poniedziałek, 23 marca 2015

Ślub

   To jest ten dzień. Czkawka czekał na niego kilka tygodni. Bał się, że wszystko diabli wezmą po wypadku w kuźni. Nie mógł mówić zbyt wielu osobom, tylko do kilku miał zaufanie.
   Od rana starał się dopiąć wszystkiego - od najdrobniejszych dekoracji - świec, kwiatów, zapachu sosny, do najtrudniejszych szczegółów - przygotowanie Wielkiej Sali, zgromadzenie całej wioski w jednym miejscu. Cóż, w sumie to nie było takie trudne. Od rana wszyscy huczeli od radosnej wieści - o ślubie wodza. Oczywiście, wszyscy wiedzieli, oprócz nic nie przeczuwającej Astrid. Tradycja głosiła, że ten kto ostrzeże pannę w dniu zaślubin trafi prosto do Niflheimu, krainy zmarłych. Tak więc wszyscy dokładali wszelkich starań, żeby Astrid pozostała jednak w głębokiej nieświadomości.
   Czkawka przyglądał się swojemu dziełu - podwyższeniu z drewna, nad którym unosił się łuk opleciony świeżymi, wiosennymi kwiatami. Girlandami zajęły się Valka, Szpadka i Tanya. Wyszło im to znakomicie - kwiaty nie więdły, ale błyszczały w słońcu, zatrzymując na sobie czyjeś spojrzenie. Pyskacz dobudowywał do drewnianego stopnia żelazne ćwieki. To był jego własny pomysł. Chciał w pewien sposób oddać różnicę, między tradycjami Wikingów-wojowników, niezniszczalnych okrutników i Wikingów-jeźdźców smoków. Czkawka nie wiedział, że tym samym zapoczątkował wiele nowych tradycji. Gdy patrzyło się na podest od boku, można było zauważyć podobieństwo do smoczego siodła.
   Pyskacz wytarł spocone czoło swoim żelaznym kikutem.
- Skończone, Czkawka, mam nadzieję, że panna ci nie zwieje nagle z pod ołtarza, bo wtedy bym cię zadźgał tymi ćwiekami - Czkawka wzdrygnął się, ale nie na myśl, że Pyskacz może wyrządzić mu krzywdę, ale że Astrid może w ten sposób zareagować.
   Dosyć, powtarzał sobie. Astrid chce tego ślubu, on tego chce. Po co to odwlekać?
   Czkawka już miał iść w stronę klifów, gdy przypomniał sobie o jeszcze jednym, drobnym szczególe.
- Brzoza - powiedział, obracając się, ale Valka już wplątywała w girlandy drobne zielone gałązki. Mrugnęła do syna.
- Spokojnie, o wszystkim pamiętamy.
   Czkawka odetchnął. To był nowy rozdział w jego życiu, to wiedział na pewno. Poczuł się jak wtedy, gdy wchodził na Arenę. Gdy wszyscy Wikingowie patrzyli na niego z rosnącą ciekawością, ale nie domyślali się, że syn wodza przełamie tradycję i nie zabije smoka. Poczuł wtedy ukłucie pustki, a zaraz potem rosnącą falę ciepła. Falę przyszłości, która zbliżała się do niego i dotykała lekko jego policzka jak troskliwa matka.  
   Szedł wolno, Szczerbatek szybko zauważył go i podbiegł do niego uradowany. Nawet smok wiedział, że coś się święci, choć niekoniecznie to rozumiał.
- Cześć, Mordko - zawołał Czkawka, głaszcząc smoka po łbie. - zaczekaj tutaj, zaraz wrócę.
   Smok zaskamlał cicho, niczym pies, ale podskoczył kilka razy i oblizał Valkę, której w głowie roiło się mnóstwo pomysłów na dekoracje platformy.
- Co, kochanie? - spytała słodko. Szczerbatek wystawił język. Czkawka zaśmiał się na ten widok.
   Nie minęło sporo czasu, a Czkawka znalazł swoją wybrankę przy porcie. Astrid siedziała nad wodą i rozplątywała splątane sieci. Jeździec podszedł do niej i usiadł obok, starając się pozostać niezauważonym. Kiedy chciał nastraszyć Astrid od tyłu, dziewczyna nagle mruknęła:
- Naprawdę myślisz, że ciebie nie słychać, Czkawka? - wyczuł od razu w jej głosie chandrę. Najwyraźniej ktoś tu wstał z łóżka lewą nogą.
- Cześć, skarbie - wymruczał do ucha dziewczynie, całując w policzek. Astrid zapewne myślała, że będzie to krótki, delikatny pocałunek, ale Czkawka przytulił ją do siebie, rozdając pocałunki po policzku i szyi.
   Astrid zaśmiała się.
- Co ci jest? - spytała z uśmiechem. - Może dalej ci szumi po tym wypadku, co?
   Czkawka westchnął. Potrafiła zniszczyć każdą miłą chwilę. Co prawda raz czy dwa skarżył się, że szumi mu w uszach, albo ma migrenę, ale od spalenia się kuźni minęły dwa tygodnie, więc...
- Zawsze musisz być taka szorstka? - zapytał. Dziewczyna wzruszyła ramionami. W jednym momencie zapragnął wrzucić ją do zimnej wody razem w cholerną siecią. - Możemy porozmawiać? - zapytał smutno.
   Astrid obróciła się nagle. Jej błękitne oczy płonęły strachem.
- Coś się stało? - spytała. Po co grał tę całą szopkę? Bo bał się jej domysłów, chciał zetrzeć wszystkie ślady, które mogłyby doprowadzić ją na plac, gdzie zbierali się Wikingowie.
- Nie, znaczy... Ach, wyjaśnię ci po drodze.
   Szli spokojnie, nie spieszyli się. Czkawka dawał Pyskaczowi i reszcie czas na przygotowanie zarówno smoków, jak i całej ceremonii. Od wszystkich emocji skrywanych na raz w ciele Czkawki, zaczynało mu się już robić niedobrze. Chciał jej powiedzieć o wszystkim - tu i teraz. Ale nie mógł.
- To powiesz mi wreszcie, o co chodzi? - mruknęła Astrid. W jej oczach malowała się troska. Czkawka chwycił ją za rękę.
- Chciałbym ciebie spytać... czy brałaś pod uwagę dla siebie... wiesz, jakąś inną opcję.
   Astrid zmarszczyła brwi. Od razu widać było, że nie zrozumiała ani słowa.
- O czym ty bredzisz, Czkawka?
   Wódz westchnął. Tafla morza błyszczała tak przejrzyście. Zapragnął odświeżyć się, wskoczyć do lodowatej wody i zostac tam do czasu, aż wszystkie wątpliwości odpłyną z jego ciała.
   Astrid stanęła mu na drodze.
- Po prostu chodzi mi o to... Czy brałaś pod uwagę jeszcze innego mężczyznę w swoim życiu. 
   Dziewczyna otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia, jej dłonie opadły w przypływie szoku.
- Czkawka, najadłeś się mułu? Oczywiście, że nie, jak możesz w ogóle mnie o to pytać? - odpowiadała niemal z gniewem. Czkawka nie wiedział, jak ma zareagować. Czuł, że chce dla Astrid jak najlepiej. Nalge przypomniał sobie Astrid i Theoda. Czy gdyby wybrała wodza Damorów, pozwoliłby jej na to? Otrząsnął się z tych myśli. Wiedział doskonale, że zrobiłby wszystko, aby dziewczyna była szczęśliwa. Nawet za cenę własnego szczęścia.
   Wódz pogłaskał delikatnie policzek jeźdźczyni.
- Wiesz, że chcę dla ciebie jak najlepiej - szepnął. Astrid wspięła się szybko na palce i pocałowała go.
- Więc przestań zadawać takie durne pytania, Czkawka. Jestem i będę szczęśliwa z tobą...
- Ale...
- Nie ma żadnego "ale"! - krzyknęła. Czkawka uśmiechnął się. - I dobrze się nad tym zastanów, zanim znowu zadasz mi takie durne pytanie. Astrid naprawdę nie była w nastroju. Wódz westchnął zrezygnowany.
- Mogę ci coś pokazać? - zauważył oznakę ciekawości na twarzy dziewczyny - lekko wygięta wargę i błysk w oku. Ale zaraz potem narzeczona wodza zmarszczyła brwi.
- Sama nie wiem - zawahała się, ale po chwili rzuciła Czkawce delikatny uśmiech. - Spodoba mi się?
- Powinno - Czkawka chwycił ją za rękę z dumą.

...

   Przez całą drogę Astrid wypytywała Czkawkę o to, co chłopak chciał jej pokazać. Nie miała chyba siły ani humoru na zgadywanie, więc podążała najbardziej leniwą i prosta drogą - przez pytania.
- Czkawka, nie bądź taki tajemniczy, wiesz, że to mnie denerwuje... - stęknęła, kiedy nagle wyszli na plac, a oczom dziewczyny ukazał się ślubny kobierzec i cała wioska, rozstępująca się przed młodymi.
   Usta Astrid jeszcze nigdy nie były tak szeroko otwarte, a zdarzały im się naprawdę zdumiewające i niepokojące rzeczy. Popatrzyła na swojego przyszłego męża, ale w tym momencie Czkawka chwycił ją i podniósł. Nogi dziewczyny zawisły w powietrzu.
   Wikingowie zaśmiali się na ten widok. Astrid wyglądała na całkiem ogłupiałą, najwyraźniej niespodzianka naprawdę się udała.
- Czkawka, ty przez ten cały czas... - szepnęła tak, żeby nikt oprócz jeźdźca nie mógł jej usłyszeć. Wódz tylko uśmiechnął się spoglądając na swoją wybrankę.
   Zaczął iść z panną młodą przejściem zrobionym przez Wikingów. Czkawka szedł z gracją, jakby jego kroki napawały obecnych przypływem spokoju.
   Kiedy w końcu dotarli na podest Czkawka postawił delikatnie Astrid na drewnianej podstawie. Wszyscy zebrani nagle ucichli, jak za muśnięciem smoczych skrzydeł. Obok nich stała Valka, ubrana w bladoniebieską suknię - najpiękniejszą, jaka posiadała. Uśmiechnęła się do synowej i wręczyła jej diadem ozdobiony lśniącym białym futrem fok ze wplecionymi srebrnymi perłami, odbijającymi promienie słońca. Astrid skłoniła lekko głowę, pozwalając Valce założyć jej diadem na skromny warkocz. Czkawka pomyślał, że i bez tego diademu, Astrid wyglądała pięknie, nie potrzebowała niczego więcej.
   Valka odwróciła się do zebranych i rzekła poważnym, ale radosnym głosem:
- W imię Frigg, władczyni Asgardu przyjmuję cię Astrid Hofferson do rodu Haddocków. Niech bogini ześle na ciebie błogość ducha i siłę Walkirii, aby każda twa strzała dosięgła celu. - po czym po odprawieniu tradycyjnych modłów Wikingów, przytuliła synową, czego nie zrobił najprawdopodobniej jeszcze nikt w całej dynastii. - Witaj w domu, Astrid - szepnęła, ale jej głos był na tyle potężny, że i tak poniósł się echem wśród Wikingów.
   Czkawka uśmiechnął się. Gdy Astrid obróciła twarz w stronę wodza, Czkawka zauważył drobne łzy szczęścia na policzkach dziewczyny. W końcu do Czkawki podszedł Pyskacz, zastępując ojca Astrid, tak jak, Valka zastępowała Stoicka - głowę rodu.
   Pyskacz odchrząknął krótko. Czkawka zauważył idealnie splecione wąsy w cienkie warkoczyki. Wiking dzierżył w dłoni Alhaidę - najstarszą tarczę Wikingów, która była przekazywana przez całe pokolenia głowom rodu wodzów. Czkawka widział jeden jedyny razem ojca, który trzymał dumnie tarczę, zagrzewając resztę do walki. A było to podczas wyprawy na Czerwoną Śmierć. Nagle wódz wystraszył się, że rozklei się, jak Astrid.
- W imię Odyna, władcy Asgardu naznaczam ród Haddocków posoką twych wrogów - Wikingowie zrezygnowali z tradycji naznaczania tarczy krwią smoków. Tak naprawdę był to jedynie symbol, na tarczy tak naprawdę nie znajdowała się prawdziwa krew, jedynie samo wspomnienie pierwszego Haddocka, który walcząc, bronił się właśnie Alhaidą, po której spływała krew wrogów. - Jako głowa rodu i wódz dzierżyć będziesz Alhaidę do końca swych dni, broniąc swój honor i swoje plemię - tutaj Pyskacz zastąpił zwyczajną formułkę "bronić swojej rodziny", ponieważ Czkawka był kimś więcej, był przecież wodzem. Astrid jednak zaliczała się do plemienia, więc automatycznie była "pod ochroną" Czkawki. Tak samo, jak w przypadku Modlitw Valki, Pyskacz wypowiedział wiele dziękczynnych słów: do Frigg, Odyna i innych bóstw, sprzyjających małżeństwie kochanków.
   Czkawka chwycił Alhaidę prawą dłonią i podniósł ją do góry dumnie, ukazując Wikingom. Wszyscy ryknęli okrzykami radości, ciesząc się ze szczęścia wodza. Czkawka obrócił się do Astrid, nadal trzymając tarczę przy sobie i pocałował swoją żonę, wywołując w tym momencie kolejną falę radosnych okrzyków wśród współplemieńców.
   Astrid i Czkawka stali przy sobie kilka minut, pogrążeni w zupełnym harmiderze wywołanym euforią Wikingów. Jeźdźczyni spojrzała wodzowi w twarz, zatrzymując się na zielonych oczach.
- Na zawsze razem? - zapytała cicho, choć i tak nikt nie mógłby ich usłyszeć.
   Czkawka uśmiechnął się, przytulając Astrid do siebie jeszcze bardziej.
- Nie na zawsze, na wieczność - poprawił ją, kończąc całą ceremonię drugim, o wiele dłuższym pocałunkiem, wywołując kolejną falę entuzjazmu wśród zgromadzonych.

...
 
   Valka zakryła usta dłońmi, łkając cicho ze szczęścia, nie potrafiła zahamować targających nią nowych uczuć. Pyskacz również płakał, chowając się za plecioną girlandę. W tym momencie mogła go widzieć tylko Valka, ale nawet nie próbowała się z niego śmiać, jak zwykle, gdy spotykali się co dzień rano przy śniadaniu. Jego reakcja była całkowicie zrozumiała.
   Niedaleko młodej pary stali również pozostali jeźdźcy. Mieczyk chwycił Tanyę w talii, szepcząc jej do ucha, że może niedługo będą równie szczęśliwi. Tanya kiwnęła tylko głową i przytuliła się mocniej do Wikinga.
   Podobnie było ze Szpadką i Sączysmarkiem, stojących naprzeciwko bliźniaka i siostry Theoda. Sączysmark starając się nie popłakać, tak jak Pyskacz, chwycił nieśmiało dłoń Szpadki. Jeźdźczyni nie zareagowała ani gniewem, ani strachem. Mieczyk patrzył prosto na nich. Popatrzyła Sączysmarkowi w oczy i uśmiechnęła się, ściskając jego dłoń mocniej.
   Smoki ryczały radośnie tuż za Wikingami. Był to ich własny, skromny element całej uroczystości. Być może zrozumiały całą tą sytuację? Najgłośniej ryczał oczywiście Szczerbatek.
   Wydawać by się mogło, że nad Berk zawisło słońce, oświetlając na chwilę wyspę w całej swej okazałości. lecz czasem może wystarczyć jedynie mała chmurka, by zasłonić małą, otoczoną morzem wyspę.

niedziela, 15 marca 2015

Nieposłuszne smoki

   Następnego dnia, Czkawka dalej usuwał z ciała czarny popiół, który mocno wpił się w jego skórę. Było to dość bolesne zajęcie, ale byłoby jeszcze gorzej, gdyby tego nie zrobił.
   Wczoraj Gothi co prawda nie wykryła u niego i Valki nic szczególnego, poza tym, że zostali dość mocno poturbowani przez spadający dach kuźni, ale Czkawka i tak nie czuł się najlepiej. Nie zamierzał jednak spędzać czasu na wylegiwaniu się, więc wyszedł z domu na obchód wioski. Szczerbatek mruczał cicho za nim, przyglądając mu się nerwowo.
- Szczerbek, przestań, nic mi nie jest - mruknął Czkawka, po czym zachwiał się i, gdyby nie łeb smoka, upadłby. - No dobra, może trochę, ale to wcale nie znaczy, że nie mam być czujny. Muszę coś sprawdzić, tylko nie mów Astrid - szepnął do Nocnej Furii, jakby rzeczywiście mogła cokolwiek mówić. Co prawda, Szczerbatek po tak długim przebywaniu z ludźmi często używał krótkich wypowiedzi typu "taa" lub "nie", ale Czkawka nie oczekiwał, że smok nagle zacznie snuć opowieści.
   Gdy dotarli do zwęglonej kuźni, Czkawka zauważył, że Wikingowie omijają to miejsce szerokim łukiem, jakby ryzyko pożaru było wciąż wysokie. podszedł do zerwanego dachu, który wczorajszego wieczora spadł mu na głowę. Dotknął desek. Twarde, sosnowe drewno, odporne na wilgoć.
   Nie powinno się załamać, pomyślał Czkawka. Kilka lat temu miewał różne pomysły i potrafił oceniać szkody przez nie wyrządzone. Nie zamierzał tym razem odpuścić, póki dokładnie wszystkiego nie zbada.
   Przeszedł delikatnie do miejsca, w którym znalazł Valkę i Pyskacza. Zawalił się cały dach, więc mógł stąpać jedynie po zgliszczach. Przypomniał sobie pewien słoneczny dzień, gdy jego ojciec robił obchody wyspy. Sprawdzał również kuźnię Pyskacza. Czkawka niestety tego dnia musiał chodzić razem z ojcem, choć wolałby obserwować smoki.
- Pyskacz, masz jakieś uszkodzenia, no nie wiem... - zaczął Stoick, gładząc bujną brodę
   Wiking prychnął.
- Co ty, żartujesz sobie? Wiesz, że tą kuźnię zakładali nasi przodkowie - zaśmiał się Pyskacz.
- No tak - przytaknął mu wódz. - ale nie sądzisz, że od tamtego czasu drewno mogło się zestarzeć i zacząć próchnieć?
   Pyskacz zastukał w ścianą.
- Na moje oko, Stoicku to miejsce wytrzyma jeszcze niejedną powódź i nie jedną wichurę, na brodę Odyna.
   Czkawka zmrużył oczy na to wspomnienie.
- Jakim cudem taki budynek mógł od tak zapłonąć i się zawalić? - spytał na wpół do siebie, na wpół do Szczerbka. Słyszał, że nawet jego dom, choć jeden z najstarszych budynków w wiosce był wybudowany dużo później od kuźni.
   To niemożliwe, myślał gorączkowo. A jeśli... Jeśli ktoś podłożył ogień? Od razu przed oczami stanął mu Theod. Nieprawda, krzyczał do siebie Czkawka w myślach. Theod nie żyje. Jednak wątpliwości trawiły jego umysł. Znał też jednak Pyskacza i choć Wiking znał się na swoim rzemiośle, to wiedział też, że Pyskacz jest często nieuważny. Wystarczyłby jeden mały błąd...
- Czkawka! - usłyszał głos nieopodal. Gdy się odwrócił, zauważył Astrid, biegnącą w jego stronę.
   Próbował jak najbardziej odsunąć się od kuźni, żeby nie rozwścieczyć dziewczyny swoimi poszukiwaniami, gdy Szczerbatek wybiegł dziewczynie naprzeciw i powalił ją na ziemię, witając serdecznie.
   Czkawka zaczął się trząść ze śmiechu. Zrozumiał jak dziwnie musiały wyglądać jego zabawy ze smokiem.
- Szczerbatku, już, ja też cię kocham - Astrid próbowała go odepchnąć, jednocześnie się uśmiechając, by nie urazić smoka. Czkawka zaczynał podejrzewać, że smok specjalnie krył go przez narzeczoną. - Czkawka pomóż!
   Dopiero jeździec podbiegł do dziewczyny i zabrał od niej Szczerbatka. Astrd wstała cała umazana smoczą śliną. Czkawka powstrzymał chichot.
- Cholernie zabawne - mruknęła Astrid, wycierając się. Szczerbatek ruszył jej łokieć głową. - Nie możesz znaleźć jakiegoś innego sposobu na wyrażanie sympatii? - mruknęła do smoka.
- Czemu mnie szukałaś? - Czkawka usiadł naprzeciwko.
- Żeby sprawdzić, co z tobą, głuptasie - uśmiechnęła się lekko. - A myślisz, że wróciłabym normalnie do roboty, jakby nic się wczoraj nie stało?
   Czkawka wzruszył ramionami.
- Ja tak robię.
   Astrid prychnęła. Jej grzywka uniosła się gniewnie o kilka centymetrów w górę.
- Czkawka, każdy Wiking kazałby ci teraz wejść do łóżka i odpoczywać, myślisz, że co robi teraz twoja mama?
   Wódz zerknął w stronę portu.
- Pewnie pomaga rybakom łatać sieci.
- Chyba żartujesz! - oburzyła się dziewczyna. - Ledwie stoisz na nogach, twoja mama pewnie wygląda tak samo, a wy zamierzacie zaharować się na śmierć? - w tym momencie Czkawka przerwał jej wywody pocałunkiem. Astrid zmrużyła oczy.
- Wiesz, gdyby nie smak śliny Nocnej Furii, całowanie ciebie mogłoby być przyjemne - zaśmiał się Czkawka, a Astrid rzuciła mu gniewne spojrzenie. Nie mogła jednak powstrzymać uśmiechu.
   Usłyszeli krzyki, po czym ich oczom ukazał się cień Ponocnika - dokładniej Hakokła, sądząc po czerwonych błonach między kośćmi skrzydeł. Para jeźdźców spojrzała na siebie zaskoczeniem
- Pewnie Sączysmark znowu drażni swojego smoka - prychnęła Astrid, przytulając się do Czkawki.

...

- Śledzik, nie to lewo, drugie! - krzyczała Szpadka, stojąc na porcie. Jeździec ustawiał właśnie nowy żagiel na jednej z łodzi rybackich.
- Lewo jest tylko jedno! - odkrzyknął jej niepocieszony Śledzik, dalej męcząc się z materiałem.
   Obok coś upadło. Szpadka spojrzała w bok i zauważyła Sączysmarka, zbierającego kosz z rybami.
- Hej, Smark, dobrze się czujesz? - spytała. Nie chciała pokazać, że martwi się o Wikinga, no bo niby dlaczego miałaby?
- Co? Taa, jasne - mruknął jeździec, odchodząc. Co powinnam zrobić? Iść za nim? Nie to zbyt podejrzane, myślała. Obok niej siedziała Tanya.
- Przejmuje się - powiedziała cicho.
- Smark? - spytała Szpadka, marszcząc brwi. Chyba znała przyjaciela na tyle, żeby to po nim poznać. Nie lubiła Tanyi, ale uderzało ją to, że może mieć rację.
- Nie widzisz? Ręce mu się trzęsą. Pewnie chodzi o wczorajszy wypadek... Wiesz, Czkawka i Valka. - Tanya nie musiała tłumaczyć, Szpadka dobrze wiedziała, o co chodzi. Widziała przecież, jak wódz wbiegał do palącej się kuźni.Ale czemu Sączysmark jest taki zamyślony? Czyżby miał coś na sumieniu? Dziewczyna raczej wątpiła, by kierowała nim troska o los Valki i wodza. - Może byś z nim pogadała? - zasugerowała Tanya nieśmiało.
   Szpadka prychnęła.
- Taa, a niby o czym? - to pytanie było bez sensu. O tym jak się czuje, idiotko, podpowiadał jej umysł. Szpadka była wrażliwa, ale nie chciała tego specjalnie pokazywać.
- Szpadka, miałaś mi mówić, w którą stronę! - krzyczał Śledzik, ledwie radząc sobie z wiatrem.
   Bliźniaczka spojrzała w jego stronę zagubiona.
- Trochę na prawo! - krzyknęła Tanya. - Szpadka, idź zastąpię cię - szepnęła do dziewczyny. Szpadka otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia.
- Co?
- Mieczyk się nie dowie, obiecuję - puściła do niej oko.
   Szpadka udając obojętność, wzruszyła ramionami i bez słowa odeszła w stronę wioski.
   Spotkała Sączysmarka obok Smoczej Akademii, gdzie karmił Hakokła. Ponocnik zapłonął radośnie na widok Szpadki.
- Cześć, a co ty tu...? - spytał Sączysmark ze zdziwieniem. Szpadka podeszła do niego z zakłopotaniem.
- Chciałam się upewnić, wiesz... że nic ci nie jest. - już miała dopowiedzieć, że Tanya twierdzi, że jest przybity, ale nie chciała wspominać o siostrze Theoda w obecności Sączysmarka. W końcu chłopak kiedyś podkochiwał się w Heatherze, a Tanya była do niej dość podobna.
- Wszystko okej - mruknął, sprawdzając zatrzaski przy siodle.
   Szpadka najchętniej by stąd uciekła, ale coś jej podpowiadało, że nie może teraz odejść. W końcu nie rozmawiała z Sączysmarkiem od miesiąca, skoro nadarzyła się okazja, żeby to przerwać, to może ją wykorzystać?
- Martwisz się o Czkawkę? - spytała nagle, starając się, by w jej głosie nie było słychać nuty zazdrości. A kiedy on się o nią martwił? Nagle przypomniała sobie, gdy była więziona w więzieniu Malgora i poczuła wyrzuty sumienia. Czkawka wspominał jej, że musieli chłopaka trzymać w zamknięciu, bo chciał ją uratować, gdy inni Wikingowie ukrywali się przed Łowcami.
- Nie, skąd - prychnął jeździec. Ha! Stary, dobry Sączysmark, uśmiechnęła się do siebie w myślach Szpadka. Zerknęła na Wikinga, rumieniąc się. Dlaczego tak na nią działał? W końcu to ona, Szpadka, która zawsze robiła mu żarty i odpychała go od siebie, a nie nieśmiała i zakochana w Sączysmarku dziewczyna. A może była i jedną i drugą...
- Pogodziłam się z Tanyą... - mruknęła. Sama nie wie, po co zaczęła ten temat, przecież obiecała sobie przed chwilą, że nie będzie mówić o dziewczynie przy Wikingu - Okazuje się, że wcale nie jest taka zła.
- Winszuję - Sączysmark dalej starał się ją ignorować, poprawiając coś przy siodle. Szpadce zaczynało działać to na nerwy.
- O co ci chodzi? Dalej jesteś na mnie wściekły?
- Najwyraźniej innych traktujesz lepiej - warknął Sączysmark, ignorując pytania Szpadki.
- Przestań, jesteś taki sam jak reszta - mruknęła, chcąc odejść, ale Sączysmark oparł się o smoka i przystanął, po raz pierwszy chcąc ją posłuchać.
- To znaczy jaki? - zapytał ostrym tonem. Szpadka zacisnęła pięści. Gdyby to był Mieczyk zapewne zdzieliłaby go od razu w szczękę, ale przy Sączysmarku jeszcze jako tako się hamowała.
 - Arogancki, pyskaty i na dodatek tępy! - krzyknęła i obróciła się tyłem do jeźdźca. W tym momencie Hakokieł zawarczał i chwycił Sączysmarka i Szpadkę, po czym wyskoczył w powietrze z prędkością błyskawicy. Jego ciało zabłysło od płomieni.
   Szpadka chwyciła się ogona smoka, modląc się, by ta część ciała smoka nie zapaliła się żywym ogniem. Spanikowana zaczęła krzyczeć. Sączysmark, uwieszony po drugiej stronie ogona, wrzeszczał razem z nią.
- Hakokieł, co ty wyprawiasz?!! - próbował przekrzyczeć wiatr, ale smok go nie słuchał.
- No to nieźle smok cię słucha - burknęła Szpadka, zjeżdżając wolno z ciała smoka. Sączysmark wyciągnął do niej rękę.
- Chwyć się - rozkazał.
- Zgłupiałeś - powiedziała Szpadka, ale przy następnym manewrze chwyciła dłoń jeźdźca. - Co teraz cwaniaku?
   Sączysmark spojrzał w kierunku skrzydeł pędzącego w powietrzu Ponocnika.
- Puścimy się - zawyrokował.
- Coo?! - Szpadka pomyślała, że żartuje, ale chłopak wyglądał wyjątkowo poważnie.
- Wierz mi, znam go. - powiedział Sączysmark, cudem unikając strzepnięcia przez ogromne skrzydła. - Złapię cię, zaufaj mi.
   Szpadka popatrzyła na niego nieufnie. Co jeśli spadną i rozbiją się o ziemię? Nagle nie wiedzieć, czemu, puściła dłoń Wikinga i runęła w dół.
    Sączysmark niemal równocześnie odepchnął się od ciała Hakokła i złapał Szpadkę ponownie, mocno do siebie przytulając. Oboje przymknęli oczy, po czym poczuli wstrząs i gdy je z powrotem uchylili, siedzieli znów na spokojnie lecącym Ponocniku. Sączysmark i Szpadka odetchnęli z ulgą, dalej spleceni ze sobą w uścisku. Nie wiedzieć, czemu wcale nie chcieli się od siebie odsuwać i żadne z nich nawet o tym nie pomyślało. Byli z daleka od pozostałych, od całego Berk, Czkawki, Mieczyka, Tanyi, Theoda i wszystkich problemów, które zostawili na dole.
   Szpadka poczuła na policzkach łzy i przytuliła się do Sączysmarka mocniej, żeby je przed nim zasłonić.
- Przepraszam - szepnął Sączysmark, a to słowo szczególnie rzadko wydobywało się z jego ust. - To jak, wracamy na dół, czy lecimy na przejażdżkę? - jeździec zauważył łzy Szpadki i wytarł je wewnętrzną stroną dłoni, jednocześnie gładząc blade ze strachu policzki dziewczyny.
   Szpadka zamknęła oczy.
- Nie chcę wracać.