Śnieżyca trwała jeszcze dwa tygodnie, przez co Wikingowie mieli problem z ogarnięciem prostych, codziennych obowiązków. Port na pewien czas zamknięto, by móc zająć się zamrożonymi pomostami. Czkawka miał masę pracy przy grubych kawałkach lodu, które trzeba było odtransportować z portu, by umożliwić kupcom korzystanie z głównego ośrodka handlowego Berk.
Wyszedł wczesnym rankiem z domu, planując, że zje śniadanie dopiero, gdy skończy pracę. Zanim jednak zdążył wsiąść na Szczerbatka, drzwi do jego domu otworzyły się ponownie.
- Tato! - usłyszał głos Andre, wyłaniającego się z progu. Chłopiec miał splątane włosy i sklejone oczy, jakby ledwie zerwał się z łóżka. Zarzucił na siebie lekkie futro i spojrzał na ojca z zaspaną twarzą. - Gdzie lecisz? Mogę ci pomóc?
Czkawka wymienił zaskoczone spojrzenie ze Szczerbatkiem i poklepał siodło przed sobą.
- Jasne, wskakuj. - odparł, a Andre zajął posłusznie miejsce.
Wiatr posyłał płatki śniegu we wszystkie strony, jakby Berk było epicentrum całej śnieżycy. Wikingowie zbierali się już na klifach i szli ostrożnie po zamarzniętych drewnianych stopniach w kierunku portu, który w obecnych okolicznościach przypominał lodową górę.
- Chciało ci się tak wcześnie wstawać? - spytał Czkawka, gdy Andre złapał za stery na siodle. Czkawka uczył go już latać na Szczerbatku i Andre ze zdumiewającą łatwością przyswoił sobie tę wiedzę. Wódz uśmiechnął się na widok swojego syna, który przypominał jego samego sprzed lat, gdy poznali się ze smokiem.
- Wolę pomagać tobie niż mamie - odpowiedział wprost, a Czkawka roześmiał się głośno. Andre ostatnio podpadł Astrid, dlatego jeźdźczyni szukała sposobów, by zająć jego czas tak, aby nie miał kiedy myśleć o psotach.
- I po co się zadawałeś z Darczykłakiem? - spytał go łagodnie Czkawka. - Przecież go znasz i wiesz, że zawsze cię wciąga w te swoje pomysły.
- No wiem - mruknął pod nosem chłopiec, najwyraźniej niezadowolony z tego, że Czkawka obrał stronę Astrid. Tak naprawdę rzadko się z nią nie zgadzał, a jeśli już to się zdarzało to wolał to przed nią ukryć. - Tato, co jest z Mel? Ostatnio jest jakaś dziwna.
Czkawka zmarszczył brwi. Nie mógł powiedzieć, że nie zauważył zmiany w zachowaniu swojej córki, ale przeczuwał też, że w znacznej mierze się do tych zmian przyczynił. Szczerbatek szybował nisko nad ziemią, unikając starannie wysokich domków Wandali. Jeżeli w taką pogodę wzlecieliby za wysoko, śnieżyca mogłaby ich porwać w kierunku morza.
- To pewnie przez to, że nie może latać z Piorunem - odparł spokojnie wódz, kładąc rękę na ramieniu syna. Andre zachichotał.
- Albo Mel się zakochała - zaszczebiotał, a Czkawka niemal poczuł, jak przechodzi mu po plecach mróz. Nie potrafił myśleć o Mel inaczej jak o małej córeczce, którą zawsze dla niego pozostanie.
- W kim? W Robinie? - zapytał, czując cień złości wobec chłopaka. Andre wzruszył ramionami. ie chciał wsypać siostry, poza tym lubił Robina i znał swojego ojca. Wiedział, że Czkawka raczej nie zareaguje pokojowo, jeżeli jego podejrzenia padną na chłopaka.
- Raczej wątpię - odparł chłopak, wzruszając obojętnie ramionami. Sam chciał wiedzieć, kim jest ta osoba. Uwielbiał wkurzać Mel, a poznanie jej obiektu uczuć byłoby dobrą formą dla jego żartów. - Na pewno to nie Robin, ostatnio się pokłócili.
Czkawka nagle zahamował Szczerbatka tuż nad portem. Andre myślał, że jego ojciec dostrzegł coś w pracy robotników, ale gdy na niego spojrzał, uświadomił sobie, że to jego słowa go zszokowały na tyle, by zatrzymać smoka w powietrzu. Niepokoiło go to spojrzenie.
- Robin i Mel? - spytał z szokiem Czkawka. Jego ciemne brwi zmarszczyły się w przypływie zdumienia. - Oni nigdy się nie kłócili.
Co innego ja i Astrid, pomyślał z westchnieniem, przypominając sobie ich pierwsze kłótnie. Tak naprawdę sądził, że jeźdźczyni go nienawidziła, dopiero później dowiedział się, że skrywała wobec niego uczucia, których sama nie rozumiała. Dziwił się natomiast kłótni przyjaciół, ponieważ znał ich przyjaźń od momentu, gdy wykluły się pierwsze smoki nowego pokolenia jeźdźców. To tam wszystko się zaczęło. Mel odnalazła w Robinie druha, którego ciężko było jej zastąpić. Nawet w postaci ojca.
- Mama tak mówiła - Andre wzruszył ramionami. Wolał już skończyć ten ponury temat. Prawdę mówiąc wkurzało go, gdy rodzice zbytnio koncentrowali się na Mel.
Przypomniał sobie moment, gdy dowiedział się, że Mel nie jest ich rodzoną siostrą. Przez tydzień chodził naburmuszony, aż w końcu przyznał przed samym sobą, że nic to nie zmieniło w ich stosunkach. Choć Mel była idealnym obiektem jego kpin i uwielbiał ją wkurzać, to kochał ją ponad własne życie i nie wyobrażał sobie domu bez łusek Pioruna szurających po podłodze czy jej donośnego głosu, wskazującego na obecność dziewczyny w domu wodza.
- Porozmawiam sobie z mama - burknął pod nosem wódz i zawrócił smoka w kierunku pomostu sięgającego prawie do krańca widnokręgu.
- No chodź, to nie jest trudne - śmiała się Mel, ciągnąc za sobą Angusa. Chłopak wzdrygał się na samą myśl o dotknięciu smoka, a co dopiero jego dosiadaniu. Piorun czekał spokojnie na swoim miejscu na gładkim śniegu, choć nie wydawał się zachwycony tym pomysłem. Dobrze rozumiał zakaz wodza i wiedział, że popełnia błąd. Jego jeźdźczyni jednak tego nie rozumiała.
- O za mną nie przepada - zawołał Angus, wskazując na Wandersmoka. Piorun w odpowiedzi jedynie warknął, potwierdzając słowa jeźdźca.
- Przekona się - warknęła Mel, posyłając smokowi ponure spojrzenie. Piorun prychnął pod nosem, a z jego nozdrzy uniosła się para.
- Skoro tak mówisz, Melly - uśmiechnął się do niej chłopak. Od dwóch dni zaczął ją tak nazywać. Początkowo dziewczyna prosiła go, by mówił do niej normalnie - per Mel - ale spodobało jej się to tak bardzo, że wkrótce o tym zapomniała. Mimo to nie potrafiła nie zareagować rumieńcem na nadane jej zdrobnienie.
Angus wsiadł na smoka, a Mel zajęła miejsce przed nim. Jej siodło dałoby radę pomieścić nawet trzy szczupłe osoby, dlatego miejsca starczyło jak najbardziej dla pary. Mel poczuła dreszcz, gdy chłopak objął ja czule ramieniem, przysuwając swój podbródek do jej ramienia.
Dziewczynie przyszło do głowy, że może chłopak chwycił ją, bo boi się lotu, ale coś mówiło jej, że jest w błędzie. Angus czekał na moment, by ją przytulić.
Wandersmok odwrócił głowę i warknął ponuro w stronę Wikinga, jakby dawał mu ostrzeżenie. Mel zignorowała smoka.
- Piorun! - wykrzyknęła oburzona. Nie rozumiała smoka. Piorun był przyjacielskim i dobrym stworzeniem. Nigdy nie warknął na żadnego Wikinga spośród jej bliskich. A Angus zaliczał się do tej grupy.
- Daj spokój, przejdzie mu - odparł niewzruszony Berserk, rozglądając się wokół. Mel przełknęła głośno ślinę i wystartowała. Czuła, jak jej smok nabiera powietrza pod swoje skrzydła i łagodnie unosi się w powietrze. Angus nie wyglądał na przestraszonego - albo świetnie udawał. W każdym razie nie drgnął ani o milimetr, gdy potężne skrzydła smoka wędrowały to w dół, to w górę.
Łamiesz zakaz Czkawki, myślała dziewczyna. Czuła, jak wyrzuty sumienia rozrywają jej serce. Jeszcze nigdy nie sprzeciwiła się Czkawce. Co było w młodym Berserku, że łamała dla niego wszystkie swoje zasady? Angus objął ją pewniej, wykorzystując każdy podmuch wiatru, by zbliżyć się do dziewczyny. Biło od niego ciepło i zrozumienie, jakiego potrzebowała.
- Nie jest to trudne - odrzekł chłopak, gdy wtem Piorun wystartował.
W ostatniej chwili Mel złapała za siodło, przytrzymując na nim siebie i swojego towarzysza, który starał się zachować zimną krew w obliczu zagrożenia.
- Pioruun! - krzyczała rozwścieczona, ale smok wpadł w trans. Wyleciał poza Berk i robił spirale, korkociągi i beczki, byleby tylko zwalić ze swojego grzbietu niechcianego Wikinga. Berserk jednak trzymał się mocno dziewczyny i siodła, dobrze operując swoim ciałem dla zachowania równowagi. Mel natomiast cały czas krzyczała, starając się doprowadzić smoka do ładu.
- Proszę, dość! - wykrzyknęła w końcu, a smok znieruchomiał. Czuła spływające jej po policzkach łzy. Nie rozumiała, dlaczego smok postępował w ten sposób. Jej Piorun. Jej smok. Jak mógł zrobić coś tak okropnego? Chciała przekonać Angusa do smoków, tymczasem jej smok zawiódł jej zaufanie.
Angus nie wydawał się poruszony. Chwile niespokojnych lotów zbliżyły go do ciała dziewczyny jeszcze bardziej, tak że teraz Mel czuła na karku gorący oddech chłopaka.
- Przepraszam za niego - wyszeptała z szokiem. - Nie wiem, co się z nim dzieje...
- Nic się nie stało - odparł chłopak z rozbawieniem. - Spodziewałem się, że spróbuje mnie zjeść, więc to i tak dobrze.
Mel uśmiechnęła się lekko, natomiast Piorun prychnął pod nosem, jakby pożałował, że nie spełnił oczekiwań chłopaka.
- Świat z grzbietu smoka wygląda całkiem inaczej - wyszeptał po dłuższej chwili. Mel obróciła się w jego stronę z uśmiechem pełnym nadziei. Pomyślała, że jeżeli pomimo scen Pioruna, chłopak zdołał się przekonać do smoków, to może innym Berserkom też się to uda.
Nagle powstrzymała się, gdy zauważyła jak blisko usta Angusa znajdują się od jej własnych. Brązowe oczy chłopaka pociemniały, a twarz wysunęła się w jej stronę, jakby pragnęła tego samego, co jeźdźczyni. Mel zamknęła oczy, czując, że jej serce bije cztery razy szybciej...
Piorun nie dał się im nacieszyć tą chwilą. Nim usta kochanków się spotkały, obrócił się wokół własnej osi jeszcze raz, niemal zwalając chłopaka z siodła. Mel chwyciła go za łuski, czując narastające przerażenie. Co jeśli jej smoczy przyjaciel wpadnie na pomysł wydobycia z siebie pokładów zgromadzonej energii? Ona sama wiedziała, jak unikać zagrożenia, ale Angus...
- Zawracamy, Piorun - powiedziała twardo, czując, że nabierze do smoka dystansu, jakiego nie miała nigdy przedtem. Wandersmok nie wyglądał na zaskoczonego, wręcz przeciwnie, żwawo zawrócił do groty, która zamieszkiwał Berserk.
Nie minęło kilka minut, a znaleźli się na miejscu. Mel nie odezwała się ani słowem, nawet gdy chłopak starał się poprawić jej humor. Była w szoku. Nie wierzyła, że smoki potrafią być tak aroganckie i podłe. Piorun nigdy nie zachowywał się w ten sposób. Wiedział doskonale, że Angus jest dla niej kimś ważnym, ale zignorował to, tylko dlatego, że sam nie pałał sympatią do Wikinga.
- Przepraszam cię - wydukała, schodząc pospiesznie ze smoka. Angus zeskoczył zgrabnie z grzbietu i podążył za dziewczyną. Piorun wykorzystał okazję, by uciec w las w pogoni za małą wiewiórką. - Nie wiem, co mu się stało. On zwykle taki nie jest, naprawdę.
- Rozumiem, Mel - odparł Angus, wpatrując się w nią badawczo. Dziewczyna czuła, że nie może znieść tego spojrzenia. Wolałaby, żeby chłopak na nią nakrzyczał, powiedział, że zrobiła coś nie tak. On natomiast uśmiechał się do niej ciepło, jakby incydent w chmurach nie miał miejsca.
- Nic nie rozumiesz! - wykrzyknęła Mel z żalem z głosie. - One takie nie są, naprawdę... - wyszeptała pod nosem, choć nie dowierzała w te słowa, po tym, co ją spotkało. - One...
Angus podszedł do dziewczyny i złapał ją za ręce, próbując uspokoić.
- Mel, spokojnie. Nic się nie stało. Nie oczekiwałem, że od razu mnie polubi. Pewnie wyczuł, że zabijałem smoki i stąd jego chłód. Nie przejmuj się - mówił stanowczo. Jego słowa działały na uczucia Mel jak kompres. Potrzebowała ich. Potrzebowała wytłumaczenia dla zachowania swojego kochanego pupila.
- Nie tak to miało wyglądać... - wyszeptała, czując, że się poddaje. Chciała wierzyć, że Angus teraz jej nie zostawi, że nie spłoszy się po zachowaniu jej smoka. Tak bardzo chciała włączyć go do swojego świata...
- Już dobrze - odparł Angus, głaszcząc jej policzek. Mel wpatrywała się w jego ciemne, łagodne oczy. Przypomniała sobie moment w chmurach. Wtedy, kiedy prawie się pocałowali. Teraz znów znajdowali się blisko i teraz nikt, ani człowiek, ani smok nie był w stanie im przeszkodzić.
Mel odrzuciła na bok strach i upokorzenie. W jednej chwili liczył się tylko rudowłosy Berserk, który przyciągał ją do siebie jak magnes. Angus przyciągnął ją do siebie i czule pocałował, sprawiając, że dziewczyna zapominała o swoim gniewie i rozczarowaniu. Dziewczyna pierwszy raz poczuła z kimś taką bliskość. Chciałaby zabrać Wikinga do Berk, pokazać mu wszystkie swoje ulubione miejsca. Ale nie mogła. Ich uczucie było zakazane, co sprawiało, że jeszcze bardziej się nim ekscytowała.
Angus ukończył pocałunek, patrząc w rozmarzone oczy dziewczyny jak w lustrzane odbicia.
- Dziękuję, Melly - wymruczał, głaszcząc jej zmarznięte dłonie, skryte w jego własnych. - Dziękuję, że pokazałaś mi Berk.
Mel posmutniała. Przypomniała sobie słowa Hassy pewnego słonecznego dnia. Piła u niego herbatę, rozmawiając o codziennych sprawach. Wspomniała mu o Czkawce i o jego planach wypraw na Północ i Wschód. Młody kowal zaśmiał się.
- Bez Czkawki Berk by nie istniało - przyznał. Mel wzięła sobie wtedy te słowa do serca. Zgadzała się z nimi.
Teraz sprawa wyglądała inaczej. Skoro Czkawka był Berk, jakim cudem ona mogła mu pokazać wyspę. Jej uroki, tradycję i siłę? Jak miała to zrobić bez osoby wodza? To tak jakby ktoś kazał jej przedstawić morze bez możliwości pokazania jej piaszczystej plaży, chłodnych wiatrów i ciężkich żagli. Jej definicja słowa dom odbiegała od wyobrażeń Wikinga.
- Nie wiesz, co mówisz, Angusie - wyszeptała ze smutkiem. Berserk spojrzał na nią z zaskoczeniem, jakby zastanawiał się jednocześnie, co powiedział nie tak. Mel uścisnęła jego dłonie i wyszła po Pioruna. Musiała przemyśleć, co było dla niej ważniejsze. Jej wyspa, dom i dziedzictwo, czy osoba, która nadawała sens temu wszystkiemu. Nie potrafiła zdecydować. Chciała jednocześnie tak dużo, a tak mało dawali jej bogowie.
Powróciłam! :D tęskniliście? :*