sobota, 19 marca 2016

Sposób na kłótnię

   Czkawka siedział przed kominkiem, czytając książkę i ciesząc się z chwili relaksu, gdy nagle drzwi otworzyły się z hukiem, a do środka weszła rozwścieczona Astrid, trzymając w dłoni topór. Szczerbatek podniósł łeb do góry, ale szybko znów ułożył go na ciepłej podłodze, gdy zobaczył gospodynię. Czkawka tymczasem nie uspokoił się i odłożył książkę, zdając sobie sprawę, że Astrid z toporem w ręku nie należy do najbezpieczniejszych sytuacji.
- Na Odyna, tego, kto założył ród Thorstonów należało utopić w rzece, a zwłoki spalić! - wykrzyknęła, po czym rzuciła topór w ścianę, a ostrze przeszło powietrze i trafiło idealnie w środek emaliowanej tarczy. Czkawka zmarszczył brwi.
- Gadałaś z nimi? - spytał, zaczynając rozumieć jej oburzenie.
- Czy gadałam?! - prychnęła, nie mogąc się uspokoić. - Jedno leci do Tanyi, drugie do Sączysmarka i taka z nimi rozmowa. Cud, że się nie pozabijali, gdy się zobaczyli! - mówiąc to wymachiwała rękami, a gdy skończyła, opadła ciężko na kanapę.
   Czkawka zagwizdał pod nosem, powoli żałując, że pozwolił Astrid na rozmowę z bliźniakami, na która wcześniej nalegała. Wcześniej tego typu rozmowy przychodziły jej gładko, zwłaszcza, gdy rozmawiała oddzielnie z obojgiem Thorstonów. Poza tym ostatnio często miewała humory, co było normalne u Wikingów o tej porze roku. Choć czekali rozpaczliwie do każdego lata, to jednak zima wprawiała ich w dobre nastroje, jak na ludzi zimy przystało.
   Czkawka wstał i podreptał do dziewczyny, zerkając na nią niepewnie, jakby miała skoczyć na niego i zrobić z nim to samo, co z wbitym w tarczę toporem. Astrid nie reagowała, wpatrując się ze złością w przeciwległą ścianę, toteż Szczerbatek wystawił jęzor i polizał ją po policzku, zostawiając na jej twarzy swoją lepką ślinę.
- Szczerbatek! - wykrzyknęła, ale uśmiechnęła się mimowolnie. Czkawka również się uśmiechnął.
- Dobra, - odrzekł, wstając. - Ja z nimi pogadam. Postaraj się nieco uspokoić.
   Astrid spojrzała na niego, jakby poprosił ją o coś niemożliwego, jak nakarmienie węgorzami Ponocników, po czym znów się nadąsała.
- Czasem zastanawiam się, czy komuś jeszcze oprócz nam zależy na Berk - powiedziała szczerze, patrząc na niego swoimi lodowatymi, błękitnymi oczami. Czkawka wiedział, że za tą lodową pokrywą kryje się miękkie serce, więc przeszywający wzrok jego ukochanej nie robił na nim wielkiego wrażenia.
- Na pewno - powiedział, podchodząc do niej. - Na przykład mojej mamie.
   Astrid uśmiechnęła się, jednak niezbyt wesoło - był to uśmiech pełen rezygnacji. Nie widział jej tak ponurej od czasu pożaru portu, ale wtedy wszyscy czuli się równie podle. Choć Czkawka wiedział, że bliźniacy łatwo irytowali innych, to jednak domyślał się, że musieli się nieźle natrudzić, by doprowadzić ją do takiego stanu.
- Najlepiej byłoby w końcu zrobić oba śluby i przenieść ich do dwóch różnych domów po dwóch różnych stronach Berk. - powiedziała ze złością w głosie. - Tak byłoby dla wszystkich najlepiej.
- Ale nie dla nich - odparł Czkawka z szerokim uśmiechem. Choć widział bliźniaków setki razy w przeróżnych kłótniach, to jednak nie miał wątpliwości, że bardzo się kochali. Od zawsze nie odstępowali siebie na krok... aż do zaręczyn Mieczyka z Tanyą. - Nie martw się, załatwię to.
   Astrid westchnęła głośno.
- Jeśli ci się uda, to załatwię ci lotki do ogona Szczerbatka od Flisaków - mówiła bez cienia sarkazmu. Był pewien, że naprawdę by to zrobiła, nawet jeśli Przełęcz Flisaków była oddalona od Berk o spory kawał drogi.
   Czkawka uśmiechnął się jeszcze szerzej i przyciągnął ją do siebie, pomagając jej wstać.
- Chyba wolałbym coś innego - wymruczał, patrząc jej w oczy. Kąciki ust jego wybranki uniosły się w przebłysku zrozumienia. Wódz zbliżył do niej swoje usta i zaczął całować ją wzdłuż policzka, kawałek po kawałku, kierując się w stronę ust. Astrid zachichotała, czując ręce jeźdźca, głaszczące ją po szczupłej talii i plecach.
- Lepiej idź z nimi porozmawiać - poradziła, odrywając się od niego niezbyt chętnie. Mimo to Czkawka z ulgą stwierdził, że poprawił jej humor. Jeźdźcowi przeszło przez myśl, by nie posłuchać Astrid i zostać z nią jeszcze jakiś czas, czując jak jej osoba przyciąga go jak magnes, ale postanowił dać za wygraną i pokazać jej, że potrafi rozwiązać problem z bliźniakami, nawet jeśli nie był pewien swoich możliwości.
 - Szczerbek, chodź, idziemy - zawołał do smoka, który uniósł się leniwie z legowiska i ruszył za nim, stąpając wolno po podłodze, jakby bał się, że zaraz eksploduje. Czkawka zauważył, że ostatnio Szczerbatek jest jakby nie w formie. Po raz kolejny postanowił rozruszać go w locie, o ile znajdzie na to czas. Martwił się, że choć jutrzejszy dzień miał zaplanowany niemal w każdym kroku, to i tak dzisiaj ktoś może go przechytrzyć i odkryć jego spisek ze szpiegiem Hoodów.
   Przeszedł pewnym siebie krokiem przez Berk, witając szerokim uśmiechem wszystkich mieszkańców wyspy, gdy nagle zza domu Sączysmarka wyleciała Mel, biegnąc co sił w nogach. Czkawka zahamował najprędzej, ale i tak dziewczynka wpadła na jego nogi i zawahała się, próbując utrzymać równowagę. Za nią w poskokach biegł Piorun, wpatrując się w jeźdźca ostrożnie, z kolei jeszcze za smokiem biegł kolejny młody jeździec - Robin, który zatrzymał się od razu, gdy zobaczył wodza. Na jego ramieniu siedział uczepiony jego łopatki młody Tajfumerang.
- Ej, Mel, pomału - roześmiał się Czkawka, gdy dziewczynka spojrzała na niego z ulgą. Pewnie, gdyby wpadła na jakiegoś innego Wikinga, nie byłoby jej tak do śmiechu.
   Mel stanęła przed nim i zerknęła porozumiewawczo na swojego kolegę, z którym prawdopodobnie się bawiła.
- Przepraszam, Czkawka - powiedziała, wyglądając na zmachaną. - Sączysmark kazał nam ćwiczyć bieganie, by poćwiczyć formę. - mówiąc to, rozejrzała się dokoła, jakby bała się, że ktoś ja podsłucha, po czym stanęła na palcach i osłoniła usta dłonią. - Ale mi się wydaje, że po prostu chciał się nas pozbyć.
   Czkawka spojrzał na Szczerbatka i oboje wybuchnęli śmiechem, z tym, że chichot smoka brzmiał dość zabawnie. Cóż, najwyraźniej Sączysmark był tak zakochany, że nawet nie myślał o swoich obowiązkach jako nauczyciela Akademii. Czkawka nie miał mu tego za złe - doskonale to rozumiał, w końcu też przez długi czas myślał tylko o Astrid, poza tym jeździec i tak starał się najbardziej ze wszystkich nauczycieli, co nie przeszło uwadze Czkawki. Młodzi jeźdźcy stali się bardziej energiczni i pewni siebie, a wódz podejrzewał, kto stoi za ich przemianą...
- A nie wiesz może, gdzie on jest? - zagadnął ją Czkawka, głaszcząc ją po rdzawobrązowych włosach. Mel wzruszyła ramionami i zerknęła na Pioruna, który podszedł do niej wolno, spoglądając na Szczerbatka, i próbował musnąć swoimi nozdrzami dłoń dziewczynki.
- Pewnie na klifach - odpowiedziała z dziwnym wyrazem twarzy. Czkawka zmarszczył brwi i spojrzał na Robina, jakby oczekiwał, że chłopiec to wyjaśni.
- Na klifach? - spytał, a Robin wzruszył tylko wymownie ramionami.
- Ze Szpadką - zachichotała cicho Mel, mrugając do Czkawki, który z całych sił starał się zachować powagę.
- Aha... - zaczął, po czym jego uwagę przykuł smok na ramieniu Robina. Z tego, co mówiła Mel, chłopiec nadał mu imię Szmer, ale gdy Czkawka widział smoka po raz ostatni, był niemal trzykrotnie mniejszy. W ile czasu zdążył tak podrosnąć? W tydzień, dwa?
   Czkawka minął zgrabnie Mel i podszedł do Robina, który nie wydawał się być zaalarmowany obecnością wodza. Wódz raczej rzadko rozmawiał z uczniami Akademii, nie licząc oczywiście Mel, bo po prostu nie miał na to czasu. Co prawda, znał imiona wszystkich uczniów i wiedział o ich sukcesach od jeźdźców, ale nie rozmawiał z nimi często, a uczniowie dziwnym trafem starali się go unikać. Czkawka zastanawiał się, czy chodziło w tej sprawie o jego autorytet, czy nastolatki się go bały.
- W ile tak podrósł? - spytał Robina bez ogródek, zafascynowany wzrostem jego smoka. Kiedy poznał Płomienia, był on już większym pisklęciem i miał dość sporą długość skrzydeł, jednak nie widział tej rasy smoka od wyklucia i nie sądził, że rosną tak szybko.
   Zanim chłopiec odpowiedział, Czkawka wyciągnął dłoń i przytrzymał ją nad głową smoka, a ten bez cienia strachu musnął jego palce swoim pyskiem w odpowiedzi. Robin patrzył na to zaintrygowany, bo wódz tak naprawdę po raz pierwszy miał kontakt z jego smokiem, a już złapał z nim więź.
- Eee... - zaczął, patrząc to na Szmera, to na Czkawkę nieco zdezorientowany. - W jakieś dwanaście dni, tak sądzę.
   Czkawka obszedł go z boku i dotknął palcami skrzydeł smoka, prostując je wprawnym ruchem. Wyglądały jak jasnoniebieski wachlarz, przez który przedzierało się słońce. Nawet Szczerbatek mruknął z podziwem. Skóra młodych smoków była bardzo delikatna, ale też niesamowicie piękna. Czkawka nawet nie chciał myśleć, jaką cenę miała błona ze skrzydeł młodych piskląt na targach łowców smoków.
- Mierzysz mu skrzydła? - spytał znowu, a Mel przystąpiła do nich, nieco zdziwiona dziwnym zainteresowaniem Czkawki smokiem jej przyjaciela.
- Codziennie - odpowiedział Robin, obserwując Czkawkę, jakby oglądał mistrza w akcji. Czkawka spojrzał na niego swoimi zielonymi oczyma i uśmiechnął się. - Skrzydła rosną mu przeciętnie dwa centymetry na dobę, tułów po połowie.
- Musisz o niego bardzo dbać, skoro nie odstępuje ciebie na krok - przyznał jeździec, drapiąc Szmera pod brodą. Smok zamruczał, a Szczerbatek obrócił się tyłem, nieco urażony. - W ten sposób Tajfumerangi okazują sympatię.
   Od razu naszło go wspomnienie jego spotkania z Płomieniem. Smok polubił go tak bardzo, że niemal cały czas przesiadywał albo na jego otwartych dłoniach, albo właśnie ramieniu. Gdy myślał o tej rasie smoków, od razu nasuwały mu się skojarzenia z opowieściami Johanna o barwnych papugach z dalekiego południa, które morscy piraci zabierali ze sobą na wyprawy, by umilały im czas.
   Robin uśmiechnął się promiennie, najwyraźniej zadowolony z pochwały od wodza. Czkawka mrugnął do niego, po czym obszedł go i ruszył w kierunku klifów, zastanawiając się przy okazji, czy rozmowa ze Szpadką będzie trudna i czy bliźniaczka zdoła pogodzić się z bratem. Potrzebował ich jutro i potrzebował ich w drużynie. Nie było więc wyjścia - musiał ich ze sobą pogodzić.
   Szczerbatek szedł obok niego rozzłoszczony, co nie uszło uwadze jeźdźca. Czkawka zerknął na niego i posłał mu rozbawioną minę.
- A ty znowu? Kolego, po kilkunastu latach mógłbyś już dać sobie spokój - odparł ze śmiechem, a Szczerbatek przystanął i obrócił się do niego tyłem, skrajnie obrażony. Czkawka wywrócił oczami i obszedł smoka dokoła, ale gdy tylko spróbował stanąć oko w oko z Nocną Furią, ta obróciła się o kolejne sto osiemdziesiąt stopni, powracając do punktu wyjścia.
   Czkawka spróbował tak kilka razy, ale za każdym Szczerbatek stawał na tylnych łapach i zmieniał położenie, niemal powalając jeźdźca swoim długim ogonem. W końcu Czkawka nie wytrzymał i skoczył na jego grzbiet, chwytając się siodła, a Szczerbatek nagle skoczył na swoich napiętych mięśniach tylnych łap i natychmiast znalazł się kilka metrów nad ziemią. Czkawka chwycił siodło mocniej i wsunął się na nie, zaczepiając protezę o mechanizm ogona tuż przy strzemionach.
- To chyba trochę za mało, żeby mnie zrzucić, wiesz? - krzyknął, gdy Szczerbatek nagle rozłożył skrzydła i postanowił poszybować nad Berk, wciąż rozpędzając się nad ziemią. Dachy domów znajdowały się coraz dalej, a oni coraz wyżej. W końcu, gdy znaleźli się w chmurach, Szczerbatek spojrzał za siebie, a na jego granatowo-czarnym pyszczku pojawił się zjadliwy uśmiech, którym zawsze obdarowywał swojego jeźdźca, gdy chciał sobie z niego zażartować.
   Szczerbatek nagle skulił swoje skrzydła jak nietoperz, pozostawiając jeźdźca na wypiętym w tył kręgosłupie, jakby oczekiwał, że mocne prądy powietrza zsuną go z siodła. Smok zaczął opadać w dół, wyglądając niczym strzała, ale Czkawce nawet nie przeszło przez myśl spanikować. Wyjął ze strzemiona prawą nogę i stanął nią na siodle, przytrzymując się rękoma skórzanego uchwytu. Protezę lewej nogi pozostawił zaś w mechanizmie, wiedząc, że wkrótce będzie musiał jej użyć, gdy Szczerbatek zniży lot na tyle, by chcieć wrócić w stronę nieba.
   Smok rozwinął jedno skrzydło i zerknął na jeźdźca, spodziewając się, że już użył swojego smoczego stroju i leci ponad nim, ale Czkawka tylko uśmiechał się do niego z wyzwaniem wypisanym na twarzy. Szczerbatek westchnął zadziornie i zatrzepotał skrzydłami, znów unosząc się w górę, by móc wykonać następny manewr.
   Chmury rozstąpiły się, a oni lecieli nad pełnym morzem, którego błękitna woda jak zawsze przypominała jeźdźcowi o uwodzących oczach jego wybranki. Szczerbatek rozwinął prędkość do tej, która słyszeli stojący na ziemi Wikingowie jako przeraźliwy syk, gdy Nocne Furie schodziły do prędkości dźwiękowej, gdy nagle strzelił plazmą w przód, lecąc prosto na punkt, w którym pocisk zmienił się w ognionośną kulę. Zrobił tak za pierwszym razem, gdy leciał z Czkawką i jeździec niemal zapomniał już o tej sztuczce, bo smok zrobił ją wcześniej niechcący, zapominając o obecności jeźdźca na jego grzbiecie. Tym razem jednak z pewnością zrobił to specjalnie.
   Czkawka zdążył jedynie odepchnąć się od siodła i skoczyć w tył, zanim płomienny punkt dotknął jego ubrania. Szczerbatek najwyraźniej spodziewał się po nim czego innego, bo gdy stracił jeźdźca z siodła, zaczął z wolna panikować, starając się spotkać z nim nad wodą.
   Wódz natomiast spadał wolno w dół, zastanawiając się, z jaką siła uderzyłby w taflę wody. Szczerbatek zrównał się do niego i teraz patrzył mu prosto w twarz.
- To kto wygrał? - spytał Czkawka obojętnie, patrząc spokojnie na swoje paznokcie, jakby chciał pokazać smokowi swój totalny brak zainteresowania. Smok wywrócił oczami i obrócił się do niego tyłem, czekając, aż Czkawka chwyci się uchwytów siodła, ale jeździec czekał, uśmiechając się łobuzersko do pleców Nocnej Furii.
   W głowie zaczynało mu szumieć, a woda zbliżała się coraz bardziej i bardziej, gdy Czkawka wolno odliczał kolejne sekundy. Szczerbatek spojrzał na niego z przerażeniem i wskazał wzrokiem siodło, chcąc go niemal zmusić, by zajął swoje miejsce.
- Czekaj... - mruknął Czkawka z uśmiechem, gdy wiatr dudnił mu w uszach i zwalniał myślenie. Jeszcze dziesięć metrów, obliczał w myśli, patrząc czujnie na siodło, by wskoczyć na nie czym prędzej. Szczerbatek odetchnął niecierpliwie, opadając wraz z jeźdźcem. Jego skrzydła były gotowe do lotu, w przeciwieństwie do jego jeźdźca. - Czekaj... - znów wyszeptał Czkawka, gdy znaleźli się jakieś pięć metrów nad ziemią.
   Gdy czuł już niemal unoszącą się nad morzem wilgotną mgłę, przyparł do grzbietu smoka i zahaczył protezą wprawnym ruchem o mechanizm. Szczerbatek obrócił się błyskawicznym ruchem i uniósł się nad wodę w momencie, gdy jego łapy dotknęły ciepłej wody morza. Nocna Furia zadrżała, nie lubiąc dotyku słonej wody i spojrzała z wściekłością na Czkawkę. Mina smoka mówiła jasno - jedna sekunda później i roztrzaskaliby się o taflę wody.
- Super! - krzyknął Czkawka, stając w siodle i oglądając się w tył w miejsce, nad którym wzbili się w powietrze, a w którym została po ich wyczynie tylko biała piana. - Widziałeś to? Mordko, nowy rekord!
   Szczerbatek wymruczał coś, po czym strzepnął wodę ze skrzydła, niby przypadkiem to zrzucając Czkawkę z grzbietu. Czkawka zachwiał się i jego ciało zleciało na prawą stronę ciała smoka, gdyby jeździec nie zdążył złapać się siodła. Trzymała go jednak uczepiona mechanizmu proteza, bez której najpewniej wpadłby do wody - tak tylko zanurzył się od swojej rudobrązowej czupryny aż do ramion w słonej wodzie morza.
   Czkawka podciągnął się na siodło i wypluł zawartość swoich ust, czując słony posmak. Spojrzał poważnie na Szczerbatka, który rechotał z jego zabawnie wyglądającej mokrej fryzury.
- Ha, bardzo śmieszne - mruknął pod nosem Czkawka, starając się pozbyć wody, spływającej mu z włosów na ramiona.


   Kiedy w końcu Czkawka zdążył wyschnąć, spróbował jeszcze raz rozmowy z bliźniakami i tym razem planował dotrzeć do rodzeństwa Thorstonów. Sączysmarka, według słów Mel, rzeczywiście znalazł na klifach, ale nie było tam ani śladu Szpadki. Czkawka zeskoczył z siodła i wylądował pewnie na swojej jednej nodze i protezie, po czym podszedł szybko do swojego druha.
- Cześć, Sączysmark - przywitał się optymistycznie, jakby zdarzenie ze słoną wodą i Szczerbatkiem w ogóle nie miało miejsca. - Gdzie Szpadka?
   Jeździec był wpatrzony w morze i wzruszył tylko obojętnie ramionami. Po raz pierwszy Czkawka widział go podłamanego, nie licząc momentów, gdy martwił się o swojego smoka, dlatego nie wiedział, jak ma zareagować. Hakokieł leżał obok niego na ziemi, patrząc na Sączysmarka, jakby popadł w tę samą skrajność, co jego przyjaciel.
- Wszystko okej? - zagadnął go, siadając na trawie tuż obok. Sączysmark westchnął na głos.
- Nie, nic nie jest okej, Czkawka - burknął, rozluźniając ramiona. - To moja wina - to, że Szpadka i Mieczyk się kłócą. Gdybym nie wyskoczył wtedy z tymi zaręczynami...
   Czkawka nagle wszystko pojął, ale nie dowierzał, że Sączysmarka po raz pierwszy zaczęły interesować relacje Szpadka-brat. Najwyraźniej naprawdę musiało mu na niej zależeć, skoro siedział teraz samotnie na klifach, rozmyślając nad swoją decyzją.
- Hej, - przerwał mu Czkawka, marszcząc brwi. - To nie twoja wina. To ich sprawy, oni to muszą załatwić.
   Sączysmark spojrzał na przyjaciela, a w jego szarych oczach czaiła się niepewność. Bardzo chciał wierzyć, że Czkawka mówił prawdę.
- Ale... - zaczął niepewnie Czkawka, wpadając na pomysł. Spojrzał na Sączysmarka z nadzieją i położył dłoń na jego ramieniu. - Zawsze możemy im w tym pomóc.


- Jesteś kompletnym kretynem, Czkawka - zwrócił się do niego Sączysmark, gdy szli do Wielkiej Sali, a tuż za nimi dwa wielkie smoki o całkowicie różnych odcieniach łusek. - Ile razy ci to powtórzyłem?
- Chodzi ci tylko o dzisiaj, czy o całą naszą znajomość? - spytał go Czkawka, wywracając oczami.
- TO się w życiu nie uda - powiedział wolno Sączysmark, akcentując pierwszy wyraz. - Przecież to bliźniaki!
- Sączysmark - wódz przywołał go do porządku. Pomimo że jego przyjaciel mógł mu dogryźć we wszelki możliwy sposób i Czkawka musiał to wziąć na klatę, to jednak nie mógł tolerować niesubordynacji. Nie teraz, gdy został wodzem. - Obiecałeś, że w to wchodzisz.
- Może - burknął Sączysmark, gdy stanęli przed drzwiami do Wielkiej Sali, po czym skrzyżował dumnie ręce na piersi. - Ale to i tak głupota.
   Czkawka westchnął.
- Uwielbiam ten twój entuzjazm - powiedział, patrząc z cieniem wyrzutu na przyjaciela. - Dobra - zaczął, chcąc jak najszybciej przekonać się, czy jego plan zadziała. - Ty leć po Szpadkę, ja po Mieczyka. Tylko masz się nie spieszyć, jasne?
   Sączysmark spojrzał na niebo w geście irytacji i kiwnął głową. Hakokieł ryknął radośnie, podekscytowany tym, co za niespełna godzinę będzie się działo w Wielkiej Sali.
- Spróbuj mi się tylko spóźnić, Czkawka, a skończysz w gnieździe Szeptozgonów - odparł jeździec, ruszając w dół z powrotem po schodach.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, że Astrid by ci tego nie popuściła? - spytał Czkawka ze śmiechem. Szczerbatek tknął go w łydkę, przypominając o swoim istnieniu. Tak, Szczerbatek też by się pewnie mścił. - Wolę go nie straszyć - szepnął do smoka, uspokajając go.
- Najpierw niech naostrzy topór, ostatnio długo go nie używała - zripostował Sączysmark, nie odwracając się do jeźdźca. Czkawka i jego smok zerknęli na siebie z zaskoczeniem.
- Ktoś mu nadepnął na odcisk, czy co? - zagadnął smoka, choć musiał przyznać, że jego przyjaciel miał rację. Astrid również zmieniła się od czasu, gdy ich codzienność polegała tylko na lataniu na smokach. Poza tym teraz opiekowała się Mel i pomagała Czkawce, nie mówiąc już o Smoczej Akademii, dlatego rzadko znajdowała czas dla siebie na swoje treningi, choć Czkawka nie wątpił, że wciąż potrafiła trafić toporem w cel z dystansu piętnastu metrów.
   Czkawka zbiegł po schodach tuż za Sączysmarkiem, po czym zniknął w zachodniej części Berk, modląc się do Odyna, by Mieczyk był, tak jak zakładali z Sączysmarkiem, w domu Tanyi. Zapukał do drzwi i stanął przed nimi, starając się obmyślić sposób, w jaki miałby zaciągnąć jeźdźca do Wielkiej Sali - zawsze pozostawała im siła fizyczna i respekt wobec Szczerbatka.
- Tak? - spytał Mieczyk ponuro, gdy stanął w progu. Czkawka uśmiechnął się do niego niepewnie.
- Gruby i Wiadro rozdają w Wielkiej Sali jedzenie - poinformował go, mając nadzieję, że myśl o darmowej wyżerce zaciągnie bliźniaka w to miejsce. - Każdy bierze, ile chce. Pomyślałem, że dasz się skusić...
   Mieczyk przerwał mu, unosząc dłoń.
- Sory, Czkawka, nie jestem głodny - mruknął, a Czkawka poczuł, że jego plan powolutku zaczyna się sypać.
- Ale mają nadzieję, że coś im opowiesz - nalegał Czkawka, zastanawiając się, czy Mieczyk skusi się na kolejną przynętę. Bliźniak oparł się o drzwi leniwie i spojrzał na jeźdźca, jakby miał tysiąc ciekawszych opcji do spędzenia wolnego czasu.
- Chyba nie dzisiaj, Czkawka - odpowiedział Mieczyk.
   Czkawka stanął naprzeciw i westchnął ciężko, czując, że najwyraźniej groźby Sączysmarka staną się prawdą. Zaraz, pomyślał, gdy w jego umyśle pojawił się nowy pomysł - Sączysmark! Spojrzał na Mieczyka z żalem i podrapał się po głowie.
- Dobra, skłamałem - przyznał, znów jednak popełniając ten błąd. Brew Mieczyka powędrowała do góry. - Po prostu... Sączysmark mnie dzisiaj wkurzył i chciałem się na nim odegrać. Masz jakiś pomysł?
   Twarz Mieczyka rozjaśniła się w nagłym uśmiechu. Czkawka już poczuł, że wygrał.
- Jeśli chodzi o mojego szwagra, to zawsze służę pomocą, drogi Czkawko - oznajmił z miną, na jaką skusiłby się sam Loki, gdyby był w pobliżu.
- To świetnie - odetchnął Czkawka, obiecując sobie, że Sączysmark nigdy się nie dowie, w jaki sposób jeździec skusił bliźniaka do Wielkiej Sali.
   Mieczyk wrócił do domu, by wcisnąć Tanyi jakiś kit o Wielkiej Sali, żeby nie próbowała go odciągnąć od pomysłu zemsty na Sączysmarku, po czym wyszedł z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Jestem gotowy - powiedział, zacierając dłonie. - Siło Lokiego, przybywaj! - rzekł, ale Czkawka zasłonił mu usta.
- Może później zostanie czas na takie hasła - odparł, a Szczerbatek zarechotał. - Pospieszmy się, bo nic z tego nie będzie.
- Dobra, to co teraz? - zagadnął Mieczyk z chytrym uśmieszkiem.
- Nie wiem, myślałem, że ty coś wymyślisz - mruknął Czkawka, grając niczym prawdziwy aktor. - Ja mogę ściągnąć Sączysmarka do Wielkiej Sali, a ty wykombinuj jakiś podły plan.
- Czkawka - Mieczyk udał, że ociera łzę wzruszenia. - Zawsze marzyłem o tej chwili, gdy mi na to pozwolisz...
- A ja nie sądziłem, że ona w ogóle nadejdzie - przyznał Czkawka niechętnie. - Tylko masz nie przegiąć, okej?
- Ech, - Mieczyk westchnął. - Czyli wędzenie na ostrym ogniu odpada?
- Stanowczo - odparł Czkawka, ruszając w kierunku Wielkiej Sali.


   Czkawka stał przy najniższym stopniu prowadzącym do Wielkiej Sali, mając nadzieję, że Mieczyka nie najdzie ochota wyjrzeć przez drzwi wejściowe i ujrzeć swoją siostrę i przyszłego szwagra, idących w jego kierunku. Szczerbatek musnął łydkę swojego jeźdźca lotką u ogona, a Czkawka obejrzał się i zobaczył, że Szpadka i Sączysmark idą po wydeptanej ścieżce, trzymając się za ręce. Nie przyzwyczaił się do nich na tyle, by ten gest go nie zaskoczył, choć musiał przyznać, że nieco ekscytował go fakt, że jego przyjaciele stali się parą. Szpadka wyglądała na smutną, patrząc ponuro na ziemię. Teraz wódz podzielał myśli Sączysmarka i domyślił się, dlaczego jeździec tak się obwiniał. Bliźniaczka naprawdę musiała przejąć się reakcją brata na wieść o zaręczynach z Sączysmarkiem.
- Cześć wam - przywitał się Czkawka, uśmiechając się do nich lekko. Miał nadzieję, że jego pomysł wypali.
   Słońce chowało się za horyzontem, pogrążając Berk w krwawym świetle zachodu. Jasnoblond włosy Szpadki błyszczały, jakby były wykonane ze złota. Czkawka zauważył, że Sączysmark wpatrywał się w nią z cieniem zachwytu. Na Thora, przecież to mu się nie wzięło w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin, musiał tak na nią patrzeć już od dawna, a on, jego przyjaciel, nawet tego nie zauważył.
- Cześć, Czkawka - wybąkała Szpadka nadąsanym głosem. - Nie masz jakiegoś zajęcia, czy coś? - spytała, najwyraźniej zdziwiona, że wódz Berk stoi sobie jak gdyby nigdy nic pośrodku wioski.
- Ja? - spytał Czkawka, nieco zaskoczony. Sączysmark posłał mu gniewne spojrzenie. - Nie, po prostu...
- Pokłócił się z Astrid i boi się wrócić do domu - prychnął Sączysmark, na co Czkawka zareagował widocznym sprzeciwem, malującym się na jego twarzy. Dla niego pula kłamstw dzisiejszego dnia już się wyczerpała, ale najwyraźniej potrzebowali jeszcze kilku, by ich wspólny plan się udał. - Stąd ta jego głupia mina.
- Nie żebym się czepiała, - odparła Szpadka, marszcząc lekko brew. - ale to chyba twoja specjalność.
   Sączysmark wywrócił oczami i uśmiechnął się nieco.
- Ha-ha, - mruknął. - Bardzo śmieszne.
- To gdzie jest Maia? - zapytała Szpadka rozglądając się.
- Maia? - Czkawka zmarszczył brwi, starając się skojarzyć imię z dziewczynką z grupy przeciwnej Mel ze Smoczej Akademii. - A ma jakiś problem?
- Saczysmark powiedział, że ma problem ze swoją Złocistą i że prosiła mnie o pomoc. Ale czemu akurat mnie? - spytała, zwracając się do narzeczonego.
- A kto tu jest nauczycielem od Więzi? - zagadnął ją Sączysmark. - Może ja?
   Szpadka wywróciła oczami i zaczęła kierować się do Wielkiej Sali, jakby nie widziała sensu pomocy dziewczynce. Czkawka miał nadzieję, że jednak nie wyczuje, że to podstęp i że nikt nie znajdzie się w Wielkiej Sali razem z nią i jej bratem, bo mogłoby się zrobić bardzo gorąco.
   Sączysmark i Czkawka spojrzeli po sobie nieco zaniepokojonymi spojrzeniami i ruszyli za dziewczyną, odmawiając po cichu modły do bogów, by wreszcie problem bliźniaków został rozwiązany. Wódz nie sądził, że ich różne drogi rozdzielą się w tak bolesny sposób i że będą dla siebie tacy okrutni. Najpierw zaczęła Szpadka, obwiniając Tanyę za jej zazdrość o Mieczyka, potem gdy zdołała się już z tym pogodzić, załamała ją wieść o ich zaręczynach, a teraz sprawa jej i Sączysmarka... Jeśli Mieczyk naprawdę nie domyślił się, że jego siostra spotykała się z przyjacielem od dawna, to Czkawka mu się nie dziwił jego reakcji.
   Szpadka weszła do Wielkiej Sali i stanęła z szokiem, widząc swojego brata, krzątającego się przy pułapce na Sączysmarka. Mieczyk też ją zobaczył i wstał, marszcząc jasne brwi.
- Co ty tu robisz?! - wykrzyknęli jednocześnie głosami pełnymi gniewu i niedowierzania. Czkawka i Sączysmark chwycili dwuskrzydłowe drzwi i zatrzasnęli je z hukiem w chwili, gdy bliźniacy domyślili się, że wpadli w ich pułapkę.






Hahahhaah, ten gif to mi się udał :pp


Miałam dzisiaj nie dodawać bo miałam być na warsztatach, ale czułam się tak źle, że wróciłam do domu - i to nie tylko fizycznie (przeziębienie, gardło, katar), ale też psychicznie (brakuje mi wiary). Tak więc Just powróciła, ale niezbyt optymistycznie ://

W pn jadę do Częstochowy, więc mam nadzieję że mów stan psychiczny się poprawi, bardzo na to liczę :)) ahaa i jest jeszcze coś, o co też was proszę - w czwartek mam test teoretyczny na moje prawko więc błagam, trzymajcie za mnie kciuki bo to będzie porażka totalna ;DD

Wasza Just ;**

PS: Za dwa tygodnie widzimy się znowu! :D

piątek, 4 marca 2016

Szpieg

   Nad Berk zachodziło słońce, a Wikingowie szykowali się do swoich domów,gdy Astrid spacerowała po wyspie. Mróz, który powoli zdawał się ustępować nadchodzącej wielkimi krokami wiośnie, wcale jej nie przeszkadzał. Tak naprawdę nic nie było w stanie dziś wytrącić jej z równowagi. No dobra, może kilka rzeczy znalazłoby się na takowej liście...
   Sączysmark i Szpadka. Tylko myślała o dwójce swoich przyjaciół, którzy wreszcie zdecydowali się pobrać. Czuła tak wielkie szczęście, gdy usłyszała o tym pomyśle, że miała ochotę ich wyściskać. Była jednak żoną wodza i zawahała się, spoglądając na parę, jakby oczekiwała, że Sączysmark roześmieje się, jak często w takich okolicznościach i powie, że to był żart, a Szpadka roześmieje się swoim ochrypniętym głosem.
   Jednak to nie nastąpiło, a Wikingowie stali naprzeciw siebie, mierząc się długimi spojrzeniami. W końcu ciszę przerwał Mieczyk, śmiejąc się głośno, jak z kolejnego żartu, który jego siostra zafundowała Smarkowi. Tanya patrzyła ze zdziwieniem na dwójkę bliźniaków.
- To żart, Szpadka - mówił, udając, że ociera łzy. - Nie no dobra, nabrałem się, całkiem nieźle wam to wyszło.
- To nie jest żaden żart! - wykrzyknęli w tym samym momencie Szpadka i Sączysmark, wpatrując się w jeźdźca z granicą irytacji. Tanya trąciła go, jakby chciała mu wyperswadować jego zachowanie, ale bliźniak albo jej nie zauważył, albo nie chciał dopuścić do siebie tej myśli.
- Ej, żart powtarzany nie jest już śmieszny - powiedział, poważniejąc z lekka, choć na jego twarzy wciąż kwitł uśmiech. Bliźniak najwyraźniej nawet nie chciał dopuścić do siebie takiej myśli. - Pierwsza zasada Lokiego...
- Mieczyk!! - krzyknęła Szpadka, zwracając uwagę przechodzących wokół placu. - Przestań, to nie jest żaden żart!
   Mieczyk śmiał się jeszcze drobną chwilę, patrząc kolejno w oczy najpierw swojej siostrze, potem Sączysmarkowi. Jego oczy wędrowały od wodza, do Astrid, spoczęły nawet na Szczerbatku, gdy chłopak uświadamiał sobie, że nikt się nie bawi oprócz niego samego. Gdy w końcu prawda wyszła na jaw, jego twarz nigdy nie miała w sobie tyle niedowierzania i bólu, choć Astrid mogłaby poprzysiąc, że tego Wikinga nic nie było w stanie zaniepokoić.
- Nie, ja się chyba przesłyszałem... - powiedział słabym głosem. Tanya spróbowała go uspokoić, kładąc rękę na ramieniu jeźdźca, ale on ją strząsnął, patrząc z gniewem na Szpadkę. - I nic mi nie powiedziałaś? Nic?! Nawet nie wiedziałem, że... Jak mogłaś?!
   Zanim Szpadka zdołała odpowiedzieć, jej brat obrócił się na pięcie i odszedł, wciąż ignorując Tanyę, jakby była powietrzem. Bliźniaczka skrzywiła się, jakby jej brat ją spoliczkował i zacisnęła zęby, hamując płacz. Najprawdopodobniej nie takiej reakcji się spodziewała.
   Tanya obróciła się do reszty i przeprosiła cicho za jego zachowanie, po czym pobiegła za swoim narzeczonym, a jej czarne włosy falowały na wietrze niczym hebanowa bandera. Astrid westchnęła, dopiero zauważając, że przez cały czas wstrzymywała oddech. Czkawka wyglądał na jeszcze bardziej zszokowanego, choć przez tyle lat przyzwyczaił się do wszystkich dziwnych sytuacji z udziałem bliźniaków. Najwyraźniej jednak brakło im słów, gdy rodzeństwo pokłóciło się naprawdę.
- Nie martw się - powiedział Sączysmark, spoglądając na oddalającego się szybko Mieczyka ze złością. - Niech idzie. Szybko wróci jak zmarznie. - Wiking obrócił się i spojrzał na wodza, oczekując odpowiedzi.
   Astrid szturchnęła męża w bok, przywracając do rzeczywistości.
 - Taak - wydusił z siebie jeździec, kładąc rękę na boku, w który ukuła go Astrid. Musiał być w kompletnym szoku. - Pewnie, że się zgadzam. Ale skąd tak nagle... Dlaczego?
   Sączysmark i Szpadka spojrzeli na siebie takimi spojrzeniami, o jaki Astrid nigdy by ich nie podejrzewała. Czuła, że długo będzie dochodzić do siebie po takim szoku. Jak dotąd reszta Berk nawet nie wiedziała, że są parą. Nawet Czkawka nie wiedziałby tego, gdyby ona mu nie powiedziała - a tu proszę. Małżeństwo.
- Dobra, może dajcie nam chwilę ochłonąć - wtrąciła się Astrid, odciągając lekko, acz stanowczo Czkawkę. - Wszyscy powinniśmy po takim dniu.
   Szczerbatek zamruczał z aprobatą, ruszając ścieżką tuż przy boku Astrid. Czkawka złapał ją za rękę, ale wciąż nie był myślami przy niej. jego mina zmieniała się z minuty na minutę, jakby przewidywał różne zagrożenia dla wspólnej decyzji przyjaciół.
- Zgodziłem się - powiedział w końcu, gdy stali już pod drzwiami swojego domu. Astrid spojrzała na niego z rezerwą, jakby była przygotowana na odwet. - Ale nie teraz. Nie kiedy Gevorg... Astrid, musimy to przełożyć na późniejszy termin. Sama rozumiesz...
- Ustalicie to potem, przecież nie musisz od razu myśleć tak bardzo do przodu - próbowała go uspokoić, ale widziała w tych znajomych szmaragdowych oczach jakiś mrok. Coś go niepokoiło i to na pewno nie był Gevorg.
- Astrid, ja nie... Nie jestem przekonany do ślubów. Pamiętasz, jak skończył się nasz... - Astrid zagryzła wargę, rozumiejąc, o co mu chodzi. Pyskacz. Przed oczami stanął jej obraz silnego Wikinga, którego pierś była pokryta krwią. Więc to tego obawiał się Czkawka, pomyślała ze smutkiem, wahając się w progu. Czkawka obrócił twarz w stronę widnokręgu i pogłaskał Szczerbatka po głowie. Smok wymruczał, przymykając oczy, jakby chciał uspokoić swojego jeźdźca samym swoim łagodnym rykiem. Astrid nie potrafiła tego odpowiednio nazwać, ale wiedziała, że ta terapia Szczerbatka była najbardziej odpowiednia na stare rany jego jeźdźca.
- Nic się nie stanie - obiecała mu, stając na palcach i całując w policzek delikatnie. Czkawka spojrzał jej w oczy, starając się ukryć przed nią swój niepokój, ale nie potrafił. Teraz rzadko co potrafił przed nią ukryć. Znali się po prostu zbyt dobrze. - Wątpię, że Sączysmark będzie chciał tak ryzykować, poza tym pamiętaj, że nie jesteśmy sami. Orgah nam pomoże.
   Czkawka kiwnął głowa bez przekonania i wszedł do domu, mijając swoją wybrankę. Astrid westchnęła, czując mieszaninę szczerej radości i lekkiej irytacji. Dlaczego wszyscy tak reagują? Powinni się cieszyć. W końcu Mieczyk i Czkawka sprawili teraz niemały kłopot Sączysmarkowi i Szpadce. Astrid szczerze jej teraz współczuła, wiedząc, że po kłótni z bratem pewnie znalazła sobie cichy kąt i dała upust łzom. Jedyne, co chciała teraz zrobić, to dorwać Mieczyka i sprać go na kwaśne jabłko za takie potraktowanie swojej siostry. Choć z drugiej jednak strony Szpadka początkowo też nie była zachwycona jego zaręczynami z Tanyą...
   Wyrwała się z tych rozmyślań, powracając do chwili teraźniejszej. Słońce znajdowało się już na linii horyzontu, farbując okoliczne wody kroplami rdzawej farby. Zadrżała na samą myśl, starając się nie wyzbywać entuzjazmu. Czerwone zachody słońca zawsze wróżyły coś niedobrego, a przynajmniej w to wierzyli Wandale. W końcu naoglądali się wiele takich zachodów w życiu plemienia.
   Astrid była już przy domu Valki, gdy złapała się za głowę. Ostatnio coraz często ja pobolewała i czuła, jakby cały świat wirował wokół niej. Przystanęła na moment, dotykając skroni, by uspokoić  zarówno bicie swojego serca jak i całej rzeczywistości, jaką rejestrowały jej bystre oczy. W końcu, gdy zawroty głowy ją opuściły, odetchnęła wolno i spojrzała na próg domu Sączysmarka, z którego wyszedł mocno wkurzony Czkawka, zatrzaskując za sobą drzwi. Już miała do niego krzyknąć, gdy głos uwiązł jej w gardle.
   Złapała się mocniej parapetu, ale siła w nogach ją opuściła i jeźdźczyni zjechała po ścianie domu Valki na miękki biały puch, oddychając z trudem. Co jej na dobrego Thora było? Pamiętała, jak całe Berk chorowało z powodu krążącej grypy, a ją dziwnym trafem wirus ominął. Chlubiła się tym, że miała trwałą odporność. Może jednak nie powinna się tym tak szczycić...
- Astrid, Astrid, wszystko gra? - otworzyła oczy i pierwsze, co zauważyła, to czujne i przestraszone oczy Czkawki, wpatrujące się w nią z niemałą troską. Zarejestrowała, że wciąż leżała w zaspie, ale nie miała siły się podnieść, jakby coś przygwoździło jej ciało do podłoża. Jestem Astrid Hofferson, powtarzała sobie za każdym razem, gdy dotykała jej słabość. Gdy życie rzucało jej kłody pod nogi, ona wstawała, otrzepywała się i wymawiała to właśnie zdanie w przypływie dumy i zdecydowania. Teraz, leżąc w śniegu nie czuła już wartości swoich słów.
- Tak - odparła słabo, gdy jej mąż ujął ją najdelikatniej, jak tylko potrafił w ramiona i podniósł, opierając jej głowę o swoje ramię. - Chyba tak.
- Może powinienem zabrać cię do Gothi? - zaproponował, ale Astrid pokręciła stanowczo głową. Odwiedziła staruchę tylko kilka razy i nigdy nie z własnego powodu. Nie chciała przerywać tego osiągnięcia. Da sobie radę, nawet teraz.
- Dam sobie radę - powtórzyła tym razem na głos, czując jak siła powraca do niej z każdą chwilą, niczym pochłaniające ją ciepło. Czkawka spojrzał na nią, jakby nie wierzył w jej słowa, ale nie kłócił się z nią więcej, westchnąwszy tylko lekko.
   Mimo to niósł ją w ramionach aż do samego domu, na co ona przystała z brakiem sprzeciwu. Wolała udawać, że chce po prostu pozostawać w jego ramionach jak najdłużej, niż przyznać się do tego, że jeszcze nie czuje się o siłach, by stanąć na nogi. Choć oczywiście bliskość z jej jeźdźcem zawsze była dla niej przyjemna.
- Przeziębienie? - spytał ją, gdy położył ją na miękkiej kanapie wyłożonej jasnym futrem. Astrid zaprzeczyła ruchem głowy. - Może zatoki? Nie wiem, to Gothi zna się lepiej na tych sprawach.
- Nic mi nie będzie - powtórzyła dziewczyna, siadając mimowolnie. Nie chciała, żeby się tak o nią martwił, choć do głowy powoli przedostawała się jedna opcja, której jednocześnie się obawiała i na nią czekała. Nie, dość. Czkawka ma za dużo własnych problemów.
- Jesteś niemożliwa, Hofferson - westchnął, unosząc ręce w geście desperacji. Szczerbatek podreptał do niej zza pleców jeźdźca i przylgnął do dziewczyny, kładąc swój łeb na jej kolanach. Zielone oczy smoka wpatrywały się w nią z mieszaniną smutku i ciekawości. Astrid pogłaskała Nocną Furię po głowie i pocałowała niedaleko lewego ucha.
- Haddock, skarbie - mruknęła pod nosem, a Szczerbatek zarechotał gardłowo, podnosząc głowę i spoglądając na Czkawkę, jakby się z niego śmiał. Jeździec wywrócił oczami i przeszedł pół pokoju energicznym, spiętym chodem, jakby się nad czymś zastanawiał.
   Nagle drzwi otworzyły się z hukiem, a Szczerbatek odskoczył na bok w takiej pozycji, jakby chciał bronic Astrid przed wrogiem. Czkawka błyskawicznie obrócił się w kierunku progu, ale uspokoił się nieco, zauważając stojącego w nich Svena.
- A zapukać to nie można? - spytał z cieniem uśmiechu. Sven jednak wyglądał na przestraszonego. Jego oczy rozszerzyły się, gdy spojrzał na swojego jeźdźca.
- Wybacz mi, Czkawka - odpowiedział uprzejmie, dysząc ciężko. - Chcę... Muszę...
- Co się stało, Sven? - zapytała Astrid, marszcząc brwi. Wandale słynęli ze swojej uprzejmości. Fakt, że Wiking wpadł ot tak do domu wodza było dość sporym zdziwieniem - coś musiało się za tym kryć.
- Ktoś... ktoś chce rozmawiać z tobą, Czkawka.
   Szczerbatek zawarczał, niekoniecznie do samego Svena i przeszedł pomieszczenie, byleby znaleźć się przy swoim jeźdźcu. Czkawka zmarszczył brwi. Raczej nie zapraszał nikogo na swoją wyspę.
- Kto to? Orgah? - dopytywał się, mierząc Wikinga swoim inteligentnym spojrzeniem. Sven jednak nie odpowiedział.
- Nie wiem, kim jest, ale wygląda groźnie - odparł Wiking wolno, spoglądając na Astrid. Czkawka podążył za jego spojrzeniem i znalazł się tuż przy niej, zanim ona zdążyła na dobre stanąc na nogi.
- Czkawka, nie idź... - zaczęła, ale jej mąż ucałował ją krótkim, ale pełnym uczucia pocałunkiem i spojrzał jej w oczy. W takich chwilach jak ta, żałowała, że był wodzem. Wolała mieć go na wyłączność. Wolała, by był bezpieczny.
   Mimo to, zanim zdołała powiedzieć to na głos, drzwi zamknęły się dźwięcznie za jeźdźcem i jego smokiem. Dobrze, że chociaż Szczerbatek z nim poszedł, pomyślała tylko, starając się uspokoić.



   Mijały wolno godziny, a Astrid obawiała się coraz bardziej. Co się stało? Gdzie był Czkawka? Co kilka minut chciała rzucić wszystko i lecieć za nim, gdziekolwiek by się nie znajdował, ignorując swoje dzisiejsze omdlenie. Mimo to zatrzymywała ją Mel, siedząca teraz na jej kolanach. Nie mogła zostawić dziewczynki, tym bardziej, jeśli coś stało się Czkawce. Skoro teraz nawet Warringowie wiedzieli o tym, że Mel jest ich zastępczą córką, to równie łatwo mogli wykorzystać ten fakt ich wrogowie.
   Mel na całe szczęście nie zauważyła po niej kompletnie żadnych emocji. Była zbyt zajęta zabawą ze swoim własnym smokiem, by zwrócić uwagę na to, jak Astrid trzęsą się ręce przy obejmowaniu jej.
- Patrz, on musi naprawdę uwielbiać węgorze! - wykrzyknęła z cichym, dziecięcym śmiechem, gdy jej mały Wandersmok, drapiący podłogę pod jej bosymi stopami wciągnął niemal całego węgorza za jednym zamachem.
   Astrid uśmiechnęła się lekko, ale ten uśmiech był pozbawiony wszelkich emocji. Tak jakby tu znajdowało się jej ciało, a duch i umysł był razem z Czkawką. Może to niekoniecznie jest wróg - pocieszała siebie w myślach. W końcu tyle klanów wyglądało groźnie, choćby Warringowie, którzy jak się okazuje mieli ogromne serca pełne lojalności wobec swoich przyjaciół, tak samo Damorowie - rodzeni rzemieślnicy. Wikingowie od zawsze wyglądali groźnie, więc dlaczego niby ten jeden gość, który zawitał dziś na Berk miał stanowić zagrożenie.
   Drzwi do domu otworzyły się po raz drugi dzisiejszego dnia, tym razem nie zwiastowały jednak kłopotów, pomimo że Astrid zerknęła podejrzliwie na swój topór, lezący na półce ponad nią a Mel. W progu pojawił się Śledzik, kaszląc głośno, gdy spotkał się z zimnym powietrzem.
- Śledzik! - wykrzyknęła Mel i pobiegła w jego kierunku, ściskając go na przywitanie. Spośród reszty jeźdźców - nauczycieli, właśnie jego ostatnio Mel bardzo polubiła. Nic dziwnego, skoro chłonęła informacje dotyczące jej smoka niczym pergamin atrament, a Wiking od zawsze był źródłem wszelkich informacji o smokach.
- Cześć, mała - przywitał się otyły jeździec, za którym chowała się Sztukamięs. - Jest Czkawka?
   Astrid spojrzała na niego i wzruszyła ramionami, przekazując mu samym spojrzeniem, że coś tu nie gra. Bliźniaki, czy Sączysmark nie zrozumieliby tego gestu, ale nie Ingerman. On zawsze zauważał takie spojrzenia. Jako pierwszy wychwycił, że coś jest między Astrid, a Czkawką, gdy byli jeszcze nastolatkami.
- Miałeś przecież lecieć do Przełęczy Flisaków - powiedziała Astrid luźnym głosem, udając przy Mel. Śledzik spoważniał, gdy zrozumiał wagę sytuacji, w jakiej musiał znaleźć się jego wódz, ale szybko jego twarz się zmieniła.
- Johann jeszcze do nich nie dotarł z moimi księgami. - nadąsał się, klepiąc Sztukamięs po plecach. Smoczyca przepchnęła się za nim i ułożyła się w kącie, przymykając oczy, jakby nie zwróciła w ogóle uwagi na obecność drugiego smoka w tym samym pomieszczeniu. - A szkoda, miałem zapytać ich o zdanie.
- I nie mogłeś wysłać Straszliwca? - zapytała ze śmiechem Mel, patrząc wysoko w górę, by móc dostrzec twarz jeźdźca. Śledzik zarumienił się.
- Wolałbym mieć pewność, że przeczytali moje rozdziały o Gładkoskrzydłych. - tłumaczył jej. - Coś mnie ominęło? - spytał, gdy mel pociągnęła go ku miękkim, ocieplanym fotelom.
- Tak - odpowiedziała krótko Astrid, zerkając mimowolnie na Pioruna, który wdrapywał się po drewnianych półkach w regale.
- Piorun! - wykrzykneła Mel z udawaną złością i wzięła smoka na ręce, zanim znowu coś zepsuł.
- Tak? - zapytał z ciekawością Śledzik, mrużąc błyszczące oczka, niczym małe koraliki. Jeździec rozejrzał się i zauważył gorący napar z liści melisy stojący na stoliku. Wziął czysty kubek i nalał sobie napoju - Co takiego?
- Sączysmark i Szpadka się zaręczyli - odpowiedziała Astrid bez większych ogródek, a Śledzik w ostatniej chwili się powstrzymał przed wzięciem łyka ze swojego kubka. Spojrzał ze zdziwieniem najpierw na Astrid potem na Mel, jakby dziewczynka była w ogóle świadoma całej sytuacji.
- Sączysmark? Ze Szpadką? - Wiking był równie w szoku, co wszyscy inni, zauważyła Astrid, co tylko utwierdziło ją w przekonaniu, że dwójka przyjaciół starannie maskowała przed sobą swoje uczucia. - Oszalałaś, Astrid?
- Kiedy to prawda - zaśmiała się Mel. - Całe Berk o tym mówi!
- Żałuj, że nie widziałeś miny Czkawki, gdy Sączysmark poprosił go o zgodę na ich ślub - Astrid uśmiechnęła się szczerze, przypominając sobie ten moment. Gdyby nie to, że zmusiła go do działania, nieustraszony Pogromca Smoków stałby tam dalej z szeroko otwartymi ustami. A sądziła, że już nic go nie zdziwi...
- Na Odyna - westchnął Śledzik, opierając się o oparcie fotela, które zgrzytnęło pod jego plecami. - Ciekawe rzeczy się tu dzieją, gdy mnie nie ma - powiedział poważnie.
   Mel głaskała swojego smoka, który mruczał za każdym razem, gdy dłonie dziewczynki stykały się z jego niebieskawo-fioletową skórą. Czasami Astrid zauważała iskry pojawiające się między palcami Mel, ale mała jeźdźczyni nie wyglądała, jakby cierpiała. Wręcz przeciwnie, opiekowała się nim jeszcze troskliwiej.
- A jak ci idzie opieka? - zapytał Śledzik, najwyraźniej zauważając już zażyłość pomiędzy dziewczynką, a jej smokiem. Sztukamięs słodko chrapała w kącie, pewnie zmęczona całodziennym lotem. - Znalazłaś już odpowiedni pokarm? Czy dalej szukasz?
   Mel musnęła palcami po cienkiej błonie skrzydeł Pioruna i smok wtulił się w jej ramię.
- Tak. Na początku postawiliśmy z Czkawką na ryby, bo w końcu to gatunek podobny do Szczerbatka, ale cały czas coś mu nie odpowiadało - spojrzała na Pioruna z lekkim rozgniewaniem, jakby chciała mu pokazać, ile straciła czasu i cierpliwości, by wybadać, za czym przepadają Wandersmoki. - Potem kupiłam od Grubego dwa węgorze i okazało się, że Piorun za nimi przepada.
- Węgorze - wymruczał z zainteresowaniem Śledzik, drapiąc się pod brodą. - To rzeczywiście fascynujące. Myślisz, że ma to coś wspólnego w wytwarzaniem prądu? Trzeba to zapisać w Księdze...
- Nie wiem - Mel wzruszyła skromnie ramionami, spoglądając na Astrid z duma, jako że dokonała własnego odkrycia. - Ale też się nad tym zastanawiałam.
   Astrid słyszała tę wymianę zdań jakby przez mgłę, skupiając się cały czas na własnych zwątpieniach. Może powinna zostawić Mel ze Śledzikiem? Dziewczynka powinna być bezpieczna, a ona poszłaby poszukać Czkawkę. Nie ma go w końcu tak długo...
   Znowu zatopiłaby się w fali niepokoju, gdyby w drzwiach nie stanął nagle Czkawka, uśmiechając się z cieniem ulgi i radości na widok swojej rodziny i przyjaciela. Wyglądał na zmęczonego dzisiejszym dniem, zresztą trudno było mu się dziwić. Jeśli do tej pory rozmawiał tylko z tym jednym gościem, to dialog ten z pewnością go zmęczył.
- Czkawka! - wykrzyknęła Mel, kładąc delikatnie Pioruna na kanapę i biegnąc w kierunku przybranego taty.
   Jeździec przykucnął i wziął małą w objęcia, biorąc wdech wśród jej gęstych, skołtunionych włosów, na które nawet Astrid nie potrafiła znaleźć rozwiązania. Śledzik wpatrywał się w nich przez chwilę z dziwną miną - Astrid nigdy nie widziała u niego podobnej i nie wiedziała, co mogła ona oznaczać.
- Kim był ten gość? - zapytała od razu Astrid, choć widok jej męża całego i zdrowego nieco ją uspokoił. Szczerbatek wślizgnął się do środka, po czym ułożył się koło Sztukamięs, gdy zauważył, że smoczyca zasnęła.
- Cześć, Śledzik - przywitał się wpierw jeździec, gdy Mel w końcu puściła jego szyję. Piorun podreptał za nią, zeskakując z cichym łoskotem z kanapy. - Zaraz wam powiem, dajcie mi odetchnąć - powiedział, całując Mel w policzek. - A ty nie powinnaś spać? - zapytał ją łobuzerskim tonem, po którym Astrid uznała, że musiał mieć naprawdę dobry humor. Kim był ten obcy?
   Mel machnęła ręką, po czym złapała go za rękę.
- Chodzi o węgorze, Czkawka. Rozgryzłam to dzisiaj po obiedzie. Wandersmoki uwielbiają węgorze!
   Spojrzenie Czkawki spoczęło na moment na Piorunie, który był już niedaleko bosych stóp dziewczynki i jeździec uśmiechnął się z błyskiem zrozumienia.
- Niewiarygodne - wyszeptał, a Śledzik kiwnął głową z przytaknięciem.
   Astrid odchrząknęła, próbując ściągnąć na siebie uwagę swojego męża. Siedziała kilka godzin jak na szpilkach i cały czas myślała o jego bezpieczeństwie, podczas gdy jeździec wrócił z szerokim uśmiechem do domu i nie udawał, jakby nic się nie stało. Postanowiła, że jeśli Czkawka nie wyjaśni jej, co jest grane w ciągu pięciu minut, to jeździec znajdzie się na polu bitewnym Odyna szybciej, niż powinien.
   Czkawka spoważniał na widok jej miny, po czym pogłaskał Mel po głowie.
- Idź spać, Mel. Jutro porozmawiamy o Piorunie. - powiedział.
- Obiecujesz? - dopytywała się dziewczynka, biorąc na ręce swojego małego smoka, który przeciągnął się w jej ramionach, jakby wiedział, że jest u siebie.
- Obiecuję. - Czkawka kiwnął głową z powagą. - No już, zmykaj.
   Mel pożegnała się krótko ze Śledzikiem, po czym poszła do swojego pokoju, stukając bosymi stopami o drewnianą podłogę. Szczerbatek odczekał chwilę, po czym zniknął za nią, co robił ostatnio coraz częściej, jakby obawiał się, że Piorun zrobi jej krzywdę podczas snu. Szczerbatek najprawdopodobniej wciąż nie ufał nowemu członkowi rodziny.
   Gdy w domu Haddocków nastała cisza, Czkawka usiadł między Astrid i Śledzikiem i odetchnął spokojnie, wyzbywając się ostatnich zbędnych odczuć. Ciszę przerywało jedynie ciche chrapanie Sztukamięs w kącie pomieszczenia.
- No i jak? - dopytywała się Astrid cicho, zastanawiając się, czy Mel nie skusi się, by ich podsłuchiwać. - Kto to był?
- Szpieg Hoodów - odparł Czkawka spokojnie, opierając się o swoje nogi na łokciach. - Chciał ze mną mówić, bo postanowił zdradzić swoich.
   Nikt nie odpowiedział. Astrid zastanawiała się, ile razy jeszcze w ciągu dnia jej humor ulegnie zmianie. Już drugi raz była w szoku, a od ostatniego zdziwienia nie minęło nawet dwanaście godzin. Bogowie się na mnie uwzięli, pomyślała, zastanawiając się, ile razy jej ukochany wypowiedział te słowa.
- Naprawdę? - wydukał w końcu Śledzik. - Kim on był? Kimś ważnym? Dlaczego ich zdradził?
- Nie mogę tego powiedzieć - westchnął Czkawka, rozglądając się czujnie po domu, jakby nie czuł się tutaj bezpiecznie. - Na Berk też są szpiedzy. Ważne, że mam już plan ataku. Jutro rano wyślę moją mamę z wiadomością do Orgah. Straszliwca mógłby ktoś przejąć...
- Plan? - spytała Astrid, marszcząc brwi. Kolejna walka? Ledwie rok temu zginął Theod, a dwa lata temu na Berk stoczyła się bitwa, której o mało co nie przegrali. Miała nadzieję, że konflikty w końcu się skończą i będą mogli nacieszyć się bezpieczeństwem. - Kiedy zamierzasz uderzyć?
- Za dwa dni - Czkawka spojrzał jej oczy i Astrid poznała po nim zdeterminowanie. Miał plan i zamierzał się go trzymać, jakby miał był ostatnim, co zrobi, zanim uczyni Berk znów bezpiecznym miejscem. - Hoodowie będą płynąć na północ, do Gór Kościstych. Tam ich złapiemy.  







Witajcie :33 mam nadzieję że cieszycie się z weekendu tak jak ja :DD koleżanka wyciągnęła mnie na herbatę do kawiarni, to dlatego tak późno dodaję, ale - jak obiecałam - jest piątek i jest rozdział :))

Następny za dwa tygodnie :) buziaki, Just ;**