnione, ale szczere ;** Mam nadzieję, że dobrze wypoczęliście bo jutro szkoła czy jak w moim przypadku - praktyki :) Praca ekonomisty tak bardzo :))))
Aha i zapraszam:
http://wielka-szostka-we-re-heroes.blogspot.com/
Ostatnio nieco pozmieniałam wygląd i fajnie by było gdybyście wpadli :D
Buziaki ;*
Subskrybuj:
Posty (Atom)